Rozszalałam się, kolejny rozdział, a jeszcze pełny tydzień nie minął :D
W każdym razie, Enjoy <3
Rozdział 12
Od pięciu dni życie Ryana na zamku toczyło się w spokoju i względnej
rutynie. Wstawał rano, brał kąpiel, jadł śniadanie, a potem dotrzymywał
towarzystwa Patrickowi podczas jego lekcji. A to szermierki, historii, poezji, sztuki
magii, zielarstwa, obrony przed urokami i tym podobne. W dodatku dostał swój
pokój. Ogólnie trochę wyluzował, ale tylko trochę. Nie mógł zapomnieć, że mieszka w domu wroga. Chociaż Patrick był dla niego miły. Zabierał go
niemal wszędzie ze sobą, opowiadał mu wiele ciekawych rzeczy, czarował przy nim
i spędzał większą część dnia. I Ryan zaczął go nawet… lubić. Zdawał sobie
sprawę, że to raczej mało rozsądne, jednak Patrick był naprawdę fajną osobą.
Zabawny, błyskotliwy, inteligentny, mądry, obyty i do tego… przystojny.
Niejednokrotnie pozwalał sobie na nieco zboczone żarty, przez co Ryan nie raz
śmiał się do rozpuku.
Była
niedziela i Patrick nie miał żadnych obowiązków, przez co mógł sobie pozwolić
na długie wylegiwanie się w łóżku. Dochodziła dziewiąta, kiedy przebudził się i
przeciągnął na łóżku, zaplątany w pościel. Światło zza okna docierało do niego
i rozjaśniło dodatkowo jego jasną skórę, ale sam nie zdawał sobie z tego
sprawy. Claudius wybył z swoim wojskiem na kolejne przeczesywanie terenów w
celu odszukaniu mieszańców. Aż przeszedł go dreszcz na myśl, ile tym razem ich
znajdą. Wolał jednak o tym nie myśleć, a zastanowić się, jak spędzi dzisiejszy
dzień. I po chwili przyszedł mu do głowy pewien… pomysł. Wezwał do siebie
służącą i nakazał jej przywołać Ryana. Kobieta dygnęła usłużnie i wyszła z jego
komnaty. Patrick czekał kilka minut, nadal leżąc rozłożony w łóżku, kiedy
usłyszał pukanie.
– Wejść! – krzyknął. Po chwili w drzwiach stanął Ryan i skinął głową, po czym odezwał się:
– Chciałeś mnie widzieć? – Patrick potaknął i przywołał go gestem dłoni. Ryan wszedł do pokoju i
zamknął za sobą drzwi. Po chwili zawahania podszedł do łóżka. To była trochę
dziwna sytuacja.
– Siadaj. –
Ryan miał na sobie jedynie jasną, bawełnianą koszulę i jedwabne spodnie. Więc,
jako że miał na sobie strój do spania, nie miał większych oporów, by usiąść na
łóżku księcia. W tej kwestii był zawsze przewrażliwiony. Nigdy nie zostawiał
pościeli na wierzchu, bo nie chciał, by ktoś siadał na niej w powszednich
ubraniach. – Masz jakieś plany na dziś? – zapytał uprzejmie. Ryan pokiwał
przecząco głową. Siedział trochę spięty pod wpływem dziwnej atmosfery i
niecodziennej sytuacji. Patrick siedział przykryty niedbale pościelą, miał na
sobie uroczą koszulę i wyglądał naprawdę… seksownie. Przełknął ślinę i
przeniósł wzrok na swoje kolana, na których spoczywały jego dłonie. Patrick
uniósł się, usiadł obok niego i wpatrywał się w chłopaka przez chwilę.
Dostrzegł, że ten nie ma już zbyt wielu obrażeń, wszystkie większe rany pokryte
były strupami. Dzięki temu, że wykorzystywali magię do leczenia jego zranień,
była spora szansa, że większość blizn zniknie bez śladu. Uśmiechnął się do
swoich myśli, a myślał o tym, że ciało Ryana będzie tak samo apetyczne, jak
przed tym całym okropnym torturowaniem. Położył mu dłoń na udzie, na co Ryan
drgnął lekko i spojrzał na niego wyczekująco. – Rozbierz się. Chcę sprawdzić
jak wyglądają twoje obrażenia.
– Okej. – odpowiedział chłopak i wstał, zaczynając ściągać z siebie piżamę. Zaczął od
koszuli ukazując Patrikowi swoje ładnie zarysowane ramiona, pierś i umięśniony
brzuch. Książę nabrał dyskretnie więcej powietrza i wstał z łóżka. Dotknął
delikatnie kilku gojących się zadrapań i ran ciętych, które zdążyły już
zastrupieć. Ryan zadrżał lekko, nadal średnio przyzwyczajony do jakiegokolwiek
dotyku. Nie zrobił jednak nic, by książę przestał.
– Zdejmij
spodnie. – Ryan przełknął ślinę, ale nie chciał się stawiać, zwłaszcza że
Patrick był miły. Cóż, miał nieco inne wrażenie o bracie Williama, kiedy o nim
usłyszał. Widać, nie wszyscy byli tak świetnie doinformowani. Złapał za materiał i zsunął go z siebie. Nie
miał pod spodem nic, więc lekkie uczucie wstydu rozlało się widocznie na jego
policzkach. Patrick przyjrzał się jego ranom na udach. Gdy chciał sprawdzić je
od wewnętrznej strony, złapał je delikatnie i rozsunął. Ryan poczuł na to szybce
bicie serca, jednak nie oponował. Wolał mieć to za sobą. Patrick obszedł go i
stanął za nim, przyglądając się zapewne jego poranionym plecom i pośladkom.
Zatrzymał dłoń w miejscu kości lędźwiowych i zapytał spokojnie:
– A tam…?
Jest już w porządku? – Zrobił się jeszcze bardziej czerwony, o ile to w ogóle
możliwe. Potaknął cicho, nadal wpatrując się w swoje bose stopy.
– Tak… Jest
okej. - Czekał, aż Patrick pozwoli mu się w końcu ubrać. Ten jednak obszedł go
jeszcze i stanął przed nim. Spojrzał mu w oczy i ponownie spytał:
– Na pewno?
– Ryan potaknął pewnie głową. Po chwili usłyszał, by się ubrać, więc wciągnął
na siebie ubrania . Patrick sam zaczął się przebierać. Zdjął z siebie koszulę,
ukazując swoje nagie plecy i pośladki nieco zawstydzonemu chłopakowi. Ryan
samoistnie zlustrował go wzrokiem, mimowolnie porównując go z Williamem. Byli
do siebie trochę podobni, ale przy tym tak bardzo różni. Oczywiście, jeśli szło
o charakter. Do tej pory miał okazje usłyszeć kłótnię Patricka z Claudem.
Chłopak zdecydowanie wolał stawiać na swoim, a przecież Claude nie należał do
ugodowych ludzi. Widział też, jak ten podchodzi do swojej służby. Umiał wydawać
rozkazy, był pewny swojego zdania, potrafił pyskować każdemu i za nic miał
wszelkie pouczenia jego nauczycieli. Więc był kompletnym przeciwieństwem Willa.
Ten pyskował tylko jemu i swoim rodzicom. Nigdy nie umiał czegoś zażądać,
zawsze o wszystko prosił i pięknie dziękował. W dodatku, jeśli szło o ludzi z
założenia od niego mądrzejszych lub starszych nie potrafił im się
przeciwstawić. Tak więc różnili się od siebie bardzo, a księcia zdecydowanie
bardziej przypominał Patrick, niż William, jeśli chodzi o tego typu kwestie. Bo,
jeżeli idzie o dumę to sam nie wiedział, który z nich posiada jej większe
pokłady.
Zjedli razem
śniadanie, potem wyszli na zewnątrz z zamiarem pospacerowania po dziedzińcu,
ale było na tyle zimno, że zaraz weszli do środka. Wrócili do komnaty Patricka
i przesiedzieli tam do obiadu. Przez cały ten czas Patrick wypytywał Ryana o
życie na Ziemi. Był tym widocznie zainteresowany. Przyznał, że czytał o tym
naprawdę wiele książek, ale zawsze pragnął dowiedzieć się czegoś od kogoś, kto
sam mieszkał w świecie zwykłych ludzi.
