piątek, 25 grudnia 2015

Życzenia Świąteczne i Prolog nowego opowiadania :)

Wszystkiego dobrego Kochani! Mam nadzieję, że spędzacie święta tak, jak chcieliście, z najbliższymi i w ciepłym domu :D Ja sama mam to szczęście i nie wyobrażam sobie, żeby miało być inaczej. Piszę właśnie opowiadanie i mogę wam zdradzić, że nie jest to "Welcome to Sarihmas". Gdy ukaże się ostatni rozdział pierwszego tomu, mam zamiar zacząć publikować inne opowiadanie, jednak powiązane z tym dotąd publikowanym. Prezentem świątecznym ode mnie dla Was będzie prolog tego opowiadania, pt. "Bitwa pięciu królestw".

Jeszcze raz wszystkiego najlepszego! :* 


Enjoy! 






Bitwa Pięciu Królestw





Negro Blanco


Prolog


               Dawno, dawno temu, nim Krainą Pięciu Królestw, a wtedy jeszcze Krainą Smoków, zaczęli rządzić Wróżowie, nad pokojem i harmonią w magicznym świecie mieli pieczę czarodzieje wraz z smokami. Ten wymiar nie miał kilku władców, a tylko jednego, którym był król Alimartis, Francisco Wielki.
                Historia ta jednak nie opowiada o dziejach potężnego czarodzieja i władcy Krainy Smoków, a pewnego młodego, niepozornego czarodzieja. Tom, wkraczając dopiero w dorosłe życie, musiał zmierzyć się, jak wielu innych, z wojną, która niedługo po narodzinach trzeciego syna Francisca Wielkiego, wybuchła.
                Napięcie międzyrasowe widocznie rosło i każdy spodziewał się konfliktów zbrojnych. Nikt jednak nie pomyślał nawet, że to Wróżowie zdobędą przewagę i zaczną w zawrotnym tempie plądrować Miasto Magów.
                Tom był jasnowłosym, pyskatym, lecz niezbyt silnym mężczyzną. Pracował w gospodzie „u Ernesta”, pomagając rodzicom prowadzić rodzinny interes. Miał starszego brata, który od początku konfliktu brał udział w walkach i od tamtej pory nie miał od niego żadnych wieści. Był jednak dobrej myśli i, jak wielu innych podobnych jemu ludzi, wierzył, że wojna skończy się pomyślnie dla jego królestwa. W dodatku w miarę szybko, bo nawet w najuboższych i najmniej plądrowanych zakątkach miasta, zaczęto odczuwać jej skutki.
                Chłopak często był zaczepiany, nigdy nie czuł się bezpiecznie. Choć rzadko opuszczał dom po zmroku, zdarzało się,  że był do tego zmuszony. Najgorzej było wtedy, gdy trafiał na pijanych żołnierzy z innego królestwa. Najbrutalniejsi byli jedni z sprzymierzeńców Wróżów – Wilkołaki. Zwłaszcza blisko pełni, kiedy to nabuzowani negatywną energią, tryskali agresją i złością, gdzie tylko się dało. I najboleśniej to odczuwał, gdy sam obrywał od któregoś z nich.
                Jednak, jak dotąd udało mu się przeżyć i ostatecznie trafiał do domu w jednym kawałku. Mieszkał w małym pokoju na poddaszu w gospodzie, w której także pracował. Kiedy ojciec zamykał, on zaszywał się w swoich czterech ścianach z małym oknem i marzył, że wojna dobiega końca, a on ma szansę żyć po swojemu, opuszczając rodzinny dom bez obawy o zdrowie i życie rodziców. Gdyby miał dość odwagi i siły, to walczyłby u boku brata o wolność Alimartis, ale w tej kwestii nie miał zamiaru się oszukiwać. Był szczupły, średniego wzrostu i choć nie brakowało mu odwagi, wiedział, że trudno by mu było wojować na polu bitwy. Dlatego snuł marzenia o wielkich przygodach, miłości i wspaniałej podróży po wszystkich światach, jakie istniały. Jednak takie myśli nie opuszczały jego sypialni i z nikim nie dzielił podobnych planów, bo nie miał przyjaciół, a kobiety nigdy go nie interesowały. Tym również się nie dzielił, choć w jego domu nie było jakąś wielką tajemnicą, że istnieją związki męsko-męskie. Jego stryj, brat ojca, miał wieloletniego kochanka i niejednokrotnie, gdy był jeszcze mały, ten odwiedzał ich z swoim mężczyzną. Nigdy się nie afiszowali, ale też nikt nie robił z tego tajemnicy przed nikim. W całym królestwie każdy uważał to za coś powszechnego, jeśli tylko nie szkodziło to większym interesom.
                Właśnie zbliżała się jedna z tych nocy, kiedy księżyc rozświetlał ciemne i niebezpieczne ulice, a wszechogarniającą ciszę przerywało upiorne wycie bestii, które podczas pełni były najbardziej niebezpieczne. Spragnione krwi, chciały jedynie zatopić ostre zęby w czyimś ciele i poczuć metaliczny, gorący smak krwi w swoich paszczach, by na koniec zawyć głośno do księżyca na znak zwycięstwa. Tom bał się tych nocy, wtedy zawsze nie mógł doczekać się momentu, kiedy ojciec zamknie gospodę na cztery spusty i pozwoli mu pójść do swojego pokoju, gdzie będzie czuł się choć odrobinę bezpieczniej.
                W głównej sali, gdzie siedzieli ostatni, przysypiający już goście, dopalał się ogień w kominku, grajek z harmonijką w ustach wydawał już ostatnie, przeciągające się wraz z ziewnięciami dźwięki, było duszno i nieprzyjemnie. Tom odliczał kolejne minuty do zamknięcia, modląc się, by nie zjawili się jacyś nieproszeni goście. Wycierał kufle z czujną miną, choć dość leniwie, nie mając siły po całym dniu pracy. Dziś w dodatku gościli niewielki oddział z Sarihmas, z jakimś ważnym dowódcą na czele, więc najadł się tyle nerwów, że normalnie wystarczyłoby mu na całe życie. Wiedział jednak, że w takim tempie podobne wizyty będą miały miejsce częściej, niż rzadziej, choć wolał o tym nie myśleć. To go przygnębiało.
                Zerknął na zegar wiszący na ścianie i dostrzegł, że zbliża się upragniona druga w nocy. Zostało jedynie kilka minut do zamknięcia, więc odetchnął spokojniej i odłożył suche już kufle pod bar. Kiedy skończył, miał zamiar udać się do pokoju rodziców, by zbudzić ojca i wraz z nim zamknąć porządnie gospodę, ale nagle drzwi otworzyły się, wpuszczając do środka zimne, nocne powietrze. Tom spojrzał nerwowo w tamtą stronę i kiedy zrozumiał, co widzi, zbladł gwałtownie i złapał się drewnianego blatu baru, by nie upaść. W drzwiach stała grupa wilkołaków na czele z przywódcą o imieniu Samuel. Mężczyźni rozejrzeli się z groźnym spojrzeniem po wnętrzu, po czym podeszli razem do baru. Wysoki, dobrze zbudowany blondyn o piwnych oczach zlustrował go trudnym do odczytania spojrzeniem. Zaraz potem odezwał się głębokim, męskim głosem:
– Cztery piwa, panienko. – Tom nie śmiał nic odpowiedzieć, choć w myślach od razu zripostował mężczyźnie słowami: wedle życzenia, ty przerośnięty kundlu. W rzeczywistości jednak milcząc, wyciągnął spod blatu kufle i zaczął nalewać do nich trunek. Gdy skończył, podał je mężczyznom i wydukał ciche „proszę”. Jeden z nich położył na blacie jakieś miedziaki, ciemnowłosy zgarnął je drżącymi dłońmi do kapsy i zajął się czyszczeniem blatu spory kawałek od wilkołaków, którzy zajęci byli rozmową, dość cichą, jak na swoje zwierzęce zwyczaje. Odrobinę uspokojony zaczął odczuwać coraz większe zmęczenie. Dostrzegł też, że pozostali goście opuścili już gospodę, nawet przysypiający grajek wyszedł, gdy zobaczył, kto odwiedził gospodę „u Ernesta”. Po chwili mężczyźni zażądali dolewki, więc Tom dolał im, po czym wyszedł zza baru, by uprzątnąć stoliki i zająć czymś ręce do momentu, aż te cholerne kundle postanowią opuścić gospodę oraz pozwolić mu odpocząć po całym dniu ciężkiej pracy. Niedługo potem usłyszał kroki, więc automatycznie obejrzał się za siebie i dostrzegł zaspanego ojca, który był widocznie zaskoczony, że o tej porze mają gości. Przywitał ich spokojnie, a chwilę później podszedł do syna.
– Połóż się, Tom, ledwo stoisz na nogach – powiedział kładąc mu rękę na ramieniu. Chłopak widział w jego oczach troskę i uśmiechnął się lekko. Z ojcem zawsze miał dobre relacje.
– Nie, zaczekam z tobą, razem szybciej się uwiniemy. – Mówili cicho, nie chcąc się dodatkowo narażać wilkołakom podczas pełni. Ci zaczęli coraz głośniej dyskutować, przez co Tom i jego ojciec oglądali się na nich coraz bardziej nerwowo. Gdy starli już wszystkie blaty, Samuel zawołał:
– Jeszcze po jednym, panienko! – Młodzieniec zacisnął usta i ruszył w stronę baru. Żeby wejść za ladę, musiał przejść obok mężczyzn, i kiedy mijał ich, poczuł, jak ten siedzący najbliżej brzegu klepnął go w pośladek. Krzyknął krótko z zaskoczenia i wszedł pośpiesznie za bar. Słyszał ich śmiech, czuł na sobie spojrzenie ojca i zawstydził się okropnie, czego dowodem były zaróżowione policzki. Gdy drżącymi z złości i strachu dłońmi nalał piwa do kufli i podał je wilkołakom, spojrzał na nich z dziwnym błyskiem w oczach i powiedział:
– Nie jestem panienką, jeśli nie zauważyliście. – Gdy zorientował się, co zrobił, automatycznie zbladł i cofnął się mimowolnie, czując na sobie świecący wzrok bestii ukrytych w ludzkich skórach. Przełknął nerwowo ślinę i odwrócił od nich wzrok. Czuł się jak w potrzasku, nie mógł wyjść zza baru, ani też tu zostać, bo obecność mężczyzn przyprawiała go o mdłości.
– Ja zauważyłem. Zwyczajnie złośliwy jestem – odezwał się Samuel i wstał z swojego miejsca. Obszedł jednego z towarzyszy i podniósł powoli blat, wchodząc za bar i zbliżając się z drapieżnym wyrazem twarzy do młodzieńca. Tom zaczął się cofać, ale już po chwili oparł się plecami o ścianę.
– Przepraszam, pana – wyszeptał i zacisnął oczy, czekając w napięciu na to, co zaraz się stanie. Po chwili usłyszał ciche prychnięcie i niepewnie otworzył oczy. Spojrzał na wilkołaka i aż sapnął, widząc, jak blisko niego ten stoi. Zerknął w stronę sali, szukając wzrokiem ojca, ale ten stał jak sparaliżowany i patrzył na niego z przerażeniem.
– Jak masz na imię? – Samuel wyciągnął jedną rękę i przejechał opuszkami palców po gładkim policzku chłopaka. Ten zatrząsł się niekontrolowanie, czując zbierające mu się łzy w oczach.
– Thomas – odparł wysokim głosem i odchrząknął od razu. Usłyszał śmiech pozostałej trójki i zacisnął zęby, żeby już więcej nie powiedzieć o słowo za dużo.
– Tatuś mówi do ciebie Tom, prawda?
– Niech pan go zostawi, proszę. To dzieciak jeszcze jest, głupi i niesforny. – Obejrzał się gwałtownie na ojca, który podszedł do nich prędko i złapał go za rękę, ciągnąc w swoją stronę. Samuel przepuścił ich, podnosząc ręce do góry i uśmiechając się niby przepraszająco.
– Może wypadałoby go trochę wytresować, co? – zakpił jeden z wilkołaków. Tom dostrzegł kątem oka, że już kończyli pić piwo i miał szczerą nadzieję, że to było ostatnie.
– Jeśli tata ci pozwoli… - zaśmiał się Samuel, patrząc dziwnym wzrokiem na Toma. Ten spiął się i chwycił ojca mocniej za przedramię.
– To nie pies, jak panowie widzą. A teraz naprawdę byłbym wdzięczny, gdybyście pozwolili nam już zamknąć gospodę. Jest bardzo późno. – Ernest mówił spokojnie, choć był naprawdę zdenerwowany i Tom doskonale to widział. Było mu głupio, że doprowadził do takiej sytuacji.
– Takiego chłopca też można wytresować – zaśmiał się kolejny z towarzyszy. Po chwili Samuel wyminął ich z uśmiechem na twarzy. Podszedł do kompanów i poklepał ich po plecach na znak, by wstali z swoich miejsc.
– Dobrej nocy, mili gospodarze – rzucił przez ramię Samuel, oglądając się jeszcze z dzikim spojrzeniem na Toma, który aż zadrżał. I sam nie wiedział do końca, z jakiego powodu. Gdy już trochę się otrząsnęli z ojcem, zaczęli zamykać lokal w pośpiechu. Nie chcieli mieć na głowie kolejnych, nieproszonych gości.
                Gdy skończyli, powłóczył nogami na górę po schodach, by zażyć choć odrobinę snu. Dochodziła trzecia w nocy, a on z samego rana musiał udać się na targ, by kupić jedzenie potrzebne dla nich i do kuchni w gospodzie, gdzie jego matka przyrządzała posiłki dla gości. Nie mogli sobie na wiele pozwolić z racji wojny, która trwała już niemal od roku. Mimo to interes jakoś się kręcił, bo odwiedzali ich czasem dowódcy z swoim oddziałem, jacyś zamożni przejezdni i miejscowi pijacy, którzy nie brali udziału w wojnie, więc zamiast honorowo umrzeć na polu walki, zapijali się na śmierć.

                Przekręcał się z boku na bok, ale nie mógł w ogóle usnąć. W końcu wstał z łóżka, bo było mu gorąco i uchylił okno. Wciągnął świeże, nocne powietrze i odetchnął ciężko. Ten wieczór naprawdę mógł się inaczej dla niego skończyć. Wsłuchał się w pojedyncze dźwięki miasta, poza którymi trwała zupełna i aż wdzierająca się do uszu cisza. Po chwili Tom spojrzał na srebrny księżyc w pełni i zastanowił się, co czuł taki wilkołak, gdy patrzył na jego pełną, jasną tarczę. Chwilę później usłyszał głośne wycie jednego z nich i aż zatrząsł się na myśl, że po mieście chodzili w swojej prawdziwej postaci. Zamknął szybko okno i wrócił do łóżka, zmuszając się do snu. A kiedy już odpłynął, śniło mu się to, o czym zawsze marzył. Pokoju, wolności i wspaniałej przygodzie. Tego pragnął. I wierzył, że kiedyś uda mu się zrealizować te marzenia. 

4 komentarze:

  1. Cudne już się rozmarzyłam i czekam na dalej:-)
    Wszystkiego najlepszego na święta i Nowy Rok:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. ciekawy początek...Samuel iTom... czakam na wiecej Wszystkiego najlepszego na święta i Nowy Rok

    OdpowiedzUsuń