Miłego, długiego weekendu :)
Rozdział 11
Zbliżał się wieczór, a William był tego dnia cały
dzień na nogach. Wstał o świcie i rozpoczął przygotowania do nauki kolejnych
zaklęć. Kiedy zapoznał się z nimi nieco, postanowił je wypróbować. Towarzystwa
dotrzymała mu Lola i wraz z nim ćwiczyła magiczne sztuki obrony i ataku. Zeszło
ich do południa, kiedy Elaren przyszedł do nich z wieścią, że niedługo odbędą
się obrady, na których obecność księcia jest bezwzględnie konieczna. Chłopak
musiał przerwać trening i udać się do swojego maleńkiego pokoju. Krasnoludy
mieszkały w podziemnych, niskich domach, choć jak Melhorn twierdził, jego
„apartament” przechodził sam siebie i wykraczał poza wszelkie standardy. Umył
się szybko, przebrał i w chwili, w której miał wychodzić do jego pokoju wszedł
Feliks. Niemal oberwał drzwiami, na szczęście jego refleks, odkąd zaczął się
uczyć nieco się poprawił, więc zdążył się odsunąć. Feliks widząc, że o mały
włos nie był sprawcą siniaka na twarzy księcia, powiedział:
- Oh, przepraszam. Jesteś gotowy? – William rzucił mu lekki uśmiech.
Był naprawdę zdeterminowany, by działać i miał w sobie dużo energii, która
niemal go rozpierała.
- Gotowy. Idziemy? – Feliks też odpowiedział mu uśmiechem. Przyjrzał
mu się dokładniej, poprawił mu kołnierzyk i mankiety koszuli, po czym spojrzał
na włosy chłopaka.
- Nie wysuszyłeś się. Jest grudzień, chcesz się przeziębić? – Dotknął
palcami jego włosów i za pomocą magii wysuszył się w mgnieniu oka. William
przez chwilę strwożył się, że mógłby je mu popalić. Kiedy czarodziej skończył i
zabrał rękę, William podniósł swoją i przejechał nią po włosach, upewniając się
dyskretnie, czy aby mu nie odpadły czy coś w tym stylu. Uspokojony uśmiechnął
się bokiem ust do mężczyzny i podziękował. Wyszli na korytarz, a Will zamknął
drzwi od swojego pokoju na klucz. Ruszyli w milczeniu do pokoju, gdzie zebrali
się główni dowódcy poszczególnych oddziałów. Feliks otworzył ciężkie i duże
drzwi przed Williamem i wpuścił go przodem. Przy stole siedziało czternaście
osób. Kiedy tylko pojawił się w drzwiach, wszyscy wstali.
- Witamy Wasza Wysokość. – Odezwali się chórem wszyscy i skłonili
głowy.
- Witajcie, moi drodzy. – Willi ruszył do szczytu stołu. Formułek
grzecznościowych najczęściej uczył go Elaren. Powiedział mu też, że powinien
mówić to, co sądzi naprawdę, to, co płynie prosto z jego serca. I być zawsze
sobą. Starał się tego trzymać. Jednak słowa chłopaka mijały się nieco z tym, co
powtarzał mu nieraz Feliks, a mianowicie, żeby uważał na słowa, zastanawiał się,
zanim coś powie i najlepiej odzywał się, jak najmniej, a lepiej słuchał
uważnie. W zasadzie obie te rady były złote, więc starał się je po trochę
praktykować. I, póki co, szło mu nienajgorzej. Feliks zajął wolne miejsce po
jego prawej stronie. Zaczął mówić:
- W związku z niedawno zaistniałą sytuacją jesteśmy zmuszeni omówić
nowy plan działania. Pan Lerodiel miał jakieś koncepcje, jeśli można,
prosiłbym, by je pan przedstawił. – Zwracając się do sędziwego mężczyzny,
skinął mu głową i oddał głos.
- W obecnej chwili jesteśmy w dość niekorzystnej sytuacji. Jednak dzięki
naszemu hojnemu przyjacielowi, Melhornowi, mamy gdzie się schronić, za co mu
dozgonnie dziękujemy. – powiedział, uśmiechając się serdecznie do krasnoluda.
Ten odpowiedział mu tym samym, przy czym skinął lekko głową. Wszyscy słuchali
elfa z uwagą, każdy się w niego wpatrywał. On zaś patrzył na twarze każdego z
zebranych.
