czwartek, 7 maja 2020

Bitwa Pięciu Królestw - XX

XX



Ocknął się w lesie. Leżał przy brzegu strumienia, promienie słońca ledwo przeciskały się między gęstymi gałęziami drzew. Zamrugał oczami, bo obraz wciąż mu się rozmazywał. Próbował przypomnieć sobie, skąd się tu wziął. Ostatnie, wyraźne wspomnienie, to jego rozmowa z Alexandrem, a potem… Jedynie jakieś urywki, obrazy walki i krwi. Myślał gorączkowo nad tym, co się stało, aż przypomniał sobie przerażonego Toma, na którego się… rzucił. Poderwał się do góry, stając na nogach. Od razu poczuł rwący ból w boku, ale zignorował go i nie zwlekając dłużej, przemienił się w wilka. Musiał dowiedzieć się, czy z czarodziejem wszystko w porządku, bo jeśli nie… Jeszcze nie wiedział, co zrobi, ale nie chciał dopuścić do siebie myśli, że mógł skrzywdzić chłopaka.
Zaczął biec, wyczuwając własny trop. Nie miał pewności, czy zaprowadzi go prosto do obozu – prawdopodobnie nie, jednak nie miał lepszego pomysłu, co zrobić. Z każdą chwilą ból był coraz bardziej nieznośny, ale nie mógł się zatrzymać. Miał tylko nadzieje, że ktoś go powstrzymał. Naprawdę musiał w to wierzyć. Strach niemal rozrywał mu pierś, przez co trudno mu się oddychało, ale nie zamierzał się zatrzymywać. Musiał wiedzieć, co się stało i… czy z Tomem wszystko w porządku.


~∞~


Tom był zdenerwowany, bo Alexander wciąż się nie budził. Zostawił go na chwilę z Demetriuszem, bo sam postanowił wykąpać się w jeziorze w towarzystwie kilku ocalałych mężczyzn, służących wampirowi. Tak dla zachowania środków bezpieczeństwa – nie mieli przecież pewności, czy tamci bandyci nie wrócą. Nie było to zbyt prawdopodobne, ale nie zaszkodziło zachować pewnych środków ostrożności.
Wszedł do namiotu w świeżych ubraniach i jeszcze z mokrymi włosami. Warunki podczas podróżowania przypominały mu wręcz boleśnie o luksusie, jakiego zażył w willi wampira, ale przecież mogło być gorzej. Miał przynajmniej zapas świeżych i ciepłych ubrań, miejsce do spania i wygodny środek transportu. Musiałby być głupcem, żeby narzekać.
                Demetriusz leżał przy kochanku i wpatrywał się w niego ze zmartwionym wzrokiem. Tom naprawdę mu współczuł. Sam czuł się okropnie, a przecież blondyn był z Alexandrem o wiele bliżej, niż on. Podszedł do niego i położył mu rękę na ramieniu. Tym zwrócił na siebie jego uwagę. Uśmiechnął się do młodzieńca smutno, po czym powiedział:
– Powinieneś się odświeżyć. – Demetriusz jednak skrzywił się tylko i pokręcił głową. Na powrót położył głowę przy twarzy wampira. Nie miał zamiaru odstąpić go na krok. Tom westchnął tylko i wyszedł na zewnątrz. Było jeszcze zimniej, niż wczoraj, więc zarzucił na ramiona jakiś kożuch. Podszedł do ogniska, chcąc sprawdzić, co też jest szykowane na obiad. Jakaś biedna zwierzyna piekła się, nabita na kij, a dwóch mężczyzn trzymało niedaleko niej ryby, chcąc je widocznie upiec. W koszyku obok paleniska było ich jeszcze więcej, więc Tom postanowił upiec dwie – dla siebie i Demetriusza. Miał nadzieję, że w końcu przekona chłopaka, by coś zjadł.
Minęło południe, kiedy z gotowym jedzeniem ruszył do namiotu. Blondyn przysypiał przy wampirze, który nadal nie odzyskał przytomności. Jego rany trochę się zagoiły, ale wciąż były niezdrowo zarumienione, a cały proces regeneracji trwał stanowczo za długo.
Pochylił się nad chłopakiem i lekko nim potrząsnął, chwyciwszy za ramię. Kiedy Demetriusz uchylił powieki, spojrzał na Toma. Na widok ryb ledwo się nie skrzywił, ale w końcu udało mu się powstrzymać odruch. Przyjął patyk z upieczonym mięsem i zaczął jeść bez przekonania. Tom usiadł na posłaniu po drugiej stronie i przeżywając mięso, przyglądał się wampirowi. W końcu położył jedzenie na kolanach i wychylił się, dotykając dłonią czoła Alexandra. Było nieco chłodniejsze, ale ledwo wyczuwalnie. Odsunął też powoli kołdrę, by przyjrzeć się ranom. Wciąż były okropnie zaognione.
– On może nie wyzdrowieć – szepnął Demetriusz, patrząc w miejsce rozoranego ciała. Widać było, że to ślady ostrych pazurów, mimo, że obrażenie mocno się paskudziło. Tom odwrócił spojrzenie, czując nieprzyjemne ukłucie w piersi. Nie chciał nawet dopuścić do siebie podobnej wizji. Przecież gdyby nie on…
– Tom?! – usłyszał znajomy krzyk dochodzący z zewnątrz. Podniósł się z miejsca i ruszył do wyjścia z namiotu, by wyjrzeć, co się dzieje. Zobaczył Samuela, stojącego na środku obozu i rozglądającego się panicznie dookoła. Podbiegł do wyjścia i wtedy go zobaczył.
– Sam! – zawołał i ruszył od razu w stronę kochanka. Chciał wiedzieć, czy wszystko z nim w porządku. Wilkołak natychmiastowo zwrócił spojrzenie w jego stronę. Serce zalała mu niewypowiedziana ulga. Żyje. Nic mu nie jest. Powtarzał, nie mogąc się ruszyć z miejsca i uwierzyć, że wszystko jest w porządku. Dopiero, kiedy Tom przylgnął do niego ciasno i wtulił się w jego pierś z całych sił, odzyskał władzę nad sobą. Wziął głęboki oddech, wsunąwszy nos we włosy czarodzieja i zaciągnął się jego zapachem, powtarzając sobie w duchu, że nic mu nie zrobił. Po chwili blondyn chciał się odsunąć, ale Sam przytrzymał go przy sobie na dłużej. Nie chciał go puszczać, już nigdy, przenigdy w życiu nie zniesie czegoś podobnego.
– Jesteś – szepnął Tom i zacisnął dłonie na materiale potarganej koszuli mężczyzny. Miał ściśnięte gardło, a dziwny ucisk w sercu uświadamiał go powoli co do istnienia uczuć, jakie żywił wobec wilkołaka.
Samuel przesunął drżącą dłonią po włosach czarodzieja i zatrzymał ją na jego policzku. Odsunął go od siebie na niewielką odległość ­– tyle, by mógł mu zajrzeć w oczy.
– Nic ci nie jest? – wydusił w końcu, przebiegając niespokojnym wzrokiem po twarzy młodzieńca.
– Nie, nic. A tobie? – zapytał, oglądając wilkołaka od góry do dołu. Mężczyzna złapał jego twarz w obie dłonie i pocałował go mocno, nie zważając na to, że wokół nich byli inni ludzie. Niefortunnie się stało, ale chyba się w nim zakochał.


~∞~


Przeczekali kilka dni, nie ruszając się z miejsca, ponieważ Alexander wciąż wracał do siebie. Nadal nie było z nim kontaktu, jednak Tom obserwował jego rany i widział, że te mozolnie, ale jednak się goją. Dlatego właśnie podjęli decyzję o pozostaniu w miejscu dłużej. Nie było sensu forsować Alexandra i innych, zajmujących się nim osób, skoro mogli odczekać, aż ten odzyska przynajmniej świadomość.
Był wczesny poranek, a Tom czuł się potwornie zmęczony. Miał jednak nadzieję, że rześkie i zimne powietrze dostatecznie go rozbudzi. Połowę wczorajszej nocy spędził przy Alexandrze, którego znowu trawiła gorączka. Kiedy jednak ustąpiła, poszedł do siebie i niemal od razu zasnął. Jednak do świtu nie pozostało wówczas wiele godzin, dlatego pierwsze kroki i rozmowy obozowiczów obudziły go na dobre. Nie widząc sensu, by dłużej leżeć bezczynnie w futrach i kocach, ubrał się ciepło i wyszedł na zewnątrz. Rozejrzał się w poszukiwaniu Samuela, ciekaw, czy ten również już wstał. Niestety nie było go w zasięgu wzroku czarodzieja, toteż postanowił zajrzeć do wampira i przy okazji sprawdzić, jak się miewa Demetriusz. Z dnia na dzień wydawał się coraz bardziej załamany z powodu wampira. Tom na początku to rozumiał, ale widząc, ze Alexander wraca do zdrowia, zaczął wierzyć, że wszystko wróci do normy.
Zastał Demetriusza siedzącego na kolanach przy posłaniu wampira. Drzemał niespokojnie, a kiedy tylko Tom dotknął jego ramienia, by delikatnie go zbudzić i nie przestraszyć przy tym, blondyn poderwał się do góry z przerażoną miną.
– Spokojnie, to ja – szepnął cicho i uklęknął przy młodzieńcu. – Powinieneś wypocząć – zaczął, jak zwykle, co i tym razem spotkało się z grymasem na twarzy Demetriusza. Nie chciał zostawiać Alexandra ani na moment. Tom zawsze długo musiał go przekonywać, żeby zajął się sobą, chociaż na chwilę, bo nie może siebie aż tak zaniedbywać. Nigdy nie ustępował młodzieńcowi i ten ostatecznie się godził, ale nigdy z własnej, nieprzymuszonej woli nie opuszczał wampira.
– Jestem głodny. Przyniesiesz mi coś? – zapytał i usiadł nieco wygodniej. Nogi mu zdrętwiały od spędzenia kilku godzin w jednej pozycji.
– Jasne – odparł Tom i uśmiechnął się delikatnie. – Daj mi chwilę. – Wstał ostrożnie, nie chcąc robić niepotrzebnego hałasu i wyszedł na zewnątrz. Poprawił jeszcze materiał namiotu, by chłodne powietrze nie przedostawało się tak łatwo do środka, aż wreszcie odwrócił się gwałtownie i uderzył w czyjeś twarde i duże ciało z impetem. Podniósł zdezorientowany wzrok i zobaczył uśmiechniętego od ucha do ucha Samuela, który trzymał w rękach trzy patyki z upieczonymi rybami.
– Przygotowałem też jedną dla Demetriusza – wyjaśnił, by chwilę później dodać: – Zjesz ze mną w swoim namiocie? – Tom był lekko zdziwiony, ale nie miał powodu, żeby odmówić. Wątpił zresztą, by Demetriusz życzył sobie jego towarzystwa. Przynajmniej wszystko na to wskazywało, bo jego stosunek do Toma od tamtego zdarzenia uległ ogromnej zmianie. Młodzieniec patrzył na niego z chłodem, odpowiadał monosylabami i ogólnie był ciągle bardzo smutny. Na początku Tom tłumaczył to sobie strachem, jaki blondyn musiał czuć o życie Alexandra, ale przecież wszystko powoli wracało do normy. Tego już nie umiał sobie tłumaczyć.
– Z chęcią, tylko muszę zanieść jedną Demetriuszowi – powiedział i już wyciągnął rękę po rybę, ale wtedy wilkołak oznajmił:
– Ja się tym zajmę, a ty idź już do środka. Jest strasznie zimno. – Tom kiwnął głową i poszedł do namiotu obok. Od razu zakopał się w koce i futra, mając nadzieję, że lada moment się rozgrzeje. Naprawdę było dziś zimno. Chwilę później zjawił się Samuel. Wszedł do środka i posłał czarodziejowi łobuzerski uśmiech. Toma aż przeszedł dreszcz, mężczyzna strasznie mu się podobał.
– Gdzie upiekłeś te ryby? – zapytał Tom. Nie widział przecież mężczyzny przy ogniu, kiedy opuścił wcześniej swój namiot. W zasadzie nie było go nawet w pobliżu. Samuel usiadł obok młodzieńca, blisko, jak na przyjęte ogólnie standardy, po czym podał mu jedną z ryb.
– Upiekł je ten Klaus od Alexandra, ja byłem na polowaniu – wyjaśnił, a Tom kiwnął głową na znak, że rozumie. Zaczął powoli jeść w ciszy, Samuel również się nie odzywał. Nie było jednak niezręcznie, choć czarodziej miał wrażenie, że wilkołak chce coś powiedzieć. Czekał cierpliwie przez kilkanaście minut, jedząc nieśpiesznie, choć i ryba zniknęła wreszcie w jego brzuchu, a mężczyzna wciąż milczał. Tom westchnął cicho, po czym, by zacząć jakoś rozmowę, zapytał:
– Ile jeszcze przed nami drogi do celu? – Samuel nie śpieszył się z odpowiedzią. Dojadł rybę do końca, odrzucił na bok patyk po niej i w końcu zwrócił swoje jasne spojrzenie na Toma.
– Trudno powiedzieć – odparł, by dodać po chwili: – Pogoda jest paskudna, a jeszcze gorzej będzie, gdy zacznie sypać śnieg. Na pewno z dwa tygodnie drogi przed nami. – Tom pokiwał głową, zamyślając się na moment. Nagle poczuł dotyk dłoni wilkołaka na swojej szyi. Mężczyzna przesuwał opuszkami palców po jego ciepłej skórze, łaskocząc go przyjemnie. Tom zwrócił na niego spojrzenie i uśmiechnął się lekko. Chciałby wyznać Samuelowi swoje prawdziwe uczucia, zwłaszcza w takich chwilach, kiedy naprawdę czuł, że mężczyzna go pragnie, może nawet… kocha. Przysunął się bez zwłoki do kochanka i pocałował go mocno, ściskając przy tym z całych sił materiał jego płaszcza. Samuel złapał go w pasie i wciągnął sobie na kolana, oddając pocałunki z całą mocą.
Zdzierali sobie nawzajem naskórek, zderzali zębami w szaleńczym tempie, nie przejmując się lekkim posmakiem krwi w ustach. Całowali się, jak opętani, niemal zdzierali z siebie ubrania, gryźli się prawie i drapali w szaleńczym podnieceniu. Tom oplótł Samuela nogami w pasie i dał rzucić się na posłanie. Mężczyzna zdarł z niego koszulę, słyszeli tylko dźwięk targanego materiału i zrywanych rzemieni. Tom objął wilkołaka za szyję mocniej i odchylił głowę, gdy ten zaczął całować go po szyi. Samuel chwycił Toma pod plecami i wciągnął go na siebie, samemu kładąc się na kocach i skórach. Tom zaczął ściągać spodnie kochanka, samemu będąc już zupełnie nagim. Kiedy uwolnił twardą męskość wilkołaka, złapał ją w dłoń i od razu zaczął wprawnie masować. Nie zajęło mu to zbyt wiele czasu, bo Samuel chciał więcej, od razu, nie zamierzał czekać. Dopadł do czarodzieja, podnosząc się do siadu i zaczął go całować, dłońmi błądząc po jego ciele. Niedługo to trwało, bo Tom popchnął mężczyznę i sam rozsiadł się wygodniej ja jego biodrach.  Samuel chciał się unieść i go pocałować, ale chłopak go przytrzymał i mu nie pozwolił.
– Chcę cię ujeżdżać. – Samuel sapnął przez nos, od razu mocniej podniecony. Poczuł jak mu penis drgnął, ale nie zwrócił na niego uwagi, wpatrując się z nieukrywanym pożądaniem w Toma. Blondyn złapał w swoją smukłą dłoń członka młodszego mężczyzny i ponownie zaczął go masować, ściskając mocno, przez co wyrwał z ust kochanka jęk.
– Ale potem zmieniamy. Lubię cię mieć pod sobą – rzucił mężczyzna i przejechał chłopakowi dłońmi po dole pleców, zmierzając w stronę pośladków. Tom uśmiechnął się do niego bokiem ust, po czym powiedział:
– Rozciągnij mnie. – Uniósł się lekko i rozchylił sobie pośladki palcami. Samuel poślinił palce i przesunął nimi po rowku blondyna. Czarodziej od razu sapnął ciężej i oblizał swoje pełne usta. Miał je lekko uchylone, a oczy mrużył, patrząc w dół na mężczyznę. Po chwili Samuel wsunął jeden palec w jego wnętrze. Tom westchnął ciężej i mimowolnie przymknął oczy. Czuł, jak kochanek przyjemnie go masuje, wciskając wilgotny palec coraz głębiej. Po dłuższej chwili wsunął kolejny, tym razem wyrywając z kochanka cichy jęk. Blondyn przesuwał dłonią po swoim członku, powoli, jednak na tyle stymulująco, że był już w pełni twardy. Podobnie jak Samuel, któremu do pełnego wzwodu był po prostu potrzebny Tom. Nie musiał robić wiele, by mu stanął.
– Już – zażądał, łapiąc za dłoń Samuela, by odsunąć ją od swojego tyłka. Mężczyzna ściągnął nieco brwi w sprzeciwie i przytrzymał dłoń przy jego wejściu, chociaż palce zdążyły się wysunąć.
– Jeszcze nie – zaprotestował, próbując wsunąć je ponownie. Tom jednak cofnął biodra i pochylił się nad nim.
– Sam wiem lepiej – odparł twardo, tonem nieznoszącym sprzeciwu.
– Ja za to czuję, że nie jest jeszcze wystarczająco rozluźniona – powiedział Samuel, już nieco łagodniejszym tonem. Tom jednak nie ustępował.
– Będzie intensywniej. – Poprawił się nad biodrami mężczyzny i chwycił pewnie jego penisa. Chwilę później się na niego nabił z głośnym jękiem. Samuel przypatrywał mu się badawczo, choć na moment przymknął powieki pod wpływem nagłego, obezwładniającego niemal dreszczu, który przeszedł przez jego ciało.
– W po… porządku? – wydyszał, skrajnie podniecony. Pragnął się w niego mocniej wbić, ale to Tom panował nad sytuacją i chociaż mógł, nie chciał mu tego odbierać. Chłopak miał pochyloną głowę i oddychał głęboko, starając się nie spinać. Chciał tego i nie zamierzał wszystkiego zepsuć. Dlatego uniósł spojrzenie na kochanka i uśmiechnął się do niego. Pokiwał głową na znak, że jest dobrze, po czym pochylił się opierając ręce na ramionach Samuela i wpił się w jego usta. Po chwili zaczął się poruszać, unosząc i opuszczając biodra. Wilkołak przesuwał zachłannie dłońmi po jego miękkiej, teraz rozgrzanej skórze.
Całowali się, a Tom ujeżdżał kochanka coraz szybciej. Z ust wyrywały mu się głośniejsze jęki, podobnie jak Samuelowi, który zaciskał dłonie na pośladkach lub bokach blondyna i powarkiwał momentami z przyjemności. W pewnej chwili złapał Toma i przerzucił na plecy, samemu nad nim zawisając i nieprzerwanie pieprząc go mocnymi i szybkimi posunięciami. Blondyn automatycznie zarzucił mu ręce na szyję i odchylił gwałtownie głowę z głośnym jękiem. Czuł zbliżające się spełnienie. W dodatku dłonie mężczyzny zdawały się znać wszystkie jego czułe miejsca. Samuel złapał jego nogę i zarzucił ją sobie na biodro ułatwiając w ten sposób dostęp do jego wejścia. Doskonale widział jak jego członek znikał we wnętrzu Toma, by po chwili wysunąć się z niego i ponownie w nie zagłębić. Musiał przenieść wzrok gdzieś indziej, bo czuł, że mógłby niespodziewanie wystrzelić, gdyby wpatrywał się tam dłużej. Czarodziej puścił jego szyję i złapał się mocno kołdry, zaciskając na niej pięści tak mocno, że aż mu kostki pobielały. Miał ściągniętą w grymasie rozkoszy twarz, a powieki przymknięte, choć uchylał je, co jakiś czas, by spojrzeć na kochanka. Samuel pochylił się nad nim bardziej i złożył na jego ustach pocałunek. Po chwili przyśpieszył do nieludzkich prędkości i nie minęło wiele czasu, a obaj szczytowali w mocnym uścisku.
Żaden z nich nie miał dość siły, by położyć się wygodniej. Leżeli na sobie długie minuty, aż Tom usłyszał wołanie Demetriusza. Wtedy poderwał się jak poparzony, ale nim zdążył coś na siebie włożyć, chłopak wbiegł do środka. Minę miał radosną, choć zrzedła mu nieco na widok nagich kochanków, ale mimo to powiedział z wyczuwalnym szczęściem w głosie:
– Alexander się obudził. – Tom poderwał się do siadu i zaczął rozglądać za swoim ubraniem. Musiał go zobaczyć – już, natychmiast! I przekonać się, że wampirowi naprawdę nic nie jest.
Wybiegł z namiotu ledwie ubrany, nie zwracając uwagi na koszmarne warunki, które panowały na zewnątrz. Nawet nie poczuł chłodu kłujących, zimnych igieł deszczu, które wbijały mu się w nagie ramiona przez całą drogę. Rozszalały wiatr rozdarł poły jego koszuli na boki, niemal ściągając ją z niego do końca. Ale nie myślał o tym, chciał tylko zobaczyć wampira. Wbiegł do namiotu Alexandra z zapartym tchem. Wampir leżał, wciąż mizerny, bledszy, niż zwykle i widocznie zmęczony, ale w końcu przytomny. Podszedł do niego i upadł na kolana obok jego posłania. Chwycił wampira za dłoń i uśmiechnął się do niego radośnie.
– Jak się czujesz? – zapytał. Alexander wygiął usta w słabym uśmiechu, po czym odparł:
– Przespałem całą zimę, że chodzisz półnago? – Tom zaśmiał się i machinalnie poprawił koszulę, która zdążyła zsunąć mu się całkiem z ramion. Nim zdążył odpowiedzieć, wszyscy usłyszeli głos Samuela.
– Tom to gorący młodzieniec. Gdy zapłonie, to stygnie powoli – powiedział wilkołak, śmiejąc się bezczelnie pod koniec. Tom zaczerwienił się, jak rzadko kiedy. Zawstydził się na słowa wilkołaka jeszcze bardziej, gdy zobaczył minę wampira. Alexander nie odpowiedział, jedynie odwrócił spojrzenie od Samuela i ponownie zerknął na Toma. Czarodziej odchrząknął, powoli odzyskując panowanie nad sobą. Gdy nadmiar krwi zszedł mu z twarzy, uśmiechnął się głupio, chcąc rozładować napięcie. Demetriusz usiadł po drugiej stronie wampira i podsunął mu nadgarstek pod nos.
– Napij się, Alexander – powiedział cicho, nie zwracając uwagi na nikogo poza wampirem. Ten nie protestował. Ostrożnie przebił skórę chłopca i napił się powoli krwi, choć widać było, że bardzo jej łaknął i chciał szybko zaspokoić pragnienie. Nie zrobił tego, bo nie miał dość siły.
Tom bardzo się cieszył, że wampir wracał do zdrowia. Cały czas trzymał się tej nadziei, bo w przeciwnym razie… Sam nie wiedział. Byłoby mu przykro, gdyby Alexander umarł. Tak, na pewno by za nim tęsknił. Gdy na niego patrzył, czuł przyjemne ciepło rozlewające mu się w piersi.
– Thomas – usłyszał i odwrócił głowę. Samuel zaciskał usta w cienką linię, widać było gołym okiem, że jest zły. – Idziesz ze mną do lasu? – Czarodziej spojrzał na Alexandra. Nie chciał jeszcze iść, dopiero przyszedł i wampir przecież spał tak długo… Wahał się wyraźnie, kiedy w końcu Alex powiedział:
– Przyjdź do mnie przed zmrokiem, Tom. – Blondyn pokiwał głową i uśmiechnął się z ulgą. Wyszedł za wilkołakiem już bez słowa i aż krzyknął, gdy lodowata ściana deszczu uderzyła w niego wraz z tnącym jak brzytwa wiatrem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz