Witam! William wciąż w trakcie pisania. Niestety nadeszły czasy, kiedy to nie mam zapasu rozdziałów i muszę przesuwać planowane terminy dodania WtS... Mam nadzieję, że uda mi się to niedługo zmienić! ;)
Enjoy!
XIV
– Co się stało, Tom? – zapytał
Demetriusz, zbity z tropu. Tom wciąż patrzył na niego z rosnącym przerażeniem. Miał
ochotę zniknąć. Ani Alexander, ani Demetriusz nie wiedzieli jeszcze, co się
stało, ale Tom wiedział, że będą na niego wściekli. A on przygotował się
jedynie na gniew wampira.
– Bo ja… ja…
Zrobiłem coś bardzo głupiego. – Alexander wpatrywał się w niego z niezrozumieniem,
aż nagle jego twarz wyraźnie stężała. W natychmiastowym tempie znalazł się przy
Demetriuszu, przyglądając mu się z uwagą i niepokojem. Ten nadal nie miał za
bardzo pojęcia, o co właściwie chodzi, dlatego zerkał raz na wampira, a to znów
na Toma, chcąc cokolwiek wyczytać z ich twarzy. Czyżby wypił coś…
nieodpowiedniego?
– Co to był
za eliksir, Tom?! – warknął wampir i dopadł do niego, łapiąc go za ramiona w
mocnym uścisku. Tom wstrzymał oddech i przełknął ślinę, czując, że to był naprawdę
idiotyczny pomysł. Jak on miał się z tego wytłumaczyć?!
– T-to… to
był tylko eliksir barwiący skórę i ja… ja nie chciałem… To znaczy miał być… no,
wiesz, Alex… no dla… dla ciebie – ostatnie słowo niemal szepnął, wpatrując się
w podłogę. W końcu zacisnął powieki, oczekując na cios z jego strony, ale… ale
nic takiego nie miało miejsca. Czarodziej podniósł spłoszone spojrzenie na
wampira. Widząc jego zdezorientowaną minę odrobinę odetchnął. Niestety zaraz
się zaczęło…
– Dlaczego
to zrobiłeś? – zapytał Alexander bez zrozumienia, ale z ogromną pretensją w
głosie. Tom ponownie spuścił spojrzenie, ale zaraz usłyszał: – Odpowiedz, Tom.
I patrz na mnie, do diabła. – Nie mógł uwierzyć we własną głupotę. Zacisnął
dłonie w pięści, czując, jak koszmarnie mu się trzęsą. Teraz… teraz jego powód
do zainicjowania tej sytuacji wydawał mu się jeszcze bardziej głupi, niż na
początku. Wręcz absurdalny. W końcu podniósł na niego wzrok, ale dużo
pewniejszy, niż na początku.
– Chciałem
zrobić ci na złość! Miałeś mnie w nosie, wiesz? – burknął na koniec, wpatrując
się w niego ze złością. Tak jakby miał jeszcze czelność z nim dyskutować i
wyrzucać mu coś równie niedorzecznego, kiedy przez niego Demetriusz wypił
trujący eliksir. Widocznie czelność miał. Alexander wpatrywał się w niego z
niedowierzeniem. W końcu zrobił zdrowo wkurzoną minę i warknął:
– Zdajesz
sobie sprawę, jak ważne jest to przyjęcie, Tom?! – Nie dał mu odpowiedzieć, za
do zaraz wykrzyknął jeszcze głośniej: – Oczywiście, że nie! Inaczej nie
starałbyś się mnie otruć! Po prostu znakomicie! – Tom skulił się w sobie
odrobinę i odwrócił wzrok. Odetchnął i zerknął na Demetriusza, po którym na
razie nie było widać skutków wypicia eliksiru. Może wcale mu nie wyszedł i
młodzieńcowi nic nie będzie? Nagle poczuł ucisk dłoni na swojej szczęce. Wzdrygnął się, gdy dostrzegł, że wampir
znalazł się przy nim w ułamku sekundy. Spojrzał z przestrachem na wampira,
który odwrócił jego twarz w swoją stronę.
