czwartek, 11 lutego 2016

Bitwa Pięciu Królestw - rozdział II

Hej! Rozdział drugi B5K :D Mam nadzieję, że się spodoba :D Weekend za pasem, z czego niezmiernie się cieszę ;) 

Enjoy!


II



                    Przez całą drogę miał wrażenie, że ktoś go śledzi. Nikogo jednak nie widział, więc nie roztrząsał tego dłużej. W domu matka nawrzeszczała na niego, jak jeszcze nigdy w życiu. Nawet ojciec mu nagadał, a to zdecydowanie było niecodzienne. Nie przyznał im się, gdzie był i co robił, bo mogło to wywołać jeszcze gorszą reakcje. Na pewno żadne z nich nie pochwaliłoby jego postępowania. Choć ratowanie ubogich przed bandą wilkołaków zapewne budziło powszechne uznanie.
                Kiedy już skończyli na niego krzyczeć, matka wróciła do kuchni, a ojciec stanął za barem. Zaczęli zbierać się już pierwsi goście. Ernest przekazał Tomowi, że może pójść się umyć, i że gorąca woda stoi na ganku za domem. Od razu, jak tylko matka zniknęła im z oczu, spuścił z tonu, chociaż widocznie gniewał się na syna. Tom się nie dziwił – stracili już jednego syna przez wojnę (choć to oczywiście nie było potwierdzone), a drugi był słaby, wątły i ostatni jakiego mieli. W tym momencie mógł jedynie wszystko ukrywać i pilnować, aby rodzice się o niczym nie dowiedzieli.
                Wyszedł na ganek i rozebrał się pośpiesznie. Gdy był zupełnie nagi, nabrał do dzbana parującej wody z balii i wylał ją na głowę. Sięgnął po jeden z olejków i nalał go sobie na dłoń, aby zacząć myć swoje jasne włosy. Kiedy skończył, ponownie nabrał wody i polał się nią obficie, a wtedy zaczął się szybko, ale dokładnie myć. Przez ten czas piana z głowy zdążyła mu spłynąć na oczy, przez co musiał je zamknąć, bo zaczęły go trochę szczypać. Odłożył na moment dzban i na ślepo zaczął szukać ręcznika, aby wytrzeć twarz. Usłyszał głośny szelest z pobliskich krzaków. Zamarł wpół ruchu. Nasłuchiwał. Kiedy nic podobnego nie powtórzyło się w przeciągu kolejnych sekund, zaczął ponownie szukać ręcznika, i gdy już go znalazł, wytarł oczy. Otworzył je pośpiesznie. Rozejrzał się, ale nic nie wskazywało na to, że mogło tu się czaić coś niebezpiecznego. Poza tym, że świerszcze przestały grać i zrobiło się naprawdę nieprzyjemnie cicho, wszystko wyglądało dokładnie tak samo, jak kiedy tutaj przyszedł. To go jednak ani trochę nie uspokoiło. Spłukał całe ciało najszybciej jak umiał i wytarł się. Kiedy skończył, wrócił do środka niemal biegiem.


~∞~


            Cały dzień bał się tego momentu. Bał się, kiedy będzie musiał się zebrać i iść do legowiska. Przynajmniej przepustki nie zgubił. Rodzicom powiedział, że wychodzi i wróci koło dziewiętnastej, a oni wymienili się porozumiewawczymi spojrzeniami, ale nic nie powiedzieli. Przypuszczał, że ubzdurali sobie, że wybiera się na potajemną schadzkę. Dopóki jednak o nic nie pytali, nie zamierzał ich w niczym uświadamiać. Poza tym to było nawet wygodne. Przynajmniej na tę chwilę.
                Przebrał się i z ociąganiem wyszedł z domu. Czuł strach. Wilkołaki mogły z nim zrobić, co chciały, a on nie mógłby w żaden sensowny sposób zaprotestować. Jednak wiedział, że gdyby nie poszedł odbębnić swojego, skończyłoby się to dla niego jeszcze gorzej.
                Szedł ulicą przez kilkanaście minut. Przystanął przed polaną, przez której środek prowadziła ścieżka do linii lasu. Wziął głębszy oddech i ruszył przed siebie, czując nieprzyjemny ścisk w trzewiach. Najchętniej zwymiotowałby, ale ostatecznie powstrzymał się, bo wiedział, że tuż za najbliższymi drzewami czaiły się dwa wilki, które miały za zadanie pilnować lasu od tej, zachodniej strony. Zwrócenie zawartości żołądka na ich oczach byłoby poniżające. Zatrzymał się kawałek przed granicą lasu i po chwili dostrzegł dwie, ogromne bestie, które nawet na czterech łapach sięgały mu do piersi. Drżącymi dłońmi wyjął przepustkę z kieszeni spodni i pokazał im. Ci spojrzeli na siebie, po czym usunęli mu się z drogi. Tom po krótkiej chwili wahania ruszył ponownie przed siebie. Już z daleka widział ich legowisko, więc przyśpieszył nieco kroku, by jak najsprawniej trafić do namiotu. Pragnął odbębnić swoje i wrócić do domu, gdzie czekała go kolejna fala roboty.
                Nie chciał narzekać. Był w dużo lepszej sytuacji, niż inni, których znał. Miał dach nad głową, zdrowie, codziennie jakiś posiłek i kochających, troskliwych rodziców. Ale naprawdę pragnął czegoś więcej. Jakiejś przygody, zmiany w swoim życiu. Chciałby poznać jakiegoś mężczyznę, przystojnego, dobrego, tajemniczego i przede wszystkim – interesującego się nim.
                Wszedł do namiotu, ale nie zastał tam kobiety. Ponownie wyjrzał na zewnątrz niepewnie. Nie dostrzegł żadnego wilka, tylko kilku mężczyzn i kobiety, którzy zajmowali się swoimi sprawami. Już miał schować się w namiocie, kiedy nagle podbiegł do niego młody chłopak i przywitał się:
– Jesteś Tom? – Pokiwał z wahaniem głową. Młodzieniec przed nim, średniego wzrostu, choć całkiem muskularnej budowy, złapał go za ramię i pociągnął za sobą. Przez chwilę blondyn nie wiedział, czy dać się prowadzić, czy zaprotestować, ale ostatecznie zdecydował się na to pierwsze. Nie chciał z kimkolwiek zaczynać, a już dopiero z jakimś napakowanym wilkołakiem. W końcu wiedziony ciekawością, ale przede wszystkim zdrowym rozsądkiem i strachem o własne życie, zdecydował się zapytać:
– Dokąd idziemy? – Chłopak obejrzał się na niego przez ramię. Z obojętną miną i tonem odparł:
– Do Rachel. – Nic więcej się nie dowiedział. Młody wilkołak był nawet tak wspaniałomyślny, że w końcu puścił jego rękę i pozwolić iść mu swobodnie. Łaskawca. Przez kilka minut przedzierali się przez gęsto rosnący las, raz nawet mijając strumyk. Tom zmęczył się wyjątkowo szybko. To nie on narzucił tempo i mocno to odczuwał, ale nie śmiał się skarżyć wilkołakowi. Ten by go w najlepszym wypadku wyśmiał. A i to nie było zbyt przyjemne doświadczenie.
                W końcu dotarli… gdzieś. To miejsce przypominało mu arenę. Utwierdzał go w tym przekonaniu fakt, że na jej środku walczyły dwa wilkołaki w swojej wilczej formie, a ludzie wokół nich krzyczeli głośno, prawdopodobnie dopingując swoich faworytów. Krążyli przez dłuższą chwilę między tłumem mężczyzn, prawdopodobnie szukając kobiety.
– Leo! – Obaj zwrócili oczy w stronę Rachel, która machała ręką w ich stronę. Stała przed wózkiem z garem pełnym jakiejś niemal wrzącej zupy. Miała niezadowoloną minę i widocznie chciała, by Tom jak najszybciej wziął się do roboty i jej pomógł.
– Przyprowadziłem kogoś, kto najbardziej przypominał sierotę, jaką opisywałaś – rzucił z bezczelnym uśmiechem, lustrując z góry na dół Thomasa. Ten skrzywił się w duchu. Nie chciał po sobie pokazywać prawdziwych emocji, ale chętnie skopałby temu kundlowi dupę. Gdyby oczywiście miał na tyle siły.
– Tom, stań tutaj i gdyby ktoś upomniał się o jedzenie, nałóż mu bez gadania, jasne? – rozkazała kobieta. Blondyn jedynie pokiwał głową i zajął jej miejsce. Ta oddaliła się z chłopakiem, który go tutaj zaprowadził. Zatrzymali się kawałek dalej, gdzie stała grupka mężczyzn. Wśród nich był ich przywódca, Samuel. Tom odwrócił szybko wzrok i zapatrzył się w gar pełen zupy z mięsem. Chwycił chochlę i zamieszał powoli, wciągając jej przyjemny zapach. Obiad jadł w południe i do tego czasu zdążył już zgłodnieć, ale nie śmiałby się poczęstować. Nie był pewien, ile to mogłoby go kosztować, a dowiedzieć się nie zamierzał.
– Nałóż mi dwie porcje, szczylu – usłyszał Tom i poderwał zamyślone spojrzenie w górę. Spojrzał na wysokiego i przystojnego mężczyznę z ciemnymi, nieco przydługimi włosami. Pokiwał głową i sięgnął chochlą głębiej kotła, żeby nabrać więcej składników. Nałożył potrawy do dwóch misek, tak jak prosił mężczyzna i podał mu je w komplecie z dwoma łyżkami. Ten bez słowa przyjął jedzenie i oddalił się do grupy, gdzie stało kilku mężczyzn podobnych jemu.                
Większość facetów tutaj była naprawdę gorąca i aż momentami nie był w stanie oderwać od nich wzroku. Jednak zdrowy rozsądek nad nim górował i często sprowadzał go na ziemię w piorunującym tempie. Nie mógł przecież zapomnieć, że ma do czynienia z wilkołakami. Pieprzonymi drapieżnikami, które kochały topić swoje kły i pazury w ludzkim ciele. Ale gdyby tak któryś z nich wykazał zainteresowanie…? Chciałby spędzić z nim noc, lub kilka nawet… Nie, nie, nie. Nie powinien nawet tego rozważać. Przecież to były zwykłe bestie. Aczkolwiek musiał przyznać, że cholernie seksowne.
            Ostatnio często nachodziły go takie myśli. Dawno nie miał kochanka i nie zapowiadało się, by w najbliższym czasie miało się to zmienić. Mężczyzna, z którym kiedyś od czasu do czasu dzielił łożę - a raczej siano w jego stodole - wyruszył na wojnę i do tej pory się z niej nie wrócił. W zasadzie mógłby teraz kogoś poszukać. Jednak to wymagało czasu, a go ostatnio nie miał za wiele. Poza tym większość interesujących mężczyzn była na wojnie. Westchnął do siebie smętnie i oblizał nieco spierzchnięte wargi. Dość, że był głody, to jeszcze na dodatek spragniony. Przed wózkiem zaczęła się formować kolejka, więc musiał zacząć nakładać jedzenie. Po chwili wróciła Rachel i razem uwijali się całkiem sprawnie. Po jakiejś godzinie zabrali wózek z garnkiem i brudnymi naczyniami do namiotu, by wszystko umyć i przygotować do następnego posiłku, z którym Rachel musiała poradzić sobie już sama. Nie skarżyła się jednak, przynajmniej nie na poważnie. Widocznie była przyzwyczajona do takich warunków i jej natura , i swoista obrotność pomagały w tej pracy.
                Zbliżała się osiemnasta, a tym samym moment jego powrotu do domu. I dalszej pracy, przynajmniej teraz już w nieco bardziej przyjemnych warunkach. Na samą myśl się rozchmurzył i żwawiej zabrał za resztę pracy, którą zadała mu Rachel. Właśnie kończył myć ogromną stertę naczyń, kiedy ona kroiła mięso na równe porcje. Kasza gotowała się w osobnym kotle, a rosół z udkami kurczaka i warzywami w jeszcze innym. Tom zdawał sobie sprawę, że taka ilość mężczyzn musiała jeść naprawdę dużo. W dodatku były tu też kobiety i dzieci. W sumie zastanawiało go to, ile rodzin musiało opuścić ojczyste ziemie, by walczyć i mieszkać na obczyźnie. Zaczynał jeszcze lepiej rozumieć słowa, że wojna dotyka każdego, nawet agresora.
                Kilka minut przed osiemnastą wytarł rękę w ręcznik, kończąc tym samym nużącą pracę, jaką było mycie naczyń. Podszedł do Rachel, która nuciła coś pod nosem, by zapytać, czy może już sobie iść.
– Właśnie skończyłem. Ma pani dla mnie jeszcze jakieś zadania? – Zapytał uprzejmie, wiedząc, ze ta nie każe mu więcej nic robić, bo właśnie mijał czas, jaki miał nakazane tutaj spędzać.
– Nie. Wracaj do domu. Zbiera się na deszcz i burzę, więc radzę ci się pośpieszyć – odpowiedziała, zerkając na niego przelotnie. Większą uwagę skupiała na mięsie, które właśnie smażyła na głębokim tłuszczu.
 – W takim razie do jutra. Spokojnej nocy – dodał i wyszedł z namiotu. Spojrzał w niebo i rzeczywiście, było zupełnie zachmurzone, w dodatku wszystko wokół zwiastowało deszcz. Co raz zrywał się silny wiatr, przez co Tom zarzucił na siebie płaszcz, który wziął z domu na wszelki wypadek. Teraz dziękował matce w duchu. To ona zawsze go upominała, by o tym pamiętał. Od razu, gdy się ubrał, przestały przechodzić go dreszcze. Temperatura bardzo się obniżyła, w dodatku zrobiło się dużo mroczniej. Ciemne konary sprawiały wrażenie czarnych, długich dłoni, które wyciągały po niego swoje chciwe palce. Skulił się nieco, przypominając sobie automatycznie wszystkie te potworne momenty, kiedy na szali ważyło się jego życie. Zazwyczaj odbywało się to w podobnych ciemnościach. Wokół wszyscy przygotowywali się do burzy i deszczu. Z zapałem chowali najcenniejsze rzeczy do namiotów, kobiety zaganiały dzieci do ich prowizorycznych domów, a mężczyźni kończyli w pośpiechu swoje ostatnie zajęcia, które musieli wypełnić przed niepogodą i zmrokiem. W końcu, gdy zapiął się do końca, ruszył przed siebie szybkim krokiem. Nie uszedł jednak daleko, gdy drogę zastąpił mu jeden z najbliższych doradców Samuela. Prawdopodobnie był betą, ale nie miał wielkiego pojęcia o hierarchii panującej w tej społeczności. Wiedział tylko jedno – rządziło się tutaj jedno z najstarszych praw – prawo silniejszego. A więc on, stojąc właśnie w sercu watahy, nie miał najmniejszych szans. I choć nieraz cały się rwał, by zademonstrować swoją frustrację i gniew, rozsądek skutecznie w nim to dusił w zalążku. Chciał żyć. To pragnienie było w nim najsilniejsze.
– Zbliża się potworna burza. A my idziemy na obchód. Pójdziesz razem z nami, jest niebezpiecznie – oznajmił blondynowi i ruszył przed siebie wraz z innymi kompanami i Samuelem na czele. Szedł trochę z tyłu, ale i tak dosyć szybko, chcąc im dorównać tempa. Nagle przywódca odwrócił się przez ramię i zawołał na niego:
– Lepiej wjedź między nas, inaczej ktoś może cię rozpoznać i jeszcze trafnie pomyśli, że bratasz się z wrogami. – Wilkołaki zaśmiały się, rozbawione słowami Samuela, ale Tomowi nie było do śmiechu. Zacisnął usta i z zmarszczonymi brwiami wszedł posłusznie między mężczyzn. Miał tak ogromną ochotę odpyskować mężczyźnie, ale ledwo minęli linię lasu. Gdyby powiedział za wiele, zabiliby go jednym ruchem i nie mieliby daleko, by porzucić jego ciało na pożarcie robactwu. Kompani rozmawiali przez dłuższą chwilę między sobą, a blondyn starał się nie zwracać na siebie uwagi. Wpatrywał się w ziemię, stąpając uważnie. Z każdą minutą robiło się coraz ciemniej i chłodniej. Nawet deszcz zaczął powoli kropić. Wsunął nos w kołnierz płaszcza, a dłonie głębiej w kieszenie, czując, że ten już ledwo chroni go przed przejmującym chłodem. Po chwili trącił niechcący łokciem mężczyznę, który szedł obok niego. Nie miał pojęcia, który to, bo nie patrzył na nich, bez przerwy wpatrując się w ziemię.
– Przepraszam – wydukał niepewnie i nawet nie podniósł wzroku, nie mając ochoty znosić ich pogardliwych spojrzeń. Już miał nadzieję, że jego nieopatrzne szturchnięcie i ciche przeprosiny zostały zignorowane, kiedy usłyszał głos Samuela, a jego nadzieja zniknęła, jak słodki sen po nagłym przebudzeniu.
– Kojarzę cię skądś – oznajmił. Tom cały stężał i napiął wszystkie mięśnie bardziej, o ile to było możliwe. Przełknął ślinę, zastanawiając się, co odpowiedzieć. Nim jednak zdążył ułożyć w głowie sensowne zdanie, niebo przeciął oślepiający piorun, a zaraz za nim rozległ się ogłuszający grzmot, przyprawiający Toma o nieprzyjemny dreszcz. Chłopak nie lubił burzy. Kiedy ponownie zrobiło się cicho odchrząknął i w końcu odparł:
– Ja pana też. – Był spięty i sam nie wiedział, czego się spodziewać po mężczyźnie. Ten jednak zaśmiał się krótko pod nosem i pokręcił głową. Zimny wiatr zrywał się co raz gwałtowniej, przeszywając na wskroś ciało Thomasa.
– Na pierwszy rzut oka nie wydawał się być zabawny, prawda panowie? – zwrócił się do kompanów i ponownie zlustrował ciało młodzieńca. Szli dość szybko, bo pogoda nie sprzyjała zwłoce, a chcieli szybko odprowadzić chłopaka i wrócić do swoich obowiązków.
                Resztę drogi pokonali w ciszy. Huk burzy i odgłosy wiatru wystarczająco zakłócały wszelkie próby rozmowy. Zatrzymali się na tyłach karczmy „u Ernesta”.
– Dziękuję za eskortę i życzę dobrej nocy – rzucił cicho Tom, po czym ruszył schodami na werandę. Kiedy był już niemal u szczytu, poślizgnął się. – Equilibrio! – krzyknął i w ostatniej chwili utrzymał równowagę. Jednak zanim zdążył choćby mrugnąć, poczuł silne dłonie w pasie, które dodatkowo przytrzymały go w pionie. Zaskoczony odwrócił głowę i zobaczył twarz Samuela z… niewielkiej odległości. Sapnął, zaskoczony i powoli wyplątał się z jego ramion, stąpając powoli i ostrożnie.
– Olej…? – zapytał zaskoczony wilkołak, przyglądając się substancji, która pokrywała drewnianą powierzchnię. Tom pokiwał głową, po czym odpowiedział:
– Widać musiał wylać się mamie. – Był speszony i nadal zdenerwowany całą sytuacją, ale też burzą, która zdążyła się jeszcze bardziej rozpętać. Samuel pokiwał jedynie głową i rzucił mało odkrywczo:
– Jesteś czarodziejem – Tom przytaknął i odwrócił spojrzenie, nie mogąc już znieść wzroku wilkołaka. W mieście panował zakaz praktykowania magii i Tom spodziewał się, że może zostać ukarany. – Radziłbym ci panować nad swoimi odruchami. W innej sytuacji zaklęcie kosztowałoby co najmniej tydzień aresztu. Dobrej nocy – rzekł na koniec i wraz z towarzyszami oddalił się w zaroślach. Tom czując, że deszcz nabiera na sile, podobnie jak wiatr i grzmoty piorunów, ruszył do domu, omijając plamę oleju, która mogła być przyczyną jego bolesnego upadku. Jednak uchroniło go od tego proste zaklęcie. Zaklęcie i silne ramiona Samuela. Tom, stojąc w przedsionku i zdejmując z siebie przemoczone rzeczy, pokręcił głową z dezaprobatą, ganiąc się w myślach za to, że przywołuje w myślach obraz mężczyzny, trzymającego go mocno, blisko siebie z taką dziką pewnością. Chłopak poczuł skurcz w podbrzuszu na samą myśl o tym, co taki mężczyzna mógłby z nim zrobić i odetchnął głębiej. Kuszące wyobrażenia przerwał mu głośny grzmot, a zaraz za nim krzyk mamy, która już maszerowała w jego stronę, wymachując ścierką i złorzecząc. Jak zwykle, goniła go do roboty. 

6 komentarzy:

  1. no troszkie krótkie było nie?:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak, ale myślę, że będę dodawać częściej, niż dotąd :D na początku myślałam, żeby połączyć rozdziały, ale wydaje mi się, że wtedy zaburzy to odczucie mijania czasu w akcji opowiadania, więc niestety będzie krócej, ale częściej :D

      Usuń
  2. Za krótkie :-(. Przepraszam że nie pisałm długo ale zwyczajnie nie miałam czasu. Rozdział fajny. Nie wiedziałam że Tom umie czarować. To się robi coraz bardziej ciekawe :-). Dużo weny

    OdpowiedzUsuń
  3. to wspaniale, bo fajnie się to opowiadanie czyta

    OdpowiedzUsuń
  4. Sorki, że tak późno, ale byłam na nocy filmowej w szkole i nie miałam kiedy odpisać. Całkiem miło się czytało.
    Wolałabym jakbyś dodawała częściej, ale krócej, ale to zależy od ciebie.
    Weny i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeeej, tylko dwa rozdziały i prolog, a ja już zdążyłam się wciągnąć w to opowiadanie! Zapowiada się ciekawie, czyżby Toma powoli zaczynało ciągnąć w stronę Samuela...? ;> Ja tam nie miałabym nic przeciwko, wydaje się seksowną bestią! A do tego władczą seksowną bestią. I nawet polubiłam Rachel, może nie było jej zbyt dużo, ale wydaje się trochę marudną, ale silną i pewną siebie kobietą. Mam nadzieję, że rozwiniesz jej postać i że odegra jakąś większą rolę w tym opowiadaniu.
    Z kolei Tom... Wygląda mi trochę na strasznego panikarza. Jasne, niepewna sytuacja w kraju, wojna, niebezpieczne stworzenia i on, sam jeden, rzucony prosto w samo serce ich terytorium. Jakby nie patrzeć, to niezbyt przyjemna sytuacja... Ale kurcze, powinien pokazać, że jednak jest mężczyzną i potrafi stawić czoła trudnym sytuacjom. Tak jak wtedy, kiedy stanął w obronie tej kobiety. Potrafi! To niech nie trzęsie portkami, kiedy idzie do wilkołaków, tylko z dumą wchodzi do lasu, robi to co musi bez pokazywania, że ma to na niego jakikolwiek wpływ. Przynajmniej nie będzie sprawiał wrażenia bezbronnej ofiary, która podda się bez walki. XD
    Jak na razie historia dopiero się rozkręca, więc mam w głowie dużo pytań odnośnie tego, co będzie dalej i nie pozostaje mi nic innego jak cierpliwie czekać na kolejne części!
    Dużo weny i czasu!

    OdpowiedzUsuń