Pewnie część z Was spodziewała się Willa, ale niestety nie wyrobiłam się z rozdziałem. Dlatego pojawiła się B5K. :)
Enjoy!
XIII
Od ataku na willę minęły trzy tygodnie. Od
tamtej pory Tom uczył się więcej i intensywniej. Podobało mu się to, że widział
efekty i czuł się dużo silniejszy, niż wcześniej. Opanował teorię magii
ofensywnej na całkiem wysokim poziomie. Tak twierdził Alexander. W dodatku
nauczył się kilku zaklęć przydatnych w czasie bezpośredniego starcia. Odkąd
udało mu się je opanować, przerwali dotychczasowe lekcje i zajęli się magią
defensywną. Z tym Tom miał większe trudności, ale Alexander krytykował go tak,
jak dotychczas, więc bardzo źle nie było. Tak przynajmniej twierdził. Wampir
nie miał raczej problemów z mówieniem o tym, co myśli. Zwłaszcza, jeśli to nie
dotyczyło jego osoby. Poza tym nie wspomniał więcej o napadzie na willę, toteż
Tom nie pytał o nic, choć pytań miał naprawdę sporo. Skąd Alexander znał jego
brata? Co lepsze - czemu jego brat nadal żyje?! Nie to, żeby się nie cieszył,
ale… Cóż, był zszokowany, widząc go żywego. Widział, co wampir potrafi i
naprawdę zastanawiało go, dlaczego dotąd nie zabił Martina. Naprawdę chciałby
to wiedzieć, ale bardziej sobie cenił własne zdrowie i życie, niżeli zżerającą
go od środka ciekawość.
– Teraz będzie masowy atak, skup się! –
Krzyknął Alexander, trzymając w dłoniach bez większego wysiłku wielki i toporny
kamień. Tom przyjął odpowiednią pozycję i zaczął kumulować energię, która miała
go ochronić przed nadlatującymi głazami. To nie była pierwsza próba, więc nie
był aż tak zestresowany, jak za pierwszym razem. Jednak wizja bycia przygniecionym
przez ogromny kamień nie należała do najprzyjemniejszych z wizji. Alexander
zapewniał go, że w razie czego zdąży go uratować, ale co on miał wierzyć temu
krwiopijcy? Może te wszystkie ciche dni były jedynie przykrywką, by pozbyć się
go niby przypadkiem i mieć z głowy potencjalnego zdrajcę? Tak się zamyślił, że
nie zdążył na czas utworzyć bariery przed nadlatującym głazem. Nie zdążył nawet
krzyknąć! Zacisnął tylko powieki, oczekując czegoś, co miało go spotkać po
zderzeniu z śmiercionośnym kamieniem. Nic jednak nie poczuł, poza ogromnym
świstem powietrza. Gdy wiatr ustał, uchylił niepewnie powieki i ujrzał…
przerażająco niebieskie oczy Alexnadra. Mężczyzna trzymał go w ramionach blisko
siebie i przyglądał mu się ze zirytowaną miną. Tom zagapił się o sekundę za
długo. Sapnął i zamrugał gwałtownie, wyrywając się z jego objęć. Odwrócił do
niego tyłem.
– Dziękuję za ratunek. Możemy wrócić do lekcji
– oznajmił napiętym z emocji głosem. Wampir był trochę… za blisko. To
powodowało, że nie czuł się za komfortowo.
– Jesteś rozkojarzony, na dzisiaj wystarczy –
oznajmił mężczyzna i Tom znów usłyszał świst powietrza, nic poza tym. Cóż,
przyzwyczaił się, że mężczyzna nie nawykł do pożegnań. W zasadzie cieszył się z
jednej strony na takie rozegranie sprawy. Był zmęczony, miał jeszcze przed sobą
dziesiątki zaklęć na ten wieczór, a w dodatku… czuł spore ciśnienie. Miał
nadzieję, że przed snem zdąży zafundować sobie upragnione spełnienie.