– Dużo czasu
spędza się przed telewizorem, zwłaszcza w dni takie jak ten. – Wyjaśnił Ryan
chłopakowi, odpowiadając na pytanie Patricka, który chciał wiedzieć co ludzie
robią podczas długich, zimowych wieczorów.
– Telewizor?
To takie pudło, z którego widać obraz? – dopytał widocznie zaciekawiony.
– Tak,
właśnie tak. Chociaż na dzień dzisiejszy są one bardziej płaskie i większe, nie
przypominają w zasadzie pudełek. – dopowiedział po chwili zastanowienia.
– Oh… Tak
jak w kinie? – zapytał książę. Ryan spojrzał na niego zaskoczony jego
porównaniem.
– Widziałeś
kino? – zapytał z uśmiechem, opierając się wygodniej o poduszkę, którą miał
założoną pod głowę. Siedzieli na długiej i miękkiej sofie położonej w drugiej
części pokoju Patricka. Było im ciepło i wygodnie. Minęły już z dwie godziny,
odkąd wrócili z zaśnieżonego dziedzińca. Służba uwijała się z łopatą, by
wszystko odśnieżyć, jednak śnieg uparcia sypał dalej. A zaczął, zaledwie
wczoraj rano.
– Nie, ale
czytałem książkę, w której było to szczegółowo opisane. Chociaż chciałbym
kiedyś zobaczyć. – powiedział i podkulił bardziej nogi, naciągając na siebie
koc. Uwielbiał takie leniwe niedziele. Zwłaszcza wtedy, gdy miał towarzystwo.
Niestety, Claude nie zawsze miał dla niego czas. Często go nie było, a on
musiał sobie szukać zajęcia gdzieś indziej. Czasem zapraszał do siebie
niewolników. Oczywiście nie jego, tylko wuja Victora. Niektórzy byli naprawdę
apetyczni, zwłaszcza dziewczyny. Z jedną nawet czasami sypiał, a ona to
naprawdę lubiła. Oczywiście, musiał to trzymać w sekrecie przed wujem, a
zwłaszcza Claudiusem. On mógłby się wściec. Mężczyzna nieraz zapraszał do łóżka
innych, ale sam przy tym był i mógł kontrolować Patricka. Poza tym potrafił go
zaspokoić jak nikt inny. I miał pewność, że Patrick go pożąda. I było to całkowitą
prawdą. Patrick pożądał Claudiusa, uwielbiał się z nim pieprzyć, oddawać się mu
i pozwalać na wiele, ale nieraz miał dość jego zaborczości i tego, że zdarzało
mu się go bić.
– Może
zobaczysz. Wiesz, jest taki zwyczaj, że do kina zabiera się kogoś, kogo się
lubi. Taka randka. – Patrick spojrzał na niego z zaintrygowaniem.
– Kogoś,
kogo się lubi? Na przykład przyjaciela? – Ryan zaśmiał się lekko. Kiedy, jednak
przypomniał sobie jego i Willa wypady do kina, uśmiech spełzł mu z twarzy.
– Z zasady
nie. To raczej ktoś, kim jesteś zainteresowany… seksualnie. – Patrick pokiwał
głową ze zrozumieniem. Przez chwilę nic nie mówili. Ryan myślał nad swoją
beznadziejną, platoniczną miłością, a Patrick nad „randką”. Nigdy żadnej nie
miał.
– Randka,
tak? – przerwał ciszę. Ryan spojrzał na niego z roztargnieniem. – Może zaproszę
na jakąś Claudiusa. – Ryan prychnął gorzko na słowa chłopaka.
– Jakoś nie
wyobrażam go sobie na randce. – powiedział z niemal namacalną kpiną w głosie.
Patrick skrzywił się lekko, jednak nie zwrócił uwagi Ryanowi na ten kąśliwą
uwagę. Wiedział, że chłopak ma rację. Mimo to, chciałby, żeby jego relacja z
Claudem była bardziej… normalna.
– On nie
zawsze jest taki… brutalny. – oznajmił, czując nagłą potrzebę
usprawiedliwienia mężczyzny przed Ryanem. A może przed samym sobą…?
– Wybacz
Wasza Wysokość, ale miałem już okazje widzieć go w akcji. Nawet przy tobie jest
bezwzględny, a przecież to ty jesteś księciem. Nie wkurza cię to? – Patrick
skulił się nieco, widząc, że nie ma żadnego kontrargumentu. Ryan zdążył się już
przekonać na własnej skórze o mentalności Claudiusa, więc nie próbował z nim
dyskutować. Kiedy usłyszał pytanie, automatycznie przeniósł swoje spojrzenie na
okryte kocem kolana. Pomyślał chwilę nad pytaniem chłopaka. Z wyczuwalną
niepewnością w głosie odpowiedział:
– Owszem,
denerwuje mnie to. – Przygryzł dolną wargę i milczał
chwilę, po czym kontynuował dosyć cicho, jak na siebie. – Zwłaszcza wtedy, gdy
nie ma racji i zdaje sobie z tego sprawę, a, mimo to nie chce ustąpić. –
Przerwał na moment i wziął głębszy oddech, po czym odezwał się znowu niepewnie.
– Albo gdy… mnie bije. – wydusił widocznie zawstydzony. Ryan spojrzał na niego
z nieukrywanym zdziwieniem . Nawet rozchylił nieco usta nie mogąc przyswoić
sobie tego, co usłyszał. Jak to go… bije? Patrick spojrzał na chłopaka i widząc
jego minę, postanowił jakoś przerwać tą nieciekawą sytuację. Widział, jak Ryan
rozchyla usta, by coś powiedzieć. Wstał pospiesznie z miejsca i rzucił już
luźniejszym tonem, by poszli na obiad, gdyż zbierała się ta pora, a on zdążył już
zgłodnieć. I wyglądało na to, że Ryan też, bo wstał bez protestu i poszedł za
księciem. Mimo tego, że się nie odezwał, w głowie aż mu huczało od pytań i
myśli, jakie kotłowały mu się w głowie. Claude bił Patricka, a on, będąc
księciem, do tego takim wyniosłym i dumnym pozwalał mu na to. Nie mieściło mu
się to w głowie.
***
Nadeszła
niedziela. Po tych kilku, ciężkich i męczących dniach, wypełnionych po brzegi
nauką, obradami, rozmowami, większość
mogła zaczerpnąć powietrza i odpocząć. Mieli schronienie, kąt do spania,
pożywienie i siebie nawzajem. To na razie wystarczało.
William też
odpoczywał. Spał nawet dłużej, gdyż dochodziła dziewiąta, a on nadal smacznie chrapał wtulony w poduszkę i okryty po uszy ciepłą kołdrą. Okno w jego pokoju było
zasłonięte, więc było ciemniej niż zwykle, co pozwalało chłopakowi spać
spokojnie. Nie obudził go nawet szczęk otwieranych drzwi, kiedy to Lola weszła
do jego pokoju z śniadaniem. Przyniosła je na tacy i odstawiła na szafkę przy
łóżku. Usiadła powoli na łóżku i spojrzała na chłopaka. Miał zupełnie
rozburzone włosy, niektóre kosmyki przysłaniały mu czoło i włosy. Oddychał
spokojnie i było widać, że śpi głębokim snem. Dziewczyna nie chcąc go budzić,
wyszła z pokoju chłopaka. Przeszła do głównej sali, gdzie toczyło się życie rebeliantów. Większość właśnie tam spędzała czas. Było dużo miejsca, większe okna
wprowadzały więcej światła do środka i ogólnie było przyjemniej. Krasnoludy nie
miały raczej w zwyczaju budować jasnych i przestronnych budowli. Tylko niewielka część pomieszczeń znajdowała się na powierzchni i tam przenieśli się wszyscy, którzy potrzebowali więcej światła do pracy i życia. Wszystko miało
być praktyczne i dobrze zagospodarowane. Najwięcej miejsca zajmowały podziemne komnaty
wypełnione złotem, dla którego Krasnoludy nie szczędziły miejsca. Zmierzała w
stronę stołu, gdzie siedział Sean z Rossetą. Rozmawiali przy śniadaniu i
siedzieli dość blisko siebie. Lola uśmiechnęła się na ten widok. Chciała, by
Sean wreszcie z kimś spróbował. Tak na poważnie. Z Elarenem nie spędzała czasu,
odkąd tylko tu się pojawili. Zamienili może kilka słów, ale poza tym chłopak
ciągle był czymś zajęty. I, kiedy tylko znajdował chwilę, by pobyć z
dziewczyną, zaraz potem był wołany przez kogoś innego. Gdy dotarła do stolika przywitała
się z parą i usiadła na sofie obok. Wzięła sobie jednego rogalika bez pytania,
ale raczej nikomu to nie przeszkadzało.
– Byłaś u
Williama? – zapytał ją brat. Lola spojrzała na niego i odpowiedziała:
– Tak. Ale
śpi jeszcze. – Sean pokiwał głową i wziął kolejną bułeczkę z talerza. Popijał
wszystko ciepłym mlekiem. Czuł się przyjemnie rozleniwiony. Wreszcie miał okazję
odpocząć od ciągłych obowiązków. Nie zamierzał jednak narzekać, od dawna
marzył, by wrócić do ojczyzny i, kiedy to mu się wreszcie udało, pragnął zrobić
wszystko, by móc tu zostać już na zawsze. – Widzieliście gdzieś Elarena? – zapytała ich, rozglądając się po sali pozornie spokojnie. Tak naprawdę była
nieco zdenerwowana. Tak bardzo chciała z nim pobyć…
– Właściwie
tak. – odezwała się Rosseta. – Przed
chwilą widziałam, jak szedł w stronę kuchni. Może go jeszcze tam zastaniesz. –
Lola spojrzała na nią bystrzej i wstała gwałtownie z miejsca, tak, że aż stolik
się zachwiał. Sean prychnął rozbawiony, ale przytrzymał dłonią stół w obawie,
że cokolwiek mogłoby się zmarnować. Lola wystawiła mu język i rzucając jeszcze
szybkie podziękowania w stronę Rossety, ruszyła do kuchni, by móc wreszcie
porozmawiać z Elarenem. Po drodze wyminęła dwie kobiety, które niosły na rękach
dzieci. Rzuciła im obu delikatne uśmiechy i przeszła dalej, wreszcie stając
przed drzwiami. Chwyciła za klamkę, nabierając wcześniej powietrza w płuca i
wydychają je powoli. Już miała je otworzyć, kiedy usłyszała za sobą rozbawione
słowa Feliksa:
– Wchodzisz?
– Drgnęła zaskoczona i wykrzyknęła niemal pospieszne „tak, tak”, po czym
otworzyła drzwi i weszła do środka. Rozejrzała się szybko, ale nigdzie nie
dostrzegła Elarena. Zawiedziona westchnęła i nie zauważyła Feliksa, który
wszedł za nią do środka i zaczął się jej badawczo przyglądać. – Coś nie tak? –
Spojrzała na niego i pokręciła przecząco głową. Feliks przyglądał się jej parę
sekund uważnie, ale w końcu sobie odpuścił i przeszedł przez pomieszczenie w
stronę stołu, by wziąć sobie coś do jedzenia. Lola stała w miejscu jeszcze
dłuższą chwilę, po czym spojrzała na Feliksa z przybraną obojętną miną i
zapytała:
– Widziałeś
dziś Elarena? – Czarodziej odwrócił się w jej stronę i odpowiedział:
– Tak,
mijałem się z nim w sali. – Dziewczyna pokiwała głową, po czym odwróciła się z
zamiarem wyjścia. Zatrzymał ją jednak głos mężczyzny. – A ty widziałaś
Williama? – Lola odwróciła się do niego, stojąc już przy samych drzwiach.
– Byłam u niego z śniadaniem, ale jeszcze spał. – Feliks pokiwał głową, z równie obojętną miną, co ona. Jak wcześniej śmiał się w duchu z jej reakcji na elfa, tak teraz udawał przed samym sobą, że wcale nie jest ciekawy, co u chłopaka. W końcu jednak przeklął do siebie pod nosem i ruszył z bułką w dłoni do pokoju księcia. Lola zdążyła już wyjść, by zapewne poszukać Elarena. Nie komentował tego, ale osobiście uważał, że te ich podchody są nieco dziecinne. Oboje chcieli być razem, więc w czym był problem? Nie miał pojęcia. Przemieszczał się prawie pustymi korytarzami. Większość jeszcze wylegiwała się w łóżkach , delektując się niedzielą, kiedy ilość obowiązków była nieco mniejsza. W końcu, dojadając już bułkę, stanął przed drzwiami Williama i chwycił za klamkę. Otworzył powoli drzwi i wszedł do środka, spodziewając się, że chłopak jeszcze śpi. Ten jednak, wręcz przeciwnie, właśnie kończył śniadanie przy stole, w pełni ubrany. Automatycznie poniósł wzrok na czarodzieja i posłał mu lekki uśmiech.
– Byłam u niego z śniadaniem, ale jeszcze spał. – Feliks pokiwał głową, z równie obojętną miną, co ona. Jak wcześniej śmiał się w duchu z jej reakcji na elfa, tak teraz udawał przed samym sobą, że wcale nie jest ciekawy, co u chłopaka. W końcu jednak przeklął do siebie pod nosem i ruszył z bułką w dłoni do pokoju księcia. Lola zdążyła już wyjść, by zapewne poszukać Elarena. Nie komentował tego, ale osobiście uważał, że te ich podchody są nieco dziecinne. Oboje chcieli być razem, więc w czym był problem? Nie miał pojęcia. Przemieszczał się prawie pustymi korytarzami. Większość jeszcze wylegiwała się w łóżkach , delektując się niedzielą, kiedy ilość obowiązków była nieco mniejsza. W końcu, dojadając już bułkę, stanął przed drzwiami Williama i chwycił za klamkę. Otworzył powoli drzwi i wszedł do środka, spodziewając się, że chłopak jeszcze śpi. Ten jednak, wręcz przeciwnie, właśnie kończył śniadanie przy stole, w pełni ubrany. Automatycznie poniósł wzrok na czarodzieja i posłał mu lekki uśmiech.
– Dzień
dobry. – powiedział, kiedy przełknął.
– Witaj.
Myślałem, że jeszcze śpisz. – rzekł spokojnie, po czy wszedł do środka i usiadł przy
stole naprzeciw chłopaka.
– Niedawno
wstałem. Obudził mnie żołądek. – rzucił z lekkim rozbawieniem, czując się dziś naprawdę
dobrze. Był spokojniejszy, czuł, że może odetchnąć. Feliks też się uśmiechnął,
po czym spojrzał na księgi i pergaminy rozłożone na stole. To były kolejne,
które Will studiował. Przeniósł wzrok na chłopaka, który właśnie popijał
kanapki herbatą.
– Masz plany
na dziś? – Will podniósł na niego spojrzenie. Uniósł lekko brwi w
zastanowieniu, robiąc automatycznie większe oczy.
– Lola
wspominała coś, że wieczorem posiedzimy razem. Poza tym raczej nie. – Feliks
pokiwał głową i po chwili ciszy ponownie się odezwał:
– Pytam, bo
sam mam spokojniejszy dzień i moglibyśmy poświęcić trochę czasu na coś, co byś
może zaproponował. – Will spojrzał na niego żywiej, zaciekawiony taką
propozycją. Nie miał zamiaru jej marnować. Chciał nauczyć się jak najwięcej i
zdobyć jak najlepsze umiejętności. Odłożył kanapkę na talerz i uśmiechnął się
szeroko natychmiast odpowiadając
– Naprawdę?!
To świetnie! – Feliks uśmiechnął się mile połechtany taką entuzjastyczną
reakcją. Przez tego chłopaka momentami czuł się jak nastolatek. To go odrobinę
irytowało, ale też intrygowało na tyle, że wciąż mu się przyglądał, spędzał z
nim sporo czasu i obserwował chłopaka z niemałą przyjemnością. Naprawdę go
polubił. I nie było co ukrywać – Will mu
się podobał.
– To może
teraz, skoro później chcesz spędzisz czas z przyjaciółmi. – rzucił spokojnie
wciąż patrząc na chłopaka. Will pokiwał głową i dojadł szybko kanapkę,
popijając ją już letnią herbatą. Kiedy skończył jeść, wyszedł z Feliksem z
pokoju i razem udali się do jego sypialni, gdzie miał też swoją pracownie,
potrzebne miejsce i wszelkie rzeczy do nauki magii. William zajął swoje miejsce
po jednej stronie dużego, drewnianego biurka i oparł się wygodnie. Feliks
jeszcze przeszedł do drugiej części pomieszczenia, by zdjąć z siebie ciepłą
pelerynę. Pod spodem miał tylko niebieską koszulę, ale w pokoju było na tyle
ciepło, że mógł sobie na to pozwolić. Will miał na sobie jedwabną szatę z
rozcięciem na przedzie. Miała delikatny liliowy kolor, a przy szwach połyskiwały
do światła złote nici. Musiał zacząć ubierać się inaczej, choć miał jeszcze
kilka swetrów, bluz i podkoszulków. Spodnie najczęściej zakładał te, które miał
ze sobą, chociaż dostał kilka par nowych, tradycyjnych, do których nie umiał
się, póki co przekonać. Feliks po chwili wrócił i usiadł naprzeciw niego. Wziął
do ręki księgę i zaczął ją wertować. Zatrzymał się gdzieś w połowie i podsunął
Williamowi. Chłopak pochylił się nieco i zaczął czytać.
– „Zaklęcia
transmutacji. Wszystko o przemianie żywych w martwe i w drugą stronę.” – Feliks
oparł się wygodnie i czekał, aż Will zacznie czarować. Ten jeszcze spojrzał na
niego pytająco, a kiedy czarodziej kiwnął mu głową na znak, by ten się nie
krępował, zaczął skupiać myśli na zaklęciu, które właśnie przeczytał. Miał
przed sobą klucz, który zamierzał zmienić w biedronkę. Uprzedził o tym Feliksa,
po czym skupił się na słowach zaklęcia i powtórzył je w myślach. Czuł
zbierającą się wokół niego energię, po czym coś syknęło a klucz zmienił się w
maleńką biedronkę. Uśmiechnął się do siebie z zadowoleniem, po czym spojrzał na
Feliksa. Ten patrzył zamyślony na klucz, który teraz pod wpływem czarów
chłopaka zmienił postać w owada. Myślał nad czymś intensywnie, po czym odezwał
się.
– Moglibyśmy
w sumie skupić się nad czymś innym. I tak świetnie sobie radzisz, jeżeli idzie
o proste zaklęcia, więc nie zaszkodziłoby trochę pobawić się czarami, hm? –
Will posłał mu zaciekawione spojrzenie, a kiedy czarodziej wstał z miejsca,
William poszedł za nim. Rozsiedli się wygodnie na środku pokoju. Jeden
naprzeciw drugiego. Feliks siedział po turecku, miał zamknięte oczy i spokojny
wyraz twarzy. Opierał dłonie na kolanach. William tylko usiadł i przyglądał mu
się, nie mając za bardzo pojęcia, co robić. Po chwili poczuł magię. Wirowała
wokół nich, ale w żaden inny sposób nie dała znać o swojej obecności. Nagle
usłyszał ciche słowa maga. Wydobywały się z jego ust, ledwo słyszalnie, więc
nie mógł ich zrozumieć. Nagle okno się otworzyło i zawiał mocniejszy wiatr do
środka. William aż podskoczył i obejrzał się. Z podmuchem do pokoju wpadły
wirujące płatki śniegu. Nagle wszystko zaczęło drgać, świece zapalać się i
gasnąć, obrazy chwiać się na ścianach, a wszelkie przedmioty rozstawione na
pułkach drgać. Księgi samoistnie otwierały się i kartkowały, pergaminy
przesuwały się po ziemi. William patrzył na to z zachwytem. Poza tym Feliks
wyglądał, jakby nic go to nie kosztowało. Był naprawdę doświadczonym
czarodziejem.
– Mogę
spróbować? – Wszystko ustało, gdy Feliks otworzył oczy. Spojrzał na Willa z
lekkim uśmiechem.
– Pewnie.
Usiądź wygodnie, odpręż się. – William poprawił się na podłodze i przymknął
powieki, opierając dłonie tak jak czarodziej na nogach. – Oddychaj głęboko.
Potem pomyśl, co chciałbyś zrobić. I spraw, by to się stało. – William skupił swoje
myśli na oknie, które zaraz po przerwaniu czarów przez Feliksa automatycznie
się zamknęło. Trwało to chwilę, jednak nic się nie stało. Wtedy Feliks obszedł
chłopaka i usiadł za nim. Will drgnął lekko, ale nie chciał się poddawać, więc
nadal skupiał swoje myśli nad tym, by otworzyć to cholerne okno. Kiedy już
ułożył się wygodnie za chłopakiem, złapał go za dłonie i ledwo zdążył szepnąć
mu do ucha „spokojnie”, tak okno wyleciało z zawiasów. Runęło na ziemię i
roztrzaskało się o drewnianą podłogę na tysiące kryształków.
– O Boże!
Przepraszam! – krzyknął spanikowany Will. Poderwał się z miejsca, podobnie jak
Feliks, który od razu podążył w stronę potłuczonej szyby i zaczął ją magicznie
przywracać na miejsce. Po dłuższej chwili okno było na swoim miejscu. William
podobnie, nie ruszył się nawet o milimetr, przestraszony tym, co zrobił. Feliks
odwrócił się i zbliżył do niego. Kiedy był już naprawdę blisko, Will prawie
cofnął się do tyłu, ale ostatecznie tego nie zrobił. Patrzył na niego dużymi
oczyma i czekał na jakiekolwiek słowa z jego strony. Ale Feliks nie odzywał się
przez dłużącą się niemiłosiernie chwilę. Patrzył tylko na Williama spokojnie,
jednak z bardzo bliska. W końcu zaczął się do niego pochylać, tak, jakby chciał
go pocałować. Chłopak wytrzeszczył na niego oczy, ale nie cofnął się. Za to
zrobił coś zupełnie innego i to kompletnie nieświadomie. Zaczął zrzucać
wszystkie przedmioty z zagraconego pokoju Feliksa. Czarodziej automatycznie się
od niego odsunął, chcąc przerwać ten powstały chaos. Cofnął się gwałtownie i
wszystko ustało jak ręką odjął.
– Musisz
nauczyć się panować nad emocjami. – powiedział do chłopaka, który był czerwony
na policzkach i widocznie zażenowany. Nie śmiał spojrzeć na czarodzieja,
kompletnie zawstydzony. Dziękował Bogu i wszystkim świętym, że ten odwrócił się
do niego tyłem i zaczął ogarniać powstały bałagan. Odetchnął cicho kilka razy i
w końcu odważył się podnieść wzrok. Czarodziej stał do niego tyłem i właśnie
podnosił z ziemi jakiś niewielki przedmiot. Nieco urażony William wahał się,
czy nie wyjść bez słowa, ale w jednej chwili do głowy przyszedł mu okrutny
pomysł. Żeby przetestować też stoicyzm Feliksa. Zbliżył się do niego, a że ten
stał może trzy kroki przed nim, William szybko go dopadł. Od razu też złapał go
za pośladki i mocno je ścisnął. Zaraz potem usłyszał stukot uderzającej
figurki, jaką okazał się być przedmiot, który Feliks trzymał w dłoniach, o
podłogę. Uśmiechnął się z satysfakcją, ale szybko się opanował, chcąc jeszcze
bardziej dogryźć Feliksowi.
– Widać, nie
tylko ja. – I tymi słowami opuścił oniemiałego czarodzieja, wychodząc z jego
pokoju z rosnącym poczuciem samozadowolenia. Nie mógł pozbyć się z twarzy
triumfalnego uśmiechu, kiedy szedł do wspólnej sali, by dogadać się z Lolą
odnoście ich planów na niedzielny wieczór.
Spróbuj napisać kiedyś "ze", uwierz to pomaga!
OdpowiedzUsuńMasz na myśli przyimek? Wytłumacz, proszę, o co Ci chodzi, bo nie ogarnęłam xD
Usuń