XX
Ocknął się w
lesie. Leżał przy brzegu strumienia, promienie słońca ledwo przeciskały się
między gęstymi gałęziami drzew. Zamrugał oczami, bo obraz wciąż mu się
rozmazywał. Próbował przypomnieć sobie, skąd się tu wziął. Ostatnie, wyraźne
wspomnienie, to jego rozmowa z Alexandrem, a potem… Jedynie jakieś urywki,
obrazy walki i krwi. Myślał gorączkowo nad tym, co się stało, aż przypomniał
sobie przerażonego Toma, na którego się… rzucił. Poderwał się do góry, stając
na nogach. Od razu poczuł rwący ból w boku, ale zignorował go i nie zwlekając
dłużej, przemienił się w wilka. Musiał dowiedzieć się, czy z czarodziejem
wszystko w porządku, bo jeśli nie… Jeszcze nie wiedział, co zrobi, ale nie
chciał dopuścić do siebie myśli, że mógł skrzywdzić chłopaka.
Zaczął biec,
wyczuwając własny trop. Nie miał pewności, czy zaprowadzi go prosto do obozu –
prawdopodobnie nie, jednak nie miał lepszego pomysłu, co zrobić. Z każdą chwilą
ból był coraz bardziej nieznośny, ale nie mógł się zatrzymać. Miał tylko
nadzieje, że ktoś go powstrzymał. Naprawdę musiał w to wierzyć. Strach niemal
rozrywał mu pierś, przez co trudno mu się oddychało, ale nie zamierzał się
zatrzymywać. Musiał wiedzieć, co się stało i… czy z Tomem wszystko w porządku.
~∞~
Tom był
zdenerwowany, bo Alexander wciąż się nie budził. Zostawił go na chwilę z
Demetriuszem, bo sam postanowił wykąpać się w jeziorze w towarzystwie kilku
ocalałych mężczyzn, służących wampirowi. Tak dla zachowania środków
bezpieczeństwa – nie mieli przecież pewności, czy tamci bandyci nie wrócą. Nie
było to zbyt prawdopodobne, ale nie zaszkodziło zachować pewnych środków
ostrożności.
Wszedł do
namiotu w świeżych ubraniach i jeszcze z mokrymi włosami. Warunki podczas
podróżowania przypominały mu wręcz boleśnie o luksusie, jakiego zażył w willi
wampira, ale przecież mogło być gorzej. Miał przynajmniej zapas świeżych i
ciepłych ubrań, miejsce do spania i wygodny środek transportu. Musiałby być
głupcem, żeby narzekać.
Demetriusz leżał przy kochanku i
wpatrywał się w niego ze zmartwionym wzrokiem. Tom naprawdę mu współczuł. Sam
czuł się okropnie, a przecież blondyn był z Alexandrem o wiele bliżej, niż on.
Podszedł do niego i położył mu rękę na ramieniu. Tym zwrócił na siebie jego
uwagę. Uśmiechnął się do młodzieńca smutno, po czym powiedział:
– Powinieneś
się odświeżyć. – Demetriusz jednak skrzywił się tylko i pokręcił głową. Na
powrót położył głowę przy twarzy wampira. Nie miał zamiaru odstąpić go na krok.
Tom westchnął tylko i wyszedł na zewnątrz. Było jeszcze zimniej, niż wczoraj,
więc zarzucił na ramiona jakiś kożuch. Podszedł do ogniska, chcąc sprawdzić, co
też jest szykowane na obiad. Jakaś biedna zwierzyna piekła się, nabita na kij,
a dwóch mężczyzn trzymało niedaleko niej ryby, chcąc je widocznie upiec. W
koszyku obok paleniska było ich jeszcze więcej, więc Tom postanowił upiec dwie
– dla siebie i Demetriusza. Miał nadzieję, że w końcu przekona chłopaka, by coś
zjadł.
Minęło
południe, kiedy z gotowym jedzeniem ruszył do namiotu. Blondyn przysypiał przy
wampirze, który nadal nie odzyskał przytomności. Jego rany trochę się zagoiły,
ale wciąż były niezdrowo zarumienione, a cały proces regeneracji trwał
stanowczo za długo.
