Hej! Zapraszam na czwarty rozdział. :D
IV
Po
kolejnych dniach upałów, nadeszła następna, gwałtowna burza. Tym razem nastała
w chwili, gdy Tom jeszcze pomagał Rachel w obozie. Mieszał sos z mięsem w
wielkim garnku, wsłuchując się w szum deszczu, wiatru i ogłuszające huki
grzmotów. W dodatku zrobiło się chłodniej, a on nie miał ze sobą niczego
cieplejszego. Obawiał się, że podczas tego powrotu do domu porządnie zmarznie.
Nie pomagał też fakt, że osiemnasta zbliżała się z każdą minutą, a burza na
zewnątrz nie chciała się skończyć – właściwie z minuty na minutę warunki tylko
się pogarszały. Rachel podeszła do niego, również spokojniejsza i widocznie
bardziej czujna, niż zwykle. Wzięła trochę sosu na łyżkę, podmuchała, po czym
skosztowała. Po chwili namysłu powiedziała:
–
Pomóż mi to zdjąć z ognia, jest gotowe. – Tom bez słowa złapał za ogromny uch z
jednej strony, gdy kobieta zrobiła tak samo z drugim uchwytem. Kiedy udało im
się odłożyć gar, westchnęli z ulgą, ale zaraz zerwali się z miejsca, gdy
potężny podmuch wiatru poruszył niebezpiecznie namiotem.
– Robi się coraz gorzej – stwierdził niezbyt odkrywczo blondyn. Rachel potaknęła i wyjrzała na zewnątrz przez małą szczelinę. Ledwie zdążyła się odsunąć, a do środka wpadł młody chłopak i krzyknął:
– Samuel zrobił zbiórkę w głównym namiocie! Chodźcie! – Rachel zatrzymała go i kazała pomóc w przeniesieniu garnka z jedzeniem. Młody wilkołak widocznie nie był zadowolony, ale nie zamierzał się kłócić z kobietą – albo się jej bał, albo sam był głodny. Przed wyjściem przyłożyła ogromną pokrywkę i dopiero we trójkę wynieśli jedzenie na zewnątrz. Do głównego namiotu był spory kawałek drogi do pokonania. Gdy tylko Tom wystawił nos poza ściany szałasu, przekonał się, że prawdziwe zimno panowało na zewnątrz. Zimne krople deszczu uderzały o skórę, rozbijając się na drobne cząsteczki, a srogi wiatr smagał jego nagie ramiona i policzki, niczym bicz. Ledwo widział na oczy przez deszcz i szalejącą wichurę, ale mknął dzielnie z dwójką towarzyszy. Po chwili, która zdawała się trwać wieczność, dotarli na miejsce i wciągnęli resztkami sił ogarniony gar do środka. Wszyscy na zapach jedzenia rozpogodzili się na moment, aż po raz kolejny nie zagłuszył ich potworny huk grzmotu. Niektóre dzieci popłakiwały przerażone, nie reagując na pocieszające słowa matek. Mężczyźni dyskutowali na temat ewentualnych zniszczeń, na zapas martwiąc się, ile tym razem będą musieli poświęcić czasu na naprawianie namiotów i innych przedmiotów codziennego użytku, które przez burzę mogą ulec zniszczeniu. Tom odsunął się na moment od Rachel i wielkiego garnka. Zatrzymał się przy ścianie namiotu w kącie, gdzie nikogo nie było i otarł twarz przedramieniem. Na niewiele się to zdało – był cały mokry i tylko pogorszył sprawę. Przeklął pod nosem i pochylił głowę, mając na dzieje, że woda z włosów zacznie spadać na ziemię, a nie na jego czoło i włosy. Po chwili poczuł na głowie coś miękkiego. Podniósł szybko wzrok i zobaczył przed sobą Samuela, który położył mu na włosach ręcznik. Uśmiechnął się do blondyna i powiedział:
– Robi się coraz gorzej – stwierdził niezbyt odkrywczo blondyn. Rachel potaknęła i wyjrzała na zewnątrz przez małą szczelinę. Ledwie zdążyła się odsunąć, a do środka wpadł młody chłopak i krzyknął:
– Samuel zrobił zbiórkę w głównym namiocie! Chodźcie! – Rachel zatrzymała go i kazała pomóc w przeniesieniu garnka z jedzeniem. Młody wilkołak widocznie nie był zadowolony, ale nie zamierzał się kłócić z kobietą – albo się jej bał, albo sam był głodny. Przed wyjściem przyłożyła ogromną pokrywkę i dopiero we trójkę wynieśli jedzenie na zewnątrz. Do głównego namiotu był spory kawałek drogi do pokonania. Gdy tylko Tom wystawił nos poza ściany szałasu, przekonał się, że prawdziwe zimno panowało na zewnątrz. Zimne krople deszczu uderzały o skórę, rozbijając się na drobne cząsteczki, a srogi wiatr smagał jego nagie ramiona i policzki, niczym bicz. Ledwo widział na oczy przez deszcz i szalejącą wichurę, ale mknął dzielnie z dwójką