~∞~
Starał się nauczyć zaklęć, które
wyznaczył sobie na dzisiejszy wieczór. Leżał na łóżku pod pościelą z pergaminem
w dłoni, na który przepisał potrzebne sformułowania. Szło mu mozolnie. Ciągle
myślał tylko o tym, żeby sobie ulżyć. Coraz bardziej go to dekoncentrowało. Z
westchnieniem odłożył pergamin na stolik obok łóżka, po czym wsunął rękę pod
kołdrę. Odchylił koszulę i sięgnął między nogi, gdzie spoczywał jego już nie
taki miękki członek. Aż wciągnął powietrze ze świstem, czując przeszywający
wręcz dreszcz przyjemności. Objął go dłonią i zaczął masować powoli.
Podniecenie napływało do niego w zastraszającym tempie. Nie mógł się jednak
dziwić, ostatni seks miał kilka tygodni temu, a przez ten czas robił sobie
dobrze tylko kilka razy. Był młodym, zdrowym mężczyzną, który potrzebował seksu
jak powietrza, jedzenia, czy wody. Poruszał dłonią coraz szybciej, czując, że
jego członek jest dużo bardziej wilgotny, niż na początku. Jego oddech również
sukcesywnie przyśpieszał. Za oknem szalała wichura, ale skupiony był tylko i
wyłącznie na ociągnięciu szczytu przyjemności. Czuł, że jest mu coraz cieplej,
a kiedy potarł kciukiem główkę, jęknął niekontrolowanie. Miał zamknięte powieki
i uchylone usta. Czując, że zbliża się do końca, chciał wyciągnąć z tej
pieszczoty maksimum przyjemności. Już sięgnął drugą dłonią między swoje
pośladki, kiedy drzwi od jego komnaty otworzyły się. Stanął w nich Alexander we
własnej osobie. Tom poderwał się do siadu, puścił swojego członka i panikując,
ocenił swoją sytuację. Wampir uśmiechnął się bezczelnie, wszedł do środka i
powiedział:
– Duszno tu masz. – Tom zaczerwienił się, ale
nie odpowiedział. Mężczyzna przyłapał go na gorącym uczynku. Musiałby nie mieć
wstydu, gdyby go to nie obeszło. Alexander otworzył okno i wpuścił do środka
zimne, jesienne powietrze, które uderzyło w rozgrzaną twarz czarodzieja i
odrobinę ostudziło jego podniecenie. Nadal jednak miał ochotę wrócić do tego,
co robił chwilę temu, choć wiedział, że w tej sytuacji jest to nie do
pomyślenia. – Nie przeszkadzaj sobie, przyszedłem przekazać ci tylko kilka
informacji – powiedział wampir. Tom skrzywił się, nie próbując nawet ukrywać
swojego zniesmaczenia. Naprawę? Miał sobie przy nim robić dobrze?
– Daruję
sobie – odparł, a po chwili dodał: – O co chodzi? – Alexander widocznie był
rozbawiony całą sytuacją, ale zachował spokój.
– Wysłałem
wiadomość do Samuela – powiedział wampir i podszedł do łóżka. Usiadł na samym
kraju i zmierzył młodzieńca spojrzeniem. Zaróżowione policzki, uchylone usta,
spocone skronie i rozburzone włosy. Wyglądał… pobudzająco.
– Jakiej
treści? – zapytał Tom i zakręcił się niecierpliwie. Cholera, miał takie
ciśnienie! A widok przystojnego wampira wcale nie pomagał w zachowaniu spokoju.
– Przekazałem
mu, że może wrócić, ponieważ wykazujesz oczekiwane przeze mnie umiejętności –
wyjaśnił, wygładzając swoją szatę. Gdy skończył mówić, spojrzał na czarodzieja.
Ten był widocznie zaskoczony, ale uśmiechnął się jedynie. Ładnie się uśmiechał,
według Alexandra. Powinien częściej się śmiać, wyglądał wtedy uroczo i… Tom zaraz
jednak się skrzywił, bo poprawiając się na swoim miejscu, prawdopodobnie otarł
się wrażliwym członkiem o kołdrę, pod którą spał. Zaburzyło to wnikliwą
kontemplację wampira, z czego nie był zadowolony. Tom był… ładny. Podobał mu
się, a teraz, kiedy był widocznie rozpalony i spragniony spełnienia wyglądał
jeszcze lepiej, niż na co dzień.
– To… dobrze
– wydusił z siebie młodzieniec i odwrócił wzrok. Spojrzenie wampira go
zawstydzało. Czy on mu się podobał? Chyba tak, zważając na to, jak się na niego
gapił. A czy… Alexander podobał się jemu? Miał ładne oczy, jasne, miękkie włosy
i foremnie wykrojone usta. Był przystojny, ale nie w ten sam sposób, co Samuel.
Był jakby… delikatniejszy. Harmonijny. Zupełnie inny, niż wilkołak.
Alexander wstał i oblizał wargi.
Zmarszczył lekko brwi, moment później je uniósł, po czym ponownie zmarszczył.
Wyglądało na to, że chce coś powiedzieć. Ostatecznie tak też się stało.
Spojrzał na blondyna i powiedział:
– Nigdy nie
zainteresowałem się twoimi potrzebami łóżkowymi, a rozumiem, że masz je jak
każdy młody i zdrowy mężczyzna. Wybacz mi to niedopatrzenie z mojej strony.
Zanim Samuel wyjechał, obiecałem, że zadbam o ciebie jak najlepiej. – Tom
wytrzeszczył oczy, patrząc w przeciwną stronę. Na Stwórcę, co on insynuował?! –
Mogę zaoferować ci kilka kobiet, choć sam, jak pewnie zdążyłeś się zorientować,
preferuję mężczyzn. – Tom zaczynał panikować. Jakie kobiety?! On nie chciał
żadnej kobiety! – Więc, jakie
preferujesz? Drobne, krągłe, blondynki, ciemnowłose? Wszystkie, które mam w
willi są podobno piękne, ale wiadomo, że gusta różnią się od siebie. A, mam
jeszcze jedną rudowłosą. Także, słucham. Nie krępuj się – powiedział,
uśmiechając się delikatnie. Tom spojrzał na niego przerażonym wzrokiem i
zamrugał gwałtownie. Na miłość boską, jak on miał się z tego wyplątać?!
– Alexander
– sapnął zduszonym głosem, patrząc na wampira. Ten spojrzał na niego pytająco,
widocznie wciąż oczekując odpowiedzi. – Nie chcę żadnej kobiety – powiedział
twardo, prawie tak twardo, jak twardy był jego członek. Który w dodatku zaczynał
go boleć. Miał dość. Po prostu dość.
Wampir najpierw przyjrzał mu się
ze zdziwieniem, ale kilka sekund później jego twarz wyrażała nagłe zrozumienie.
Miał uniesione brwi, szerzej otwarte oczy i zaciśnięte wargi. Pokiwał głową i szepnął:
– Ach tak…
– Dokładnie
tak – powiedział Tom.
– … Tak? –
dopytał Alexander, pochylając się nieco konspiracyjnie.
– Zapewniam
cię, że tak – dodał Tom, przymykając powieki ze zirytowaniem. Alexander
wyprostował się, splótł ręce za plecami i rozejrzał po pokoju z zamyśloną miną.
– W takim
razie przyślę mężczyznę. Teraz mogę ci kogoś polecić i o tak, polecam ci
Demetriusza. Ustami robi takie rzeczy, że nawet sobie…
– Alexander!
– warknął Tom, czując tak ogromne zniecierpliwienie, że nie był w stanie
opanować swojego tonu. Wampir był widocznie zdziwiony wybuchem czarodzieja. Nic
nie powiedział, oczekując wyjaśnień ze strony młodzieńca. – Wybacz, że się
uniosłem. Po prostu chcę ci powiedzieć, że poradzę sobie sam. Demetriusz jest
bardzo miłym młodzieńcem, lubię go, ale z pewnością nie jestem w jego typie –
powiedział. Alexander uśmiechnął się i zaraz zaczął mówić z przekonaniem.
– Tym się w
ogóle nie przejmuj! Nie jest przesadnie wybredny. Idę po niego, poczekaj moment
– powiedział i już był przy drzwiach, kiedy Tom zawołał:
– Nie! Nie
idź po niego, naprawdę uważam, że to bez sensu. Poradzę sobie, po prostu
potrzebuję… prywatności – wydusił i sięgnął dłonią pod kołdrę, nie mogąc już
wytrzymać. Alexander w końcu pokiwał głową i wyszedł, zostawiając go samego. Tom
odetchnął z ulgą i zaczął masować swojego członka. Po chwili doszedł, ale nie
czuł już takiej satysfakcji, jakiej się na początku spodziewał. Cholerny
Alexander! Ale też… przystojny Alexander.
~∞~
Nazajutrz Tom od samego rana
czuł, że coś jest nieco inaczej, niż wcześniej. Alexander, jak nigdy dotąd, co
chwilę robił jakieś aluzję, żartował, niejednokrotnie niemal sprośnie i dotykał
go częściej. Nawet jego dotyk się zmienił - jeśli już się pojawiał, zwykle był
dłuższy i dotyczył innych części ciała poza ramieniem czy nadgarstkiem. To miał
okazję zarejestrować, kiedy po długim treningu zabrali koc i wyszli na
zewnątrz, by poleżeć w ostatnich ciepłych promieniach słońca tego roku.
Demetriusz zabrał jakieś jedzenie dla siebie i Toma, po czym rozłożyli prowizoryczne
posłanie nieopodal fontanny. Alexander dotarł do nich najpóźniej. Położył się
między nimi i przymknął oczy. Wystawił swoją bladą twarz do słońca. Uwielbiał
to ciepło. W Sarihmas często brakowało mu właśnie tego gorąca, ponieważ w
Rzymie nie mógł narzekać na jego brak. Tutaj zbyt często padało.
– Tom,
lubisz winogrona? – zapytał Demetriusz i wyciągnął do niego dłoń z kiścią
owoców. Młodzieniec pokiwał głową, uśmiechnął się i przyjął owoce.
Przed wojną zdarzało mu się je jeść.
– Tak,
dziękuję – odparł. Alexander zerknął na niego spod wpół przymkniętych powiek.
Tom odwzajemnił jego spojrzenie z pytającym wyrazem twarzy. Kiedy jednak nie
otrzymał od mężczyzny żadnej konkretnej odpowiedzi, odwrócił wzrok,
przyglądając się marmurowej fontannie. Woda wypływała z przedmiotu dzierżącego
przez młodego, nagiego i pięknego mężczyznę. Tworzyła kilka równo płynących
strumieni, które przywodziły na myśl Tomowi struny liry. Poza tym niewiele
zrozumiał z przestawionej sceny.
– To Orfeusz
– powiedział Alexander. Czarodziej zwrócił ku niemu spojrzenie. Zauważył, że
ten wcale nie patrzył na rzeźbę, a tylko i wyłącznie na niego. Trochę
niepokoiło go to spojrzenie, ale równocześnie budziło w nim nieznany dotąd
dreszcz. – Tracki śpiewak i poeta. Uchodzi za syna Apolla i muzy Kalliope.
Podczas jego śpiewu drzewa pochylały swoje korony ku niemu, huk fal morza łagodniał,
a nawet ucichał. Nawet najdziksze bestie potulniały jak baranki. Jego muzyka
przewyższała także zdolności syren. Podczas wyprawy statku Argo po złote runo
wraz z załogą natknęli się na nie. Jak zapewne wiesz, znane są ze swoich
niezwykłych umiejętności wokalnych. I tym razem nie powstrzymały się, by z nich
skorzystać. Porywały członków załogi, aż Chiron poradził Orfeuszowi zagrać na lirze.
Gdy syreny usłyszały jego muzykę, były nią tak zaoferowane, że przestały
krzywdzić członków załogi. Zawsze wyobrażałem go sobie jako pięknego,
delikatnego młodzieńca. Według mnie niewielu mocnych ludzi jest stać na
wrażliwość, jaka jest niezbędna do bycia artystą. A że Orfeusz jest uznawany za
największego śpiewaka, muzyka i poetę greckiego, musiał być też najbardziej
wrażliwą istotą.
Tom słuchał go z uwagą, przyglądając się jego
przystojnej twarzy. Alexander też miał w sobie pewnego rodzaju delikatność. Jednak
Tom nie mógł powiedzieć, że ta cecha w nim przeważała. Widział, jaką siłą
dysponował wampir.
– W takim
razie jak nazwiesz jego postawę i niepodważalny czyn odwagi, kiedy udał się za
swoją ukochaną Eurydyką do Hadesu? – zapytał Demetriusz. Widocznie też
przysłuchiwał się słowom wampira.
