Jeszcze raz wszystkiego najlepszego! :*
Enjoy!
Bitwa Pięciu Królestw
Negro Blanco
Prolog
Dawno, dawno temu, nim Krainą Pięciu Królestw,
a wtedy jeszcze Krainą Smoków, zaczęli rządzić Wróżowie, nad pokojem i harmonią
w magicznym świecie mieli pieczę czarodzieje wraz z smokami. Ten wymiar nie
miał kilku władców, a tylko jednego, którym był król Alimartis, Francisco
Wielki.
Historia ta jednak nie opowiada o dziejach potężnego czarodzieja i władcy
Krainy Smoków, a pewnego młodego, niepozornego czarodzieja. Tom, wkraczając
dopiero w dorosłe życie, musiał zmierzyć się, jak wielu innych, z wojną, która
niedługo po narodzinach trzeciego syna Francisca Wielkiego, wybuchła.
Napięcie międzyrasowe widocznie rosło i każdy spodziewał się konfliktów
zbrojnych. Nikt jednak nie pomyślał nawet, że to Wróżowie zdobędą przewagę i
zaczną w zawrotnym tempie plądrować Miasto Magów.
Tom był jasnowłosym, pyskatym, lecz niezbyt silnym mężczyzną. Pracował w
gospodzie „u Ernesta”, pomagając rodzicom prowadzić rodzinny interes. Miał
starszego brata, który od początku konfliktu brał udział w walkach i od tamtej
pory nie miał od niego żadnych wieści. Był jednak dobrej myśli i, jak wielu
innych podobnych jemu ludzi, wierzył, że wojna skończy się pomyślnie dla jego
królestwa. W dodatku w miarę szybko, bo nawet w najuboższych i najmniej
plądrowanych zakątkach miasta, zaczęto odczuwać jej skutki.
Chłopak często był zaczepiany, nigdy nie czuł się bezpiecznie. Choć rzadko
opuszczał dom po zmroku, zdarzało się, że był do tego zmuszony. Najgorzej
było wtedy, gdy trafiał na pijanych żołnierzy z innego królestwa.
Najbrutalniejsi byli jedni z sprzymierzeńców Wróżów – Wilkołaki. Zwłaszcza
blisko pełni, kiedy to nabuzowani negatywną energią, tryskali agresją i
złością, gdzie tylko się dało. I najboleśniej to odczuwał, gdy sam obrywał od
któregoś z nich.
Jednak, jak dotąd udało mu się przeżyć i ostatecznie trafiał do domu w jednym
kawałku. Mieszkał w małym pokoju na poddaszu w gospodzie, w której także
pracował. Kiedy ojciec zamykał, on zaszywał się w swoich czterech ścianach z
małym oknem i marzył, że wojna dobiega końca, a on ma szansę żyć po swojemu,
opuszczając rodzinny dom bez obawy o zdrowie i życie rodziców. Gdyby miał dość
odwagi i siły, to walczyłby u boku brata o wolność Alimartis, ale w tej kwestii
nie miał zamiaru się oszukiwać. Był szczupły, średniego wzrostu i choć nie
brakowało mu odwagi, wiedział, że trudno by mu było wojować na polu bitwy.
Dlatego snuł marzenia o wielkich przygodach, miłości i wspaniałej podróży po
wszystkich światach, jakie istniały. Jednak takie myśli nie opuszczały jego
sypialni i z nikim nie dzielił podobnych planów, bo nie miał przyjaciół, a
kobiety nigdy go nie interesowały. Tym również się nie dzielił, choć w jego
domu nie było jakąś wielką tajemnicą, że istnieją związki męsko-męskie. Jego
stryj, brat ojca, miał wieloletniego kochanka i niejednokrotnie, gdy był
jeszcze mały, ten odwiedzał ich z swoim mężczyzną. Nigdy się nie afiszowali,
ale też nikt nie robił z tego tajemnicy przed nikim. W całym królestwie każdy
uważał to za coś powszechnego, jeśli tylko nie szkodziło to większym interesom.
Właśnie zbliżała się jedna z tych nocy, kiedy księżyc rozświetlał ciemne i
niebezpieczne ulice, a wszechogarniającą ciszę przerywało upiorne wycie bestii,
które podczas pełni były najbardziej niebezpieczne. Spragnione krwi, chciały
jedynie zatopić ostre zęby w czyimś ciele i poczuć metaliczny, gorący smak krwi
w swoich paszczach, by na koniec zawyć głośno do księżyca na znak zwycięstwa.
Tom bał się tych nocy, wtedy zawsze nie mógł doczekać się momentu, kiedy ojciec
zamknie gospodę na cztery spusty i pozwoli mu pójść do swojego pokoju, gdzie
będzie czuł się choć odrobinę bezpieczniej.
W głównej sali, gdzie siedzieli ostatni, przysypiający już goście, dopalał się
ogień w kominku, grajek z harmonijką w ustach wydawał już ostatnie,
przeciągające się wraz z ziewnięciami dźwięki, było duszno i nieprzyjemnie. Tom
odliczał kolejne minuty do zamknięcia, modląc się, by nie zjawili się jacyś
nieproszeni goście. Wycierał kufle z czujną miną, choć dość leniwie, nie mając
siły po całym dniu pracy. Dziś w dodatku gościli niewielki oddział z Sarihmas,
z jakimś ważnym dowódcą na czele, więc najadł się tyle nerwów, że normalnie
wystarczyłoby mu na całe życie. Wiedział jednak, że w takim tempie podobne
wizyty będą miały miejsce częściej, niż rzadziej, choć wolał o tym nie myśleć.
To go przygnębiało.
Zerknął na zegar wiszący na ścianie i dostrzegł, że zbliża się upragniona druga
w nocy. Zostało jedynie kilka minut do zamknięcia, więc odetchnął spokojniej i
odłożył suche już kufle pod bar. Kiedy skończył, miał zamiar udać się do pokoju
rodziców, by zbudzić ojca i wraz z nim zamknąć porządnie gospodę, ale nagle
drzwi otworzyły się, wpuszczając do środka zimne, nocne powietrze. Tom spojrzał
nerwowo w tamtą stronę i kiedy zrozumiał, co widzi, zbladł gwałtownie i złapał
się drewnianego blatu baru, by nie upaść. W drzwiach stała grupa wilkołaków na
czele z przywódcą o imieniu Samuel. Mężczyźni rozejrzeli się z groźnym
spojrzeniem po wnętrzu, po czym podeszli razem do baru. Wysoki, dobrze
zbudowany blondyn o piwnych oczach zlustrował go trudnym do odczytania
spojrzeniem. Zaraz potem odezwał się głębokim, męskim głosem:
– Cztery
piwa, panienko. – Tom nie śmiał nic odpowiedzieć, choć w myślach od razu
zripostował mężczyźnie słowami: wedle życzenia, ty przerośnięty kundlu. W
rzeczywistości jednak milcząc, wyciągnął spod blatu kufle i zaczął nalewać do
nich trunek. Gdy skończył, podał je mężczyznom i wydukał ciche „proszę”. Jeden
z nich położył na blacie jakieś miedziaki, ciemnowłosy zgarnął je drżącymi
dłońmi do kapsy i zajął się czyszczeniem blatu spory kawałek od wilkołaków,
którzy zajęci byli rozmową, dość cichą, jak na swoje zwierzęce zwyczaje.
Odrobinę uspokojony zaczął odczuwać coraz większe zmęczenie. Dostrzegł też, że
pozostali goście opuścili już gospodę, nawet przysypiający grajek wyszedł, gdy
zobaczył, kto odwiedził gospodę „u Ernesta”. Po chwili mężczyźni zażądali
dolewki, więc Tom dolał im, po czym wyszedł zza baru, by uprzątnąć stoliki i
zająć czymś ręce do momentu, aż te cholerne kundle postanowią opuścić gospodę
oraz pozwolić mu odpocząć po całym dniu ciężkiej pracy. Niedługo potem usłyszał
kroki, więc automatycznie obejrzał się za siebie i dostrzegł zaspanego ojca,
który był widocznie zaskoczony, że o tej porze mają gości. Przywitał ich
spokojnie, a chwilę później podszedł do syna.
– Połóż
się, Tom, ledwo stoisz na nogach – powiedział kładąc mu rękę na ramieniu.
Chłopak widział w jego oczach troskę i uśmiechnął się lekko. Z ojcem zawsze
miał dobre relacje.
– Nie,
zaczekam z tobą, razem szybciej się uwiniemy. – Mówili cicho, nie chcąc się
dodatkowo narażać wilkołakom podczas pełni. Ci zaczęli coraz głośniej
dyskutować, przez co Tom i jego ojciec oglądali się na nich coraz bardziej
nerwowo. Gdy starli już wszystkie blaty, Samuel zawołał:
– Jeszcze
po jednym, panienko! – Młodzieniec zacisnął usta i ruszył w stronę baru. Żeby
wejść za ladę, musiał przejść obok mężczyzn, i kiedy mijał ich, poczuł, jak ten
siedzący najbliżej brzegu klepnął go w pośladek. Krzyknął krótko z zaskoczenia
i wszedł pośpiesznie za bar. Słyszał ich śmiech, czuł na sobie spojrzenie ojca
i zawstydził się okropnie, czego dowodem były zaróżowione policzki. Gdy
drżącymi z złości i strachu dłońmi nalał piwa do kufli i podał je wilkołakom,
spojrzał na nich z dziwnym błyskiem w oczach i powiedział:
– Nie
jestem panienką, jeśli nie zauważyliście. – Gdy zorientował się, co zrobił,
automatycznie zbladł i cofnął się mimowolnie, czując na sobie świecący wzrok
bestii ukrytych w ludzkich skórach. Przełknął nerwowo ślinę i odwrócił od nich
wzrok. Czuł się jak w potrzasku, nie mógł wyjść zza baru, ani też tu zostać, bo
obecność mężczyzn przyprawiała go o mdłości.
– Ja
zauważyłem. Zwyczajnie złośliwy jestem – odezwał się Samuel i wstał z swojego
miejsca. Obszedł jednego z towarzyszy i podniósł powoli blat, wchodząc za bar i
zbliżając się z drapieżnym wyrazem twarzy do młodzieńca. Tom zaczął się cofać,
ale już po chwili oparł się plecami o ścianę.
–
Przepraszam, pana – wyszeptał i zacisnął oczy, czekając w napięciu na to, co
zaraz się stanie. Po chwili usłyszał ciche prychnięcie i niepewnie otworzył
oczy. Spojrzał na wilkołaka i aż sapnął, widząc, jak blisko niego ten stoi.
Zerknął w stronę sali, szukając wzrokiem ojca, ale ten stał jak sparaliżowany i
patrzył na niego z przerażeniem.
– Jak
masz na imię? – Samuel wyciągnął jedną rękę i przejechał opuszkami palców po
gładkim policzku chłopaka. Ten zatrząsł się niekontrolowanie, czując zbierające
mu się łzy w oczach.
– Thomas
– odparł wysokim głosem i odchrząknął od razu. Usłyszał śmiech pozostałej
trójki i zacisnął zęby, żeby już więcej nie powiedzieć o słowo za dużo.
– Tatuś
mówi do ciebie Tom, prawda?
– Niech
pan go zostawi, proszę. To dzieciak jeszcze jest, głupi i niesforny. – Obejrzał
się gwałtownie na ojca, który podszedł do nich prędko i złapał go za rękę,
ciągnąc w swoją stronę. Samuel przepuścił ich, podnosząc ręce do góry i uśmiechając
się niby przepraszająco.
– Może
wypadałoby go trochę wytresować, co? – zakpił jeden z wilkołaków. Tom dostrzegł
kątem oka, że już kończyli pić piwo i miał szczerą nadzieję, że to było
ostatnie.
– Jeśli
tata ci pozwoli… - zaśmiał się Samuel, patrząc dziwnym wzrokiem na Toma. Ten
spiął się i chwycił ojca mocniej za przedramię.
– To nie
pies, jak panowie widzą. A teraz naprawdę byłbym wdzięczny, gdybyście pozwolili
nam już zamknąć gospodę. Jest bardzo późno. – Ernest mówił spokojnie, choć był
naprawdę zdenerwowany i Tom doskonale to widział. Było mu głupio, że
doprowadził do takiej sytuacji.
– Takiego
chłopca też można wytresować – zaśmiał się kolejny z towarzyszy. Po chwili
Samuel wyminął ich z uśmiechem na twarzy. Podszedł do kompanów i poklepał ich po
plecach na znak, by wstali z swoich miejsc.
– Dobrej
nocy, mili gospodarze – rzucił przez ramię Samuel, oglądając się jeszcze z
dzikim spojrzeniem na Toma, który aż zadrżał. I sam nie wiedział do końca, z
jakiego powodu. Gdy już trochę się otrząsnęli z ojcem, zaczęli zamykać lokal w
pośpiechu. Nie chcieli mieć na głowie kolejnych, nieproszonych gości.
Gdy skończyli, powłóczył nogami na górę po schodach, by zażyć choć odrobinę
snu. Dochodziła trzecia w nocy, a on z samego rana musiał udać się na targ, by
kupić jedzenie potrzebne dla nich i do kuchni w gospodzie, gdzie jego matka
przyrządzała posiłki dla gości. Nie mogli sobie na wiele pozwolić z racji
wojny, która trwała już niemal od roku. Mimo to interes jakoś się kręcił, bo
odwiedzali ich czasem dowódcy z swoim oddziałem, jacyś zamożni przejezdni i
miejscowi pijacy, którzy nie brali udziału w wojnie, więc zamiast honorowo
umrzeć na polu walki, zapijali się na śmierć.
Przekręcał się z boku na bok, ale nie mógł w ogóle usnąć. W końcu wstał z
łóżka, bo było mu gorąco i uchylił okno. Wciągnął świeże, nocne powietrze i
odetchnął ciężko. Ten wieczór naprawdę mógł się inaczej dla niego skończyć.
Wsłuchał się w pojedyncze dźwięki miasta, poza którymi trwała zupełna i aż
wdzierająca się do uszu cisza. Po chwili Tom spojrzał na srebrny księżyc w
pełni i zastanowił się, co czuł taki wilkołak, gdy patrzył na jego pełną, jasną
tarczę. Chwilę później usłyszał głośne wycie jednego z nich i aż zatrząsł się
na myśl, że po mieście chodzili w swojej prawdziwej postaci. Zamknął szybko
okno i wrócił do łóżka, zmuszając się do snu. A kiedy już odpłynął, śniło mu
się to, o czym zawsze marzył. Pokoju, wolności i wspaniałej przygodzie. Tego
pragnął. I wierzył, że kiedyś uda mu się zrealizować te marzenia.
Cudne już się rozmarzyłam i czekam na dalej:-)
OdpowiedzUsuńWszystkiego najlepszego na święta i Nowy Rok:-)
Cieszę się bardzo :3 Dziękuję :D
Usuńciekawy początek...Samuel iTom... czakam na wiecej Wszystkiego najlepszego na święta i Nowy Rok
OdpowiedzUsuńDziękuję i nawzajem! :D
Usuń