piątek, 1 maja 2015

Ukochany


Miłego, długiego weekendu :)

Rozdział 11


Zbliżał się wieczór, a William był tego dnia cały dzień na nogach. Wstał o świcie i rozpoczął przygotowania do nauki kolejnych zaklęć. Kiedy zapoznał się z nimi nieco, postanowił je wypróbować. Towarzystwa dotrzymała mu Lola i wraz z nim ćwiczyła magiczne sztuki obrony i ataku. Zeszło ich do południa, kiedy Elaren przyszedł do nich z wieścią, że niedługo odbędą się obrady, na których obecność księcia jest bezwzględnie konieczna. Chłopak musiał przerwać trening i udać się do swojego maleńkiego pokoju. Krasnoludy mieszkały w podziemnych, niskich domach, choć jak Melhorn twierdził, jego „apartament” przechodził sam siebie i wykraczał poza wszelkie standardy. Umył się szybko, przebrał i w chwili, w której miał wychodzić do jego pokoju wszedł Feliks. Niemal oberwał drzwiami, na szczęście jego refleks, odkąd zaczął się uczyć nieco się poprawił, więc zdążył się odsunąć. Feliks widząc, że o mały włos nie był sprawcą siniaka na twarzy księcia, powiedział:
- Oh, przepraszam. Jesteś gotowy? – William rzucił mu lekki uśmiech. Był naprawdę zdeterminowany, by działać i miał w sobie dużo energii, która niemal go rozpierała.
- Gotowy. Idziemy? – Feliks też odpowiedział mu uśmiechem. Przyjrzał mu się dokładniej, poprawił mu kołnierzyk i mankiety koszuli, po czym spojrzał na włosy chłopaka.
- Nie wysuszyłeś się. Jest grudzień, chcesz się przeziębić? – Dotknął palcami jego włosów i za pomocą magii wysuszył się w mgnieniu oka. William przez chwilę strwożył się, że mógłby je mu popalić. Kiedy czarodziej skończył i zabrał rękę, William podniósł swoją i przejechał nią po włosach, upewniając się dyskretnie, czy aby mu nie odpadły czy coś w tym stylu. Uspokojony uśmiechnął się bokiem ust do mężczyzny i podziękował. Wyszli na korytarz, a Will zamknął drzwi od swojego pokoju na klucz. Ruszyli w milczeniu do pokoju, gdzie zebrali się główni dowódcy poszczególnych oddziałów. Feliks otworzył ciężkie i duże drzwi przed Williamem i wpuścił go przodem. Przy stole siedziało czternaście osób. Kiedy tylko pojawił się w drzwiach, wszyscy wstali.
- Witamy Wasza Wysokość. – Odezwali się chórem wszyscy i skłonili głowy.
- Witajcie, moi drodzy. – Willi ruszył do szczytu stołu. Formułek grzecznościowych najczęściej uczył go Elaren. Powiedział mu też, że powinien mówić to, co sądzi naprawdę, to, co płynie prosto z jego serca. I być zawsze sobą. Starał się tego trzymać. Jednak słowa chłopaka mijały się nieco z tym, co powtarzał mu nieraz Feliks, a mianowicie, żeby uważał na słowa, zastanawiał się, zanim coś powie i najlepiej odzywał się, jak najmniej, a lepiej słuchał uważnie. W zasadzie obie te rady były złote, więc starał się je po trochę praktykować. I, póki co, szło mu nienajgorzej. Feliks zajął wolne miejsce po jego prawej stronie. Zaczął mówić:
- W związku z niedawno zaistniałą sytuacją jesteśmy zmuszeni omówić nowy plan działania. Pan Lerodiel miał jakieś koncepcje, jeśli można, prosiłbym, by je pan przedstawił. – Zwracając się do sędziwego mężczyzny, skinął mu głową i oddał głos.
- W obecnej chwili jesteśmy w dość niekorzystnej sytuacji. Jednak dzięki naszemu hojnemu przyjacielowi, Melhornowi, mamy gdzie się schronić, za co mu dozgonnie dziękujemy. – powiedział, uśmiechając się serdecznie do krasnoluda. Ten odpowiedział mu tym samym, przy czym skinął lekko głową. Wszyscy słuchali elfa z uwagą, każdy się w niego wpatrywał. On zaś patrzył na twarze każdego z zebranych.