– Miłość,
mój drogi. To miłość sprawia, że robimy rzeczy, którym w innych okolicznościach
nie bylibyśmy w stanie sprostać – odparł Alexander, odwracając wzrok od Toma i
zerkając na blondyna. Demetriusz uśmiechnął się nieśmiało, niepodobnie do
siebie. Alexander odpowiedział mu podobnym uśmiechem, ale to on pierwszy
przerwał ich kontakt wzrokowy. Wykręcił się na kocu i usiadł na biodrach
Demetriusza. Tom wstrzymał oddech, lekko zdziwiony zachowaniem wampira. W
dodatku nie za bardzo wiedział, jak się odnaleźć w tej sytuacji. Co miał do
diabła ze sobą zrobić?! Wampir pochylił się nad chłopcem i przytknął usta do
jego szyi. Musnął ustami wrażliwą i gorącą skórę Demetriusza, która tak
nieznośnie różniła się od jego temperatury ciała. Nie myślał nad tym specjalnie
długo, za to wysunął kły i wbił się w szyję Demetriusza, wyrywając z jego ust
krótki jęk bólu. Blondyn chwycił dłońmi wampira za szatę okalającą jego ramię i
zacisnął palce na materiale. Tom przyglądał się temu z niezidentyfikowanym
uczuciem. Balansowało ono pomiędzy strachem, a podnieceniem i kompletnie nie
miał pojęcia, dlaczego rośnie mu wzwód. Odwrócił wzrok od Alexandra pijącego
krew z Demetriusza, który też powoli się relaksował. Przymknął nawet powieki i
przesuwał dłońmi po plecach wampira. Tom położył się na kocu i zaczął
przyglądać się chmurom sunącym po błękitnym niebie. Nie były przyjaźnie białe,
a raczej ciemnoniebieskie, burzowe. Być może ten dzień był ostatnim letnim i
ciepłym dniem.
Nagle usłyszał specyficzny
dźwięk i kątek oka zarejestrował, że Alexander zszedł z Demetriusza i otarł
usta jedwabną chusteczką. Nie patrzył na nich, choć musiał przed samym sobą
przyznać, że ciekawy był. Nigdy nie znał żadnego wampira na tyle blisko, by
zdawać sobie sprawę, jak w rzeczywistości to wszystko wygląda - pojenie się
krwią, gryzienie, odczucia osoby gryzionej. Oczywiście teoretycznie wiedział,
na czym to polega, ale w praktyce miał nikłe pojęcie. W dodatku zawsze był
trochę uprzedzony do wampirów. Jednak wobec Alexandra nie miał podobnych
wrażeń. Ten mężczyzna był ucieleśnieniem elegancji, wykwintności i
nieposkromionej zmysłowości. Miał w sobie coś dzikiego, ale okiełznanego na
tyle, na ile w danej chwili tego od siebie wymagał. Tom go za to niezmiernie
podziwiał - że Alexander potrafił trzymać na wodzy swoje pragnienia. Był
pewien, że uczucie głodu, pragnienia krwi i ciągła chęć mordu musiała być
niezwykle trudna do pokonania. On też miewał pragnienia, które z pewnością były
dużo mniej odczuwalne od tych, z jakimi musiał na co dzień zmierzać się
Alexander, a i tak nie zawsze umiał im się oprzeć.
Nagle zawiał niespokojny wiatr i
przeszył ciało obu młodzieńców. Tylko Alexander pozostał niewzruszony.
– Lepiej
chodźmy do domu – powiedział wampir i otaksował wzrokiem Toma, którego włosy
znalazły się w jeszcze większym nieładzie, niż zwykle. Widział, że czarodziej
jest pobudzony. Uśmiechnął się do siebie w duchu, po czym pomógł młodzieńcom w
uprzątnięciu ich małego pikniku. Weszli do domu, zostawiając za sobą
rozpędzającą się wichurę, ciemne chmury i prawdopodobnie ulewny deszcz, który
zbliżał się nieubłaganie.
~∞~
Kilka następnych dni padało. Nie
brakowało też burz, ani szalonego wiatru. Tom nie miał przez to możliwości
uczenia się magii natury, bo warunki były średnio sprzyjające. Oczywiście gdyby
posiadał dostateczne umiejętności, mógłby poczarować trochę z burzą, ale na tę
chwilę nie czuł się gotowy. Alexander postanowił, że pokaże czarodziejowi kilka
interesujących i całkiem prostych klątw, jakie można rzucić w ciągu kilku sekund.
Thomas musiał przyznać, że to go całkiem zainteresowało. Dowiedział się, jak
rzucać klątwy na przedmioty, a jak na ludzi. Dotarł nawet do zaklęć, których
nie odważyłby się użyć nigdy w życiu - tak były okrutne i bestialskie. Zaczarował
kilka przedmiotów na próbę. Jednym z nich było niewielkie lusterko z
grawerowaną rączką i bladoniebieską ramką. Alexander, by przekonać się, czy
czarodziejowi się powiodło, zawołał służącego. Kazał mu przejrzeć się w owym,
niewielkim zwierciadełku. Starszy wiekiem mężczyzna wykonał polecenie swojego
pana. Kiedy mężczyzna spojrzał w swoje odbicie, padł na ziemię, jak nieżywy.
Oczywiście klątwa nie była na tyle groźna, by mogła wyrządzić komuś krzywdę.
Jednak nadawała się w chwili, gdy chciało się unieszkodliwić kogoś na jakiś
czas, niekoniecznie długi, jednak wystarczająco skuteczny.
Zbliżał się wieczór, w którym
Alexander wyprawiał przyjęcie dla swoich przyjaciół zamieszkujących rezydencję
i innych ludzi, których zamierzał zaprosić. Tom niedawno się o tym dowiedział.
Wampir, większość swojego czasu poświęcał na organizację wielkiego wieczoru.
Demetriusz, który zwykle był ironiczny i kpił sobie z większości rzeczy, tak na
ten temat albo milczał, albo wypowiadał się zupełnie i kompletnie poważnie.
Tylko Tom nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji. Dodatkowo na każdym kroku
to podkreślał, a co najlepsze, nie był tego świadomy. Demetriusz próbował dać
mu jakieś… subtelne sygnały. Jednak czarodziej był na nie zupełnie odporny.
– Alexander,
skończyłem studiować trzy kolejne księgi o klątwach. Chcę nauczyć się czegoś
nowego – zażądał Tom, nawiedzając wampira w jego gabinecie. Mężczyzna zerknął
na niego przelotnie, nieprzerwanie notując coś na pergaminie.
– Przeczytaj
czwartą – odparł krótko i zamoczył pióro w atramencie.
– Nie chcę –
powiedział z nutą nadąsania Tom. Dlaczego Alexander tak strasznie go…
zaniedbywał? Przywykł do jego ciągłej uwagi i teraz mu tego brakowało.
Rozumiał, że ten miał obowiązki, a ze względu na zbliżającą się Wielką Kolację było ich zapewne więcej,
niż zwykle. Ale wampir zawsze znajdował dla niego czas, by doglądnąć jego
postępy, dać ewentualne wskazówki i… pobyć z nim. Cholerna pijawka – sprawił, że teraz Tom ubiegał się o jego uwagę.
To zdecydowanie godziło w jego dumę.
– Nie mam
teraz czasu, Tom. Zajmij się czymś, pozawracaj głowę Demetriuszowi – powiedział
Alexander, wciąż namiętnie notując. Tom zacisnął usta we wąską linię, odwrócił
się na pięcie i bez słowa pożegnania opuścił pomieszczenie.
Zszedł do biblioteki, zabrał
jedną z ksiąg zawierającą szczegółowe wskazówki do tworzenia eliksirów i wybrał
jakiś wyjątkowo paskudny. Miał nieopisaną ochotę zrobić wampirowi na złość. Niech ta cholerna pijawka wie, jakie są
konsekwencje uczenia mnie tego typu magii. Miał wywołać zielony kolor
skóry, swąd i pieczenie. Jeśli poda to Alexandrowi razem z krwią, którą ten
czasem pił z kieliszka, to może wampir odczuje jego skutki chociaż przez kilka
godzin.
Zabrał się do roboty i zaczął
szukać potrzebnych składników. Miał zawężone pole poszukiwań, bo nie mógł
opuszczać posesji Alexandra bez informowania go o tym. A gdyby mu powiedział,
to wiązałoby się z niewygodnymi pytaniami.
Wieczorem miał gotową miksturę,
którą przelał do niewielkiej fiolki. Z nią w dłoni ruszył do odosobnionej
części salonu, gdzie wraz z Samuelem zjedli pierwszy posiłek w tym domu.
Alexander spędzał tam większość wieczorów w towarzystwie Demetriusza lub
jakiegoś wampira, na którego obecność akurat miał ochotę. Tym razem, tak jak to
miało miejsce najczęściej, był z nim Demetriusz. Drzemał na kanapie, rozłożony
i trochę rozchełstany, bo jego tunika podwinęła się, ukazując wewnętrzną stronę
rozchylonych ud. Tom zorientował się, że się gapi, więc odwrócił wzrok.
Alexander stał za kanapą tyłem do niego i rozmawiał z przystojnym człowiekiem,
chyba Antoniuszem. Tom pamiętał go tylko dlatego, że to właśnie on najczęściej
dotrzymywał wampirowi towarzystwa, jeżeli nie robił tego Demetriusz. W dodatku
był przystojnym i bardzo, bardzo męskim mężczyzną, o śniadej skórze, ciemnych
włosach i wąskich, niebieskich oczach. Tom domyślał się, że jeśli Alexander z
nim sypia, to raczej odgrywa nieco inną rolę, niż podczas stosunków z
Demetriuszem. Czasem wyobrażał sobie, jaki wampir jest w łóżku. Niby mógłby zapytać
Demetriusza, ale nie chciał, by ten powiedział o tym Alexandrowi. Zacisnął
palce na fiolce, zastanawiając się, jak to rozegra. Na początek postanowił
usiąść, by nie wzbudzać niepotrzebnych podejrzeń.
Zerknął na stolik. Stały na nim
półmiski z owocami i jakieś zimne przekąski. Służba przyniosła też wino w
dzbanku. Pośród talerzy i mis stał jeden pusty, złoty kielich. Tom podejrzewał,
że Alexander przygotował go na później. Podniósł wzrok, czując na sobie
spojrzenie mężczyzn.
– Wszystko w
porządku, Tom? – zapytał Alexander, przyglądając mu się badawczo. Czarodziej
zamrugał oczami, szukając w głowie jakiejś prostej odpowiedzi.
– Tak, po
prostu zgłodniałem – odparł i uśmiechnął się lekko. Wampir patrzył na niego
jeszcze kilka sekund, aż w końcu odpowiedział na uśmiech. Oznajmił, że zaraz
wróci i żeby poczekał na niego. Tom pokiwał głową na zgodę, a kiedy obaj
mężczyźni zniknęli mu z oczu, upewnił się, czy Demetriusz nadal śpi.
Uspokojony, odetchnął głębiej i wyciągnął fiolkę przed siebie. Wstał z swojego
miejsca, pochylił się nad stolikiem i wyciągnąwszy koreczek, wlał zawartość
ampułki do kielicha. Pośpiesznie zatkał fiolkę i wsunął ją do swojej bielizny.
Poprawił lnianą tunikę, którą miał na sobie. Od jakiegoś czasu zaczął ubierać
się tak, jak wszyscy pozostali we willi. I nawet mu to odpowiadało. Ponownie
usiadł na kanapie, biorąc do ręki kilka winogron. Zaczął jeść powoli, kiedy
dostrzegł, że Demetriusz pokręca się, aż w końcu otwiera oczy. Jego szare oczy
spojrzały na Thomasa, a malinowe, nieco wydęte i pełne usta wygięły się w
uroczym uśmiechu. Tom błysnął do niego zębami, rozbawiony widokiem zaspanego
młodzieńca, którego niesforne włosy znalazły się w jeszcze większym
nieporządku.
– Już nie
zapuszczasz korzeni w bibliotece? – zapytał z kpiącym wyrazem twarzy
Demetriusz. Tom prychnął pod nosem, ale nie zdążył odpowiedzieć, bo do środka
wszedł Alexander, tym razem bez jakiegokolwiek towarzystwa. Podszedł do
czarodzieja i zatrzymał się przed nim. Miał w dłoni zapieczętowaną kopertę,
bardzo elegancką i schludną. Tom wstał i spojrzał mężczyźnie w oczy.
– Chciałbym
oficjalnie zaprosić cię na moje przyjęcie – powiedział wampir, przeszywając
młodzieńca swoim niezwykle jasnym i przenikliwym wzrokiem. Wyciągnął do niego
kopertę. Dzisiaj jego szaty były dużo bardziej uroczyste, bo miał na sobie
togę. Tom zastanawiał się, ile zajmowało mu zakładanie tego.
– Dziękuję –
odpowiedział Tom, przyjmując od niego kopertę. Wampir uśmiechał się delikatnie,
ale też jakoś inaczej, niż zwykle. Bardziej tajemniczo. Bardziej… pobudzająco.
Tom poczuł, jak się rumieni i opuścił wzrok, ściskając w dłoni kopertę.
Cholera, nienawidził się rumienić. Był tak zaoferowany zachowaniem wampira, że
nagle pożałował, iż zdecydował się go napoić trującym eliksirem. Zerknął na
kielich, który… był przytknięty do ust Demetriusza, a jego zawartość płynęła w
dół przełyku prosto do żołądka młodzieńca.
– Na
Stwórcę! Nie! – krzyknął, ale było już za późno. Wampir zmarszczył brwi i
zerknął na Demetriusza, który spojrzał na Toma ze zdziwieniem.
– Co się
stało, Tom? – zapytał Demetriusz, zbity z tropu. Tom wciąż patrzył na niego z
rosnącym przerażeniem. Światło w pomieszczeniu było słabe, bo nie paliły się
wszystkie świece. Ale Tom i tak czuł się, jakby samo słońce świeciło tylko na
niego. Miał ochotę zniknąć. Ani Alexander, ani Demetriusz nie wiedzieli
jeszcze, co się stało, ale Tom wiedział, że będą na niego wściekli. A on
przygotował się jedynie na gniew wampira.
– Bo ja… ja…
Zrobiłem coś bardzo głupiego.
Owszem, bardzo, bardzo głupiego. Ale żeby od razu zatruwać kogoś przez to, że jest zajęty?
OdpowiedzUsuńKtoś tu się interesuje mitologią... *porusza sugestywnie brwiami
Hihi, podoba mi się jak opisałaś Orfeusza. On mnie jakoś nigdy nie interesował za bardzo, znaczy wiem, co zrobił i w ogóle, ale nie żeby tak strasznie. Może po prostu nie lubię poezji.
Oj Tom, nieładnie. Kota (Samuela) nie ma i myszki harcują.
Współczuję Demetriuszowi, to jak się z nim Alex zabawia jest smutne, on go pewnie wtedy kochał.
Ech, dobrze, że z nim skończył(?) i jest z Michaelem, bardziej do siebie pasują.
Nie spodziewałam się, że chciałaś dodać Willa, jakoś tak myślałam, że robisz to na przemian i tak jakoś, ale większą ilością Feliksa i księcia nie pogardzę!
Żegnam i weny życzę...
No w czasie deszczu dzieci się nudzą i wampir powinien o tym wiedzieć:-)
OdpowiedzUsuńWróciłam! :"D Przez ostatnie tygodnie zupełnie nie miałam czasu komentować, ale wszystko czytałam. ^^ I, ojeju, dlaczego mi to robisz, nie chce, żeby doszło do czegokolwiek między Tomem a Alexandrem. ;__; A tu wszystko ku temu zmierza... Eh. Samuel mógłby wrócić tak idealnie na to przyjęcie, odbić Toma i nikomu więcej go nie oddawać, o. I tyle.
OdpowiedzUsuńNo, ale są jakieś plusy - Tom uczy się magii i całkiem nieźle mu to wychodzi. Jestem jednak pewna, że znalazłby dobrego nauczyciela, który jednocześnie nie chciałby dorwać się do jego tyłka. XD
Tak wracając do poprzednich rozdziałów, zaciekawił mnie bardzo brat Toma! Mam nadzieję, że wkrótce będzie o nim nieco więcej i że znowu spotka się z Tomem - tym razem może jakieś dłuższe spotkanie. ^^
I jeszcze taka jedna uwaga - napisałaś, że Tom dawno nie miał seksu. To kalka z angielskiego, po polsku tak się nie mówi, niestety. Po prostu nie uprawiał.
Pozdrawiam i życzę weny!
O tak! Lotopałanka dobrze gada o tym odbiciu w czasie imprezy! Błagam, zastosuj to, bo szczerze powiedziawszy średnio trawię Aleksandra, a ja raczej, może nie lubię, ale toleruję tych ,,złych".
UsuńŻegnam i weny życzę...