Witajcie! Rozdział szósty, zapraszam i już się nie rozpisuję!
Albo jednak tak... No dobra, bo to w sumie sprawa, która może interesować osoby chcące wiedzieć, co z przygodami Williama. Otóż tom II się pisze. Schodzi mnie to nieco dłużej, ponieważ staram się, by rozdziały były dłuższe, niż te w B5K. W dodatku w kolejnej części Welcome to Sarihmas znajomość większej części historii obecnie dodawanego opowiadania jest raczej bezwzględnie konieczna. :c Dlatego też wpadłam na pewien pomysł. Rozdział 1 drugiego tomu dodam już niebawem, dla takiego przedsmaku i odświeżenie atmosfery opowiadania, ale niestety kolejne rozdziały będą musiały nieco poczekać – przynajmniej do momentu, w którym poznacie Alexandra w Bitwie Pięciu Królestw.
Już nie zawracam głowy!
Enjoy!
VI
Z samego
rana Samuel obudził Toma, po czym wraz z nim i dwójką swoich towarzyszy
wyruszył do miasta, by pomóc chłopakowi przedostać się do Aurum. Wilkołak
zdawał sobie sprawę, że może to nie być łatwe przez tamtejsze przeludnienie
powstałe na wskutek wojny. W dodatku Thomas nie był bogaty, nie posiadał
zaplecza w postaci specjalnych umiejętności magicznych i nie miał żadnej karty
przetargowej, więc prawdopodobnym było, że nie wezmą go na wywózkę. Zastanawiał
się już od wczorajszej nocy, co wówczas zrobi. Jednak nie wymyślił nic, co
dałoby mu pewność, że w razie potrzeby zapewni chłopakowi bezpieczeństwo. Nie
wiedział dlaczego, ale czuł się za niego odpowiedzialny. Nie chciał, by działa
mu się krzywda. Postanowił pomóc blondynowi, choć tym samym narażał własne
bezpieczeństwo, a co ważniejsze, bezpieczeństwo swojej watahy. Miał jednak
nadzieję, że sfora zdążyła już minąć granice lasu i zbliżała się do wąwozu.
Stamtąd wystarczyło złapać jakiś pojazd i dojechać do Kanału Liberto. Starał się
być dobrej myśli i uporać z swoim małym kłopotem o imieniu Tom. Chłopak, gdy
tylko się obudził, wyglądał, jakby w ogóle nie spał. Był blady, miał podkrążone
oczy i niewiele mówił.
Gdy dotarli do miasteczka,
ruszyli do rynku, gdzie odbywał się spis czarodziejów mogących wyjechać do
Złotego Miasta. W mieście nie było śladu wróżów, chyba, że wiszący na
szubienicach skazańcy wchodzili w grę. Zamiast strażników, w mieście grasowały
wampiry. Atakowały ludzi, najczęściej młode dziewczyny, gwałcąc je niejednokrotnie
na środku ulicy lub też wysysając im krew do końca. Miasto wyglądało
przerażająco. Tom bał się podnieść wzrok. Wszystko przypominało mu o
wczorajszym dniu. A nie chciał o nim pamiętać. Najlepiej wymazałby go z
pamięci. To nadal żywe wspomnienie bolało.
Większość młodzieńców stała na rynku, gdzie na
podwyższeniu przemawiał generał Albert, dowódca wojsk czarodziei. W tłumie
zgromadzonych Tom mógłby policzyć na palcach jednej ręki, znajdujące się tam
kobiety. Gdy podeszli bliżej chłopak zarejestrował, że drugi z mężczyzn
wywoływał co raz kolejnych kandydatów. Jedni odchodzili z kwitkiem, drudzy
przyjmowali mundur i nowe dokumenty, po czym szli do wozów stojących na ulicy.
– Podczas
testu trzeba popisać się umiejętnościami magicznymi – oznajmił Samuel. Tom
skulił się w sobie. Czym on mógłby się popisać? Zrobieniem halucynogennego
eliksiru? Zaśmiał się w duchu gorzko i potarł czoło. To wszystko go
przerastało. Najlepiej położyłby się teraz w łóżku i zasnął. Zasnął i może już
nigdy nie obudził. Po chwili ruszył między tłum. Zostawił Samuela z Peterem i
Loganem. Minęła prawie godzina, kiedy mężczyzna wybierający kandydatów
zatrzymał się przed nim. Zlustrował go wzrokiem od góry do dołu, po czym
prychnął kpiąco i wybrał kogoś innego. Tom przewidywał, że tak będzie, ale było
mu to obojętne. Wiedział, że ze swoją posturą nigdy nie wzięliby go do wojska.
Odwrócił się na pięcie i zaczął zmierzać w kierunku Samuela. Ten widział, co
się stało. Chciałby pocieszyć jakoś chłopaka, ale nie zamierzał kłamać, toteż
oznajmił jedynie:
– Poszukajmy
jakiegoś miejsca, gdzie nie będziemy wrzucać się w oczy. – Wszyscy pokiwali zgodnie
głowami i udali się do opuszczonej kawiarni. Nikogo nie było w środku, co było dziwne, bo konstrukcja nie ucierpiała na tyle podczas ataku, aby nie móc
się tu schronić. Peter z Loganem postawili jeden stolik i cztery krzesła
dookoła niego. Każdy usiadł i odetchnął spokojnie. Tom wpatrywał się w frędzle
szala, który jakimś cudem ocalał i wciąż wisiał na jego szyi. Samuel dopiero
teraz go zauważył. Uśmiechnął się pod nosem krótko.
– Co robimy
Samuel? – zapytał Logan, po którym najbardziej było widać zdenerwowanie i
niepewność. Peter przyjrzał mu się badawczo, ale nie odezwał się słowem,
słysząc, że kompan kieruje pytanie do przywódcy.
–
Odpoczniemy chwilę i zaraz poszukamy tylniego wyjścia z budynku. Lepiej, żeby
nikt nie rozpoznał w nas wilkołaków – zaśmiał się gorzko i przetarł twarz
dłonią. W nocy niewiele spał, wraz z kompanami czuwali i wysłuchiwali, czy aby
nie zbliża się zagrożenie.
– A… Tom? –
Odezwał się Peter, zerkając na blondyna niepewnie. Było mu go trochę szkoda.
– Do niego
należy decyzja – oznajmił Samuel, patrząc na chłopaka. Tom podniósł na niego
zmęczone spojrzenie zaczerwienionych oczu i zaraz wrócił do przekładania
frędzli szalika. Co miał odpowiedzieć? Że chciałby iść z nimi? Czy że wolałby
tu zostać, ale nie samemu, bo ta wizja go przeraża? Nie chciał teraz podejmować
żadnych decyzji. Chciał nie myśleć. Odetchnął głębiej i pociągnąwszy nosem, w
końcu odparł:
– Wymknę się
z wami tylnim wyjściem i poszukam jakiejś kryjówki. Zostanę w Srebrnym Mieście.
– Samuel zmarszczył lekko brwi, ale poza tym nie pokazał po sobie zdumienia.
Choć skłamałby, gdyby powiedział, że zdziwiony nie jest. Myślał, ba, był
przekonany, że Tom zdecyduje się iść z nimi. Przecież to miejsce było
niebezpieczne. Wampiry miały tu teraz zupełnie wolną rękę. Mogły robić, co
chciały. Samuel był zszokowany zachowaniem czarodziejów, dziwił się, że ci
pozwolili krwiopijcom na taką swawolę. Możliwe, że nie byli w stanie nic zrobić.
Możliwe również, że było im to obojętne. Ale jeszcze bardziej nie rozumiał
decyzji Toma. Jednak nie chciał jej podważać. W końcu powiedział, że to on
zdecyduje.
Chwilę później zaczęli szukać
tylniego wyjścia. Przedostali się przez główną salę na zaplecze i tam je
znaleźli. Wąska uliczka, na którą wyszli prowadziła w dwie strony – jedną z
nich był mur odgradzający las od miasta, a drugim ulica. Tutaj mieli się
rozstać. Tom spojrzał na Samuela i uśmiechnął się wymuszenie. To będzie już ich
drugie pożegnanie. Wilkołak podszedł do niego, by podać chłopakowi rękę. Jednak
w tym momencie niedaleko nich zabłysnął portal. Wszyscy spojrzeli w tamto
miejsce z przerażeniem, oczekując najgorszego. Z niebieskiej poświaty wyszło
kilka postaci, a wśród nich Samuel rozpoznał generała Edwarda. Zanim ten
zorientował się, z kim ma do czynienia, jego ludzie już wymierzali broń w ich
stronę. Samuel uniósł ręce do góry, podobnie jak jego towarzysze.
– Panowie!
Spokojnie – oznajmił generał i dał im znak dłonią, by schowali miecze. – To
Samuel, przywódca naszych sprzymierzeńców, wilkołaków – wyjaśnił. Mężczyźni
posłali Samuelowi i reszcie przepraszające uśmiechy i przywitali ich kiwnięciem
głowy.
– Generale –
powitał go Samuel i podał mu rękę. Mężczyzna uścisnął jego dłoń i uśmiechnął
się przyjaźnie, choć widać było jak na dłoni, że obecna sytuacja z pewnością
napawa go niepokojem i zmusza do czujności.
– Podobno
wilkołaki już wycofały się z Argentum. Co w takim razie tu robisz? – zapytał
mężczyzna z gęstym zarostem na twarzy. Miał ostre rysy twarzy i srogie
spojrzenie, chociaż na ogół był przyjemnym w obyciu człowiekiem.
– Pomagam
przyjacielowi – wskazał głową na Toma. – Jest w trudnej sytuacji i wciąż nie
wie, co powinien zrobić – wyjaśnił Samuel, domyślając się, że rada Edwarda
będzie przemyślana i możliwie najlepsza. Mężczyzna zlustrował chłopaka
wzrokiem. Średniego wzrostu o wątłej budowie młodzieniec, który jednak… miał
coś w spojrzeniu.
–
Czarodziej? – zapytał generał. Tom skinął krótko głową i powiedział
zachrypniętym głosem ciche „tak”. Wciąż paliło go gardło od dymu, którego się
wczoraj nawdychał.
– Idź z
Samuelem. W Sarihmas znajdzie się dla ciebie praca, magia wróżów nie zawsze
wystarcza. – Chłopak ożywił się lekko na słowa mężczyzny i pokiwał krótko
głową, po czym odwrócił spojrzenie. Był nieco spłoszony i nie wiedział, jak powinien
odnosić się do tego jegomościa. Onieśmielał go.
– Dziękujemy
za radę, generale. Powodzenia w misji – zwrócił się już do wszystkich
żołnierzy. Kiwnął głową swoim towarzyszom i chwycił za ramię Toma, po czym
ruszyli we czterech wąską uliczką, by przez inne, równie ustronne miejsca wydostać
się z miasta i udać do wąwozu.
~∞~
Było późno w
nocy, gdy zdecydowali się zatrzymać. Głównie przez wzgląd na Toma, który już od
paru godzin wspierał się na ramieniu Samuela, a teraz zasypiał na stojąco. Był
widocznie wyczerpany, przepocony, a na dodatek rozpalony. To niepokoiło
wilkołaka, dlatego postanowił przekonać chłopaka do obmycia ciała przed snem.
Blondyn wzbraniał się przez chwilę, zasłaniając się zmęczeniem, jednak w końcu
powłóczył nogami nad rzekę, której woda nagrzała się wystarczająco za dnia, by
w nocy mieć odpowiednią temperaturę. Tom z pomocą mężczyzny rozebrał się i
przysiadł na jednym z gładkich głazów. Strumień rzeki opływał kamień z zawrotną
prędkością i obijał się o zmęczone stopy chłopaka. Woda przyniosła mu ulgę
przez chwilę, niestety zaraz zaczęło robić mu się zimno.
– Pozwolisz,
że cię obmyję? – Zagadnął go Samuel, nawet nie czekając na odpowiedź zwrotną.