Pochylił się
nad chłopakiem i lekko nim potrząsnął, chwyciwszy za ramię. Kiedy Demetriusz
uchylił powieki, spojrzał na Toma. Na widok ryb ledwo się nie skrzywił, ale w
końcu udało mu się powstrzymać odruch. Przyjął patyk z upieczonym mięsem i
zaczął jeść bez przekonania. Tom usiadł na posłaniu po drugiej stronie i
przeżywając mięso, przyglądał się wampirowi. W końcu położył jedzenie na
kolanach i wychylił się, dotykając dłonią czoła Alexandra. Było nieco
chłodniejsze, ale ledwo wyczuwalnie. Odsunął też powoli kołdrę, by przyjrzeć
się ranom. Wciąż były okropnie zaognione.
– On może
nie wyzdrowieć – szepnął Demetriusz, patrząc w miejsce rozoranego ciała. Widać
było, że to ślady ostrych pazurów, mimo, że obrażenie mocno się paskudziło. Tom
odwrócił spojrzenie, czując nieprzyjemne ukłucie w piersi. Nie chciał nawet
dopuścić do siebie podobnej wizji. Przecież gdyby nie on…
– Tom?! –
usłyszał znajomy krzyk dochodzący z zewnątrz. Podniósł się z miejsca i ruszył
do wyjścia z namiotu, by wyjrzeć, co się dzieje. Zobaczył Samuela, stojącego na
środku obozu i rozglądającego się panicznie dookoła. Podbiegł do wyjścia i
wtedy go zobaczył.
– Sam! –
zawołał i ruszył od razu w stronę kochanka. Chciał wiedzieć, czy wszystko z nim
w porządku. Wilkołak natychmiastowo zwrócił spojrzenie w jego stronę. Serce
zalała mu niewypowiedziana ulga. Żyje.
Nic mu nie jest. Powtarzał, nie mogąc się ruszyć z miejsca i uwierzyć, że
wszystko jest w porządku. Dopiero, kiedy Tom przylgnął do niego ciasno i wtulił
się w jego pierś z całych sił, odzyskał władzę nad sobą. Wziął głęboki oddech,
wsunąwszy nos we włosy czarodzieja i zaciągnął się jego zapachem, powtarzając
sobie w duchu, że nic mu nie zrobił. Po chwili blondyn chciał się odsunąć, ale
Sam przytrzymał go przy sobie na dłużej. Nie chciał go puszczać, już nigdy,
przenigdy w życiu nie zniesie czegoś podobnego.
– Jesteś –
szepnął Tom i zacisnął dłonie na materiale potarganej koszuli mężczyzny. Miał
ściśnięte gardło, a dziwny ucisk w sercu uświadamiał go powoli co do istnienia
uczuć, jakie żywił wobec wilkołaka.
Samuel
przesunął drżącą dłonią po włosach czarodzieja i zatrzymał ją na jego policzku.
Odsunął go od siebie na niewielką odległość – tyle, by mógł mu zajrzeć w oczy.
– Nic ci nie
jest? – wydusił w końcu, przebiegając niespokojnym wzrokiem po twarzy
młodzieńca.
– Nie, nic.
A tobie? – zapytał, oglądając wilkołaka od góry do dołu. Mężczyzna złapał jego
twarz w obie dłonie i pocałował go mocno, nie zważając na to, że wokół nich
byli inni ludzie. Niefortunnie się stało, ale chyba się w nim zakochał.
~∞~
Przeczekali
kilka dni, nie ruszając się z miejsca, ponieważ Alexander wciąż wracał do
siebie. Nadal nie było z nim kontaktu, jednak Tom obserwował jego rany i
widział, że te mozolnie, ale jednak się goją. Dlatego właśnie podjęli decyzję o
pozostaniu w miejscu dłużej. Nie było sensu forsować Alexandra i innych,
zajmujących się nim osób, skoro mogli odczekać, aż ten odzyska przynajmniej
świadomość.
Był wczesny
poranek, a Tom czuł się potwornie zmęczony. Miał jednak nadzieję, że rześkie i
zimne powietrze dostatecznie go rozbudzi. Połowę wczorajszej nocy spędził przy
Alexandrze, którego znowu trawiła gorączka. Kiedy jednak ustąpiła, poszedł do siebie
i niemal od razu zasnął. Jednak do świtu nie pozostało wówczas wiele godzin,
dlatego pierwsze kroki i rozmowy obozowiczów obudziły go na dobre. Nie widząc
sensu, by dłużej leżeć bezczynnie w futrach i kocach, ubrał się ciepło i
wyszedł na zewnątrz. Rozejrzał się w poszukiwaniu Samuela, ciekaw, czy ten
również już wstał. Niestety nie było go w zasięgu wzroku czarodzieja, toteż
postanowił zajrzeć do wampira i przy okazji sprawdzić, jak się miewa
Demetriusz. Z dnia na dzień wydawał się coraz bardziej załamany z powodu
wampira. Tom na początku to rozumiał, ale widząc, ze Alexander wraca do
zdrowia, zaczął wierzyć, że wszystko wróci do normy.
Zastał
Demetriusza siedzącego na kolanach przy posłaniu wampira. Drzemał niespokojnie,
a kiedy tylko Tom dotknął jego ramienia, by delikatnie go zbudzić i nie
przestraszyć przy tym, blondyn poderwał się do góry z przerażoną miną.
– Spokojnie,
to ja – szepnął cicho i uklęknął przy młodzieńcu. – Powinieneś wypocząć –
zaczął, jak zwykle, co i tym razem spotkało się z grymasem na twarzy
Demetriusza. Nie chciał zostawiać Alexandra ani na moment. Tom zawsze długo
musiał go przekonywać, żeby zajął się sobą, chociaż na chwilę, bo nie może
siebie aż tak zaniedbywać. Nigdy nie ustępował młodzieńcowi i ten ostatecznie
się godził, ale nigdy z własnej, nieprzymuszonej woli nie opuszczał wampira.
– Jestem
głodny. Przyniesiesz mi coś? – zapytał i usiadł nieco wygodniej. Nogi mu
zdrętwiały od spędzenia kilku godzin w jednej pozycji.
– Jasne –
odparł Tom i uśmiechnął się delikatnie. – Daj mi chwilę. – Wstał ostrożnie, nie
chcąc robić niepotrzebnego hałasu i wyszedł na zewnątrz. Poprawił jeszcze
materiał namiotu, by chłodne powietrze nie przedostawało się tak łatwo do
środka, aż wreszcie odwrócił się gwałtownie i uderzył w czyjeś twarde i duże
ciało z impetem. Podniósł zdezorientowany wzrok i zobaczył uśmiechniętego od
ucha do ucha Samuela, który trzymał w rękach trzy patyki z upieczonymi rybami.
–
Przygotowałem też jedną dla Demetriusza – wyjaśnił, by chwilę później dodać: –
Zjesz ze mną w swoim namiocie? – Tom był lekko zdziwiony, ale nie miał powodu,
żeby odmówić. Wątpił zresztą, by Demetriusz życzył sobie jego towarzystwa.
Przynajmniej wszystko na to wskazywało, bo jego stosunek do Toma od tamtego
zdarzenia uległ ogromnej zmianie. Młodzieniec patrzył na niego z chłodem,
odpowiadał monosylabami i ogólnie był ciągle bardzo smutny. Na początku Tom
tłumaczył to sobie strachem, jaki blondyn musiał czuć o życie Alexandra, ale
przecież wszystko powoli wracało do normy. Tego już nie umiał sobie tłumaczyć.
– Z chęcią,
tylko muszę zanieść jedną Demetriuszowi – powiedział i już wyciągnął rękę po
rybę, ale wtedy wilkołak oznajmił:
– Ja się tym
zajmę, a ty idź już do środka. Jest strasznie zimno. – Tom kiwnął głową i
poszedł do namiotu obok. Od razu zakopał się w koce i futra, mając nadzieję, że
lada moment się rozgrzeje. Naprawdę było dziś zimno. Chwilę później zjawił się
Samuel. Wszedł do środka i posłał czarodziejowi łobuzerski uśmiech. Toma aż
przeszedł dreszcz, mężczyzna strasznie mu się podobał.
– Gdzie
upiekłeś te ryby? – zapytał Tom. Nie widział przecież mężczyzny przy ogniu,
kiedy opuścił wcześniej swój namiot. W zasadzie nie było go nawet w pobliżu.
Samuel usiadł obok młodzieńca, blisko, jak na przyjęte ogólnie standardy, po
czym podał mu jedną z ryb.
– Upiekł je
ten Klaus od Alexandra, ja byłem na polowaniu – wyjaśnił, a Tom kiwnął głową na
znak, że rozumie. Zaczął powoli jeść w ciszy, Samuel również się nie odzywał.
Nie było jednak niezręcznie, choć czarodziej miał wrażenie, że wilkołak chce
coś powiedzieć. Czekał cierpliwie przez kilkanaście minut, jedząc nieśpiesznie,
choć i ryba zniknęła wreszcie w jego brzuchu, a mężczyzna wciąż milczał. Tom
westchnął cicho, po czym, by zacząć jakoś rozmowę, zapytał:
– Ile
jeszcze przed nami drogi do celu? – Samuel nie śpieszył się z odpowiedzią.
Dojadł rybę do końca, odrzucił na bok patyk po niej i w końcu zwrócił swoje
jasne spojrzenie na Toma.
– Trudno
powiedzieć – odparł, by dodać po chwili: – Pogoda jest paskudna, a jeszcze
gorzej będzie, gdy zacznie sypać śnieg. Na pewno z dwa tygodnie drogi przed
nami. – Tom pokiwał głową, zamyślając się na moment. Nagle poczuł dotyk dłoni
wilkołaka na swojej szyi. Mężczyzna przesuwał opuszkami palców po jego ciepłej
skórze, łaskocząc go przyjemnie. Tom zwrócił na niego spojrzenie i uśmiechnął
się lekko. Chciałby wyznać Samuelowi swoje prawdziwe uczucia, zwłaszcza w
takich chwilach, kiedy naprawdę czuł, że mężczyzna go pragnie, może nawet…
kocha. Przysunął się bez zwłoki do kochanka i pocałował go mocno, ściskając
przy tym z całych sił materiał jego płaszcza. Samuel złapał go w pasie i
wciągnął sobie na kolana, oddając pocałunki z całą mocą.
Zdzierali
sobie nawzajem naskórek, zderzali zębami w szaleńczym tempie, nie przejmując
się lekkim posmakiem krwi w ustach. Całowali się, jak opętani, niemal zdzierali
z siebie ubrania, gryźli się prawie i drapali w szaleńczym podnieceniu. Tom
oplótł Samuela nogami w pasie i dał rzucić się na posłanie. Mężczyzna zdarł z
niego koszulę, słyszeli tylko dźwięk targanego materiału i zrywanych rzemieni. Tom
objął wilkołaka za szyję mocniej i odchylił głowę, gdy ten zaczął całować go po
szyi. Samuel chwycił Toma pod plecami i wciągnął go na siebie, samemu kładąc
się na kocach i skórach. Tom zaczął ściągać spodnie kochanka, samemu będąc już
zupełnie nagim. Kiedy uwolnił twardą męskość wilkołaka, złapał ją w dłoń i od
razu zaczął wprawnie masować. Nie zajęło mu to zbyt wiele czasu, bo Samuel
chciał więcej, od razu, nie zamierzał czekać. Dopadł do czarodzieja, podnosząc
się do siadu i zaczął go całować, dłońmi błądząc po jego ciele. Niedługo to
trwało, bo Tom popchnął mężczyznę i sam rozsiadł się wygodniej ja jego
biodrach. Samuel chciał się unieść i go
pocałować, ale chłopak go przytrzymał i mu nie pozwolił.
– Chcę cię
ujeżdżać. – Samuel sapnął przez nos, od razu mocniej podniecony. Poczuł jak mu
penis drgnął, ale nie zwrócił na niego uwagi, wpatrując się z nieukrywanym
pożądaniem w Toma. Blondyn złapał w swoją smukłą dłoń członka młodszego
mężczyzny i ponownie zaczął go masować, ściskając mocno, przez co wyrwał z ust
kochanka jęk.
– Ale potem
zmieniamy. Lubię cię mieć pod sobą – rzucił mężczyzna i przejechał chłopakowi
dłońmi po dole pleców, zmierzając w stronę pośladków. Tom uśmiechnął się do
niego bokiem ust, po czym powiedział:
– Rozciągnij
mnie. – Uniósł się lekko i rozchylił sobie pośladki palcami. Samuel poślinił
palce i przesunął nimi po rowku blondyna. Czarodziej od razu sapnął ciężej i
oblizał swoje pełne usta. Miał je lekko uchylone, a oczy mrużył, patrząc w dół
na mężczyznę. Po chwili Samuel wsunął jeden palec w jego wnętrze. Tom westchnął
ciężej i mimowolnie przymknął oczy. Czuł, jak kochanek przyjemnie go masuje,
wciskając wilgotny palec coraz głębiej. Po dłuższej chwili wsunął kolejny, tym
razem wyrywając z kochanka cichy jęk. Blondyn przesuwał dłonią po swoim
członku, powoli, jednak na tyle stymulująco, że był już w pełni twardy.
Podobnie jak Samuel, któremu do pełnego wzwodu był po prostu potrzebny Tom. Nie
musiał robić wiele, by mu stanął.
– Już – zażądał,
łapiąc za dłoń Samuela, by odsunąć ją od swojego tyłka. Mężczyzna ściągnął
nieco brwi w sprzeciwie i przytrzymał dłoń przy jego wejściu, chociaż palce
zdążyły się wysunąć.
– Jeszcze
nie – zaprotestował, próbując wsunąć je ponownie. Tom jednak cofnął biodra i
pochylił się nad nim.
– Sam wiem
lepiej – odparł twardo, tonem nieznoszącym sprzeciwu.
– Ja za to
czuję, że nie jest jeszcze wystarczająco rozluźniona – powiedział Samuel, już nieco
łagodniejszym tonem. Tom jednak nie ustępował.
– Będzie
intensywniej. – Poprawił się nad biodrami mężczyzny i chwycił pewnie jego
penisa. Chwilę później się na niego nabił z głośnym jękiem. Samuel przypatrywał
mu się badawczo, choć na moment przymknął powieki pod wpływem nagłego,
obezwładniającego niemal dreszczu, który przeszedł przez jego ciało.
– W po…
porządku? – wydyszał, skrajnie podniecony. Pragnął się w niego mocniej wbić,
ale to Tom panował nad sytuacją i chociaż mógł, nie chciał mu tego odbierać.
Chłopak miał pochyloną głowę i oddychał głęboko, starając się nie spinać.
Chciał tego i nie zamierzał wszystkiego zepsuć. Dlatego uniósł spojrzenie na
kochanka i uśmiechnął się do niego. Pokiwał głową na znak, że jest dobrze, po
czym pochylił się opierając ręce na ramionach Samuela i wpił się w jego usta.
Po chwili zaczął się poruszać, unosząc i opuszczając biodra. Wilkołak przesuwał
zachłannie dłońmi po jego miękkiej, teraz rozgrzanej skórze.
Całowali
się, a Tom ujeżdżał kochanka coraz szybciej. Z ust wyrywały mu się głośniejsze
jęki, podobnie jak Samuelowi, który zaciskał dłonie na pośladkach lub bokach
blondyna i powarkiwał momentami z przyjemności. W pewnej chwili złapał Toma i
przerzucił na plecy, samemu nad nim zawisając i nieprzerwanie pieprząc go
mocnymi i szybkimi posunięciami. Blondyn automatycznie zarzucił mu ręce na
szyję i odchylił gwałtownie głowę z głośnym jękiem. Czuł zbliżające się
spełnienie. W dodatku dłonie mężczyzny zdawały się znać wszystkie jego
czułe miejsca. Samuel złapał jego nogę i zarzucił ją sobie na biodro ułatwiając
w ten sposób dostęp do jego wejścia. Doskonale widział jak jego członek znikał
we wnętrzu Toma, by po chwili wysunąć się z niego i ponownie w nie zagłębić.
Musiał przenieść wzrok gdzieś indziej, bo czuł, że mógłby niespodziewanie
wystrzelić, gdyby wpatrywał się tam dłużej. Czarodziej puścił jego szyję i
złapał się mocno kołdry, zaciskając na niej pięści tak mocno, że aż mu kostki
pobielały. Miał ściągniętą w grymasie rozkoszy twarz, a powieki przymknięte,
choć uchylał je, co jakiś czas, by spojrzeć na kochanka. Samuel pochylił się
nad nim bardziej i złożył na jego ustach pocałunek. Po chwili przyśpieszył do
nieludzkich prędkości i nie minęło wiele czasu, a obaj szczytowali w mocnym
uścisku.
Żaden z nich
nie miał dość siły, by położyć się wygodniej. Leżeli na sobie długie minuty, aż
Tom usłyszał wołanie Demetriusza. Wtedy poderwał się jak poparzony, ale nim
zdążył coś na siebie włożyć, chłopak wbiegł do środka. Minę miał radosną, choć
zrzedła mu nieco na widok nagich kochanków, ale mimo to powiedział z
wyczuwalnym szczęściem w głosie:
– Alexander
się obudził. – Tom poderwał się do siadu i zaczął rozglądać za swoim ubraniem.
Musiał go zobaczyć – już, natychmiast! I przekonać się, że wampirowi naprawdę
nic nie jest.
Wybiegł z
namiotu ledwie ubrany, nie zwracając uwagi na koszmarne warunki, które panowały
na zewnątrz. Nawet nie poczuł chłodu kłujących, zimnych igieł deszczu, które
wbijały mu się w nagie ramiona przez całą drogę. Rozszalały wiatr rozdarł poły
jego koszuli na boki, niemal ściągając ją z niego do końca. Ale nie myślał o
tym, chciał tylko zobaczyć wampira. Wbiegł do namiotu Alexandra z zapartym
tchem. Wampir leżał, wciąż mizerny, bledszy, niż zwykle i widocznie zmęczony,
ale w końcu przytomny. Podszedł do niego i upadł na kolana obok jego posłania.
Chwycił wampira za dłoń i uśmiechnął się do niego radośnie.
– Jak się czujesz?
– zapytał. Alexander wygiął usta w słabym uśmiechu, po czym odparł:
– Przespałem
całą zimę, że chodzisz półnago? – Tom zaśmiał się i machinalnie poprawił
koszulę, która zdążyła zsunąć mu się całkiem z ramion. Nim zdążył odpowiedzieć,
wszyscy usłyszeli głos Samuela.
– Tom to
gorący młodzieniec. Gdy zapłonie, to stygnie powoli – powiedział wilkołak,
śmiejąc się bezczelnie pod koniec. Tom zaczerwienił się, jak rzadko kiedy. Zawstydził
się na słowa wilkołaka jeszcze bardziej, gdy zobaczył minę wampira. Alexander
nie odpowiedział, jedynie odwrócił spojrzenie od Samuela i ponownie zerknął na
Toma. Czarodziej odchrząknął, powoli odzyskując panowanie nad sobą. Gdy nadmiar
krwi zszedł mu z twarzy, uśmiechnął się głupio, chcąc rozładować napięcie.
Demetriusz usiadł po drugiej stronie wampira i podsunął mu nadgarstek pod nos.
– Napij się,
Alexander – powiedział cicho, nie zwracając uwagi na nikogo poza wampirem. Ten
nie protestował. Ostrożnie przebił skórę chłopca i napił się powoli krwi, choć
widać było, że bardzo jej łaknął i chciał szybko zaspokoić pragnienie. Nie
zrobił tego, bo nie miał dość siły.
Tom bardzo
się cieszył, że wampir wracał do zdrowia. Cały czas trzymał się tej nadziei, bo
w przeciwnym razie… Sam nie wiedział. Byłoby mu przykro, gdyby Alexander umarł.
Tak, na pewno by za nim tęsknił. Gdy na niego patrzył, czuł przyjemne ciepło
rozlewające mu się w piersi.
– Thomas –
usłyszał i odwrócił głowę. Samuel zaciskał usta w cienką linię, widać było
gołym okiem, że jest zły. – Idziesz ze mną do lasu? – Czarodziej spojrzał na
Alexandra. Nie chciał jeszcze iść, dopiero przyszedł i wampir przecież spał tak
długo… Wahał się wyraźnie, kiedy w końcu Alex powiedział:
– Przyjdź do
mnie przed zmrokiem, Tom. – Blondyn pokiwał głową i uśmiechnął się z ulgą.
Wyszedł za wilkołakiem już bez słowa i aż krzyknął, gdy lodowata ściana deszczu
uderzyła w niego wraz z tnącym jak brzytwa wiatrem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz