XVII
Parę kolejnych dni minęło wszystkim
stosunkowo spokojnie. Przynajmniej na pozór, bo właściwie Tom unikał obu
mężczyzn, by tylko nie doszło do kolejnej kłótni. Nie wiedział, co robi Samuel,
natknął się na niego tylko dwa razy, w łaźniach. Potem korzystał już tylko z
własnej łazienki, choć w jego mniemaniu nie była tak funkcjonalna, jak
pomieszczenia na parterze. Alexander zaś, jak na gospodarza domu przystało, częściej
wchodził czarodziejowi w drogę, ale zwykle wymieniał z nim tylko kilka zdań,
widocznie samemu nie chcąc konfliktów. Cała ta sytuacja była dla Toma
abstrakcyjna i zwyczajnie głupia. Żadnemu z mężczyzn niczego nie obiecywał. I
wydawało mu się, że ani jeden, ani drugi tego nie oczekiwał. Dlatego ich obecne
zachowanie, a właściwie to sprzed kilku dni, gdy mieli do niego niejasne
pretensje, było dla Toma niezrozumiałe i naprawdę chciał, żeby wszystko wróciło
do normy.
Była może jedenasta przez
południem, kiedy usłyszał pukanie do drzwi. Zdziwiony, wyprostował się w
fotelu, na którym siedział i zamknął czytaną przez siebie księgę.
– Proszę –
zawołał. Po chwili drzwi otworzyły się i stanął w nich Demetriusz. Wyglądał na
trochę niepewnego i zagubionego.
– Mogę? –
Tom pokiwał głową i uśmiechnął się do niego lekko. Dawno ze sobą nie
rozmawiali. Cóż, okoliczności nie sprzyjały. Ośmielony zgodą czarodzieja,
wszedł do środka i zajął miejsce w sąsiednim fotelu. Miał na sobie błękitną
tunikę i w podobnym odcieniu togę, sięgającą do ziemi. Pewnie było mu chłodno,
bo przecież nie było wiele innych czynników, jakie skłoniłyby Demetriusza do
zwiększenia warstw odzienia. Ale Tomowi to nie przeszkadzało, chłopak był ładny
i bardzo zgrabny, więc sam nieraz zawieszał na nim oko.
– O co
chodził? – zapytał Tom, widząc, że milczenie blondyna się przedłuża. Miał
przecież świadomość, że jeśli ten już tutaj przyszedł, to na pewno miał jakieś
pytania. Ostatnie wydarzenia go tylko w tym utwierdzały.
– Wiesz…
jeśli nie chcesz o tym rozmawiać, to w porządku, naprawdę. Po prostu martwię
się o Alexandra. Jest milczący, ponury, kompletnie mnie ignoruje. I… chciałbym
wiedzieć, co między wami zaszło – powiedział w końcu, patrząc na Toma zupełnie
inaczej, niż dotąd. Trochę wyniośle, co nieco dziwiło czarodzieja. Nigdy
wcześniej się tak nie zachowywał. Przynajmniej nie wobec niego. Zastanawiał się
jak ubrać w słowa wszystko to, co chciał powiedzieć. Co zaszło między nim, a
Alexandrem? Cóż, według niego genialny seks. Choć i z tego niewiele pamiętał.
Wiedział, że dużo się przytulali, całowali i Tom był świadkiem, jak Antoniusz
brał wampira. Zresztą nie tylko on, wszyscy goście przy tym byli… Pamiętał ich
spacer po ogrodzie, ale jak przez mgłę. Obraz rozjaśnił mu się trochę na
wspomnienie teatru cieni. Później chyba trafili do sypialni wampira i… no
wiadomo, co było dalej. Chyba. Nie no, może nie pamiętał szczegółów, ale na
Stwórcę, najważniejszym elementem tego wszystkiego był seks, więc chyba nie
było sensu się nad tym zastanawiać. A co miał powiedzieć Demetriuszowi? Zdał
sobie sprawę, że milczy zbyt długo, więc w końcu odchrząknął, po czym odparł:
– Robiliśmy
to. Poza tym chyba nic istotnego. – Demetriusz nie wyglądał na ucieszonego
słowami czarodzieja. Wręcz przeciwnie –
nabrał powietrza do płuc i wypuścił je ze świstem. Wygładził materiał odzienia
na kolanach, a moment później spojrzał na Toma.
– Nie wydaje
mi się. Pił twoją krew, prawda? – Po raz kolejny jego ton ociekał czymś
naprawdę nieprzyjemnym, więc Tom poczuł się odrobinę niekomfortowo.
– Tak –
odparł krótko. Nie było sensu ściemniać, w dodatku sam nie widział w tym
niczego złego! Poszedł tam w zastępstwie za chłopaka, więc miał pełnić
powierzoną mu rolę. Demetriusz, mimo, że zadał pytanie z przekonaniem w głosie
o jego zbędności, po odpowiedzi Toma, nagle zasmucił się i milczał. Czarodzieja
po raz kolejny dopadła niezręczność sytuacji. Nie wiedział co ze sobą zrobić.
Demetriusz siedział pochyloną głową i bawił się zmarszczonym materiałem togi,
przesuwając go między palcami. Minęło kilka minut, które dla Toma ciągnęły się
w nieskończoność. W końcu młodzieniec podniósł na niego wzrok.
– Kim jest
dla ciebie Samuel? – rzucił pytanie bez żadnych oporów, które miał jeszcze
chwilę temu. Widocznie magicznie wyparowały, choć Tom zaczynał podejrzewać, co
było tego przyczyną. Demetriusz był zazdrosny.
– Nie wiem…
– odparł w końcu, bo przecież nie wiedział. Nie znali się aż tak dobrze, spali
ze sobą raptem kilka razy. Lubił go i szanował, może chciałby być dla niego
kimś więcej (na Boga, totalnie i kompletnie by chciał!) ale przecież Samuel
miał inne plany na przyszłość i nie miały one nic wspólnego z jego skromną
osobną. Póki co byli razem i Tom naprawdę się cieszył, ale nie zamierzał się
łudzić, że tak będzie zawsze.
– Kochasz
go? – zapytał blondyn, na co Tom wytrzeszczył na niego oczy w zdumieniu.
– Co? Nie! –
zaprotestował, kręcąc głową na boki. Demetriusz przyglądał mu się badawczo, ale
w końcu skinął głowa, jakby na znak niemej zgody.
– W
porządku. Mam nadzieję, że wkrótce wszystko wróci do normy, bo nie mam już
ochoty dłużej znosić tej nadętej atmosfery – fuknął pod nosem i wstał z
miejsca. Zaraz potem podał rękę Tomowi i z nieznoszącym sprzeciwu tonem
oznajmił: – Zbieraj się, idziemy na spacer. Całą czwórką, a może jeszcze jacyś
inni zainteresowani pójdą z nami. – Tom z tego całego zdziwienia dał się
podźwignąć do góry, ale gdy odzyskał mowę, zaprotestował:
– Przecież
pada – Demetriusz zrobił mię pod tytułem „no i co z tego?”, i pociągnął za sobą
Toma do drzwi.
Poszli do sypialni młodzieńca,
gdzie ten wynalazł dla niego SPODNIE I KOSZULĘ, A NAWET PŁASZCZ Z KAPTUREM! Tom
był w niepodważalnym szoku. Zdawało mu się, że Demetriusz nie miał zbytniego
pojęcia o normalnych ubraniach. A
jeszcze bardziej był przekonany o tym, że nigdy takowych nie nosił. W sumie ta
część kufra, wypełniona koszulami, spodniami i normalnymi butami, nie była tak okazała, jak cała reszta. Ale i tak
się zdziwił.