Zamoczył szmatkę w wodzie i zaczął myć chłopaka, który wydawał się mieć coraz
słabszy kontakt z rzeczywistością. Musiał być bardziej zmęczony, niż na
początku sądził. Skończył go szorować dosyć szybko, po czym wyciągnął
roztrzęsione ciało na brzeg. Opatulił go kocem, mając nadzieję, że Peter i
Logan zajęli się ogniskiem i przyszykowaniem posłania. O jedzeniu nawet nie
myślał. Był za bardzo wyczerpany. Szli czternaście godzin z krótkimi przerwami
i nawet jego, wilkołaka i samca alfę, to zmęczyło. Nie dziwił się, że Tom
odczuł to aż tak bardzo. Miał nadzieję, że zregeneruje siły przez noc. Kiedy
chłopak z ostatnimi pokładami świadomości pomógł Samuelowi w ubraniu siebie, a
raczej starał się to jak najmniej utrudnić, mężczyzna okrył go drugą stroną
koca, którym wcześniej chłopaka osuszył. Moment później sam zaczął się
rozbierać. Wszedł do wody i umył się pośpiesznie, chcąc szybko dostarczyć Toma
do obozu, aby chłopak mógł zasnąć i ogrzać się w cieple ogniska. Mimo upalnych
dni, jak na sierpień przystało, noce były dość chłodne. Samuel wysuszył się
znoszoną koszulą, mając zamiar założyć jutro jakąś inną, po czym podszedł do
młodzieńca. Chłopak zasnął, więc mężczyzna wziął go na ręce i zaniósł do obozowiska.
Peter i Logan już smacznie spali, mając zapewne zamiar odświeżyć się dopiero
nazajutrz. Wyglądało na to, że pierwsza warta należała do Samuela. Nie miał
jednak im tego za złe. Był wdzięczny, że z nim zostali. Położył Toma blisko
ognia, a sam ułożył się niedaleko, by w razie czego mógł szybko zareagować. Tom
był chory i bezbronny, a nawet w pełni sił nie dawał sobie za bardzo rady. Był
drobnym, uroczym i jasnowłosym chłopcem, który obudził w Samuelu zapomniane i
odległe uczucie. Uczucie na tyle silne, że gdy mężczyzna spojrzał na zmęczoną i
rozpaloną twarz chłopaka, serce zabiło mu mocniej.
~∞~
O świcie Peter poszedł zapolować
na jakieś zwierzę, by przygotować posiłek. Musieli zregenerować siły przed
dalszą podróżą. Do wąwozu nie było już daleko i jeśli zdołaliby utrzymać tempo,
mieliby szansę dogonić watahę. Taki też mieli zamiar, dlatego przygotowania do
dalszej wędrówki były dosyć pospieszne. Tom czuł się nieco lepiej, zwłaszcza,
gdy się posilił i napił gorącego naparu z liści lipy. Wyruszyli, gdy słońce
przekroczyło horyzont.
W południe temperatura była
zdecydowanie wyższa, niż poprzedniego dnia, dlatego częściej sięgali po bukłaki
z wodą. Z tego powodu wkrótce musieli pójść do najbliższego strumienia i
uzupełnić naczynia, by nie odczuwać męczącego pragnienia. Tego zadania podjął
się Samuel, a Tom poszedł za nim, chcąc obmyć rozgrzaną twarz w chłodnym nurcie
rzeki. Szli przez kilka minut, sugerując się odgłosami płynącej wody, aż
dotarli na brzeg wartkiego strumienia. Wilkołak zbliżył się do linii wody i
przykucnął, po czym zanurzył bukłak, chcąc go napełnić. Tom przyglądał się temu
w milczeniu, samemu napełniając drugi. Czuł nieprzyjemną suchość i drapanie w
gardle. Miał się fatalnie, ale nie śmiał narzekać. Samuel i jego przyjaciele
narazili dla niego życie, więc musiał dać z siebie wszystko, by choć odrobinę
im się odwdzięczyć. A przynajmniej nie wadzić w dalszej podróży.
