wtorek, 28 sierpnia 2018

Bitwa Pięciu Królestw - XVIII


XVIII



                Był piętnasty listopada, niedziela, słoneczne, choć chłodne popołudnie i ostatni dzień, jaki mieli spędzić w willi Alexandra. Zamierzali o świcie wyruszyć konno do stolicy Sarihmas z wiadomością dla samego króla. Chcieli usłyszeć oficjalne rozkazy, choć Samuel już im przekazał wszystko, co wiedział od generała Edwarda, prawej ręki króla. Mimo to, woleli mieć wszystko na papierze, żeby w razie czego nie ponieść odpowiedzialności za wszelkie skutki swoich działań. Zanim jednak wdrożyli w życie swoje plany, musieli przetrwać resztę dnia, wieczór i prawie całą noc. Pierwsze dwa dla Toma były istnym piekłem, ostatnia, noc właśnie, wybawieniem. A to wszystko dlatego, że wieczorem Alexander wyprawiał kolację dla swoich przyjaciół. Pożegnalną kolację, ponieważ zażądał, by wszyscy wyprowadzili się w przeciągu tygodnia. Oczywiście powiedział, że jak tylko wróci, da im znać, że mogą na nowo u niego zamieszkać, ale do tego czasu chciał, by w domu pozostała tylko służba, jego kochankowie i kot, Pandora. Bo ostatecznie zamierzał zabrać Demetriusza ze sobą. Na początku miał sporo obiekcji i nie zgodził się na prośby blondyna. W końcu widocznie zmienił zdanie. Co było tego przyczyną? Tom nie miał pojęcia. Mógł się jedynie domyślać, że być może nieodgadnione przez niego dotąd sztuki perswazji Demetriusza naprawdę działają cuda. Musiało tak być, skoro ten zdołał zmienić decyzję mężczyzny.
                Samuel był nieco markotny, ale w towarzystwie czarodzieja chował swoje troski. Zabawiał go, dyskutował, starał się zajmować całym sobą. Alexander mu nie przeszkadzał, ale uważnie przyglądał się czarodziejowi, co niekiedy doprowadzało Toma do szału. Czasami posyłał mu pytające spojrzenia, ale wtedy zwykle wampir odwracał wzrok i udawał, że nic się nie stało, a jego bezczelne gapienie się wcale nie miało miejsca.
                Tom udał się do biblioteki z zamiarem poczytania jakiejś przypadkowej książki. Chciał zabić czas, przetrwać kolację i położyć się spać. Wiedział, że podróż na pewno będzie wiązać się z wieloma problemami i przeciwnościami losu, ale znoszenie humorów Samuela i Alexandra również nie należało do prostych rzeczy. Czasami miał ochotę im obu po prostu spuścić wpierdol, ale zaraz przypominało mu się, jak marne ma z nimi szanse. Niby był czarodziejem, ale w porównaniu z refleksem i bystrością obu mężczyzn, nadal miał niewielkie możliwości wygranej.
                Wszedł do środka, nie dostrzegając nikogo i ruszył w stronę pierwszego regału. Przebiegł wzrokiem po kilku pierwszych pozycjach i wyciągnął jakąś książkę w języku powszechnym. Czasami trafiał na utwory pisane dialektem. Oczywiście rozumiał to dzięki magii, jaka w Krainie Smoków pomagała w komunikacji, ale nadal wyczuwał różnicę i po prostu nie lubił takich czytać. Z książką w ręce ruszył do fotela stojącego przy oknie. Usiadł w nim, dostrzegając, że słońce chyliło się ku zachodowi. Jego promienie ciekły po szybie bardzo powoli, tworząc na ścianach złote, błyszczące wzory. Otworzył książkę i zaczął czytać, nawet niespecjalnie skupiając się na treści. Nie miał pojęcia, ile minęło czasu, ale nagle usłyszał szczęk klamki i skrzypnięcie ciężkich, mosiężnych drzwi. Spojrzał w tamtą stronę i zobaczył Alexandra. Wampir też był widocznie zdziwiony jego obecnością w bibliotece, czego nawet nie ukrywał. W końcu uśmiechnął się wymuszenie, jakby lekkość ich relacji kompletnie wyparowała. Tak chyba po części było, choć Tom niemal wychodził z siebie, by było inaczej. Od spaceru przestał unikać mężczyzn, a raczej spróbował się z nimi dogadać. Niestety nie było to proste.
– Powinieneś odpocząć przed drogą – zaczął sztywnym tonem. Czarodziej uśmiechnął się wymuszenie.
– Muszę się znudzić, zanim zasnę – odpowiedział i spuścił wzrok na książkę. Moment później Alexander zjawił się tuż przy nim. Poderwał na niego wzrok, zdziwiony. Wampir znowu się tak gapił, ale teraz już nie odwrócił spojrzenia. Przyglądał mu się uporczywie, z jakimś dziwnym zacięciem. Tom zakręcił się na swoim miejscu i zerknął na niego pytająco. Jednak Alexander nie ustępował. W końcu sięgnął do kieszeni i wyciągnął złoty pierścień z pięknym i dużym kamieniem na wierzchu. Tom zmarszczył brwi.
– Chyba nie chcesz mi się oświadczyć, co? – parsknął niewesołym śmiechem i odetchnął głębiej. Spojrzał na wampira, który zmieszał się wyraźnie, ale nie cofnął ręki. Jedyne, co zrobił, to zamrugał oczami, odetchnął głębiej i wyprostował się, zmieniając przy tym ciężar ciała na drugą nogę. – Nic nie powiesz? – pisnął prawie, bo tak mocno miał ściśnięte gardło.
– Jesteś niemożliwy, Tom – westchnął i wywrócił oczami w geście kompletnej bezradności. Odchrząknął, przyciskając wolną pięść do ust, by po chwili opuścić ją w dół i powiedzieć: – Miałem takie trzy. Jeden ukradł twój brat, drugi należy do mnie, a ten… chcę ci go ofiarować. Jako prezent za ciężką pracę i poświęcenie – dokończył oficjalnie, odzyskując panowanie nad głosem i ciałem. Jednak nie na długo. Tom wstał ze swojego miejsca, przez co jego twarz znalazła się naprawdę blisko wampira. Ten widocznie nie zamierzał się odsunąć, a czarodziej nie miał takiej możliwości, bo tuż za nim stał fotel. Tak więc stali blisko siebie, patrząc sobie w oczy. W końcu Alexander chwycił dłoń Toma i wsunął na jeden palec pierścień, który jakimś cudem pasował idealnie. A Tom czuł się dziwnie, i nie byłby sobą, gdyby nie powiedział czegoś głupiego.
– Przykro mi Alex, ale to nadal wygląda jak oświadczyny – zaśmiał się tym razem, zerkając w górę na mężczyznę, który też się uśmiechnął z zawstydzenia.
– Naprawdę, jesteś zupełnie niemożliwy – parsknął, po czym dodał: – Wystarczy krótkie ”dziękuję”. – Tom uniósł się na palcach i pocałował mężczyznę w policzek.
– Dziękuję – szepnął mu na ucho, nim się odsunął, by przyjrzeć się swojej dłoni z nową ozdobą na palcu. Kamień był ciemny, jakby… purpurowy. Mienił się w świetle dochodzącym z zewnątrz. W tamtej chwili było go już naprawdę niewiele. Alexander patrzył na niego z lekkim uśmiechem i naprawdę… naprawdę nie umiał oddzielić od siebie uczuć rozsądku i serca.


~∞~

                Ledwo świtało, padał deszcz, a temperatura spadła koszmarnie, toteż trudniej było wstać z łóżka i ruszyć w drogę tak wcześnie, jak zaplanowali. Niestety nie było już czasu na zmianę planów. Dlatego Tom zwlókł się z łóżka, w którym spał sam, bez żadnego towarzystwa, co w ostatnim czasie należało do nowości. Nie narzekał jednak, ostatnio obecność pewnych dwóch mężczyzn przyprawiała go już o ból głowy. Zwłaszcza wtedy, gdy obaj przebywali z nim w jednym pomieszczeniu.
                Alexander był naprawdę wymagający w kwestii warunków ich podróży. Zanegował pomysł Samuela, jako że mieliby wszyscy pojechać konno i oznajmił, że ma trzyosobowy powóz. Oczywiście zmieściłyby się w nim cztery osoby bez najmniejszego problemu, jednak wampir już na początku chciał dać do zrozumienia wilkołakowi, że nie zamierza dzielić z nim tak niewielkiej przestrzeni dłużej, niż to konieczne. I Sam nie protestował, ba, był nawet zadowolony z takiego obrotu sprawy. Nie widziało mu się spędzać tyle godzin w jednym, ciasnym miejscu, praktycznie bez ruchu i świeżego powietrza wokół. Jedyny plus, jaki w tym widział, była szansa na spędzanie większej ilości czasu z Tomem. Bo oczywiście czarodziej wliczał się do wybranej trójki Alexandra. Trójki, w której skład wampir też wchodził…
                Wstał z łóżka i powlókł się do swojej łazienki, gdzie miał zamiar odświeżyć się przed drogą i od razu przebrać na śniadanie. Wszystko miał już spakowane i gotowe do drogi od paru dni, dlatego w ostatniej chwili nie musiał się już o nic martwić.
