Cześć! Święta coraz bliżej, chociaż atmosferę czuć jedynie w dużych miastach, bo śniegu wciąż nie ma :c W każdym razie, zmiany na blogu aż rażą w oczy, niestety - ten cudowny i według mnie idealny szablon zaczął się psuć. Próbowałam to naprawić i nawet prosiłam innych o pomoc, ale nic nie wskórałam na tyle, by mnie to zadowalało. Szczerze mówiąc nieco frustruje mnie to, że coś ciągle na blogspocie nie działa, ale... nie mam siły nawet myśleć o przeniesieniu bloga, a co dopiero, by wprowadzić to w życie. Do końca tomu zostały 2 rozdziały. Trochę mnie to przeraża. Co dalej? Przekonacie się niebawem, mam nadzieję ;) Jeśli zaś chodzi o wygląd bloga, to prawdopodobnie ciągle coś będzie się zmieniać.
Enjoy!
Rozdział 27
Potrzebowali dwóch dni, by przygotować się i wyposażyć w wszystko, co
niezbędne do podróży. Najpierw podjęli decyzję, że pojedzie Michael z Dymitrem
i Ryanem, jednak Patrick ostatecznie wynegocjował z Claudiusem, że też
pojedzie. Mężczyzna miał widoczne opory, by się na to zgodzić, jednak w końcu
skapitulował, czym zaszokował wszystkich niezmiernie. Choć przecież nikt nie
dyskutował, ani nie dopytywał, nie chcąc przeszkodzić Patrickowi w planach. Ten
widocznie potrzebował wyjechać na jakiś czas, był bardziej nerwowy niż
kiedykolwiek dotąd, a dodatkowo niemal bez przerwy kłócił się z Claudiusem. Nie
rozmawiali o ich relacjach na prawo i lewo, ale każdy zorientował się, że tą
dwójkę coś łączy. I to zdecydowanie coś przekraczającego zwyczajne relacje.
Will został w zamku, ponieważ, jak to podkreślił Claude, jego obecność
na kilka dni przed festynem wiosennym była bezwzględnie konieczna. Książę miał
zamiar to przedyskutować, ale kiedy dowiedział się, że Feliks także zostaje w
Sarihmas, odpuścił sobie. Mimo wszystko martwił się o Ryana, a nawet po części
i Patricka. Powtarzał sobie, że przecież będą z parą silnych i lojalnych
wampirów, a prawdopodobieństwo, że i tym razem Lorcan odważy się na tak trudny
i pożerający energię wyczyn, by któregoś z nich opętać, czy pozbawić wolnej
woli, było raczej niewielkie. Nawet Claude powiedział, że ostatnim razem to nie
władca Podziemi był odpowiedzialny za ten cały incydent, a jakiś… Nawet nie
pamiętał. Ale na pewno ktoś inny. Kiedy chcieli wypytać Claudiusa skąd zna tą
energię, ten zaczął się wykręcać i niewiele im wyjaśnił. Jedynie tyle, że znał
kiedyś kogoś takiego i dobrze pamięta jego energię.
Jednak William zastanawiał się jakim sposobem ten cały demon, znajomy
Claudiusa, był w stanie ich wszystkich kontrolować z Podziemi. I znalazł tylko
dwie odpowiedzi – mężczyzna był tak silny jak Lorcan, lub czarował będąc gdzieś
niezwykle blisko – dokładniej mówiąc w Sarihmas, między nimi. I to napawało go
swoistym niepokojem.
Zaczął też miewać nieprzyjemne sny. Porównując je do tych, które
miewał mieszkając jeszcze na Ziemi, nie były aż tak przerażające. Jednak
dręczyły go bardziej, bo dotyczyły jego przyjaciół. Często śniły mu się dziwne
sytuacje, przepełnione ciągłym lękiem i poczuciem niepewności. Śniąc,
nieustannie czuł, jakby zaraz komuś z jego bliskich miała stać się krzywda,
przez co niejednokrotnie zrywał się w środku nocy z krzykiem. Ale teraz obok
był Feliks. I zawsze pomagał mu zasnąć ponownie.
Jednocześnie trwały przygotowania do festynu wiosennego. Will miał
szansę to zobaczyć, gdy zmierzając w stronę domu Loli i Elarena, musiał przejść
przez miasto. Ludzie z zapałem dekorowali ulice, szykowali plac na stragany i
innego rodzaju miejsca, gdzie wszyscy zainteresowani będą mogli zażyć rozrywki.
Gdy dotarł do domu przyjaciółki, zastał w środku tylko ją. Dziewczyna
wyjaśniła mu, że Elaren jest w pracy. Usiedli razem w sypialni na łóżku w
zupełnej ciszy, aż do momentu, kiedy w końcu William się odezwał.
- Jak się czujesz? – Lola spojrzała na niego z słabym uśmiechem i
odpowiedziała:
- Lepiej, dzięki. Oddamy ci wszystko, gdy tylko Elaren dostanie
wypłatę – zapewniła. William przyjrzał się jej z troską. Nawet jeśli mówiła, że
czuła się lepiej, nie mógł jej uwierzyć, kiedy widział, jak wygląda. Widocznie
schudła i miała poszarzałą cerę.
- Daj spokój, kiedy się odkujecie i wszystko się ułoży, będziecie
mogli o tym ewentualnie pomyśleć. Nie śpieszy się – odparł. Obdarował ją swoim
najszczerszym uśmiechem i oparł się wygodniej o poduszki za sobą. Lola
zajmowała miejsce naprzeciw niego, ale od początku na wpół leżała. Widocznie
nie czuła się na siłach, żeby prosto siedzieć. Will widział, że jej stan
kompletnie przeczy temu, co dziewczyna mówi.
- Wiesz, słyszałam, że Ty i Feliks… Trochę głupio mi pytać, ale wiesz
jaka ja jestem. Muszę wiedzieć i koniec – powiedziała z słabym uśmiechem,
przyglądając się przyjacielowi. William poczuł, że mimowolnie się trochę
rumieni. Zakręcił się w miejscu i wygładził spodnie, po czym dopiero zerknął na
dziewczynę i odpowiedział:
- Chyba… jesteśmy ze sobą – wydusił ledwo słyszalnie i momentalnie
odwrócił spojrzenie. Podrapał się po policzku, czując kiełkujący zarost. Lola
patrzyła na niego z uśmiechem. Po chwili
uniosła się powoli i przysunęła do niego bliżej. Złapała go za rękę i ścisnęła
lekko. Wtedy Will ponownie na nią spojrzał i odpowiedział jej uśmiechem.
- Cieszę się. Widać, że coś do niego czujesz – książę jeszcze bardziej
się zarumienił. Chwilę później Lola puściła jego rękę i wróciła na swoje
miejsce. William przyjrzał się jej ponownie i z smutkiem musiał przyznać, że
naprawdę wyglądała coraz gorzej. Miała szarą skórę, zapadnięte policzki,
widocznie schudła i wydawało się, że włosów też miała dużo mniej na głowie, niż
kiedykolwiek wcześniej.
- Tak, zaangażowałem się, brawa dla Williama – Lola zaśmiała się
cicho, rozbawiona i zaraz potem zakaszlała. – A co do Feliksa, szuka w
Alimartis lekarza dla ciebie. Mówił, że jest tam dużo magów, którzy interesują
się medycyną i różnymi tajemniczymi przypadkami – Lola pokiwała głową i
odkrząknęła.
- Złapałam tajemniczy przypadek, brawa dla Loli – William uśmiechnął
się do niej i zaraz zapytał:
- A co u Seana? Zrobił w końcu coś, by być z Rossetą, czy nadal się
obija? – Lola skrzywiła się trochę i odgarnąwszy grzywkę odpowiedziała:
- A daj spokój. Wykręca się jak może, a to pracą, a to, że ona ma
pracę, że jej rodzice go nie lubią. Zastanawiam się, czy to dlatego, że się
wstydzi, czy dlatego, że nie chce. Bo przecież, jak się chce, to się znajdzie
sposób, nie? – Odpowiedziała chłopakowi. William również nieco się skrzywił i
dokończył za dziewczynę.
- A jak się nie chce, to się znajdzie wymówkę. Wiem coś o tym – Lola
spojrzała na niego poważniej i pokiwała głową, ale nie skomentowała tego. Skoro
wszystko się jakoś ułożyło pomiędzy Willem i Ryanem, nie było sensu do tego
wracać. Tak uważała i miała zamiar się tego trzymać.
