Życzę miłego, długiego weekendu!
Enjoy!
IX
O
świcie wyruszyli w drogę. Peter i Logan byli zadziwiająco
milczący, jak na siebie i Samuel podejrzewał,
że słyszeli w nocy o wiele za dużo,
niż powinni. Na samą myśl
o tym rozbolała go głowa
i ogólnie czuł się
na tyle źle, że prawie nic nie mówił.
Tom przyglądał się
trójce towarzyszy i kompletnie nie wiedział,
co ze sobą zrobić. Podejrzewał,
co jest przyczyną takiego stanu rzeczy i nie miał
pojęcia, jak temu zaradzić. Przez to odzywał
się niewiele, bo każde jego słowo
było kwitowane mrukliwym potaknięciem
ze strony któregoś
z mężczyzn. Wędrowali leśnym
szlakiem, unikając handlowego gościńca.
Przez to droga była trudniejsza i nawet dłuższa,
ale czarodziej nie śmiał
protestować mając do czynienia z trójką
nabuzowanych i milczących wilkołaków,
którym prawdopodobnie doskwierała
też zbliżająca
się pełnia. Milczeli kilka godzin, aż
do pierwszego postoju. Najpierw odezwał się
Logan, pytając Samuela, kiedy przewiduje powrót
do watahy. Mężczyzna spłoszył
się widocznie, słysząc
owe pytanie. To było do niego niepodobne i Tom nie mógł
uwierzyć własnym oczom. Wilkołak
widocznie męczył
się z odpowiedzią i dobraniem odpowiednich słów.
W końcu odparł jedynie:
– Kiedy nadejdzie odpowiedni moment. –
Peter spojrzał na niego z takim wyrazem twarzy,
jakby miał zaraz wybuchnąć. Milczał
jednak uparcie. Tom zostawił ich samych, nie mogąc
już znieść tego napięcia
i ruszył w głąb lasu, informując
ich krótko, że idzie się
odlać. Nikt mu nawet nie odpowiedział,
a sam Tom nawet tego nie oczekiwał. Miał
nadzieję, że sprawa się
wyjaśni i mężczyźni
nie będą mieli aż
takich pretensji do Samuela, skoro sami uprawiali ze sobą
seks i widocznie darzyli się głębokim
uczuciem. Minął dwa pagórki
i kilkanaście drzew, kiedy uznał, że
tu będzie mógł załatwić
potrzebę. Zanim jednak wyciągnął
członka ze spodni, usłyszał
szum liści za sobą i powstrzymał
się w ostatniej chwili. Obejrzał
się za siebie, zaniepokojony, ale odetchnął,
gdy dostrzegł Logana.
– Chyba ci…
przeszkodziłem –
zaśmiał się
wymuszenie. Tom, jeżeli miałby
oceniać, widział, że
z całej trójki wilkołaków,
to właśnie Logan czuł
się najbardziej zagubiony. Widać
coś w tym było, skoro poszedł
za nim w głąb lasu zaraz po tym, jak czarodziej oznajmił,
że musi się wysikać.
– Szukasz czegoś?
– zapytał nieco podirytowany Tom. Logan jednak
zignorował uszczypliwą uwagę,
a raczej postanowił zamienić
ją w żart.
– Na pewno nie kibla –
zaśmiał się
i podrapał mech porastający szorstką
korę drzewa. Wziął oddech, jakby chciał
jeszcze coś powiedzieć, jednak wahał
się na tyle, że zwlekał
dość… sporą chwilę.
Tom w końcu nie wytrzymał i zapytał:
– O co chodzi Logan? –
Wilkołak spojrzał na niego spłoszony,
po czym nabrał koloru na twarzy. Wziął
oddech do płuc, po czym wykrzyknął
niespodziewanie:
– O co chodzi?! Ty wiesz, o co chodzi!
Wszystko widziałeś! –
zaczął chodzić niespokojnie w koło
i targać włosy lewą
dłonią. Tom cofnął
się, nieco zdezorientowany. No dobra, zaczęli
dochodzić do… czegoś.
– Ty za to słyszałeś.
I co w związku z tym?
– Nie możesz
mu o niczym powiedzieć, rozumiesz? Inaczej…
inaczej my z Peterem powiemy o wszystkim jego narzeczonej! –
Tom spojrzał na niego zszokowany. Naprawdę
mogli to zrobić? Logan, widząc
jego minę, spuścił
trochę z tonu. Zawstydzony, spojrzał
na swoje buty i pogrzebał w ściółce
leśnej. – Nie powiedział
ci? – niemal szepnął.
– Wiem od jego siostry. – Stali
długą chwilę
w ciszy, aż usłyszeli głos
Petera, który ich wołał, stojąc
kilkanaście metrów od nich. Wilkołak
spojrzał na niego dużo spokojniej, niż
przedtem i powiedział:
– Radzę
ci, żebyś się
nie angażował. W jego naturze…
– A co z twoją
naturą, hm? Pieprzysz się z facetem, chociaż
to wcale nie służy stadu, wręcz
przeciwnie – warknął
Tom i już chciał wyminąć
Logana, ale ten złapał
go za łokieć i powiedział:
– On i tak wybierze watahę,
Tom. Wiem, co mówię.
Peter postępuje tak samo. – Tom wyrwał
rękę z uścisku
wilkołaka i ruszył przed siebie. Był
tak potwornie wściekły,
że ledwo oddychał. Nawet się
nie spostrzegł, jak minął
Petera. Zatrzymał się
dopiero, gdy dostrzegł Samuela, który
również wydawał
się poruszony, jakby dopiero co miał
za sobą przykrą wymianę
zdań. Przyjrzał się
badawczo Tomowi, ale nie wymówił
ani słowa. Gdy Logan do nich wrócił,
ruszyli w dalszą drogę.
Pod
koniec dnia rozejrzeli się za dogodnym miejscem na nocleg.
Zatrzymali się, jak zazwyczaj, na środku
polany. Popołudniu atmosfera między
nimi była już lżejsza.
Peter i Logan rozmawiali ze sobą normalnie, a nawet Samuel zajął
Toma spokojną i swobodną
rozmową, choć ten był
trochę oporny. Nadal nie mógł sobie ułożyć
w głowie tego, co powiedział Logan. Naprawdę
nic nie liczyło się
dla tego mężczyzny bardziej, niż wataha? Skoro tak, powinien sobie już
teraz stanowczo odpuścić.
Kiedy
rozłożyli posłania
i rozpalili ogień, kolejnym krokiem, jaki musieli spełnić
przed snem, był posiłek.
Noc była nieco chłodniejsza, niż
dotychczas i Tom miał tylko nadzieję,
że nie najdzie ich deszcz podczas snu. W tej okolicy na próżno
było szukać odpowiedniego schronienia. Przyjął
od Samuela kawałek chleba i ser, i zaczął
spokojnie jeść. Zerknął
na towarzyszy siedzących naprzeciwko. Rozmawiali ze sobą
półgłosem i również
zajmowali się posiłkiem.
Tom, gdy tylko zjadł, ułożył
się na swoim posłaniu, życząc
wszystkim dobranoc. Nie wiedział dokładnie
czemu był taki wzburzony. Przecież
niczego sobie z Samuelem nie obiecywali, a on nawet nie zdążył
się w nim zadurzyć. Owszem, wilkołak
mu się podobał i bardzo go lubił,
ale nie miał powodu, by czuć
aż taką wściekłość.
Co więc było powodem do gniewu, który
wciąż go tak uporczywie wypełniał?
Nie zdążył odpowiedzieć
sobie na to pytanie, bo zasnął, zmęczony
trudami podróży.
~∞~
Następnego
dnia padało i żadne dodatkowe odzienie nie pomogło
w ochronie przed przemoknięciem. Tom już
nawet zaczął kichać i zdawał
sobie sprawę, że
jeśli tym razem na czas o siebie nie zadba, to może
odczuć skutki choroby o wiele mocniej. Wybawieniem okazał
się zajazd, którego dym z komina i światła
bijące z okien dostrzegł Peter. Wyszli z lasu na gościniec
i weszli czym prędzej do skromnego przybytku. W środku
panował gwar, widocznie spora część
przejezdnych uznała, że
lepiej przeczekać felerną
pogodę.
Zajęli
jeden z niewielu wolnych stolików, a Tom poszedł
zamówić grzane piwo. Wszyscy trochę
zmarzli, choć wiedział,
że najbardziej on sam. Nie był
przyzwyczajony do takich warunków. Wrócił
do stolika, gdzie zaczekali na zamówienie.
– Całkiem
spora sala – powiedział
Samuel, rozglądając
się po wnętrzu. Zastanawiał
się, czy mają tutaj pokoje do wynajęcia.
– Przez ten tłok
wydaje się mniejsza – poskarżył
się Peter, który bardzo nie lubił
tłumów. Zwykle był
wtedy nerwowy i spięty. Nagle obok nich przechodziła
grupa otyłych mężczyzn, a jeden z nich przez nieuwagę
wpadł na Petera i niemal zwalił
go z krzesła. Wilkołak warknął
rozjuszony i podniósł się
gwałtownie z miejsca, odpychając
grubego typa od siebie.
– Co się
smarkaczu unosisz?! – warknął
starszy wiekiem handlarz i pociągnął
za poły swojego przemoczonego płaszcza.
– Co łazisz
jak połamany, grubasie?! – przezwał
go Peter i jeszcze bardziej się napiął.
Logan złapał jego rękę,
chcąc go uspokoić, ale wilkołak
odepchnął ją i nie zwrócił
na niego uwagi.
– Trochę
szacunku do starszych – zażądał
kupiec i wydawało się,
że odejdzie bez słowa, jednak dodał
jeszcze na odchodnym: – Jak ci się
chce wyć do księżyca, kundlu, to droga wolna. Jebane
wilkołaki… – narzekał
do swojego kompana. Peter wyrwał się
do przodu, chcąc mu przyłożyć,
ale powstrzymał go Logan, wstając
na czas i przytrzymując go za ramiona. Krzyknął
przy tym:
– Peter! –
Ten spojrzał na Logana wściekle
i złapał go za nadgarstek, ściskając
mocno.
– Ile razy mam ci mówić,
żebyś się
nie wtrącał? –
warknął z twarzą blisko twarzy kochanka i popchnął
go na najbliższą ścianę.
Tom już chciał się
poderwać i mu przeszkodzić, ale Samuel przytrzymał
go w miejscu. Tom spojrzał na niego, zdziwiony, ale mężczyzna
zaraz powiedział:
– Nie możemy
się wtrącać.
Peter musi mu przypomnieć, kto dominuje –
Tom uniósł brwi w szoku, kompletnie nie rozumiejąc.
Przecież Logan nie chciał dla niego źle,
wręcz przeciwnie. Nie pojmował
tego, co wyraził jedynie zirytowanym fuknięciem.
Przyglądał się
rozgrywanej przed nimi scenie. Logan, mimo swojego położenia,
nie chciał się od razu poddać.
– Ile razy mam cię
prosić, żebyś
nie sprowadzał na nas problemów?!
– krzyknął, próbując
się wyszarpnąć. Na próżno
jednak, bo Peter przycisnął go jeszcze mocniej do drewnianych
belek. Jęknął z bólu,
puścił ramiona mężczyzny,
aż w końcu odchylił
głowę w tył,
na ile był w stanie, odsłaniając
w ten sposób szyję i tym samym dając
znak mężczyźnie, że
się poddaje. Peter puścił
go, warknął jeszcze coś pod nosem, po czym wyszedł
na zewnątrz bez słowa. Logan miał łzy
w oczach, ale zacisnął zęby
i odszedł od ich stolika, chcąc ochłonąć.
Był słabszy, nie powinien się
wtrącać, wiedział
o tym. Ale nie chciał brać
niepotrzebnie udziału w jakiejś
bezsensownej bójce. Czy coś
było z nim nie tak? Najwyraźniej,
skoro tylko on zareagował, bo nawet Samuel nie zwrócił
uwagi Peterowi.
– Co to…
było? – zapytał
wstrząśnięty Tom. Niby wszystko widział,
ale… nic nie pojmował.
– Właśnie
byłeś świadkiem walki o hierarchię –
powiedział Sam. – Trudno jest, kiedy dwóch
mężczyzn jest ze sobą tak blisko, jak oni. Zaś
w chwili, gdy obaj są wilkołakami,
to dopiero ciężko o jasne zasady. Przyjaźń
wilkołaków wymaga klarownej hierarchii. Dlatego
Peter stosuje ten sam chwyt, jakiego używamy podczas walk. Ten, który
jest na przegranej pozycji, odsłania brzuch i gardło,
chcąc okazać uległość.
Logan jest betą i zawsze będzie
słabszy od Petera, więc nie rozumiem, dlaczego wciąż
mu się stawia – zaśmiał
się kpiąco pod koniec Sam, a Tom zmarszczył
brwi, chwilę analizując
słowa mężczyzny. Jak to nie rozumie, dlaczego?
Dla niego to było jasne.
– Może
dlatego, że mu na nim zależy –
powiedział i kiwnął głową
kelnerce, która właśnie
przyniosła im zamówione piwa. Chwycił
za jeden z kufli i napił się
porządnie. Samuel zmarszczył brwi, próbując
zrozumieć, co czarodziej ma na myśli.
– Co ma jedno do drugiego? –
zapytał, kompletnie nie rozumiejąc
toku myślenia Toma.
Oni
są razem, Samuel –
miał ochotę powiedzieć,
ale powstrzymał się
w ostatniej chwili. Ludzie w związku często
się ze sobą sprzeczają,
ale robią to zwykle w dobrej myśli. Logan po prostu nie chciał,
żeby Peter sprowadził na siebie kłopoty.
Nie mógł tego jednak wyjaśnić
Samuelowi, więc odpowiedział
jedynie:
– Po prostu nie chciał
dla niego krzywdy. Sam przyznaj, że reakcja Petera była
przesadzona. – Samuel pokiwał
głową i przyznał
w duchu Tomowi rację. Dalej jednak nie pojmował,
o co chodziło mu z tym zależy. Każdemu
w stadzie na sobie zależy,
ale hierarchia to świętość
i nikt, kto posiada chociaż odrobinę
oleju w głowie, nie łamie zasad.
Parę
godzin później ruszyli w dalszą drogę,
mając nadzieję, że
deszcz minął i nie nawiedzi ich przynajmniej nocą.
Logan starał się
udobruchać Petera przez całą drogę,
widocznie uznając, że
popełnił błąd.
Według Toma, niesłusznie. Ale nie zamierzał
się wtrącać,
kompletnie nie pojmując tych wszystkich…
zasad.
~∞~
Dwa
dni później Logan i Peter opuścili ich, by wrócić
do domu. Nie poruszali więcej dręczących
ich kwestii, o czym Tom nie bardzo wiedział jak myśleć.
Bo przecież on sam miał wrażenie,
że gdyby Samuel o nich wiedział,
nie przyjąłby tego aż tak… źle.
Zaś z drugiej strony cała ta jego gadka o hierarchii znaczyła
tyle, że prawa watahy były dla niego bardzo ważne
i zdecydowanie się z nimi liczył.
Już sam nie wiedział, co o tym myśleć,
dlatego zgodnie z życzeniem Logana milczał
jak zaklęty. W samo południe Samuel wyprowadził
ich nad rzekę, tłumacząc,
że muszą się
odświeżyć przed wizytą
w willi Alexandra. Tom coraz bardziej odnosił
wrażenie, że ten cały
hrabia-wampir-Alexander jest napuszonym i cholernym arystokratą,
których Tom naprawdę nie znosił.
Nie miał jednak zbyt wiele opcji, a uznał,
że pomoc Samuelowi może mu wyjść
na dobre. Rozebrał się
i wszedł do wody. Westchnął błogo,
czując ogarniający go chłód,
bo tego dnia znów doskwierał
upał, a niebo było czyste, jak łza.
Ani jednej, dającej wytchnienie od gorących
promieni chmurki. Przymknął oczy, rozkoszując
się chłodem i próbując
powoli przyzwyczaić się
do temperatury wody. Samuel mył się
niedaleko niego, przysiadłszy na jednym z głazów.
Nagle usłyszał obok siebie plusk, a zaraz potem
poczuł przeszywające zimno i krzyknął
niekontrolowanie. Nie zajęło mu długo
zrozumienie, co się stało.
– Sam! –
krzyknął i też ochlapał
mężczyznę. Ten zaśmiał
się radośnie i podszedł
do Toma z wyciągniętymi
ramionami. Blondyn zrobił strwożoną
minę, ale wcale nie udawał, bo już
przewidywał, co za myśl kiełkuje
w głowie Samuela.
– No chodź,
Tom, nie bój się złego
wilka – wyszczerzył się
Samuel, a Tom parsknął śmiechem, powoli wycofując
się do tyłu. Kilka metrów
na prawdo od nich woda była głębsza
i mężczyzna zapewne planował wrzucić
tam młodzieńca.
– Wszyscy boją
się złego wilka, Sam –
powiedział, pocierając ramiona, które
przed chwilą zostały
potraktowane strumieniem zimnej wody. Wilkołak
nagle przyśpieszył i złapał
Toma w talii, zarzucając go sobie na plecy. –
Aaa! – krzyknął, zdezorientowany Tom i złapał
się pleców mężczyzny
najmocniej, jak umiał.
– I prawidłowo!
Jestem złym, silnym i jurnym wilkiem! –
krzyknął Sam i wrzucił Toma do głębszej
wody. Ten zniknął pod powierzchnią
i nie wypływał przez kilkanaście
następnych sekund. Mężczyzna się
trochę zaniepokoił i zapatrzył
się w wodę, ale przez prąd
nic nie dostrzegł. Nabrał
powietrza w płuca i zanurkował
szukając w wodzie ciała młodzieńca.
Ten machał rękami i nogami panicznie. Samuel chwycił
go mocno w pasie i wyciągnął
na powierzchnię. Zaraz jednak poczuł,
że blondyn wpycha go pod powierzchnie, widocznie tylko go
nabierając. Zdezorientowany, wypuścił
go z rąk, a wtedy Tom zaczął odpływać
w stronę płytszej wody. Nie zdążył.
Sam złapał go za kostkę,
wciąż będąc pod wodą,
po czym wynurzył się
i przyciągnął do siebie młodzieńca.
Tom oplótł go ramionami za szyję,
przez co jego twarz była nieco wyżej
od twarzy Samuela. Mokre włosy przylepiły
mu się do czoła, więc
trochę zabawnie wyglądał.
Wilkołak zaśmiał
się i wolną dłonią
zagarnął mu wilgotne kosmyki do tyłu.
– Z tym jurnym to na pewno nie
przesadziłeś? –
zaśmiał się
Tom i pogładził kark mężczyzny.
Był złym człowiekiem…
bardzo złym człowiekiem, że
flirtował z zajętym mężczyzną.
– Zawsze cię
mogę uświadomić
na nowo, jakie zdolności posiadam –
zażartował i zapatrzył
się na twarz blondyna. Był taki ładny.
Już uwielbiał jego ciemne i duże
oczy. Były chyba jednym z jego największych
atutów. Wyciągnął
głowę i pocałował
młodzieńca, a ten powoli odpowiedział
na pocałunek. To była przyjemna pieszczota, lecz Tom po
chwili spiął się i pierwszy ją
przerwał. Nawet jeśli pogodził
się z myślą, że
Sam ma narzeczoną dawno temu, to od rozmowy z Loganem
jakoś lepiej to dostrzegał. Wyraźniej.
Nie był pewien, czy chce brać w tym wszystkim udział.
– Może
innym razem. Musimy się wyszykować
na wizytę w domu hrabii-wampira-Alexandra –
nazwał go Tom tak, jak miał w zwyczaju robić
to w myślach. To złożone określenie
widocznie przypadło do gustu Samuelowi, który
zaśmiał się
krótko i umył się
razem z Tomem, nie wypuszczając go jednak z objęć.
Czarodziej nie sprzeciwiał się,
choć z drugiej strony wiedział,
że to nieodpowiednie. Był hipokrytą.
Ale możliwe, że wszyscy tacy byli.
– Masz rację –
przyznał Sam. – Pozwolisz, że
pomogę ci się ogolić.
– Taaak, przydałoby
się. Zapuściłem
niezły busz – zaśmiał
się i pogładził
po brodzie, którą porastały
delikatne, jasne włoski.
– Chyba kosodrzewinę –
parsknął Samuel, mając ochotę
ponownie go pocałować.
– Hej! –
oburzył się Tom i uszczypnął
go w bok. Samuel odwdzięczył
mu się porządnymi łaskotkami.
Wygłupiali się tak jeszcze przez chwilę,
aż uznali, że czas się
wziąć za coś konkretnego. Wyszli na brzeg, gdzie
mieli przygotowane koce. Tom położył się
na jednym z nich, kładąc
się na brzuchu i grzał goły
tyłek do słońca. Samuel usiadł
obok niego i klepnął go lekko, po czym sięgnął
do swojej torby. Wyciągnął
z niej najostrzejszy sztylet i kazał podnieść
się blondynowi. Ten na widok ostrza trochę
spoważniał, nie będąc
do końca pewnym, czy to dobry pomysł.
W domu od tego miał brzytwę
no i inne kosmetyki zapewniające lepsze golenie. Nic nie powiedział,
a nadstawił twarz i przymknął oczy.
– Chyba, że
wolisz pszczeli wosk – zaproponował.
Tom zastanowił się
przez chwilę. W sumie chyba to było
lepszym wyjściem.
– A masz coś
nawilżającego? –
zapytał z nadzieją. Sam zastanowił
się przez chwilę i już
miał zaprzeczyć, kiedy przypomniał
sobie, że ma oliwę. Kupił
ją podczas zakupów w portowym miasteczku i dotychczas
wykorzystał raz, kiedy chciał dobrze nawilżyć
Toma.
– W zasadzie tak, oliwę.
Raczej się nada, nie? – Tom pokiwał
głową, zastanawiając
się, po co Samuelowi była potrzebna oliwa. Nie skomentował
tego jednak, a przyszykował się
psychicznie na ból. Kiedyś
razem z bratem spróbowali tej metody i pamiętał,
że cholernie bolało. Ale efekt utrzymywał
się niesamowicie długo. Po chwili poczuł
na skórze palce Samuela, który rozprowadzał
płynny wosk na policzkach, podbródku
i szczęce. Po chwili przyłożył do nich kawałek
materiału i pociągnął,
wyrywając zarost i tym samym krzyk z ust młodzieńca.
Uporał się z tym w miarę
szybko, nie chcąc dokładać
bólu chłopakowi. Na sam koniec nasmarował
go oliwą, przez co Tom przez parę
godzin świecił się
zabawnie. Zanim jednak ruszyli dalej, ubrali się
w nowe i nieużywane dotąd
rzeczy, aż wreszcie ruszyli w dalszą
drogę.
Późnym
popołudniem dojechali na miejsce. Nie musieli iść
pieszo, bo gdy tylko weszli na gościniec, pewien uprzejmy mężczyzna
zgodził się ich podwieźć.