                Woda w misce była chłodna i szybko go otrzeźwiła z nocnych i sennych miraży. Śniły mu się piękne rzeczy, jak mało kiedy. Aż żal było opuszczać krainę snów.
                Ubrał się szybko i zszedł na dół. Dostrzegł Demetriusza, więc bez chwili namysłu podszedł do niego.
– Dzień dobry – przywitał się z lekkim uśmiechem. Chłopak odwrócił się w jego stronę i również posłał mu delikatny uśmiech. Był jeszcze zaspany, miał trochę zapuchnięte oczy i odciśniętą poduszkę na policzku.
– Witaj – odparł i zaczekał na niego chwilę, by zrównali się krokiem. W końcu ruszyli razem do wyjścia, by zobaczyć, co się dzieje na zewnątrz. Tom pchnął drzwi i przepuścił przodem Demetriusza, po czym wyszedł tuż za nim. Alexander rozmawiał z jakimś mężczyzną i tłumaczył mu coś ze zirytowaną miną. Niedaleko schodów stał piękny, czarny powóz z końmi. Tom przez moment zatrzymał na nim wzrok z zachwytem, ale jego uwagę przykuł Samuel, próbujący okiełznać jakiegoś białego konia. Tom zaśmiał się dyskretnie pod nosem, widząc, jak wilkołak marszczy brwi groźnie i psioczy na nieposłuszne zwierzę. Alexander przestał instruować o czymś mężczyznę i zerknął na Samuela z dezaprobatą. Nic jednak nie zrobił, a jedynie przeniósł wzrok na młodzieńców stojących wciąż na schodach. Uśmiechnął się do nich czarująco i przywołał ich gestem dłoni do siebie. Tom objął się ramionami, gdy zawiał mocniejszy wiatr, ale wyszedł na dzieciniec. Wampir zerknął na jego dłoń, ozdobioną złotym pierścieniem, co nie umknęło uwadze czarodzieja. Miał ochotę uśmiechnął się głupio, ale powstrzymał się, gdy dostrzegł, że Samuel uważnie mu się przygląda. Odchrząknął, a kiedy to nie pomogło, zakaszlał, przyciskając pięść do ust. Zatrzymał się obok Demetriusza, gdy obaj już dotarli do odzianego w gruby płaszcz Alexandra.
– Zjedliście już coś? – zapytał chłopców, zerkając na nich naprzemian.
– Nie – odpowiedział za nich obu Demetriusz.
– To ruszajcie, migiem. Nie możecie pojechać z pustym żołądkiem – pogonił ich gestem dłoni. Tom zaśmiał się cicho i pozwolił pociągnąć Demetriuszowi za sobą. W tym czasie Samuel zsiadł z konia i podszedł do wampira z niewesołą miną.
– Co to za tandetna błyskotka, hm? Myślałem, że masz lepszy gust – zakpił, zatrzymując się niedaleko mężczyzny. Alexander przeniósł na niego niechętne i znudzone spojrzenie.
– Tom nie narzekał. Właściwie jest zachwycony i z chęcią go nosi – odparł spokojnie, rzucając wilkołakowi zimne spojrzenie. Kiedyś obdarzał go jedynie chłodnym. Od jakiegoś czasu postanowił mrozić tego kundla wzrokiem. Niestety nie przynosiło to pożądanych skutków.
– Pewnie chce być dla ciebie miły, nie łudź się lepiej – parsknął i założył ramiona na piersi. Wkurzała go pewność siebie wampira.
– To ty przestań się łudzić. Siebie i jego. I zdecyduj się, czego chcesz. Nie chcę się kłócić zaraz przed podróżą, ale jesteś strasznym hipokrytą – warknął i odszedł w kierunku schodów, mając zamiar wrócić jeszcze na chwilę do willi. Nie miał zamiaru dłużej dyskutować z tym pchlarzem, bo bał się, że powie o kilka słów za dużo. Nie potrzebował męczącego sporu zaraz przed równie męczącą drogą. Pogoda nie dopisywała, więc spodziewał się, że warunki na drodze także nie będą należały do znakomitych.

~∞~

                Wampir nie mylił się w swoich domysłach. Padało cały dzień, przez co podróż się niemiłosiernie dłużyła, a w dodatku co jakiś czas musieli się zatrzymywać i naprawiać coś, co uległo w trakcie jazdy zniszczeniu. Najbardziej obrywał wóz, ale na całe szczęście jeden z ludzi wampira znał się na rzeczy i eliminował wszystkie usterki.
                W powozie było ciepło i przytulnie, dlatego Tom i Demetriusz przespali większość drogi. Kiedy zaś nie spali, grali w jakieś gry, przekomarzali się, żartowali… Byli ogólnie weseli i Alexander z uśmiechem im się przyglądał. Raz nawet Tom rzucał jakieś proste zaklęcia, zabawiając ich obu prostymi, ale zajmującymi sztuczkami.
                Jednak w końcu nastał wieczór i czas na postój. Alexander kazał poczekać młodzieńcom do czasu, aż jego służba upora się z rozłożeniem namiotów. Chwilę to trwało, jednak w końcu oznajmił, że mogą przenieść się do swoich prowizorycznych sypialni. Tom otrzymał osobny, duży namiot z przygotowanym, sporym posłaniem. Wnętrze było oświetlone paroma kagankami, rozstawionymi tu i tam, jednak w pewnej odległości od ścian, by zapobiec ewentualnemu pożarowi.
                Tom przeciągnął się i ziewnął głęboko. Czuł, jak mięśnie mu się zastały od całodniowej jazdy. Wchodząc do środka nie zamknął namiotu, dlatego gdy chłodny, jesienny wiatr zawiał mocniej i wtargnął do środka, czarodziej zadrżał i objął się ramionami. Miał na sobie tylko cienką koszulę, bo płaszcz zostawił w powozie i zapomniał go stamtąd wziąć. Nagle poczuł za sobą duże i umięśnione ciało. Podskoczył z zaskoczenia i odwrócił głowę. Dostrzegł Samuela, który przylgnął do niego ciaśniej i otoczył go ramionami. Splótł dłonie na jego brzuchu i uśmiechnął się bokiem ust.
– Przestraszyłeś mnie – powiedział, westchnąwszy cicho. Pogładził ręce wilkołaka i oparł się o niego, rozluźniając się niemal od razu. Oparł głowę na jego ramieniu, by po chwili wtulić twarz w szyję kochanka. Samuel pocałował go w czoło i uśmiechnął się, kiedy jasne włosy czarodzieja połaskotały go w nos.
– Wybacz – szepnął. – Mogę ci towarzyszyć w nocy? – zapytał niskim głosem, na którego dźwięk Tom odetchnął głębiej i mocniej wcisnął twarz w zagłębienie szyi wilkołaka. Po chwili odsunął się nieco i spojrzał w górę. Uśmiechnął się i odparł:
– Nie widzę przeszkód. – Odwrócił się w ramionach mężczyzny i objął go za szyję ramionami. Samuel uśmiechnął się szeroko i moment później pocałował młodzieńca, łapiąc go jedną dłonią za policzek. Niemal od razu wsunął język do ust Toma, na co  ten zamruczał rozkosznie i sam też pogłębił pocałunek. Chwilę później Samuel przesunął dłoń na tył głowy czarodzieja i wsunął palce w jego jasne, gęste włosy. Gdy pierwszy raz ich dotknął, nie były tak miękkie i gładkie, jak teraz. Zawdzięczały to pewnie kosmetykom, jakie Tom stosował w willi Alexandra. Na samą myśl o wampirze miał ochotę się skrzywić, ale jego usta były zajęte czymś innym – o wiele, wiele ciekawszym. Nie powstrzymał jednak myśli, że popełnił błąd, kiedy pozwolił Tomowi zostać u wampira. Gdyby się na to nie zgodził, dzisiaj nie musiałby żyć z myślą, że ta cholerna pijawka trzymała Thomasa w ramionach. Że Alexander go brał, a Tom…
                – Tom, przyniosłem ci płaszcz, w nocy może być trochę… – przerwał Alexander, kiedy zobaczył ich razem. Coś go zakłuło boleśnie, ale zachował twarz, uśmiechając się jedynie kpiąco. Wszedł do środka bez pytania, patrząc na nich zupełnie nieskrępowany. Obaj już zdążyli wyplątać się z ciasnego uścisku, ale wciąż było po nich widać, że przed chwilą było między nimi bardzo gorąco.
