piątek, 11 grudnia 2015

Niezręczny moment i dziwna atmosfera

Idą święta! Chyba większość jest tym nieco podekscytowana, choć Boże Narodzenie wiążę się z wieloma obowiązkami. Tak, czy inaczej, jest to kilka dni wolnego, w gronie rodziny z choinką w tle i ja to uwielbiam :D Dlatego nie mogę się doczekać. Zbliża się połowa grudnia, a tu dopiero pierwszy rozdział w tym miesiącu... :c No wybaczcie, zaniedbałam sprawę, niestety muszę zaznaczyć, że znacząco wpłynął na ową sytuację brak komentarzy z Waszej strony pod ostatnim rozdziałem. Smutno mi się zrobiło, ale tom pierwszy mam już w całości skończony i zamierzam go do końca publikować, nawet jeśli owa przykra sytuacja się powtórzy. 
Enjoy!

Rozdział 26


Feliks i William tylko cudem powstrzymali się przed tym, by zacząć się kochać w środku lasu pod Drzewem Wróży. Wrócili do zamku wieczorem i tam dokończyli to, co zaczęli.
Will zasnął w komnacie czarodzieja. Spali obok siebie, okryci jedynie kocem, który William przywołał do nich za pomocą zaklęcia. Słońce wpadało do środka przez niezasłonięte okna. Kiedy jego promienie dosięgły twarzy Willa, ten uchylił oczy, choć całe jego ciało protestowało przed pobudką. Skrzywił się ilością i natężeniem światła, które go zaatakowało i odwrócił głowę w drugą stronę z zamiarem ponownego zamknięcia oczu. Nie zrobił tego jednak, zaintrygowany, gdy zobaczył spokojną twarz Feliksa. Spał i oddychał miarowo. Will leżał przy nim i przyglądał mu się z głupią miną. Załaskotało go w piersi i uśmiechnął się mimowolnie. Był w nim niepodważalnie i bezwzględnie zakochany. Nigdy dotąd nie czuł czegoś podobnego. Nie miał jednak zbyt wiele czasu na podobne rozważania, bowiem po chwili Feliks poruszył się niespokojnie i gwałtownie otworzył powieki. Rozejrzał się niespokojnie wokół i dopiero, gdy dostrzegł Willa, odetchnął spokojniej i położył głowę na poduszce. Chłopak zmarszczył brwi i przyjrzał mu się uważniej. Czarodziej jednak po chwili wziął się w garść zupełnie i posłał chłopakowi delikatny, uspokajający uśmiech.
- Zły sen. Co z twoimi koszmarami? – zapytał Feliks chłopaka. Ten położył się na boku przodem do mężczyzny i odpowiedział:
- Zdarzają mi się, ale już nie takie, jak wcześniej – odparł. Czarodziej skrzywił się lekko i usiadł na łóżku, opierając się o szczyt obity miękkim i wzorzystym materiałem, przez co nie potrzebował podkładać sobie poduszki pod głowę.
- Jeśli chcesz, możemy kogoś poprosić, żeby rzucił zaklęcie ochronne. Skoro ja nie mogę – powiedział z nutą goryczy w głosie i zapatrzył się przed siebie. William widział, że Feliks źle znosi to, iż stracił magię. Dlatego widząc jego beznadziejną minę i gorsze samopoczucie przysunął się do niego i oparł głowę na jego nieziemsko wyrzeźbionej piersi. Położył mu też rękę na brzuchu, choć skłamałby, gdyby powiedział, że nie czuł ani odrobiny stresu, że być może Feliks nie będzie chciał się przytulić. Nie widząc z jego strony żadnego protestu, zaczął gładzić śniadą skórę kochanka i pocałował go delikatnie w mostek. Feliks zerknął na niego w dół i wplótł mu w włosy palce jednej dłoni. Will zerknął na niego w górę z tym swoim niewinnym uśmiechem i odpowiedział:
- Wszystko gra. A jeśli coś się zmieni, dam znać. – Czarodziej pokiwał głową i cmoknął go w czoło. Przesunął drugą ręką po nagim boku chłopaka i odpowiedział:
- W porządku. – Leżeli blisko siebie w zupełnej ciszy, czując niesamowity spokój, jakiego brakowało im obu od dłuższego czasu. Will aż zaczął na nowo przysypiać. Feliks głaskał go po włosach i przesuwał palcami po jego skórze, rysując niewidoczne, finezyjne wzory. Słońce już nie raziło ich w twarz, świecąc teraz na ścianę obok okna. Poranek coraz bardziej zmieniał się w południe, choć oni najwyraźniej nie mieli zamiaru się tym przejmować. Nagle do pokoju wparował Michael, bez żadnego ostrzeżenia. A za nim stali pozostali. William oderwał się od Feliksa jak poparzony i omal nie spadł z łóżka. Tak, definitywnie to mu coś przypominało. Wcisnął twarz w poduszkę i zaciągnął na siebie kołdrę, nie chcąc nawet patrzeć na nich, kiedy czuł gorąco wypływające mu na policzki.