towarzyszy. Po chwili, która zdawała się trwać wieczność, dotarli na miejsce i wciągnęli resztkami sił ogarniony gar do środka. Wszyscy na zapach jedzenia rozpogodzili się na moment, aż po raz kolejny nie zagłuszył ich potworny huk grzmotu. Niektóre dzieci popłakiwały przerażone, nie reagując na pocieszające słowa matek. Mężczyźni dyskutowali na temat ewentualnych zniszczeń, na zapas martwiąc się, ile tym razem będą musieli poświęcić czasu na naprawianie namiotów i innych przedmiotów codziennego użytku, które przez burzę mogą ulec zniszczeniu. Tom odsunął się na moment od Rachel i wielkiego garnka. Zatrzymał się przy ścianie namiotu w kącie, gdzie nikogo nie było i otarł twarz przedramieniem. Na niewiele się to zdało – był cały mokry i tylko pogorszył sprawę. Przeklął pod nosem i pochylił głowę, mając na dzieje, że woda z włosów zacznie spadać na ziemię, a nie na jego czoło i włosy. Po chwili poczuł na głowie coś miękkiego. Podniósł szybko wzrok i zobaczył przed sobą Samuela, który położył mu na włosach ręcznik. Uśmiechnął się do blondyna i powiedział:
–
Dziękujemy za obiad, wszyscy trochę zgłodnieli. – Tom odpowiedział na uśmiech,
nieco zawstydzony bliskością mężczyzny. Gdyby wilkołak tylko wiedział, co
blondyn o nim myślał. Co robił z nim w swoich snach… Na Stwórcę, pewnie byłby
już martwy.
–
Mam nadzieję, że będzie wszystkim smakować – odparł jedynie i zaczął wycierać
włosy. Odwrócił wzrok, mając nadzieję, że wilkołak już sobie pójdzie, lecz ten
miał mu jeszcze coś do powiedzenia.
–
Pójdziesz dopiero, gdy choć trochę ustanie burza. Odprowadzę cię. – Tom uniósł
na niego oczy, zastanawiając się, czy nie zrozumiał opacznie jego słów. Czy
Samuel chciał go odprowadzić… samemu? Bez pomocy swoich towarzyszy? Poczuł
dziwny ucisk w okolicy podbrzusza. Ale zaraz…? Jak to dopiero, gdy ustanie
burza? Przecież zaraz musi być w domu!
–
Ale ja muszę wrócić do do… pracy, wkurzą się na mnie – zaprotestował, nim zdążył
pomyśleć. Samuel uniósł brew zaskoczony, ale zaraz odzyskał rezon.
–
Nie rozumiem, czemu w ogóle próbujesz ze mną dyskutować. – Odpowiedział
stanowczo, jak na alfę przystało. - Zajmij się czymś do czasu, aż po ciebie
przyjdę. – Odchodząc pokręcił jeszcze głową do siebie, prawdopodobnie nadal
nieco zdumiony. Tom westchnął, zrezygnowany. Rodzice będą się martwić. A nie
chciał im przysparzać trosk. Mieli ich wystarczająco wiele. Gdy skończył się
wycierać, odłożył ręcznik na najbliższą szafkę, po czym podszedł do Rachel i
pomógł jej rozdawać posiłek. Wszyscy byli widocznie zadowoleni, że potrawa była
ciepła i w dodatku mięsna. Gdy już rozdali jedzenie wszystkim zainteresowany,
Tom miał zamiar wrócić do kąta, w którym wcześniej stał sobie spokojnie, ale
Rachel złapała go wolną ręką za ramię i podała mu miskę z jedzeniem, którą
trzymała w drugiej dłoni. Ona też nałożyła sobie jedzenie i wskazała mu wolny
kawałek miejsca między innymi wilkołakami. Chłopak nie był do końca przekonany
– może nie wszyscy życzyli sobie jego towarzystwa przy posiłku. Czas, jaki tu
spędził, pozwolił mu się przekonać, że wspólne jedzenie miało dla sfory ogromne
znaczenie. Ostatecznie poszedł za kobietą i usiadł niepewnie obok, patrząc po
twarzach osób, którym sąsiadował. Niewiele z nich zwróciło na niego uwagę,
niektórzy nawet obdarowali go czymś na kształt uśmiechu lub po prostu krótkim
gestem aprobaty. Uspokojony zaczął jeść, czując, jak ciepła potrwa przyjemnie
rozgrzewa jego wnętrzności. Nie zjadł tego dnia za wiele, więc świeży i smaczny
posiłek był dodatkowo apetyczny.
–
Będzie mi ciebie brakować w kuchni, młody – odezwała się Rachel, wpatrując się
w swoją porcję. Tom zmarszczył brwi. – To twój ostatni dzień, niedługo
odetchniesz z ulgą – zaśmiała się i zerknęła na niego. To, co zobaczyła, raczej
niewiele miało wspólnego z ukojeniem. Mina chłopaka wskazywała na zdziwienie,
graniczące niemal z szokiem. Odwróciła wzrok, sama też zdziwiona. Czyżby Tom
nie cieszył się, że nie będzie już musiał tutaj przychodzić? Chłopak jednak
otrząsnął się i odchrząknął cicho.
–
Tak, na pewno. – Uśmiechnął się sztucznie, jakby chciał samego siebie
przekonać, że się cieszy. Ale tak nie było. Był smutny i cały ten smutek
rozprzestrzeniał się po całym jego ciele. Nie spotka więcej Rachel, Margaret,
jej kochanych dzieci, kilku chłopaków, którzy go polubili i… Samuela. A nawet
jeśli go spotka, to już nie będą mogli zamienić kilku niezobowiązujących słów
na temat zupy, ziemniaków, pogody, czy jego pracy w gospodzie. Dokończył
jedzenie, nagle czując się mniej głodnym, niż na początku. Chwilę później
pomógł Rachel odbierać brudne miski. Zerknął na kieszonkowy zegarek. Zbliżała
się dziewiętnasta. Skrzywił się do siebie. Nadal lało, wiało i grzmiało, choć
już nie tak gwałtownie, jak na początku. Samuel kazał mu czekać, ale… nadal się
nie zjawił, choć przecież pogoda odrobinę się poprawiła. W zasadzie mógłby
zaryzykować i iść samemu – przecież dzisiaj kończyła się jego kara. Podszedł do
Rachel i pożegnał się z nią. Uścisnęli sobie dłonie i wymienili delikatne
uśmiechy. Zaraz potem Tom rozejrzał się za Margaret. Dostrzegł ją po drugiej
stronie namiotu z Louisem przy boku i Jackiem na kolanach. Jej mąż trzymał ich
śpiącą córeczkę, Dorothy. Przedarł się przez grupy innych rodzin i zatrzymał
się przed kobietą. Przez panujący gwar, musiał mówić trochę głośniej.
–
Chciałem się pożegnać – Margaret uniosła brwi, w zdziwieniu, po czym zdjęła
synka z kolan i wstała z swojego miejsca. Podeszła do Toma i zapytała:
–
Jutro nie przyjdziesz? – Tom pokręcił przecząco głową.
–
To mój ostatni dzień – wyjaśnił. Margaret westchnęła, jakby zasmucona. Tom
posłał jej słaby uśmiech, nie wiedząc, co zrobić, czy powiedzieć.
– Rozumiem. Będziemy za tobą tęsknić – powiedziała i objęła go delikatnie. Chłopak trochę się zdziwił i speszył, gdyż mąż kobiety patrzył na nich uważnie. Mimo to sam też objął Margaret i przełknął ciężką gulę w gardle. Kobieta odsunęła się po chwili i kazała chłopcom pożegnać się z Tomem. Ci jeszcze widoczniej okazali swoje niezadowolenie – mieli łzy w oczach i nie chcieli puścić chłopaka. W końcu ojciec przywołał ich do porządku, mówiąc, że tak się nie zachowują mężczyźni, żeby brali przykład z Toma, przecież on jest dzielny i nie płacze, jak oni. Chłopak uśmiechnął się nieśmiało do męża Margaret i w końcu machając im na odchodnym, wycofał się niemal przed samo wyjście z namiotu. Już miał wyjść na zewnątrz, gdy usłyszał za sobą:
– Rozumiem. Będziemy za tobą tęsknić – powiedziała i objęła go delikatnie. Chłopak trochę się zdziwił i speszył, gdyż mąż kobiety patrzył na nich uważnie. Mimo to sam też objął Margaret i przełknął ciężką gulę w gardle. Kobieta odsunęła się po chwili i kazała chłopcom pożegnać się z Tomem. Ci jeszcze widoczniej okazali swoje niezadowolenie – mieli łzy w oczach i nie chcieli puścić chłopaka. W końcu ojciec przywołał ich do porządku, mówiąc, że tak się nie zachowują mężczyźni, żeby brali przykład z Toma, przecież on jest dzielny i nie płacze, jak oni. Chłopak uśmiechnął się nieśmiało do męża Margaret i w końcu machając im na odchodnym, wycofał się niemal przed samo wyjście z namiotu. Już miał wyjść na zewnątrz, gdy usłyszał za sobą:
–
Ze mną się nie pożegnasz? – Drgnął zaskoczony i obrócił się gwałtownie. Samuel
patrzył na niego z dezaprobatą. – Kazałem ci czekać. – Tom skrzywił się w
duchu. Trochę się przestraszył, ale co mu szkodziło odpyskować mężczyźnie?
Przecież i tak już nie będą mieli nic wspólnego.
–
Przecież czekam.
–
W pół kroku do wyjścia na zewnątrz? – zapytał z kpiną wilkołak i podał mu
ciepły płaszcz. – Załóż to – zażądał krótko i sam założył własne odzienie.
Wyszedł pierwszy na zewnątrz, naciągając od razu kaptur na głowę. Tom zrobił to,
gdy był jeszcze w środku. Samuel czekał, aż ten zatrzyma się obok niego.
Ruszyli ramię w ramię przez obóz. Przez wszechobecne, ciemne chmury zrobiło się
bardziej ciemno i ponuro. Las w takich warunkach napawał grozą i Tom odczuwał
to całym sobą, rozglądając się czujnie, mimo kropel deszczu uderzających mu o
twarz i niejednokrotnie oczy. Przecierał je co chwilę nerwowymi ruchami. Samuel
był trochę spokojniejszy, choć nie mniej czujny, niż on. Był przecież
wilkołakiem i w życiu zapewne nie raz musiał zmagać się z podobną pogodą.
Minęli już las i przedzierali się właśnie przez ogromną i pustą polanę. Tom
widział z daleka pierwsze budynki miasta. Obaj przyśpieszyli do biegu i po
kilku minutach dotarli do pierwszych zabudowań. Kolejny podmuch wiatru zerwał
im obu kaptur z głów, a deszcz lunął niespodziewanie jeszcze mocniej. Samuel
zaklął siarczyście i obejrzał się za siebie. Byli w połowie drogi i ani
zawrócenie, ani dalsza droga nie wchodziły w grę.
–
Co teraz?! – zapytał Tom, drżąc z zimna. Płaszcz już zupełnie mu przemoknął, a
przez to, że się zatrzymali, chłód jeszcze bardziej mu dokuczał.
–
Chodź za mną! – krzyknął do niego Samuel. Przeszli przez wąską uliczkę od tyłu
budynków. Wyszli na główną drogę i skręcili z lewo. Przebiegli przez
opustoszałą i zalaną ulicę na drugą stronę, po czym zatrzymali się pod drzwiami
najbliższej gospody. Tom nigdy tutaj nie był, w całym swoim życiu odwiedził
może ze dwie konkurencje i to na drugim końcu miasta, gdy z rodzicami i bratem
chcieli odwiedzić stryja Jona. Weszli do środka, wnosząc za sobą kałuże wody. W
środku nie było tłumów, prawdopodobnie większość wolała nie wychodzić w taką
pogodę. Podbiegła do nich starsza kobieta i odezwała się:
–
Dobry wieczór, panowie! Dajcie płaszcze, pomogę! – Jak mówiła, tak zrobiła.
Odebrała od nich przemoczone odzienie i zawołała gestem do lady. Obaj podeszli
we wskazane miejsce. – Podać coś? – zapytała uprzejmie, widocznie poznając
osobę Samuela.
–
Poprosimy dwa gorące napary. – Kobieta pokiwała głową i dopytała:
–
Z lipy czy rumianku? – Samuel zerknął pytająco na Toma. Ten zamrugał
kilkukrotnie, po czym zmarszczył lekko brwi w zastanowieniu i odpowiedział
mężczyźnie:
–
Nie mam pieniędzy – Samuel wywrócił oczami i zironizował:
–
A pani pyta cię o drobne, czy rodzaj ziół? – Blondyn westchnął i odwrócił
spojrzenie, speszony. Cicho odpowiedział, że chce napar z lipy. Samuel zamówił
ten sam, po czym chwycił chłopaka za ramię i poszedł razem z nim do stolika
przy komiku. Obaj porządnie zmarzli.
– Co powiesz szefowi, gdy jutro pójdziesz do pracy? – Zapytał spokojnie wilkołak, przyglądając się chłopakowi. Miał uroczo zaczerwienione policzki i mokre włos, które oklapły mu na czoło. Zaraz jednak blondyn zgarnął je palcami do tyłu i odetchnął. Powoli się rozgrzewał.
– Prawdę – zaśmiał się pod nosem, zanim pomyślał. Tak, mógłby powiedzieć rodzicom, że spędził czas z owym tajemniczym mężczyzną, raczej by się bardzo nie gniewali. Po chwili jednak zreflektował się i spojrzał czujnie na wilkołaka. Ten jednak najpewniej uznał, że był to żart, bo uśmiechał się pod nosem.
– Co powiesz szefowi, gdy jutro pójdziesz do pracy? – Zapytał spokojnie wilkołak, przyglądając się chłopakowi. Miał uroczo zaczerwienione policzki i mokre włos, które oklapły mu na czoło. Zaraz jednak blondyn zgarnął je palcami do tyłu i odetchnął. Powoli się rozgrzewał.
– Prawdę – zaśmiał się pod nosem, zanim pomyślał. Tak, mógłby powiedzieć rodzicom, że spędził czas z owym tajemniczym mężczyzną, raczej by się bardzo nie gniewali. Po chwili jednak zreflektował się i spojrzał czujnie na wilkołaka. Ten jednak najpewniej uznał, że był to żart, bo uśmiechał się pod nosem.
–
Proszę, oto zamówienie. Życzą sobie panowie czegoś jeszcze? – Zapytała kobieta,
gdy położyła na stole dwa kubki naparu.
