Hej! Pierwszy rozdział nowego opowiadania :D Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu :)
Enjoy! :3
Enjoy! :3
I
Minęło
sześć dni od wizyty wilkołaków w gospodzie „u Ernesta”. Tom obiecał sobie
więcej nikomu silniejszemu od siebie nie pyskować, wystarczająco najadł się
strachu ostatnim razem. W czasach, w jakich przyszło mu żyć, nie było
sprawiedliwości i, jeśli wilkołaki postanowiłyby się z nim zabawić, nikt by im
w tym nie przeszkodził. Miasto niby funkcjonowało jak dawniej, jednak w sprawy
administracyjne zaczęli się wtrącać Wróżowie. W każdym urzędzie mieli swoich
szpiegów wśród czarodziei i innych mieszkańców Alimartis. Pozostali pracownicy,
najmowani przez Wróżów do pełnienia wyznaczonych urzędów, byli zmuszani do
wykonywania rozkazów przez swoich zwierzchników. Nie wiedzieli, komu ufać,
często żyli pod presją kar i ciężkich represji, więc wykonywali wszystkie
rozkazy, czasem i te na niekorzyść ojczyzny.
Miasto zostało podzielone na dwie części – wschodnią i zachodnią. Tą pierwszą w
całości zajęli Wróżowie i ich sprzymierzeńcy, nie odbywały się tu walki, więc
ludność była bardziej humanitarnie traktowana. Nie mordowano nikogo bez powodu,
przynajmniej oficjalnie. Na początku, gdy pierwsze oddziały Sarihmas
przedzierały się przez granice Alimartis, ta biedniejsza część miasta porządnie
oberwała, czego skutki odczuwali jeszcze teraz, po pół roku. Tom widział wojnę,
przeżył ją na własnej skórze, odczuł, co to głód, ból, zimno i poczucie
ciągłego strachu, bezsilności. Nie chciał czuć się tak nigdy więcej, choć teraz
nie było dużo lepiej. Wiedział, że jest obserwowany, kontrolowany i szczuty, co
niejednokrotnie doprowadzało go do łez z uczucia bezradności. Ale był młody,
nadal żywił ogromne nadzieje, że przyjdzie jeszcze taki dzień, kiedy będzie
mógł żyć po swojemu. Z takimi myślami szedł spokojnie ulicą, wracając od
fryzjera. Stary, wąsaty Stephan strzygł najlepiej w jego dzielnicy i miał do
niego najbliżej, więc nigdzie indziej nie chodził. Poza tym nieraz pomagał mu
coś naprawić, czy wnieść do domu, więc miał całkiem atrakcyjne zniżki.
Nagle zza rogu wybiegła sąsiadka Toma. Oglądała się za siebie, przez co nie
zauważyła Toma i wpadła na niego. Oboje krzyknęli głośno. Torba, którą
trzymała mocno przy sobie, wyślizgnęła jej się, a z wnętrza wypadło mnóstwo
owoców i bochenek chleba. W dodatku Tom przywalił mocno głową o ziemię i trochę
go zamroczyło. Kiedy się otrząsnął, dostrzegł, że Anna zaczęła nerwowo zbierać
jedzenie z ziemi, ale nim skończyła, dopadło do niej kilka wilkołaków, i gdyby
Tom nie osłonił jej swoim ciałem, rozszarpaliby ją na miejscu. Biały wilk,
przywódca stacjonującego tu oddziału watahy, czyli Samuel, podszedł do niego,
szczerząc groźnie zęby i odepchnął go łapą, chcąc dopaść do dziewczyny, ale Tom
stawił wyraźny opór, choć bał się tak okropnie, że ledwo łapał oddech. Wilk
warknął ostrzegawczo i ponownie go popchnął, ale i tym razem Tom wrócił na
swoje miejsce, osłaniając dziewczynę własnym ciałem. Ta klęczała za nim mocno
skulona i płakała bezgłośnie, jeszcze bardziej przerażona, niż on sam.
– Sam to
odpracuję – powiedział drżącym głosem i pochylił głowę, niby w wyrazie
skruszenia. Nie było mu przykro, choć nie miał czasu teraz myśleć o tym, jak
bardzo nienawidzi tych cholernych kundli. Zacisnął jedynie powieki, słysząc
jeszcze ciche powarkiwania stojących wokół wilków, po czym poczuł silną, ciężką
łapę na swojej nodze. Otworzył oczy i spojrzał na trzy ogromne wilki. Dwa z
nich złapały go zębami za koszulę i podciągnęły gwałtownie do góry, na co on
mimowolnie sapnął z zaskoczenia. Zobaczył, że dziewczynie dali już spokój, więc
dał się prowadzić bestiom, którym przewodził Samuel. Tom nigdy nie widział go w
tej postaci z bliska. Robiła piorunujące wrażenie. Gołym okiem było widać, że
jest naprawdę silny, ale miał w sobie jakąś… dumę, klasę. Coś, co powodowało,
że przyciągał wzrok. Sposób, w jaki się poruszał, był hipnotyzujący. Jednak
strach i uczucie niepewności nie pozwalało mu dłużej rozmyślać nad aparycją
wilkołaka, bo domyślał się, gdzie go zabierają.
~∞~
Zabrali go do legowiska w lesie, tak jak na początku przypuszczał i tutaj go
zeżrą, tak jak przewidywał. Wszędzie było pełno wilków, które powarkiwały na
niego i szczerzyły zęby, jakby gotowe do ataku. Wiedział jednak, że bez rozkazu
samca alfa nie mogą nic zrobić. A Samuel zniknął mu z oczu już sporą chwilę
temu. Rozglądał się przerażony po wilkach, które z najeżoną sierścią i
pochylonymi łbami wpatrywały się w niego z mordem w oczach. Po chwili zza drzew
wyłonił się biały wilk, a Tom nie wiedział, czy powinien odetchnąć, czy raczej
spiąć się jeszcze bardziej, o ile to było możliwe. Wszystkie spojrzenia zostały
zwrócone na Samuela, a wszelkie powarkiwania ustały. Przywódca podszedł do
niego i stanął na tylnich łapach, po czym zamienił się w człowieka. Zaraz po
nim zaczęły zmieniać się pozostałe wilki, a jeden z nich przyniósł Samuelowi
wierzchnią szatę. Wszystko wyglądało tak, jakby było dokładnie zaplanowane.
Dodatkowo dziwił go fakt, że nie skonsultowali się najpierw z miejskimi
służbami porządku i bezpieczeństwa publicznego, którym tak naprawdę kierowali
Wróżowie. Mimo to, nie mieli takich samych praw jak oni, choć dużo sprawniej i
częściej pilnowali miasta. Ale bieda nadal była dokuczliwa i czasem zmuszała do
kradzieży. A ci, którzy się na nią decydowali, musieli być naprawdę
zdesperowani lub chorzy psychicznie. Bo każdy, kto miał jakiekolwiek pojęcie o
wilkołakach, bądź mieszkał tu przynajmniej od początku wojny, wiedział, że nie
ma sposobu, by ich przechytrzyć i uciec.
Samuel przyglądał mu się z poważną miną w zupełnej ciszy i jedynym, co Tom
słyszał, był jego własny nerwowy oddech i szybkie bicie serca. Chłopak spuścił
głowę w oczekiwaniu na słowa wilkołaka. Nie minęło wiele czasu, aż usłyszał
głęboki, nieco zachrypnięty głos mężczyzny.
– W jaki
sposób ma zostać ukarany za skradzione jedzenie? – zwrócił się do pozostałych
wilkołaków.
– Za
kradzież zawsze odgryzamy rękę! – krzyknął jeden z watahy. Tom zerknął nerwowo
w jego stronę, lecz niemal od razu odwrócił spojrzenie, bo mężczyzna był
zupełnie nagi. Wszyscy oni byli nadzy i nie robiło to na nich żadnego wrażenia,
co innego odczuwał chłopak. Jednak nie chciał za długo się gapić, bo jeszcze by
się zorientowali, że ich nagie ciała przyciągają jego wzrok.
– Nie
ukradł on jednak jedzenia własnymi rękami, a wstawił się za kogoś, kto to
zrobił i obiecał to odpracować. To są okoliczności łagodzące – odezwał się
jeden z stojących najbliżej Samuela mężczyzn.
– W takim
razie dajmy go do kuchni, skoro Paul jest w szpitalu. Pomoże Rachel – rzucił
trzeźwo jeden z tych, którzy go tutaj przyprowadzili. Tom naprawdę mógłby
zrobić wszystko, byleby tylko nie zrobili mu krzywdy. Tej fizycznej, ale i
psychicznej.
– Masz
rację, Logan. Zaprowadź go do kuchni, pokaż co i jak. – Wilkołak, który go
tutaj prowadził, pokiwał jedynie głową i pociągnął go za ramię, prowadząc w
stronę jednego z namiotów. Gdy weszli do środka, w chłopaka od razu uderzył
apetyczny zapach jedzenia. Zaraz też dostrzegł kobietę, która mieszała wielką
chochlą w ogromnym garnku. Ta poniosła na nich swoje błękitne spojrzenie i
skrzywiła się brzydko.
– To ma
być zastępstwo za Paula? A gotować przynajmniej umie? – zapytała zachrypniętym
i niskim jak na kobietę głosem.
– A ja
wiem? Samuel kazał, to go weź i mi już nie truj, wystarczy, że wiecznie
dosypujesz coś do mojej miski – rzucił niby zezłoszczonym tonem, choć więcej w
tym było przepychanek słownych, niż rzeczywistej pretensji i niechęci.
– Tobie
nie trzeba nic dosypywać, bez tego wiecznie jesteś struty. – Tom był spięty,
ale nie aż tak bardzo, kiedy jeszcze nie wiedział, co go czeka.
– Mówisz,
jakbyś sama zadowolona z życia była. – Tym razem miał już poważniejszy ton
głosu, po czym pożegnał się krótko i pchnął lekko chłopaka w stronę stołu,
gdzie stały różne garnki, składniki i noże do krojenia. Nie bardzo wiedział, co
robić i nadal był mocno zdezorientowany. A więc jednak nie postanowili go zeżreć?
Jeszcze nie wiedział, czy powinien się cieszyć, ale póki co czekał na słowa tej
kobiety, która wyglądała dziwnie staro przy pozostałych wilkołakach. Poza tym
nie widział tutaj żadnej baby, choć wiedział, że w szeregach stacjonują też
samice. Być może zajmowały osobną część lasu lub były zajęte czymś innym.
– No co
tak stoisz? Chyba wiesz, jak się kroi mięso, co? – Nawet nie patrzyła w jego
stronę, a dorzucała kolejne składniki do gotującej się breji, która swoją drogą
całkiem przyzwoicie pachniała. Tom jedynie skinął głową i zaczął kroić płaty
surowego mięsa w poprzek włókien, tak jak robiła to jego matka. Czuł na sobie
spojrzenie kobiety, ale ignorował ją, chcąc jak najszybciej uwinąć się z tym,
co miał zrobić i wrócić do domu. Kiedy skończył, odezwał się niepewnie:
–
Skończyłem. Co teraz? – Rachel podniosła na niego spojrzenie znad blatu stołu,
a jej krótkie, rude włosy podskoczyły przy tym żywo.
–
Przygotuj półmiski. Pomożesz mi zanieść kocioł na zewnątrz i tam podamy
jedzenie – odparła jedynie, dlatego Tom rozejrzał się za naczyniami, a kiedy
dostrzegł drewniane miski, wyłożył je na wózek. Po chwili kobieta dała mu znak,
żeby pomógł jej z kotłem. Nigdy nie był specjalnie silny, więc mieli niemały
problem, by wynieść pełen zupy z mięsem garnek na zewnątrz. Po drodze usłyszał
kilka mało przyjemnych uwag co do jego siły i wątpliwej męskości, ale kiedy już
udało im się donieść, wciąż wrzące naczynie, na zewnątrz, kobieta odetchnęła i
wyglądała, jakby nabrała nowych sił, choć Tom wcale nie poczuł się lepiej.
Chwilę później Rachel wróciła do namiotu, wcześniej informując go, żeby zaczął
napełniać półmiski. Tak też zrobił, a zaraz przed wózkiem zaczęła formować się
kolejka. Kolejni mężczyźni, młodsi, starsi, brali od niego gorącą, dużą porcję,
czasem serwując mu jakąś sprośną uwagę, innym razem obdarzając kpiącym
spojrzeniem, a z kolei czasem ignorując zupełnie. On za to starał się na nich w
ogóle nie patrzeć, choć często było na czym zawiesić oko, ale jak mimowolnie
zauważył, teraz byli przynajmniej trochę ubrani, zasłaniając strategiczne
miejsca. Gdy Rachel wróciła, on wrócił do namiotu i zaczął robić porządki, choć
nie bardzo wiedział, gdzie co ma swoje miejsce. Dlatego umył pobrudzone noże i
miski, starł wszystkie blaty i ponownie wyszedł na zewnątrz. Zatrzymał się obok
kobiety, chcąc zapytać, co ma jeszcze robić. Było już zupełnie ciemno, a
rodzice pewnie się o niego okropnie martwili. Kiedy uniósł wzrok, dostrzegł, że
przed wózkiem stoi sam Samuel, przywódca watahy wilkołaków. Mężczyzna również
zawiesił na nim spojrzenie, przyglądając mu się uważnie, a po chwili spojrzał
na Rachel i zapytał beznamiętnym tonem:
– I jak
się sprawuje? – Kobieta odpowiedziała jedynie, że ujdzie i zapytała ile będzie
u niej siedział. Wtedy Samuel jej odpowiedział, że co najmniej dwa tygodnie, bo
tyle Paul miał jeszcze spędzić w szpitalu. Istniała też możliwość, że znajdą
kogoś lepszego na jego miejsce i o tym również jej wspomniał, ale ona jedynie
się zaśmiała, że do tego czasu jakoś da sobie radę z tym szczylem. Tom jednak
coraz bardziej się niecierpliwił, więc w końcu odezwał się nieco drżącym
głosem:
– Ma pani
dla mnie jeszcze jakieś zadania? – Rachel spojrzała na niego, potem na Samuela,
a w końcu pokręciła jedynie głową przecząco. Samuel przesunął się, by kolejka
ruszyła dalej i stanął obok Toma, po czym z miską w ręce powiedział:
– Daleko
stąd mieszkasz? – Tom zakręcił się nerwowo. Wszystko wskazywało na to, że
wilkołak go nie pamiętał. I to go naprawdę cieszyło, bo po wizycie w gospodzie,
kiedy tak mu się naraził, wolał mieć czyste konto przynajmniej o to jedno
niefortunne wydarzenie. Nie chciał jednak kłamać, bo gdyby się wydało, miały
jeszcze bardziej przesrane.
– W
gospodzie „u Ernesta”. To pół godziny drogi stąd. – Samuel pokiwał jedynie
głową, widocznie nadal nie kojarząc faktów. Cóż, kiedy tam zawitał z kolegami,
był już porządnie wstawiony.
– A
pracujesz? – Tom pokiwał głową na potwierdzenie. - Nie będzie to kolidować z
pomocą Rachel tutaj?
– Mógłbym
przychodzić wcześniej i wychodzić przed zmrokiem? – zapytał z nadzieją w
głosie. Już nawet nie chodziło o rodziców, choć zdawał sobie sprawę, ile
kosztowało ich zamartwianie się o niego, ale także o to, że nocą było
niebezpiecznie.
–
Najpierw odpowiedz na moje pytanie – zażądał Samuel, wciąż mu się przypatrując
uważnie.
– O tej
porze zwykle pracuję. Zaczynam o dziewiętnastej – odparł w końcu. Samuel
pokiwał powoli głową. Odpowiedział po chwili:
– W
porządku, więc jutro przyjdź o szesnastej i pójdziesz o osiemnastej. A teraz
wracaj do domu, pracy, czy gdzie tam chcesz, bylebyś jutro trafił tutaj z
powrotem. Inaczej cię znajdę i sam przyprowadzę, ale karę zupełnie inną
wymyślę. – Tom już z nim nie dyskutował, tylko przyjął od niego przepustkę,
pożegnał się krótko i pognał do domu najszybciej, jak umiał.
Sądzę, że opowiadanie jest świetne. Szczególnie
OdpowiedzUsuńczęść o wilkołakach.
Kiedy rozdział o Willu?
Miło mi to czytać :D Will wraca na wiosnę gdzieś, przełom marca i kwietnia :) W dodatku zobaczę, jak przyjmie się to opo, bo jest naprawdę czasochłonne, a William to już w ogóle! xd
Usuńooooooooooo, Szkoda, że tak późno.
OdpowiedzUsuńNo cóż, nie wiem czy wytrzymam, ale będę cierpliwą czytelniczką i wytrzymam.
Nie mogę się doczekać następnego opka!
Weny!!!
P.S. Zamieszczam na swojego bloga nowe opowiadanie fantastyczne!
Zapraszam na smyaoi.blogspot.com
Nie możesz nas opuścić! Musisz wytrzymać :D Zajrzałam do Ciebie, poczytałam i zamieściłam link Twoje bloga u siebie na stronie Linki ;) Dzięki za komentarz :*
UsuńUwierz, nie mam zamiaru opuścić tak świetnego opowiadania. Jestem zbyt ciekawa! Wchodzę do ciebie co tydzień.
UsuńA tak w ogóle, to zmienność zrobiłam na szybko by móc wymyślić inną historię. Opowiada ona o księciu, który przez klątwę został naznaczony i szuka pomocy u czarodzieja, który z nim wyrusza.
Lubię takie klimaty! :D Życzę weny ;)
UsuńThank you and you too!
UsuńNo ja myślę że się przyjmie. Dzięki za odcinek:-)
OdpowiedzUsuńTo milusio <3 dzięki za komentarz, a nie ;P
Usuńautorko, autorko, witam trafiłam tutaj z jakiegoś innego blogu, mam sporo do przeczytania, ale wiedz już jedno przeczytam, no trochę mi to zajmie (ze względu na ograniczony czas) ale przeczytam,, każdy z tekstów otrzyma ode mnie parę słów... cieszę się, że jest zakładka „kolejność czytania” dzięki temu mogę łatwiej sobie poradzić co czytać i w jakiej kolejności...
OdpowiedzUsuńDużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Chciałabym się z tobą skontaktować prywatnie. Czy jest na to jakaś szansa?
OdpowiedzUsuńOczywiście, mój mail to negroblanco071@gmail.com :)
Usuń