- Eee… Przepraszamy, ale… - zaczął Michael, jakoś też zaskoczony. Miał wrażenie, że coś mu umknęło. Podobnie czuł się Dymitr, jednak tylko oni byli tak bardzo zdziwieni, bo reszta zdawała się być jedynie nieco zakłopotana. Poza nimi wszyscy wiedzieli, co się dzieje między Feliksem a Willem. No, przynajmniej mieli o tym minimalne pojęcie.
- Znaleźliśmy coś – dokończył Claude z kpiącym uśmiechem. – I chcemy, żebyście na to spojrzeli. – Feliks pokiwał głową i odchrząknął nieco zdenerwowany.
- Cóż, dobrze… Dacie nam… kilka minut? – zapytał nieco rozbawionym tonem, choć kryło się pod tym lekkie zdenerwowanie. To była… niecodzienna sytuacja. I jak nie łudził się, że pozostanie to w tajemnicy, logicznym było, że nie chciał, by wszyscy nawiedzali go w jego własnej sypialni, nagiego, z równie nagim następcą tronu. Odetchnął dyskretnie i spojrzał na nich z wymownie uniesioną brwią i poważniejszą miną. Michael skinął głową, prawdopodobnie nadal trwając w lekkim szoku i zamknął drzwi, zostawiając ich samych. Feliks wypuścił głośno powietrze z ust i opadł na poduszki. Po niedługiej chwili parsknął niepohamowanym śmiechem i oparł czoło o ramię chłopaka, nadal niezdrowo rozbawiony.
- Nie mam pojęcia z czego się śmiejesz – powiedział zdruzgotany Will. Feliks cmoknął go krótko i podniósł się z łóżka.
- Ja też nie wiem. Ale wstawaj, bo jeszcze tu wrócą – rzucił luźno i przeszedł nad Williamem, by zejść z łóżka, bo to stało przy ścianie i z jednej strony zejście było uniemożliwione. Will jednak jęknął jedynie w poduszkę i zaciągnął kołdrę bardziej na głowę. Feliks stanął nad nim i szarpnął za kołdrę, ściągając ją z niego jednym ruchem. Od razu zerknął na nagie pośladki chłopaka, które w nocy porządnie wymęczył. Zwłaszcza miejsce pomiędzy nimi.
- Hej! – krzyknął, zaskoczony i odwrócił się, łapiąc za materiał poszwy w ostatniej chwili. Pociągnął ją w swoją stronę, jednak Feliks nie ustępował.
- Chodź, to pewnie coś ważnego, skoro przyszli wszyscy razem – powiedział, a po chwili zastanowienia dodał, rozbawiony. – Chociaż to i tak dziwne. Nie sądzisz? – zapytał z uśmiechem i nadal szarpał się z chłopakiem o kołdrę.
- Wolę tego nie analizować. Właściwie wolałbym tu zostać – dodał i w końcu skapitulował. Jednak w tak niefortunnym momencie, gdy Feliks chciał pociągnąć mocno ponownie, przez co upadł na tyłek z jękiem i krzywą miną. – Jezu! Żyjesz? – zapytał zatroskany chłopak. Automatycznie zerwał się z łóżka i dobiegł do mężczyzny. Wtedy ten złapał go za ramiona i przyciągnął do siebie, plącząc go razem ze sobą w kołdrze. William krzyknął zdumiony, po czym zaśmiał się krótko i pocałował Feliksa w usta. Mocno i namiętnie. Zaraz jednak oderwał się od niego i wstał powoli, podając mu przy tym rękę. Czarodziej skorzystał i podniósł się na nogi. Sam cmoknął chłopaka, tym razem w policzek i objął go w pasie. Will uśmiechnął się, nieco zawstydzony. W tym świetle i położeniu był totalnie odsłonięty. Spojrzenie, niezwykle uważne spojrzenie Feliksa niesamowicie mu schlebiało. Objął go za szyję i przytknął policzek do jego szyi, wciągając jego cudowny, męski zapach i czując gorąco spływające mu do krocza. Niestety nie miał więcej czasu, żeby się podniecić, bo po chwili Feliks złapał go za ramiona i delikatnie odciągnął od siebie, po czym przeszedł po podłodze i zebrał jego ubrania. Gdy już skończył, podał je chłopakowi i sam zaczął się ubierać.
Wyszli z sypialni razem i pokierowali się do biblioteki, licząc, że to właśnie tam wszyscy są i na nich czekają. Nie pomylili się, bo z odległości kilkunastu metrów było słychać podniesiony głos Patricka, przerywany niemal krzykiem Claudiusa, a także docinki Michaela. Wyglądało na to, że tylko Ryan się nie odzywał. Gdy w końcu dotarli do drzwi i doszli do środka, zorientowali się, że chłopaka po prostu tam nie było.
- Wreszcie jesteście – westchnął zirytowany Claude. Patrick miał naburmuszoną minę, więc musiało już dojść do jakiś przepychanek słownych.
- Jak widać. To co znaleźliście? – zapytał spokojnym tonem Feliks. Will zauważył, że nie ma dopiętego rozporka, ale nie był w stanie mu tego teraz jakoś dyskretnie przekazać, więc milczał. I modlił się w duchu, żeby nikt nie odważył się o tym choćby wspomnieć, a co dopiero żartować.
- Księgę. Sprzed kilku stuleci, ledwo się trzyma, ale wszystko doskonale widać – powiedział Michael. Feliks podszedł do stołu, na którym leżała stara książka, otwarta, prezentując pożółkły pergamin. Przyjrzał się jej dokładniej. Na stronie była narysowana mapa. To były wszystkie kontynenty Krainy Pięciu Królestw, a na niej zaznaczone poszczególne miejsca. Zerknął na przypisy u dołu mapy i przeczytał na głos.
- Każdy kamień ma potęgę, każdy was jednoczy. Nie poznasz ich w starej księdze, ani z słów proroczych. Musisz wierzyć w waszą jedność, może ich przekonasz, iż razem odnajdziecie wieczność, bo w pojedynkę skonasz. – Odwrócił się do nich z uniesionymi brwiami. Wszyscy patrzyli na niego w ciszy i skupieniu, oczekując jakiś rokujących słów. – To niezwykłe. Kto to znalazł? – zapytał i spojrzał po nich. Zdążył do niego podejść William, by przyjrzeć się księdze, bo tak jak on, wcześniej jej nie widział, nieco zajęty kimś i czymś innym.
- Ja – odezwał się Dymitr. – Właściwie razem z Michaelem to znaleźliśmy. On znalazł starą księgę, a ja w niej tą mapę – dokończył.
- Myślisz, że powinniśmy się nią sugerować? – zapytał Michael. Claude tylko stał z boku i przyglądał im się z uwagą. Patrick za to siedział w fotelu widocznie nadal niezadowolony, choć ani Feliks ani Will nie mieli pojęcia, co było tego przyczyną.
- Myślę, że tak. To jedna z niewielu rzeczy, jakie udało nam się znaleźć w przeciągu takiego okresu czasu. W tym tempie Lorcan zdąży ze trzy razy znaleźć ostatni kamień i zdmuchnąć nas z powierzchni ziemi – powiedział gorzkim tonem i wziął ostrożnie mapę do rąk. Gołym okiem było widać, jak bardzo jest stara i krucha.
- Co jeśli to nic nieznaczący kawałek pergaminu? Albo wszystkie miejsca, które są tu zaznaczone nie doprowadzą nas do niczego konkretnego? Przecież to bardzo stara mapa, najpewniej starsza od ciebie, Feliksie, choć być może niewiele. W każdym razie Lorcan miał mnóstwo czasu, by dokładnie spenetrować każde z to miejsc – rzucił zirytowanym tonem Claude. Feliks spojrzał na niego z uniesioną brwią. Nie lubił przytyków co do swojego wieku, dlatego nie darował sobie ostrzejszego tonu przy wypowiadaniu kolejnych słów.
- Zakładając, że wskazuje miejsca pobytu kamieni – powiedział, na co Claudius odepchnął się od ściany, o którą się opierał i ruszył w jego stronę z nieco wkurzoną miną. William uniósł brwi w zdziwieniu, zastanawiając się, co jest powodem jego nagłej złości. Przecież, gdy przyszedł z resztą do pokoju Feliksa, był raczej w normalnym nastroju. Co więc się stało w przeciągu tych kilku minut, że tak bardzo się zezłościł?
- A co innego mogłaby wskazywać, głupi starcze? – warknął w jego stronę mężczyzna, stojąc niepokojąco blisko niego. Feliks jednak ani drgnął, choć kolejna uwaga na temat jego wieku wytrąciła go z równowagi na tyle, by odpowiedzieć Claudiusowi zirytowanym tonem.
- Odpieprz się od mojego wieku, skoro sam pewnie jesteś ode mnie sporo starszy, Claude. Nie wiem, być może masz rację, ale to jedyna wskazówka, jaką mamy od dłuższego czasu, więc dlaczego mamy tego nie sprawdzić? – zapytał i odwrócił się do niego tyłem, by odłożyć pergamin na blat stołu. Zerknął przy tym na Patricka, który wpatrywał się z uporem w swoje dłonie, jakby miał w nosie wszystko, co się wokół niego działo.
- Bo jesteśmy potrzebni tu, w królestwie! – uniósł się nagle i popchnął Feliksa mocno z kompletnie rozłoszczoną miną. William wybałuszył oczy i już chciał podejść do Claudiusa, żeby go uspokoić, kiedy jego uwagę przykuła dziwna aura panująca w pomieszczeniu. Rozejrzał się dookoła i nagle poczuł ogromny ból głowy. Zignorował to jednak i zaczął wertować w głowie wszystkie zaklęcia neutralizujące, by znaleźć jakieś odpowiednie. Coś musiało tutaj nie grać, bo nagle zauważył, jak Michael osuwa się na ziemię a zaraz za nim Dymitr.
- Oczywiście! A kiedy Lorcan odzyska kamienie, będziesz miał swoje królestwo i martwych poddanych, kretynie! – odepchnął go ponownie, w ogóle nie zwracając uwagi na pozostałych. William zatoczył się nieco, ale przytrzymał się regału i w końcu wyszeptał z trudem:
- Solutio… - Po chwili wszystko ustało. Claude rozejrzał się zdezorientowany, Michael z Dymitrem podnieśli się z trudem, a Patrick poderwał się z miejsca i wybiegł z biblioteki. Feliksowi ugięły się kolana, więc Will dopadł do niego z trudem i przytrzymał go w miejscu.
- Co to do licha było? – wychrypiał Feliks, nagle kompletnie pozbawiony energii. Usiadł w fotelu i oparł głowę o miękkie, niebieskie obicie.
- Nie mam pojęcia. Gdzie jest Patrick? – zapytał Will i podszedł do wampirów, sprawdzając, czy wszystko z nimi w porządku. Kiedy się upewnił, podszedł do Claudiusa, chociaż ten uporał się sam z nagłym osłabieniem, choć osunął się na ziemię i siedział na niej oddychając ciężko. Wyszedł z biblioteki i zawołał do strażników:
- Straż! Szukajcie księcia Patricka! – Mężczyźni odwrócili się do niego i jeden z nich krzyknął:
- Poszedł na wschodni taras, Wasza Wysokość! – William ruszył w tamtą stronę, ale zachwiał się na nogach i runąłby na ziemię, gdyby nie jeden z strażników, który w ostatniej chwili go przytrzymał.
- Idziecie za nim! Cokolwiek by się nie działo, macie go powstrzymać! – krzyknął i złapał się mocniej mężczyzny, bo nie czuł w ogóle władzy w nogach. Po chwili z biblioteki wybiegł Michael i Dymitr i ruszyli za strażnikami. Szybciej od nich znaleźli się na tarasie, a to, co zobaczyli zmroziło ich niemal na wskroś. Patrick trzymał mocno Ryana, który stał na balustradzie. Młody wampir wcisnął twarz w szyję księcia i obejmował go mocno, trzęsąc się przy tym widocznie. Kiedy Dymitr chciał do niego podejść, Patrick krzyknął w jego stronę:
- Nie! Nie podchodźcie! – Wszyscy zatrzymali się w miejscu, nikt nawet nie śmiał drgnąć, kiedy widzieli Ryana i Patricka stojących na wąskiej barierce. W końcu William też dotarł na taras i stanął jak wryty w miejscu. Od razu coś ścisnęło go boleśnie w żołądku, a serce zabiło mu szybciej z przerażenia. Następne kilka sekund wydawało się trwać wieki. Na taras zdążyła dotrzeć reszta, jednak ich też zmroziło na tyle, że nie ruszyli się z miejsca, zastygli w przerażeniu. W końcu Ryan odchylił twarz od Patricka i spojrzał po wszystkich. A kiedy zorientował się, gdzie stoi, zachwiał się niekontrolowanie. Patrick złapał go za rękę, ale nie zdążył go złapać.
- Nie!!! – krzyknął z przerażeniem. William zerwał się z miejsca i dopadł do barierki najszybciej, jak umiał.
- Ryan! – Wyciągnął dłonie w dół, ale zanim zdążył choćby pomyśleć nad jakimś zaklęciem, Michael zeskoczył na dół za chłopakiem. Poruszał się tak szybko, że nie zdążyli nic zarejestrować, jedynie tyle, że chłopak nie uderzył w ziemię. W ogóle zniknął im z pola widzenia.
- Och, Boże, co tu się dzieje… - jęknął żałośnie Patrick i wszczepił palce w włosy. Claude podbiegł do niego i objął go mocno, ale ten, gdy tylko zobaczył Ryana, wyplątał się z jego uścisku i podbiegł do chłopaka. Ten był wyraźnie nadal przerażony i trzymał się mocno Michaela, choć wszystko, czymkolwiek by to nie było, widocznie zniknęło. Patrick przytulił go do siebie i niemal jękną z ulgą, czując, że wszystko jest okej.
- Nic ci nie jest? – zapytał drżącym głosem. Ryan pokiwał głową i spojrzał po wszystkich. Kiedy złapał wzrok Claudea, odwrócił szybko spojrzenie, nagle dziwnie zakłopotany. Bo przecież Patrick zostawił Claudiusa, a przybiegł do niego.
- Jest okej. Michael zdążył nas aportować – powiedział i rzucił mężczyźnie delikatny uśmiech. Ten skinął głową i odsunął się nieco. Kiedy i Patrick się odsunął, czując, że jeszcze kilka sekund dłużej, a cała sytuacja mogłaby wydać się nieco krępująca, wtedy Will podszedł do niego i przytulił go najmocniej jak umiał.
- Ile razy jeszcze tak bardzo mnie przestraszysz? – szepnął mu na ucho i odsunął się, po czym walnął go z pięści w ramię, w przyjacielskim geście. Ryan zaśmiał się i pomasował rękę, nieco zdziwiony siłą ciosu przyjaciela.
- A ile razy już mi się udało? – zapytał z lekkim uśmiechem. William prychnął i już miał odpowiedzieć, kiedy odezwał się Feliks, najwidoczniej chcąc przerwać tkliwą chwilę między dwójką przyjaciół. Miał z tym jeszcze problem, ale co mu się dziwić. Był tylko czarodziejem.
- Odkąd cię znam co najmniej z dwa razy. – Ryan spojrzał na niego i od razu skierował swój wzrok na jego krocze. Miał rozpięty… - Dobrze, że jesteś cały – dokończył Feliks, a Ryan rzucił z rozbawieniem, nawet nie zastanawiając się nad momentem i napiętą atmosferą.
- Masz rozpięty rozporek – zaśmiał się niekontrolowanie. – Odkąd ja cię znam, widzę to pierwszy raz. – Feliksowi od razu zrzedła mina, pokręcił tylko głową i darował sobie dalsze pokłady współczucia, którymi może i by obdarował chłopaka, gdyby tylko nie był takim gnojkiem.
- Fajnie, że wszyscy żyjemy, ale ktoś mi powie, co to do cholery było? – zapytał Dymitr, widocznie nadal wstrząśnięty tym, co się stało.
- To pewnie Lorcan i jego nowa sztuczka. Pewnie nie spodobało mu się to, że znaleźliśmy mapę. – powiedział Feliks. Wszyscy pokiwali głowami, przyjmując do wiadomości, że to najbardziej prawdopodobne. Wtedy jednak Claude podszedł do nich i powiedział:
- To nie był Lorcan. – Wszyscy spojrzeli na niego w szoku i niedowierzeniu.
- Jeśli nie on, to kto? – zapytał Patrick. Claude skrzywił się brzydko i spuścił spojrzenie, po czym odchrząknął zdenerwowany i wydusił z siebie:
- Znam tę energię. To był Sheridan. 

4 komentarze:

  1. Niech Patrick wraca do Claude :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Najmocniej przepraszamy za nasze okropne zachowanie :-(. Proszę byś nie przestawała pisać tylko dlatego że nie ma komentarzy. Ja wchodzę nie mal codziennie na ten blog. Twoje opowiadanie jest niezwykłe i wciągające. Pierwszy raz spotkałam się z takim ciekawym pomysłem, a muszę przyznać, że czytam wiele opowiadań. Nie napisałam komentarza pod wcześniejszym rozdziałam, bo mam dużo do roboty, chociaż to marna wymówka. Z resztą czasem po prostu nie wiem co napisać. Rozdziały są fascynujące i po prostu nie można się im oprzeć. Dzisiejszy rozdział muszę przyznać, że bardzo mnie zaskoczył. Nie spodziewałam się, że pojawi się dawny kochanek naszego aniołka :D. Ale dlaczego zrobił tyle zamieszania? Chyba nie chciał ich skrzywdzić? Mam też parę pytań? Kiedy Ryan dowie się o swoim pochodzeniu i jak bardzo będzie zły na resztę że mu o tym nie powiedzieli? Czy Patrick będzie z powrotem z naszym upadłym czy też znajdzie inną miłość? A tak poza tym to kiedy oni zerwali ?!!!!!!!!!!!!!!!!! Mam nadzieję że wybaczysz swoim czytelnikom ten potworny czym i napiszesz również drugi tom opowiadania :D. Mam nadzieję również, że miałaś udane Mikołajki :P.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba rozumiem, co miałaś na myśli mówiąc, że czasem nie wiesz, co napisać. Ja nie wiem, jak mam odpowiedzieć na ten komentarz. Na pewno muszę przyznać, że bardzo mi miło czytać takie ciepłe słowa i dziękuję za nie :D Jeśli chodzi o Sheridana mam zamiar wyjaśnić wszystko w dalszych częściach Historii Claudiusa Moliere. Patrick i Claude nie zerwali. Oni się po prostu... odsunęli od siebie. Też mam nadzieję, że napiszę drugi tom. Bardzo bym chciała doprowadzić tą historię do końca, choć w zasadzie nadal nie mam pewnego zakończenia. Mam w głowie kilka koncepcji, ale niczego nie jestem jeszcze pewna - ani tego, ile opowiadanie będzie jeszcze trwało, ani jak się zakończy. Dziękuję jeszcze raz za miłe słowa i pozdrawiam :)

      Usuń