Rozmawiali jeszcze z godzinę, jak dawniej, żartując i wspominając
wspólnie minione lata. Oczy dziewczyny nie raz zaszły łzami wzruszenia, a
czasem i śmiechu. W końcu widocznie zmęczona, położyła się. Zasnęła po kilku
minutach, a wtedy William wyszedł po cichu z mieszkania i zszedł po schodach na
sam dół. Gdy wychodził na zewnątrz, dostrzegł zmierzającego w stronę kamienicy
Feliksa. Już miał do niego pomachać i zawołać go, kiedy dostrzegł, że ten nagle
zmienił kierunek, w którym chwilę wcześniej podążał. Elaren kiedyś mu
wspominał, że wszystko w porządku z okolicą w której mieszkają, poza jednym
małym aspektem. Niedaleko, bo właściwie po drugiej stronie ulicy znajdował się
burdel. William patrzył w osłupieniu na to, jak Feliks otwiera drzwi budynku i
znika za nimi. Kiedy już do niego dotarło, co się stało, zacisnął pięści i
aportował się do zamku.
***
Patrick był zmęczony. Odkąd jego magia została zablokowana, nie mógł
za jej pomocą regenerować swojego ciała. Potrzebował snu, jedzenia, ciągłego
dbania o higienę, żeby czuć się komfortowo. Jego kompani nie mieli podobnych
problemów. A jemu było trochę wstyd bezustannie narzekać. W innych
okolicznościach zapewne by się nie wahał, jednak przed nimi, a zwłaszcza Ryanem
nie chciał wyjść na wydelikaconego księcia. Dlatego nie narzekał, kiedy po raz
kolejny kąpał się w lodowatej wodzie jeziora. Byli daleko od miasta i od kilku
dni nocowali pod gołym niebem w koszmarnych warunkach. Książę często budził się
obolały.
Wyszedł z wody szczękając zębami i szybko zaczął się wycierać jakimś
materiałem, który służył mu za ręcznik. Na szczęście dobrze chłonął wodę. Gdy
osuszył skórę, ubrał się i nadal nieco trzęsąc z zimna wrócił do obozu.
Opatulił się szczelniej kocem i usiadł przy ognisku. Odetchnął ciężko, czując
ciepło ognia. Michael i Dymitr gdzieś zniknęli. Książę rozejrzał się za Ryanem,
ale zaraz zorientował się, że ten siedział w namiocie, bo usłyszał:
- Ja pierdolę! – krzyknął chłopak, rozkładając zapewne posłanie i to
do tego nieco nieudolnie. Patrick uśmiechnął się pod nosem z rozbawienia, lecz
po chwili zaburczało mu w brzuchu. Uśmiech od razu zszedł mu z twarzy. Skrzywił
się brzydko i ruszył do swojej torby. Wyjął z niej kawałek chleba i usiadł
przed ogniskiem. Zaczął spokojnie jeść, a po chwili ułowił uchem, jak któryś z
koni prychnął głośniej. Wtedy zobaczył, że Ryan wyszedł już z namiotu i z
krzywą miną szedł w jego stronę.
- Co się działo w tym namiocie, że jesteś tak zdenerwowany? – zapytał
z lekkim uśmiechem i zrobił mu trochę miejsca, by chłopak zmieścił się obok
niego na ociosanej desce, chwilowo służącej im za mebel.
- Pobrudziłem koc, pod któryś śpię. Wlazłem z butami do środka jak
kretyn – wyjaśnił młody wampir. Patrick obejrzał się na miejsce ich noclegu.
Spali razem z Ryanem w jednym namiocie, a Michael z Dymitrem w drugim.
- To chodź, wyczyścisz go nad rzeką, a dzisiaj prześpimy się pod moim
– zaproponował książę. Ryan przyjrzał mu się niepewnie, zastanawiając się czy
ten mówi poważnie, zwłaszcza w kwestii spania pod jednym kocem. Cóż, skłamałby,
gdyby powiedział, że go to w ogóle nie zawstydziło.
- No… dobrze – odpowiedział w końcu i wstał powoli. Kiedy poszedł do
namiotu po pobrudzone przykrycie, Patrick narzucił na siebie płaszcz. Poczekał
jeszcze przez moment na Ryana i razem poszli nad strumień, gdzie sam książę
jeszcze niedawno brał kąpiel. Nie odzywali się do siebie do końca drogi,
dopiero nad wodą Patrick kichnął niekontrolowanie. Wampir obejrzał się na niego
i z lekkim uśmiechem rzucił:
- Na zdrowie – Książę uśmiechnął się krzywo i przysiadł na brzegu.
Było trochę niewygodnie, bo niektóre kamienie miały ostre krawędzie, ale to i
tak było lepsze, niż stanie na zmęczonych nogach. Niby już przyswoił myśl, że
nie posiada póki co magii, a właściwie jest ona tak bardzo ograniczona, że nie
umie jej w żaden sposób z siebie wykrzesać. – Nie jesteś przeziębiony, mam
nadzieję? – zapytał już nieco zaniepokojony Ryan, kiedy chłopak dodatkowo
pociągnął nosem.
- Chyba nie. Sam nie wiem, dawno nie chorowałem – odpowiedział cicho,
czując uciążliwą suchość w gardle. Ryan szybko uporał się z błotem na kocu, a
kiedy skończył, przewiesił go na jednej z gałęzi i przysiadł obok Patricka. Ten
wpatrywał się w skrawek nieba, jaki było widać dzięki polanie nieopodal
jeziora. Poza tym jedynym miejscem, wszędzie dookoła były drzewa. Światło
księżyca odbijało się w niespokojnej tafli strumienia, a odgłosy nocy pobudzały
zmysły, zmuszały do pracy i zachowania czujności. Ryan przyjrzał się jego
twarzy. Naprawdę był podobny do Williama. Ale było w nim coś jeszcze. Jakaś
cecha sprawiała, że nawet patrząc na niego, można było domyślić się, że w
rzeczywistości bracia stanowią zupełne przeciwieństwo.
- O czym myślisz? – zapytał Ryan. Patrick zwrócił na niego spojrzenie
i drgnął nieznacznie, gdy zorientował się, że chłopak siedzi obok. Przyjrzał się
jego twarzy, ciemnym oczom, ładnie wykrojonym wargom i piegom, a także pieprzykom,
których chłopak tak w sobie nie lubił. Ryan niezaprzeczalnie mu się podobał.
- O Claudiusie. – Chłopak zrobił zdziwioną minę i zapytał niepewnie:
- Tęsknisz za nim? – Bał się odpowiadać. Ryan wiedział więcej, niż
ktokolwiek inny o jego relacji z Claudiusem i zdawał sobie sprawę, że była
pokręcona. Mimo to, chciał z nim o tym porozmawiać. Pozbyć się ciążącego na
serce balastu. Dziwnie się czuł. Chyba się… stresował? Prawdopodobnie, choć to
było do niego niepodobne. Wygładził nerwowo spodnie, po czym wziął oddech i
odpowiedział:
- Myślałem sporo o łączącej mnie i jego relacji. To… jak zapewne już
wiesz… dosyć toksyczna miłość. O ile nią jest, bo choć Claude nieraz mi mówił,
że mnie kocha, jego czyny trochę temu… zaprzeczają. – Zarumienił się, widocznie
zawstydzony. Trudno mu się o tym mówiło, jednak równie trudne było trzymanie
tego tylko dla siebie. Ryan za to słuchał uważnie przyjaciela, szczerze mu
współczując. On sam przeżył nieszczęśliwą miłość i William niezaprzeczalnie go
zranił, jednak nigdy nie obraził go z premedytacją, już o przemocy fizycznej
nie wspominając. Bawiło go jedynie w tym wszystkim to, że obaj z Patrickiem nie
chcieli niczego więcej, aniżeli zdrowej i szczęśliwej miłości.
- Zauważyłem, że trochę się od siebie odsunęliście, no nie? – zapytał
Ryan, chcąc mocniej przekonać Patricka do mówienia.
- Ja się odsunąłem. Nie pamiętam, kiedy ostatnio się kochaliśmy –
pożalił się i odchylił głowę do tyłu, przymykając oczy. Ryan odwrócił od niego
wzrok i zapatrzył się na taflę wody. Błyszczała niesamowicie od jasnego światła
księżyca. Układał w głowie to, co usłyszał, a także to, o co chciał zapytać
Patricka. W końcu zdecydował się na proste i krótkie pytanie.