 – Jako, że w Midis nie ma bezpośrednich połączeń do miasta, nie jesteśmy w stanie przedostać się z swoimi oddziałami niezauważenie. Proponowałbym wystosować bardziej dyskretne działanie. Jak zapewne większość z nas zebranych pamięta, że w okresie końca grudnia na zamku odbywa się coroczny bal. Wówczas Victor zaprasza sprzymierzone królestwa Veronii i Alimartis. Na balu będzie wielu wielmożnych wampirów i magów, co równa się z tłumem. Wówczas wybrani przedstawiciele poszczególnych oddziałów udadzą się na bal i zabiją króla. W dodatku, jeśli wszystko pójdzie po naszej myśli, odbiliby przyjaciela naszego Księcia, panicza Ryana. Starszyzna będzie zmuszona ukoronować księcia Patricka, a chłopak podobno ma bardziej poukładane w głowie od ojca i wuja. Nawet, jeśli nie, zanim sytuacja na zamku się ustabilizuje, mielibyśmy szansę przejąć władzę i oddać ją w ręce prawowitego następcy tronu. – Mówiąc ostatnie słowa, spojrzał na Williama i rzucił mu delikatny, pokrzepiający uśmiech. Ludzie zaczęli się między sobą porozumiewać, kiwając głowami i przytakując. Po chwili odezwał się Derek.
- Do tego czasu został jeszcze prawie miesiąc. A jeśli oni postanowią uderzyć na nas wcześniej? – Niektórzy mu zawtórowali i oczekiwali odpowiedzi. Wówczas odezwał się Will.
- Jeśli pierwsi nas zaatakują, będą zmuszeni przybyć tu, do Midis. A w tym właśnie miejscu przebywa cała nasza armia, broń i wszystko, co jest na potrzebne do walki. Jednak osobiście uważam to za mało prawdopodobne. Mój przyjaciel, Ryan, nie został zabity z jednego powodu; otóż Claude czeka, aż po niego pójdę. I, jeśli do czasu balu mu się ta koncepcja nie zmieni, z powodzeniem możemy w życie wdrożyć plan Pana Lerodiela. – Skinął głową mężczyźnie. Feliks przyglądał mu się z uśmiechem, nie spodziewając się takiej przemowy. Inni również patrzyli na księcia z uwagą.
- Kogo wybierzemy do tego zadania? – zapytała Nemezja. Will skierował na nią spojrzenie. Patrzyła po zebranych, oczekując odpowiedzi, której ostatecznie udzielił jej Feliks.
- Poza swoją osobą proponowałbym Michaela i Dymitra, jako że są wampirami łatwiej im będzie wtopić się w tłum. – Mężczyźni spojrzeli na niego. Po chwili Eva, narzeczona Dereka odezwała się
- Czy to bezpieczne, by Pan Dymitr udał się na zamek, gdzie wcześniej pracował jako szpieg, a na dzień dzisiejszy jest poszukiwanym? – Przy stole powstało lekkie poruszenie, sam Dymitr poprawił się na krześle niespokojnie. Po chwili poczuł dłoń Michaela na swojej drżącej dłoni. To go odrobinę uspokoiło.
- Żadne z nas nie będzie bezpieczne na teranie zamku, moja droga. Poza Dymitrem nikt tak dobrze nie orientuje się w jego konstrukcji, rozmieszczeniu poszczególnych pokoi i przejść, gdzie można czmychnąć niezauważonym. Myślę, że to racjonalny kandydat. – Dokończył i popatrzył po zebranych. Nikt więcej nie zgłosił sprzeciwu. Nemezja jedak odezwała się ponownie.
- Chciałabym zgłosić swoją kandydaturę. – William spojrzał na nią. Patrzyła na Feliksa tym swoim kokieteryjnym uśmiechem. Ledwo powstrzymał się przez skrzywieniem i odpowiedział niemal natychmiast.
- Bez urazy, moja droga, jednak ty byłabyś tam najbardziej zagrożona. Myślę, że się ze mną zgodzicie. – Niemal wszyscy przytaknęli. Sama Nemezja lekko się spłoszyła i odwróciła wzrok od Williama.
- Książę ma racje. – Powiedział Lerodiel. – Proponowałbym jednego z moich synów. – Wszyscy spojrzeli na Elarena i Miriela, którzy zajmowali miejsca po obu stronach ojca. Ostatecznie wybrano Elarena. Zebranie zakończyło się, a William postanowił pójść coś zjeść. Musiał mieć siły na ten dzień, gdyż planował poćwiczyć szermierkę z Feliksem. A czuł, że nie będzie to łatwy orzech do zgryzienia.



***


Ryan obudził się. Nie otwierał jednak powiek od razu. Czuł, że jest mu przyjemnie ciepło. W dodatku Nie był głodny ani spragniony, a prawie nic go nie bolało. W końcu uchylił powieki i dostrzegł baldachim. Zmarszczył lekko brwi. Przekręcił głowę, żeby się rozejrzeć i dostrzegł śpiącego obok chłopaka. Podniósł się i usiadł, opierając głowę o oparcie łóżka. Więc nie zamierzali go zabić. Ponadto, usłyszał, że otrzyma należytą opiekę. Poczuł kiełkującą nadzieję, że być może uda mu się stąd wydostać, a William i reszta przyjdą po niego i go stąd zabiorą. Zdał sobie sprawę, że nie miał wiele czasu, by myśleć o Williamie. Albo był torturowany albo zasypiał z przemęczenia. I, kiedy o nim pomyślał, poczuł rozrywający ból w piersi. W dodatku tak żałośnie się wygłupił ze swoim wyznaniem. Może i nie byłoby to nic takiego, gdyby Will nie myślał o Feliksie, szczytując. Zrobiło mu się beznadziejnie przykro. Zapatrzył się przed siebie z myślą, jak żałosnym jest człowiekiem. Zakochany w chłopaku, który jest z nim z litości i przyzwyczajenia. Co innego, kiedy poszerzyły się Williamowi horyzonty. I Ryan rozumiał, że czarodziej mu się podobał. Jednak nic nie mógł poradzić na to, jak bardzo był zraniony. Zamyślił się tak głęboko, że nie zarejestrował spojrzenia chłopaka, który nie spał od dłuższej chwili i przyglądał mu się z zaciekawieniem. Dopiero, kiedy ten się podniósł i wyraźniej poruszył, Ryan ocknął się i niemal poderwał w górę. Spojrzał na chłopaka obok nieco spięty, oczekując rozwoju dalszych wydarzeń. Ten uśmiechnął się do niego i podniósł z łóżka. Obszedł je i stanął przed Ryanem z wyciągniętą w jego stronę ręką.
- Chodź, idziemy się umyć. – Ryan ujął jego rękę, nie chcąc mu się narażać, dopóki ten był miły. W dodatku zarejestrował, że jego pokój jest niezwykle… gustownie urządzony. Niemal z przepychem. Domyślił się, że musiał to być ktoś dobrze ustawiony w tym zamku. Nagle do pokoju wszedł… Claudius.
- Patrick. W południe, nie zapomnij, jasne? – Ryan obejrzał się na niego gwałtownie, czując przypływającą falę paniki. Zadrżał gwałtownie. Patrick widząc to zmarszczył się w stronę Clauda i odpowiedział mu krótko, chcąc go szybko zbyć.
- Jasne, a teraz, jeśli możesz, to mi nie przeszkadzaj. – Claude odmruknął niezadowolony i wyszedł z jego komnaty. Ryan nadal był zdenerwowany i wpatrywał się w podłogę. Miał rozszerzone oczy i mocno zaciśnięte usta, przez co wyglądały na nieco węższe. Tak przynajmniej zdążył zaobserwować Patrick. Jakimś cichym zaklęciem rozpiął koszulę Ryana i przyjrzał się dokładnie wszystkim jego ranom. Te, od wczoraj, wyglądały już o niebo lepiej. Patrick uśmiechnął się lekko pod nosem, po czym złapał Ryana za rękę i pociągnął za sobą w stronę łazienki. Ryana zastanowiło to, jak chłopak ma na imię.
- Masz na imię tak samo, jak Książę. – Odezwał się nieco niepewnie. Patrick rzucił mu krótkie spojrzenie przez ramię. Uśmiechnął się przy tym lekko i odpowiedział:
- Tak. Tylko ja noszę takie imię w tym zamku. – Ryan zdziwił się nieco, zaskoczony taką odpowiedzią. Że…co? TO jest KSIĄŻĘ PATRICK? Totalnie go zatkało. Patrick nie słysząc żadnej odpowiedzi doszedł do wniosku, że ten go nie zrozumiał. Zawiódł się lekko, miał nadzieję, że będzie inteligentną osobą. Jednak, kiedy weszli do ciepłej łazienki odwrócił się w jego stronę i dostrzegł malujące się na jego twarzy zdziwienie. Spojrzał na Patricka i mimowolnie zlustrował go wzrokiem.
- Ty jesteś Książę Patrick? – Chłopak pokiwał głową, po czym zaczął się rozbierać. Gdy zdjął z siebie wszystko, powiedział:
- Owszem, dlatego zwracaj się do mnie Książę, Wasza Wysokość, czy jakoś podobnie. Zwłaszcza w towarzystwie innych osób. – Ryan pokiwał niemrawo głową, ciągle totalnie zdezorientowany. To jest brat Williama. Nadal przyglądał się chłopakowi, zastanawiając się nad podobieństwem między Patrickiem a Willem. Książę w tym czasie zanurzył się w wodzie i gestem przywołał Ryana. Ten ogólnie rzecz biorąc, ledwo ogarniał co się wokół niego działo, ale na szczęście ruszył w stronę wanny.
- Zdejmij resztę ubrań i wchodź. – Ryan potaknął i złapał dłońmi za krawędź lekkich, bawełnianych spodni. Co ja robię? Zadał sobie pytanie w myślach.
- Będziemy kąpać się… razem? – Patrick potaknął i kazał mu się pośpieszyć. Ryan nieco zdziwiony i może odrobinę onieśmielony, zsunął z siebie spodnie i przeszedł już zupełnie nagi do stołu i odłożył tam ubranie, chcąc jak najdłużej odciągnąć moment, w którym będzie zanurzony w wodzie. Patrick pamiętał o jego… problemie, mimo to nie ustępował. Chciał, żeby chłopak mu zaufał, wtedy łatwiej byłoby mu nim kierować. Ryan w końcu musiał ruszyć w stronę Księcia. Był przerażony, kiedy tylko patrzył na wodę, czuł podchodzącą mu do gardła całą treść żołądka. Powstrzymał się jednak i zbliżył bardziej do krawędzi wanny. Przełożył jedną nogę, i zanurzył ją w wodzie, czując wszechogarniające go dreszcze przerażenia. Spojrzał na Patricka. Ten miał zamknięte oczy, a głowę opartą o ścianę wanny. Przełknął ciężko ślinę i wszedł do ciepłej wody. Kiedyś wywołałoby to u niego bardziej przyjemne wrażenia, jednak na dzień dzisiejszy czuł się tak potwornie przerażony, że nie potrafił się rozluźnić. Patrick po chwili otworzył oczy i sięgnął po płyn do mycia, który znajdował się w niewielkim, szklanym słoiczku. Nalał go sobie trochę na dłoń, po czym podał Ryanowi. Chłopak zrobił to samo i odłożył pojemnik na krawędź wanny. Ta łazienka była… spora. I ogólnie wyposażona w stolik, taboret, klozet i wannę. Jednak podłoga i błyszczące ściany uzupełniały braki w wyposażeniu pomieszczenia. Wanna stała na środku, więc można było podziwiać niesamowite światła odbijające się od złotych ścian. Podczas gdy Ryan się rozglądał, Patrick przyglądał mu się z zainteresowaniem. Był naprawdę przystojny. I wyższy od niego. Różnił się od wszystkich mężczyzn, z jakimi miał do czynienia. Porównywał go zwłaszcza do Claudiusa. Ryan czując na sobie spojrzenie, również na niego popatrzył. Przyglądając się sobie nawzajem, nie zdawali sobie sprawy, że obaj się do kogoś porównują.
Gdy skończyli się myć, zjedli śniadanie, a potem Patrick oznajmił, że musi udać się na lekcje i zostawił go w pokoju samego z jakąś książką, którą polecił mu przeczytać. Ryan jednak nie miał zamiaru tego zrobić. Wolał raczej zastanowić się nad planem ucieczki.


***



Michael przyglądał się przebierającemu się do snu Dymitrowi. Sam leżał na łóżku i oczekiwał na niego. Odkąd ten został z nimi w obozie na stałe, nie mógł się nacieszyć jego obecnością. Nieustannie wyczekiwał chwil, które mogli spędzić razem, sam na sam. Zbliżał się późny wieczór, większość ludzi, tak jak i oni przygotowywała się do spania. Dymitr wciągnął na siebie przez głową jedwabną, długą koszulę, a pozostałe rzeczy odłożył na oparcie krzesła. Dzielili wspólnie jeden pokój, więc dostali nieco większe lóżko. Podszedł do łoża, by położyć się obok ukochanego. Rzucił mu delikatny uśmiech i ułożył się przy nim na plecach, podczas gdy Michael leżał na boku przodem do niego. Momentalnie nad nim zawisnął i oparł się dłońmi po bokach jego głowy. Odpowiedział mu na uśmiech, jednak zaraz potem wpił się w jego wargi. Dymitr stęknął, mile zaskoczony. Odkąd był u jego boku minęło dopiero kilka dni, więc nie miał czasu nacieszyć się jego ciałem. Odpowiedział na pocałunek i złapał się dłońmi jego ciemnej koszuli. Chciał go bliżej i więcej. Mocniej. Michael położył się na nim całym ciałem i poruszył lekko biodrami pragnąc otrzeć się o niego i jemu samemu dać znak, czego pragnie. A pragnął jego ciała. Chciał w niego wejść, trzymać go mocno i pieprzyć do utraty zmysłów. Dymitr odpowiedział na jego sugestywne ruchy bioder, po czym objął go za szyję ramionami. Całowali się głęboko i namiętnie, nie chcąc przerwać ani na moment. Michael oparł się na przedramieniu o poduszki, a drugą, wolną dłoń wsunął pod cienką koszulę. Uśmiechnął się w jego usta, czując, że pod nią chłopak nic nie miał. Dymitr złapał go jedną dłonią za bok twarzy i pogładził czule po gładkim policzku. Michael był taki męski, duży i cudowny w łóżku. Stęsknił się za byciem pasywnym. Do tej pory mieli tylko okazje trochę się popieścić, jednak całe zamieszanie i ciągły stan gotowości, bynajmniej nie do niczego przyjemnego, odciągał ich od myślenia o zaspokajaniu siebie nawzajem. Teraz jednak mieli czas, by o tym pomyśleć  i również dokonać. Dlatego Michael nie miał zamiaru zwlekać. Odsunął się na moment od jego ust oraz usiadł mu na udach, po czym podciągnął mu koszulę, by ją zdjąć.
- Nie musiałeś jej zakładać. – Dymitr automatycznie się podniósł, umożliwiając kochankowi tym samym zdjęcie do końca przeszkadzającej koszuli.
- Wiem, że ściąganie jej sprawia ci przyjemność, zboczeńcu. – prychnął, po czym zaczął rozpinać kochankowi spodnie. Michael w tym czasie w wampirzym  tempie zdjął z siebie koszulę, uprzednio szybko ją rozpinając. Kiedy już skończył, popchnął Dymitra na poduszki i skopał z siebie spodnie razem z bielizną. Ponownie zaczął go całować, na co Dymitr zapamiętale odpowiadał. Przesuwał przy tym dłońmi po nagich plecach kochanka i mruczał mu w usta, czując jego dłoń na swoim sztywniejącym członku. Oderwał się od jego ust na moment i jęknął mimowolnie, czując, jak ten zacisnął nagle rękę, pragnąc wydobyć z niego jakiś dźwięk. Poruszył gwałtownie biodrami i uśmiechnął się z zadowoleniem do mężczyzny. Zamierzał w zupełności oddać mu kontrolę i pozwolić przejąć inicjatywę. Michael pocałował go w szczękę, zjeżdżając ustami coraz niżej po szyi, aż dotarł do torsu ukochanego. Lizał i ssał jego sutki, nie przestając przy tym ruszać dłonią po penisie kochanka. Dymitr drżał pod nim, bezustannie błądził dłońmi po jego plecach i pośladkach. Nie mógł się doczekać, aż przejdą do intensywniejszych pieszczot. Michael po dłuższej chwili, kiedy mężczyzna pod nim jęczał już naprawdę dobitnie, a jego penis stał sztywno, odsunął się i usiadł na piętach. Złapał nogi kochanka i oparł je sobie o ramiona. Dymitr sapnął podniecony, kiedy poczuł palce Michaela między swoimi pośladkami. Jęknął, gdy poczuł je w sobie. Tak dawno tego nie miał…
