Hej! Rozdział drugi B5K :D Mam nadzieję, że się spodoba :D Weekend za pasem, z czego niezmiernie się cieszę ;)
Enjoy!
II
Przez całą drogę miał wrażenie, że ktoś go śledzi. Nikogo jednak nie widział,
więc nie roztrząsał tego dłużej. W domu matka nawrzeszczała na niego, jak
jeszcze nigdy w życiu. Nawet ojciec mu nagadał, a to zdecydowanie było
niecodzienne. Nie przyznał im się, gdzie był i co robił, bo mogło to wywołać
jeszcze gorszą reakcje. Na pewno żadne z nich nie pochwaliłoby jego
postępowania. Choć ratowanie ubogich przed bandą wilkołaków zapewne budziło
powszechne uznanie.
~∞~
Kiedy już skończyli na niego krzyczeć, matka wróciła do kuchni, a ojciec stanął
za barem. Zaczęli zbierać się już pierwsi goście. Ernest przekazał Tomowi, że
może pójść się umyć, i że gorąca woda stoi na ganku za domem. Od razu, jak
tylko matka zniknęła im z oczu, spuścił z tonu, chociaż widocznie gniewał się
na syna. Tom się nie dziwił – stracili już jednego syna przez wojnę (choć to
oczywiście nie było potwierdzone), a drugi był słaby, wątły i ostatni jakiego
mieli. W tym momencie mógł jedynie wszystko ukrywać i pilnować, aby
rodzice się o niczym nie dowiedzieli.
Wyszedł na ganek i rozebrał się pośpiesznie. Gdy był zupełnie nagi, nabrał do
dzbana parującej wody z balii i wylał ją na głowę. Sięgnął po jeden z olejków i
nalał go sobie na dłoń, aby zacząć myć swoje jasne włosy. Kiedy skończył,
ponownie nabrał wody i polał się nią obficie, a wtedy zaczął się szybko, ale
dokładnie myć. Przez ten czas piana z głowy zdążyła mu spłynąć na oczy, przez
co musiał je zamknąć, bo zaczęły go trochę szczypać. Odłożył na moment dzban i
na ślepo zaczął szukać ręcznika, aby wytrzeć twarz. Usłyszał głośny szelest z
pobliskich krzaków. Zamarł wpół ruchu. Nasłuchiwał. Kiedy nic podobnego nie
powtórzyło się w przeciągu kolejnych sekund, zaczął ponownie szukać ręcznika, i
gdy już go znalazł, wytarł oczy. Otworzył je pośpiesznie. Rozejrzał się, ale
nic nie wskazywało na to, że mogło tu się czaić coś niebezpiecznego. Poza tym,
że świerszcze przestały grać i zrobiło się naprawdę nieprzyjemnie cicho,
wszystko wyglądało dokładnie tak samo, jak kiedy tutaj przyszedł. To go jednak
ani trochę nie uspokoiło. Spłukał całe ciało najszybciej jak umiał i wytarł
się. Kiedy skończył, wrócił do środka niemal biegiem.
~∞~
Cały dzień bał się tego momentu. Bał
się, kiedy będzie musiał się zebrać i iść do legowiska. Przynajmniej przepustki
nie zgubił. Rodzicom powiedział, że wychodzi i wróci koło dziewiętnastej, a oni
wymienili się porozumiewawczymi spojrzeniami, ale nic nie powiedzieli.
Przypuszczał, że ubzdurali sobie, że wybiera się na potajemną schadzkę. Dopóki
jednak o nic nie pytali, nie zamierzał ich w niczym uświadamiać. Poza tym to
było nawet wygodne. Przynajmniej na tę chwilę.
Przebrał się i z ociąganiem wyszedł z domu. Czuł strach. Wilkołaki mogły z nim
zrobić, co chciały, a on nie mógłby w żaden sensowny sposób zaprotestować.
Jednak wiedział, że gdyby nie poszedł odbębnić swojego, skończyłoby się to dla
niego jeszcze gorzej.