– Um, dzięki, Alex – powiedział, czując, że pieką go policzki. Patrzył po ścianach namiotu, by tylko uniknąć wzroku wampira, który odkładał płaszcz na posłanie czarodzieja. Gdy już to zrobił, odwrócił się w kierunku mężczyzn, stając w miejscu i patrząc na nich w milczeniu.
– Może tak uprzejmie wyjdziesz? – warknął wytrącony z równowagi Sam, zakładając ramiona na piersi. Tom zerknął na niego nerwowo, spodziewając się kolejnej kłótni.
– Oczywiście, nie musisz już szczekać – zaśmiał się sztucznie Alex i ruszył w stronę wyjścia, niby przypadkiem ocierając się o Toma. Chłopak odetchnął, widząc, że tym razem Samuel odpuścił i jedynie odprowadził wampira zniecierpliwionym spojrzeniem. Zaraz po tym, jak ten wyszedł, wilkołak odetchnął głębiej i pokręcił głową z niedowierzeniem.
– Nie cierpię go – warknął pod nosem, nie patrząc na czarodzieja. Ten również się trochę rozluźnił, ale nadal miał dziwne wrażenie, że to jeszcze nie koniec napięcia.
– Zauważyłem – parsknął Tom i ruszył w stronę posłania. Chciał ściągnąć buty i położyć się spokojnie. Był trochę głodny i miał nadzieję, że służba, którą Alexander zabrał ze sobą zatroszczy się o jedzenie dla niego. Rozleniwił się przez czas, jaki spędził w domu wampira.
– Czemu nosisz to paskudztwo? – zapytał nieprzyjemnie Samuel, wskazując ręką na jego dłoń. Tom spojrzał w dół i uśmiechnął się lekko.
– Nie jest paskudny – zaprzeczył i pogładził pierścionek. Wilkołak prychnął i podszedł do niego szybciej, niż normalnie. Pchnął go na posłanie i zawisł nad nim z groźną miną.
– To wygląda tak, jakby ci się oświadczył – powiedział z trudną do rozszyfrowania miną mężczyzna, patrząc z bliska w ciemne oczy Toma. Ten odetchnął ciężko, zaskoczony prędkością, z jaką Sam się przy nim zjawił.
– Mówisz tak, bo dałeś swojej narzeczonej podobny? – zapytał ironicznie Tom i odciągnął mężczyznę od siebie, tracąc nastrój na seks czy nawet jakieś pieszczoty. Samuel odsunął się i zmarszczył brwi, na nowo się denerwując.
– Nie sądziłem, że ci to przeszkadza – powiedział, siląc się na spokój. Tom poczuł przypływ gorąca, czując, że wchodzą na grząski grunt. Nie chciał, żeby to tak wyglądało, dlatego odparł:
– Bo bynajmniej, nie obchodzi mnie to – wierutne kłamstwo. – Nie rozumiem tylko, co tobie w takim razie przeszkadza, że Alexander dał mi ten pierścień – wyjaśnił, spoglądając mężczyźnie w oczy pod koniec. Dostrzegł w nim jakieś dziwne poruszenie, którego nie umiał zinterpretować. Samuel wstał z posłania i przeszedł się po namiocie z marsową miną. Nagle zatrzymał się i odwrócił do czarodzieja.
– Jestem o ciebie zazdrosny – powiedział szczerze, choć dość niechętnie. Jednak skoro Tom stawiał sprawę jasno, on też zamierzał. Nie miał jednak tej świadomości, że młodzieniec ukrywa przed nim swoje prawdziwe uczucia. Uczucia, które żywił do wilkołaka, choć chciałby się ich wyzbyć. Tom za to zagapił się na niego z głupim wyrazem twarzy. Uchylił nawet usta, dopiero po kilkunastu sekundach zdał sobie sprawę, jak śmiesznie wygląda. Zamknął buzię i odwrócił spojrzenie, nie mając pojęcia, co może powiedzieć. Gdyby znał prawdę, wtedy nie mówiłby, że nie obchodzi go narzeczona Samuela. Był o nią okropnie zazdrosny i krew go zalewała na myśl, że wilkołak w końcu ją poślubi. Nie chciał tego tak strasznie…! Ale nie chciał też stawiać mężczyzny w podobnej sytuacji. Milczał uparcie, a Samuel źle jego milczenie zrozumiał. Mając wrażenie, że Tomowi na nim nie zależy w ten sposób, wyszedł z przekleństwem na ustach.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz