XXI
Zanim Samuel
i Tom poszli do lasu, wilkołak pobiegł do namiotu w zniewalającym tempie i
przyniósł czarodziejowi wierzchnie odzienie, by uchronił się przed zimnym
deszczem. Zaraz potem ruszyli w stronę pierwszych drzew gęstego boru. Tom właściwie
nie wiedział, w jakim celu się tam udają i nie zapytał o to Samuela aż do
chwili, gdy minęli pierwszą linię drzew. Wtedy wilkołak odparł:
– Zobaczysz.
– Tom nie dopytywał dłużej, wiedząc, że jeśli Samuel chce mu zrobić
niespodziankę, to nic nie stanie mu na drodze. No chyba, że jakimś cudem
Alexander poszedłby za nimi i zrobił coś, co przeszkodziłoby planom alfy. A na
to Tom nie liczył, bynajmniej. Może sobie trochę wyobrażał, w końcu nie był
ślepy i widział, że mężczyźni są o niego zazdrośni. Bardzo mu to schlebiało.
Samuel szedł
przodem, wyprzedził Toma o kilka kroków, przez co młodzieniec musiał trochę
nadganiać, żeby nadążyć. Nie skarżył się jednak, dopóki był w stanie złapać
oddech. Gałęzie drzew przecinały powietrze i uderzały o siebie nawzajem. Wiatr
w połączeniu z nimi tworzył wilgotny szum, a deszcz spływał po drzewach i
opadał na leśną ściółkę, która zrobiła się okropnie śliska. Tom zaczął
ostrożniej stąpać, kiedy przyszło im wspinać się do góry, jednak pomimo tego
poślizgnął się i zjechał po gnijących liściach w dół. Samuel odwrócił się i
podbiegł do niego, zanosząc się śmiechem.
– Fajtłapa
jesteś, okropna – rzucił, zbierając czarodzieja z ziemi. – Wszystko dobrze? –
dopytał widząc kwaśną minę chłopaka. Ten otrzepał dłonie z błota i kawałów
liści, choć na niewiele się to zdało, po czym odparł:
– A z ciebie
marny opiekun – wytknął mu i ruszył przodem, jednak mniej pewnym krokiem, niż
przedtem. – Nic mi nie jest. Poradzę so… – przerwał, niemal tracąc równowagę,
ale Sam złapał go w pasie i przytrzymał w pionie. Tom fuknął pod nosem, ale
poddał się dłoniom wilkołaka, zdając sobie sprawę, że jednak nie poradzi sobie
sam.
– Jaki ze
mnie opiekun? – dopytał z ustami przy uchu Toma, a ten zadrżał na uczucie
oddechu mężczyzny i poczuł, jak czerwienieje. Po chwili Samuel przejechał
dłońmi po brzuchu czarodzieja, masując go powoli i nęcąco, na co Tom zareagował
chrząknięciem i kilkoma próbami oswobodzenia się.
– Samuel… –
prawie warknął, zniecierpliwiony, łapiąc mężczyznę za ręce. Ten jednak nie dał się
tak łatwo odciągnąć.
– Przyznaj,
że jestem znakomitym opiekunem – powiedział wilkołak, po raz kolejny owiewając
gorącym oddechem szyję Thomasa. Blondyn zacisnął usta i uśmiechnął się mściwie.
Obrócił się w ramionach wilkołaka, po czym zajrzał mu w oczy. Oblizał wargi,
zamrugał powoli, aż w końcu odparł zmysłowo:
– Jesteś
najznakomitszym opiekunem, jakiego w swoim wrażliwym wnętrzu kiedykolwiek
gościłem. – Samuel przełknął ślinę i objął mocniej Toma, przyciskając go do
siebie ciaśniej, niż wcześniej.
– Tak? –
odparł krótko, wyczekując więcej pochwał.
– Taaak… –
przesunął dłonią po piersi odzianej w przemoczoną koszulę. Wyraźnie czuł pod
palcami twarde mięśnie wilkołaka. – No, w zasadzie, poza Alexandrem nie masz
sobie równych – zaśmiał się głośno i wyswobodził z uścisku mężczyzny. Ruszył
przed siebie, tym razem unikając spotkania z mokrą ziemią. Zostawił za sobą
zdziwionego i nieco urażonego wilkołaka, śmiejąc się wciąż pod nosem. Ach, jak
on uwielbiał mu dokuczać!
Przez resztę
drogi Samuel udawał, że nie padły żadne uwłaczające mu słowa. Wyminął w końcu
Toma, by w dalszym ciągu go prowadzić. Po kilkunastu minutach wędrówki w
niesprzyjających warunkach dotarli pod niewielkie skały, u podnóży których
znajdowała się jaskinia. Samuel zatrzymał się przed jej wejściem i obejrzał się
na czarodzieja. Tom zerknął na niego pytająco, uśmiechając się lekko, jednak
trochę wszystkiego niepewny. Co to było za miejsce i czemu tutaj przyszli?
– Sam? Może
mi wyjaśnisz, co tutaj robimy? – zapytał blondyn, rozglądając się dookoła z
ciekawością. Wilkołak uśmiechnął się zadziornie, po czym wszedł do środka bez
słowa. Tom, nie mając lepszego wyjścia, poszedł za nim. W środku było ciemno,
więc Tom niewiele myśląc użył magii, żeby oświetlić sobie drogę. Wilkołak
odszedł już kawałek, aż zniknął z oczu czarodziejowi, wchodząc w kolejną wnękę.
Tom przyśpieszył kroku, aż zobaczył po lewej kolejną wnękę, która prowadziła
do… jeziorka? Samuel stał przy samym brzegu i właśnie ściągał z siebie ubrania.
Do środka wpadała jasna smuga światła z góry, gdzie czas wyżłobił średniej
wielkości szczelinę.
– Rozbieraj
się – powiedział wilkołak, po czym podszedł do czarodzieja. – Mam ci pomóc? –
Uśmiechnął się bokiem ust i chwycił za poły płaszcza blondyna. Tom pomógł mu
ściągnąć z siebie ubranie, a gdy był już nagi, wyminął Samuela i sam wszedł do
wody. Rzeczywiście, była bardzo ciepła i momentalnie rozgrzała jego przemarznięte
ciało. Wilkołak patrzył za nim, aż ten nie zniknął pod taflą źródła. Zaraz sam
też wszedł do wody, nie zwlekając dłużej. Bez chwili zwłoki przylgnął do pleców
Toma, który stał do niego tyłem i przyglądał się błyszczącym ścianom jaskini.
– Niezwykłe
miejsce – odezwał się czarodziej, opierając się o kochanka. Samuel objął go
ramionami, a podbródek wsparł o czubek głowy Toma.
– Podobne
jest w Sarihmas, w Czerwonej Dolinie. Gdy byłem jeszcze młokosem razem z Charles
i Waltem uciekaliśmy do niej przed ojcem, kiedy narzucał nam nudne zajęcia –
wyznał, pierwszy raz w życiu wspominając o swojej rodzinie. Uśmiechał się przy
tym smutno, jednak blondyn nie mógł tego dostrzec. Zastygł w ramionach
wilkołaka.
– To twoi…?
– Tak, moi
bracia – odparł Sam, odsuwając się nieco. Tom obrócił się i spojrzał na niego
uważnie. Wilkołak miał spięty wyraz twarzy, widocznie się też zdystansował.
– Co się
stało? – zapytał czarodziej, nieco przejęty. Zaczynał podejrzewać, o co chodzi
i bardzo się zmartwił. Samuel nie patrzył na niego. Przesuwał palcami po tafli
wody, tworząc niewielkie fale i kręgi.
– Ruszyli za
zagubioną gromadą dzieci, zbliżał się wieczór. Wtedy było polowanie. – Przerwał
na krótką chwilę, by przenieść wzrok na pierś Toma i pogładzić swobodnym ruchem
jego ramiona. – Wszystkich zastrzelili kłusownicy – dokończył. Tom drgnął na te
słowa. Nie miał o tym pojęcia… – Nic nie mogliśmy zrobić. Żyjemy na tych
ziemiach jak zwierzęta, pozbawieni praw i wolności. Jedyną szansą na zmiany
było wejście w układ z wróżami. Gdy wrócimy do domu, wyznaczą nasze granice i
wtedy moi ludzie będą bezpieczni. – Czarodziej słuchał go z uwagą, widząc, jak
wielką miłością Samuel darzy swoją watahę. Tom tylko raz poczuł taką
odpowiedzialność – kiedy wybuchła wojna, a on wiedział, że musi wspierać
rodziców. Po ich stracie bardzo cierpiał i wyobrażał sobie, jak cierpieć musiał
Samuel po śmierci braci. – Długo nie było w moim życiu nikogo ważniejszego od
mojego stada. Zawsze myślałem, że tak już pozostanie, lecz… – przerwał, by
spojrzeć na Toma. Zajrzał mu w oczy niepewnie, jednak w końcu dokończył. –
Spotkałem ciebie. – Młodzieniec uchylił usta w zdumieniu i zamrugał,
zdezorientowany. Wilkołak pochylił się do ust Toma, całując je mocno i
zachłannie. Czarodziej poczuł, jak serce zabiło mu mocniej. Objął za szyję
wilkołaka, nie wierząc własnym uszom. Po chwili Samuel oderwał się od niego, by
szepnąć:
– Powiedz
coś. – Tom jednak nie mógł wykrzesać z siebie nic więcej, poza drżącym
oddechem. Objął mężczyznę i przytknął swoje usta do jego skroni. W końcu
wydusił z trudem:
– Boże, Sam…
obejmij mnie, bo zaraz oszaleję. – Wilkołak przycisnął go do siebie i złapał
jego twarz w dłonie. Na powrót zaczął go całować, od razu głęboko i namiętnie.
