czwartek, 7 maja 2020

Bitwa Pięciu Królestw - XXI

XXI


Zanim Samuel i Tom poszli do lasu, wilkołak pobiegł do namiotu w zniewalającym tempie i przyniósł czarodziejowi wierzchnie odzienie, by uchronił się przed zimnym deszczem. Zaraz potem ruszyli w stronę pierwszych drzew gęstego boru. Tom właściwie nie wiedział, w jakim celu się tam udają i nie zapytał o to Samuela aż do chwili, gdy minęli pierwszą linię drzew. Wtedy wilkołak odparł:
– Zobaczysz. – Tom nie dopytywał dłużej, wiedząc, że jeśli Samuel chce mu zrobić niespodziankę, to nic nie stanie mu na drodze. No chyba, że jakimś cudem Alexander poszedłby za nimi i zrobił coś, co przeszkodziłoby planom alfy. A na to Tom nie liczył, bynajmniej. Może sobie trochę wyobrażał, w końcu nie był ślepy i widział, że mężczyźni są o niego zazdrośni. Bardzo mu to schlebiało.
Samuel szedł przodem, wyprzedził Toma o kilka kroków, przez co młodzieniec musiał trochę nadganiać, żeby nadążyć. Nie skarżył się jednak, dopóki był w stanie złapać oddech. Gałęzie drzew przecinały powietrze i uderzały o siebie nawzajem. Wiatr w połączeniu z nimi tworzył wilgotny szum, a deszcz spływał po drzewach i opadał na leśną ściółkę, która zrobiła się okropnie śliska. Tom zaczął ostrożniej stąpać, kiedy przyszło im wspinać się do góry, jednak pomimo tego poślizgnął się i zjechał po gnijących liściach w dół. Samuel odwrócił się i podbiegł do niego, zanosząc się śmiechem.
– Fajtłapa jesteś, okropna – rzucił, zbierając czarodzieja z ziemi. – Wszystko dobrze? – dopytał widząc kwaśną minę chłopaka. Ten otrzepał dłonie z błota i kawałów liści, choć na niewiele się to zdało, po czym odparł:
– A z ciebie marny opiekun – wytknął mu i ruszył przodem, jednak mniej pewnym krokiem, niż przedtem. – Nic mi nie jest. Poradzę so… – przerwał, niemal tracąc równowagę, ale Sam złapał go w pasie i przytrzymał w pionie. Tom fuknął pod nosem, ale poddał się dłoniom wilkołaka, zdając sobie sprawę, że jednak nie poradzi sobie sam.
– Jaki ze mnie opiekun? – dopytał z ustami przy uchu Toma, a ten zadrżał na uczucie oddechu mężczyzny i poczuł, jak czerwienieje. Po chwili Samuel przejechał dłońmi po brzuchu czarodzieja, masując go powoli i nęcąco, na co Tom zareagował chrząknięciem i kilkoma próbami oswobodzenia się.
– Samuel… – prawie warknął, zniecierpliwiony, łapiąc mężczyznę za ręce. Ten jednak nie dał się tak łatwo odciągnąć.
– Przyznaj, że jestem znakomitym opiekunem – powiedział wilkołak, po raz kolejny owiewając gorącym oddechem szyję Thomasa. Blondyn zacisnął usta i uśmiechnął się mściwie. Obrócił się w ramionach wilkołaka, po czym zajrzał mu w oczy. Oblizał wargi, zamrugał powoli, aż w końcu odparł zmysłowo:
– Jesteś najznakomitszym opiekunem, jakiego w swoim wrażliwym wnętrzu kiedykolwiek gościłem. – Samuel przełknął ślinę i objął mocniej Toma, przyciskając go do siebie ciaśniej, niż wcześniej.
– Tak? – odparł krótko, wyczekując więcej pochwał.
– Taaak… – przesunął dłonią po piersi odzianej w przemoczoną koszulę. Wyraźnie czuł pod palcami twarde mięśnie wilkołaka. – No, w zasadzie, poza Alexandrem nie masz sobie równych – zaśmiał się głośno i wyswobodził z uścisku mężczyzny. Ruszył przed siebie, tym razem unikając spotkania z mokrą ziemią. Zostawił za sobą zdziwionego i nieco urażonego wilkołaka, śmiejąc się wciąż pod nosem. Ach, jak on uwielbiał mu dokuczać!
Przez resztę drogi Samuel udawał, że nie padły żadne uwłaczające mu słowa. Wyminął w końcu Toma, by w dalszym ciągu go prowadzić. Po kilkunastu minutach wędrówki w niesprzyjających warunkach dotarli pod niewielkie skały, u podnóży których znajdowała się jaskinia. Samuel zatrzymał się przed jej wejściem i obejrzał się na czarodzieja. Tom zerknął na niego pytająco, uśmiechając się lekko, jednak trochę wszystkiego niepewny. Co to było za miejsce i czemu tutaj przyszli?
– Sam? Może mi wyjaśnisz, co tutaj robimy? – zapytał blondyn, rozglądając się dookoła z ciekawością. Wilkołak uśmiechnął się zadziornie, po czym wszedł do środka bez słowa. Tom, nie mając lepszego wyjścia, poszedł za nim. W środku było ciemno, więc Tom niewiele myśląc użył magii, żeby oświetlić sobie drogę. Wilkołak odszedł już kawałek, aż zniknął z oczu czarodziejowi, wchodząc w kolejną wnękę. Tom przyśpieszył kroku, aż zobaczył po lewej kolejną wnękę, która prowadziła do… jeziorka? Samuel stał przy samym brzegu i właśnie ściągał z siebie ubrania. Do środka wpadała jasna smuga światła z góry, gdzie czas wyżłobił średniej wielkości szczelinę.
– Rozbieraj się – powiedział wilkołak, po czym podszedł do czarodzieja. – Mam ci pomóc? – Uśmiechnął się bokiem ust i chwycił za poły płaszcza blondyna. Tom pomógł mu ściągnąć z siebie ubranie, a gdy był już nagi, wyminął Samuela i sam wszedł do wody. Rzeczywiście, była bardzo ciepła i momentalnie rozgrzała jego przemarznięte ciało. Wilkołak patrzył za nim, aż ten nie zniknął pod taflą źródła. Zaraz sam też wszedł do wody, nie zwlekając dłużej. Bez chwili zwłoki przylgnął do pleców Toma, który stał do niego tyłem i przyglądał się błyszczącym ścianom jaskini.
– Niezwykłe miejsce – odezwał się czarodziej, opierając się o kochanka. Samuel objął go ramionami, a podbródek wsparł o czubek głowy Toma.
– Podobne jest w Sarihmas, w Czerwonej Dolinie. Gdy byłem jeszcze młokosem razem z Charles i Waltem uciekaliśmy do niej przed ojcem, kiedy narzucał nam nudne zajęcia – wyznał, pierwszy raz w życiu wspominając o swojej rodzinie. Uśmiechał się przy tym smutno, jednak blondyn nie mógł tego dostrzec. Zastygł w ramionach wilkołaka.
– To twoi…?
– Tak, moi bracia – odparł Sam, odsuwając się nieco. Tom obrócił się i spojrzał na niego uważnie. Wilkołak miał spięty wyraz twarzy, widocznie się też zdystansował.
– Co się stało? – zapytał czarodziej, nieco przejęty. Zaczynał podejrzewać, o co chodzi i bardzo się zmartwił. Samuel nie patrzył na niego. Przesuwał palcami po tafli wody, tworząc niewielkie fale i kręgi.
– Ruszyli za zagubioną gromadą dzieci, zbliżał się wieczór. Wtedy było polowanie. – Przerwał na krótką chwilę, by przenieść wzrok na pierś Toma i pogładzić swobodnym ruchem jego ramiona. – Wszystkich zastrzelili kłusownicy – dokończył. Tom drgnął na te słowa. Nie miał o tym pojęcia… – Nic nie mogliśmy zrobić. Żyjemy na tych ziemiach jak zwierzęta, pozbawieni praw i wolności. Jedyną szansą na zmiany było wejście w układ z wróżami. Gdy wrócimy do domu, wyznaczą nasze granice i wtedy moi ludzie będą bezpieczni. – Czarodziej słuchał go z uwagą, widząc, jak wielką miłością Samuel darzy swoją watahę. Tom tylko raz poczuł taką odpowiedzialność – kiedy wybuchła wojna, a on wiedział, że musi wspierać rodziców. Po ich stracie bardzo cierpiał i wyobrażał sobie, jak cierpieć musiał Samuel po śmierci braci. – Długo nie było w moim życiu nikogo ważniejszego od mojego stada. Zawsze myślałem, że tak już pozostanie, lecz… – przerwał, by spojrzeć na Toma. Zajrzał mu w oczy niepewnie, jednak w końcu dokończył. – Spotkałem ciebie. – Młodzieniec uchylił usta w zdumieniu i zamrugał, zdezorientowany. Wilkołak pochylił się do ust Toma, całując je mocno i zachłannie. Czarodziej poczuł, jak serce zabiło mu mocniej. Objął za szyję wilkołaka, nie wierząc własnym uszom. Po chwili Samuel oderwał się od niego, by szepnąć:
– Powiedz coś. – Tom jednak nie mógł wykrzesać z siebie nic więcej, poza drżącym oddechem. Objął mężczyznę i przytknął swoje usta do jego skroni. W końcu wydusił z trudem:
– Boże, Sam… obejmij mnie, bo zaraz oszaleję. – Wilkołak przycisnął go do siebie i złapał jego twarz w dłonie. Na powrót zaczął go całować, od razu głęboko i namiętnie. Tak bardzo go pragnął… Tom był jego… marzeniem. Nie chciał nawet myśleć, że tak naprawdę nie czeka ich szczęśliwa, wspólna przyszłość.


~∞~

– Chyba już wyschnąłem – oznajmił Tom, sięgając po swoje ubrania leżące obok Sama. Musiał się przez niego przechylić, a wtedy jego twarz znalazła się niebezpiecznie blisko krocza mężczyzny. Złapał szybko spodnie i bieliznę, by odsunąć się prędko z niewzruszonym wyrazem twarzy. Tak naprawdę zrobiło mu się trochę głupio, ale nie pokazał tego po sobie. Samuel za to uśmiechnął się bezczelnie, aż w końcu powiedział:
– Wystarczyło powiedzieć, podałbym ci rzeczy. – Tom tylko zerknął na niego przelotnie i zaraz kontynuował wciąganie spodni na tyłek.
Gdy obaj już byli ubrani, wyszli z jaskini. Zaczął padać śnieg. Miękki puch pokrył liście i pomniejsze krzaki, tworząc biały dywan, który pod stopami topniał i odsłaniał ściółkę. Tom był oczarowany, jak odrobina śniegu mogła ubajecznić las. W Srebrnym Mieście nie miał okazji oglądać ośnieżonych lasów, ani pól.
– Widzę, że Sarihmas przypadło ci do gustu – rzucił Sam, idąc z Tomem ramię w ramię. Czarodziej uśmiechnął się do niego i przytaknął, by zaraz powiedzieć:
– Nigdy nie widziałem zimy. Wygląda niesamowicie, ale pewnie nad jeziorem jest jeszcze piękniej. – Samuel złapał go za rękę i zaszedł mu drogę. Tom przystanął, zdziwiony. Spojrzał w twarz wilkołakowi z pytającym wyrazem twarzy. Samuel wziął głębszy oddech, przełknął ślinę, a w końcu powiedział:
– Kiedy będzie po wszystkim, chcę żebyś tu został. – Tom uniósł brwi, zaskoczony. Nic jednak nie powiedział, bo Samuel znów się odezwał. – Zajęcia jest mnóstwo, a po wojnie jeszcze więcej się znajdzie do roboty, nie? Co myślisz? – Tom wyglądał na zakłopotanego. Prawdę mówiąc miał zamiar wrócić do ojczyzny… ale w zasadzie nie miał po co tam wracać. Samuel widząc wahanie z jego strony dodał pośpiesznie: – Nie musisz odpowiadać już teraz, rozumiem, że to ważna decyzja. – Tom zajrzał mu w oczy i uśmiechnął się nieśmiało.
– Chodźmy już, zgłodniałem – zaśmiał się i pociągnął wilkołaka za dłoń w dół leśnej, sprószonej śniegiem ścieżki.
               

~∞~


Alexander siedział otulony w koce i patrzył na śpiącego Demetriusza. Było już trochę późno, a Tom nadal się nie pojawił. Zaczynał się niecierpliwić. Poszedłby go poszukać, ale wciąż czuł się zbyt słabo, żeby wychodzić na zewnątrz. Tym bardziej, że zaczął sypać śnieg i zrobiło się jeszcze zimniej.
Nagle Demetriusz poruszył się niespokojnie, a po chwili otworzył oczy, gwałtownie łapiąc powietrze. Alex zmarszczył brwi i pochylił się nad nim.
– To tylko sen, spokojnie. – Blondyn spojrzał na niego i pokiwał niemrawo głową. Podniósł się do siadu i oparł głowę o ramię wampira. Strasznie się cieszył, że Alexander wyzdrowiał. Bał się, że nie uda mu się zwalczyć trucizny.
– Śnił mi się Gajusz – powiedział krótko, unikając spojrzenia mężczyzny. Nie lubił wracać pamięcią do poprzedniego życia. Alexander to rozumiał. Przygarnął go do siebie i ucałował w czubek głowy.
– Gdybym znał sposób, wyrwałbym go z twojej pamięci – szepnął miękko. Blondyn pokiwał głową, wtulając się mocniej w wampira. Chętnie zapomniałby o tym zdegenerowanym starcu. – Chciałbym wrócić na Ziemię. Z tobą i Tomem. Co o tym sądzisz? – Demetriusz odsunął się od Alexandra, zdziwiony. Milczał przez chwilę, wpatrując się w koc, jakby w nim miał znaleźć odpowiedź. Uniósł spojrzenie na wampira, trochę chłodne i ostre jednocześnie.
– Ja nie mam nic przeciwko – rzucił, by zaraz dodać: – Ale naprawdę myślisz, że Tom będzie chciał wyruszyć z nami? – Kiedy wampir milczał, Demetriusz zaśmiał się w głos i pokręcił głową z niedowierzeniem.
– Nie rozumiem, z czego się śmiejesz – odparł urażony Alex. Demetriusz przestał się śmiać i w jednej chwili spoważniał.
– Tom go nie zostawi, Alex. Przestań się oszukiwać – dodał, by zaraz wstać z łóżka i zacząć się ubierać do wyjścia. Wampir ze zmarszczonymi brwiami również wstał, choć nieco chwiejnie.
– Ale Samuel zostawi jego – powiedział pewnym głosem. Wiedział, jakimi prawami rządzą się wilkołaki. Wataha jest najważniejsza. Ten cholerny kundel tylko zwodził Toma i Alex nie chciał pozwolić, by Thomas cierpiał. Jeśliby wyruszyli na Ziemię w przeciągu kilku następnych dni, uniknęliby niebezpieczeństwa wojny, Tom nie musiałby rzucać tego niebezpiecznego zaklęcia, byliby razem, bezpieczni i szczęśliwi.
– On ci złamie serce, Alexander – powiedział Demetriusz, patrząc wampirowi prosto w oczy. – Zapomnij o nim, póki jeszcze możesz – dokończył i wyszedł z namiotu, nie oglądając się już za siebie. Alexander zacisnął usta w wąską linię i położył się na posłaniu. Całe ciało wciąż go bolało. Nie wiedział już, co myśleć. Obawiał się, że Demetriusz może mieć rację. Mimo to… Nigdy nie czuł się tak żywy, jak w chwilach, gdy Tom był obok niego. Nie mógł się tak po prostu poddać.
Tom nie przyszedł. Demetriusz też nie. W końcu zasnął, nie mając już siły czekać na żadnego z nich.


~∞~

– Sam! – krzyknął Tom, śmiejąc się w głos. Samuel biegł wzdłuż jeziora i machał we wszystkie strony pochodnią. W namiocie wypili dwie butelki wina, o których wilkołak wcześniej z jakiegoś powodu nie wspomniał. Czarodziej czuł, że jest bardzo pijany. Mimo to nie chciał jeszcze wracać. Choć padał śnieg i był mróz, Tom czuł, że cały płonie. Marzył o tym, by się rozebrać i wejść do wody, która była tak blisko… Już miał wcielić w życie swoje niecne plany, a wtedy jakby znikąd zjawił się przy nim Samuel. Bez słowa i zwłoki pocałował go mocno i złapał wolną dłonią za tył głowy. Wsunął palce między jego blond włosy, które zdążyły nieco podrosnąć.
– Wołałeś mnie – szepnął tuż przy uchu czarodzieja, by zaraz pocałować je mokro. Miał ochotę rzucić tę pochodnię na ziemię i wziąć Toma na ośnieżonych kamieniach. Nie czekać. Nie myśleć. Kochać go, póki miał czas.
– Gorąco mi – westchnął i zacisnął pięści na koszuli wilkołaka. Płaszcz pewnie zostawił w namiocie, albo zgubił gdzieś po drodze. Tom odchylił głowę, by Samuel mógł całować jego szyję jeszcze namiętniej. Westchnął, czując, jak jego męskość pragnie wydostać się na wierzch. – Bardzo się upiłem, Sam – dodał między kolejnymi westchnięciami. Wilkołak odsunął się od niego na chwilę i złapał go za rękę. Była wręcz skostniała. Powinni już wracać.
– Źle się czujesz? – zapytał, przyglądając się czarodziejowi. Tom miał zamknięte oczy i wyglądał, jakby lada moment miał odpłynąć. – Hej, Tom! Nie odpływaj, cała noc przed nami! – zaśmiał się i potrząsnął nim lekko. Młodzieniec parsknął pijackim śmiechem, ale lada moment mina bardzo mu zrzedła. Nie minęło nawet kilka sekund, a zwymiotował obok butów wilkołaka. Gdyby nie Sam, upadłby i zamoczył twarz we własnych rzygach. Torsje męczyły go kilka minut, ale kiedy skończył, poczuł się dużo lepiej. Nie myśląc o kiepskich skutkach, usiedli na ośnieżonej, kamienistej plaży. Tom od razu oparł głowę na ramieniu wilkołaka. Pochodnia gdzieś przepadła, ale żaden z nich o niej nie myślał.
– Jak ona ma na imię? – zapytał niewyraźnie Tom, czując, jak powoli dociera do niego zimno. Samuel drgnął i przez chwilę nie odpowiadał. W końcu jednak zerknął na zapatrzonego w ciemność czarodzieja i odparł:
– Camila – rzucił w przestrzeń Samuel. W środku nieprzejrzanej nocy, pośród ciszy przerywanej jedynie podmuchami wiatru, to imię zabrzmiało bardzo nieprzyjemnie. Samuel mimowolnie się skrzywił. Szanował swoją narzeczoną, ale nie kochał jej i wiedział, że nigdy nie zdoła pokochać.
– Ładnie – rzucił cicho Tom, odsuwając się od mężczyzny. Zrobiło mu się dziwnie. Czuł się tak, jakby ją… poznał.
Milczeli przez kilka długich minut. Ciszy nie przerywało nic poza nieustannie wiejącym wiatrem i prószącym śniegiem, który opadał miękko na zastygłe sylwetki Toma i Samuela. W końcu wilkołak podniósł się z miejsca i wyciągnął rękę do czarodzieja. Tom podniósł głowę, widząc jedynie zarys wilkołaka. Jakimś cudem udało mu się złapać jego rękę. Wstał chwiejnie na nogi i oparł się o kochanka.
– Gdybyś wiedział, Sam – wydukał w jego pierś, mając ochotę się rozpłakać. Był żałosny, skoro nadal robił sobie nadzieje. Nigdy nie będzie najważniejszy dla Samuela i przecież od początku to wiedział. Tym bardziej nie miał pojęcia, dlaczego pozwolił sobie na te głupie słowa.
– O czym, słońce? – zapytał Samuel, trochę zaniepokojony. Tom pokręcił głową na boki ze zrezygnowaniem. Odsunął się na miękkich nogach, po czym powiedział:
– Kocham cię i… klnę się na własne życie, że nigdy niczego tak nie żałowałem, jak uczuć do ciebie – powiedział z żalem, by zaraz odwrócić się na pięcie i ruszyć przed siebie. Łzy zakłuły go w oczy, a chwilę później zapiekły ostro w zmarzniętą twarz. Kopnął ze złością w śnieg i warknął głośno. Przełknął kolejne łzy, otarł twarz i poszedł dalej. Samuel stał jak wryty. Kiedy zobaczył, że Tom odszedł stanowczo za daleko, jego ciało jakby samo, bez udziału woli, ruszyło za nim.
– Zaczekaj, Tom… – poprosił, chwytając go za ramię, ale czarodziej wyrwał się, mówiąc coś pod nosem, czego Sam i tak nie zrozumiał. – Wracajmy, jesteś przemarznięty. – Zaczęło mocniej padać, a Tom nie wyglądał, jakby miał zmienić zdanie. Dlatego Samuel nie zwlekał i wziął go na ręce, od razu zawracając. O dziwo czarodziej już się nie wyrywał, a jedynie przylgnął mocno do wilkołaka, mamrocząc coś pod nosem. W połowie drogi chyba zasnął, ale Samuel nie był pewny. Dopiero, gdy wszedł do namiotu, zerknął na spokojną, zaznaczoną zaschniętymi łzami twarz i uśmiechnął się smutno. Położył go na kocach i okrył porządnie, a sam ułożył się obok chwilę później.  Światło świecy padało prosto na nich, ale Sam nie miał już siły wstać, żeby ją zgasić. Poza tym mógł dłużej patrzeć na Toma w świadomości, że nie będzie mógł spędzić z nim reszty życia, tak jak często marzył. Gładził kciukiem zimny policzek czarodzieja, dopóki sam nie zasnął pośród dźwięków zimowej nocy i oddechu miłości swojego straconego życia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz