piątek, 18 grudnia 2015

Niewypowiedziane prośby i oczekiwane obietnice

Cześć! Święta coraz bliżej, chociaż atmosferę czuć jedynie w dużych miastach, bo śniegu wciąż nie ma :c W każdym razie, zmiany na blogu aż rażą w oczy, niestety - ten cudowny i według mnie idealny szablon zaczął się psuć. Próbowałam to naprawić i nawet prosiłam innych o pomoc, ale nic nie wskórałam na tyle, by mnie to zadowalało. Szczerze mówiąc nieco frustruje mnie to, że coś ciągle na blogspocie nie działa, ale... nie mam siły nawet myśleć o przeniesieniu bloga, a co dopiero, by wprowadzić to w życie. Do końca tomu zostały 2 rozdziały. Trochę mnie to przeraża. Co dalej? Przekonacie się niebawem, mam nadzieję ;) Jeśli zaś chodzi o wygląd bloga, to prawdopodobnie ciągle coś będzie się zmieniać. 
Enjoy!


Rozdział 27


Potrzebowali dwóch dni, by przygotować się i wyposażyć w wszystko, co niezbędne do podróży. Najpierw podjęli decyzję, że pojedzie Michael z Dymitrem i Ryanem, jednak Patrick ostatecznie wynegocjował z Claudiusem, że też pojedzie. Mężczyzna miał widoczne opory, by się na to zgodzić, jednak w końcu skapitulował, czym zaszokował wszystkich niezmiernie. Choć przecież nikt nie dyskutował, ani nie dopytywał, nie chcąc przeszkodzić Patrickowi w planach. Ten widocznie potrzebował wyjechać na jakiś czas, był bardziej nerwowy niż kiedykolwiek dotąd, a dodatkowo niemal bez przerwy kłócił się z Claudiusem. Nie rozmawiali o ich relacjach na prawo i lewo, ale każdy zorientował się, że tą dwójkę coś łączy. I to zdecydowanie coś przekraczającego zwyczajne relacje.
Will został w zamku, ponieważ, jak to podkreślił Claude, jego obecność na kilka dni przed festynem wiosennym była bezwzględnie konieczna. Książę miał zamiar to przedyskutować, ale kiedy dowiedział się, że Feliks także zostaje w Sarihmas, odpuścił sobie. Mimo wszystko martwił się o Ryana, a nawet po części i Patricka. Powtarzał sobie, że przecież będą z parą silnych i lojalnych wampirów, a prawdopodobieństwo, że i tym razem Lorcan odważy się na tak trudny i pożerający energię wyczyn, by któregoś z nich opętać, czy pozbawić wolnej woli, było raczej niewielkie. Nawet Claude powiedział, że ostatnim razem to nie władca Podziemi był odpowiedzialny za ten cały incydent, a jakiś… Nawet nie pamiętał. Ale na pewno ktoś inny. Kiedy chcieli wypytać Claudiusa skąd zna tą energię, ten zaczął się wykręcać i niewiele im wyjaśnił. Jedynie tyle, że znał kiedyś kogoś takiego i dobrze pamięta jego energię.
Jednak William zastanawiał się jakim sposobem ten cały demon, znajomy Claudiusa, był w stanie ich wszystkich kontrolować z Podziemi. I znalazł tylko dwie odpowiedzi – mężczyzna był tak silny jak Lorcan, lub czarował będąc gdzieś niezwykle blisko – dokładniej mówiąc w Sarihmas, między nimi. I to napawało go swoistym niepokojem.
Zaczął też miewać nieprzyjemne sny. Porównując je do tych, które miewał mieszkając jeszcze na Ziemi, nie były aż tak przerażające. Jednak dręczyły go bardziej, bo dotyczyły jego przyjaciół. Często śniły mu się dziwne sytuacje, przepełnione ciągłym lękiem i poczuciem niepewności. Śniąc, nieustannie czuł, jakby zaraz komuś z jego bliskich miała stać się krzywda, przez co niejednokrotnie zrywał się w środku nocy z krzykiem. Ale teraz obok był Feliks. I zawsze pomagał mu zasnąć ponownie.
Jednocześnie trwały przygotowania do festynu wiosennego. Will miał szansę to zobaczyć, gdy zmierzając w stronę domu Loli i Elarena, musiał przejść przez miasto. Ludzie z zapałem dekorowali ulice, szykowali plac na stragany i innego rodzaju miejsca, gdzie wszyscy zainteresowani będą mogli zażyć rozrywki.
Gdy dotarł do domu przyjaciółki, zastał w środku tylko ją. Dziewczyna wyjaśniła mu, że Elaren jest w pracy. Usiedli razem w sypialni na łóżku w zupełnej ciszy, aż do momentu, kiedy w końcu William się odezwał.
- Jak się czujesz? – Lola spojrzała na niego z słabym uśmiechem i odpowiedziała:
- Lepiej, dzięki. Oddamy ci wszystko, gdy tylko Elaren dostanie wypłatę – zapewniła. William przyjrzał się jej z troską. Nawet jeśli mówiła, że czuła się lepiej, nie mógł jej uwierzyć, kiedy widział, jak wygląda. Widocznie schudła i miała poszarzałą cerę.
- Daj spokój, kiedy się odkujecie i wszystko się ułoży, będziecie mogli o tym ewentualnie pomyśleć. Nie śpieszy się – odparł. Obdarował ją swoim najszczerszym uśmiechem i oparł się wygodniej o poduszki za sobą. Lola zajmowała miejsce naprzeciw niego, ale od początku na wpół leżała. Widocznie nie czuła się na siłach, żeby prosto siedzieć. Will widział, że jej stan kompletnie przeczy temu, co dziewczyna mówi.
- Wiesz, słyszałam, że Ty i Feliks… Trochę głupio mi pytać, ale wiesz jaka ja jestem. Muszę wiedzieć i koniec – powiedziała z słabym uśmiechem, przyglądając się przyjacielowi. William poczuł, że mimowolnie się trochę rumieni. Zakręcił się w miejscu i wygładził spodnie, po czym dopiero zerknął na dziewczynę i odpowiedział:
- Chyba… jesteśmy ze sobą – wydusił ledwo słyszalnie i momentalnie odwrócił spojrzenie. Podrapał się po policzku, czując kiełkujący zarost. Lola patrzyła na niego z uśmiechem.  Po chwili uniosła się powoli i przysunęła do niego bliżej. Złapała go za rękę i ścisnęła lekko. Wtedy Will ponownie na nią spojrzał i odpowiedział jej uśmiechem.
- Cieszę się. Widać, że coś do niego czujesz – książę jeszcze bardziej się zarumienił. Chwilę później Lola puściła jego rękę i wróciła na swoje miejsce. William przyjrzał się jej ponownie i z smutkiem musiał przyznać, że naprawdę wyglądała coraz gorzej. Miała szarą skórę, zapadnięte policzki, widocznie schudła i wydawało się, że włosów też miała dużo mniej na głowie, niż kiedykolwiek wcześniej.
- Tak, zaangażowałem się, brawa dla Williama – Lola zaśmiała się cicho, rozbawiona i zaraz potem zakaszlała. – A co do Feliksa, szuka w Alimartis lekarza dla ciebie. Mówił, że jest tam dużo magów, którzy interesują się medycyną i różnymi tajemniczymi przypadkami – Lola pokiwała głową i odkrząknęła.
- Złapałam tajemniczy przypadek, brawa dla Loli – William uśmiechnął się do niej i zaraz zapytał:
- A co u Seana? Zrobił w końcu coś, by być z Rossetą, czy nadal się obija? – Lola skrzywiła się trochę i odgarnąwszy grzywkę odpowiedziała:
- A daj spokój. Wykręca się jak może, a to pracą, a to, że ona ma pracę, że jej rodzice go nie lubią. Zastanawiam się, czy to dlatego, że się wstydzi, czy dlatego, że nie chce. Bo przecież, jak się chce, to się znajdzie sposób, nie? – Odpowiedziała chłopakowi. William również nieco się skrzywił i dokończył za dziewczynę.
- A jak się nie chce, to się znajdzie wymówkę. Wiem coś o tym – Lola spojrzała na niego poważniej i pokiwała głową, ale nie skomentowała tego. Skoro wszystko się jakoś ułożyło pomiędzy Willem i Ryanem, nie było sensu do tego wracać. Tak uważała i miała zamiar się tego trzymać.
Rozmawiali jeszcze z godzinę, jak dawniej, żartując i wspominając wspólnie minione lata. Oczy dziewczyny nie raz zaszły łzami wzruszenia, a czasem i śmiechu. W końcu widocznie zmęczona, położyła się. Zasnęła po kilku minutach, a wtedy William wyszedł po cichu z mieszkania i zszedł po schodach na sam dół. Gdy wychodził na zewnątrz, dostrzegł zmierzającego w stronę kamienicy Feliksa. Już miał do niego pomachać i zawołać go, kiedy dostrzegł, że ten nagle zmienił kierunek, w którym chwilę wcześniej podążał. Elaren kiedyś mu wspominał, że wszystko w porządku z okolicą w której mieszkają, poza jednym małym aspektem. Niedaleko, bo właściwie po drugiej stronie ulicy znajdował się burdel. William patrzył w osłupieniu na to, jak Feliks otwiera drzwi budynku i znika za nimi. Kiedy już do niego dotarło, co się stało, zacisnął pięści i aportował się do zamku.



***


Patrick był zmęczony. Odkąd jego magia została zablokowana, nie mógł za jej pomocą regenerować swojego ciała. Potrzebował snu, jedzenia, ciągłego dbania o higienę, żeby czuć się komfortowo. Jego kompani nie mieli podobnych problemów. A jemu było trochę wstyd bezustannie narzekać. W innych okolicznościach zapewne by się nie wahał, jednak przed nimi, a zwłaszcza Ryanem nie chciał wyjść na wydelikaconego księcia. Dlatego nie narzekał, kiedy po raz kolejny kąpał się w lodowatej wodzie jeziora. Byli daleko od miasta i od kilku dni nocowali pod gołym niebem w koszmarnych warunkach. Książę często budził się obolały.
Wyszedł z wody szczękając zębami i szybko zaczął się wycierać jakimś materiałem, który służył mu za ręcznik. Na szczęście dobrze chłonął wodę. Gdy osuszył skórę, ubrał się i nadal nieco trzęsąc z zimna wrócił do obozu. Opatulił się szczelniej kocem i usiadł przy ognisku. Odetchnął ciężko, czując ciepło ognia. Michael i Dymitr gdzieś zniknęli. Książę rozejrzał się za Ryanem, ale zaraz zorientował się, że ten siedział w namiocie, bo usłyszał:
- Ja pierdolę! – krzyknął chłopak, rozkładając zapewne posłanie i to do tego nieco nieudolnie. Patrick uśmiechnął się pod nosem z rozbawienia, lecz po chwili zaburczało mu w brzuchu. Uśmiech od razu zszedł mu z twarzy. Skrzywił się brzydko i ruszył do swojej torby. Wyjął z niej kawałek chleba i usiadł przed ogniskiem. Zaczął spokojnie jeść, a po chwili ułowił uchem, jak któryś z koni prychnął głośniej. Wtedy zobaczył, że Ryan wyszedł już z namiotu i z krzywą miną szedł w jego stronę.
- Co się działo w tym namiocie, że jesteś tak zdenerwowany? – zapytał z lekkim uśmiechem i zrobił mu trochę miejsca, by chłopak zmieścił się obok niego na ociosanej desce, chwilowo służącej im za mebel.
- Pobrudziłem koc, pod któryś śpię. Wlazłem z butami do środka jak kretyn – wyjaśnił młody wampir. Patrick obejrzał się na miejsce ich noclegu. Spali razem z Ryanem w jednym namiocie, a Michael z Dymitrem w drugim.
- To chodź, wyczyścisz go nad rzeką, a dzisiaj prześpimy się pod moim – zaproponował książę. Ryan przyjrzał mu się niepewnie, zastanawiając się czy ten mówi poważnie, zwłaszcza w kwestii spania pod jednym kocem. Cóż, skłamałby, gdyby powiedział, że go to w ogóle nie zawstydziło.
- No… dobrze – odpowiedział w końcu i wstał powoli. Kiedy poszedł do namiotu po pobrudzone przykrycie, Patrick narzucił na siebie płaszcz. Poczekał jeszcze przez moment na Ryana i razem poszli nad strumień, gdzie sam książę jeszcze niedawno brał kąpiel. Nie odzywali się do siebie do końca drogi, dopiero nad wodą Patrick kichnął niekontrolowanie. Wampir obejrzał się na niego i z lekkim uśmiechem rzucił:
- Na zdrowie – Książę uśmiechnął się krzywo i przysiadł na brzegu. Było trochę niewygodnie, bo niektóre kamienie miały ostre krawędzie, ale to i tak było lepsze, niż stanie na zmęczonych nogach. Niby już przyswoił myśl, że nie posiada póki co magii, a właściwie jest ona tak bardzo ograniczona, że nie umie jej w żaden sposób z siebie wykrzesać. – Nie jesteś przeziębiony, mam nadzieję? – zapytał już nieco zaniepokojony Ryan, kiedy chłopak dodatkowo pociągnął nosem.
- Chyba nie. Sam nie wiem, dawno nie chorowałem – odpowiedział cicho, czując uciążliwą suchość w gardle. Ryan szybko uporał się z błotem na kocu, a kiedy skończył, przewiesił go na jednej z gałęzi i przysiadł obok Patricka. Ten wpatrywał się w skrawek nieba, jaki było widać dzięki polanie nieopodal jeziora. Poza tym jedynym miejscem, wszędzie dookoła były drzewa. Światło księżyca odbijało się w niespokojnej tafli strumienia, a odgłosy nocy pobudzały zmysły, zmuszały do pracy i zachowania czujności. Ryan przyjrzał się jego twarzy. Naprawdę był podobny do Williama. Ale było w nim coś jeszcze. Jakaś cecha sprawiała, że nawet patrząc na niego, można było domyślić się, że w rzeczywistości bracia stanowią zupełne przeciwieństwo.
- O czym myślisz? – zapytał Ryan. Patrick zwrócił na niego spojrzenie i drgnął nieznacznie, gdy zorientował się, że chłopak siedzi obok. Przyjrzał się jego twarzy, ciemnym oczom, ładnie wykrojonym wargom i piegom, a także pieprzykom, których chłopak tak w sobie nie lubił. Ryan niezaprzeczalnie mu się podobał.
- O Claudiusie. – Chłopak zrobił zdziwioną minę i zapytał niepewnie:
- Tęsknisz za nim? – Bał się odpowiadać. Ryan wiedział więcej, niż ktokolwiek inny o jego relacji z Claudiusem i zdawał sobie sprawę, że była pokręcona. Mimo to, chciał z nim o tym porozmawiać. Pozbyć się ciążącego na serce balastu. Dziwnie się czuł. Chyba się… stresował? Prawdopodobnie, choć to było do niego niepodobne. Wygładził nerwowo spodnie, po czym wziął oddech i odpowiedział:
- Myślałem sporo o łączącej mnie i jego relacji. To… jak zapewne już wiesz… dosyć toksyczna miłość. O ile nią jest, bo choć Claude nieraz mi mówił, że mnie kocha, jego czyny trochę temu… zaprzeczają. – Zarumienił się, widocznie zawstydzony. Trudno mu się o tym mówiło, jednak równie trudne było trzymanie tego tylko dla siebie. Ryan za to słuchał uważnie przyjaciela, szczerze mu współczując. On sam przeżył nieszczęśliwą miłość i William niezaprzeczalnie go zranił, jednak nigdy nie obraził go z premedytacją, już o przemocy fizycznej nie wspominając. Bawiło go jedynie w tym wszystkim to, że obaj z Patrickiem nie chcieli niczego więcej, aniżeli zdrowej i szczęśliwej miłości.
- Zauważyłem, że trochę się od siebie odsunęliście, no nie? – zapytał Ryan, chcąc mocniej przekonać Patricka do mówienia.
- Ja się odsunąłem. Nie pamiętam, kiedy ostatnio się kochaliśmy – pożalił się i odchylił głowę do tyłu, przymykając oczy. Ryan odwrócił od niego wzrok i zapatrzył się na taflę wody. Błyszczała niesamowicie od jasnego światła księżyca. Układał w głowie to, co usłyszał, a także to, o co chciał zapytać Patricka. W końcu zdecydował się na proste i krótkie pytanie.
- Chcesz z nim być? – Patrick spojrzał na niego z szokiem wymalowanym na twarzy. Nie spodziewał się takiego pytania, właściwie nawet nie rozważał wcześniej, czy powinien zakończyć relację  łączącą go z Claudem. Rozważał jedynie, co mógłby zrobić, by zmienić mężczyznę i wyjaśnić mu, że nie chce takiego traktowania. Wydawało mu się, że odpowiedź na pytanie Ryana jest oczywiście twierdząca, jednak w chwili, gdy otworzył usta, zawahał się i zamknął buzię. Zmarszczył brwi i podciągnął mocniej kolana do siebie. W końcu nie odpowiedział na pytanie Ryana, bo nie wiedział, co mógłby powiedzieć. Dlatego Ryan odezwał się ponownie: - Uważam, że zasługujesz na kogoś lepszego, Patrick. Ale nie mam zamiaru się wymądrzać, choćby przez wzgląd na to, że sam biegałem za Willem tyle czasu, nie otrzymując od niego tego, czego oczekiwałem. Nawet teraz… nie mogę powiedzieć, że nic do niego nie czuję, choć przecież widzę, jak strasznie kocha Feliksa i jak bardzo go już nie obchodzę – zaśmiał się gorzko, nieco zawstydzony swoim wywodem.
- Ty przynajmniej umiałeś go zostawić.
- Ta… Nie było to łatwe, ale udało się. Tak, czy inaczej, jest to do zrobienia, nie? Po prostu musisz podjąć decyzję – powiedział Ryan i objął przyjaciela ramieniem. Patrick dał się przyciągnąć i uśmiechnął się na miły gest chłopaka. Potrzebował wsparcia i Ryan mu je dawał. Był mu za to ogromnie wdzięczny.
- Wracamy? Zimno mi – powiedział i zaczął powoli wstawać. Młody wampir też podniósł się na nogi, po czym obaj ruszyli do obozu. Ryan porwał jeszcze szybko koc z gałęzi. Michaela i Dymitra nadal nie było.
- Dziś długo ich nie ma – rzucił luźną uwagę Ryan, chcąc nieco załagodzić atmosferę przed snem.
- Pewnie się ruchają gdzieś w krzakach – odpowiedział Patrick z ironicznym uśmiechem i bez chwili zwłoki wlazł do namiotu, przykrywając się porządnie kocem. Nie minęło wiele czasu, kiedy i Ryan do niego dołączył i położył się obok, włażąc pod koc i wtulając się w jego plecy przez pytania. Patrick nie protestował. Nawet wcisnął się bardziej w ciało za sobą. Po chwili poczuł, jak zimne palce księcia łapią go za rękę i próbują się w ten sposób rozgrzać, choć przecież temperatura ciała Ryana po przemianie nieco spadła. Jednak nadal można było wyczuć od niego ciepło. I to Patrick zamierzał wykorzystać, kiedy było mu tak okropnie zimno.
- Słodkich snów, Patrick – rzucił cicho Ryan i pogłaskał kciukiem jego palce. Książę nic nie odpowiedział. Ścisnął tylko mocniej jego rękę i oparł tył głowy o pierś chłopaka za sobą. Tak, czuł się z nim bezpiecznie. Mógłby go pokochać. Bo wiedział, że nawet jeśli Claudius coś do niego czuje, być może nigdy nie okaże mu tego w sposób, jaki księcia by satysfakcjonował.


***


Feliks szukał Williama po zamku. Odwiedził nawet Lolę, ale ta poinformowała go, że chłopak już wyszedł. Potem teleportował się tutaj i odwiedził ogrody, bibliotekę, kuchnie, nawet jego sypialnię, ale w żadnym z tych miejsc go nie znalazł. Nieco sfrustrowany postanowił wypytać służbę. Jedna z służących powiedziała mu, że książę udał się do zachodniej wierzy i nie zszedł stamtąd od obiadu. Podziękował krótko dziewczynie i ruszył w tamtą stronę. Wspinaczka po schodach jednak zajęła więcej czasu, niżby sobie życzył, ale w końcu dotarł pod właściwe drzwi. Otworzył je powoli i zajrzał do środka. William siedział na parapecie przy otwartym oknie z szkicownikiem na kolanach i ołówkiem w ręce. Uniósł na niego spojrzenie, które dalekie było do sympatycznych, a co dopiero radosnych. Odrobinę zbity z tropu czarodziej wszedł niepewnie do środka i przywitał się spokojnie:
- Dzień dobry. Trochę stąd wysoko. Nie boisz się, że spadniesz? – William zsunął nogi z parapetu. Odłożywszy wszystko na stolik obok, wyminął mebel i podszedł do czarodzieja. Poprawił mu kołnierzyk koszuli i przyjrzał się jego twarzy z bliska. W końcu odpowiedział:
- A ty się boisz, Feliks? Boisz się, że spadnę? – Czarodziej spiął się lekko, ale nie chcąc dać po sobie poznać ogólnego zdziwienia i zaniepokojenia, odpowiedział luźno:
- Już nie stoisz koło okna, więc nie. – Nagle Will zniknął mu z oczu i dosłownie sekundę później stał na parapecie. Feliks zerwał się z miejsca, by do niego podbiec, ale Will pogroził mu palcem.
- Najpierw mi odpowiedz. – Czarodziej przełknął ślinę i posłusznie się zatrzymał, nie mając pojęcia, co się dzieje. Już sam nie wiedział, która opcja jest gorsza – czy ta, że to Lorcan czy jakiś inny popaprany demon opętał Williama, czy ta, że to sam książę chce doprowadzić go do białej gorączki i póki co szło mu wręcz doskonale.
- O co ci znowu chodzi, Will? – Zapytał, zdenerwowany. Chłopak był cudowny, naprawdę, Feliks go uwielbiał, ale momentami wychodziła z niego prawdziwa bestia – czystej krwi szlachcic, wysoko urodzony arystokrata, pieprzony książę, który myśli, że wszystko mu wolno.
- Odpowiedz! Byłoby ci przykro? Tęsknił byś chociaż za pieprzeniem mnie?! Powiedz, Feliks! – Mężczyzna zacisnął zęby. A więc to jednak Will. Mieli już kilka spięć, zwłaszcza od momentu, kiedy zaczęli ze sobą sypiać, ale nigdy aż tak poważne one nie były. Czarodziej przyjrzał się chłopakowi dokładniej i dostrzegł, że ten ma zaczerwienione oczy i ślady łez na policzkach. Coś ewidentnie musiało się stać.
- Odpowiem, kiedy zejdziesz i usiądziesz obok mnie – William zaszlochał niekontrolowanie i zasłonił przedramieniem oczy. W końcu usiadł na parapecie, a wtedy Feliks dobiegł do niego i ściągnął go z okna, po czym odsunął na bezpieczną odległość i zamknął ciasno w ramionach. Will go nie objął, stał nieruchomo, wciskając jedynie twarz w pierś mężczyzny i siłą woli próbując powstrzymać łzy, które uparcie cisnęły mu się do oczu. Stali tak przez długą chwilę, Feliks głaskał go po włosach z tyłu głowy, plecach, łapał go za dłonie, ale nic nie mówił. Podobnie jak Will, choć to on w końcu pierwszy się odezwał.
- Nie odpowiadaj, chyba nie chcę wiedzieć. – Wyswobodził się z jego objęć i zniknął z cichym sykiem.
- Kurwa! – krzyknął czarodziej i wyszedł z wieży, zbiegając po schodach na dół. Zatrzymał się na balkonie i rozejrzał po głównym holu, ale nigdzie nie dostrzegł chłopaka. Wtedy pobiegł w stronę jego komnat i chwycił za klamki, ale drzwi ani drgnęły, najwidoczniej zaryglowane. – William, otwórz! – warknął wzburzony. Wyraźnie słyszał po drugiej stronie nerwowe kroki, dlatego miał pewność, że to chłopak tam siedzi i nadal próbuje go wyprowadzić z równowagi. Cóż, już dobrą chwilę temu mu się udało, dlatego mógłby sobie w końcu darować. Szarpnął ponownie za klamki i znów zawołał, nieco spokojniej: - Otwórz, Willy, porozmawiajmy. – Mijały kolejne długie minuty, kiedy Feliks już tracił nadzieję na to, że chłopak zdecyduje się otworzyć, jednak w końcu usłyszał kroki nieopodal drzwi, a nawet zgrzyt rygli i zamka. Drzwi po chwili się otworzyły, a William, kiedy zostawił je otwarte, odwrócił się tyłem do mężczyzny i podszedł do łóżka. Nie miał już na sobie butów, dlatego położył się na nim od razu i przykrył wierzchnią narzutą. Feliks wszedł powoli do środka i podszedł do chłopaka. Również zdjął buty i położył się obok na plecach.
- Nawet jeśli nie chcesz, żebym odpowiadał, i tak to zrobię – rzucił jak do sufitu, bo i w niego się wpatrywał, choć słowa kierował do Williama. – Zawsze się o ciebie boję. Nie było tak od początku, a przynajmniej do chwili, gdy miałem magię. Bo nie bałem się wtedy, gdy byłeś przy mnie, wierzyłem, że będę mógł cię obronić i zapewnić ochronę. Ale teraz, gdy jestem tak słaby, jak wszyscy zwykli ludzie, boję się nawet w tej chwili, gdy nie stoisz na tym cholernym parapecie w zachodniej wieży i nie mówisz tak, jakbyś lada moment miał skoczyć. Leżysz w wygodnym, ciepłym łóżku, a ja i tak się boję, Will. Dlatego nie rób więcej takich rzeczy. I teraz sam mi wyjaśnij, co było tego powodem. – Nie doczekał się jednak odpowiedzi. William milczał jak zaklęty, a Feliks powoli tracił cierpliwość. Złapał za materiał i odsłonił chłopaka. Ten jęknął z niezadowoleniem i spróbował chwycić zabrane okrycie, ale bez oczekiwanego skutku.
- Oddaj. Nie chcę z tobą rozmawiać – rzucił z żalem w głosie i nawet nie spojrzał na czarodzieja, choć siedział przodem z wyciągniętą ręką w stronę narzuty, jaką Feliks dzierżył w dłoni.
- Dlaczego nie chcesz? – Zapytał z ledwo hamowaną złością mężczyzna. Rzucił nakrycie na ziemię i powalił Williama na poduszki, zawisając nisko nad jego twarzą i wpatrując mu się przenikliwie w oczy. – Jeśli jeszcze raz spróbujesz mi uciec, to dostaniesz lanie, nie żartuję. – William wydął kpiąco wargę, choć jego smutne spojrzenie psuło cały efekt.
- Chodzisz do burdelu – powiedział książę. Nawet nie zapytał, po prostu oznajmił beznamiętnym tonem. Feliks zrobił minę w stylu – serio o to ci chodzi? – i pokręcił głową z niedowierzeniem. W końcu uśmiechnął się z politowaniem i pocałował Williama w czoło. Chłopak jednak się skrzywił i odsunął go od siebie mało delikatnie. Czarodziej jednak nie dał się zrzucić, a jedynie przycisnął jego ręce do poduszek i tym razem pocałował go w usta. Kiedy się od nich oderwał, zapytał z rozbawieniem:
- Naprawdę o to ci chodzi? – William skrzywił się i kiedy ten ponownie się pochylił z zamiarem pocałowania go po raz kolejny, odwrócił głowę, przez co usta Feliksa wylądowały na jego policzku.
- Taki jesteś cwany? A przypomnij sobie jak się spinałeś, kiedy ten cały pirat, Kilian, chciał mnie na swoim statku wyruchać! – Feliksowi od razu uśmiech zszedł z twarzy.
- To nie jest dobre porównanie. To była kompletna szumowina! – krzyknął, wytrącony z równowagi. Zszedł też z chłopaka i tym razem usiadł obok. Założył ręce na piersi, widocznie zdenerwowany.
- A bo uwierzę, że ty tylko szlachetnych ludzi rżniesz! – William poczerwieniał ze złości i sam też usiadł na łóżku, wpatrując się w kochanka z wściekłością, żalem i zazdrością.
- Ja jestem dorosły i mam prawo robić, co chcę i z kim chcę. Ty jesteś jeszcze gówniarzem, w dodatku księciem i następcą tronu. Ja mam obowiązek cię pilnować i moja złość była zupełnie uzasadniona. Gdyby mnie tam nie było, poszedłbyś z tym pieprzonym piratem i być może nigdy byś już nie wrócił! – Przedstawił swoje kontrargumenty Feliks. William skrzywił się jeszcze mocniej i nie odpowiedział, wnioskując, że to nie ma sensu. Feliks miał rację. To on był żałosnym, zazdrosnym dzieciakiem i powinien się ogarnąć. Mimo to nie potrafił. Złość i zazdrość jaką czuł, była nie do pokonania. – Willy, posłuchaj… Nie chcę się kłócić, rozumiesz? Czego ode mnie oczekujesz? – Książę spojrzał na niego wilgotnym spojrzeniem.
- Niczego. Przepraszam za moje zachowanie – odparł wypranym z emocji głosem i położył się plecami do mężczyzny. Feliks wziął głębszy oddech, nie spodziewając się TAKIEJ odpowiedzi po TAKIM wybuchu. Ale widząc tego chłopaka, czując na sobie jego rozkochane, niewinne spojrzenie, nie potrafił odpuścić.
- Wyduś to z siebie – poprosił spokojnie i położył się blisko za nim. William odwrócił się do niego przodem i zerknął mu w oczy niepewnie. Co miał mu powiedzieć? Żeby nie pieprzył się z innymi? Feliks go wyśmieje! Dlatego wciąż milczał uparcie, a Feliks był coraz bardziej zmęczony jego dziecinnym zachowaniem. 

8 komentarzy:

  1. gdzieś w opcjach blogspota możesz sobie wyeksportować wszystkie notki i później wczytać ten plik np. na wordpressie, którego szczerze polecam :)
    jeśli byś chciała, mogę z nim pomóc, jak coś, napisz na gg: 9832451

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chodzi o przeniesienie bloga, to od technicznej strony nie stanowi to dla mnie problemu. Raz, kiedy pojawiła się informacja, że wszelkie treści erotyczne nie mogą się ukazywać na blogspocie, czy coś takiego, nie pamiętam, jak to dokładnie było, przeniosłam ówczesne rozdziały i komentarze, ale jednak wolałam zostać na blogspocie. Dzięki za chęć pomocy, ale póki co nie przenoszę bloga. Jeśli coś się zmieni, a ja natrafię na jakieś problemy, to oczywiście skorzystam :D

      Usuń
    2. Dzisiaj jest ten rodzaj ciszy,
      Że każdy wszystko usłyszy:
      I sanie w obłokach mknące,
      I gwiazdy na dach spadające,
      A wszędzie to ufne czekanie ?
      Czekajmy - dziś cud się stanie
      Rozdział jak zawsze fajny. Ciekawe co teraz zrobi Patric? :D

      Usuń
    3. Wesołych Świąt kochana! :D Będzie musiał podjąć decyzję... Biedaczysko :c

      Usuń
  2. opowiadanie super naprawdę mam nadzieje że będzie go więcej... ale w którymś momencie się zgubiłem i teraz sam już nie wiem co i jak.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli masz jakieś pytania, pytaj śmiało, chętnie pomogę i odpowiem :D

      Usuń
  3. Jestem niesamowicie podekscytowana! Od jakiś czterech godzin. Nie mając nic ciekawszego do roboty postanowiłam poszukać jakiegoś opowiadania, ale od początku podchodziłam do tego cynicznie. Poziom większości z nich jest, cóż... niski.
    Od początku zakochałam się, historia mnie pochłonęła, bohaterowie oczarowali. Brakowało mi fantastyki, a te 27 rozdziałów zdecydowanie nasyciły moje potrzeby czytelnicze. Dziękuję, już Cię uwielbiam, autorko.
    Ja uciekam, ale przybędę przy kolejnym rozdziale (wciąż się sama ze sobą spieram czy zacząć prolog nowego, czy nie)!
    Życzę dużo weny, bo jest cenna (to nie tak, że oblizuję już wargi z niecierpliwością wyczekując kolejnego rozdziału xD).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogromnie miło mi czytać takie ciepłe i motywujące słowa :D Masz rację, motywacja jest cenna. Dlatego każdy miły, czy konstruktywnie krytykujący komentarz mnie cieszy i napędza do pisania :)

      Usuń