Tak bardzo go pragnął… Tom był jego… marzeniem. Nie chciał nawet myśleć, że tak
naprawdę nie czeka ich szczęśliwa, wspólna przyszłość.
~∞~
– Chyba już
wyschnąłem – oznajmił Tom, sięgając po swoje ubrania leżące obok Sama. Musiał
się przez niego przechylić, a wtedy jego twarz znalazła się niebezpiecznie
blisko krocza mężczyzny. Złapał szybko spodnie i bieliznę, by odsunąć się
prędko z niewzruszonym wyrazem twarzy. Tak naprawdę zrobiło mu się trochę
głupio, ale nie pokazał tego po sobie. Samuel za to uśmiechnął się bezczelnie,
aż w końcu powiedział:
–
Wystarczyło powiedzieć, podałbym ci rzeczy. – Tom tylko zerknął na niego
przelotnie i zaraz kontynuował wciąganie spodni na tyłek.
Gdy obaj już
byli ubrani, wyszli z jaskini. Zaczął padać śnieg. Miękki puch pokrył liście i
pomniejsze krzaki, tworząc biały dywan, który pod stopami topniał i odsłaniał
ściółkę. Tom był oczarowany, jak odrobina śniegu mogła ubajecznić las. W
Srebrnym Mieście nie miał okazji oglądać ośnieżonych lasów, ani pól.
– Widzę, że
Sarihmas przypadło ci do gustu – rzucił Sam, idąc z Tomem ramię w ramię.
Czarodziej uśmiechnął się do niego i przytaknął, by zaraz powiedzieć:
– Nigdy nie
widziałem zimy. Wygląda niesamowicie, ale pewnie nad jeziorem jest jeszcze
piękniej. – Samuel złapał go za rękę i zaszedł mu drogę. Tom przystanął,
zdziwiony. Spojrzał w twarz wilkołakowi z pytającym wyrazem twarzy. Samuel
wziął głębszy oddech, przełknął ślinę, a w końcu powiedział:
– Kiedy
będzie po wszystkim, chcę żebyś tu został. – Tom uniósł brwi, zaskoczony. Nic
jednak nie powiedział, bo Samuel znów się odezwał. – Zajęcia jest mnóstwo, a po
wojnie jeszcze więcej się znajdzie do roboty, nie? Co myślisz? – Tom wyglądał
na zakłopotanego. Prawdę mówiąc miał zamiar wrócić do ojczyzny… ale w zasadzie
nie miał po co tam wracać. Samuel widząc wahanie z jego strony dodał
pośpiesznie: – Nie musisz odpowiadać już teraz, rozumiem, że to ważna decyzja.
– Tom zajrzał mu w oczy i uśmiechnął się nieśmiało.
– Chodźmy
już, zgłodniałem – zaśmiał się i pociągnął wilkołaka za dłoń w dół leśnej,
sprószonej śniegiem ścieżki.
~∞~
Alexander
siedział otulony w koce i patrzył na śpiącego Demetriusza. Było już trochę późno,
a Tom nadal się nie pojawił. Zaczynał się niecierpliwić. Poszedłby go poszukać,
ale wciąż czuł się zbyt słabo, żeby wychodzić na zewnątrz. Tym bardziej, że
zaczął sypać śnieg i zrobiło się jeszcze zimniej.
Nagle
Demetriusz poruszył się niespokojnie, a po chwili otworzył oczy, gwałtownie
łapiąc powietrze. Alex zmarszczył brwi i pochylił się nad nim.
– To tylko
sen, spokojnie. – Blondyn spojrzał na niego i pokiwał niemrawo głową. Podniósł
się do siadu i oparł głowę o ramię wampira. Strasznie się cieszył, że Alexander
wyzdrowiał. Bał się, że nie uda mu się zwalczyć trucizny.
– Śnił mi
się Gajusz – powiedział krótko, unikając spojrzenia mężczyzny. Nie lubił wracać
pamięcią do poprzedniego życia. Alexander to rozumiał. Przygarnął go do siebie
i ucałował w czubek głowy.
– Gdybym
znał sposób, wyrwałbym go z twojej pamięci – szepnął miękko. Blondyn pokiwał
głową, wtulając się mocniej w wampira. Chętnie zapomniałby o tym zdegenerowanym
starcu. – Chciałbym wrócić na Ziemię. Z tobą i Tomem. Co o tym sądzisz? –
Demetriusz odsunął się od Alexandra, zdziwiony. Milczał przez chwilę, wpatrując
się w koc, jakby w nim miał znaleźć odpowiedź. Uniósł spojrzenie na wampira,
trochę chłodne i ostre jednocześnie.
– Ja nie mam
nic przeciwko – rzucił, by zaraz dodać: – Ale naprawdę myślisz, że Tom będzie
chciał wyruszyć z nami? – Kiedy wampir milczał, Demetriusz zaśmiał się w głos i
pokręcił głową z niedowierzeniem.
– Nie
rozumiem, z czego się śmiejesz – odparł urażony Alex. Demetriusz przestał się
śmiać i w jednej chwili spoważniał.
– Tom go nie
zostawi, Alex. Przestań się oszukiwać – dodał, by zaraz wstać z łóżka i zacząć
się ubierać do wyjścia. Wampir ze zmarszczonymi brwiami również wstał, choć
nieco chwiejnie.
– Ale Samuel
zostawi jego – powiedział pewnym głosem. Wiedział, jakimi prawami rządzą się
wilkołaki. Wataha jest najważniejsza. Ten cholerny kundel tylko zwodził Toma i
Alex nie chciał pozwolić, by Thomas cierpiał. Jeśliby wyruszyli na Ziemię w
przeciągu kilku następnych dni, uniknęliby niebezpieczeństwa wojny, Tom nie
musiałby rzucać tego niebezpiecznego zaklęcia, byliby razem, bezpieczni i
szczęśliwi.
– On ci
złamie serce, Alexander – powiedział Demetriusz, patrząc wampirowi prosto w
oczy. – Zapomnij o nim, póki jeszcze możesz – dokończył i wyszedł z namiotu,
nie oglądając się już za siebie. Alexander zacisnął usta w wąską linię i
położył się na posłaniu. Całe ciało wciąż go bolało. Nie wiedział już, co
myśleć. Obawiał się, że Demetriusz może mieć rację. Mimo to… Nigdy nie czuł się
tak żywy, jak w chwilach, gdy Tom był obok niego. Nie mógł się tak po prostu
poddać.
Tom nie
przyszedł. Demetriusz też nie. W końcu zasnął, nie mając już siły czekać na
żadnego z nich.
~∞~
– Sam! –
krzyknął Tom, śmiejąc się w głos. Samuel biegł wzdłuż jeziora i machał we
wszystkie strony pochodnią. W namiocie wypili dwie butelki wina, o których
wilkołak wcześniej z jakiegoś powodu nie wspomniał. Czarodziej czuł, że jest
bardzo pijany. Mimo to nie chciał jeszcze wracać. Choć padał śnieg i był mróz,
Tom czuł, że cały płonie. Marzył o tym, by się rozebrać i wejść do wody, która
była tak blisko… Już miał wcielić w życie swoje niecne plany, a wtedy jakby
znikąd zjawił się przy nim Samuel. Bez słowa i zwłoki pocałował go mocno i
złapał wolną dłonią za tył głowy. Wsunął palce między jego blond włosy, które
zdążyły nieco podrosnąć.
– Wołałeś
mnie – szepnął tuż przy uchu czarodzieja, by zaraz pocałować je mokro. Miał
ochotę rzucić tę pochodnię na ziemię i wziąć Toma na ośnieżonych kamieniach.
Nie czekać. Nie myśleć. Kochać go, póki miał czas.
– Gorąco mi
– westchnął i zacisnął pięści na koszuli wilkołaka. Płaszcz pewnie zostawił w
namiocie, albo zgubił gdzieś po drodze. Tom odchylił głowę, by Samuel mógł
całować jego szyję jeszcze namiętniej. Westchnął, czując, jak jego męskość
pragnie wydostać się na wierzch. – Bardzo się upiłem, Sam – dodał między
kolejnymi westchnięciami. Wilkołak odsunął się od niego na chwilę i złapał go
za rękę. Była wręcz skostniała. Powinni już wracać.
– Źle się
czujesz? – zapytał, przyglądając się czarodziejowi. Tom miał zamknięte oczy i
wyglądał, jakby lada moment miał odpłynąć. – Hej, Tom! Nie odpływaj, cała noc
przed nami! – zaśmiał się i potrząsnął nim lekko. Młodzieniec parsknął pijackim
śmiechem, ale lada moment mina bardzo mu zrzedła. Nie minęło nawet kilka
sekund, a zwymiotował obok butów wilkołaka. Gdyby nie Sam, upadłby i zamoczył
twarz we własnych rzygach. Torsje męczyły go kilka minut, ale kiedy skończył,
poczuł się dużo lepiej. Nie myśląc o kiepskich skutkach, usiedli na ośnieżonej,
kamienistej plaży. Tom od razu oparł głowę na ramieniu wilkołaka. Pochodnia
gdzieś przepadła, ale żaden z nich o niej nie myślał.
– Jak ona ma
na imię? – zapytał niewyraźnie Tom, czując, jak powoli dociera do niego zimno.
Samuel drgnął i przez chwilę nie odpowiadał. W końcu jednak zerknął na
zapatrzonego w ciemność czarodzieja i odparł:
– Camila –
rzucił w przestrzeń Samuel. W środku nieprzejrzanej nocy, pośród ciszy
przerywanej jedynie podmuchami wiatru, to imię zabrzmiało bardzo nieprzyjemnie.
Samuel mimowolnie się skrzywił. Szanował swoją narzeczoną, ale nie kochał jej i
wiedział, że nigdy nie zdoła pokochać.
– Ładnie –
rzucił cicho Tom, odsuwając się od mężczyzny. Zrobiło mu się dziwnie. Czuł się
tak, jakby ją… poznał.
Milczeli
przez kilka długich minut. Ciszy nie przerywało nic poza nieustannie wiejącym
wiatrem i prószącym śniegiem, który opadał miękko na zastygłe sylwetki Toma i
Samuela. W końcu wilkołak podniósł się z miejsca i wyciągnął rękę do
czarodzieja. Tom podniósł głowę, widząc jedynie zarys wilkołaka. Jakimś cudem
udało mu się złapać jego rękę. Wstał chwiejnie na nogi i oparł się o kochanka.
– Gdybyś
wiedział, Sam – wydukał w jego pierś, mając ochotę się rozpłakać. Był żałosny,
skoro nadal robił sobie nadzieje. Nigdy nie będzie najważniejszy dla Samuela i
przecież od początku to wiedział. Tym bardziej nie miał pojęcia, dlaczego
pozwolił sobie na te głupie słowa.
– O czym,
słońce? – zapytał Samuel, trochę zaniepokojony. Tom pokręcił głową na boki ze
zrezygnowaniem. Odsunął się na miękkich nogach, po czym powiedział:
– Kocham cię
i… klnę się na własne życie, że nigdy niczego tak nie żałowałem, jak uczuć do
ciebie – powiedział z żalem, by zaraz odwrócić się na pięcie i ruszyć przed
siebie. Łzy zakłuły go w oczy, a chwilę później zapiekły ostro w zmarzniętą
twarz. Kopnął ze złością w śnieg i warknął głośno. Przełknął kolejne łzy, otarł
twarz i poszedł dalej. Samuel stał jak wryty. Kiedy zobaczył, że Tom odszedł
stanowczo za daleko, jego ciało jakby samo, bez udziału woli, ruszyło za nim.
– Zaczekaj,
Tom… – poprosił, chwytając go za ramię, ale czarodziej wyrwał się, mówiąc coś
pod nosem, czego Sam i tak nie zrozumiał. – Wracajmy, jesteś przemarznięty. –
Zaczęło mocniej padać, a Tom nie wyglądał, jakby miał zmienić zdanie. Dlatego
Samuel nie zwlekał i wziął go na ręce, od razu zawracając. O dziwo czarodziej
już się nie wyrywał, a jedynie przylgnął mocno do wilkołaka, mamrocząc coś pod
nosem. W połowie drogi chyba zasnął, ale Samuel nie był pewny. Dopiero, gdy
wszedł do namiotu, zerknął na spokojną, zaznaczoną zaschniętymi łzami twarz i
uśmiechnął się smutno. Położył go na kocach i okrył porządnie, a sam ułożył się
obok chwilę później. Światło świecy
padało prosto na nich, ale Sam nie miał już siły wstać, żeby ją zgasić. Poza
tym mógł dłużej patrzeć na Toma w świadomości, że nie będzie mógł spędzić z nim
reszty życia, tak jak często marzył. Gładził kciukiem zimny policzek czarodzieja,
dopóki sam nie zasnął pośród dźwięków zimowej nocy i oddechu miłości swojego
straconego życia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz