piątek, 29 stycznia 2016

Bitwa Pięciu Królestw - rozdział I

Hej! Pierwszy rozdział nowego opowiadania :D Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu :)
Enjoy! :3

I 




Minęło sześć dni od wizyty wilkołaków w gospodzie „u Ernesta”. Tom obiecał sobie więcej nikomu silniejszemu od siebie nie pyskować, wystarczająco najadł się strachu ostatnim razem. W czasach, w jakich przyszło mu żyć, nie było sprawiedliwości i, jeśli wilkołaki postanowiłyby się z nim zabawić, nikt by im w tym nie przeszkodził. Miasto niby funkcjonowało jak dawniej, jednak w sprawy administracyjne zaczęli się wtrącać Wróżowie. W każdym urzędzie mieli swoich szpiegów wśród czarodziei i innych mieszkańców Alimartis. Pozostali pracownicy, najmowani przez Wróżów do pełnienia wyznaczonych urzędów, byli zmuszani do wykonywania rozkazów przez swoich zwierzchników. Nie wiedzieli, komu ufać, często żyli pod presją kar i ciężkich represji, więc wykonywali wszystkie rozkazy, czasem i te na niekorzyść ojczyzny.
            Miasto zostało podzielone na dwie części – wschodnią i zachodnią. Tą pierwszą w całości zajęli Wróżowie i ich sprzymierzeńcy, nie odbywały się tu walki, więc ludność była bardziej humanitarnie traktowana. Nie mordowano nikogo bez powodu, przynajmniej oficjalnie. Na początku, gdy pierwsze oddziały Sarihmas przedzierały się przez granice Alimartis, ta biedniejsza część miasta porządnie oberwała, czego skutki odczuwali jeszcze teraz, po pół roku. Tom widział wojnę, przeżył ją na własnej skórze, odczuł, co to głód, ból, zimno i poczucie ciągłego strachu, bezsilności. Nie chciał czuć się tak nigdy więcej, choć teraz nie było dużo lepiej. Wiedział, że jest obserwowany, kontrolowany i szczuty, co niejednokrotnie doprowadzało go do łez z uczucia bezradności. Ale był młody, nadal żywił ogromne nadzieje, że przyjdzie jeszcze taki dzień, kiedy będzie mógł żyć po swojemu. Z takimi myślami szedł spokojnie ulicą, wracając od fryzjera. Stary, wąsaty Stephan strzygł najlepiej w jego dzielnicy i miał do niego najbliżej, więc nigdzie indziej nie chodził. Poza tym nieraz pomagał mu coś naprawić, czy wnieść do domu, więc miał całkiem atrakcyjne zniżki.
            Nagle zza rogu wybiegła sąsiadka Toma. Oglądała się za siebie, przez co nie zauważyła Toma i wpadła na niego. Oboje krzyknęli  głośno. Torba, którą trzymała mocno przy sobie, wyślizgnęła jej się, a z wnętrza wypadło mnóstwo owoców i bochenek chleba. W dodatku Tom przywalił mocno głową o ziemię i trochę go zamroczyło. Kiedy się otrząsnął, dostrzegł, że Anna zaczęła nerwowo zbierać jedzenie z ziemi, ale nim skończyła, dopadło do niej kilka wilkołaków, i gdyby Tom nie osłonił jej swoim ciałem, rozszarpaliby ją na miejscu. Biały wilk, przywódca stacjonującego tu oddziału watahy, czyli Samuel, podszedł do niego, szczerząc groźnie zęby i odepchnął go łapą, chcąc dopaść do dziewczyny, ale Tom stawił wyraźny opór, choć bał się tak okropnie, że ledwo łapał oddech. Wilk warknął ostrzegawczo i ponownie go popchnął, ale i tym razem Tom wrócił na swoje miejsce, osłaniając dziewczynę własnym ciałem. Ta klęczała za nim mocno skulona i płakała bezgłośnie, jeszcze bardziej przerażona, niż on sam.
– Sam to odpracuję – powiedział drżącym głosem i pochylił głowę, niby w wyrazie skruszenia. Nie było mu przykro, choć nie miał czasu teraz myśleć o tym, jak bardzo nienawidzi tych cholernych kundli. Zacisnął jedynie powieki, słysząc jeszcze ciche powarkiwania stojących wokół wilków, po czym poczuł silną, ciężką łapę na swojej nodze. Otworzył oczy i spojrzał na trzy ogromne wilki. Dwa z nich złapały go zębami za koszulę i podciągnęły gwałtownie do góry, na co on mimowolnie sapnął z zaskoczenia. Zobaczył, że dziewczynie dali już spokój, więc dał się prowadzić bestiom, którym przewodził Samuel. Tom nigdy nie widział go w tej postaci z bliska. Robiła piorunujące wrażenie. Gołym okiem było widać, że jest naprawdę silny, ale miał w sobie jakąś… dumę, klasę. Coś, co powodowało, że przyciągał wzrok. Sposób, w jaki się poruszał, był hipnotyzujący. Jednak strach i uczucie niepewności nie pozwalało mu dłużej rozmyślać nad aparycją wilkołaka, bo domyślał się, gdzie go zabierają.


~∞~


            Zabrali go do legowiska w lesie, tak jak na początku przypuszczał i tutaj go zeżrą, tak jak przewidywał. Wszędzie było pełno wilków, które powarkiwały na niego i szczerzyły zęby, jakby gotowe do ataku. Wiedział jednak, że bez rozkazu samca alfa nie mogą nic zrobić. A Samuel zniknął mu z oczu już sporą chwilę temu. Rozglądał się przerażony po wilkach, które z najeżoną sierścią i pochylonymi łbami wpatrywały się w niego z mordem w oczach. Po chwili zza drzew wyłonił się biały wilk, a Tom nie wiedział, czy powinien odetchnąć, czy raczej spiąć się jeszcze bardziej, o ile to było możliwe. Wszystkie spojrzenia zostały zwrócone na Samuela, a wszelkie powarkiwania ustały. Przywódca podszedł do niego i stanął na tylnich łapach, po czym zamienił się w człowieka. Zaraz po nim zaczęły zmieniać się pozostałe wilki, a jeden z nich przyniósł Samuelowi wierzchnią szatę. Wszystko wyglądało tak, jakby było dokładnie zaplanowane. Dodatkowo dziwił go fakt, że nie skonsultowali się najpierw z miejskimi służbami porządku i bezpieczeństwa publicznego, którym tak naprawdę kierowali Wróżowie. Mimo to, nie mieli takich samych praw jak oni, choć dużo sprawniej i częściej pilnowali miasta. Ale bieda nadal była dokuczliwa i czasem zmuszała do kradzieży. A ci, którzy się na nią decydowali, musieli być naprawdę zdesperowani lub chorzy psychicznie. Bo każdy, kto miał jakiekolwiek pojęcie o wilkołakach, bądź mieszkał tu przynajmniej od początku wojny, wiedział, że nie ma sposobu, by ich przechytrzyć i uciec.
            Samuel przyglądał mu się z poważną miną w zupełnej ciszy i jedynym, co Tom słyszał, był jego własny nerwowy oddech i szybkie bicie serca. Chłopak spuścił głowę w oczekiwaniu na słowa wilkołaka. Nie minęło wiele czasu, aż usłyszał głęboki, nieco zachrypnięty głos mężczyzny.
– W jaki sposób ma zostać ukarany za skradzione jedzenie? – zwrócił się do pozostałych wilkołaków.
– Za kradzież zawsze odgryzamy rękę! – krzyknął jeden z watahy. Tom zerknął nerwowo w jego stronę, lecz niemal od razu odwrócił spojrzenie, bo mężczyzna był zupełnie nagi. Wszyscy oni byli nadzy i nie robiło to na nich żadnego wrażenia, co innego odczuwał chłopak. Jednak nie chciał za długo się gapić, bo jeszcze by się zorientowali, że ich nagie ciała przyciągają jego wzrok.
– Nie ukradł on jednak jedzenia własnymi rękami, a wstawił się za kogoś, kto to zrobił i obiecał to odpracować. To są okoliczności łagodzące – odezwał się jeden z stojących najbliżej Samuela mężczyzn.
– W takim razie dajmy go do kuchni, skoro Paul jest w szpitalu. Pomoże Rachel – rzucił trzeźwo jeden z tych, którzy go tutaj przyprowadzili. Tom naprawdę mógłby zrobić wszystko, byleby tylko nie zrobili mu krzywdy. Tej fizycznej, ale i psychicznej.
– Masz rację, Logan. Zaprowadź go do kuchni, pokaż co i jak. – Wilkołak, który go tutaj prowadził, pokiwał jedynie głową i pociągnął go za ramię, prowadząc w stronę jednego z namiotów. Gdy weszli do środka, w chłopaka od razu uderzył apetyczny zapach jedzenia. Zaraz też dostrzegł kobietę, która mieszała wielką chochlą w ogromnym garnku. Ta poniosła na nich swoje błękitne spojrzenie i skrzywiła się brzydko.
– To ma być zastępstwo za Paula? A gotować przynajmniej umie? – zapytała zachrypniętym i niskim jak na kobietę głosem.
– A ja wiem? Samuel kazał, to go weź i mi już nie truj, wystarczy, że wiecznie dosypujesz coś do mojej miski – rzucił niby zezłoszczonym tonem, choć więcej w tym było przepychanek słownych, niż rzeczywistej pretensji i niechęci.
– Tobie nie trzeba nic dosypywać, bez tego wiecznie jesteś struty. – Tom był spięty, ale nie aż tak bardzo, kiedy jeszcze nie wiedział, co go czeka.
– Mówisz, jakbyś sama zadowolona z życia była. – Tym razem miał już poważniejszy ton głosu, po czym pożegnał się krótko i pchnął lekko chłopaka w stronę stołu, gdzie stały różne garnki, składniki i noże do krojenia. Nie bardzo wiedział, co robić i nadal był mocno zdezorientowany. A więc jednak nie postanowili go zeżreć? Jeszcze nie wiedział, czy powinien się cieszyć, ale póki co czekał na słowa tej kobiety, która wyglądała dziwnie staro przy pozostałych wilkołakach. Poza tym nie widział tutaj żadnej baby, choć wiedział, że w szeregach stacjonują też samice. Być może zajmowały osobną część lasu lub były zajęte czymś innym.
– No co tak stoisz? Chyba wiesz, jak się kroi mięso, co? – Nawet nie patrzyła w jego stronę, a dorzucała kolejne składniki do gotującej się breji, która swoją drogą całkiem przyzwoicie pachniała. Tom jedynie skinął głową i zaczął kroić płaty surowego mięsa w poprzek włókien, tak jak robiła to jego matka. Czuł na sobie spojrzenie kobiety, ale ignorował ją, chcąc jak najszybciej uwinąć się z tym, co miał zrobić i wrócić do domu. Kiedy skończył, odezwał się niepewnie:
– Skończyłem. Co teraz? – Rachel podniosła na niego spojrzenie znad blatu stołu, a jej krótkie, rude włosy podskoczyły przy tym żywo.
– Przygotuj półmiski. Pomożesz mi zanieść kocioł na zewnątrz i tam podamy jedzenie – odparła jedynie, dlatego Tom rozejrzał się za naczyniami, a kiedy dostrzegł drewniane miski, wyłożył je na wózek. Po chwili kobieta dała mu znak, żeby pomógł jej z kotłem. Nigdy nie był specjalnie silny, więc mieli niemały problem, by wynieść pełen zupy z mięsem garnek na zewnątrz. Po drodze usłyszał kilka mało przyjemnych uwag co do jego siły i wątpliwej męskości, ale kiedy już udało im się donieść, wciąż wrzące naczynie, na zewnątrz, kobieta odetchnęła i wyglądała, jakby nabrała nowych sił, choć Tom wcale nie poczuł się lepiej.
            Chwilę później Rachel wróciła do namiotu, wcześniej informując go, żeby zaczął napełniać półmiski. Tak też zrobił, a zaraz przed wózkiem zaczęła formować się kolejka. Kolejni mężczyźni, młodsi, starsi, brali od niego gorącą, dużą porcję, czasem serwując mu jakąś sprośną uwagę, innym razem obdarzając kpiącym spojrzeniem, a z kolei czasem ignorując zupełnie. On za to starał się na nich w ogóle nie patrzeć, choć często było na czym zawiesić oko, ale jak mimowolnie zauważył, teraz byli przynajmniej trochę ubrani, zasłaniając strategiczne miejsca. Gdy Rachel wróciła, on wrócił do namiotu i zaczął robić porządki, choć nie bardzo wiedział, gdzie co ma swoje miejsce. Dlatego umył pobrudzone noże i miski, starł wszystkie blaty i ponownie wyszedł na zewnątrz. Zatrzymał się obok kobiety, chcąc zapytać, co ma jeszcze robić. Było już zupełnie ciemno, a rodzice pewnie się o niego okropnie martwili. Kiedy uniósł wzrok, dostrzegł, że przed wózkiem stoi sam Samuel, przywódca watahy wilkołaków. Mężczyzna również zawiesił na nim spojrzenie, przyglądając mu się uważnie, a po chwili spojrzał na Rachel i zapytał beznamiętnym tonem:
– I jak się sprawuje? – Kobieta odpowiedziała jedynie, że ujdzie i zapytała ile będzie u niej siedział. Wtedy Samuel jej odpowiedział, że co najmniej dwa tygodnie, bo tyle Paul miał jeszcze spędzić w szpitalu. Istniała też możliwość, że znajdą kogoś lepszego na jego miejsce i o tym również jej wspomniał, ale ona jedynie się zaśmiała, że do tego czasu jakoś da sobie radę z tym szczylem. Tom jednak coraz bardziej się niecierpliwił, więc w końcu odezwał się nieco drżącym głosem:
– Ma pani dla mnie jeszcze jakieś zadania? – Rachel spojrzała na niego, potem na Samuela, a w końcu pokręciła jedynie głową przecząco. Samuel przesunął się, by kolejka ruszyła dalej i stanął obok Toma, po czym z miską w ręce powiedział:
– Daleko stąd mieszkasz? – Tom zakręcił się nerwowo. Wszystko wskazywało na to, że wilkołak go nie pamiętał. I to go naprawdę cieszyło, bo po wizycie w gospodzie, kiedy tak mu się naraził, wolał mieć czyste konto przynajmniej o to jedno niefortunne wydarzenie. Nie chciał jednak kłamać, bo gdyby się wydało, miały jeszcze bardziej przesrane. 
– W gospodzie „u Ernesta”. To pół godziny drogi stąd. – Samuel pokiwał jedynie głową, widocznie nadal nie kojarząc faktów. Cóż, kiedy tam zawitał z kolegami, był już porządnie wstawiony.
– A pracujesz? – Tom pokiwał głową na potwierdzenie. - Nie będzie to kolidować z pomocą Rachel tutaj?
– Mógłbym przychodzić wcześniej i wychodzić przed zmrokiem? – zapytał z nadzieją w głosie. Już nawet nie chodziło o rodziców, choć zdawał sobie sprawę, ile kosztowało ich zamartwianie się o niego, ale także o to, że nocą było niebezpiecznie.
– Najpierw odpowiedz na moje pytanie – zażądał Samuel, wciąż mu się przypatrując uważnie.
– O tej porze zwykle pracuję. Zaczynam o dziewiętnastej – odparł w końcu. Samuel pokiwał powoli głową. Odpowiedział po chwili:
– W porządku, więc jutro przyjdź o szesnastej i pójdziesz o osiemnastej. A teraz wracaj do domu, pracy, czy gdzie tam chcesz, bylebyś jutro trafił tutaj z powrotem.  Inaczej cię znajdę i sam przyprowadzę, ale karę zupełnie inną wymyślę. – Tom już z nim nie dyskutował, tylko przyjął od niego przepustkę, pożegnał się krótko i pognał do domu najszybciej, jak umiał. 

12 komentarzy:

  1. Sądzę, że opowiadanie jest świetne. Szczególnie
    część o wilkołakach.
    Kiedy rozdział o Willu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi to czytać :D Will wraca na wiosnę gdzieś, przełom marca i kwietnia :) W dodatku zobaczę, jak przyjmie się to opo, bo jest naprawdę czasochłonne, a William to już w ogóle! xd

      Usuń
  2. ooooooooooo, Szkoda, że tak późno.
    No cóż, nie wiem czy wytrzymam, ale będę cierpliwą czytelniczką i wytrzymam.
    Nie mogę się doczekać następnego opka!
    Weny!!!
    P.S. Zamieszczam na swojego bloga nowe opowiadanie fantastyczne!
    Zapraszam na smyaoi.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie możesz nas opuścić! Musisz wytrzymać :D Zajrzałam do Ciebie, poczytałam i zamieściłam link Twoje bloga u siebie na stronie Linki ;) Dzięki za komentarz :*

      Usuń
    2. Uwierz, nie mam zamiaru opuścić tak świetnego opowiadania. Jestem zbyt ciekawa! Wchodzę do ciebie co tydzień.
      A tak w ogóle, to zmienność zrobiłam na szybko by móc wymyślić inną historię. Opowiada ona o księciu, który przez klątwę został naznaczony i szuka pomocy u czarodzieja, który z nim wyrusza.

      Usuń
    3. Lubię takie klimaty! :D Życzę weny ;)

      Usuń
  3. No ja myślę że się przyjmie. Dzięki za odcinek:-)

    OdpowiedzUsuń
  4. autorko, autorko, witam trafiłam tutaj z jakiegoś innego blogu, mam sporo do przeczytania, ale wiedz już jedno przeczytam, no trochę mi to zajmie (ze względu na ograniczony czas) ale przeczytam,, każdy z tekstów otrzyma ode mnie parę słów... cieszę się, że jest zakładka „kolejność czytania” dzięki temu mogę łatwiej sobie poradzić co czytać i w jakiej kolejności...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  5. Chciałabym się z tobą skontaktować prywatnie. Czy jest na to jakaś szansa?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, mój mail to negroblanco071@gmail.com :)

      Usuń