Szedł ulicą przez kilkanaście minut. Przystanął przed polaną, przez której
środek prowadziła ścieżka do linii lasu. Wziął głębszy oddech i ruszył przed
siebie, czując nieprzyjemny ścisk w trzewiach. Najchętniej zwymiotowałby, ale
ostatecznie powstrzymał się, bo wiedział, że tuż za najbliższymi drzewami
czaiły się dwa wilki, które miały za zadanie pilnować lasu od tej, zachodniej
strony. Zwrócenie zawartości żołądka na ich oczach byłoby poniżające. Zatrzymał
się kawałek przed granicą lasu i po chwili dostrzegł dwie, ogromne bestie,
które nawet na czterech łapach sięgały mu do piersi. Drżącymi dłońmi wyjął
przepustkę z kieszeni spodni i pokazał im. Ci spojrzeli na siebie, po czym
usunęli mu się z drogi. Tom po krótkiej chwili wahania ruszył ponownie przed
siebie. Już z daleka widział ich legowisko, więc przyśpieszył nieco kroku, by
jak najsprawniej trafić do namiotu. Pragnął odbębnić swoje i wrócić do domu,
gdzie czekała go kolejna fala roboty.
Nie chciał narzekać. Był w dużo lepszej sytuacji, niż inni, których znał. Miał
dach nad głową, zdrowie, codziennie jakiś posiłek i kochających, troskliwych
rodziców. Ale naprawdę pragnął czegoś więcej. Jakiejś przygody, zmiany w swoim
życiu. Chciałby poznać jakiegoś mężczyznę, przystojnego, dobrego, tajemniczego
i przede wszystkim – interesującego się nim.
Wszedł do namiotu, ale nie zastał tam kobiety. Ponownie wyjrzał na zewnątrz
niepewnie. Nie dostrzegł żadnego wilka, tylko kilku mężczyzn i kobiety, którzy
zajmowali się swoimi sprawami. Już miał schować się w namiocie, kiedy nagle
podbiegł do niego młody chłopak i przywitał się:
– Jesteś
Tom? – Pokiwał z wahaniem głową. Młodzieniec przed nim, średniego wzrostu, choć
całkiem muskularnej budowy, złapał go za ramię i pociągnął za sobą. Przez
chwilę blondyn nie wiedział, czy dać się prowadzić, czy zaprotestować, ale
ostatecznie zdecydował się na to pierwsze. Nie chciał z kimkolwiek zaczynać, a
już dopiero z jakimś napakowanym wilkołakiem. W końcu wiedziony ciekawością,
ale przede wszystkim zdrowym rozsądkiem i strachem o własne życie, zdecydował
się zapytać:
– Dokąd
idziemy? – Chłopak obejrzał się na niego przez ramię. Z obojętną miną i tonem
odparł:
– Do
Rachel. – Nic więcej się nie dowiedział. Młody wilkołak był nawet tak
wspaniałomyślny, że w końcu puścił jego rękę i pozwolić iść mu swobodnie.
Łaskawca. Przez kilka minut przedzierali się przez gęsto rosnący las, raz nawet
mijając strumyk. Tom zmęczył się wyjątkowo szybko. To nie on narzucił tempo i
mocno to odczuwał, ale nie śmiał się skarżyć wilkołakowi. Ten by go w
najlepszym wypadku wyśmiał. A i to nie było zbyt przyjemne doświadczenie.
W końcu dotarli… gdzieś. To miejsce przypominało mu arenę. Utwierdzał go w tym
przekonaniu fakt, że na jej środku walczyły dwa wilkołaki w swojej wilczej
formie, a ludzie wokół nich krzyczeli głośno, prawdopodobnie dopingując swoich
faworytów. Krążyli przez dłuższą chwilę między tłumem mężczyzn, prawdopodobnie
szukając kobiety.
– Leo! –
Obaj zwrócili oczy w stronę Rachel, która machała ręką w ich stronę. Stała
przed wózkiem z garem pełnym jakiejś niemal wrzącej zupy. Miała niezadowoloną
minę i widocznie chciała, by Tom jak najszybciej wziął się do roboty i jej
pomógł.
–
Przyprowadziłem kogoś, kto najbardziej przypominał sierotę, jaką opisywałaś –
rzucił z bezczelnym uśmiechem, lustrując z góry na dół Thomasa. Ten skrzywił
się w duchu. Nie chciał po sobie pokazywać prawdziwych emocji, ale chętnie
skopałby temu kundlowi dupę. Gdyby oczywiście miał na tyle siły.
– Tom,
stań tutaj i gdyby ktoś upomniał się o jedzenie, nałóż mu bez gadania, jasne? –
rozkazała kobieta. Blondyn jedynie pokiwał głową i zajął jej miejsce. Ta
oddaliła się z chłopakiem, który go tutaj zaprowadził. Zatrzymali się kawałek
dalej, gdzie stała grupka mężczyzn. Wśród nich był ich przywódca, Samuel. Tom
odwrócił szybko wzrok i zapatrzył się w gar pełen zupy z mięsem. Chwycił
chochlę i zamieszał powoli, wciągając jej przyjemny zapach. Obiad jadł w
południe i do tego czasu zdążył już zgłodnieć, ale nie śmiałby się poczęstować.
Nie był pewien, ile to mogłoby go kosztować, a dowiedzieć się nie zamierzał.
– Nałóż
mi dwie porcje, szczylu – usłyszał Tom i poderwał zamyślone spojrzenie w górę.
Spojrzał na wysokiego i przystojnego mężczyznę z ciemnymi, nieco przydługimi
włosami. Pokiwał głową i sięgnął chochlą głębiej kotła, żeby nabrać więcej
składników. Nałożył potrawy do dwóch misek, tak jak prosił mężczyzna i podał mu
je w komplecie z dwoma łyżkami. Ten bez słowa przyjął jedzenie i oddalił się do
grupy, gdzie stało kilku mężczyzn podobnych jemu.
Większość
facetów tutaj była naprawdę gorąca i aż momentami nie był w stanie oderwać od
nich wzroku. Jednak zdrowy rozsądek nad nim górował i często sprowadzał go na
ziemię w piorunującym tempie. Nie mógł przecież zapomnieć, że ma do czynienia z
wilkołakami. Pieprzonymi drapieżnikami, które kochały topić swoje kły i pazury
w ludzkim ciele. Ale gdyby tak któryś z nich wykazał zainteresowanie…? Chciałby
spędzić z nim noc, lub kilka nawet… Nie, nie, nie. Nie powinien nawet tego
rozważać. Przecież to były zwykłe bestie. Aczkolwiek musiał przyznać, że
cholernie seksowne.
Ostatnio często nachodziły go takie
myśli. Dawno nie miał kochanka i nie zapowiadało się, by w najbliższym czasie
miało się to zmienić. Mężczyzna, z którym kiedyś od czasu do czasu dzielił łożę
- a raczej siano w jego stodole - wyruszył na wojnę i do tej pory się z niej
nie wrócił. W zasadzie mógłby teraz kogoś poszukać. Jednak to wymagało czasu, a
go ostatnio nie miał za wiele. Poza tym większość interesujących mężczyzn była
na wojnie. Westchnął do siebie smętnie i oblizał nieco spierzchnięte wargi. Dość,
że był głody, to jeszcze na dodatek spragniony. Przed wózkiem zaczęła się
formować kolejka, więc musiał zacząć nakładać jedzenie. Po chwili wróciła
Rachel i razem uwijali się całkiem sprawnie. Po jakiejś godzinie zabrali wózek
z garnkiem i brudnymi naczyniami do namiotu, by wszystko umyć i przygotować do
następnego posiłku, z którym Rachel musiała poradzić sobie już sama. Nie
skarżyła się jednak, przynajmniej nie na poważnie. Widocznie była
przyzwyczajona do takich warunków i jej natura , i swoista obrotność pomagały w
tej pracy.
Zbliżała się osiemnasta, a tym samym moment jego powrotu do domu. I dalszej
pracy, przynajmniej teraz już w nieco bardziej przyjemnych warunkach. Na samą
myśl się rozchmurzył i żwawiej zabrał za resztę pracy, którą zadała mu Rachel.
Właśnie kończył myć ogromną stertę naczyń, kiedy ona kroiła mięso na równe
porcje. Kasza gotowała się w osobnym kotle, a rosół z udkami kurczaka i
warzywami w jeszcze innym. Tom zdawał sobie sprawę, że taka ilość mężczyzn
musiała jeść naprawdę dużo. W dodatku były tu też kobiety i dzieci. W sumie
zastanawiało go to, ile rodzin musiało opuścić ojczyste ziemie, by walczyć i
mieszkać na obczyźnie. Zaczynał jeszcze lepiej rozumieć słowa, że wojna dotyka
każdego, nawet agresora.
Kilka minut przed osiemnastą wytarł rękę w ręcznik, kończąc tym samym nużącą
pracę, jaką było mycie naczyń. Podszedł do Rachel, która nuciła coś pod nosem,
by zapytać, czy może już sobie iść.
– Właśnie
skończyłem. Ma pani dla mnie jeszcze jakieś zadania? – Zapytał uprzejmie,
wiedząc, ze ta nie każe mu więcej nic robić, bo właśnie mijał czas, jaki miał
nakazane tutaj spędzać.
– Nie.
Wracaj do domu. Zbiera się na deszcz i burzę, więc radzę ci się pośpieszyć –
odpowiedziała, zerkając na niego przelotnie. Większą uwagę skupiała na mięsie,
które właśnie smażyła na głębokim tłuszczu.
– W
takim razie do jutra. Spokojnej nocy – dodał i wyszedł z namiotu. Spojrzał w
niebo i rzeczywiście, było zupełnie zachmurzone, w dodatku wszystko wokół
zwiastowało deszcz. Co raz zrywał się silny wiatr, przez co Tom zarzucił na
siebie płaszcz, który wziął z domu na wszelki wypadek. Teraz dziękował matce w
duchu. To ona zawsze go upominała, by o tym pamiętał. Od razu, gdy się ubrał,
przestały przechodzić go dreszcze. Temperatura bardzo się obniżyła, w dodatku
zrobiło się dużo mroczniej. Ciemne konary sprawiały wrażenie czarnych, długich
dłoni, które wyciągały po niego swoje chciwe palce. Skulił się nieco,
przypominając sobie automatycznie wszystkie te potworne momenty, kiedy na szali
ważyło się jego życie. Zazwyczaj odbywało się to w podobnych ciemnościach.
Wokół wszyscy przygotowywali się do burzy i deszczu. Z zapałem chowali
najcenniejsze rzeczy do namiotów, kobiety zaganiały dzieci do ich
prowizorycznych domów, a mężczyźni kończyli w pośpiechu swoje ostatnie zajęcia,
które musieli wypełnić przed niepogodą i zmrokiem. W końcu, gdy zapiął się do
końca, ruszył przed siebie szybkim krokiem. Nie uszedł jednak daleko, gdy drogę
zastąpił mu jeden z najbliższych doradców Samuela. Prawdopodobnie był betą, ale
nie miał wielkiego pojęcia o hierarchii panującej w tej społeczności. Wiedział
tylko jedno – rządziło się tutaj jedno z najstarszych praw – prawo
silniejszego. A więc on, stojąc właśnie w sercu watahy, nie miał najmniejszych
szans. I choć nieraz cały się rwał, by zademonstrować swoją frustrację i gniew,
rozsądek skutecznie w nim to dusił w zalążku. Chciał żyć. To pragnienie było w
nim najsilniejsze.
– Zbliża
się potworna burza. A my idziemy na obchód. Pójdziesz razem z nami, jest
niebezpiecznie – oznajmił blondynowi i ruszył przed siebie wraz z innymi
kompanami i Samuelem na czele. Szedł trochę z tyłu, ale i tak dosyć szybko,
chcąc im dorównać tempa. Nagle przywódca odwrócił się przez ramię i zawołał na
niego:
– Lepiej
wjedź między nas, inaczej ktoś może cię rozpoznać i jeszcze trafnie pomyśli, że
bratasz się z wrogami. – Wilkołaki zaśmiały się, rozbawione słowami Samuela,
ale Tomowi nie było do śmiechu. Zacisnął usta i z zmarszczonymi brwiami wszedł
posłusznie między mężczyzn. Miał tak ogromną ochotę odpyskować mężczyźnie, ale
ledwo minęli linię lasu. Gdyby powiedział za wiele, zabiliby go jednym ruchem i
nie mieliby daleko, by porzucić jego ciało na pożarcie robactwu. Kompani
rozmawiali przez dłuższą chwilę między sobą, a blondyn starał się nie zwracać
na siebie uwagi. Wpatrywał się w ziemię, stąpając uważnie. Z każdą minutą
robiło się coraz ciemniej i chłodniej. Nawet deszcz zaczął powoli kropić.
Wsunął nos w kołnierz płaszcza, a dłonie głębiej w kieszenie, czując, że ten
już ledwo chroni go przed przejmującym chłodem. Po chwili trącił niechcący
łokciem mężczyznę, który szedł obok niego. Nie miał pojęcia, który to, bo nie
patrzył na nich, bez przerwy wpatrując się w ziemię.
–
Przepraszam – wydukał niepewnie i nawet nie podniósł wzroku, nie mając ochoty
znosić ich pogardliwych spojrzeń. Już miał nadzieję, że jego nieopatrzne
szturchnięcie i ciche przeprosiny zostały zignorowane, kiedy usłyszał głos
Samuela, a jego nadzieja zniknęła, jak słodki sen po nagłym przebudzeniu.
– Kojarzę
cię skądś – oznajmił. Tom cały stężał i napiął wszystkie mięśnie bardziej, o
ile to było możliwe. Przełknął ślinę, zastanawiając się, co odpowiedzieć. Nim
jednak zdążył ułożyć w głowie sensowne zdanie, niebo przeciął oślepiający
piorun, a zaraz za nim rozległ się ogłuszający grzmot, przyprawiający Toma o
nieprzyjemny dreszcz. Chłopak nie lubił burzy. Kiedy ponownie zrobiło się cicho
odchrząknął i w końcu odparł:
– Ja pana
też. – Był spięty i sam nie wiedział, czego się spodziewać po mężczyźnie. Ten
jednak zaśmiał się krótko pod nosem i pokręcił głową. Zimny wiatr zrywał się co
raz gwałtowniej, przeszywając na wskroś ciało Thomasa.
– Na
pierwszy rzut oka nie wydawał się być zabawny, prawda panowie? – zwrócił się do
kompanów i ponownie zlustrował ciało młodzieńca. Szli dość szybko, bo pogoda
nie sprzyjała zwłoce, a chcieli szybko odprowadzić chłopaka i wrócić do swoich
obowiązków.
Resztę drogi pokonali w ciszy. Huk burzy i odgłosy wiatru wystarczająco
zakłócały wszelkie próby rozmowy. Zatrzymali się na tyłach karczmy „u Ernesta”.
–
Dziękuję za eskortę i życzę dobrej nocy – rzucił cicho Tom, po czym ruszył
schodami na werandę. Kiedy był już niemal u szczytu, poślizgnął się.
– Equilibrio! – krzyknął i w ostatniej chwili utrzymał równowagę.
Jednak zanim zdążył choćby mrugnąć, poczuł silne dłonie w pasie, które
dodatkowo przytrzymały go w pionie. Zaskoczony odwrócił głowę i zobaczył twarz
Samuela z… niewielkiej odległości. Sapnął, zaskoczony i powoli wyplątał się z
jego ramion, stąpając powoli i ostrożnie.
– Olej…?
– zapytał zaskoczony wilkołak, przyglądając się substancji, która pokrywała
drewnianą powierzchnię. Tom pokiwał głową, po czym odpowiedział:
– Widać
musiał wylać się mamie. – Był speszony i nadal zdenerwowany całą sytuacją, ale
też burzą, która zdążyła się jeszcze bardziej rozpętać. Samuel pokiwał jedynie
głową i rzucił mało odkrywczo:
– Jesteś
czarodziejem – Tom przytaknął i odwrócił spojrzenie, nie mogąc już znieść
wzroku wilkołaka. W mieście panował zakaz praktykowania magii i Tom spodziewał
się, że może zostać ukarany. – Radziłbym ci panować nad swoimi odruchami. W
innej sytuacji zaklęcie kosztowałoby co najmniej tydzień aresztu. Dobrej nocy –
rzekł na koniec i wraz z towarzyszami oddalił się w zaroślach. Tom czując, że
deszcz nabiera na sile, podobnie jak wiatr i grzmoty piorunów, ruszył do domu,
omijając plamę oleju, która mogła być przyczyną jego bolesnego upadku. Jednak
uchroniło go od tego proste zaklęcie. Zaklęcie i silne ramiona Samuela. Tom,
stojąc w przedsionku i zdejmując z siebie przemoczone rzeczy, pokręcił głową z
dezaprobatą, ganiąc się w myślach za to, że przywołuje w myślach obraz
mężczyzny, trzymającego go mocno, blisko siebie z taką dziką pewnością. Chłopak
poczuł skurcz w podbrzuszu na samą myśl o tym, co taki mężczyzna mógłby z nim
zrobić i odetchnął głębiej. Kuszące wyobrażenia przerwał mu głośny grzmot, a
zaraz za nim krzyk mamy, która już maszerowała w jego stronę, wymachując
ścierką i złorzecząc. Jak zwykle, goniła go do roboty.
no troszkie krótkie było nie?:-)
OdpowiedzUsuńtak, ale myślę, że będę dodawać częściej, niż dotąd :D na początku myślałam, żeby połączyć rozdziały, ale wydaje mi się, że wtedy zaburzy to odczucie mijania czasu w akcji opowiadania, więc niestety będzie krócej, ale częściej :D
UsuńZa krótkie :-(. Przepraszam że nie pisałm długo ale zwyczajnie nie miałam czasu. Rozdział fajny. Nie wiedziałam że Tom umie czarować. To się robi coraz bardziej ciekawe :-). Dużo weny
OdpowiedzUsuńto wspaniale, bo fajnie się to opowiadanie czyta
OdpowiedzUsuńSorki, że tak późno, ale byłam na nocy filmowej w szkole i nie miałam kiedy odpisać. Całkiem miło się czytało.
OdpowiedzUsuńWolałabym jakbyś dodawała częściej, ale krócej, ale to zależy od ciebie.
Weny i pozdrawiam.
Jeeej, tylko dwa rozdziały i prolog, a ja już zdążyłam się wciągnąć w to opowiadanie! Zapowiada się ciekawie, czyżby Toma powoli zaczynało ciągnąć w stronę Samuela...? ;> Ja tam nie miałabym nic przeciwko, wydaje się seksowną bestią! A do tego władczą seksowną bestią. I nawet polubiłam Rachel, może nie było jej zbyt dużo, ale wydaje się trochę marudną, ale silną i pewną siebie kobietą. Mam nadzieję, że rozwiniesz jej postać i że odegra jakąś większą rolę w tym opowiadaniu.
OdpowiedzUsuńZ kolei Tom... Wygląda mi trochę na strasznego panikarza. Jasne, niepewna sytuacja w kraju, wojna, niebezpieczne stworzenia i on, sam jeden, rzucony prosto w samo serce ich terytorium. Jakby nie patrzeć, to niezbyt przyjemna sytuacja... Ale kurcze, powinien pokazać, że jednak jest mężczyzną i potrafi stawić czoła trudnym sytuacjom. Tak jak wtedy, kiedy stanął w obronie tej kobiety. Potrafi! To niech nie trzęsie portkami, kiedy idzie do wilkołaków, tylko z dumą wchodzi do lasu, robi to co musi bez pokazywania, że ma to na niego jakikolwiek wpływ. Przynajmniej nie będzie sprawiał wrażenia bezbronnej ofiary, która podda się bez walki. XD
Jak na razie historia dopiero się rozkręca, więc mam w głowie dużo pytań odnośnie tego, co będzie dalej i nie pozostaje mi nic innego jak cierpliwie czekać na kolejne części!
Dużo weny i czasu!