Idą święta! Chyba większość jest tym nieco podekscytowana, choć Boże Narodzenie wiążę się z wieloma obowiązkami. Tak, czy inaczej, jest to kilka dni wolnego, w gronie rodziny z choinką w tle i ja to uwielbiam :D Dlatego nie mogę się doczekać. Zbliża się połowa grudnia, a tu dopiero pierwszy rozdział w tym miesiącu... :c No wybaczcie, zaniedbałam sprawę, niestety muszę zaznaczyć, że znacząco wpłynął na ową sytuację brak komentarzy z Waszej strony pod ostatnim rozdziałem. Smutno mi się zrobiło, ale tom pierwszy mam już w całości skończony i zamierzam go do końca publikować, nawet jeśli owa przykra sytuacja się powtórzy.
Enjoy!
Rozdział 26
Feliks i
William tylko cudem powstrzymali się przed tym, by zacząć się kochać w środku
lasu pod Drzewem Wróży. Wrócili do zamku wieczorem i tam dokończyli to, co
zaczęli.
Will zasnął
w komnacie czarodzieja. Spali obok siebie, okryci jedynie kocem, który William
przywołał do nich za pomocą zaklęcia. Słońce wpadało do środka przez
niezasłonięte okna. Kiedy jego promienie dosięgły twarzy Willa, ten uchylił
oczy, choć całe jego ciało protestowało przed pobudką. Skrzywił się ilością i
natężeniem światła, które go zaatakowało i odwrócił głowę w drugą stronę z
zamiarem ponownego zamknięcia oczu. Nie zrobił tego jednak, zaintrygowany, gdy
zobaczył spokojną twarz Feliksa. Spał i oddychał miarowo. Will leżał przy nim i
przyglądał mu się z głupią miną. Załaskotało go w piersi i uśmiechnął się
mimowolnie. Był w nim niepodważalnie i bezwzględnie zakochany. Nigdy dotąd nie
czuł czegoś podobnego. Nie miał jednak zbyt wiele czasu na podobne rozważania,
bowiem po chwili Feliks poruszył się niespokojnie i gwałtownie otworzył
powieki. Rozejrzał się niespokojnie wokół i dopiero, gdy dostrzegł Willa,
odetchnął spokojniej i położył głowę na poduszce. Chłopak zmarszczył brwi i
przyjrzał mu się uważniej. Czarodziej jednak po chwili wziął się w garść
zupełnie i posłał chłopakowi delikatny, uspokajający uśmiech.
- Zły sen. Co z twoimi koszmarami? – zapytał Feliks chłopaka. Ten
położył się na boku przodem do mężczyzny i odpowiedział:
- Zdarzają mi się, ale już nie takie, jak wcześniej – odparł.
Czarodziej skrzywił się lekko i usiadł na łóżku, opierając się o szczyt obity
miękkim i wzorzystym materiałem, przez co nie potrzebował podkładać sobie
poduszki pod głowę.
- Jeśli chcesz, możemy kogoś poprosić, żeby rzucił zaklęcie ochronne.
Skoro ja nie mogę – powiedział z nutą goryczy w głosie i zapatrzył się przed
siebie. William widział, że Feliks źle znosi to, iż stracił magię. Dlatego
widząc jego beznadziejną minę i gorsze samopoczucie przysunął się do niego i
oparł głowę na jego nieziemsko wyrzeźbionej piersi. Położył mu też rękę na
brzuchu, choć skłamałby, gdyby powiedział, że nie czuł ani odrobiny stresu, że
być może Feliks nie będzie chciał się przytulić. Nie widząc z jego strony
żadnego protestu, zaczął gładzić śniadą skórę kochanka i pocałował go
delikatnie w mostek. Feliks zerknął na niego w dół i wplótł mu w włosy palce
jednej dłoni. Will zerknął na niego w górę z tym swoim niewinnym uśmiechem i
odpowiedział:
- Wszystko gra. A jeśli coś się zmieni, dam znać. – Czarodziej pokiwał
głową i cmoknął go w czoło. Przesunął drugą ręką po nagim boku chłopaka i
odpowiedział:
- W porządku. – Leżeli blisko siebie w zupełnej ciszy, czując
niesamowity spokój, jakiego brakowało im obu od dłuższego czasu. Will aż zaczął
na nowo przysypiać. Feliks głaskał go po włosach i przesuwał palcami po jego
skórze, rysując niewidoczne, finezyjne wzory. Słońce już nie raziło ich w
twarz, świecąc teraz na ścianę obok okna. Poranek coraz bardziej zmieniał się w
południe, choć oni najwyraźniej nie mieli zamiaru się tym przejmować. Nagle do
pokoju wparował Michael, bez żadnego ostrzeżenia. A za nim stali pozostali.
William oderwał się od Feliksa jak poparzony i omal nie spadł z łóżka. Tak,
definitywnie to mu coś przypominało. Wcisnął twarz w poduszkę i zaciągnął na siebie
kołdrę, nie chcąc nawet patrzeć na nich, kiedy czuł gorąco wypływające mu na
policzki.
- Eee… Przepraszamy, ale… - zaczął Michael, jakoś też zaskoczony. Miał
wrażenie, że coś mu umknęło. Podobnie czuł się Dymitr, jednak tylko oni byli
tak bardzo zdziwieni, bo reszta zdawała się być jedynie nieco zakłopotana. Poza
nimi wszyscy wiedzieli, co się dzieje między Feliksem a Willem. No,
przynajmniej mieli o tym minimalne pojęcie.
- Znaleźliśmy coś – dokończył Claude z kpiącym uśmiechem. – I chcemy,
żebyście na to spojrzeli. – Feliks pokiwał głową i odchrząknął nieco
zdenerwowany.
- Cóż, dobrze… Dacie nam… kilka minut? – zapytał nieco rozbawionym
tonem, choć kryło się pod tym lekkie zdenerwowanie. To była… niecodzienna
sytuacja. I jak nie łudził się, że pozostanie to w tajemnicy, logicznym było,
że nie chciał, by wszyscy nawiedzali go w jego własnej sypialni, nagiego, z
równie nagim następcą tronu. Odetchnął dyskretnie i spojrzał na nich z wymownie
uniesioną brwią i poważniejszą miną. Michael skinął głową, prawdopodobnie nadal
trwając w lekkim szoku i zamknął drzwi, zostawiając ich samych. Feliks wypuścił
głośno powietrze z ust i opadł na poduszki. Po niedługiej chwili parsknął
niepohamowanym śmiechem i oparł czoło o ramię chłopaka, nadal niezdrowo
rozbawiony.
- Nie mam pojęcia z czego się śmiejesz – powiedział zdruzgotany Will.
Feliks cmoknął go krótko i podniósł się z łóżka.
- Ja też nie wiem. Ale wstawaj, bo jeszcze tu wrócą – rzucił luźno i
przeszedł nad Williamem, by zejść z łóżka, bo to stało przy ścianie i z jednej
strony zejście było uniemożliwione. Will jednak jęknął jedynie w poduszkę i
zaciągnął kołdrę bardziej na głowę. Feliks stanął nad nim i szarpnął za kołdrę,
ściągając ją z niego jednym ruchem. Od razu zerknął na nagie pośladki chłopaka,
które w nocy porządnie wymęczył. Zwłaszcza miejsce pomiędzy nimi.
- Hej! – krzyknął, zaskoczony i odwrócił się, łapiąc za materiał
poszwy w ostatniej chwili. Pociągnął ją w swoją stronę, jednak Feliks nie
ustępował.
- Chodź, to pewnie coś ważnego, skoro przyszli wszyscy razem –
powiedział, a po chwili zastanowienia dodał, rozbawiony. – Chociaż to i tak
dziwne. Nie sądzisz? – zapytał z uśmiechem i nadal szarpał się z chłopakiem o
kołdrę.
- Wolę tego nie analizować. Właściwie wolałbym tu zostać – dodał i w
końcu skapitulował. Jednak w tak niefortunnym momencie, gdy Feliks chciał
pociągnąć mocno ponownie, przez co upadł na tyłek z jękiem i krzywą miną. –
Jezu! Żyjesz? – zapytał zatroskany chłopak. Automatycznie zerwał się z łóżka i
dobiegł do mężczyzny. Wtedy ten złapał go za ramiona i przyciągnął do siebie,
plącząc go razem ze sobą w kołdrze. William krzyknął zdumiony, po czym zaśmiał
się krótko i pocałował Feliksa w usta. Mocno i namiętnie. Zaraz jednak oderwał
się od niego i wstał powoli, podając mu przy tym rękę. Czarodziej skorzystał i
podniósł się na nogi. Sam cmoknął chłopaka, tym razem w policzek i objął go w
pasie. Will uśmiechnął się, nieco zawstydzony. W tym świetle i położeniu był
totalnie odsłonięty. Spojrzenie, niezwykle uważne spojrzenie Feliksa
niesamowicie mu schlebiało. Objął go za szyję i przytknął policzek do jego
szyi, wciągając jego cudowny, męski zapach i czując gorąco spływające mu do
krocza. Niestety nie miał więcej czasu, żeby się podniecić, bo po chwili Feliks
złapał go za ramiona i delikatnie odciągnął od siebie, po czym przeszedł po
podłodze i zebrał jego ubrania. Gdy już skończył, podał je chłopakowi i sam
zaczął się ubierać.
Wyszli z sypialni razem i pokierowali się do biblioteki, licząc, że to
właśnie tam wszyscy są i na nich czekają. Nie pomylili się, bo z odległości
kilkunastu metrów było słychać podniesiony głos Patricka, przerywany niemal
krzykiem Claudiusa, a także docinki Michaela. Wyglądało na to, że tylko Ryan
się nie odzywał. Gdy w końcu dotarli do drzwi i doszli do środka, zorientowali
się, że chłopaka po prostu tam nie było.
- Wreszcie jesteście – westchnął zirytowany Claude. Patrick miał
naburmuszoną minę, więc musiało już dojść do jakiś przepychanek słownych.
- Jak widać. To co znaleźliście? – zapytał spokojnym tonem Feliks.
Will zauważył, że nie ma dopiętego rozporka, ale nie był w stanie mu tego teraz
jakoś dyskretnie przekazać, więc milczał. I modlił się w duchu, żeby nikt nie
odważył się o tym choćby wspomnieć, a co dopiero żartować.
- Księgę. Sprzed kilku stuleci, ledwo się trzyma, ale wszystko
doskonale widać – powiedział Michael. Feliks podszedł do stołu, na którym leżała
stara książka, otwarta, prezentując pożółkły pergamin. Przyjrzał się jej
dokładniej. Na stronie była narysowana mapa. To były wszystkie kontynenty
Krainy Pięciu Królestw, a na niej zaznaczone poszczególne miejsca. Zerknął na
przypisy u dołu mapy i przeczytał na głos.
- Każdy kamień ma potęgę, każdy
was jednoczy. Nie poznasz ich w starej księdze, ani z słów proroczych. Musisz
wierzyć w waszą jedność, może ich przekonasz, iż razem odnajdziecie wieczność,
bo w pojedynkę skonasz. – Odwrócił się do nich z uniesionymi brwiami.
Wszyscy patrzyli na niego w ciszy i skupieniu, oczekując jakiś rokujących słów.
– To niezwykłe. Kto to znalazł? – zapytał i spojrzał po nich. Zdążył do niego
podejść William, by przyjrzeć się księdze, bo tak jak on, wcześniej jej nie
widział, nieco zajęty kimś i czymś innym.
- Ja – odezwał się Dymitr. – Właściwie razem z Michaelem to
znaleźliśmy. On znalazł starą księgę, a ja w niej tą mapę – dokończył.
- Myślisz, że powinniśmy się nią sugerować? – zapytał Michael. Claude
tylko stał z boku i przyglądał im się z uwagą. Patrick za to siedział w fotelu
widocznie nadal niezadowolony, choć ani Feliks ani Will nie mieli pojęcia, co
było tego przyczyną.
- Myślę, że tak. To jedna z niewielu rzeczy, jakie udało nam się
znaleźć w przeciągu takiego okresu czasu. W tym tempie Lorcan zdąży ze trzy
razy znaleźć ostatni kamień i zdmuchnąć nas z powierzchni ziemi – powiedział
gorzkim tonem i wziął ostrożnie mapę do rąk. Gołym okiem było widać, jak bardzo
jest stara i krucha.
- Co jeśli to nic nieznaczący kawałek pergaminu? Albo wszystkie
miejsca, które są tu zaznaczone nie doprowadzą nas do niczego konkretnego?
Przecież to bardzo stara mapa, najpewniej starsza od ciebie, Feliksie, choć być
może niewiele. W każdym razie Lorcan miał mnóstwo czasu, by dokładnie
spenetrować każde z to miejsc – rzucił zirytowanym tonem Claude. Feliks
spojrzał na niego z uniesioną brwią. Nie lubił przytyków co do swojego wieku,
dlatego nie darował sobie ostrzejszego tonu przy wypowiadaniu kolejnych słów.
- Zakładając, że wskazuje miejsca pobytu kamieni – powiedział, na co
Claudius odepchnął się od ściany, o którą się opierał i ruszył w jego stronę z
nieco wkurzoną miną. William uniósł brwi w zdziwieniu, zastanawiając się, co
jest powodem jego nagłej złości. Przecież, gdy przyszedł z resztą do pokoju
Feliksa, był raczej w normalnym nastroju. Co więc się stało w przeciągu tych
kilku minut, że tak bardzo się zezłościł?
- A co innego mogłaby wskazywać, głupi starcze? – warknął w jego
stronę mężczyzna, stojąc niepokojąco blisko niego. Feliks jednak ani drgnął,
choć kolejna uwaga na temat jego wieku wytrąciła go z równowagi na tyle, by
odpowiedzieć Claudiusowi zirytowanym tonem.
- Odpieprz się od mojego wieku, skoro sam pewnie jesteś ode mnie sporo
starszy, Claude. Nie wiem, być może masz rację, ale to jedyna wskazówka, jaką
mamy od dłuższego czasu, więc dlaczego mamy tego nie sprawdzić? – zapytał i
odwrócił się do niego tyłem, by odłożyć pergamin na blat stołu. Zerknął przy tym
na Patricka, który wpatrywał się z uporem w swoje dłonie, jakby miał w nosie
wszystko, co się wokół niego działo.
- Bo jesteśmy potrzebni tu, w królestwie! – uniósł się nagle i
popchnął Feliksa mocno z kompletnie rozłoszczoną miną. William wybałuszył oczy
i już chciał podejść do Claudiusa, żeby go uspokoić, kiedy jego uwagę przykuła
dziwna aura panująca w pomieszczeniu. Rozejrzał się dookoła i nagle poczuł
ogromny ból głowy. Zignorował to jednak i zaczął wertować w głowie wszystkie
zaklęcia neutralizujące, by znaleźć jakieś odpowiednie. Coś musiało tutaj nie
grać, bo nagle zauważył, jak Michael osuwa się na ziemię a zaraz za nim Dymitr.
- Oczywiście! A kiedy Lorcan odzyska kamienie, będziesz miał swoje
królestwo i martwych poddanych, kretynie! – odepchnął go ponownie, w ogóle nie
zwracając uwagi na pozostałych. William zatoczył się nieco, ale przytrzymał się
regału i w końcu wyszeptał z trudem:
- Solutio… - Po chwili
wszystko ustało. Claude rozejrzał się zdezorientowany, Michael z Dymitrem
podnieśli się z trudem, a Patrick poderwał się z miejsca i wybiegł z biblioteki.
Feliksowi ugięły się kolana, więc Will dopadł do niego z trudem i przytrzymał
go w miejscu.
- Co to do licha było? – wychrypiał Feliks, nagle kompletnie
pozbawiony energii. Usiadł w fotelu i oparł głowę o miękkie, niebieskie obicie.
- Nie mam pojęcia. Gdzie jest Patrick? – zapytał Will i podszedł do
wampirów, sprawdzając, czy wszystko z nimi w porządku. Kiedy się upewnił,
podszedł do Claudiusa, chociaż ten uporał się sam z nagłym osłabieniem, choć
osunął się na ziemię i siedział na niej oddychając ciężko. Wyszedł z biblioteki
i zawołał do strażników:
- Straż! Szukajcie księcia Patricka! – Mężczyźni odwrócili się do
niego i jeden z nich krzyknął:
- Poszedł na wschodni taras, Wasza Wysokość! – William ruszył w tamtą
stronę, ale zachwiał się na nogach i runąłby na ziemię, gdyby nie jeden z strażników,
który w ostatniej chwili go przytrzymał.
- Idziecie za nim! Cokolwiek by się nie działo, macie go powstrzymać!
– krzyknął i złapał się mocniej mężczyzny, bo nie czuł w ogóle władzy w nogach.
Po chwili z biblioteki wybiegł Michael i Dymitr i ruszyli za strażnikami.
Szybciej od nich znaleźli się na tarasie, a to, co zobaczyli zmroziło ich
niemal na wskroś. Patrick trzymał mocno Ryana, który stał na balustradzie.
Młody wampir wcisnął twarz w szyję księcia i obejmował go mocno, trzęsąc się
przy tym widocznie. Kiedy Dymitr chciał do niego podejść, Patrick krzyknął w
jego stronę:
- Nie! Nie podchodźcie! – Wszyscy zatrzymali się w miejscu, nikt nawet
nie śmiał drgnąć, kiedy widzieli Ryana i Patricka stojących na wąskiej
barierce. W końcu William też dotarł na taras i stanął jak wryty w miejscu. Od
razu coś ścisnęło go boleśnie w żołądku, a serce zabiło mu szybciej z
przerażenia. Następne kilka sekund wydawało się trwać wieki. Na taras zdążyła
dotrzeć reszta, jednak ich też zmroziło na tyle, że nie ruszyli się z miejsca,
zastygli w przerażeniu. W końcu Ryan odchylił twarz od Patricka i spojrzał po
wszystkich. A kiedy zorientował się, gdzie stoi, zachwiał się niekontrolowanie.
Patrick złapał go za rękę, ale nie zdążył go złapać.
- Nie!!! – krzyknął z przerażeniem. William zerwał się z miejsca i
dopadł do barierki najszybciej, jak umiał.
- Ryan! – Wyciągnął dłonie w dół, ale zanim zdążył choćby pomyśleć nad
jakimś zaklęciem, Michael zeskoczył na dół za chłopakiem. Poruszał się tak
szybko, że nie zdążyli nic zarejestrować, jedynie tyle, że chłopak nie uderzył
w ziemię. W ogóle zniknął im z pola widzenia.
- Och, Boże, co tu się dzieje… - jęknął żałośnie Patrick i wszczepił
palce w włosy. Claude podbiegł do niego i objął go mocno, ale ten, gdy tylko
zobaczył Ryana, wyplątał się z jego uścisku i podbiegł do chłopaka. Ten był
wyraźnie nadal przerażony i trzymał się mocno Michaela, choć wszystko,
czymkolwiek by to nie było, widocznie zniknęło. Patrick przytulił go do siebie
i niemal jękną z ulgą, czując, że wszystko jest okej.
- Nic ci nie jest? – zapytał drżącym głosem. Ryan pokiwał głową i
spojrzał po wszystkich. Kiedy złapał wzrok Claudea, odwrócił szybko spojrzenie,
nagle dziwnie zakłopotany. Bo przecież Patrick zostawił Claudiusa, a przybiegł
do niego.
- Jest okej. Michael zdążył nas aportować – powiedział i rzucił
mężczyźnie delikatny uśmiech. Ten skinął głową i odsunął się nieco. Kiedy i
Patrick się odsunął, czując, że jeszcze kilka sekund dłużej, a cała sytuacja mogłaby
wydać się nieco krępująca, wtedy Will podszedł do niego i przytulił go
najmocniej jak umiał.
- Ile razy jeszcze tak bardzo mnie przestraszysz? – szepnął mu na ucho
i odsunął się, po czym walnął go z pięści w ramię, w przyjacielskim geście.
Ryan zaśmiał się i pomasował rękę, nieco zdziwiony siłą ciosu przyjaciela.
- A ile razy już mi się udało? – zapytał z lekkim uśmiechem. William
prychnął i już miał odpowiedzieć, kiedy odezwał się Feliks, najwidoczniej chcąc
przerwać tkliwą chwilę między dwójką przyjaciół. Miał z tym jeszcze problem,
ale co mu się dziwić. Był tylko czarodziejem.
- Odkąd cię znam co najmniej z dwa razy. – Ryan spojrzał na niego i od
razu skierował swój wzrok na jego krocze. Miał rozpięty… - Dobrze, że jesteś
cały – dokończył Feliks, a Ryan rzucił z rozbawieniem, nawet nie zastanawiając
się nad momentem i napiętą atmosferą.
- Masz rozpięty rozporek – zaśmiał się niekontrolowanie. – Odkąd ja
cię znam, widzę to pierwszy raz. – Feliksowi od razu zrzedła mina, pokręcił
tylko głową i darował sobie dalsze pokłady współczucia, którymi może i by
obdarował chłopaka, gdyby tylko nie był takim gnojkiem.
- Fajnie, że wszyscy żyjemy, ale ktoś mi powie, co to do cholery było?
– zapytał Dymitr, widocznie nadal wstrząśnięty tym, co się stało.
- To pewnie Lorcan i jego nowa sztuczka. Pewnie nie spodobało mu się
to, że znaleźliśmy mapę. – powiedział Feliks. Wszyscy pokiwali głowami,
przyjmując do wiadomości, że to najbardziej prawdopodobne. Wtedy jednak Claude
podszedł do nich i powiedział:
- To nie był Lorcan. – Wszyscy spojrzeli na niego w szoku i
niedowierzeniu.
- Jeśli nie on, to kto? – zapytał Patrick. Claude skrzywił się brzydko
i spuścił spojrzenie, po czym odchrząknął zdenerwowany i wydusił z siebie:
- Znam tę energię. To był Sheridan.
Niech Patrick wraca do Claude :(
OdpowiedzUsuńHahahaha, biedny sam nie wie, czego chce :P
UsuńNajmocniej przepraszamy za nasze okropne zachowanie :-(. Proszę byś nie przestawała pisać tylko dlatego że nie ma komentarzy. Ja wchodzę nie mal codziennie na ten blog. Twoje opowiadanie jest niezwykłe i wciągające. Pierwszy raz spotkałam się z takim ciekawym pomysłem, a muszę przyznać, że czytam wiele opowiadań. Nie napisałam komentarza pod wcześniejszym rozdziałam, bo mam dużo do roboty, chociaż to marna wymówka. Z resztą czasem po prostu nie wiem co napisać. Rozdziały są fascynujące i po prostu nie można się im oprzeć. Dzisiejszy rozdział muszę przyznać, że bardzo mnie zaskoczył. Nie spodziewałam się, że pojawi się dawny kochanek naszego aniołka :D. Ale dlaczego zrobił tyle zamieszania? Chyba nie chciał ich skrzywdzić? Mam też parę pytań? Kiedy Ryan dowie się o swoim pochodzeniu i jak bardzo będzie zły na resztę że mu o tym nie powiedzieli? Czy Patrick będzie z powrotem z naszym upadłym czy też znajdzie inną miłość? A tak poza tym to kiedy oni zerwali ?!!!!!!!!!!!!!!!!! Mam nadzieję że wybaczysz swoim czytelnikom ten potworny czym i napiszesz również drugi tom opowiadania :D. Mam nadzieję również, że miałaś udane Mikołajki :P.
OdpowiedzUsuńChyba rozumiem, co miałaś na myśli mówiąc, że czasem nie wiesz, co napisać. Ja nie wiem, jak mam odpowiedzieć na ten komentarz. Na pewno muszę przyznać, że bardzo mi miło czytać takie ciepłe słowa i dziękuję za nie :D Jeśli chodzi o Sheridana mam zamiar wyjaśnić wszystko w dalszych częściach Historii Claudiusa Moliere. Patrick i Claude nie zerwali. Oni się po prostu... odsunęli od siebie. Też mam nadzieję, że napiszę drugi tom. Bardzo bym chciała doprowadzić tą historię do końca, choć w zasadzie nadal nie mam pewnego zakończenia. Mam w głowie kilka koncepcji, ale niczego nie jestem jeszcze pewna - ani tego, ile opowiadanie będzie jeszcze trwało, ani jak się zakończy. Dziękuję jeszcze raz za miłe słowa i pozdrawiam :)
Usuń