Kochali się długo i powoli, pomimo swoim nadzwyczajnych zdolności, nie korzystali z nich, pragnąc czerpać jak najwięcej z chwili. Michael tulił go do siebie, szeptał mu, jak bardzo go kocha. W innej sytuacji nie zdobyłby się na takie wyznanie, ale w tamtej chwili był taki szczęśliwy, że ma go przy sobie. Poruszał się w nim powoli, jednak rytmicznie, przy tym całował go namiętnie w usta, błądząc czasem po jego twarzy i szyi. Dymitr był… wzruszony. Niemal zapomniał, jak bardzo kocha tego mężczyznę. Objął go mocniej i jęknął mu w usta, dochodząc. Michael skończył niedługo po nim, a jęk stłumił w zgięciu jego szyi, chowając tam twarz chwilę przed orgazmem. Oddychali głęboko, próbując się uspokoić. Michael po chwili się z niego wysunął i położył obok. Odetchnął głębiej i rozsmarował dłonią nasienie Dymitra na swoim brzuchu. Leżący obok mężczyzna się temu przyglądał. Michael spojrzał na niego po chwili i uśmiechnął się głupio do niego. Przy blondynie był tak bardzo inny niż, na co dzień. Dymitr przysunął się do niego i ułożył głowę na jego piersi. Michael podciągnął koc i nakrył nim ich, po czym objął ukochanego. Spojrzał na niego w dół i pocałował go w głowę. Dymitr uniósł na niego wzrok i posłał mu kolejny, delikatny uśmiech.
- Oczy ci błyszczą. – rzucił do Michaela. Ten uśmiechnął się szerzej, po czym odpowiedział:
- Tobie też. Nie chcesz założyć koszuli? – Dymitr uniósł się na ręce i spojrzał na niego z politowaniem. Miał przy tym uniesioną wyżej jedną brew od drugiej.
- A ty chcesz? – Usiadł mu na biodrach i oparł dłonie o jego pierś. Miał rozburzone włosy a policzki nadal zaróżowione. I, choć Michael doskonale wiedział, że ten młodzieniec, który teraz na nim siedział jest starszy od niego, mimo to widział w nim chłopca. Nigdy mu tego nie powiedział, ale to była jedna z rzeczy, która najbardziej go w nim podniecała.
- Wiesz, że wolę spać nago. Ale tobie mógłbym założyć. – Uśmiechnął się bokiem ust i pogłaskał go po ramieniu. Dymitr prychnął rozbawiony, po czym odpowiedział:
- No to mi załóż. – Michael skinął głową, czekając, aż ten z niego zejdzie, by mógł sięgnąć po ubranie. Chłopak jednak ani drgnął, nadal siedząc na biodrach kochanka. Uśmiechał się do niego wyzywająco.
- No to mnie puść, Dymitr, na moment. – rzucił spokojnie, widząc, że chłopak widocznie chce się z nim podroczyć. Nie puścił Michaela, a nawet przytrzymał go mocniej i pochylił się nad nim, po czym szepnął mu w usta.
- No to zrób tak, żebym cię puścił. – Michael sapnął podniecony. Uśmiechnął się do niego, po czym spróbował się poderwać. Nie zdołał jednak się unieść, jak planował, więc za drugim razem włożył w to więcej siły. To również nic nie dało. Widocznie Dymitr musiał być po sytym posiłku, dodatkowo swoje robiły lata przewagi nad Michaelem. Sapnął, nieco zaskoczony, za bardzo nie widząc, co zrobić. Zaczął irytować go fakt, że mimo swojej masy w rzeczywistości Dymitr, gdy tylko jest w dobrej formie ma nad nim sporą przewagę i, gdyby chciał, mógłby go teraz nawet przelecieć. Nie to, żeby miał z tym jakiś problem, niejednokrotnie tego próbowali, mimo to poczucie, że jest się słabszym bywa irytujące. Uśmiech spełzł mu z warg i zaczął się szarpać z Dymitrem, kiedy ten uśmiechał się coraz szerzej, aż w końcu zaczął chichotać. W końcu pochylił się nad nim i zaczął go całować. Michael sapnął, zaskoczony. Odpowiedział na pocałunek, raz, potem drugi, aż w głowie zaświtał mu plan.
- Ah! – krzyknął Dymitr, czując penetrujące go place. Automatycznie się uniósł, przez co przestał trzymać Michaela. Ten wykorzystał to w trybie natychmiastowym i złapał go za ramiona, po czym położył go na plecach. Przycisnął go całym ciałem i pocałował mocno, po czym odsunął się i uśmiechnął się triumfalnie. Dymitr był nieco czerwony na twarzy z lekkiej złości i zażenowania. Tak go podchodzić…
- Rączki w górę. – powiedział zabawnym tonem Michael, wciągając na Dymitra białą koszulę. Uśmiechał się przy tym lubieżnie, nie odrywając wzroku ani na moment od ukochanego.
- Zboczeniec. – mruknął blondyn i wsunął się pod kołdrę, nieco urażony. Michael jednak nie miał zamiaru pozwolić mu się gniewać. Ułożył się blisko niego i sam wsunął pod ciepły materiał, po czym rzucił niskim tonem.
- Lodzik na zgodę? – Dymitr prychnął, rozbawiony. Kiedy poczuł rękę kochanka na swoim miękkim członku, pacnął go w dłoń i z śmiechem powiedział:
- Spadaj! – Michael jednak mu nie odpuścił, a odwrócił go w swoją stronę i przyciągnął do swojej umięśnionej i szerokiej klatki piersiowej. Pocałował go w pełne, soczyste usta i szepnął mu na ucho
- Dobranoc, kochanie. – A Dymitr mu odpowiedział:
- Dobranoc, lyubimyy. – Po czym zasnęli wtuleni w siebie, spełnieni i… naprawdę szczęśliwi.


***


Feliks wracał korytarzem do swojego pokoju, kiedy dostrzegł smugę światła przez uchylone drzwi od pokoju Williama. Było bardzo późno, więc zdziwił się, że Will nadal nie spał. Przekonał się, że chłopak wręcz przeciwnie, spał, ale z głową na stole pośród dziesiątek pergaminów i książek z zaklęciami, których zapewne się uczył. Westchnął do siebie na ten widok, po czym ruszył w jego stronę mając zamiar położyć go do łóżka. Sięgnął po różdżkę, kiedy spostrzegł, że nie miał jej przy sobie. Musiała zostać w jego sypialni. W tej sytuacji był zmuszony obudzić Williama. Złapał go delikatnie za ramię i potrząsnął lekko. Will po chwili zmarszczył brwi i drgnął, po czym podniósł powoli zaspane spojrzenie na czarodzieja. Feliks uśmiechnął się do niego lekko, po czym powiedział:
- Chodź do łóżka. – Will rozejrzał się zdezorientowany, po czym kiwnął mało przytomnie głową i podniósł się z krzesła. Momentalnie nogi się pod nim ugięły i poleciałby jak długi, gdyby Feliks nie złapał go w porę i nie przytrzymał. Tak się na szczęście stało, a kiedy Will zdał sobie sprawę z swojego położenia, zaczerwienił się lekko i odsunął nieco, chcąc stanąć o własnych siłach.
- Um… Dzięki, Feliks. – Przeszli przez cały pokój, po czym dotarli do łóżka, gdzie Will położył się, kiedy zdjął z siebie ubrania i pozostał w bokserkach i koszuli. Wszedł pod kołdrę i wtulił się w poduszkę, niemal od razu zasypiając ponownie. Z oddali jakby słyszał…
- Nie ma za co, mój książę. 


1 komentarz:

  1. No Ryan nie jest w tak złej sytuacji jakby się zdawało, takie jedno wielkie przygotowanie dlatego bardzo jestem ciekawa co będzie się działo w następnym odcinku, a do tego weny życzę:3

    OdpowiedzUsuń