– Jako, że w Midis nie ma
bezpośrednich połączeń do miasta, nie jesteśmy w stanie przedostać się z swoimi
oddziałami niezauważenie. Proponowałbym wystosować bardziej dyskretne działanie.
Jak zapewne większość z nas zebranych pamięta, że w okresie końca grudnia na
zamku odbywa się coroczny bal. Wówczas Victor zaprasza sprzymierzone królestwa
Veronii i Alimartis. Na balu będzie wielu wielmożnych wampirów i magów, co
równa się z tłumem. Wówczas wybrani przedstawiciele poszczególnych oddziałów
udadzą się na bal i zabiją króla. W dodatku, jeśli wszystko pójdzie po naszej
myśli, odbiliby przyjaciela naszego Księcia, panicza Ryana. Starszyzna będzie
zmuszona ukoronować księcia Patricka, a chłopak podobno ma bardziej poukładane
w głowie od ojca i wuja. Nawet, jeśli nie, zanim sytuacja na zamku się
ustabilizuje, mielibyśmy szansę przejąć władzę i oddać ją w ręce prawowitego
następcy tronu. – Mówiąc ostatnie słowa, spojrzał na Williama i rzucił mu delikatny,
pokrzepiający uśmiech. Ludzie zaczęli się między sobą porozumiewać, kiwając
głowami i przytakując. Po chwili odezwał się Derek.
- Do tego czasu został jeszcze prawie miesiąc. A jeśli oni postanowią
uderzyć na nas wcześniej? – Niektórzy mu zawtórowali i oczekiwali odpowiedzi.
Wówczas odezwał się Will.
- Jeśli pierwsi nas zaatakują, będą zmuszeni przybyć tu, do Midis. A w
tym właśnie miejscu przebywa cała nasza armia, broń i wszystko, co jest na
potrzebne do walki. Jednak osobiście uważam to za mało prawdopodobne. Mój
przyjaciel, Ryan, nie został zabity z jednego powodu; otóż Claude czeka, aż po
niego pójdę. I, jeśli do czasu balu mu się ta koncepcja nie zmieni, z
powodzeniem możemy w życie wdrożyć plan Pana Lerodiela. – Skinął głową
mężczyźnie. Feliks przyglądał mu się z uśmiechem, nie spodziewając się takiej
przemowy. Inni również patrzyli na księcia z uwagą.
- Kogo wybierzemy do tego zadania? – zapytała Nemezja. Will skierował
na nią spojrzenie. Patrzyła po zebranych, oczekując odpowiedzi, której
ostatecznie udzielił jej Feliks.
- Poza swoją osobą proponowałbym Michaela i Dymitra, jako że są
wampirami łatwiej im będzie wtopić się w tłum. – Mężczyźni spojrzeli na niego.
Po chwili Eva, narzeczona Dereka odezwała się
- Czy to bezpieczne, by Pan Dymitr udał się na zamek, gdzie wcześniej
pracował jako szpieg, a na dzień dzisiejszy jest poszukiwanym? – Przy stole
powstało lekkie poruszenie, sam Dymitr poprawił się na krześle niespokojnie. Po
chwili poczuł dłoń Michaela na swojej drżącej dłoni. To go odrobinę uspokoiło.
- Żadne z nas nie będzie bezpieczne na teranie zamku, moja droga. Poza
Dymitrem nikt tak dobrze nie orientuje się w jego konstrukcji, rozmieszczeniu
poszczególnych pokoi i przejść, gdzie można czmychnąć niezauważonym. Myślę, że
to racjonalny kandydat. – Dokończył i popatrzył po zebranych. Nikt więcej nie
zgłosił sprzeciwu. Nemezja jedak odezwała się ponownie.
- Chciałabym zgłosić swoją kandydaturę. – William spojrzał na nią.
Patrzyła na Feliksa tym swoim kokieteryjnym uśmiechem. Ledwo powstrzymał się
przez skrzywieniem i odpowiedział niemal natychmiast.
- Bez urazy, moja droga, jednak ty byłabyś tam najbardziej zagrożona.
Myślę, że się ze mną zgodzicie. – Niemal wszyscy przytaknęli. Sama Nemezja
lekko się spłoszyła i odwróciła wzrok od Williama.
- Książę ma racje. – Powiedział Lerodiel. – Proponowałbym jednego z
moich synów. – Wszyscy spojrzeli na Elarena i Miriela, którzy zajmowali miejsca
po obu stronach ojca. Ostatecznie wybrano Elarena. Zebranie zakończyło się, a
William postanowił pójść coś zjeść. Musiał mieć siły na ten dzień, gdyż
planował poćwiczyć szermierkę z Feliksem. A czuł, że nie będzie to łatwy orzech
do zgryzienia.
***
Ryan obudził się. Nie otwierał jednak powiek od razu. Czuł, że jest mu
przyjemnie ciepło. W dodatku Nie był głodny ani spragniony, a prawie nic go nie
bolało. W końcu uchylił powieki i dostrzegł baldachim. Zmarszczył lekko brwi.
Przekręcił głowę, żeby się rozejrzeć i dostrzegł śpiącego obok chłopaka. Podniósł
się i usiadł, opierając głowę o oparcie łóżka. Więc nie zamierzali go zabić.
Ponadto, usłyszał, że otrzyma należytą opiekę. Poczuł kiełkującą nadzieję, że
być może uda mu się stąd wydostać, a William i reszta przyjdą po niego i go
stąd zabiorą. Zdał sobie sprawę, że nie miał wiele czasu, by myśleć o Williamie.
Albo był torturowany albo zasypiał z przemęczenia. I, kiedy o nim pomyślał,
poczuł rozrywający ból w piersi. W dodatku tak żałośnie się wygłupił ze swoim
wyznaniem. Może i nie byłoby to nic takiego, gdyby Will nie myślał o Feliksie,
szczytując. Zrobiło mu się beznadziejnie przykro. Zapatrzył się przed siebie z
myślą, jak żałosnym jest człowiekiem. Zakochany w chłopaku, który jest z nim z
litości i przyzwyczajenia. Co innego, kiedy poszerzyły się Williamowi
horyzonty. I Ryan rozumiał, że czarodziej mu się podobał. Jednak nic nie mógł
poradzić na to, jak bardzo był zraniony. Zamyślił się tak głęboko, że nie
zarejestrował spojrzenia chłopaka, który nie spał od dłuższej chwili i
przyglądał mu się z zaciekawieniem. Dopiero, kiedy ten się podniósł i wyraźniej
poruszył, Ryan ocknął się i niemal poderwał w górę. Spojrzał na chłopaka obok
nieco spięty, oczekując rozwoju dalszych wydarzeń. Ten uśmiechnął się do niego
i podniósł z łóżka. Obszedł je i stanął przed Ryanem z wyciągniętą w jego
stronę ręką.
- Chodź, idziemy się umyć. – Ryan ujął jego rękę, nie chcąc mu się
narażać, dopóki ten był miły. W dodatku zarejestrował, że jego pokój jest
niezwykle… gustownie urządzony. Niemal z przepychem. Domyślił się, że musiał to
być ktoś dobrze ustawiony w tym zamku. Nagle do pokoju wszedł… Claudius.
- Patrick. W południe, nie zapomnij, jasne? – Ryan obejrzał się na
niego gwałtownie, czując przypływającą falę paniki. Zadrżał gwałtownie. Patrick
widząc to zmarszczył się w stronę Clauda i odpowiedział mu krótko, chcąc go
szybko zbyć.
- Jasne, a teraz, jeśli możesz, to mi nie przeszkadzaj. – Claude
odmruknął niezadowolony i wyszedł z jego komnaty. Ryan nadal był zdenerwowany i
wpatrywał się w podłogę. Miał rozszerzone oczy i mocno zaciśnięte usta, przez
co wyglądały na nieco węższe. Tak przynajmniej zdążył zaobserwować Patrick. Jakimś
cichym zaklęciem rozpiął koszulę Ryana i przyjrzał się dokładnie wszystkim jego
ranom. Te, od wczoraj, wyglądały już o niebo lepiej. Patrick uśmiechnął się
lekko pod nosem, po czym złapał Ryana za rękę i pociągnął za sobą w stronę
łazienki. Ryana zastanowiło to, jak chłopak ma na imię.
- Masz na imię tak samo, jak Książę. – Odezwał się nieco niepewnie.