–
Nie, dziękujemy – odparł krótko Samuel i ponownie zwrócił wzrok na chłopaka
przed sobą. Tom zachowywał się inaczej, niż na początku – był bardziej…
wyszczekany. To go dziwiło, ale i intrygowało. Wziął w zmarznięte dłonie
naczynie i przystawił je ostrożnie do ust. Napił się odrobinę, nie przestając
zerkać na blondyna. Ten rozglądał się po wnętrzu gospody i trzymał dłonie pod
stołem. – Zatem… mogę za ciebie poświadczyć pracodawcy, jeśli ten miałby robić
jakieś problemy – oświadczył spokojnie. Odłożył filiżankę i oparł łokcie o blat
stołu. Pochylił się trochę i podparł głowę na dłoniach. Tom spojrzał na niego
zdziwiony, a moment później odparł:
– To nie będzie konieczne, pracuję u rodziców. – Samuel uniósł brwi w zdziwieniu.
– To nie będzie konieczne, pracuję u rodziców. – Samuel uniósł brwi w zdziwieniu.
–
Nie wspominałeś. – Tom pokiwał głową, po czym dodał:
–
Nie było sensu o tym mówić, poza tym, mimo że są moimi rodzicami, dostaję od
nich comiesięczne wynagrodzenie. Staram się być sumienny i unikać sytuacji
takich, jak dzisiejsza. – Wilkołak pokiwał głową, po czym rzucił:
–
Rozumiem twoje motywy, ale ukrywałeś prawdę. – Tom uniósł brew i spojrzał na
niego odrobinę kpiąco.
– Aresztujesz mnie za to? – Zapytał z wyczuwalną ironią w głosie. Nawet się nie zorientował, kiedy zaczął mu mówić na ty. Samuel wyprostował się i oparł, zakładając ramiona na piersi. Zmierzył chłopaka wzrokiem z pokerową miną, po czym odpowiedział:
– Aresztujesz mnie za to? – Zapytał z wyczuwalną ironią w głosie. Nawet się nie zorientował, kiedy zaczął mu mówić na ty. Samuel wyprostował się i oparł, zakładając ramiona na piersi. Zmierzył chłopaka wzrokiem z pokerową miną, po czym odpowiedział:
–
A chciałbyś? – Tom zadrżał odrobinę na słowa mężczyzny. Czy on coś… sugerował?
Oblizał wargi i sięgnął po swój napój, chcąc kupić sobie odrobinę czasu. Co
powinien powiedzieć? Że owszem, chciałby? Najlepiej, by go związał, zawlókł w
jakieś ustronne miejsce i zerżnął z siedem razy do nieprzytomności? To chciał
usłyszeć Samuel? Bo jeśli tak, to Tom z przyjemnością by się zgodził. Poruszył
się niespokojnie na swoim miejscu, czując, że trochę stwardniał. Wziął łyk ciepłego
naparu, po czym odstawił kubek.
–
Zależy, na jakich warunkach – odparł z lekkim i, we własnym mniemaniu kuszącym,
uśmiechem. Jeśli Samuel nie to miał na myśli, to zostawi ten temat i spędzą
resztę burzy w nieprzyjemnej ciszy. A jeśli odczyta jego… brudne intencje, to
wtedy… Wtedy Tom będzie się martwił o całą resztę.
–
Jakieś sugestie? – Samuel widać zrozumiał przekaż jego ostatnich słów. Tom
uśmiechnął się lekko. Tym razem sam pochylił się nad blatem, a nogę pod stołem
przesunął w stronę łydki mężczyzny. Potarł ją delikatnie, mając nadzieję, że
nie ubrudzi mu spodni, po czym powiedział niemal szeptem:
–
Mógłbyś mnie schwytać, unieruchomić… może nawet… – nie kończąc, patrzył na
mężczyznę intensywnie, czując szaleńcze bicie swojego serca. Co jeśli Samuel
się wkurzy? I postanowi mu wpieprzyć, albo, co gorsza – zabić! Takie myśli
starały się przebić przez jego odurzony podnieceniem umysł, ale nie podołały.
Zwłaszcza w chwili, gdy wilkołak również pochylił się nad stołem i zatrzymał
swoją twarz trzy cale od twarzy Toma.
–
Nawet…? – Chłopak poczuł tak silne uderzenie gorąca, że aż odetchnął głębiej i
zerknął na usta mężczyzny. Były wilgotne i choć wąskie, to cholernie apetyczne.
Jak zahipnotyzowany odpowiedział instynktownie:
– Może nawet związać. – Samuel przygryzł wargę i odsunął się ponownie. Tom jakby wyrwany z transu zamrugał kilka razy i również się wyprostował. Zawstydzony odwrócił wzrok od mężczyzny i nieco drżącą ręką chwycił kubek. Napił się kilka łyków już letniego naparu, po czym odstawił puste naczynie. Wilkołak również dokończył swój napój i odchrząknął cicho. Przetarł usta wierzchem dłoni i ponownie przyjrzał się chłopakowi.
– Może nawet związać. – Samuel przygryzł wargę i odsunął się ponownie. Tom jakby wyrwany z transu zamrugał kilka razy i również się wyprostował. Zawstydzony odwrócił wzrok od mężczyzny i nieco drżącą ręką chwycił kubek. Napił się kilka łyków już letniego naparu, po czym odstawił puste naczynie. Wilkołak również dokończył swój napój i odchrząknął cicho. Przetarł usta wierzchem dłoni i ponownie przyjrzał się chłopakowi.
–
Gdy broniłeś tej dziewczyny, widziałem w tobie zacięcie, złość, odwagę. Potem
jednak nie stawiałeś się nikomu – powiedział mężczyzna. Tom drgnął na dźwięk
jego głosu, ale nie odważył się na niego spojrzeć. Błądził wzrokiem po sękach
drewna, z jakiego był zrobiony kubek. Mężczyzna przerwał na krótką chwilę, ale
zaraz potem kontynuował: – Stwierdziłem, że moje pierwsze wrażenie było błędne,
a ty po prostu jesteś głupiutkim młodzieńcem, który pragnie choć raz wykazać
się odwagą. Ale dziś znowu zachowujesz się inaczej – jesteś pewny siebie,
momentami arogancki i… na Stwórcę, flirtujesz ze mną. – Tom zarumienił się
lekko na ostatnie słowa mężczyzny. Mimo zawstydzenia spojrzał na niego butnie i
zapytał:
–
Coś ci się nie podoba? – Samuel uśmiechnął się bokiem ust i pokręcił głową do
siebie. Cholerny szczeniak był… naprawdę interesujący.
–
Wręcz przeciwnie. Podoba mi się. Ty, Tom, szczególnie – odparł i spojrzał
uważniej na chłopaka. Mimo palącego się ognia w kominku nie było tak ciepło,
jakby mogło być przy pomocy kilku prostych czarów. Jednak zasady wprowadzone
przez wróżów były rygorystyczne, a za ich złamanie groziły srogie represje.
Chłopak czuł niezdrowe podekscytowanie kumulujące mu się w brzuchu. Uśmiechnął
się zadziornie do mężczyzny przed sobą i odpowiedział pytaniem:
–
I co z tym zrobisz? – Samuel spojrzał ku górze, drapiąc się po brodzie.
–
Hm… Zacznę od tego, że cię złapię, unieruchomię, potem może zwiążę. – Chłopak oblizał
usta, by za bardzo się nie uśmiechnąć, po czym wstał ze swojego miejsca i
odparł:
–
Zaczekam u szczytu schodów. – Samuel skinął głową na zgodę, również wstał z
miejsca i poszedł wynająć pokój. Tom odprowadził go wzrokiem do baru, po czym
ruszył powoli na górę na nieco drżących nogach. Nie mógł uwierzyć, że uwiódł
Samuela – mężczyznę swoich marzeń! Choć wypierał to z siebie na początku, w
chwili, gdy stał na schodach i czekał ze zniecierpliwieniem, był pewien, że
tego chce. Nie myślał o konsekwencjach, ale tylko i wyłącznie o przyjemności i
przygodzie, jaka może mu się już nigdy w życiu nie przydarzyć. Chwilę później
usłyszał kroki. Nie obejrzał się jednak. Czekał, aż mężczyzna wejdzie na górę.
Gdy ten pokonał ostatni stopień, zatrzymał się przed chłopakiem. Złapał go za
podbródek i zadarł mu głowę do góry, po czym wpił się w jego miękkie i pełne
wargi z westchnieniem. Tom stanął na palcach. Chciał choć trochę dorównać
mężczyźnie, ale niewiele to pomogło, więc złapał go za szyję i pogłębił
pocałunek. Nie zdążył jedna wiele zrobić, bo Samuel przerwał pieszczotę i
odsunął się powoli. Zamachał kluczem przed twarzą Toma i uśmiechnął się.
–
Wejdźmy do środka – zaproponował i ruszył przodem. Zatrzymał się przed drzwiami
z numerem pięć i wsunął klucz do zamka. Blondyn uśmiechnął się szeroko,
wiedząc, że wilkołak tego nie widzi. Nie musiał się powstrzymywać, kiedy ten
stał do niego tyłem. Gdy Samuel uporał się z drzwiami, otworzył je na oścież i
przepuścił Toma przodem. Chłopak skorzystał z niecodziennej uprzejmości
mężczyzny i rozejrzał się po skromnym wnętrzu. W pokoju było ciasno i ciemno, a
okna zostały przysłonięte przez ciężkie zasłony. Wąskie i żelazne łóżko stało
na środku, a do niego był dostawiony mały stolik. Samuel wszedł za nim do
środka i zaczął się rozbierać. Tom popatrzył na niego nieco spłoszony, ale
widząc seksowny tors mężczyzny od razu odzyskał rezon i sam zaczął pozbywać się
odzienia. Gdy chłód uderzył w jego nagą skórę, zadrżał trochę i potarł ramiona.
–
Chłodno tu – poskarżył się cicho i zlustrował mężczyznę, który stał już w samej
bieliźnie. Tom nie miał pojęcia, że wilkołaki noszą w ogóle takie rzeczy. Nie
skomentował tego, ale tylko dlatego, że ten po chwili zdjął ostatnią część
garderoby. Czekał na ruch mężczyzny. Wilkołak ruszył w jego stronę, a gdy był
już na wyciągnięcie ręki od Toma, blondyn uchylił się i cofnął dwa kroki to
tyłu. Samuel spojrzał na niego ze zdziwieniem, zaraz jednak uśmiechnął się
drapieżnie i zrobił kolejne podejście. Tym razem szybciej i gwałtowniej, ale
chłopak po raz kolejny mu się wymknął, stając po drugiej stronie łóżka. Samuel
błysnął w jego stronę złotymi oczami i wydłużył zęby, po czym w nienaturalnie
szybki sposób dopadł go i przyszpilił do łóżka.
–
Och! – Wydusił jedynie Tom. Zapatrzył się na przystojną twarz mężczyzny i
odetchnął mocniej, czując uderzenie adrenaliny w żyłach. Samuel też dostrzegł
skok ciśnienia u chłopaka – miał rozszerzone źrenice i zdecydowanie szybsze
tętno. Kiedy chłopak chciał go objąć, ten złapał jego ręce i przycisnął je do
materaca. Samuel uśmiechnął się do niego, ukazując swoje wydłużone kły.
Wyglądały trochę jak u wampirów, a złoty blask oczu dodatkowo je dopełniał.
Jednym szybkim ruchem przewrócił chłopaka na brzuch i przycisnął go swoim
ciałem do chłodnej pościeli.
–
Złapałem cię, unieruchomiłem… Teraz powinienem związać – szepnął blondynowi do
ucha i otarł się kroczem o jego nagie pośladki. Tom westchnął w poduszkę i
poruszył niecierpliwie biodrami.
–
Zerżnij mnie już – wydusił i złapał się metalowego wezgłowia.
–
Jaki niecierpliwy – zaśmiał się Samuel i poślinił palce jednej dłoni, po czym
sięgnął nimi do pośladów chłopaka. Pomacał ciasną i pomarszczoną dziurkę,
czując coraz szybciej napływającego do niego podniecenie. Już był twardy, jak
skała.
– Nie miałem seksu od miesięcy – wyznał Tom, a
mężczyzna westchnął do siebie i naparł jednym palcem na jego wejście. Blondyn
westchnął głośniej i wyprężył się, czując to znajome, przyjemne napięcie. Był
tak strasznie napalony, że bał się o niespodziewany i przedwczesny wytrysk. Po
chwili Samuel wsunął w niego palec do końca i poruszył nim powoli. Był na
skraju wytrzymałości. On sam nie pieprzył się od początku wojny, kiedy opuścił
swoją narzeczoną. Już czuł kumulujące się w nim poczucie winy, ale do cholery…!
Był przecież mężczyzną z krwi i kości! W dodatku wilkołakiem. Nie miał siły
dłużej się powstrzymywać. Chwilę później wsunął w niego drugi palec.
–
W porządku? – Zapytał chłopaka. Tom przytaknął, wiercąc się pod nim i
oddychając głęboko, by jak najszybciej się rozluźnić. Nie było to jednak proste
– czuł jak jego mięśnie zaciskają się na palcach mężczyzny. Wziął głębszy
oddech i rzucił delikatne, nieme zaklęcie w chwili, gdy palce Samuela opuściły
jego wnętrze. Po chwili usłyszał, jak ten spluwa. Nic nie widział, ale domyślał
się, że mężczyzna nawilża swojego członka. Przekonał się o tym w chwili, gdy
ten przystawił swojego penisa do jego rozciągniętej dziurki. Sapnął i złapał
się pościeli obok twarzy. Obejrzał się za siebie wilgotnymi oczami. Oblizał
uchylone usta i oczekiwał. Samuel spojrzał na jego twarz i wszedł w niego
jednym, płynnym ruchem.
–
Kurwa! – zaklął Tom i zacisnął zęby. Bolało. Ale cholera, było cudownie. Samuel
pochylił się nad nim i pocałował go między łopatkami. Podpierał się jedną ręką
obok jego głowy, a drugą przesunął po bladym boku chłopaka. W jednej chwili
pożałował pozycji, jaką wybrał, bo chętnie by pocałował blondyna. Poruszył
mocniej biodrami, powoli nabierając równego tempa. Tom pojękiwał cicho i
zaciskał dłonie na pościeli. Samuel czuł, jak mocno go ściska i nawet wyraził
to na głos:
–
Jesteś taki ciasny… – Tom uśmiechnął się do siebie, ale zaraz jęknął i
zmarszczył brwi z przyjemności. Może był odrobinę nienormalny, ale lubił, gdy przyjemność
mieszała się z bólem podczas stosunku.
–
A ty duży… i twardy – wysapał. Wypiął się bardziej i rozsunął szerzej uda. Samuel
złapał go za biodra i podciągnął do góry. Tom uklęknął, choć wciąż miał
pochyloną głowę i opierał ją o poduszkę. Czuł się taki odsłonięty i bezwstydny.
Ale w tamtej chwili znaczenie miała tylko i wyłącznie przyjemność. Wilkołak
ściskał go palcami za szczupłe biodra i posuwał jeszcze szybciej, niż chwilę
temu. Sięgnął jedną ręką do penisa chłopaka i przesunął po nim dłonią. Tom
jęknął jeszcze głośniej i podniósł się gwałtownie do góry. Przywarł plecami do
torsu mężczyzny i oparł głowę o jego nagie ramię. Samuel przesunął ustami po
gładkim policzku chłopaka i szepnął podnieconym głosem:
–
Boli? – Tom zaprzeczył krótko i ścisnął ręką palce mężczyzny, które przesuwały
się po jego członku. Dodatkowo zaciskał się rozkosznie i jęczał coraz głośniej.
Odwrócił głowę w stronę mężczyzny i pocałował go namiętnie, od razu wsuwając
język do środka. Samuel zamruczał gardłowo i odpowiedział na pocałunek, jedną
dłonią przytrzymując go za tył głowy. Po chwili przesunął ją po torsie
chłopaka, ścisnął jego sutki, pomasował brzuch. Zaczął poruszać się
mechanicznie – płytko, ale szybko i stymulująco. Obaj oddychali ciężko i sapali
sobie w usta między pocałunkami. Tom jedną ręką objął mężczyznę za szyję i sam
poruszał biodrami, czując, że zbliża się do końca.
–
Zaraz skończę – wydyszał i opuścił na moment głowę, łapiąc kilka kolejnych
gwałtowniejszych oddechów. – Ach! – Jęknął i odchylił ponownie głowę w tył.
Samuel poczuł na dłoni gorące nasienie młodzieńca i sam już się nie
powstrzymywał – przyśpieszył raptownie i po kilku ruchach spuścił się w wnętrzu
blondyna.
–
Mmm… – zamruczał i wtulił twarz w jego jasne włosy. Po chwili wyszedł z niego i
położył się na łóżku. Tom usiadł na piętach i spróbował odzyskać oddech. Po
chwili zadrżał z zimna i automatycznie przysunął się do mężczyzny, chcąc się
przytulić. Ten zaciął się na moment, ale nie zaprotestował. Kiedy Tom oparł twarz
o jego rozgrzany tors i splątał z nim nogi, wilkołak objął go ręką w talii. Po
paru minutach ochłonęli na tyle, że zaczęli marznąć, więc Samuel wyciągnął spod
nich kołdrę i przykrył ich szczelnie. Na zewnątrz rozpętała się kolejna burza i
wichura, a deszcz nie przestał padać ani na moment.
– Hmm… Sam… – szepnął Tom, zasypiając. Wilkołak zerknął na jego twarz i
uśmiechnął się do siebie. Chciałby mieć takiego chłopca przy sobie. Mógłby dbać
o niego, troszczyć się i kochać. Seks z drugim mężczyzną był dla niego
prawdziwym spełnieniem. Dawno nie czuł takiego podniecenia, ekscytacji. Od
wielu lat nie był tak namiętny. Przeczesał palcami jasne włosy chłopaka i objął
go mocniej, modląc się, by ranek nie nadchodził.
No właśnie najlepsze kończy się za szybko:-)
OdpowiedzUsuńMy chcemy więcej :D. Rozdział świetny. Wiedziałam że wilczek długo nie wytrzyma :D. Dużo weny
OdpowiedzUsuńNareszcie coś się dzieje!
OdpowiedzUsuńU mnie narzekasz na literówki ( choć ich nie znajdujesz) a sama masz kilka.
NO cóż, słodziaki z nich, oby sielanka trwał a dłużej.
Weny i come to me!
Ooo, no proszę! Nie spodziewałam się, że Tom i Samuel tak szybko wylądują w łóżku! Ale cóż, atmosfera sprzyjała, to trzeba było korzystać! ^^ Chociaż martwi mnie trochę to, że Samuel myślał o swojej narzeczonej. :c Znaczy, to z jednej strony dość naturalne, ale z drugiej gorzej wróży potencjalnemu przyszłemu związkowi. D: Mam jednak nadzieję, że dadzą radę!
OdpowiedzUsuńAhhh, i tak coś czułam, że jak przyjdzie co do czego i trzeba będzie opuścić sforę, to Tomowi będzie przykro i będzie tęsknił! :D I cieszy mnie to w sumie, dobrze to świadczy o chłopaku. Oby wpadał do nich w odwiedziny częściej, szczególnie jak między nim i Samuelem coś zaczęło się dziać! No i wilkołaki też raczej nie będą mieć za wiele przeciwko jego odwiedzinom, coś czuję, że go zaakceptowali. ^^
I muszę się zgodzić z akatsuki, wkradło Ci się tu kilka literówek czy drobnych błędów, które spokojnie można wyeliminować przy uważniejszym przeczytaniu. ;)
Nie mogę się już doczekać co będzie dalej, co zrobią, kiedy się obudzą! :D Żeby tylko to było coś dobrego...
Pozdrawiam i życzę weny! :)