– Masz mi
coś do powiedzenia, Tom? – warknął Alexander, wpatrując się w niego twardym
wzrokiem.
–
Przepraszam, Demetriusz… – niemal szepnął, skruszony, zerkając w bok na
stojącego nieopodal młodzieńca.
– Mi nie
należą się przeprosiny?! – zapytał z niedowierzeniem Alexander. Tom wyszarpnął
głowę z jego uścisku i odsunął się na krok.
– Tobie? Za
co, Alex? Przecież nic ci nie jest – sarknął ze sztucznym uśmiechem na twarzy.
Odwrócił się w stronę Demetriusza i powiedział: – Poszukam jakiegoś antidotum.
Przykro mi, Demetriusz. To nie tak miało… wyjść – dodał, odwracając spojrzenie.
– Och,
oczywiście! Co za strata! – warknął Alexander i założył ramiona na piersi. Tom,
nie patrząc już na niego, ruszył w stronę wyjścia. Zanim jednak wyszedł,
usłyszał jeszcze: – Tom! Ja nadal czekam na twoje przeprosiny. Nie myśl sobie,
że ujdzie ci to na sucho! – Ale Tom dłużej już nie słuchał. Poszedł do
biblioteki, mając nadzieję znaleźć tam coś, co pomoże mu stworzyć antidotum na
eliksir, którym chciał otruć (oczywiście tymczasowo i nietrwale) Alexandra.
Niestety, jak zwykle zresztą, nic nie poszło po jego myśli. No może poza
faktem, że w końcu udało mu się zwrócić na siebie jego uwagę. Nie do końca w
taki sposób, jak to sobie wyobrażał, ale dobre i co… Cieszył się, że Alexander
go nie wypatroszył. Miał ku temu całkiem dobry powód. Boże… miał nadzieję, że
Demetriuszowi naprawdę nic nie będzie…
~∞~
Kilka dni później nadszedł
wielki dzień. A właściwie wieczór. Alexander był od rana kompletnie
niedostępny, a Tom miał do niego tyle pytań! W końcu, kompletnie zdesperowany,
udał się do Demetriusza, chcąc go wypytać o nurtujące go kwestie. Młodzieniec
przechodził już ostatnie stadia swojej tymczasowej choroby. Maści, jakie zdobył
dla niego Alexander niwelowały niemal do minimum drażniące uczucie ciągłego
swędzenia, jednak niebieskie plamy rozsiane na skórze jeszcze nie zeszły. Tom
próbował znaleźć jakieś antidotum, ale już niedługo po jego ambitnych i
wyczerpujących staraniach, wampir uświadomił go, że żadnego antidotum nie ma.
To go dogłębnie zdołowało – miał nadzieję, że może uda mi się odkręcić to, co
zrobił Demetriuszowi. Nie chciał wyrządzić mu krzywdy i miał ogromne wyrzuty
sumienia. Niestety nie miał na to szans. W dodatku niedługo po pojawieniu się
pierwszych objawów zażycia eliksiru, Alexander oznajmił czarodziejowi, że ten
pójdzie na kolację, jako zastępstwo Demetriusza. Tom nie był przekonany – ba,
on właściwie nie robił nic innego od kilku dni poza obmyślaniem planu w jakiż
to sposób wykpić się z wykonania poleceń wampira. Zdecydowanie nie uśmiechało
mu się spędzanie czasu ze zgrają napalonych, głodnych i rozpustnych wampirów!
Niby zdążył się już zorientować, że na przyjęciu mają się pojawić również
przedstawiciele innych ras, ale Thomas był pewien, że nikt o normalnym
usposobieniu i zdrowych zmysłach nie poszedłby na podobnego rodzaju kolację.
Kolację, która nie miała wiele wspólnego z dietą młodzieńca.