Słońce chyliło
się ku zachodowi, gdy Samuel zapukał
w śnieżnobiałe
drzwi willi utrzymanej w podobnym kolorze. Dom wampira był
ogromny, a jego ogród zadbany i prawdziwie finezyjny. Tom
nie wiedział, gdzie oczy podziać,
tak bardzo rozglądał
się dookoła. Sam przywołał
go do porządku, a kiedy drzwi się otworzyły,
ujrzeli w nich jasnowłosego, bladego i wysokiego mężczyznę,
który powiedział:
– Witaj, Samuel. –
Wilkołak skinął mu głową
i już chciał przedstawić
Toma, kiedy Alexander dodał: –
Widzę, że przyprowadziłeś
przekąskę. Jakże
miło z twojej strony. – Kiedy się
uśmiechnął, Tom dostrzegł
dwa wystające kły i aż
zaparło mu dech w piersi. Przełknął ślinę
i przestąpił z nogi na nogę.
– Nie strasz go, Alexander, z łaski
swojej. To Tom, właściwie Thomas Black, mój
towarzysz i drogi przyjaciel. Nie sądzę,
by nadawał się na przekąskę –
dodał z naciskiem. Alexander skinął
głową, na znak, że
rozumie, po czym przyjrzał się
chłopakowi. Kiedy spojrzał w jego oczy, zaciął
się na moment, jednak zaraz odzyskał
rezon i podał mu rękę.
– Alexander, miło
mi – przywitał się
i uśmiechnął do młodzieńca.
Ten uścisnął jego dłoń
i zerknął mu w oczy. Były takie…
jasne. Niemal oślepiające.
– Thomas, cała
przyjemność po mojej stronie – odparł
i również odpowiedział
lekkim uśmiechem. Wszedł do środka
za Samuelem i rozejrzał się
po bogatym wnętrzu. Chyba jego wymarzona przygoda właśnie
się rozpoczęła. Czy jej podoła?
Teraz już nie miał innego wyjścia,
musiał się po prostu przekonać.
Och nie skończyło się a tak dobrze leciało, jeeeesze:-)
OdpowiedzUsuńCzy wszyscy muszą niszczyć mi weekendy?! Teraz jestem zła na prawie wszystkich!
OdpowiedzUsuńNa Logana - że powiedział przykrą prawdę Tomowi ( mogę go jednak usprawiedliwić, bo ma ciężko z Peterem)
Na Petera jestem chyba najbardziej - bo chciał zrobić krzywdę Loganowi, który go naprawdę kocha i się o niego martwi
Na Sama- za to, że jest ślepy, że ma narzeczoną, że nie widzi uczuć Toma.
Na cholerną hierarchię- bo tak!
Na narzeczoną- bo chce zabrać Sama Tomowi, ale jeżeli nagle ona np. znajdzie sobie innego faceta i Sam zostanie u boku Toma to się nie pogniewam.
No cóż, to chyba koniec oskarżeń na dziś, jeszcze idę na innego bloga i mam niemiłe przeczucie, że tam również się porządnie wścieknę.
PS. Skoro już poznali tego hrabiego- wampira Aleksandra to dasz kolejny rozdział WtS? Proszęęęę! Nawet na kolanach.
Nie znalazłam błędów. Żegnam i weny życzę...
Hej!
OdpowiedzUsuńOrany, tydzień minął, a ja dopiero komentuję. ;____; Studia to zło, trzymajcie się od nich zdaleka...
W każdym razie widzę że związek Petera i Logana wcale nie jest taki kolorowy! I czyżby się ukrywali i nikt o nich nie wiedział...? I zasmuciły mnie też słowa, że Sam i tak wybierze watahę. Nie może! Oby w porę ogarnął, że mimo wszystko lepiej będzie jak zostanie z Tomem. Dla wszystkich. Musi. ;____;
Ciekawość mie zżera co dalej będzie z Alexandrem! Jaki będzie, co zrobi, jak bardzo namiesza między Tomem i Samem... Mam tylko nadzieję, że nie za bardzo! Ugh. Szczerze, to tak troszkę też się tego obawiam. XD
No nic! Literówek kilka było, ale tym razem Ci odpuszczam, bo padam, a to były drobiazgi. ;) Gdzieś tam ogonka przy ę zabrakło, w innym miejscu jakieś powtórzenie.
Czekam na dalszy ciąg! I życzę weny oraz pozdrawiam. :)