Patrick rzucił mu krótkie spojrzenie przez ramię. Uśmiechnął się przy tym lekko
i odpowiedział:
- Tak. Tylko ja noszę takie imię w tym zamku. – Ryan zdziwił się
nieco, zaskoczony taką odpowiedzią. Że…co? TO jest KSIĄŻĘ PATRICK? Totalnie go
zatkało. Patrick nie słysząc żadnej odpowiedzi doszedł do wniosku, że ten go
nie zrozumiał. Zawiódł się lekko, miał nadzieję, że będzie inteligentną osobą.
Jednak, kiedy weszli do ciepłej łazienki odwrócił się w jego stronę i dostrzegł
malujące się na jego twarzy zdziwienie. Spojrzał na Patricka i mimowolnie
zlustrował go wzrokiem.
- Ty jesteś Książę Patrick? – Chłopak pokiwał głową, po czym zaczął
się rozbierać. Gdy zdjął z siebie wszystko, powiedział:
- Owszem, dlatego zwracaj się do mnie Książę, Wasza Wysokość, czy
jakoś podobnie. Zwłaszcza w towarzystwie innych osób. – Ryan pokiwał niemrawo
głową, ciągle totalnie zdezorientowany. To jest brat Williama. Nadal przyglądał
się chłopakowi, zastanawiając się nad podobieństwem między Patrickiem a Willem.
Książę w tym czasie zanurzył się w wodzie i gestem przywołał Ryana. Ten ogólnie
rzecz biorąc, ledwo ogarniał co się wokół niego działo, ale na szczęście ruszył
w stronę wanny.
- Zdejmij resztę ubrań i wchodź. – Ryan potaknął i złapał dłońmi za
krawędź lekkich, bawełnianych spodni. Co
ja robię? Zadał sobie pytanie w myślach.
- Będziemy kąpać się… razem? – Patrick potaknął i kazał mu się
pośpieszyć. Ryan nieco zdziwiony i może odrobinę onieśmielony, zsunął z siebie
spodnie i przeszedł już zupełnie nagi do stołu i odłożył tam ubranie, chcąc jak
najdłużej odciągnąć moment, w którym będzie zanurzony w wodzie. Patrick
pamiętał o jego… problemie, mimo to nie ustępował. Chciał, żeby chłopak mu
zaufał, wtedy łatwiej byłoby mu nim kierować. Ryan w końcu musiał ruszyć w
stronę Księcia. Był przerażony, kiedy tylko patrzył na wodę, czuł podchodzącą
mu do gardła całą treść żołądka. Powstrzymał się jednak i zbliżył bardziej do
krawędzi wanny. Przełożył jedną nogę, i zanurzył ją w wodzie, czując
wszechogarniające go dreszcze przerażenia. Spojrzał na Patricka. Ten miał
zamknięte oczy, a głowę opartą o ścianę wanny. Przełknął ciężko ślinę i wszedł
do ciepłej wody. Kiedyś wywołałoby to u niego bardziej przyjemne wrażenia,
jednak na dzień dzisiejszy czuł się tak potwornie przerażony, że nie potrafił
się rozluźnić. Patrick po chwili otworzył oczy i sięgnął po płyn do mycia, który
znajdował się w niewielkim, szklanym słoiczku. Nalał go sobie trochę na dłoń,
po czym podał Ryanowi. Chłopak zrobił to samo i odłożył pojemnik na krawędź
wanny. Ta łazienka była… spora. I ogólnie wyposażona w stolik, taboret, klozet
i wannę. Jednak podłoga i błyszczące ściany uzupełniały braki w wyposażeniu
pomieszczenia. Wanna stała na środku, więc można było podziwiać niesamowite
światła odbijające się od złotych ścian. Podczas gdy Ryan się rozglądał,
Patrick przyglądał mu się z zainteresowaniem. Był naprawdę przystojny. I wyższy
od niego. Różnił się od wszystkich mężczyzn, z jakimi miał do czynienia.
Porównywał go zwłaszcza do Claudiusa. Ryan czując na sobie spojrzenie, również
na niego popatrzył. Przyglądając się sobie nawzajem, nie zdawali sobie sprawy,
że obaj się do kogoś porównują.
Gdy skończyli się myć, zjedli śniadanie, a potem Patrick oznajmił, że
musi udać się na lekcje i zostawił go w pokoju samego z jakąś książką, którą
polecił mu przeczytać. Ryan jednak nie miał zamiaru tego zrobić. Wolał raczej
zastanowić się nad planem ucieczki.