- Chcesz z nim być? – Patrick spojrzał na niego z szokiem wymalowanym
na twarzy. Nie spodziewał się takiego pytania, właściwie nawet nie rozważał
wcześniej, czy powinien zakończyć relację
łączącą go z Claudem. Rozważał jedynie, co mógłby zrobić, by zmienić
mężczyznę i wyjaśnić mu, że nie chce takiego traktowania. Wydawało mu się, że
odpowiedź na pytanie Ryana jest oczywiście twierdząca, jednak w chwili, gdy
otworzył usta, zawahał się i zamknął buzię. Zmarszczył brwi i podciągnął
mocniej kolana do siebie. W końcu nie odpowiedział na pytanie Ryana, bo nie
wiedział, co mógłby powiedzieć. Dlatego Ryan odezwał się ponownie: - Uważam, że
zasługujesz na kogoś lepszego, Patrick. Ale nie mam zamiaru się wymądrzać,
choćby przez wzgląd na to, że sam biegałem za Willem tyle czasu, nie otrzymując
od niego tego, czego oczekiwałem. Nawet teraz… nie mogę powiedzieć, że nic do
niego nie czuję, choć przecież widzę, jak strasznie kocha Feliksa i jak bardzo
go już nie obchodzę – zaśmiał się gorzko, nieco zawstydzony swoim wywodem.
- Ty przynajmniej umiałeś go zostawić.
- Ta… Nie było to łatwe, ale udało się. Tak, czy inaczej, jest to do
zrobienia, nie? Po prostu musisz podjąć decyzję – powiedział Ryan i objął
przyjaciela ramieniem. Patrick dał się przyciągnąć i uśmiechnął się na miły
gest chłopaka. Potrzebował wsparcia i Ryan mu je dawał. Był mu za to ogromnie
wdzięczny.
- Wracamy? Zimno mi – powiedział i zaczął powoli wstawać. Młody wampir
też podniósł się na nogi, po czym obaj ruszyli do obozu. Ryan porwał jeszcze
szybko koc z gałęzi. Michaela i Dymitra nadal nie było.
- Dziś długo ich nie ma – rzucił luźną uwagę Ryan, chcąc nieco załagodzić
atmosferę przed snem.
- Pewnie się ruchają gdzieś w krzakach – odpowiedział Patrick z
ironicznym uśmiechem i bez chwili zwłoki wlazł do namiotu, przykrywając się
porządnie kocem. Nie minęło wiele czasu, kiedy i Ryan do niego dołączył i
położył się obok, włażąc pod koc i wtulając się w jego plecy przez pytania.
Patrick nie protestował. Nawet wcisnął się bardziej w ciało za sobą. Po chwili
poczuł, jak zimne palce księcia łapią go za rękę i próbują się w ten sposób
rozgrzać, choć przecież temperatura ciała Ryana po przemianie nieco spadła.
Jednak nadal można było wyczuć od niego ciepło. I to Patrick zamierzał
wykorzystać, kiedy było mu tak okropnie zimno.
- Słodkich snów, Patrick – rzucił cicho Ryan i pogłaskał kciukiem jego
palce. Książę nic nie odpowiedział. Ścisnął tylko mocniej jego rękę i oparł tył
głowy o pierś chłopaka za sobą. Tak, czuł się z nim bezpiecznie. Mógłby go
pokochać. Bo wiedział, że nawet jeśli Claudius coś do niego czuje, być może
nigdy nie okaże mu tego w sposób, jaki księcia by satysfakcjonował.
***
Feliks szukał Williama po zamku. Odwiedził nawet Lolę, ale ta
poinformowała go, że chłopak już wyszedł. Potem teleportował się tutaj i
odwiedził ogrody, bibliotekę, kuchnie, nawet jego sypialnię, ale w żadnym z
tych miejsc go nie znalazł. Nieco sfrustrowany postanowił wypytać służbę. Jedna
z służących powiedziała mu, że książę udał się do zachodniej wierzy i nie
zszedł stamtąd od obiadu. Podziękował krótko dziewczynie i ruszył w tamtą
stronę. Wspinaczka po schodach jednak zajęła więcej czasu, niżby sobie życzył,
ale w końcu dotarł pod właściwe drzwi. Otworzył je powoli i zajrzał do środka. William
siedział na parapecie przy otwartym oknie z szkicownikiem na kolanach i
ołówkiem w ręce. Uniósł na niego spojrzenie, które dalekie było do
sympatycznych, a co dopiero radosnych. Odrobinę zbity z tropu czarodziej wszedł
niepewnie do środka i przywitał się spokojnie:
- Dzień dobry. Trochę stąd wysoko. Nie boisz się, że spadniesz? –
William zsunął nogi z parapetu. Odłożywszy wszystko na stolik obok, wyminął
mebel i podszedł do czarodzieja. Poprawił mu kołnierzyk koszuli i przyjrzał się
jego twarzy z bliska. W końcu odpowiedział:
- A ty się boisz, Feliks? Boisz się, że spadnę? – Czarodziej spiął się
lekko, ale nie chcąc dać po sobie poznać ogólnego zdziwienia i zaniepokojenia,
odpowiedział luźno:
- Już nie stoisz koło okna, więc nie. – Nagle Will zniknął mu z oczu i
dosłownie sekundę później stał na parapecie. Feliks zerwał się z miejsca, by do
niego podbiec, ale Will pogroził mu palcem.
- Najpierw mi odpowiedz. – Czarodziej przełknął ślinę i posłusznie się
zatrzymał, nie mając pojęcia, co się dzieje. Już sam nie wiedział, która opcja
jest gorsza – czy ta, że to Lorcan czy jakiś inny popaprany demon opętał
Williama, czy ta, że to sam książę chce doprowadzić go do białej gorączki i
póki co szło mu wręcz doskonale.
- O co ci znowu chodzi, Will? – Zapytał, zdenerwowany. Chłopak był
cudowny, naprawdę, Feliks go uwielbiał, ale momentami wychodziła z niego
prawdziwa bestia – czystej krwi szlachcic, wysoko urodzony arystokrata, pieprzony
książę, który myśli, że wszystko mu wolno.
- Odpowiedz! Byłoby ci przykro? Tęsknił byś chociaż za pieprzeniem
mnie?! Powiedz, Feliks! – Mężczyzna zacisnął zęby. A więc to jednak Will. Mieli
już kilka spięć, zwłaszcza od momentu, kiedy zaczęli ze sobą sypiać, ale nigdy
aż tak poważne one nie były. Czarodziej przyjrzał się chłopakowi dokładniej i
dostrzegł, że ten ma zaczerwienione oczy i ślady łez na policzkach. Coś
ewidentnie musiało się stać.
- Odpowiem, kiedy zejdziesz i usiądziesz obok mnie – William
zaszlochał niekontrolowanie i zasłonił przedramieniem oczy. W końcu usiadł na
parapecie, a wtedy Feliks dobiegł do niego i ściągnął go z okna, po czym
odsunął na bezpieczną odległość i zamknął ciasno w ramionach. Will go nie
objął, stał nieruchomo, wciskając jedynie twarz w pierś mężczyzny i siłą woli
próbując powstrzymać łzy, które uparcie cisnęły mu się do oczu. Stali tak przez
długą chwilę, Feliks głaskał go po włosach z tyłu głowy, plecach, łapał go za
dłonie, ale nic nie mówił. Podobnie jak Will, choć to on w końcu pierwszy się
odezwał.
- Nie odpowiadaj, chyba nie chcę wiedzieć. – Wyswobodził się z jego
objęć i zniknął z cichym sykiem.
- Kurwa! – krzyknął czarodziej i wyszedł z wieży, zbiegając po
schodach na dół. Zatrzymał się na balkonie i rozejrzał po głównym holu, ale
nigdzie nie dostrzegł chłopaka. Wtedy pobiegł w stronę jego komnat i chwycił za
klamki, ale drzwi ani drgnęły, najwidoczniej zaryglowane. – William, otwórz! –
warknął wzburzony. Wyraźnie słyszał po drugiej stronie nerwowe kroki, dlatego
miał pewność, że to chłopak tam siedzi i nadal próbuje go wyprowadzić z
równowagi. Cóż, już dobrą chwilę temu mu się udało, dlatego mógłby sobie w
końcu darować. Szarpnął ponownie za klamki i znów zawołał, nieco spokojniej: -
Otwórz, Willy, porozmawiajmy. – Mijały kolejne długie minuty, kiedy Feliks już
tracił nadzieję na to, że chłopak zdecyduje się otworzyć, jednak w końcu
usłyszał kroki nieopodal drzwi, a nawet zgrzyt rygli i zamka. Drzwi po chwili
się otworzyły, a William, kiedy zostawił je otwarte, odwrócił się tyłem do
mężczyzny i podszedł do łóżka. Nie miał już na sobie butów, dlatego położył się
na nim od razu i przykrył wierzchnią narzutą. Feliks wszedł powoli do środka i
podszedł do chłopaka. Również zdjął buty i położył się obok na plecach.
- Nawet jeśli nie chcesz, żebym odpowiadał, i tak to zrobię – rzucił
jak do sufitu, bo i w niego się wpatrywał, choć słowa kierował do Williama. –
Zawsze się o ciebie boję. Nie było tak od początku, a przynajmniej do chwili,
gdy miałem magię. Bo nie bałem się wtedy, gdy byłeś przy mnie, wierzyłem, że
będę mógł cię obronić i zapewnić ochronę. Ale teraz, gdy jestem tak słaby, jak
wszyscy zwykli ludzie, boję się nawet w tej chwili, gdy nie stoisz na tym
cholernym parapecie w zachodniej wieży i nie mówisz tak, jakbyś lada moment
miał skoczyć. Leżysz w wygodnym, ciepłym łóżku, a ja i tak się boję, Will.
Dlatego nie rób więcej takich rzeczy. I teraz sam mi wyjaśnij, co było tego
powodem. – Nie doczekał się jednak odpowiedzi. William milczał jak zaklęty, a
Feliks powoli tracił cierpliwość. Złapał za materiał i odsłonił chłopaka. Ten
jęknął z niezadowoleniem i spróbował chwycić zabrane okrycie, ale bez
oczekiwanego skutku.
- Oddaj. Nie chcę z tobą rozmawiać – rzucił z żalem w głosie i nawet
nie spojrzał na czarodzieja, choć siedział przodem z wyciągniętą ręką w stronę
narzuty, jaką Feliks dzierżył w dłoni.
- Dlaczego nie chcesz? – Zapytał z ledwo hamowaną złością mężczyzna.
Rzucił nakrycie na ziemię i powalił Williama na poduszki, zawisając nisko nad
jego twarzą i wpatrując mu się przenikliwie w oczy. – Jeśli jeszcze raz
spróbujesz mi uciec, to dostaniesz lanie, nie żartuję. – William wydął kpiąco
wargę, choć jego smutne spojrzenie psuło cały efekt.
- Chodzisz do burdelu – powiedział książę. Nawet nie zapytał, po
prostu oznajmił beznamiętnym tonem. Feliks zrobił minę w stylu – serio o to ci chodzi? – i pokręcił głową
z niedowierzeniem. W końcu uśmiechnął się z politowaniem i pocałował Williama w
czoło. Chłopak jednak się skrzywił i odsunął go od siebie mało delikatnie.
Czarodziej jednak nie dał się zrzucić, a jedynie przycisnął jego ręce do
poduszek i tym razem pocałował go w usta. Kiedy się od nich oderwał, zapytał z
rozbawieniem:
- Naprawdę o to ci chodzi? – William skrzywił się i kiedy ten ponownie
się pochylił z zamiarem pocałowania go po raz kolejny, odwrócił głowę, przez co
usta Feliksa wylądowały na jego policzku.
- Taki jesteś cwany? A przypomnij sobie jak się spinałeś, kiedy ten
cały pirat, Kilian, chciał mnie na swoim statku wyruchać! – Feliksowi od razu
uśmiech zszedł z twarzy.
- To nie jest dobre porównanie. To była kompletna szumowina! –
krzyknął, wytrącony z równowagi. Zszedł też z chłopaka i tym razem usiadł obok.
Założył ręce na piersi, widocznie zdenerwowany.
- A bo uwierzę, że ty tylko szlachetnych ludzi rżniesz! – William
poczerwieniał ze złości i sam też usiadł na łóżku, wpatrując się w kochanka z
wściekłością, żalem i zazdrością.
- Ja jestem dorosły i mam prawo robić, co chcę i z kim chcę. Ty jesteś
jeszcze gówniarzem, w dodatku księciem i następcą tronu. Ja mam obowiązek cię
pilnować i moja złość była zupełnie uzasadniona. Gdyby mnie tam nie było,
poszedłbyś z tym pieprzonym piratem i być może nigdy byś już nie wrócił! –
Przedstawił swoje kontrargumenty Feliks. William skrzywił się jeszcze mocniej i
nie odpowiedział, wnioskując, że to nie ma sensu. Feliks miał rację. To on był
żałosnym, zazdrosnym dzieciakiem i powinien się ogarnąć. Mimo to nie potrafił.
Złość i zazdrość jaką czuł, była nie do pokonania. – Willy, posłuchaj… Nie chcę
się kłócić, rozumiesz? Czego ode mnie oczekujesz? – Książę spojrzał na niego
wilgotnym spojrzeniem.
- Niczego. Przepraszam za moje zachowanie – odparł wypranym z emocji
głosem i położył się plecami do mężczyzny. Feliks wziął głębszy oddech, nie
spodziewając się TAKIEJ odpowiedzi po TAKIM wybuchu. Ale widząc tego chłopaka,
czując na sobie jego rozkochane, niewinne spojrzenie, nie potrafił odpuścić.
- Wyduś to z siebie – poprosił spokojnie i położył się blisko za nim.
William odwrócił się do niego przodem i zerknął mu w oczy niepewnie. Co miał mu
powiedzieć? Żeby nie pieprzył się z innymi? Feliks go wyśmieje! Dlatego wciąż
milczał uparcie, a Feliks był coraz bardziej zmęczony jego dziecinnym
zachowaniem.
gdzieś w opcjach blogspota możesz sobie wyeksportować wszystkie notki i później wczytać ten plik np. na wordpressie, którego szczerze polecam :)
OdpowiedzUsuńjeśli byś chciała, mogę z nim pomóc, jak coś, napisz na gg: 9832451
Jeśli chodzi o przeniesienie bloga, to od technicznej strony nie stanowi to dla mnie problemu. Raz, kiedy pojawiła się informacja, że wszelkie treści erotyczne nie mogą się ukazywać na blogspocie, czy coś takiego, nie pamiętam, jak to dokładnie było, przeniosłam ówczesne rozdziały i komentarze, ale jednak wolałam zostać na blogspocie. Dzięki za chęć pomocy, ale póki co nie przenoszę bloga. Jeśli coś się zmieni, a ja natrafię na jakieś problemy, to oczywiście skorzystam :D
UsuńDzisiaj jest ten rodzaj ciszy,
UsuńŻe każdy wszystko usłyszy:
I sanie w obłokach mknące,
I gwiazdy na dach spadające,
A wszędzie to ufne czekanie ?
Czekajmy - dziś cud się stanie
Rozdział jak zawsze fajny. Ciekawe co teraz zrobi Patric? :D
Wesołych Świąt kochana! :D Będzie musiał podjąć decyzję... Biedaczysko :c
Usuńopowiadanie super naprawdę mam nadzieje że będzie go więcej... ale w którymś momencie się zgubiłem i teraz sam już nie wiem co i jak.
OdpowiedzUsuńJeśli masz jakieś pytania, pytaj śmiało, chętnie pomogę i odpowiem :D
UsuńJestem niesamowicie podekscytowana! Od jakiś czterech godzin. Nie mając nic ciekawszego do roboty postanowiłam poszukać jakiegoś opowiadania, ale od początku podchodziłam do tego cynicznie. Poziom większości z nich jest, cóż... niski.
OdpowiedzUsuńOd początku zakochałam się, historia mnie pochłonęła, bohaterowie oczarowali. Brakowało mi fantastyki, a te 27 rozdziałów zdecydowanie nasyciły moje potrzeby czytelnicze. Dziękuję, już Cię uwielbiam, autorko.
Ja uciekam, ale przybędę przy kolejnym rozdziale (wciąż się sama ze sobą spieram czy zacząć prolog nowego, czy nie)!
Życzę dużo weny, bo jest cenna (to nie tak, że oblizuję już wargi z niecierpliwością wyczekując kolejnego rozdziału xD).
Ogromnie miło mi czytać takie ciepłe i motywujące słowa :D Masz rację, motywacja jest cenna. Dlatego każdy miły, czy konstruktywnie krytykujący komentarz mnie cieszy i napędza do pisania :)
Usuń