Wszedł do komnaty Demetriusza,
dostrzegając, że ten drzemie, leżąc na prawym boku, przodem do drzwi. Przykryty
był jedynie cienkim i miękkim materiałem, a natłuszczona maściami skóra ramion
i twarzy błyszczała w blasku świec. Miał spokojny wyraz twarzy i Tom naprawdę
zamierzał się wycofać, by go nie budzić, ale przez nieuwagę strącił z
pobliskiego mebla jakieś drewniane pudełko. To uderzyło z hukiem na posadzkę,
budząc Demetriusza w natychmiastowym tempie. Młodzieniec zerwał się do siadu i
rozejrzał nieprzytomnie. Dostrzegając Toma, uśmiechnął się delikatnie. Bo tak
właściwie, to wcale się na niego nie gniewał. A to powodowało w czarodzieju
jeszcze większe poczucie winy.
– Tom? Coś
się stało? – zapytał, przyglądając mu się przyjaźnie. Czarodziej pokiwał lekko
głową i odpowiedział niepewnym uśmiechem.
– Tak, ale…
widziałem, że śpisz. Nie chciałem ci przeszkadzać, przez przypadek zrzuciłem
pudełko. Wybacz, może ja, no wiesz, zostawię cię jednak samego? – dopytał.
Demetriusz parsknął pod nosem i pokręcił głową z rozbawieniem.
– Mów, o co
chodzi – powiedział jedynie, klepiąc miejsce obok siebie na dużym i miękkim
łóżku. Tom po chwili wahania podszedł do niego i usiadł posłusznie, czując się
trochę nieswojo. Chłopak, jak zwykle zresztą, był naprawdę skąpo ubrany i
czarodziejowi było trochę trudno siedzieć obok i udawać, że wcale nie zwraca na
niego uwagi. Bo niby Demetriusz nie był w jego typie, ale, no do diabła! Nadal
był mężczyzną i to w dodatku pięknym, zadbanym. Jak miał się na niego nie
gapić?!
– Jak pewnie
wiesz, dziś jest przyjęcie. I zastanawiałem się nad paroma kwestiami… Miałem
nadzieję, że Alexander mi wszystko objaśni, ale on chyba nie ma czasu, więc
postanowiłem popytać ciebie. Jeśli oczywiście chcesz i… – wyjaśnił powoli,
ważąc każde słowo. Ostatnim, czego teraz chciał, było sprawienie Demetriuszowi
przykrości.
– Pewnie,
Tom. Pytaj, o co chcesz – oznajmił pogodnie Demetriusz, poprawiając się na
poduszkach i kładąc ponownie. Przez to jego przykrótka tunika podwinęła się
jeszcze bardziej, ukazując wewnętrzną stronę ud i ich bladą skórę. Tom zerknął
w tamtą stronę przelotnie, mając nadzieję, że młodzieniec niczego nie zauważy.
Nawet jeśli było inaczej, nic na ten temat nie powiedział, a wciąż przyglądał się
czarodziejowi z delikatnym i zachęcającym uśmiechem. Jakby nic się nie stało.
Tom przełknął ślinę, czując nieprzyjemne ukłucie w trzewiach. Nie zasługiwał na
jego sympatię…
– Bo
widzisz… Zastanawiałem się, co mam na siebie włożyć – powiedział na początek, w
myślach już segregując kolejne pytania, by o czymś nie zapomnieć. Demetriusz
uniósł lekko brwi i pokiwał głową w geście zrozumienia. Przygryzł na moment
dolną wargę, widocznie się zastanawiając, co odpowiedzieć.
– W zeszłym
roku Alexander przygotował dla mnie niebieskie szaty, które sprowadził z Chin,
takiego państwa na Ziemi. Myślę, że możesz zajrzeć do mojego kufra i poszukać
czegoś, co by ci odpowiadało. Jesteśmy podobnej postury, nie powinno być
problemu – wyjaśnił, widocznie uradowany tematem rozmowy. Tom zdążył zauważyć,
że Demetriusz lubił się stroić. Nie miał ku temu jakoś dużo okazji, bo zwykle
chłopak chodził skąpo ubrany, ale jeśli już nadarzała się sposobność, poświęcał
swoim szatom sporo czasu, starannie dobierając sobie strój.
– Dziękuję –
odparł Tom, przypominając sobie w głowie kolejne pytanie. – A mógłbyś mi
powiedzieć, co właściwie dzieje się na tej kolacji? – Demetriusz zaśmiał się
cicho, spoglądając na Toma z figlarnym błyskiem w oku. Tom naprawdę nie dziwił
się, że był ulubieńcem Alexandra.
– Na
kolacjach się je, Tom – wyjaśnił, ledwo powstrzymując śmiech. Czarodziej
zaczerwienił się lekko, ale zaraz dodał:
– Przecież
wiesz, o co mi chodzi… – Młodzieniec pokiwał głową na zgodę, po czym w końcu
wyjaśnił:
– Cóż, w
sumie niewiele minąłem się z prawdą, bo to naprawdę będzie kolacja, Tom. Zjawi
się wiele wampirów, którzy zapewne będą się żywić na swoich służących, bądź na
kimś, kto wśród zebranych im się spodoba. Gdybym był w formie, niewykluczone,
że wylądowałbym w ramionach jakiegoś zainteresowanego mną wampira, chociaż w
zeszłym roku Alexander mi na to nie pozwolił. Może dla ciebie będzie bardziej
łaskawy – powiedział, przyglądając się z uwagą czarodziejowi i dostrzegając
jego wyraz twarzy. – Ale widzę, że ciebie niespecjalnie to raduje.
– Właśnie
Demetriusz. Zupełnie i kompletnie nie chce tego przechodzić! Jak mam przekonać
Alexandra, żeby nie brał mnie ze sobą?! – wykrzyknął, spanikowany. Poderwał się
z miejsca i zaczął nerwowo krążyć po pokoju. Demetriusz przestał się śmiać, a
jedynie westchnął ciężko. Wstał z łóżka i podszedł do Thomasa. Złapał go za
ramiona, zatrzymując w miejscu. Spojrzał mu w oczy i powiedział uspokajająco:
– Alexander
nie pozwoli, by ktoś cię skrzywdził, Tom. – Czarodziej pokiwał głową. Ale
prawda była taka, że nie był ani trochę przekonany.
~∞~
Nastał wieczór, a pierwsi goście
Alexandra schodzili się do jego willi i zasiadali na rozłożystych kanapach i
poduszkach w przestronnym salonie, który na rzecz przyjęcia przybrał nieco
bardziej wykwintny wygląd. Niskie stoliki, będące nieodłączną częścią każdego
miejsca dla gości, były zapełnione owocami, przekąskami, dzbanami z winem i
kieliszkami. Ogólnie panował tu przesyt i nadmiar.
Tom dotrzymywał towarzystwa wampirowi,
siedzącemu na niewielkim podwyższeniu. Zajęli miejsca na wygodnej i miękkiej
kanapie, usłanej jedwabnymi materiałami i puchowymi poduszkami. Alexander
właściwie półleżał, kiedy Tom siedział sztywno i przyglądał się kolejnym,
nadchodzącym gościom. Był odzianym w zieloną tunikę, ozdobioną złotymi nićmi, tworzącymi
wymyślne wzory. Togę miał w podobnym kolorze, w dodatku zdążył zauważyć, że
nawet mniej skąpą od tych, jakimi byli przyodziani służący ciągle
przybywających gości. W znacznej mierze byli to chłopcy, choć zdarzały się też
dziewczęta, równie piękne i delikatne, co urodziwi młodzieńcy. Tom
niejednokrotnie nie mógł odwrócić wzroku, kompletnie oczarowany. Alexander
przez większość czasu był zajęty witaniem kolejnych małżeństw lordów, żonatych
lub też samotnych hrabiów, panów w towarzystwie urokliwych sług i książąt z
niemal całym orszakiem pięknych i młodych osób. Przez to wszystko nie poświęcał
Thomasowi za wiele uwagi.
A przynajmniej tak było tylko w
odczuciu czarodzieja, bo w rzeczywistości wampir zerkał na niego co raz, chcąc
się upewnić, czy wszystko z nim w porządku. Tom był spięty, kręcił się na swoim
miejscu, choć próbował się opanować. Alexander zadbał o to, by wyglądał jak
najlepiej. Uważał, że czarodziejowi pasowała czerwień. Ten kolor idealnie się z
nim zestawiał, był jakby symbolem jego temperamentu i siły charakteru. Srebrne
akcenty w postaci finezyjnych wzorów podkreślały blask jego oczu, nadając im
więcej wyrazistości. Wampir miał na sobie ciemnozielone szaty, które
kontrastowały się z jego jasną cerą. Lubił ten kolor.
Jakiś czas później jeden ze
służących powiadomił Alexandra, że wszyscy zaproszeni goście są już obecni.
Zebrani tworzyli imponujący tłum wystrojonych i jakby marmurowych postaci.
Niektóre twarze Tom rozpoznawał – przypuszczał, że byli to przyjaciele
Alexandra, mieszkający w jego domu.
Wampir siedział na środku
kanapy, a Tom zajął miejsce po jego lewej stronie. Dostrzegł, że podchodzi do
nich nie kto inny, jak… Antoniusz! No ja
przepraszam bardzo, ale… że co?! – pomyślał, oburzony. Nie rozumiał, po co
tutaj przylazł i usiadł zaraz przy Alexandrze, kiedy to on miał mu dzisiaj
towarzyszyć. Skrzywił się, widząc uśmiech mężczyzny, jaki ten posłał
Alexandrowi. Po chwili zabrzmiał cieniutki dźwięk dzwoneczka, a wtedy wszelkie
rozmowy ustały. Alexander wstał z kanapy i z olśniewającym uśmiechem rozejrzał
się po skupionych na jego osobie gościach.
– Witam
wszystkich na dorocznej, Wielkiej Kolacji, którą sprzyjający mi los pozwolił i
tym razem bezproblemowo zorganizować. Zaczniemy od posiłku, podczas którego
każdy z nas, moi drodzy przyjaciele… – zmrużył lekko oczy i uśmiechnął się
według Toma wyjątkowo… erotycznie. Aż cały zadrżał. – … będzie konsumował, w
zależności od własnych upodobań i diety. – Wtedy przez salę przemknął pełen
rozbawienia śmiech. Niektórzy zakrywali usta, zwłaszcza kobiety, inni patrzyli
po sobie, zdradzając tym swoje własne odczucia. Tom patrzył na tę zgraję, wyobrażając
sobie, co będą zaraz wyczyniać i to na jego oczach. Sam nie wiedział, czy jest
bardziej podekscytowany, czy raczej przerażony. W każdym razie kumulowało się w
nim właśnie to niejasne uczucie i chciał mieć to wszystko już za sobą.
– Po kolacji
zadbamy o nasze pozostałe potrzeby. Życzę wszystkim smacznego! – Wtedy rozległ
się delikatny dźwięk strunowego instrumentu, za którym Tom powiódł zaciekawione
spojrzenie. Alexander zerknął na niego i uśmiechnął się delikatnie. Podniósł
się do siadu i przywołał gestem dłoni Antoniusza, który usiadł bliżej niego i
odchylił lekko głowę, eksponując swoją szyję. Zanim wampir wgryzł się w jego
śniadą skórę, odezwał się:
– To lira,
Tom. Taka sama, na której grał Orfeusz. – Tom odwrócił się w jego stronę, ale
nie spotkał jego spojrzenia, bo wampir patrzył już na Antoniusza i przesuwał
opuszkami palców po jego karku i szyi. Nie mógł oderwać od nich wzroku, choć
zdawał sobie sprawę, że to była ogromnie intymna chwila, ale po prostu… po
prostu chciał to zobaczyć. Alexander siedział do niego tyłem, więc jedynym, co
udało mu się dostrzec, była chwila, kiedy pochylił się nad ciemnowłosym i
wgryzł w jego szyję. Antoniusz zacisnął dłonie na jego szatach i zmarszczył
lekko brwi, wydając z siebie ciężkie westchnienie. Poza tym nie wydawał się być
zbytnio pokrzywdzonym i obolałym. Właściwie w pewnym momencie uśmiechnął się i
przejechał dłonią po boku wampira. W końcu Alexander osunął się od niego i
oblizał usta. Zaraz też odwrócił się w stronę Toma. Czarodziej spojrzał na
niego pytająco, a wtedy ten powiedział:
– Rozluźnij
się, Tom. I zbliż do mnie, zapomniałeś, po co tu jesteś? – Druga część jego
wypowiedzi nie brzmiała już zwyczajowo miło i grzecznie. Alexander nadal się na
niego gniewał. Cóż, Tom mu się wcale nie dziwił. Bez słowa protestu usiadł
bliżej i spojrzał na niego z kamiennym wyrazem twarzy. Ale kiedy Alexander się
nad nim pochylił, zrobił nieco strwożoną minę. Czy on chciał go…?
– Alex… nie
chcę… – zaprotestował szeptem i spojrzał na niego z napięciem. Wampir odchylił
się i rzucił mu takie spojrzenie, że Tom poczuł dreszcze przebiegające wzdłuż
kręgosłupa. I nie miały one nic wspólnego z przyjemnością, wręcz przeciwnie.
– Nie obchodzi
mnie to – szepnął nieprzyjemnym tonem. Tom spojrzał na niego z niepokojem
wymalowanym na twarzy. – Podporządkuj się, albo tego pożałujesz – warknął i
zbliżył swoje usta go jego ust. Tom wstrzymał oddech, patrząc mu w oczy z
niedowierzeniem, ale nagle wargi Alexandra zmieniły swój kierunek. Mężczyzna
pochylił głowę i musnął delikatnie szyję czarodzieja. Tom spiął się cały,
oczekując na ból, ale nic podobnego nie miało miejsca. Wampir całował jego
skórę, subtelnie, ledwie ją dotykając. Ale mimo to wprawiał Toma w drżenie,
które z każdą chwilą miało coraz więcej wspólnego z przyjemnym uczuciem.
Odetchnął głębiej, czując gwałtowniejszy przypływ gorąca, ale moment później
Alexander odsunął się od niego i chwycił jego nadgarstek. Tom od razu cały się
spiął i spojrzał na niego z przerażeniem. Antoniusz, siedzący za nimi i
przyglądający się całej scenie z zainteresowaniem, parsknął w końcu śmiechem i
powiedział:
– Spokojnie,
to aż tak bardzo nie boli… – Tom rzucił mu mordercze spojrzenie, przynajmniej
we własnym mniemaniu. W rzeczywistości był tak przerażony, że groźna mina
wyszła mu raczej żałośnie. Jednak nie miał czasu przejmować się wrednym
Antoniuszem. Kiedy chłodne usta zetknęły się z jego ciepłą skórę ręki, miał
wrażenie, że zaraz zemdleje. Nagle poczuł ostre kły Alexandra, które otarły się
o jego delikatną skórę, by w końcu przebić się przez nią i dotrzeć do krwi,
której łaknął. Tom skrzywił się z bólu i przerażenia, ale w tym samym momencie
dostrzegł zmianę na twarzy wampira. Alexander zaczął gwałtowniej pić krew Toma
i mocniej chwycił jego rękę. Przez to poruszył zębami w ranie, wywołując tym
większy ból. Czarodziej jęknął z wyrazem bezradności na twarzy. Nie miał
pojęcia, co przyjemnego widział w tym Demetriusz. Albo Antoniusz. Antoniusz,
który patrzył na nich rozognionym wzrokiem, widocznie podniecając się z każdą
chwilą. Po dłuższej chwili, kiedy Tom czuł się coraz gorzej, nawet Antoniusz
lekko się zaniepokoił. Alexander miał zamknięte oczy i wyglądał, jakby nie miał
pojęcia, co się wokół niego dzieje. Wtedy mężczyzna siedzący za nimi dotknął
jego ramienia i szarpnął je lekko. Wampir wydał z siebie ostrzegawczy, niski
pomruk, pijąc jeszcze szybciej i mocniej, niż poprzednio.
– Alexander,
wystarczy – szepnął Antoniusz i tym razem ścisnął jego ramię. Wampir oderwał
się od skóry Toma i spojrzał na niego z mordem w oczach. Ciemnowłosy odsunął
się gwałtownie, wyraźnie przestraszony. Tom przycisnął do siebie krwawiącą rękę
i miał ochotę zawyć na widok śladu po zębach wampira. Przeklęty krwiopijca! Nigdy więcej, na Stwórcę! – pomyślał ze łzami
w oczach. Nagle Alexander jakby oprzytomniał. Rozejrzał się wokół zagubionym
wzrokiem, jakby nie do końca wiedział, gdzie się znajduje.
– Wszystko w
porządku? – zapytał człowiek, jednak nie zbliżając się do niego ponownie.
Wampir zmarszczył brwi, otarł zakrwawione usta i zwrócił spojrzenie na Toma.
Wypadałoby nadmienić przerażone
spojrzenie.
– Co ty ze
mną robisz, do diabła? – szepnął z rozgorączkowanym wzrokiem. Tom nie
odpowiedział, a jedynie przymknął oczy, czując, jak opuszczają go siły.
– Daj mu
krwi, Alexander. Wypiłeś za dużo – szepnął Antoniusz, zerkając niepewnie na
najbliżej siedzące osoby, które przyglądały im się z zaniepokojeniem. Widać
zwrócili na siebie uwagę, zwłaszcza Alexander, który nadal wydawał się być
nieswój. W końcu odetchnął ciężko, nadgryzł swój nadgarstek i przytknął go do
ust Toma. Młodzieniec czując specyficzny posmak krwi, poruszył się
niespokojnie, chcąc w ten sposób zamanifestować swój protest. Jednak na
niewiele się to zdało, bo Alexander przytrzymał tył jego głowy wolną ręką. Po
dłuższej chwili poczuł, jak wracają do niego siły, a wtedy przyciągnął do
siebie bardziej nadgarstek wampira i zaczął pić łapczywie. Nie trwało to długo,
bo po chwili Alexander zabrał rękę i otarł usta czarodzieja. Tom spojrzał na
niego nieprzytomnym wzrokiem, zaraz jednak odzyskując zmysły. To było… dziwne.
Cała ta sytuacja, spojrzenia, słowa. I ludzie, którzy patrzyli na nich z
zaciekawieniem. Czyżby skończyła się kolacja…?
CHOLERA JA TEZ JESTEM ZACIEKAWIONA, JAK MOŻNA PRZERWAĆ.
OdpowiedzUsuńTowarzystwo z kolacji wydaje się wiedzieć więcej ode mnie i to jest wkurzające. :-)
Szkoda, chcę Willa, ale jestem bardzo cierpliwa.
OdpowiedzUsuńBiedny Tom, moim zdaniem ta kolacja się dopiero zaczęła. Czemu nie ma Sama?! Przez ciebie mam mokry pokój! Alex się chyba zakochuje, ale moim zdaniem to picie krwi mogłoby sie przedłużyć, Tom stracił by przytomność, a wampirek miałby poczucie winy i kilka rzeczy sobie uświadomił.
Żegnam i weny życzę. ..
Zgadzam się z Safirą.
UsuńTen pokój to od łez oczywiście.
Bez podtekstów
Kiedy nowy rozdział?
OdpowiedzUsuńKiedy będzie nowy rozdział? Chyba nie zapomniałaś o swoich fanach?
OdpowiedzUsuńNegro proszę wrócić do nas, daj chociaż znak że żyjesz. Od wakacji nie dałaś żadnej informacji
OdpowiedzUsuń