***
Michael przyglądał się przebierającemu się do snu Dymitrowi. Sam leżał
na łóżku i oczekiwał na niego. Odkąd ten został z nimi w obozie na stałe, nie
mógł się nacieszyć jego obecnością. Nieustannie wyczekiwał chwil, które mogli
spędzić razem, sam na sam. Zbliżał się późny wieczór, większość ludzi, tak jak
i oni przygotowywała się do spania. Dymitr wciągnął na siebie przez głową
jedwabną, długą koszulę, a pozostałe rzeczy odłożył na oparcie krzesła.
Dzielili wspólnie jeden pokój, więc dostali nieco większe lóżko. Podszedł do łoża,
by położyć się obok ukochanego. Rzucił mu delikatny uśmiech i ułożył się przy
nim na plecach, podczas gdy Michael leżał na boku przodem do niego. Momentalnie
nad nim zawisnął i oparł się dłońmi po bokach jego głowy. Odpowiedział mu na
uśmiech, jednak zaraz potem wpił się w jego wargi. Dymitr stęknął, mile
zaskoczony. Odkąd był u jego boku minęło dopiero kilka dni, więc nie miał czasu
nacieszyć się jego ciałem. Odpowiedział na pocałunek i złapał się dłońmi jego
ciemnej koszuli. Chciał go bliżej i więcej. Mocniej. Michael położył się na nim
całym ciałem i poruszył lekko biodrami pragnąc otrzeć się o niego i jemu samemu
dać znak, czego pragnie. A pragnął jego ciała. Chciał w niego wejść, trzymać go
mocno i pieprzyć do utraty zmysłów. Dymitr odpowiedział na jego sugestywne
ruchy bioder, po czym objął go za szyję ramionami. Całowali się głęboko i
namiętnie, nie chcąc przerwać ani na moment. Michael oparł się na przedramieniu
o poduszki, a drugą, wolną dłoń wsunął pod cienką koszulę. Uśmiechnął się w
jego usta, czując, że pod nią chłopak nic nie miał. Dymitr złapał go jedną
dłonią za bok twarzy i pogładził czule po gładkim policzku. Michael był taki
męski, duży i cudowny w łóżku. Stęsknił się za byciem pasywnym. Do tej pory
mieli tylko okazje trochę się popieścić, jednak całe zamieszanie i ciągły stan
gotowości, bynajmniej nie do niczego przyjemnego, odciągał ich od myślenia o
zaspokajaniu siebie nawzajem. Teraz jednak mieli czas, by o tym pomyśleć i również dokonać. Dlatego Michael nie miał
zamiaru zwlekać. Odsunął się na moment od jego ust oraz usiadł mu na udach, po
czym podciągnął mu koszulę, by ją zdjąć.
- Nie musiałeś jej zakładać. – Dymitr automatycznie się podniósł,
umożliwiając kochankowi tym samym zdjęcie do końca przeszkadzającej koszuli.
- Wiem, że ściąganie jej sprawia ci przyjemność, zboczeńcu. – prychnął,
po czym zaczął rozpinać kochankowi spodnie. Michael w tym czasie w
wampirzym tempie zdjął z siebie koszulę,
uprzednio szybko ją rozpinając. Kiedy już skończył, popchnął Dymitra na
poduszki i skopał z siebie spodnie razem z bielizną. Ponownie zaczął go
całować, na co Dymitr zapamiętale odpowiadał. Przesuwał przy tym dłońmi po
nagich plecach kochanka i mruczał mu w usta, czując jego dłoń na swoim
sztywniejącym członku. Oderwał się od jego ust na moment i jęknął mimowolnie,
czując, jak ten zacisnął nagle rękę, pragnąc wydobyć z niego jakiś dźwięk. Poruszył
gwałtownie biodrami i uśmiechnął się z zadowoleniem do mężczyzny. Zamierzał w
zupełności oddać mu kontrolę i pozwolić przejąć inicjatywę. Michael pocałował
go w szczękę, zjeżdżając ustami coraz niżej po szyi, aż dotarł do torsu
ukochanego. Lizał i ssał jego sutki, nie przestając przy tym ruszać dłonią po
penisie kochanka. Dymitr drżał pod nim, bezustannie błądził dłońmi po jego
plecach i pośladkach. Nie mógł się doczekać, aż przejdą do intensywniejszych
pieszczot. Michael po dłuższej chwili, kiedy mężczyzna pod nim jęczał już
naprawdę dobitnie, a jego penis stał sztywno, odsunął się i usiadł na piętach.
Złapał nogi kochanka i oparł je sobie o ramiona. Dymitr sapnął podniecony,
kiedy poczuł palce Michaela między swoimi pośladkami. Jęknął, gdy poczuł je w
sobie. Tak dawno tego nie miał…
Kochali się długo i powoli, pomimo swoim nadzwyczajnych zdolności, nie
korzystali z nich, pragnąc czerpać jak najwięcej z chwili. Michael tulił go do
siebie, szeptał mu, jak bardzo go kocha. W innej sytuacji nie zdobyłby się na
takie wyznanie, ale w tamtej chwili był taki szczęśliwy, że ma go przy sobie.
Poruszał się w nim powoli, jednak rytmicznie, przy tym całował go namiętnie w
usta, błądząc czasem po jego twarzy i szyi. Dymitr był… wzruszony. Niemal
zapomniał, jak bardzo kocha tego mężczyznę. Objął go mocniej i jęknął mu w
usta, dochodząc. Michael skończył niedługo po nim, a jęk stłumił w zgięciu jego
szyi, chowając tam twarz chwilę przed orgazmem. Oddychali głęboko, próbując się
uspokoić. Michael po chwili się z niego wysunął i położył obok. Odetchnął
głębiej i rozsmarował dłonią nasienie Dymitra na swoim brzuchu. Leżący obok
mężczyzna się temu przyglądał. Michael spojrzał na niego po chwili i uśmiechnął
się głupio do niego. Przy blondynie był tak bardzo inny niż, na co dzień.
Dymitr przysunął się do niego i ułożył głowę na jego piersi. Michael podciągnął
koc i nakrył nim ich, po czym objął ukochanego. Spojrzał na niego w dół i
pocałował go w głowę. Dymitr uniósł na niego wzrok i posłał mu kolejny,
delikatny uśmiech.
- Oczy ci błyszczą. – rzucił do Michaela. Ten uśmiechnął się szerzej,
po czym odpowiedział:
- Tobie też. Nie chcesz założyć koszuli? – Dymitr uniósł się na ręce i
spojrzał na niego z politowaniem. Miał przy tym uniesioną wyżej jedną brew od
drugiej.
- A ty chcesz? – Usiadł mu na biodrach i oparł dłonie o jego pierś.
Miał rozburzone włosy a policzki nadal zaróżowione. I, choć Michael doskonale
wiedział, że ten młodzieniec, który teraz na nim siedział jest starszy od
niego, mimo to widział w nim chłopca. Nigdy mu tego nie powiedział, ale to była
jedna z rzeczy, która najbardziej go w nim podniecała.
- Wiesz, że wolę spać nago. Ale tobie mógłbym założyć. – Uśmiechnął
się bokiem ust i pogłaskał go po ramieniu. Dymitr prychnął rozbawiony, po czym
odpowiedział:
- No to mi załóż. – Michael skinął głową, czekając, aż ten z niego
zejdzie, by mógł sięgnąć po ubranie. Chłopak jednak ani drgnął, nadal siedząc
na biodrach kochanka. Uśmiechał się do niego wyzywająco.
- No to mnie puść, Dymitr, na moment. – rzucił spokojnie, widząc, że
chłopak widocznie chce się z nim podroczyć. Nie puścił Michaela, a nawet
przytrzymał go mocniej i pochylił się nad nim, po czym szepnął mu w usta.
- No to zrób tak, żebym cię puścił. – Michael sapnął podniecony. Uśmiechnął
się do niego, po czym spróbował się poderwać. Nie zdołał jednak się unieść, jak
planował, więc za drugim razem włożył w to więcej siły. To również nic nie
dało. Widocznie Dymitr musiał być po sytym posiłku, dodatkowo swoje robiły lata
przewagi nad Michaelem. Sapnął, nieco zaskoczony, za bardzo nie widząc, co
zrobić. Zaczął irytować go fakt, że mimo swojej masy w rzeczywistości Dymitr,
gdy tylko jest w dobrej formie ma nad nim sporą przewagę i, gdyby chciał,
mógłby go teraz nawet przelecieć. Nie to, żeby miał z tym jakiś problem,
niejednokrotnie tego próbowali, mimo to poczucie, że jest się słabszym bywa
irytujące. Uśmiech spełzł mu z warg i zaczął się szarpać z Dymitrem, kiedy ten
uśmiechał się coraz szerzej, aż w końcu zaczął chichotać. W końcu pochylił się
nad nim i zaczął go całować. Michael sapnął, zaskoczony. Odpowiedział na
pocałunek, raz, potem drugi, aż w głowie zaświtał mu plan.
- Ah! – krzyknął Dymitr, czując penetrujące go place. Automatycznie
się uniósł, przez co przestał trzymać Michaela. Ten wykorzystał to w trybie
natychmiastowym i złapał go za ramiona, po czym położył go na plecach.
Przycisnął go całym ciałem i pocałował mocno, po czym odsunął się i uśmiechnął
się triumfalnie. Dymitr był nieco czerwony na twarzy z lekkiej złości i
zażenowania. Tak go podchodzić…
- Rączki w górę. – powiedział zabawnym tonem Michael, wciągając na
Dymitra białą koszulę. Uśmiechał się przy tym lubieżnie, nie odrywając wzroku
ani na moment od ukochanego.
- Zboczeniec. – mruknął blondyn i wsunął się pod kołdrę, nieco urażony.
Michael jednak nie miał zamiaru pozwolić mu się gniewać. Ułożył się blisko
niego i sam wsunął pod ciepły materiał, po czym rzucił niskim tonem.
- Lodzik na zgodę? – Dymitr prychnął, rozbawiony. Kiedy poczuł rękę
kochanka na swoim miękkim członku, pacnął go w dłoń i z śmiechem powiedział:
- Spadaj! – Michael jednak mu nie odpuścił, a odwrócił go w swoją
stronę i przyciągnął do swojej umięśnionej i szerokiej klatki piersiowej.
Pocałował go w pełne, soczyste usta i szepnął mu na ucho
- Dobranoc, kochanie. – A Dymitr mu odpowiedział:
- Dobranoc, lyubimyy. – Po czym zasnęli wtuleni w siebie, spełnieni i…
naprawdę szczęśliwi.
***
Feliks wracał korytarzem do swojego pokoju, kiedy dostrzegł smugę
światła przez uchylone drzwi od pokoju Williama. Było bardzo późno, więc
zdziwił się, że Will nadal nie spał. Przekonał się, że chłopak wręcz
przeciwnie, spał, ale z głową na stole pośród dziesiątek pergaminów i książek z
zaklęciami, których zapewne się uczył. Westchnął do siebie na ten widok, po
czym ruszył w jego stronę mając zamiar położyć go do łóżka. Sięgnął po różdżkę,
kiedy spostrzegł, że nie miał jej przy sobie. Musiała zostać w jego sypialni. W
tej sytuacji był zmuszony obudzić Williama. Złapał go delikatnie za ramię i
potrząsnął lekko. Will po chwili zmarszczył brwi i drgnął, po czym podniósł
powoli zaspane spojrzenie na czarodzieja. Feliks uśmiechnął się do niego lekko,
po czym powiedział:
- Chodź do łóżka. – Will rozejrzał się zdezorientowany, po czym kiwnął
mało przytomnie głową i podniósł się z krzesła. Momentalnie nogi się pod nim
ugięły i poleciałby jak długi, gdyby Feliks nie złapał go w porę i nie
przytrzymał. Tak się na szczęście stało, a kiedy Will zdał sobie sprawę z
swojego położenia, zaczerwienił się lekko i odsunął nieco, chcąc stanąć o własnych
siłach.
- Um… Dzięki, Feliks. – Przeszli przez cały pokój, po czym dotarli do
łóżka, gdzie Will położył się, kiedy zdjął z siebie ubrania i pozostał w
bokserkach i koszuli. Wszedł pod kołdrę i wtulił się w poduszkę, niemal od razu
zasypiając ponownie. Z oddali jakby słyszał…
- Nie ma za co, mój książę.
No Ryan nie jest w tak złej sytuacji jakby się zdawało, takie jedno wielkie przygotowanie dlatego bardzo jestem ciekawa co będzie się działo w następnym odcinku, a do tego weny życzę:3
OdpowiedzUsuń