Przebrali się i Tom wrócił do
siebie po szalik, bo jego płaszcz miał trochę krótki kołnierz. Kiedy obaj byli
gotowi, wyszli z pokoju Demetriusza. Tom nadal nie był przekonany co do tego
pomysłu. Zeszli na dół po schodach, gdzie stała już grupka zgromadzonych i
gotowych do wyjścia osób. Tom najpierw dostrzegł Samuela, który nie wyglądał
zbytnio inaczej, niż zwykle. Miał na sobie płaszcz i proste spodnie, których
nogawki wcisnął w wysokie buty. Mężczyzna po chwili spojrzał na niego i
uśmiechnął się niepewnie, jak na siebie. Tom odpowiedział skinięciem głowy i
odwrócił spojrzenie. Usłyszał kroki za sobą, więc odwrócił się i… zaniemówił.
To był… Alexander. Chyba, on, bo cóż… wyglądał zupełnie inaczej. Nie miał na
sobie swoich wzorzystych szat, tylko spodnie. Bardzo eleganckie, ale i tak,
spodnie, do diabła! I miał też długi, czarny płaszcz. Po prostu wyglądał inaczej,
więc Tom się zagapił, a wampir, widząc jego minę, uśmiechnął się bezczelnie i
chwycił Demetriusza pod ramię. Razem z nim pokierował się do drzwi. Tom
automatycznie poszedł za resztą, aż nagle poczuł, że ktoś łapie go za ramię.
Spojrzał w lewo i zobaczył Samuela, który tym razem uśmiechał się do niego
bardziej w swoim stylu. Tak trochę szarmancko, ale też niegrzecznie. Tom nie
mógł tego zignorować. Patrzył na niego wyczekująco, ale mężczyzna nie zwlekał
długo z wyjaśnieniami.
– Mogę ci
towarzyszyć? – zapytał. Tom pokiwał głową. Bo niby czemu miał się nie zgodzić?
Przekonał się jakiś czas później…
~∞~
Cały czas padało, było zimno i
mokro, ale całkiem… zabawnie. Opuścili posiadłość i długo przedzierali się
przez puste pastwiska porośnięte niską, starą trawą. Przestało tak mocno padać,
ale nadal wiał zimny wiatr. Tom opatulił się szczelniej szalikiem, który Samuel
od razu zauważył, ale nie zdążył jeszcze znaleźć odpowiedniej chwili, by o tym
wspomnieć. Okazja nadarzyła się dopiero przy granicy lasu. Tom, mijając
pierwsze drzewa, zahaczył czerwony materiał o jedną z gałęzi, przez co omal nie
upadł.
– Czekaj,
pomogę ci – zaoferował się wilkołak, wyplątując frędzelki pośpiesznie.
– Dzięki –
odparł Tom, uwolniony. Spojrzał na mężczyznę przez ramię i uśmiechnął się
lekko. Nadal był bardzo ostrożny. Niczego sobie nie postanawiał, ale dobrze by
było, gdyby zaczął nakreślać granice między nimi. No bo ile miał jeszcze świadomie
pozwalać Samuelowi zdradzać swoją narzeczoną? I to jeszcze z nim samym!
– Już ci to
pewnie mówiłem, ale wiesz, że do twarzy ci w nim, nie? – powiedział mężczyzna.
Wcześniej też rozmawiali i to zwykle Samuel rozpoczynał jakiś temat. To go
trochę frustrowało, ale i tak się cieszył, że Tom z nim w ogóle rozmawia.
– Mówiłeś –
zaśmiał się chłopak i znowu obejrzał na niego. Przez to ślizgnął się na mokrej
ściółce. Poleciałby na tyłek, gdyby nie Sam, który złapał go w porę i pomógł
odzyskać pion. Niektórzy obejrzeli się za nim, a jednym z nich był Alexander.
Przyglądał im się uważnie, ale z trudną do odczytania miną. Tom zdążył się
przekonać, że wampir umie zachować dla siebie własne emocje, jeśli tego chce. Zazdrościł
mu tego, on sam tak nie umiał.
– Ostrożnie
– szepnął mu do ucha, zanim go puścił. Tom poczuł dreszcze przebiegające wzdłuż
karku i oblizał usta. Gdyby nie miał na sobie kaptura, to pewnie poczułby to
wyraźniej.
– Uhm –
bąknął jedynie i wymknął się z ramion mężczyzny. Skrzyżował swoje spojrzenie z
Alexandrem, który przystanął w miejscu, podobnie jak pozostali członkowie ich
małej wyprawy. Jednak nic z niego nie wyczytał, więc odwrócił wzrok i rozejrzał
się po lesie. Był gęsto zarośnięty, ale całe szczęście ścieżka, którą szli,
była dość szeroka. Gdyby tylko pogoda dopisywała, pewnie wszystko wypadłoby
jeszcze lepiej.
– Skoro już
tu jesteśmy, możemy poszukać grzybów. Życzę powodzenia – oznajmił Alexander, po
czym podszedł do Toma i Samuela. – Dołączcie, proszę, do nas. Będzie nam
raźniej. – Jego głos daleki był od szczerości i sympatii, ale z jakiegoś powodu
im to zaproponował, więc Tom nie zamierzał odmawiać. Skinął głową z lekkim
uśmiechem i ruszył w stronę Demetriusza. Jeśli Samuel chciał protestować, to na
pewno nie zdążył. Ostatecznie Tom poczuł jego dłoń na plecach, więc przekonał
się, że mężczyzna poszedł za nimi.
Na początku
wszyscy milczeli. Słychać było tylko szum drzew i uderzające o ziemię krople
deszczu. W końcu Demetriusz odezwał się jako pierwszy.
– Podobno z
tym lasem wiąże się jakaś opowieść. – Tom i Samuel spojrzeli w jego stronę,
tylko Alexander pozostał niewzruszony.
– Jak niemal
z każdym miejscem we wszechświecie – powiedział nieco suchym tonem. Entuzjazm
Demetriusza widocznie przygasł, czego młodzieniec nawet nie zdołał ukryć.
Wampir zerknął na niego i zreflektował się. Pochylił głowę i cmoknął blondyna w
skroń. – Wybacz, słońce, nie chciałem być szorstki – szepnął i złapał jego dłoń
w uścisku. Demetriusz trochę się rozchmurzył i sam ścisnął dłoń mężczyzny.
– Co to za
opowieść? – zapytał Tom, zaciekawiony. Alexander zerknął na niego krótko,
odnotowując w głowie, że ręka wilkołaka przeniosła się z pleców na ramiona.
Szedł obok też dużo bliżej, niż wcześniej. Obrzucił mężczyznę średnio
przychylnym spojrzeniem, po czym zaczął opowiadać.
– Jakieś dwa
wieki temu na tych ziemiach znajdowała się wioska. Jej właścicielem był zamożny
szaleniec, który chciał się wzbogacić jeszcze bardziej. Oczywiście to nic
złego, jednak sposób, w jaki chciał owe bogactwo spotęgować, był zdecydowanie
niemoralny i zły. Postanowił sprzedawać młode i atrakcyjne osoby z wioski do
pewnego burdelu w Złotym Mieście. W końcu mieszkańcy się zbuntowali. Na ich
czele stanął, cytuję: ”piękny i atletyczny młodzieniec o włosach tak czarnych,
jak pochmurna noc w gęstym lesie, a oczach jasnych i błyszczących, niczym
wzburzona tafla jeziora podczas pełni. A imię jego brzmiało Erazm. Nikt nie
znał piękniejszego młodzieńca na tamte czasy.” Nie mogło być przecież inaczej,
bo i on był kandydatem na prostytutkę, a to mu się z pewnością nie podobało. Walczył
najdzielniej ze wszystkich i przykuł uwagę pana. W końcu stłumiono bunt, a
Erazm został aresztowany i zaciągnięty siłą do posiadłości możnego. Mężczyzna
wykorzystywał go i ogłosił swoim niewolnikiem. Erazm jako dzielny i wytrwały
wojownik został ugodzony prosto w dumę, jednak nie poddał się. Odciął kutasa
draniowi, za co on sam i cała wieś zostali skazani na powieszenie. Niedługo
potem zmarł właściciel wioski, nie pozostawiając po sobie żadnego potomka, to i
nie znalazł się właściciel tych ziem, oczywiście aż do mojego przybycia –
dokończył Alexander z uśmiechem wyrażającym bezgraniczne samouwielbienie.
– Alexander!
Pominąłeś najciekawszą część! – krzyknął Demetriusz, ciągnąc go za ramię drugą
dłonią. Wampir pokiwał głową teatralnie, jakby nagle doznał olśnienia. Zaśmiał
się przebiegle i spojrzał na towarzyszy idących obok niego. Tom wpatrywał się w
niego z napięciem. Widać było, że nawet Samuel się przysłuchiwał, choć próbował
udawać, że nic go nie obchodzi, co mówi Alexander. W każdym razie było inaczej
– słuchał i wciągnęła go ta opowieść.
– Egzekucji
dokonano w tym lesie, prawdopodobnie na drzewach, które właśnie mijamy. Jak się
dobrze przyjrzeć, to jeszcze gdzieniegdzie wiszą sznury po wisielcach –
powiedział grobowym tonem, w tamtej chwili pasującym idealnie. Oczywiście w
duchu śmiał się z min młodzieńca i wilkołaka, który się chyba zapomniał, bo
rozejrzał się po lesie z napiętą miną i nawet przełknął ślinę. Serce ich obu
biło wyraźnie szybciej, co udało mu się wyczuć dzięki wyraźniejszym zmysłom.
Nagle Demetriusz zawołał, że znalazł grzyby. Podeszli tam w czwórkę, ale
zbierali je tylko Demetriusz i Alexander. Tom i Samuel stracili ochotę na
dotykanie czegokolwiek, co znajdowało się w tym miejscu. Tom rozglądał się ukradkiem,
szukając sznurów, o których wspomniał wampir. Żadnego nie znalazł, ale go to
nie uspokoiło. Podobnie wilkołak wydawał się być poruszony tą historią. To
trochę dziwiło Toma, nie przypuszczał, że mężczyzna może bać się martwych. No
ale przecież każdy się czegoś boi, nie?
W końcu wszyscy się zeszli w
jednym miejscu i postanowili wrócić do domu. Tom czuł, że trochę zmarzł,
dlatego w drodze powrotnej poczarował trochę, żeby uczynić wędrówkę
znośniejszą. Rozpadało się też na dobre, a w dodatku zaczął wiać silny wiatr.
Demetriusz wpakował się Alexandrowi na plecy i schował twarz w jego szyi.
Ubrania wszystkich kompletnie przemokły i prawda była taka, że na tamtą chwilę
jedynym ciężarem był Tom. Gdyby nie on, wszyscy użyliby swoich nadzwyczajnych
umiejętności, by szybciej dostać się do domu. Każdy o tym myślał, nawet Tom,
ale nikt nie odważył się odezwać. Dopiero Samuel pochylił się nad nim i
szepnął, i tak wiedząc, że większość to usłyszy.
– Wezmę cię
na ręce, inaczej Demetriusz się pochoruje. – Tomowi nie podobał mu się ten
pomysł. Ani jego sumienie, które podpowiadało mu, że to rozsądny pomysł.
Zacisnął zęby i zatrzymał się. Przez to Sam stał kawałek przed nim, a wtedy Tom
wskoczył mu na plecy i chwycił się go mocno. – Trochę inaczej to sobie
wyobrażałem – parsknął śmiechem, ale posłusznie chwycił czarodzieja pod
kolanami i podrzucił nim trochę.
– Ej! Bez
takich, co? – zażądał Tom, zawstydzony. Samuel zaśmiał się. Już po chwili
ruszyli do domu znacznie szybciej, niż Tom czy Demetriusz byliby w stanie.
Gdy dotarli do domu, służba
pomogła im się uporać z przemoczonym odzieniem. Niestety wszyscy przemokli do
suchej nitki, więc każdy musiał zmienić nawet cholerną bieliznę. Tom ruszył na
górę i był prawie u szczytów schodów, kiedy poczuł silne dłonie na swoich
drżących ramionach. Odwrócił się i zobaczył Samuela, który po chwili przygarnął
go do siebie i potarł jego chłodne ramię.
– Pożyczysz
mi jakieś swoje szaty? – Tom zaśmiał się, a moment później odpowiedział,
patrząc na mężczyznę:
– Raczej się
nie zmieścisz, wiesz? – Samuel mu zawtórował i bez pytania wszedł za nim do
jego komnaty. Tom tego nie skomentował. Gdy był już w środku, chwycił za
przylepioną do ciała koszulę. Nagle poczuł za sobą ciało wilkołaka. Nie zdążył
nic zrobić, a dłonie mężczyzny powstrzymały go przed rozebraniem się.
– Dobrze
wyglądasz w mokrych ubraniach – powiedział zachrypniętym głosem. Tom zdjął już
zaklęcia i właśnie zaczął odczuwać chłód. Choć miał wrażenie, że w willi było
cieplej, niż z samego rana. Chwycił ręce wilkołaka i spróbował je odciągnąć od
siebie, niestety na próżno. Zaśmiał się i wymówił jego imię niby ostrzegawczym
tonem.
– Sam… Nie
uważasz, że bez nich będę wyglądać lepiej? – A miał z nim nie flirtować. Cóż,
to chyba było niewykonalne. Poza tym kompletnie sprzeczne z jego naturą.
– Wiesz, jak
mało kiedy, teraz nie jestem pewien – odparł wilkołak, udając zmartwienie. Tom
odwrócił głowę i spojrzał na niego ze zdziwieniem, w dodatku w bardzo
niewielkiej odległości od jego twarzy.
– Dlaczego?
– zapytał, nadal nie rozumiejąc. Samuel przesunął dłońmi po jego
przedramionach, które nadal obejmował. Nosem musnął jego wciąż wilgotny od
deszczu policzek, aż w końcu odparł:
– Zsiniałeś
od tego zimna pewnie. Możliwe też, że masz gęsią skórkę. Zbytnio byś mi
oskubanego kurczaka przypominał. Nie, nie, to mnie ani trochę nie podnieca… –
Tom parsknął śmiechem, po chwili roześmiał się też Samuel.
– Spadaj! –
krzyknął, jednak nadal z uśmiechem na twarzy. Odepchnął jego dłonie, tym razem
z pozytywnym skutkiem. Odwrócił się do niego przodem i pokręcił głową, nadal
rozbawiony. Bez słowa sięgnął po brzeg przemoczonej koszuli i zdjął ją z siebie
jednym ruchem. Opadła na podłogę z charakterystycznym dźwiękiem.
– No dobra
przyznaję. Trochę mnie podnieca – Tom znowu się zaśmiał i dźgnął mężczyznę łokciem.
Zaraz potem rozejrzał się za jakąś tuniką, ale nim jakąkolwiek wypatrzył,
mężczyzna złapał go w pasie i przycisnął do siebie mocno.
– Uch, Sam…
– sapnął czarodziej i chwycił jego ramię, nie czując się zbyt stabilnie.
Widział, że usta wilkołaka zbliżają się do jego ust, więc przymknął powieki,
ale w tym samym momencie drzwi otworzyły się. Obaj wytrąceni z chwili
zapomnienia spojrzeli w tamtym kierunku, odrywając się od siebie. Dostrzegli
Alexandra z zaciętą miną.
– Och,
przepraszam, że przeszkodziłem – powiedział z udawaną skruchą i wszedł do
pomieszczenia. – Chciałem was tylko poinformować, że wszyscy czekamy na dole.
Służba podała obiad – wyjaśnił, nadal stojąc w pomieszczeniu jakieś dwa metry
od nich.
– Dziękujemy
niezmiernie – syknął Samuel, patrząc na niego wyczekująco. Miał nadzieję, że
ten się zaraz wyniesie. Niestety nic na to nie wskazywało.
– Na co
jeszcze czekacie? – zapytał Alexander, gestykulując dłonią w swoim stylu.
– Mogę ci
zadać to samo pytanie? – Samuel założył ramiona na piersi i nawet nie udawał,
że nie jest wkurzony.
– Chcę
dopilnować, by mój gość i Tom zeszli na czas na obiad – odpowiedział bez
ogródek wampir i przestąpił z nogi na nogę. Samuel uniósł brew z wyrazem twarzy
pełnym politowania i zapytał:
– A Tom niby
nie jest twoim gościem?
– A jest? –
zapytał ze zdziwieniem Alexander.
– A nie
jest? – warknął niemal Sam.
– Niech sam
to oceni. Tom, czujesz się gościem w moim domu? – Czarodziej przełknął ślinę i
patrzył to na jednego, to na drugiego z mężczyzn. Co miał niby powiedzieć?
– Zmarzłem
trochę, więc… poszukam czegoś i zaraz zejdziemy, dobrze? – zaczął łagodnie, nie
chcąc kolejnej kłótni. Ruszył w stronę kufra, gdzie trzymał ubrania, jakie dał
mu Alexander. Cóż warunki, jakie ten mu tutaj zapewnił, odbiegały raczej od
wygód, których dostępuje zwykły gość. Ale jeśli nie był gościem, to kim, na
Stwórcę? Ach, no tak… uczniem, kochankiem i obiadem. Tym ostatnim na szczęście
tylko raz. Tym drugim niby też, ale… patrząc na wampira chyba nie miałby nic
przeciwko, by…
–
Przebrałbyś się. Wyglądasz jak barbarzyńca – powiedział z obrzydzeniem wampir.
– A co? Nie
lubisz takich? Co innego słyszałem – zakpił Sam z bezczelnym uśmiechem. Tom
tylko odliczał sekundy do kolejnej słownej potyczki. Cóż, właściwie to ona już
trwała.
– Nie
tknąłbym cię nawet palcem, piesku – powiedział ze sztucznym uśmiechem Alexander
i przeczesał palcami włosy.
– I dobrze.
Krążą plotki, że nie umiesz zadowalać kochanków – powiedział z przesadzonym
współczuciem Sam. Oczywiście owy żal nie miał wiele wspólnego z prawdą.
Właściwie nic.
– Popytaj
lepiej ludzi, których znasz. Tom na pewno może ci dużo opowiedzieć o swoich
odczuciach. Przyznaję, że wyjątkowo się wtedy starałem – powiedział Alexander z
wrednym uśmiechem. Czuł, że tym ostatecznie wygrał ich słowną potyczkę.
Wilkołak skrzywił się i gwałtownie zbliżył do niego. Tom, widząc to,
znieruchomiał ze spodniami w kolanach.
– Pierdol
się – powiedziawszy to, wyminął mężczyznę i wyszedł, trzaskając drzwiami. Czarodziej
zdjął do końca mokre spodnie, po czym wciągnął na siebie tunikę. Niestety ta
miała rzemienie, a dłonie mu trochę drżały z nerwów, więc sobie nie radził.
Przestraszył się, że zaczną się bić. Na szczęście nic takiego nie miało
miejsca.
– Pomogę ci
– zaoferował się wampir, w jednej sekundzie będąc tuż przy nim. Tom wciągnął
powietrze do płuc, zaskoczony, ale zaraz odetchnął.
– Musiałeś,
Alex? Serio? – zapytał z nieciekawą miną. Wampir chwycił za rzemienie i zaczął
je sprawnie sznurować.
– Sam się
prosił – odparł jedynie, nadal widocznie z siebie zadowolony. Tom prychnął, ale
nic już nie powiedział. Bo co miał powiedzieć? Zachowywali się jak dzieci. W
końcu zszedł na dół z mężczyzną, ale nigdzie nie widział Samuela. Podobnie
Demetriusz, bo nawet zapytał:
– Gdzie pan
wilkołak? – W jego głosie nie było słychać żadnej kpiny czy ironii. Za to w
tonie Alexandra wręcz przeciwnie. Jego głos ociekał sarkazmem.
– Stracił
apetyt. – Tom rzucił mu ostre spojrzenie, ale wampir je zignorował. Był
zadowolony, że dopiekł temu kundlowi. I póki co nic nie mogło mu popsuć
znakomitego humoru.
Mogłabyś sprawdzić linki do rozdziałów 12-14 w spisie? Nie wyświetlają mi się odnośniki, a muszę zacząć od początku ;)
OdpowiedzUsuńPzdr