piątek, 25 marca 2016

Leśne duszki

Witam! Zgodnie z zapowiedzią - rozdział 1 Welcome to Sarihmas. 
Nie przedłużam. ;)

Enjoy!


Rozdział 1



                Cztery dni po Festynie Wiosennym z samego rana do zamku przyszła wiadomość. Will leżał przy śpiącym Feliksie, który obudził się przedwczoraj, lecz wciąż był bardzo osłabiony. Alban zrekonstruował całą jego skórę i zapewnił, że wiele blizn nie zostanie, jedynie po odłamkach, które wbiły się w plecy czarodzieja dość głęboko. Feliks żył i dla Williama to było najważniejsze.
Claude wszedł do sypialni czarodzieja, którą mag i książę zajmowali od kilku dni. By nie budzić mężczyzny, pomachał tylko ręką na księcia dając mu znak, by wyszedł za nim na korytarz. Will wyplątał się ostrożnie z pościeli. Zarzucił na siebie szlafrok i włożył lekkie buty. Gdy skończył, podszedł do Claudiusa, po czym wyszedł na zewnątrz i zamknął ostrożnie drzwi.
– Przyszła wiadomość, prawdopodobnie od Michaela i reszty. Chodź do biblioteki, przeczytamy ją tam na spokojnie. – Will skinął głową i ruszył z mężczyzną we wskazane miejsce. Kilka minut później siedzieli już w wygodnych fotelach i Claudius otwierał zapieczętowaną kopertę. Gdy wyciągnął list i rozłożył kartkę, zobaczył, że wiadomość była zaszyfrowana. Podał list Williamowi.
– Szyfr. Chyba niezbyt skomplikowany – powiedział Will i zerknął na drugą stronę. Tam były już słowa napisane w normalnym systemie. – „Ruszamy na Ziemię. Nazwiska są przeźroczyste. Znajdźcie pozostałych.”– przeczytał na głos i położył kartkę na blacie stolika. Oparł się i spojrzał na Claudiusa. Ten wziął kartkę do ręki i sam w głowie przeczytał jeszcze raz to, co usłyszał przed chwilą z ust Williama.
– Lepiej, żeby przyjrzał się temu Feliks. Dam sobie rękę uciąć, że Michael to zakodował, a oni mają jakiś wspólny, równie jak ten szyfr, popieprzony język. Pójdziesz go obudzić? – zapytał księcia, na co ten skinął głową. Po kilkunastu minutach wrócił do biblioteki z Feliksem. Ten nadal wyglądał marnie, jednak przywitał się z Claudiusem męskim uściskiem dłoni, więc nie mogło być aż tak źle.
– Mogę zerknąć na tę wiadomość? – zapytał i wyciągnął rękę. Claude podał mu kartkę. Czarodziej trzymając ją już przed oczami, usiadł z cichym westchnieniem w jednym z foteli i zaczął analizować treść listu z lekko zmarszczonymi brwiami.
– To szyfr Cezara – powiedział, a Claude prychnął, rzucając Williamowi spojrzenie pod tytułem: „A nie mówiłem?”. Will uśmiechnął się, nieco rozbawiony i ponownie spojrzał na kochanka. Ten po chwili odezwał się ponownie:
– Dajcie mi kartkę i coś do pisania. – Will wziął kawałek czystego pergaminu i jakiś ołówek, który leżał na parapecie. W bibliotece panował niemały bałagan, bo odkąd prowadzili poszukiwania informacji odnośnie Lorcana i jego obsesji na punkcie kamieni, zakazali służbie robić tu porządki. Feliks przyjął od chłopaka potrzebne rzeczy i zaczął coś notować. W trakcie tłumaczył, co robi.
– Polega on na przesunięciu alfabetu przypisanego do wiadomości jawnej o 3 miejsca w lewo. Pierwsze litery A, B oraz C przeskakują na koniec alfabetu, zostając przypisane do X, Y i Z. A więc litery CRDPB rozkodowane oznaczają słowo „znamy”. – Przerwał na moment i zaczął rozkodowywać kolejny ciąg liter, posługując się tabelką, którą wcześniej uzupełnił alfabetem użytkowym i tym zaszyfrowanym. – TUDZGH to „prawdę”. – Kiedy rozszyfrowywał kolejne słowa, zajęło mu to nieco więcej czasu, ale gdy już to zrobił, uchylił wargi w zdumieniu i przeczytał gotowe od razu słowa, pomijając szyfr – Kamień rozszczepiony. Co do licha…? – Zamrugał kilka razy i ponownie zaczął spisywać kolejny ciąg liter, tłumacząc je. – Kamieni 7? Mógł chociaż zaszyfrować logiczniej te zdania, nic nie rozumiem z tego skrótu myślowego. To na pewno kodował Michael? Wygląda mi na dzieło Ryana  – rzucił kpiąco, za co Will spiorunował go wzrokiem. Claude zaśmiał się pod nosem, ale zaraz przyjął poważną minę, widząc, że sprawa jest poważna.
– Na drugiej stronie jest jeszcze napisana krótka wiadomość w użytkowym języku – dodał Will i wskazał palcem drugą stronę listu. Feliks odwrócił kartkę i przeczytał krótkie dwa zdania.
– Więc reasumując „Znamy Prawdę. Kamień rozszczepiony. Kamieni 7. Ruszamy na Ziemię. Nazwiska są przeźroczyste. Znajdźcie pozostałych” – Przerwał na moment i zamyślił się. Po kilkunastu sekundach nieprzeniknionej ciszy odezwał się ponownie:
– Will, rzuć zaklęcie barwiące. – Chłopak zmieszał się lekko i poruszył niespokojnie. Nie pamiętał, jak ono brzmiało. Długo nie chciało mu wejść do głowy podczas lekcji i najwyraźniej, odkąd przestał je powtarzać, wyparowało na dobre.
– Eee… mógłbyś mi je… odświeżyć? – zapytał z głupkowatym śmiechem i podrapał się po głowie zawstydzony. Feliks uniósł brew w geście dezaprobaty i powiedział:
– Macula Constat. – Już po chwili papier zaczął ujawniać ukrytą treść. Feliks wytrzeszczył oczy zszokowany, podobnie jak Claudius i William. – Moje moce… Jak to możliwe? – Uśmiechnął się, zadowolony i rozpromieniał tak bardzo, jak od dawna mu się nie udało.
– Niewiarygodne. Jak to zrobiłeś?! – zapytał z oburzeniem Claude. Jemu nie udało się odzyskać wszystkich mocy. Nadal były mocno ograniczone.
– Może też spróbuj dać się podpalić – zażartował głupio, na co Will skrzywił się i przewrócił oczami. Jego to nie śmieszyło. Feliks mógł zginąć, do diabła!
– Przezabawne. Lepiej przeczytaj, co tam pisze. – Claude był chyba najbardziej zniecierpliwiony. Gdy Will wypytywał go o Sheridana, wyjaśnił mu jedynie, że znają się z Podziemi. Gdy atrament zabarwił się do końca, Feliks odezwał się:
– To faktycznie nazwiska. I… jakby rasy. Jest człowiek, wampir, wróż, demon, czarownica, syrena, czarnoksiężnik. Przy nich imiona i nazwiska. Syrena jest wykreślona. A przy demonie… jest twoje imię Claudius. To znaczy… ee… sam zobacz – powiedział i podał mu list. Claude przesunął wzrokiem po kartce . W momencie, gdy natrafił spojrzeniem na swoje imię, zrobił zszokowaną minę. Zaraz jednak odchrząknął i spojrzał po towarzyszach wtorkowego poranka.
– Też mi informacja. Miałem z tysiąc kochanków za życia, jeżeli nie więcej – powiedział i prychnął pod nosem. Feliks i Will patrzyli na niego zmieszani, aż w końcu Claude nie wytrzymał i kontynuował, chcąc zmienić temat.
– Jeśli skreślili syrenę, prawdopodobnie znaleźli fragment i mają go już przy sobie, skoro wyruszyli na Ziemię. – Ponownie zerknął na kartkę, po czym dodał: – Zaznaczyli również Alexandra Pietrowicza, wampira i człowieka Jamesa Blacka, a więc zapewne to ich teraz szukają. A przy Wróżu nie ma imienia, jest tylko napisane, że jego nazwisko jest nieaktualne, nie posiada już kamienia, choć wciąż jest jego właścicielem. Opis po głębszym zastanowieniu faktycznie do ciebie pasuje. Will, mówiłeś już Feliksowi o swoich podejrzeniach odnośnie amuletu, który podarowała ci Rosie? – zapytał i zerknął na księcia. Ten pokiwał twierdząco głową. – W takim razie należy to sprawdzić. Jeśli to prawda, możemy odhaczyć kolejną osobę na liście.
– W takim razie powinniśmy się podzielić i rozpocząć poszukiwania. Pozostały nam tylko trzy osoby: czarownica, demon i czarnoksiężnik – powiedział Feliks. Will mu przytaknął.
– Ja odszukam demona. Jeśli rzeczywiście był moim kochankiem, powinienem go rozpoznać – zakpił i odłożył list do koperty.
– Jeśli weźmiesz udział w wyprawie, to kto w tym czasie będzie rządził w królestwie? – zapytał Will zatroskany. Claude podniósł się z fotela i przeszedł po pomieszczeniu. Zbliżył się do okna i wyjrzał na zewnątrz. Świeciło słońce i zapowiadał się piękny dzień.
– Myślałem już o tym. I uważam, że najlepszym kandydatem będzie Lerodiel. – Will uniósł brwi. W sumie to była racjonalna decyzja. Mężczyzna był mądry, odpowiedzialny i doświadczony.
– Wysłałeś już do niego wiadomość? – Zwrócił się do Claudiusa Feliks. Ten zaprzeczył i oświadczył, że zaraz to zrobi.
– Więc jeśli wszystko pójdzie po naszej myśli, powinniśmy wyruszyć w ciągu najbliższych kilku dni – oznajmił William i spojrzał po mężczyznach.
– Zgadza się – potaknął Claude i pożegnał się z nimi, krótko wyjaśniając, że idzie do gabinetu, by przygotować list do Lerodiela. Ten aktualnie przeniósł się do swojej siedziby w Oisin wraz z większością elfów, którzy nie chcieli zostać w mieście. Chciał zabrać ze sobą syna, Elarena, jednak ten sprzeciwił się i został z Lolą w mieście.
                    Dziewczyna wyzdrowiała, z tego co William słyszał od jej chłopaka, który przyszedł do niego któregoś dnia, by oddać część pożyczki, jakiej udzielił narzeczonym. Tak, Lola i Elaren oficjalnie byli narzeczeństwem i planowali już datę ślubu. William miał nadzieję, że ten dzień naprawdę nadejdzie i wszyscy go doczekają. Na początku, gdy to wszystko się zaczęło, największym dla niego wyzwaniem i niebezpieczeństwem, był wuj Victor. Nie wyobrażał sobie, jak go pokonają, co będzie wtedy, gdy już uda im się tego dokonać i jakim będzie królem. Tymczasem sprawy przyjęły obrót, jakiego nikt się nie spodziewał. Nie zagrażał im opętany wuj, ani domniemanie zwyrodniały brat, a demon, którego nie mieli pojęcia, jak pokonać. Na dzień dzisiejszy sobie tego nie wyobrażał. Działali, owszem, szukali kamienia, który był ostatnim elementem planu Lorcana do osiągnięcia wszechogarniającej i nieposkromionej potęgi. Ale czy to było dobre rozwiązanie? Co jeśli tylko odwalali za niego robotę? Jednak wiedział, że nie mogli dopuścić, by to on pierwszy skompletował części. Kiedy już wiedział o kamieniach, dziwiło go, dlaczego demon z taką mocą nie potrafi odnaleźć ostatniego z nich. Ale gdy rozszyfrowali wiadomość od Michaela i reszty, zrozumiał, co go mogło opóźniać. Kamień był rozszczepiony, a oni musieli go skompletować, zanim zrobi to Lorcan. Tylko co dalej? Na to pytanie Will nie umiał sobie odpowiedzieć.

***

                Wylądowali obok kontenera na śmieci w jakimś zaułku. Przeszli przez portal, za który musieli porządnie zapłacić, bo był strzeżony przez dwa silne trolle. Niby głupie stworzenia, które można było łatwo oszukać, jednak te dwa osobniki doskonale wiedziały, ile im się należy za przepuszczenie podróżnych przez portal. Nie był on oficjalny, wszystkie takie zostały zamknięte już jakiś czas temu. Dlatego wydali niemal całe złoto, jakie im pozostało, by zadowolić cholerne stwory. Mogli się aportować na Ziemię, ale to było zbyt niebezpieczne. Nigdy nie mieli pewności, gdzie dokładnie wylądują, jeszcze na taką odległość. Podróżowanie między wymiarami wymagało precyzji i potężnej mocy. A żaden z nich takiej nie posiadał. Przynajmniej na chwilę obecną.
Wyszli z uliczki na ruchliwą i zaludnioną ulicę. Byli ubrani dość niecodziennie, ale w Nowym Jorku nie budzili większego zdziwienia, czy też szoku. Zdawali sobie jednak sprawę, że jeśli chcą spędzić na Ziemi więcej czasu, muszą bardziej przystosować się do tutejszych zwyczajów. Michael, jako jeden z najbardziej wdrożonych w zwyczaje i życie szinpurów, zaplanował, że udadzą się do hotelu i tam zatrzymają do momentu, aż zaopatrzą się we wszystkie niezbędne rzeczy. Nikt nie miał żadnych obiekcji – Patrick raczej średnio ogarniał, co się wokół niego działo, a Dymitr nie był na Ziemi od wielu lat i zmiany, jakie zobaczył, również go zdziwiły. Jednak nie aż tak, jak Patricka, który rozglądał się wokół, jak oczarowany. Ryan złapał go za nadgarstek, chcąc przypilnować, by nie wszedł pod samochód lub też kogoś nie potrącił. Szli dość szybko, chcąc znaleźć miejsce, w którym będą mogli się zatrzymać i wszystko zaplanować.
– Ale wielkie budowle – rzucił zdumiony książę. Ryan uśmiechnął się pod nosem i potaknął krótko. Był nieco rozbawiony zachowaniem Patricka, choć przecież nie mógł mu się dziwić. Chłopaka bardzo ciekawiła Ziemia, jej zwyczaje i ludzie zwłaszcza. Dlatego w chwili, gdy to wszystko widział na własne oczy, logicznym było, że zareagował z takim podekscytowaniem. Michael nagle odwrócił się do nich przez ramię i powiedział:
– Zatrzymamy się w tym hotelu.
Już bez słowa ruszyli w wyznaczonym kierunku. Michael załatwił w recepcji wszystko w języku angielskim. Dymitr słyszał różnicę, choć dzięki zaklęciom z Krainy Pięciu Królestw doskonale wszystko rozumiał, a w razie potrzeby, umiałby się komunikować. W życiu nauczył się tylko dwóch języków – łaciny i rosyjskiego. Patrick rozglądał się po przestronnym, urządzonym gustownie holu i stał blisko Ryana. Michael zapłacił kobiecie pieniędzmi, które miały magiczną właściwość przyjmowania oczekiwanej waluty, jednak nie zostało mu ich wiele i zdawał sobie sprawę, że będzie musiał rozejrzeć się za miejscem, gdzie uda mu się wymieć złoto na dolary. Recepcjonistka przyglądała im się z konsternacją, gdyż w holu nie było przesadnych tłumów. Różnili się aż zanadto ubiorem i bagażem, który tutejszego nie przypominał. Nie pytała jednak o nic, tylko dała im klucze do pokoju, który był podzielony na dwie sypialnie. To było im na rękę, gdyż w nocy zamierzali spędzić większość czasu na opracowywaniu planu i analizowaniu map. Weszli do środka, a Patrick niemal od razu zawiadomił ich niemal krzykiem:
– Zajmuję łazienkę i nie wiem, kiedy z niej wyjdę! - Michael i Ryan wymienili porozumiewawcze spojrzenia, po czym zaśmiali się dyskretnie. Dymitr nie zwracał na nich uwagi, za to od razu zabrał się za rozpakowywanie materiałów. Rozkładał wszystkie potrzebne rzeczy na mahoniowym, potężnym stole, przyozdobionym beżową serwetką i porcelanowym flakonem ze świeżymi kwiatami. W pomieszczeniu pachniało całkiem przyjemnie. Michael zarejestrował jakieś kwiatowe kompozycje, ale nie chciało mu się analizować tego dokładniej. Podszedł do kochanka i pomógł mu w porządkowaniu dokumentów. Ryan nie bardzo wiedział, za co się zabrać, więc rozejrzał się po pomieszczeniu. Nagle jego oczom ukazał się wielki, plazmowy telewizor i aż złapał się za serce wzruszony. Zaśmiał się, rozbawiony swoją reakcją, po czym chwycił pilota, który leżał na półce pod plazmą. Odpalił sprzęt, a z głośników wystrzelił ogłuszający niemal dźwięk reklamy. Dymitr podskoczył w miejscu i odwrócił się gwałtownie. Michael uśmiechnął się, rozbawiony, ale zaraz stłumił potrzebę śmiechu. Nie chciał urazić kochanka. Ten niczego nie zauważył, przez moment będąc kompletnie zaabsorbowanym technicznym cudem.
– Ostatni, jaki widziałem, był analogowy – oznajmił, krzywiąc się i marszcząc brwi. – Przycisz trochę – zażądał i wrócił wzrokiem do stołu zawalonego papierami. Ryan przedrzeźnił go bezgłośnie, wykrzywiając się przy tym dziecinnie, a Michael pozostawił to bez komentarza. Młody wampir rozłożył się na miękkiej sofie i zaczął przełączać kanały. Zatrzymał się, widząc jednego ze swoich ulubionych aktorów, Jima Carreya. Nie musiał przeczytać podpisu u dołu ekranu, by wiedzieć, że to „Bruce Wszechmogący”. Film już trwał w najlepsze, ale to nie przeszkadzało Ryanowi w tym, żeby połapać się w fabule. Oglądał to z pięć razy. Jakąś godzinę później łazienkę opuścił odświeżony Patrick. Rozejrzał się po pomieszczeniu, a jego wzrok przykuł ogromny, ruchomy obraz zawieszony na ścianie, który zdecydowanie musiał być telewizorem, o którym czytał! Opasany samym ręcznikiem, pognał w stronę przyjaciela, który wciąż siedział na sofie i usiadł obok niego. Ryan zlustrował go spojrzeniem, ale zaraz wrócił do obrazu, zaczynając tłumaczyć Patrickowi, co właściwie ogląda.


***

                Książę William nie zdążył nawet zadomowić się do porządku w zamku, a już musiał go opuścić na rzecz misji. Zanim wyruszyli, przywitał Lerodiela i złożył wraz z nim podpis pod dokumentem zawierającym prawo do władzy podczas nieobecności Williama i Claudiusa. Lerodiel postawił warunek, mianowicie do zamku miał się wprowadzić Elarem wraz z Lolą czy bez niej. Will nie miał innej możliwości, niż pójść do chłopaka przyjaciółki i go zwyczajnie o to poprosić. Prośby te niestety nie okazały się takie zwyczajne, gdyż Elaren na początku kategorycznie odmówił, zasłaniając się trudnymi stosunkami z ojcem, a także Lolą, która również nie była mile widziana jako jego przyszła żona. Najwyraźniej zawsze coś musi komplikować życie.
                Ostatnie tygodnie były istnym koszmarem. Zwłaszcza zwieńczenie Festynu Wiosennego. Był to drugi raz, kiedy tak potwornie przeraził się o życie drugiej osoby. Pierwszy, kiedy Ryana porwały Perrosy, a drugi, gdy Feliks dostał odłamkami i ogniem w plecy. Już wtedy, gdy przyjacielowi groziło ogromne niebezpieczeństwo, wydawało mu się, że nie zniesie czegoś podobnego nigdy więcej. Cóż, musiał przyznać, że się mylił – zniósł coś takiego po raz kolejny. Wnioski, jakie mu się nasunęły, mówiły, że jedynym, co było nie do zniesienia, to myśl, że nie ma czegoś takiego, czego znieść się nie dało. Przynajmniej, dopóki nie targnę się na własne życie – pomyślał kiedyś Will i uśmiechnął się gorzko pod nosem.
                  Wracając do Elarena i Loli – zamieszkali w zamku, a więc elf ostatecznie się zgodził. Nazajutrz, z samego rana, William, Feliks i Claudius wyruszyli do Veronii konno. Stamtąd mieli zamiar przepłynąć kanałem Liberto do Alimartis i odszukać czarownicę. Nie mieli o niej zbyt wielu informacji. Właściwie poza nazwiskiem, które brzmiało Violetta Talister, nie wiedzieli nic. William zabrał ze sobą fragment kamienia, jednak nie zakładał go. Był schowany w zaklętym puzderku i upchnięty na dno bagaży, które niósł Feliks. Oczywiście owe plany dotyczyły jedynie jego i Williama, bo Claude miał zamiar opuścić ich już w Veronii i zacząć poszukiwania demona, który był w posiadaniu kolejnego z fragmentów. On sam wiedział, kogo szuka, choć nikogo o tym nie powiadomił. Wiedział, że to może być trudne, choćby przez wzgląd na nastawienie Sheridana i jego zupełne poddaństwo Lorcanowi. Gdyby tylko demon miał swoje serce… Na miłość boską, o czym on myślał? Gdyby miał swoje serce, pewnie nie miałby fragmentu kamienia. Gdyby miał swoje serce… nigdy by się nie rozstawali.
                         Zbliżało się południe, kiedy postanowili zrobić postój, posilić się i napoić konie. Zatrzymali się na niewielkiej łące, nieopodal lasu. William zsiadł ze swojego wierzchowca i przywiązał go do jednego z pobliskich drzew, obrośniętego zdrową i zieloną trawą. Na zewnątrz było całkiem ciepło, ale jeszcze nie tak, by mógł bez dodatkowego płaszcza podróżować konno. Zerknął na Feliksa, który właśnie wychylał bukłak z wodą. Widocznie nieźle chciało mu się pić. Stał przodem do słońca, a złote promienie odbijały się od jego skóry, nadając jej jeszcze cieplejszy odcień. Will zauważył, że włosy mężczyzny nieco urosły od czasu… od czasu, kiedy zawsze były jednakowej długości. To trochę zaskakujące, ale nie widział wcześniej, by czarodziej miał inną fryzurę. Przynajmniej odkąd go znał, no i do teraz. Sam chwycił między palce kosmyk swoich włosów i uznał, że też je za bardzo zapuścił.
– Feliks, będziemy mogli pójść do fryzjera przy najbliższej okazji? – zapytał, wciąż przyglądając się swoim końcówką. Były suche i brzydkie.
– Chcesz zmienić image? – odpowiedział czarodziej pytaniem na pytanie ze złośliwym uśmiechem na twarzy. Will przedrzeźnił go krótko, po czym zaśmiał się i pokiwał niechętnie głową.
– Przeszkadzają mi i są trochę zniszczone – wyjaśnił i przysiadł obok mężczyzny. Ten podał mu jabłko, w które Will z apetytem się wgryzł. Ostatnio zaczął przybierać na masie mięśniowej i musiał przyznać, że aż chętniej zerkał na siebie w lustrze. Claudius tylko kręcił się nieopodal nich bez słowa, choć z braku ciekawszych zajęć przysłuchiwał się rozmowie.
– Ja mogę się tym zająć – zaproponował Feliks. Will nieco się spiął, słysząc propozycję mężczyzny. – Najlepiej od razu, skoro mówisz, że są niewygodne – dodał, a książę jeszcze bardziej skulił się w sobie. Feliks tak serio… gadał? Co on wiedział o strzyżeniu włosów?
– Poważnie? – zapytał ze średnio przekonaną miną, a Feliks dostrzegł u niego tę nutę zawahania, więc odpowiedział z uśmiechem:
– Tak, sam dbam o swoje włosy od wieków.
– Dosłownie od wieków – zaśmiał się Claudius, za co został spiorunowany wzrokiem przez czarodzieja. Wywrócił oczami i przysiadł pod jednym z drzew, uprzednio dokładnie sprawdzając, czy nie czai się tam jakieś mrowisko albo równie mało przyjemny przybytek innych insektów.
– No nie wiem… – powiedział Will i odwrócił spojrzenie. Jabłko, które przełknął przed momentem, stanęło mu w gardle. Nie chciał urazić mężczyzny, ale oddawać swoje włosy pod jego magiczne zdolności…? Jeszcze, kiedy nie tak dawno ich praktycznie nie posiadał. Wydawało mu się to średnio… rozsądne. Nie miał jednak zbyt wielkiego pola do manewru, kiedy Feliks usiadł za jego plecami, wyciągnął różdżkę i zaczął wymawiać jakieś zaklęcia. William spojrzał panicznie na Claudiusa siedzącego naprzeciw nich. Mężczyzna zaśmiał się pod nosem i tylko pokręcił głową w niedowierzeniu. Że też William, książę Sarihmas, Midis i Oisin nie potrafi odmówić swojemu kochankowi? Wierzyć mu się nie chciało. Po kilku minutach Feliks ogłosił, że skończył, na co Will jedynie przełknął ślinę i odwrócił się z grobową miną do mężczyzny. Ten wydawał się być zadowolony z osiągniętych rezultatów, jednak… książę wolał sam się przekonać. Sięgnął do swojej torby i wyciągnął małe, przenośne lusterko. To, co zobaczył… nie wydawało się być koszmarem, jaki sobie wyobrażał. Miał mocno przystrzyżone boki i kręcącą się dziko czuprynę na szczycie głowy. Efekt był… interesujący. Nigdy wcześniej nie nosił takich włosów, ale musiał przyznać, ze mu się podobało.
– I jak? – zapytał Feliks, w duchu oczekując pochwały. On sam był ogromnie zadowolony z rezultatów. Will wyglądał dojrzalej.
– Jest… wow – wydusił i uśmiechnął się do kochanka. Claude przyglądał im się ze zniechęconą miną. Byli tacy… zakochani. – Dziękuję – rzucił Will i pocałował Feliksa nieśmiało. Ten ucieszył się na taki obrót wydarzeń i przyciągnął do siebie chłopaka bliżej, ściskając jego pośladki. Wtedy Claude nie wytrzymał – prychnął pod nosem i wstał z miejsca, po czym ruszył w stronę lasu, nie mając ochoty dłużej tego oglądać. Tęsknił za Patrickiem i coraz częściej pluł sobie w brodę, że pozwolił mu wyruszyć. Oczywiście nawet przed samym sobą tego nie przyznał, bo przecież obaj mieli za sobą pasmo kłótni, przez które nie zbliżali się do siebie od paru miesięcy. To przygnębiało mężczyznę, a raczej wprawiało go w rozdrażnienie. Postanowił, że kiedy to wszystko się skończy, ustali w końcu z Patrickiem, na czym stoją i spróbuje się z nim pogodzić.


***

                Było naprawdę późno w nocy, kiedy udało im się ustalić wszystko, co było konieczne. Musieli rozsądnie podzielić się pieniędzmi, które obecnie miał przy sobie Dymitr, ponieważ rozdzielali się. Michael wraz z Dymitrem mieli wyruszyć na poszukiwania Alexandra, stworzyciela tego drugiego, zaś Ryan i Patrick otrzymali za zadanie odszukać Jamesa Blacka. Dymitr kierował się w owej decyzji tym, że przecież Ryan żył na Ziemi całe dotychczasowe życie i raczej nie będzie miał aż tak wielkiego problemu z odnalezieniem istniejącego i zwyczajnego mężczyzny. No może poza faktem, że Jamsów Blacków w Stanach Zjednoczonych było raczej… mnóstwo? Ryana dodatkowo interesował fakt, skąd Dymitr miał pewność, że to właśnie w Ameryce mają szukać pana Jamesa. Nie zamierzał kryć się z swoimi wątpliwościami, dlatego zapytał o to wampira. Ten wyjaśnił mu to słowami:
- To amerykańskie nazwisko. A jeżeli z USA ma niewiele wspólnego, to istnieje możliwość, że owy Black jest spokrewniony z kimś, kto je nosił i kogo znałem w przeszłości. Jeśli tak, to rodzina przodka Jamesa, Toma Blacka przeniosła się na Ziemię, właśnie na tereny Ameryki kilka stuleci później i prawdopodobnie zupełnie zaprzepaściła swoje korzenie szinpurowską krwią. A szkoda, Black miał cholerny talent do magii – zamyślił się na koniec Dymitr z podejrzanie zadowoloną miną. Ryan wolał nie wiedzieć, kim dla Dymitra był ten cały Tom, podobnie jak Michael, który minę kochanka skomentował jedynie cichym fuknięciem pod nosem.
Czekała ich podróż, mająca w zanadrzu wiele przygód, które będą musieli pokonać jak najszybciej, by uprzedzić Lorcana i zaprzepaścić jego plany.


***
               
                Wieczór o tej porze roku nadchodził wielkimi krokami. Nie było jeszcze osiemnastej, a wszystko wokół zdążył spowić mrok i, niestety, mgła. Pogoda, jak na początku ich podróży dopisywała, tak teraz dawała się we znaki. Było dużo chłodniej, niebo zasnuły ciemne chmury i w dodatku opadła mgła. William jechał na swojej klaczy zaraz za Feliksem. Czuł się nieswojo i miał wrażenie, że słyszy… głosy. Wstydził się o tym powiedzieć, bo to było raczej mało prawdopodobne. Ale uczucie niepokoju i ciągłej obecności czegoś, czego nie widział, powoli go wykańczało. Był już porządnie zmęczony, a zgodnie ze zwyczajem mieli w planach jeszcze z dwie godziny drogi.
– Will? Chcesz już odpocząć? – zapytał Feliks, patrząc na niego przez ramię. Książę pokręcił głową i ścisnął mocniej lejce. Głosy… nie rozumiał, co mówiły, ale słyszał je coraz głośniej.
– Dziś zrobimy postój wcześniej – oznajmił Claude. O dziwo Feliks nie zaprotestował. Może oni też czuli się tak dziwnie, jak Will? Nagle William poczuł na ramieniu czyjąś dłoń i podskoczył w siodle, przestraszony. Obejrzał się na Claudiusa, który jechał za nim, ale ten wydawał się jedynie zdziwiony nagłą reakcją chłopaka. Jechali przez rzadki, olchowy las. Z każdą minutą robiło się coraz ciemniej i mroczniej. Will przeczuwał, że albo zmysły go zawodzą, albo naprawdę coś jest nie tak. W tej sytuacji nie chciał zwlekać. Już miał powiedzieć towarzyszom o swoich wątpliwościach, kiedy usłyszał… własne imię.
– William… – szepnął miękki i przyjemny dla ucha głos. Tak inny od wszystkich pozostałych. Will rozejrzał się ostrożnie, ale nie dostrzegł nic, co zobaczyć się spodziewał. To był kobiecy głos. Głos, który pamiętał ze snów, tych miłych i dobrych. W innych okolicznościach byłby spokojniejszy, ale widział, że i Feliks z Claudiusem wzmogli swoją czujność. Ten pierwszy nawet przyśpieszył, poganiając konia. Will i Claude ruszyli za nim, mając nadzieję, że to dziwne coś zaraz minie.
Wydostali się z lasu niedługo później. Okazało się, że mgła też zniknęła. Wreszcie mogli odetchnąć. Rozbili obóz i zajęli się przygotowaniami do snu. W każdym razie William i Claudius, bo Feliks oddalił się, tłumacząc, że idzie za potrzebą. Długo nie wracał i Will zaczął się martwić.
– Idę go poszukać – powiedział Claude i nie czekając na odpowiedzieć chłopaka ruszył w kierunku, w którym przedtem poszedł Feliks. William nie był pewien, czy to dobry pomysł i po kilku minutach zaczął się poważnie obawiać o zdrowie towarzyszy. Usłyszał czyjeś kroki i odwrócił się w ich kierunku. Wytężył wzrok, obawiając się najgorszego. Kiedy dostrzegł sylwetkę kochanka, odetchnął odrobinę uspokojony. Zaraz jednak przekonał się, że coś jest nie w porządku. Feliks rozglądał się nerwowo, dyszał, jakby biegł przed chwilą, a w momencie, gdy spojrzał na Williama, krzyknął i złapał się za serce. William wstał z swojego posłania i ruszył ostrożnie w stronę kochanka.
– Nie zbliżaj się! – krzyknął Feliks i odskoczył gwałtownie. Zaczął dłonią formować jakieś zaklęcie i szeptać drżącym głosem słowa. Nagle wyrzucił jarzącą się kulę energii w stronę księcia. William wytrzeszczył oczy i w ostatniej chwili rzucił zaklęcie obronne, po czym zaczął uciekać. Co tu się wyrabia?!  – pomyślał. Zatrzymał się, gdy spostrzegł, że Feliks już go nie goni, za to rzuca zaklęciami wokół siebie i krzyczy wniebogłosy. On sam schował się za jednym z drzew, bo w czasie ucieczki znów bezmyślnie wrócił do tego lasu, z którego jeszcze przed godziną chcieli jak najszybciej wyjechać. Widząc miotającego się po polanie kochanka, chciał tam wrócić i jakoś mu pomóc. W chwili, gdy już się zdecydował, poczuł uścisk na ramieniu i prawie krzyknął, ale uniemożliwiła mu to czyjaś dłoń na ustach. Okazało się, że to Claude stoi za nim i powstrzymuje go przed udzieleniem pomocy Feliksowi. Położył palec na ustach i stanął obok księcia.
– To się zaczęło już w chwili, gdy wjechaliśmy do tego lasu. Nie sądziłem, że leśne duszki mogą się tak sprzeniewierzyć – parsknął Claude na koniec. William zmarszczył brwi, nie rozumiejąc. Leśne duszki? Przecież miał już z nimi do czynienia i wydawały się zupełnie niegroźne. Miał mnóstwo pytań do mężczyzny, ale najważniejszy był Feliks.
– Możemy mu jakoś pomóc? – Claude pokręcił głową, jednak niemal w tym samym czasie zaciął się na sekundę i powiedział:
– Istnieje sposób. Właściwie w naszym przypadku idealny, bo mając w sobie krew anioła, jesteśmy bardziej odporni na ich sztuczki. Jednak dosyć… niebezpieczny. Feliks to, cóż, potężny czarodziej – przyznał niechętnie Claude. William pokiwał głową, oczekując dalszych wyjaśnień. Claudius milczał, przyglądając się walczącemu z ”powietrzem” czarodziejowi, więc Will powiedział:
– Więc…?
– Co więc? – Zapytał mężczyzna, zerkając na niego krótko. Po chwili uniósł brwi, jakby doznał olśnienia i powiedział: – Chyba nie oczekujesz, że to zrobimy? – Kiedy zobaczył wzrok chłopaka, zrozumiał. – Aha, oczekujesz… Cóż, zabraniam ci, to zbyt niebezpieczne.
– To chociaż wyjaśnij, o co chodzi – szepnął głośno Will. Claude wzniósł spojrzenie do nieba i pokręcił głową. W końcu zaczął mówić:
– Jeśli chcesz ocalić swojego księcia, musisz go jak w każdej, cholernej bajce, pocałować. Cóż, w tej sytuacji to niewykonalne, więc od razu możemy sobie darować – powiedział kpiącym głosem. Will chyba pierwszy raz w życiu widział, żeby Claude tyle razy pod rząd chwalił umiejętności Feliksa.
– Co się wtedy stanie? – zapytał Will, a Claudius westchnął cierpiętniczo i zaczął dalej mówić:
– Pocałunek odgoni leśne duszki od niego, bo będzie oczyszczony, co z kolei uwolni naszego drogiego Feliksa od halucynacji. – William bez słowa zaczął biec w kierunku polany. Claudius krzyknął za nim, ale to nic nie dało, więc ostatecznie też pobiegł w stronę Feliksa. Cholerny książę, bezmyślny jak zawsze. Czarodziej, gdy tylko usłyszał odgłosy kroków, odwrócił się. Miał w oczach obłęd, był cały spocony i widocznie przerażony. Will zatrzymał się kilka metrów przed nim i uniósł powoli dłonie do góry.
– Dlaczego mi to robisz? – zapytał drżącym głosem czarodziej. William zmarszczył brwi i zbliżył się o krok, mówiąc:
– Feliks, to ja… – Nie dokończył, bo mężczyzna przed nim krzyknął:
– Obiecałeś, że nigdy więcej cię nie zobaczę! – William przekonał się, co do swoich podejrzeń, że Feliks nie widzi jego, a z pewnością kogoś zupełnie innego. Nagle czarodziej rzucił kolejną kulą energii w stronę nadbiegającego Claudiusa. Mężczyzna cudem zdołał uniknąć zderzenia z śmiercionośną dawką magii czarodzieja. Upadł na ziemię i poczuł nieprzyjemny ból w ramieniu. Nie mógł się pozbierać z wilgotnej trawy.
– To tylko zwidy, Feliks, uspokój się – powiedział ostrożnie Will i podszedł do niego o krok bliżej. Feliks poruszył się niespokojnie, ale nie cofnął się do tyłu. Nagle zza chmur wyłonił się księżyc, rozświetlając wszystko wokół. Wtedy William dostrzegł, że Feliks płacze. Przeraził się nie na żarty. Nigdy nie widział mężczyzny w takim stanie. Claudius w końcu pozbierał się z ziemi i złapał się za bolące go niemiłosiernie ramię. Will, nie dostrzegając gwałtownego protestu z jego strony, podszedł jeszcze bliżej i zatrzymał się dopiero w momencie, gdy był w stanie objąć dłońmi jego morką od potu i łez twarz. Feliks zatrząsł się i zacisnął powieki, kręcąc głową.
– Ty nie żyjesz… To ja cię za… – szepnął mag i otworzył oczy. – Cornelius – powiedział dziwnym tonem i zamierzył się nożem skrywanym za plecami na Williama. Wtedy doskoczył do nich Claudius. Odepchnął księcia i zablokował rękę Feliksa. Niewiele myśląc, przycisnął swoje usta do jego, a William był jeszcze bardziej zszokowany, niż w chwili, gdy kochanek chciał go z zaskoczenia zadźgać. Feliks wyrywał się, co było jedyną rzeczą, jaką William przewidywał i jaka spełniła się według jego podejrzeń. Po chwili Claudius puścił czarodzieja i odsunął się, ocierając usta z obrzydzeniem. Feliks stał, oniemiały jak rzadko kiedy i patrzył na Claudiusa z rosnącym przerażeniem.
Trwali w ciszy przez kilkanaście sekund. William, leżąc na ziemi, wpatrywał się raz w Feliksa, raz w Claudiusa. Claudius patrzył wszędzie, tylko nie na nich. Feliks… Feliks stał. Nic nie mówił i nic nie robił. Zdawać by się mogło, że nawet nie oddycha. W końcu odwrócił się na pięcie i poszedł do ich obozu, który stał w niezmienionym o dziwo stanie kilkanaście metrów od nich. Po dłuższej chwili William i Claude zrobili podobnie, zastając na miejscu zamyślonego i milczącego Feliksa. Will rzucił zaklęcie tworzące barierę ochronną wokół nich. Pomógł Claudiusowi nastawić bark, choć miał o tym niewielkie pojęcie. Mężczyzna ostatecznie nie narzekał, tylko położył się na swoim miejscu i zasnął. Will zdał sobie sprawę, że tego wieczoru żaden z nich nic nie zjadł. W zasadzie nie czuł głodu. Najedli się wszyscy dzisiaj strachu. Dołożył do ognia, ciesząc się, że chociaż nie musiał go rozpalać tak jak kiedyś, gdy jeszcze nie wiedział, że posiada magię.
Widział krzątającego się niedaleko Feliksa i bał się powiedzieć cokolwiek. Kochanek również milczał, aż w końcu przebrał się i położył na swoim posłaniu. William specjalnie rozłożył swoje blisko czarodzieja, chcąc w nocy się do niego zwyczajnie przytulić. Teraz to mogło być trochę niezręczne i Will nie wiedział, czy Feliks by sobie tego życzył. Ostatecznie zwlekał najdłużej, jak mógł, aż Claude się przebudził i go upomniał. Wtedy książę przebrał się w świeże ubrania i położył obok kochanka. Ten poruszył się niespokojnie, ale nie zrobił nic poza tym. William leżał z szeroko otwartymi oczami, nie mając ani trochę ochoty na sen. Nadal się bał, że coś może się jeszcze wydarzyć, choć Claudius przekonywał go, że wszystko w porządku. Nie dotknął Feliksa przez całą noc, tak jak przez całą noc nie zmrużył oka nawet na chwilę.

12 komentarzy:

  1. Dobra, od początku:
    P{o 1. Znalazłam kilka błędów takich jak:
    ,,na czym stoją i spróbuję się z nim pogodzić"
    ,,James Blacka"
    może coś jeszcze, ale przeoczyłam
    Po 2. Dziewczyno, czy jednak przekonałaś się, co do mprega? *zapytała z nadzieją, robiąc maślane oczka* Błagam! Zrobię wszystko!
    Po 3. Jak ty możesz im tak mieszać w związkach?! Biedny Will, robisz mu (i mi) krzywdę! Ty wredoto!
    Po 4. Mam nadzieję, że ten przodek Toma Blacka to nie jest jego jakiś prapraprawnuk, tylko nie wiem? Jego prapraprabtratanek, czy coś? Poczekaj, niech ja się dowiem, że nie jest z Samuelem! Wtedy zamknij, kochana wszystkie okna w pokoju, bo jakaś dziewczyna z nożem może się wślizgnąć...! Zapamiętaj moje słowa!

    Ale się rozpisałam... No dobra, biorę si e za swoje opowiadanie.
    Weny życzę i żegnam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, poprawione! :D Przykro mi, ale ja po prostu nie jestem w stanie tego zrobić hahahha. xD Znajdziesz tu seks, szczątkowe, ale wulgaryzmy, miłość, pożądanie, gejów, nawet hetero hahaha, ale nie mprega. :C Przykro mi, nie zrobię tego hahahahhaahaha! :D Dzięki za komentarz, oczywiście będę się mieś na baczności. xD Tobie też weny! :3

      Usuń
  2. RYAN! <3 <3 O rany, Ryan! I cały spokojny i opanowany komentarz diabli wzięli... No, ale co ja na to poradzę, stęskniłam się za nim! I nie powiem, nie miałabym nic przeciwko, gdyby było go trochę więcej. XD
    Ah, Feliks jednak żyje. Nie powiem, to było do przewidzenia, ale jednak smutek. D: Miałam potem nadzieję, że coś mu się stanie przy tych leśnych duszkach, ale też nie... Ale! Zaskoczyło mnie, że to nie William, niczym książę na białym koniu, uratował swojego... ukochanego, tylko CLAUDIUS! No, tego to się nie spodziewałam. :D Ale tak mnie jednak zastanowiła reakcja Feliksa... Wyłączył się tak przez to, co przeszedł, widział i... Cornelius? Czy może jednak ten pocałunek Claudiusa i coś się za tym kryje? Pewnie nadinterpretuję, ale nie ukrywam, że fajnie by było, gdyby pojawiły się jakieś problemy w relacji Willa i Feliksa. xD
    Jej, jak miło było poczytać o tej całej zgrai! ^^ Coś czuję, że będzie trochę śmiesznych sytuacji z Patrickiem na Ziemi. Ryan by nie opuścił. XD Ciekawa jestem jak im pójdą te poszukiwania, jakie problemy, czy im się uda... Co będzie z Ryanem i jego rodzicami! Ah, jestem rozdarta, z jednej strony chcę więcej WtS, a z drugiej chcę wiedzieć, co z Tomem i Samuelem! D: Może dodawaj co dwa tygodnie?
    Oh, i tak, znowu coś mi się udało przyuważyć! :"D
    "ustali w końcu z Patrickiem, na czym stoją i spróbuję się z nim pogodzić" spróbuje :)
    No, to by było na tyle. ^^
    Pozdrawiam i życzę Wesołych Świąt! Odpoczynku i nabrania sił i weny do pisania kolejnych rozdziałów. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahaha, o tak, Ryana nie zabraknie w kolejnych rozdziałach. :D HAHAHAH, ja po prostu płaczę ze śmiechu, jak czytam komentarze od Was. xD Zwłaszcza, jak tak m i ł o wypisujesz na Feliksa. :') xDDD Leśne duszki wywołały silne halucynacje, wizje, które najmocniej oddziaływały na psychikę ofiary. Feliks zobaczył Corneliusa - dlaczego? To się jeszcze powinno wyjaśnić. :D O tak, Patrick przyprawi Ryana o łzy śmiechu, ból głowy i napady apopleksji ze swoim zamiłowaniem do Ziemi. :D Jeśli chodzi o WtS to musi trochę poczekać, ponieważ bez wiedzy, która jest zawarta w B5K niektóre kwestie mogą się wydać niejasne itp. Dlatego lepiej trochę odczekać, już gdzieś wspominałam, że przynajmniej do momentu, w którym w B5K pojawi się Alexander. ;) Dzięki za komentarz, Tobie też życzę Wesołych Świąt! :D Pozdrawiam. :3

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. Jeśli nic nie stanie na przeszkodzie, to pojawi się w najbliższy weekend. ;)

      Usuń
  4. Właśnie co z tobą?
    To bardziej do mnie pasuje, nie do ciebie!
    Więc wstawiaj mi tu rozdział, albo zamknij dobrze okna, zapamiętaj to...
    Żegnam i weny życzę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okna pozamykane! XD Dzięki, dzięki i wybacz, proszę, zwłokę, ale postaram się dodać "kwietniowe" trzy kolejne rozdziały już pod rząd i to końca tego miesiąca. :D

      Usuń
  5. Też miałam pisać i pytać! Mam nadzieję, że nic się nie stało i to tylko brak czasu czy jakieś ważne sprawy na głowie... Oby wszystko było w porządku! Na nowy rozdział czekam i mam tylko nadzieję, że kiedyś się doczekam. :)
    Trzymaj się!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli nic mnie nie rozjedzie, nie dostanę wylewu, zawału, lub też nie połamię wszystkich kości, powinnam dodać rozdział już zwyczajowo w okolicach najbliższego weekendu. :D Oczywiście, w razie końca świata mogę mieć jakieś problemy, ale na to się nie zapowiada, więc spokojnie! xD Dzięki za komentarz i troskę! ;)

      Usuń
    2. A o mnie w zagrożeniach zapomniałaś? :,(
      Jak możesz?
      Idę płakać...

      Usuń
    3. No tak! A więc poprawka: jeśli nic mnie nie rozjedzie, nie dostanę wylewu, zawału, nie połamię wszystkich kości lub też nie dorwie mnie moja czytelniczka, akatsuki sm*. Nic takiego się nie stało, a więc rozdział jest. xD

      Usuń