XXII
Gładko
zaśnieżone ścieżki ogrodu wokół dworu właśnie deptał Tom, spacerując wczesnym
rankiem. Wyszedł na zewnątrz, gdy tylko się obudził i opuścił swoją komnatę.
Dotarli tu raptem dwa dni temu, a już zdążył się rozgościć. Podobało mu się w
stolicy. Dwór był położony na uboczu, ale miał okazje przejeżdżać przez miasto
i było naprawdę… niezwykłe. Zupełnie inne, niż to w Srebrnym Mieście. W jego
stronach zwykle panowało lato, lub deszczowa pora. Nie miał pojęcia, że zima
może być tak piękna. Zasypane krzewy i ścieżki, mróz, okalający gałęzie drzew i
roztańczony w koło śnieg… Wszystko to wprawiało czarodzieja w zachwyt.
Zauroczenie
tutejszą przyrodą przerwał mu głos Samuela, który wołał go z dziedzińca.
Zawrócił w stronę dworu, domyślając się, że to pewnie coś ważnego. Byli tu już
od dwóch dni, a nadal nie rozmawiali z królem. Może znalazł tym razem dla nich
chwilę? Wszedł po schodach i zatrzymał się przy wilkołaku.
– O
czternastej król zjawi się w sali obrad – powiedział Samuel, a Tom pokiwał
głową i ruszył do wejścia. Sam poszedł za nim, kontynuując: – Generał Edward
przyjechał niedawno, przedstawi nam aktualną sytuację. Na razie wiem, że twoim
zadaniem będzie utworzenie bariery, by smoki nie przebiły się do miasta. Nie
brzmi tak źle, nie? – Samuel widocznie się denerwował, dużo mówił i to dość
nerwowym tonem. Tom posłał mu łagodny uśmiech i powiedział:
– Na pewno
wszystko pójdzie gładko. – Poszli do jadalni. Czuł się głodny i burczało mu w
brzuchu. Na miejscu zastał Alexandra i Demetriusza. Przywitał się z nimi
krótko, ale z nich dwóch to Alex odpowiedział cieplejszym tonem, a to przecież
nie było w jego zwyczaju. Demetriusz traktował go od jakiegoś czasu z dużą
rezerwą i Tom źle się z tym czuł, ale nie wiedział, co na to poradzić. Usiadł
na wolnym miejscu, naprzeciw Alexandra i nałożył sobie niewielką porcję jajek i
smażonego mięsa. Pieczywo też wyglądało smakowicie, więc sobie nie podarował.
Samuel usiadł obok niego i nalał do filiżanki wciąż gorącego naparu. Co jakiś
czas mierzył wampira ostrym wzrokiem, na co Alexander odpowiadał jedynie
chłodnymi spojrzeniami. Toma zaczynało to już nudzić, ale nie komentował. Spory
z samego rana, to ostatnie, na co miał ochotę.
Po śniadaniu
poszedł z Alexandrem do biblioteki. Wampir chciał z nim porozmawiać w cztery
oczy. Tom nie miał pojęcia, o co mogło chodzić. Samuel wiedział, gdzie i z kim
Thomas poszedł po posiłku. Zły i rozdrażniony wyszedł na zewnątrz w
poszukiwaniu konia. Miał zamiar w ciągu paru najbliższych dni pojechać do
Księżycowego Lasu zobaczyć się z rodziną. Chciał wybrać się do miasta po
drobiazgi dla najbliższych, a także swojej narzeczonej. Na samą myśl o niej
ciężej westchnął ze zrezygnowania. Kiedy przechodził jedną ze ścieżek w
kierunku stajni, zobaczył przez okno Toma, który stał naprzeciw tego białogłowego,
pieprzonego krwiopijcy i śmiał się od ucha do ucha. Z jeszcze gorszym humorem
wszedł do stajni i niewiele myśląc, wybrał pierwszego z brzegu konia. Pojechał
z nadzieją, że wróci w lepszym nastroju.
~∞~
– Gdybym
teraz mógł na nowo podjąć decyzję w sprawie uczenia cię magii, odmówiłbym ci –
powiedział Alexander, stojąc przy jednym z regałów wypełnionym po brzegi
księgami i zapieczętowanymi zwojami. Tom, który stał do niego plecami, odwrócił
się nagle, słysząc, co wampir powiedział.
– Że co?
Dlaczego? – Alex odwrócił się do niego z bladym uśmiechem. Tom rzucił mu
pytające spojrzenie, marszcząc brwi ze zdziwienia. Co on w ogóle gadał?
– Wojna
zawsze wiąże się z ryzykiem. Nigdy nie można przewidzieć, co się wydarzy.
Czasem wróg zdobywa przewagę w jednej chwili i…
– Alex, daj
spokój. To tylko jedno zaklęcie. Co może pójść źle? – zapytał Tom,
niedowierzając, że wampir nazbierał tyle wątpliwości z dnia na dzień.
– Pytasz, co
może pójść źle, Tom? Wszystko właściwie! – Krzyknął wampir, wymachując rękami.
W końcu potarł twarz dłonią w geście rezygnacji. Tom przyjrzał mu się uważnie,
po czym zapytał:
– Nie
przesadzasz czasem? – Alex spojrzał na niego, by moment później złapać go za
ręce. Pogłaskał kciukiem wierzch lewej dłoni Toma, właśnie na tej, gdzie nosił
pierścień od niego. Zajrzał mu w oczy swoim bladym, niebieskim spojrzeniem i
odparł:
– Przesadzam
nieustannie, Tom. Ale nie w tej sprawie, zaufaj mi. – Czarodziej nie wiedział,
co myśleć. W końcu powiedział:
– Więc co
według ciebie miałbym teraz zrobić? – Alexander wyprostował się bardziej i
puścił dłonie młodzieńca. Oblizał szybko usta, analizując w głowie, jak dobrać
słowa, żeby przekonać Toma do swojego planu. Nie powinien się tak stresować,
przecież był mistrzem manipulacji…
– Nie znamy
się długo, wiem o tym. – Tom już naprawdę nie miał pojęcia, dokąd zmierza ta
rozmowa. – Jednak myślę, że zapracowałem sobie na twoje zaufanie, Tom. –
Czarodziej pokiwał głową, zgadzając się z mężczyzną. – I wierzę, że mogę zaufać
tobie – powiedział, przygryzając wargę. Tom zagapił się na nie o chwilę za
długo, ale w końcu pokiwał stanowczo głową. Oczywiście, że Alex mógł mu ufać.
Wampir uśmiechnął się krótko, ale bardzo ciepło, jak na siebie. Tom wyszczerzył
się do niego, mrużąc uroczo oczy. Na bogów, on był taki cudowny… Nie mógł
pozwolić na to, by stała mu się krzywda.
– Alex,
zaczynam się stresować – powiedział ze śmiechem Tom i odwrócił się na pięcie,
by usiąść w jednym z foteli. Wampir poszedł za nim, a kiedy młodzieniec już
siedział, przyklęknął przy nim, szokując tym Toma nie na żarty. Czarodziej
przyjrzał mu się uważnie, ale nic nie powiedział. Czekał na słowa Alexandra.
Ten milczał chwilę i zaczął miąć w palcach róg koszuli chłopaka. W końcu jednak
się odezwał:
– Chcę, byś
wyruszył ze mną i Demetriuszem na Ziemię. – Jeśli Tom był przed chwilą
zszokowany, to teraz nie znał słowa, które opisałoby jego oszołomienie. – Mam w
Rzymie posiadłość, ogromną bibliotekę pełną ksiąg zaklęć, pokój wypełniony
magicznymi przedmiotami, ogrody, które zamieszkują niezwykłe rośliny i
zwierzęta… Nie znalazłbyś chwili na nudę, mógłbyś rozwijać swoją magię w
nieskończoność. – Czarodziej cały stężał. Nie wiedział, czego się spodziewać,
ale o tym mu się nawet w najdziwniejszych snach nie śniło. Uchylił usta, żeby
odpowiedzieć, kiedy nagle rozległ się potężny huk. Tom wstał z fotela,
wystraszony. Chwilę później usłyszeli pierwsze krzyki. Alexander bez chwili
namysłu porwał Toma na ręce i wybiegł z biblioteki. W głównym hallu panował
istny chaos. Ludzie biegali, niektórzy krzyczeli z bólu, przygnieceni stertą
gruzu. Dach się… zawalił. Tom usłyszał potężny ryk dochodzący z zewnątrz. Niemożliwe… Zdrętwiał na samą myśl. To
był smok. Nagle po pomieszczeniu rozniósł się gęsty dym. Tom nie zdążył nawet
się rozejrzeć, ani powiedzieć czegokolwiek do Alexandra, bo ten zniknął mu z
pola widzenia. Dostrzegł go na schodach, przedzierającego się między ludźmi i
stertami rozwalonego stropu i ścian. Pobiegł za nim, domyślając się, o co
chodzi. Szukał Demetriusza.
~∞~
To stało się
nagle. Samuel nie miał pojęcia, jakim cudem smoki znalazły się w samym centrum
Sarihmas. Niszczyły miasto w zastraszającym tempie. Mimo złych warunków
pogodowych, ogień rozprzestrzeniał się przerażająco szybko. Wilkołak galopem
wracał do dworu króla, będąc pewnym, że w jego siedzibę czarodzieje także
uderzą. Jeżeli coś się stało Thomasowi… Nie chciał nawet o tym myśleć. Spiął
mocniej konia, omijając rannych ludzi i powalone kamienice. Nie mógł się
spóźnić, do diabła!
~∞~
– Alex! –
krzyknął Tom, kaszląc i dusząc się ciężkim dymem. Budynek zaczął płonąć. –
Alex, do cholery! – Zasłonił twarz rękawem koszuli i szedł dalej, mrużąc mocno
oczy. W końcu go zauważył. Stał w jednym z pokoi i odrzucał na bok z furią
wielkie sterty kamieni i połamanych belek. Wbiegł do środka i zamarł z
przerażenia. Na ziemi leżał Demetriusz, przygnieciony i cały zakrwawiony.
Czarodziej nie mógł się ruszyć z miejsca do momentu, aż wampir uwolnił rannego
młodzieńca i upadł przy nim na kolana.
– Czy on…? –
zapytał niepewnie Tom, nie poznając swojego drżącego głosu. Alexander wyczuwał
bicie serca, ale Demetriusz był ledwo przytomny. Resztkami sił postękiwał z
bólu. Wampir drżącymi rękami próbował zatamować krwotok z lewego uda.
– Dobry
Boże, błagam… – załkał mężczyzna, widząc, że Demetriusz gaśnie w oczach.
Przetarł szybko powieki, rejestrując jego obrażenia. Było ich za dużo, z czego
dwa dość rozległe, do tego kilka poważnych złamań. Możliwe, że żebra przebiły
płuco, bo bardzo płytko oddychał. Mijały kolejne sekundy, a on nie wiedział, co
robić.
– Alex,
przemień go! – usłyszał głos za sobą. Odwrócił głowę i zobaczył Toma, który
blady jak ściana podszedł do niego i ścisnął go za ramię.
– Nie… co ty
mówisz. Nie mogę mu tego zrobić! – warknął, dając upust emocjom. Trząsł się
niemiłosiernie mocno i nie mógł nad tym zapanować.
– On umiera,
Alex! – Czarodziej potrząsnął nim mocno. Wampir pokręcił głową, nadal bijąc się
z myślami. Obiecał sobie, że nie zrobi tego Demetriuszowi. Nie jemu…
– To
przekleństwo, Tom. Wieczne życie, to niekończąca się samotność i męka. Nie
zasłużył na to! – Krzyknął, rozpaczliwie głaszcząc zakrwawioną twarz
Demetriusza.
– Przy tobie
nie będzie samotny. Nie trać więcej czasu! Alex, stracisz go na zawsze! –
krzyczał czarodziej, szarpiąc wampira za zakurzoną koszulę. Podłoga pod nimi
trzeszczała niebezpiecznie. Ogień wciąż się rozprzestrzeniał, krzyk rannych i
umierających w przerażającym cierpieniu ludzi nie milknął. Alexander spojrzał
na Toma ze strachem w oczach. Czarodziej ścisnął go za przedramię pokiwał
głową, czując rosnącą gulę w gardle na widok tak zdenerwowanego i zlęknionego
wampira. Nagle mężczyzna pochylił się nad nieprzytomnym już Demetriuszem i
odchylił mu ostrożnie głowę. Pochylił się nad nim, jak gdyby chciał go
pocałować, po czym wgryzł się w jego szyję. Tom odetchnął głębiej, mając
nadzieję, że Demetriusz z tego wyjdzie. Nigdy więcej nie chciał widzieć takiego
spojrzenia Alexandra, jak przed chwilą.
~∞~
Niedługo po
zawaleniu się budynku przyszła po nich grupa żołnierzy. Samuel zjawił się
chwilę przed nimi. Gdy tylko zobaczył Thomasa, bez chwili zwłoki przygarnął go
do siebie i przytulił mocno. Przez całą drogę nie mógł wyprzeć z głowy
mrocznych wizji…
Demetriusz
nie odzyskał przytomności, ale jego rany zaczęły się goić. Alexander jednak nie
wyglądał na szczęśliwego z tego powodu. Był potwornie ponury i milczący. Tom
nie próbował go zagadywać. Strasznie źle się czuł. Podejrzewał, że było to
wynikiem zatrucia dymem we dworze. Zostało tam tyle ludzi… na pewną śmierć.
Czarodziej był wstrząśnięty tym całym okrucieństwem. Jeśli mógł jakoś zapobiec
dalszemu przelewowi krwi, zamierzał to zrobić.
Samuel co
chwilę dopytywał go, czy wszystko w porządku. Zaczynało go to irytować, ale
powstrzymywał się przed upomnieniem mężczyzny. Widocznie musiał naprawdę
markotnie wyglądać. Tak, jak zresztą się czuł.
Zabrali ich
do jakiegoś podziemnego bunkra. Okazało się, że tam właśnie przebywał król.
Toma wcześniej zastanawiało, jakim cudem władca uniknął ataku smoka. Teraz
domyślił się, że to tu schroniły się władze królestwa Sarihmas. A to znaczyło,
że musieli wiedzieć, co się święci, nieco wcześniej. Czarodziej uważał to za
ogromną niesprawiedliwość, ale w ojczyźnie dość się naoglądał krzywdy
niewinnych, żeby teraz dłużej się nad tym zastanawiać. Wojna rządziła się
swoimi prawami.
Szli
ciemnym, brudnym korytarzem, oświetlonym przez pochodnie kilku żołnierzy.
Alexander niósł Demetriusza na rękach, patrząc tępym wzrokiem przed siebie. Tom
zerkał na niego co jakiś czas, stroskany, ale nie odzywał się słowem. Samuel
też w końcu przestał do niego mówić, widocznie zafrasowany innymi sprawami.
Może martwił się o watahę. W końcu smoki niszczyły wszystko, co spotkały na
swojej drodze. Lasy na pewno im nie umknęły.
Weszli do
sporego pomieszczenia, gdzie przy dużym stole siedziało kilka osób. Tom rzucił
okiem na każdą z nich. Zwrócił uwagę głównie na kobietę. Miała
charakterystyczne, spiczaste uszy i wyjątkowo piękną buzię. Długie, rude włosy
lały się po jej ramionach, a splecione po obu stronach głowy warkocze, łączyły
się w jeden i biegły w dół pleców zjawiskowej elficy. Kiedy ich spojrzenia się
spotkały, Tom odwrócił wzrok, nie chcąc się jej narazić. Wyglądała na twardą.
– Usiądźcie
– odezwał się mężczyzna siedzący u szczytu stołu. Czarodziej spojrzał na niego.
Od razu zorientował się, że to król. Mężczyzna wręcz emanował władzą i
charyzmą. Choć… był dość młody, jak na króla. Nadal wciąż… chłopięcy. Samuel
popchnął go lekko w stronę stołu. Dopiero wtedy się ruszył.
– Kto to? –
zwrócił się jeden z zebranych do Alexandra, wskazując na Demetriusza. Wampir,
jakby wyrwany z transu, odchrząknął i odpowiedział:
– Mój syn. –
Tom uniósł nieco brwi. Taaak… to brzmiało naprawdę dziwnie.
– Żyje? –
zapytał ponownie mężczyzna. Alexander kiwnął tylko głową. – Collins, zabierz
tego młodego człowieka, niech zbiera siły przed walką. – Wampir niechętnie
oddał Demetriusza w obce ręce. W końcu cała trójka usiadła między obradującymi.
– Zostaliśmy
podstępnie zaskoczeni przez wroga. Poprzedni plan na nic się nie zda, więc
potrzebujemy nowego – powiedział niezbyt odkrywczo wódz krasnoludów. Reszta
zebranych pokiwała głowami, poza królem. Ten jedynie wpatrywał się w Alexandra,
który nie zwracał nawet na to uwagi.
– Czy ktoś
mi powie, jakim cudem ci pieprzeni czarodzieje dostali się do stolicy? –
zapytał król doniosłym głosem. Wszyscy zwrócili na niego wzrok i przez dłuższą
chwilę nikt się nie odezwał. Dopiero po chwili Alexander zabrał głos.
– Przez
portal. Czy to nie oczywiste? – zakpił, widocznie za nic sobie mając fakt, że
zwraca się do króla.
– To
niemożliwe. Wszelkie oficjalne przejścia są strzeżone – powiedziała rudowłosa
elfica. Alexander uśmiechnął się, nie kryjąc drwiny. Miał ochotę się zaśmiać.
– Otóż to.
Oficjalne przejścia obstawiliście, ale przecież mogli otworzyć nowe – wyjaśnił
z cierpiętniczą miną.
– To by
oznaczało, że poszli w układ z demonami. To one kontrolują całą siatkę portali
między wszystkimi światami – powiedział król, wciąż przyglądając się wampirowi.
Ten spojrzał na niego poważniej, widząc, że tym razem rozmawia z kimś dużo
bardziej pojętnym.
– Bardzo
możliwe, wasza wysokość. Jednak… – przerwał na moment, rozglądając się po
zebranych. Jego wzrok spoczął na Thomasie na dłużej, niż na pozostałych. Tom
przygryzł policzek, czekając na dalsze słowa wampira. – …istnieje inna
możliwość. – Powiedział grobowym tonem.
– Wszyscy
nie możemy się doczekać kolejnych rewelacji. Mów! – warknął dowódca
Edward. Alexander oblizał usta i wziął
większy oddech. W końcu zaczął wyjaśniać:
– Według
pradawnej legendy, wieki temu rozegrała się bitwa między aniołami, a istotami
mroku. Ich spór dotyczył mistycznej broni, która potrafiła otworzyć wrota do
każdego wymiaru, nawet samego piekła. Przepadła i słuch o niej zaginął, ale
jeśli czarodzieje mają ją w swoich rękach, to jesteście straceni – dokończył
bez skrupułów, zaplatając palce obu dłoni na stole. Samuel przeklął w duchu,
nie mogąc w to wszystko uwierzyć. Tyle starań, czasu, przelanej krwi i
poświęcenia… na marne. Nie mieściło mu się to w głowie.
– To
niemożliwe! Musi istnieć jakiś sposób – powiedział wódz krasnoludów z emocji aż
wstając z krzesła.
– Zetrą nas
na proch, jeśli nic nie zrobimy! – krzyknęła elfica, uderzając pięścią w stół.
Tom dobrze wyczuł, że lepiej sobie u niej nie nagrabić.
– Raczej
spalą tymi diabelskimi smokami. Gdyby ich można się było jakoś pozbyć…
Mielibyśmy wygraną w kieszeni – powiedział generał Edward.
– Zwłaszcza,
że nie przenieśli całego wojska, a jedynie marną garstkę. Reszta wciąż bije się
o Kanał Liberto – dodał mężczyzna, który wcześniej się nie odzywał. Tom nie
miał pojęcia, kim mógł być, bo wyglądał zupełnie przeciętnie. Oczywiście poza
tym, że był diabelsko przystojny. Tom czuł się pośród zebranych nad wyraz
przeciętnie. Łączył się w cierpieniu z brzydkim, brodatym krasnoludem. Nagle
zaświtał mu w głowie pewien pomysł.
– Wiem, jak
możemy pozbyć się smoków – powiedział, sprawiając tym, że wszyscy w jednej
chwili zamilkli.
– Kim ty w
ogóle jesteś? – zapytał napastliwie krasnolud, kręcąc swoim bujnym wąsem.
– To
czarodziej, który miał utworzyć barierę – wyjaśnił Samuel.
–
Czarodziej, ach tak? Jaką mamy pewność, że nie kolaboruje ze swoimi, he?! –
warknął brodacz, coraz bardziej się unosząc. Samuel już miał w planach go
bronić, ale to Tom się odezwał:
– Chcę
tylko, żeby ta wojna dobiegła końca. Nie obchodzi mnie jej wynik. – Krasnolud
więcej się nie odezwał, za to król zabrał głos:
– Zdaje się,
że wpadłeś na jakiś pomysł. Przedstaw nam swój koncept. – Tom pokiwał
energicznie głową, by zaraz wziąć się za wyjaśnienia.
– Stwórzmy
nowy wymiar, gdzie wyślemy smoki. Jestem gotowy podpisać pakt z demonem, jednak
będę potrzebował pomocy, żeby znaleźć siedzibę smoków i ją zapieczętować. –
Alexander wytrzeszczył oczy, słysząc, co mówił Tom. Skąd on miał pojęcia o
czarnej magii?! Cholerny, mały gnojek nie wiedział nawet, w co się pakuje, a na
dodatek miał czelność decydować o tym bez wcześniejszego ustalenia tego z nimi!
Samuel też nie wyglądał na zadowolonego.
– Jesteś
gotowy ponieść tak wysoką cenę? – zapytał król, zdziwiony postawą czarodzieja.
Thomas uśmiechnął się gorzko i odparł:
– Nie mam
nic do stracenia. – Te słowa uderzyły w Samuela i Alexandra tak mocno, że obaj
cali stężeli.
– Rozumiem.
Proś o wszystko, co będzie ci potrzebne. Nie ma czasu na zwłokę, więc z samego
rana poczyń przygotowania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz