III
Minęło
jedenaście dni, odkąd pierwszy raz zjawił się w obozowisku wilkołaków. Czas
mijał mu zaskakująco szybko. Każdy dzień miał wypełniony po brzegi obowiązkami.
Ledwo kładł się spać, a już parę godzin później musiał wstać i znów pracować.
Było wczesne popołudnie, a on wracał nieśpiesznie z małych zakupów. Mijał ludzi
na swojej drodze, najczęściej kobiety i dzieci. Rozglądał się, jak zwykle, w
poszukiwaniu czegoś interesującego, ale jego dzielnica niemal cuchnęła nudą.
Żyli tutaj biedni ludzie, którzy nigdy nie mieli szansy rozwinąć swojej magii
na tyle, by się dzięki niej utrzymywać. Tom zawsze o tym marzył. Uczył się sam
tyle, ile zdołał, ale prawdą było, że jeśli chciałby umieć cokolwiek wartego uwagi
i choćby jednego miedziaka, musiałby znaleźć nauczyciela. A w tych warunkach
było to niemożliwe. Po pierwsze – wszyscy wykształceni magowie wyruszyli na
wojnę bronić królestwa – po drugie – praktykowanie czarów było zakazane przez
panujących w Srebrnym Mieście Wróżów. To niejednokrotnie napawało Toma gniewem,
ale nauczył się podczas wojny, że lepiej nie buntować się przeciw silniejszym.
To nie miało sensu, jeśli choć trochę ceniło się własne życie.
Dotarł do domu jakiś kwadrans później i zaniósł zakupy mamie, po czym wrócił do
siebie na górę. Miał zamiar poczarować coś dyskretnie, by rodzice się nie
dowiedzieli. Nie chciał ich zamartwiać. Wiedział, że jeśli nie będzie używał
czarów zbyt często, nikt nie zorientuje się, iż faktycznie to robił. Chciał
przygotować sobie eliksir, który wyostrzyłby mu zmysły, odciągnął od
rzeczywistości i pozwolił panować nad snami w nocy. Pragnął przeżywać, chociaż
śniąc, upragnione przygody. Odsunął szufladę i spod zapisanych pergaminów
wyciągnął papierową torebkę z zasuszonymi ziołami. Przeszedł do stolika
nieopodal okna i wysypał niewielką część listków do glinianej miseczki. Usiadł
na krześle i wziął do ręki tłuczek, po czym zaczął mielić listki i szeptać
ciche słowa:
– Da quod
vis, inquam, opus…- Przymknął powieki i wciągnął powietrze przez nos,
czując wokół siebie magię. Swoją własną magię. Uśmiechnął się lekko, jednak nie
zapomniał być skupionym. To nie było trudne, ale wolał uzyskać eliksir o jak
najlepszych właściwościach. Dlatego kruszył dalej zioła tłuczkiem i po raz
kolejny wyszeptał, dokładnie dobierając słowa zaklęcia: – Da quod vis,
inquam, opus… – przerwał na moment i odłożył ubijak. Z miską w ręce
podszedł do kominka, gdzie nad ogniem gotowała się woda w niewielkim, starym i
czarnym kociołku. Nabrał trochę wrzątku na chochlę i wlał niewielką część do
miski. Wrócił do stołu, odłożył rozgrzane od wywaru naczynie i ponownie usiadł
na krześle. Tym razem wziął do ręki drewnianą łyżkę i zamieszał miksturę. Po
raz ostatni wyszeptał z lekkim uśmiechem: – Da quo vis inquam, opus… – Zaciągnął się zapachem ziół, zadowolony, że eliksir wyszedł mu całkiem
nieźle. Już nie mógł się doczekać rezultatów, kiedy go wypiję. Czuł dużą
ekscytację na myśl o nocy, która będzie wypełniona po brzegi snami o upragnionych
przygodach i… seksualnych doświadczeniach. Rozsiadł się wygodniej na krześle i
z uśmiechem na ustach przymknął oczy. Jakoś nagle w ciemnościach pod powiekami
Toma, zjawił się obraz Samuela, więc chłopak pośpiesznie otworzył oczy.
Pokręcił do siebie głową z dezaprobatą i niedowierzeniem, po czym zebrał się i
zszedł na dół, by pomóc ojcu z gośćmi.
~∞~
Tak jak już od kilkunastu dni, dziś również spędzał parę godzin w obozie
wilkołaków. I jak na początkuj traktował to jak karę, tak od paru dni
wyczekiwał momentu, aż będzie mógł tu przyjść, spotkać Rachel, siostrę Samuela
i jej rozkoszne dzieciaki. Poznał też kilku miłych chłopaków, mniej więcej w
jego wieku, którzy dopiero wkraczali w szeregi strażników i byli bardziej
swobodni w obyciu. Czas w gronie wilkołaków spędzał zadziwiająco dobrze i
czasem aż nie chciał wracać do domu, do obowiązków, do nudy.
Gdy skończył pomagać Rachel z obiadem dla sfory i reszty obozowiczów, poszedł
do siostry Samuela, Margaret. Ta właśnie ściągała pranie z sznurków, a jej
synowie biegali między prześcieradłami i koszulami, goniąc się nawzajem.
– Jack,
Louis! Idźcie się bawić gdzie indziej! – Jej prośby nie zostały jednak
wysłuchane. Chłopcy przestali jej przeszkadzać dopiero w chwili, gdy dostrzegli
Toma. Podbiegli do niego i od razu zaczęli przedstawiać mu nowe pomysły zabaw i
gier, jakie tylko wpadły im do głowy.
– Dzień
dobry – przywitał się z kobietą. Ta posłała mu zmęczony, ale pogodny uśmiech i
odpowiedziała:
– Witaj,
Tom. Dziś jesteś wcześniej, niż zwykle – zauważyła. Chłopak podszedł do niej i
odebrał kosz z ubraniami. Kobieta podziękowała mu i odetchnęła z ulgą. Razem
ruszyli do namiotu, który dzieliła z mężem i dziećmi, by odłożyć pojemnik.
– Szybko
uwinęliśmy się z Rachel, dzisiejszy obiad nie był tak bardzo pracochłonny. –
Kobieta przyznała mu rację, ponieważ tego dnia Rachel zaserwowała im zupę z
warzywami i odrobiną mięsa. Wielu ludzi, a zwłaszcza dzieci, kręciło nosami,
jednak nie mieli wielkiego wyboru i zjedli, co im podano. – Za to pani miała
pracowity dzień, jak widzę – dodał i uśmiechnął się do niej nieśmiało. Margaret
jako jedna z niewielu traktowała go niemal na równi z sobą i innymi. Był jej
wdzięczny i musiał przyznać, że bardzo ją polubił.
– A żebyś
wiedział – odparła zmęczonym głosem. Kobieta odłożyła kosz na pranie i podeszła
do kolebki, w którym leżało jej najmłodsze dziecko. Na oko Toma roczna
dziewczynka wyciągnęła rączki do matki i zapiszczała niecierpliwie.
– Chyba
zgłodniała – rzucił Tom, przyglądając się, jak kobieta bierze dziecko w ramiona
i całuje je delikatnie w główkę. Margaret przytaknęła i poprosiła go, by
zerknął na chłopców bawiących się na zewnątrz, bo chciała nakarmić małą. Tom
zgodził się od razu, choć przecież mógłby już wrócić do domu. Jednak… nie miał
na to ochoty. Nic ciekawego go tam nie czekało, a tutaj zawsze się coś działo i
już nie wszyscy patrzyli na niego wilkiem (w dosłownym tego słowa znaczeniu),
jak na początku. Czuł się nieco pewniej.
Podszedł do chłopców i przywitał się z nimi. Ci od razu zaproponowali iść na
spacer, a właściwie pobiegnąć nad rzekę i porzucać kaczki. Tom szedł za nimi,
nieco wolniej i doglądał ich, co chwilę, by nie zniknęli mu z oczu. Gdy
zatrzymał się nad brzegiem, chłopcy szukali odpowiednich kamieni do zabawy i
przekrzykiwali się między sobą. Nagle jeden z nich poderwał głowę i zaseplenił
wołając:
– Tom!
Tom! Będzies sędzią, dobze? – Blondyn zgodził się spokojnie i uśmiechnął
półgębkiem do Jacka. Drugi z chłopców, Louis, był tak zaabsorbowany
poszukiwaniem gładkich i płaskich kamieni, że tylko mruczał coś pod nosem,
odkładając te odpowiednie na dzieloną z bratem kupkę. Po kilku minutach dzieci
zaczęły rzucać kaczki, a Tom zajął się przyznawaniem im punktów. Bawili się tak
do momentu, aż wszystkie kamienie, które nazbierali, nie zniknęły pod taflą
wody. Wtedy postanowili wrócić do obozu i poprosić o coś do picia, bo na
zewnątrz było gorąco i nawet cień rzucany przez rozłożyste korony drzew
niewiele pomagał. Tom też czuł, że pod koniec dnia bez wątpienia przyda mu się
kąpiel. W chwili, gdy pomyślał o wieczorze, uzmysłowił sobie, że przecież w
domu czeka na niego eliksir. Aż poczuł łaskoczącą w trzewiach ekscytację i
uśmiechnął się do siebie pod nosem. Margaret w tym czasie wyszła z małą na
jednej ręce, w drugiej zaś trzymała dwa bukłaki z wodą, które podała chłopcom.
Zaraz potem usiadła pod jednym z drzew i posadziła sobie córkę na kolanach. Mimo
panującego upału, miała na sobie długą spódnicę. Widać, nawet wśród wilkołaków
panowały jakieś normy. Tom musiał przyznać, że z każdym dniem dostrzegł owych
reguł coraz więcej. W sforze panowały twarde zasady. Kobieta poklepała miejsce
obok siebie, patrząc na blondyna. Ten uśmiechnął się krótko i usiadł obok niej.
Dziewczynka na kolanach matki spoglądała na niego ciekawie, jednak z rezerwą. W
zasadzie nigdy się z nią nie bawił, więc nie mógł się dziwić nieufności
dziecka.
–
Koszmarny ten upał. W Sarihmas nie ma aż tak wysokich temperatur. – Tom
zauważył, że Margaret często narzekała. Jednak nie przeszkadzało mu to zbytnio.
Rozumiał ją. Nawet nie wyobrażał sobie siebie w jej sytuacji – z trójką dzieci
i mężem, którego nigdy nie ma w domu.
– Odkąd
pamiętam, co roku tak jest. Każde lato musi być upalne i dać w kość, nieraz
porządniej, niż zima w Midis – zaśmiał się, mając nadzieję, że chociaż swoim
nastawieniem poprawi kobiecie humor. Nie pomylił się. Ta zaśmiała się krótko,
dobrze wiedząc, jak krasnoludy psioczą na zalegający śnieg, a także mróz,
odmrażający im kończyny.
– Byłeś
kiedyś w tamtych stronach? – Zapytała. Tom pokręcił przecząco głową, po czym
dodał:
– Nigdy
nie byłem nawet w stolicy Alimartis, Złotym Mieście. Choć zawsze o tym
marzyłem. Chciałem nawet wyruszyć z bratem na wojnę, ale rodzice się nie… – przerwał, nagle zawstydzony. Nie powinien
rozmawiać z nią o tym. Przecież jakby na to nie patrząc, była jego wrogiem.
Każdy wilkołak nim był. Mieli przecież sojusz z ciemiężcami czarodziejów –wróżami. Kobieta również się zmieszała. Nie był to łatwy temat. Po chwili
nieprzyjemnej ciszy, odezwała się:
– Samuel długo wzbraniał się przed podjęciem współpracy z Wróżami. Nie chciał
przelewu krwi, zwłaszcza wśród swoich braci. Niestety przywódca Sarihmas
postawił go w sytuacji, w której musiał wybierać między większym i mniejszym
złem. Jako alfa zawsze dbał o los swojej watahy i tym razem postąpił tak samo.
Poszedł na wojnę, by po wszystkim otrzymać pewną część lasów Sarihmas na
własność i nie być już dłużej poddanym rządom miasta. Po dziś dzień ludzie,
którzy zostali w domu, nie czują się bezpiecznie. Podczas polowań kłusowników
nieraz zdarzało się, że któryś z naszych ucierpiał, będąc w wilczej formie.
Podjął się udziału w wojnie, żeby dać szansę przyszłym pokoleniom. By moje i
jego dzieci miały szansę żyć w lepszym warunkach, niż żyjemy my. – Tom słuchał
jej uważnie, dziwiąc się z każdym słowem. Zawsze myślał, że każdy w tej wojnie
walczy o władzę i bogactwo. I cóż, wilkołaki poniekąd też o to walczyły, tylko,
że oni poza władzą chcieli po prostu mieć poczucie bezpieczeństwa i własny
kawałek ziemi. To nieco zmieniało postać rzeczy, zwłaszcza w oczach Thomasa,
który nie miał o tym pojęcia.
– Nie
wiedziałem o tym… – przyznał cicho i zapatrzył się przed siebie. Poczuł smukłą
dłoń kobiety na swoim ramieniu i obejrzał się na nią.
– Podczas
wojny każdy kto bierze w niej udział, jest pokrzywdzony. – Tom pokiwał głową, w
duchu przyznając jej rację. To było oczywiste i nie zamierzał użalać się tylko
i wyłącznie nad swoim narodem. Alimartis swoją pychą i poczuciem wyższości nad
wszystkimi, podburzał inne rasy do wojny.
– Więc…
Samuel zostawił swoją rodzinę w Sarihmas, prawda? – zapytał, zaciekawiony, gdy
kobieta wspomniała, o swoich i jego dzieciach.
– Nie
założył dotąd rodziny, ale czeka tam kobieta, z którą ma się ożenić. Jako alfa
musi mieć potomka – wyjaśniła oczywistym tonem. Tom przytaknął, nagle jednak
jakoś… zgaszony. Musiał odepchnąć od siebie podobne, nielogiczne odczucia.
Rozmawiał jeszcze z kobietą na inne, przyjemniejsze tematy, po czym poszedł do
Rachel, by upewnić się, że może już wracać. Gdy otrzymał zgodę, poszedł do
domu.
~∞~
Był weekend, sobota, a co za tym szło tłum gości w karczmie. Tom biegał między
stolikami z jedzeniem, kuflami piwa, a czasem nawet z ścierką, by przetrzeć
zwolnione stoliki i przygotować je dla ewentualnych, następnych gości. Tego, że
owi się pojawią, był niemal pewien. Zawsze tak było w soboty. Największą część
gości stanowiły oddziały wróżów, które po całym tygodniu pracy miały w końcu
wolny wieczór. Spotkał też kilku mężczyzn z watahy Samuela, ale kojarzył ich
tylko z widzenia, toteż nie wspomniał o niczym związanym z obozem, czy jego
pracą tam. Był już potwornie zmęczony, a nawet nie dochodziła dziesiąta w nocy.
Odetchnął, gdy stanął przed barem i zaczekał, aż ojciec naleje piwa do kufli.
Nawet matka wybiegała coraz z kuchni, by odebrać brudne naczynia i między
gotowaniem potraw, myć je, aby, nie daj Boże, im ich w końcu nie brakło. Gdy
ojciec w końcu nalał piwa do czterech kufli, Tom przełożył je na tacę.
– Który
stolik? – zapytał, nim oddalił się w głąb sali, by przedrzeć się przez głośny
tłum i dotrzeć do odpowiednich gości.
– Drugi
od okna – odparł ojciec, po czym zapytał o zamówienie ludzi siedzących przy
barze. Tom już bez zbędnych słów ruszył z piwem, przedzierając się między
ludźmi. Jak zwykle panował gwar, ale Tom był przyzwyczajony. Dziś po prostu
pragnął wypić eliksir. Zasnąć. Śnić. Mieć w końcu swoje wymarzone fantazje
przed oczami, nawet jeśli to będzie tylko w jego głowie. Zatrzymał się przed
stolikiem i zaczął podawać piwo, kiedy usłyszał:
– Podobno
czarodzieje odparli nasz oddział na granicy Aurum – powiedział jeden z
mundurowych. Tom zamrugał zaskoczony, ale zaraz się otrząsnął i nieco wolniej
zaczął rozkładać kufle, zaciekawiony tematem rozmowy.
– Generał
Edward został już o tym poinformowany i angażuje kolejne oddziały, by odeprzeć
ich nagłą ofensywę i dostać się do stolicy – dodał drugi z nich,
prawdopodobnie wyższy rangą. Tom szturchnął trzeciego mężczyznę niechcący, za
co ten zmierzył go surowym spojrzeniem.
–
Przepraszam – powiedział i wrócił do baru, by odebrać kolejne zamówienia.
Magowie odzyskiwali przewagę? Nikt nie miał o tym pojęcia. Czasem były jakieś
wycieki, ale przetwarzanie informacji między miastami nie było łatwe. Wróżowie
skrupulatnie dbali, by utrzymać Srebrne Miasto w ryzach.
Dochodziła druga nocy, a towarzystwo powoli się wykruszało. Tom powłóczył
nogami do baru, gdy skończył ścierać ostatni stolik. Ojciec zbierał na szufelkę
śmieci i kurz zamiecione z podłogi. Matka też wyszła już z kuchni i
przeciągnęła się z głośnym ziewnięciem. Widocznie i ona była na tyle
wykończona, że nawet nie miała siły się wściekać i krzyczeć po nich. Usiadła
przy jednym z stołów, a po chwili dołączył do niej ojciec. Tom zerknął na nich
z konsternacją. Nie mieli w zwyczaju siadać tutaj po pracy, zazwyczaj mama szła
od razu na górę do ich sypialni, a tata zamykał gospodę. Tym razem było
inaczej. Tom zerknął na swoich rodziców znad blatu baru, który ścierał. Oboje
na niego patrzyli. Podniósł na nich pytające spojrzenie, po czym odezwał się:
– Coś nie
tak? – Matka spojrzała na ojca, a kiedy ten się nic nie powiedział, westchnęła
z dezaprobatą i oznajmiła:
–
Chcieliśmy z tobą porozmawiać. – Ojciec pokiwał głową i wskazał mu miejsce
naprzeciw nich, by usiadł. Chłopak odłożył ścierkę i otarł dłonie o tył spodni.
Wyszedł zza baru i podszedł do stolika, przy którym siedzieli rodzice. Usiadł
na krześle i spojrzał na nich z niepewną miną.
–
Zamieniam się w słuch – oznajmił i zerkał to na matkę, to na ojca. Rodzice
spojrzeli po sobie, jakby nie wiedzieli, kto ma zacząć, ale ostatecznie to
ojciec odezwał się jako pierwszy.
–
Ostatnio… często wychodzisz i chciałby, to znaczy, chcielibyśmy wiedzieć, co
jest tego powodem – wyjaśnił mężczyzna. Tom był do niego bardzo podobny, choć
włosy miał po mamie – proste i jasne. Jego brat za to oczy i nos miał niemal
takie same, jak matka, ale miał też sporo cech ojca.
– Nie
próbuj się nawet wykręcać. Kim on jest? Długo się spotykacie? – zaczęła od razu
matka, gdy zobaczyła, że syn zwleka z wyjaśnieniami. Tom wytrzeszczył na nich
oczy i poruszył niemo ustami. On? Ale jaki on? I dlaczego…? Skąd oni wiedzieli,
że…?
–
Chcielibyśmy go poznać i wiedzieć, z kim spędzasz tyle czasu. Chyba mamy do
tego prawo? – zapytał ojciec, nie chcąc nawet słuchać innych wyjaśnień. Tom
miał poważne kłopoty. Nie mógł im przecież powiedzieć, gdzie chodzi, nie
chciał, żeby to wyszło na jaw. A przecież nikogo nie miał! I dlaczego oni
wiedzieli, że wolał… mężczyzn? Miał niewiele czasu, aby zdecydować, co
odpowiedzieć. W końcu postanowił powiedzieć prawdę. Cóż, przynajmniej jej jakąś
niewielką część…
– Mamo, tato…
To jest… skomplikowane – odpowiedział w końcu i odwrócił wzrok. Tak bardzo nie
chciał ich okłamywać. Ale co miał zrobić?
– Co to
niby znaczy „skomplikowane”?! Masz nam wszystko wyjaśnić! – zażądała kobieta,
nie chcąc słyszeć żadnych wymówek. Tom podrapał się po karku z zakłopotaną
miną. W końcu jednak westchnął i zaczął… kłamać jak z nut. Przynajmniej we
własnym mniemaniu.
– Jest
pewien mężczyzna, który… no… wpadł mi w oko. Jednak on… nie wie, co o nim
myślę. Odwiedzam miejsce, w którym przebywa i… Och, skąd wy w ogóle wiecie, że
ja… lubię… mężczyzn?
– Wszyscy
o tym wiedzą, to żadna tajemnica przecież. Stryjek Jon od dawna wypytuje o
twojego mężczyznę. A my już dłużej czekać nie chcemy, jasne? W takim razie, kim
on jest? Gadaj synek i to już – nakazał z uśmiechem ojciec. Matka, surowa
kobieta również patrzyła na niego tak, jak za każdym razem, gdy była dumna. Oni
naprawdę wiedzieli. I nie mieli nic przeciwko. Tom się naprawdę wzruszył.
Poczuł, że zwilgotniały mu oczy, więc odetchnął głębiej, żeby się uspokoić.
Było mu jeszcze bardziej przykro, że ich oszukuje. Niestety nie miał wyjścia.
–
Gdy tylko lepiej go poznam, pierwsi się o tym dowiecie – oznajmił. Rodzice
zgodzili się. Wstali z miejsca i spojrzeli jeszcze raz na syna. Po chwili
kobieta odezwała się:
– Chcemy,
żebyś był szczęśliwy, Tom. Dlatego masz o siebie zadbać, rozumiesz? – Podeszła
do syna i objęła go, przyciągając do piersi, jak wtedy, gdy był małym chłopcem.
Tom również objął mamę, czując niewypowiedziane ciepło w okolicy serca.
– I
znaleźć sobie kogoś, kto zadba o ciebie wtedy, gdy sam nie dasz sobie rady. Tak
jak ja i twoja matka – jesteśmy razem i wspieramy się wzajemnie – dokończył
ojciec i też objął syna. Po chwili pożegnali się, życząc sobie nawzajem
dobranoc. Tom poszedł do siebie na górę i zerknął przez okno na zewnątrz,
pochłaniając wzrokiem nocny krajobraz miasta. Na ulicy nie było widać żywej
duszy, gdy nagle zza rogu wyłonił się biały, ogromny wilk. Podniósł łeb w
stronę okna, krzyżując spojrzenie z blondynem, który rozpoznał w nim Samuela.
Spłonił się wyraźnie i odsunął od okna speszony. To o nim opowiadał rodzicom.
Lubił przychodzić do obozowiska, bo było to coś innego, ciekawszego, niż do tej
pory zaoferowało mu jego życie od rozpoczęcia się wojny. Ale był jeszcze jeden
powód – biały wilk, pod którego postacią krył się przystojny i silny mężczyzna,
którego obraz błądził w głowie Toma i sprawiał, że bielizna momentami była dla
niego za ciasna.
Umył się, przebrał i z eliksirem w dłoni położył do łóżka. Wcześniej przelał
wywar do buteleczki z korkiem, który teraz wyciągnął. Przysunął fiolkę do ust i
szybko ją wychylił, przełykając całą zawartość słodko – kwaśnego płynu. Odłożył
buteleczkę na szafkę obok korka i ułożył się wygodniej w pościeli. Przymknął
powieki, czując, że relaksuje się zdecydowanie szybciej, niż normalnie. Otulił
się szczelniej kołdrą, gdy z uchylonego okna zawiał mocniejszy wiatr i zaczął
widzieć pierwsze obrazy przed oczami, nie do końca jasne i zrozumiałe. Zanim
zasnął, usłyszał jeszcze głośne wycie wilka, które dotarło do niego jakby zza
ściany. Mimo to, przed oczami zobaczył Samuela. Kąpał się w rzece nieopodal
obozu wilkołaków, zupełnie nagi i taki piękny, jakim Tomas miał okazję widzieć
go kilka razy. Śmiał się z czegoś i wyciągał rękę do Toma. Chłopak podszedł do
niego, również nagi. Wszedł do wody, po czym przylgnął ciałem do mężczyzny i
zaczął go całować. Ten odpowiedział na pocałunek. Złapał go pod pośladkami i
zarzucił sobie jego nogi na biodrach. Ocierali się o siebie, wzdychali i
całowali bez pamięci. Tom nad tym wszystkim panował. Czuł to. Jego śniadą
skórę, przyjemny, ciepły oddech, muskający go w wrażliwe miejsca na ciele i
silne ramiona, trzymającego go mocno przy sobie. Tak, gdyby to wydarzyło się
naprawdę, Tom nie śmiałby narzekać. I właśnie uzmysłowił sobie, że pożąda
Samuela. I jest nim kompletnie zauroczony.
Dzisiaj mała zmiana - powitanie na pożegnanie. :D Dziękuję za dotrwanie do końca i życzę udanej niedzieli! :D
Czemu tak krótko :'( ? Rozdział ciekawy i śmieszny. A czy jak skończysz to opowiadanie to będziesz wstawiać drugi tom przygód Williama, Ryana itp ?
OdpowiedzUsuńMyślę, że zacznę wstawiać WtS początkiem wiosny. B5K na pewno się do tego czasu nie skończy, więc prawdopodobnie będą ukazywały się dwa opowiadania na przemian. ;)
UsuńOch, jak ja cię kocham! Dzięki zaz komentarz u siebie. A tu u ciebie tak słodko. Cholerna narzeczona i cholerny potomek!
OdpowiedzUsuńZaraz! Zrób mpreg`a! No wiesz, żeby Tom magicznym sposobem miał dzidziusia z Samuelem. Ja kocham mpreg`i więc będę cię kochać jeszcze bardziej jak to zrobisz!
Weny!
Hahhahaha, nie wiedziałam, że to się tak nazywa. :O xD Nie jestem na tyle odważna, wybacz :* Dzięki za komentarz i Tobie też weny! :D
UsuńTosię zrób nagle odważna! Proszęęę! Wiesz jak ja cię będę kochać? (nie w tym sensie, ale kochać) Serio lubię takie wątki i u mnie się to pojawi.
UsuńO! Jak dobrze, że Tom jednak polubił przebywanie wśród wilkołaków! :D Brawo, tak trzymać! I no, no, ładnie sobie Samuela wyśnił. ;> I jak jeszcze wykombinował, żeby specjalnie do tego eliksir przyrządzić! Spryciarz. :D Bardzo fajnie, że ma wsparcie rodziców, jeśli chodzi o bycie gejem. Chociaż przypuszczam, że gdyby dowiedzieli się, że wzdycha do wilkołaka, to już zdecydowanie by go nie poparli. XD
OdpowiedzUsuńAle kurcze, niedobrze, że na Samuela czeka narzeczona. :x Mam tylko nadzieję, że on wcale do niej nie chce wracać i chętniej pobawiłby się sam na sam z Tomem w lesie! Tylko trzeba będzie jakoś przekonać innych, że związek z czarodziejem jest lepszy niż z kobietą wilkołakiem... Co może być trudne. XD Wspieram ich jednak bardzo! Chociaż, może niech najpierw Samuel się określi, czy w ogóle chce coś z Tomem... XD
Czekam na kolejne rozdziały i życzę dużo weny!
No tak, Tom zdecydowanie leci na Samuela, choć może się tego jeszcze trochę wypierać. :D Dzięki za komentarz, za wsparcie i że czytasz i... i za wszystko no! ;)
UsuńNo to czekam na rozwój wypadków. Senne marzenia to za mało chyba że ktoś dzieli sny:-)
OdpowiedzUsuń