– Ile
jeszcze jest drogi do wąwozu? – Zapytał blondyn, przysiadłszy na jednym z pni
pośród innych, spróchniałych drzew, gdy zatkał korkiem naczynie. Las był gęsty,
dziki i mroczny. Między gałęziami przedostawało się niewiele promieni słońca i
gdyby nie one, trudno byłoby im się poruszać w takiej gęstwinie.
– Na pewno
zdążymy przed zmierzchem. Większość podróżujących zatrzyma się na noc, więc
może uda nam się znaleźć wygodniejszy nocleg – powiedział Samuel, nie patrząc
jednak na chłopaka, a wpatrując się w bukłak. Tom pokiwał do siebie głową, aż
nagle kichnął niekontrolowanie, po czym pociągnął nosem. Zaraz też Samuel
wyciągnął naczynie z wody, zatkał je korkiem i obejrzał się na młodzieńca
badawczo. Tom wyczuł jego spojrzenie i zaraz się odezwał:
– To tylko
przeziębienie, czuję się dobrze – Samuel nie wyglądał na przekonanego, ale też
nic nie powiedział, bo co miał powiedzieć? Widział, że chłopak choruje, ale nie
był w stanie mu pomóc i zapewnić komfortu na ową chwilę. Na dodatek pewnie był załamany,
ale nie chciał się do tego przyznawać. Miał tylko nadzieję, że bez problemu uda
im się dotrzeć do wąwozu. Obawiał się również, że siły czarodziejów mogły już
podążać w kierunku Sarihmas. Nikt nie przekazał mu podobnej informacji – było
na to zbyt wcześnie. Jednak przeczuwał, że Alimartis właśnie do tego dąży.
Pragnie odwetu i zdecydowanie planuje natrzeć na Krainę Wróżów. Obawiał się,
bowiem nie był głupi i wiedział, że jeśli magowie decydują się na podobny ruch,
to muszą mieć jakiś plan. Plan, którego żaden z ich wrogów prawdopodobnie nie
znał.
~∞~
Tak jak Samuel zapowiadał, przed
zmrokiem wyszli już na wzgórze, z którego było zejście do wąwozu. Przed godziną
minęli las i szli przez porośnięte trawą pagórki. Peter odnalazł ścieżkę jako
pierwszy, po czym zawołał resztę towarzyszy. Zeszli ostrożnie na sam dół, od
razu wkraczając między wozy kupców i podróżników. Niektórzy przyglądali im się
wrogo, inni ciekawie, a pozostali nie zwracali na nich uwagi. Większość z tych
ludzi prowadziła handel, ale byli też i tacy, którzy chcieli uciec z Kariny
Magów. Samuel rozumiał ich zaniepokojenie – sam przecież rozmyślał nad tym, czy
czarodzieje już wyruszyli do Sarihmas, bo to, że tak właśnie chcą uczynić, było
dla niego pewne.
Rozglądali się w poszukiwaniu
miejsca na nocleg, kiedy wzrok Samuela przykuł skromny, wysłany sianem wóz, na
którym siedział przygarbiony i sędziwy mężczyzna. Wskazał kompanom kierunek
krótkim skinieniem głowy, po czym ruszył przodem.
– Dobry
wieczór, panie. Sam zajmujesz ten wóz? – Zapytał Samuel, stając najbliżej
mężczyzny, który odpoczywał po podróży. Powoli się ściemniało i przez gościniec
przejeżdżało coraz mniej kupców i innych podróżnych. Owy widok budził spore
wrażenie, choć przecież ten szlak był jedynym szlakiem handlowym między
Sarihmas a Alimartis.
Staruszek obejrzał się na nich
uważnie, po czym odpowiedział zmęczonym, chrapliwym głosem:
– Owszem. –
Samuel kiwnął głową na znak, że rozumie, i już chciał powiedzieć, że szuka wraz
z towarzyszami miejsca na nocleg, lecz staruszek kontynuował: - Za odpowiednią
opłatą możecie panowie tu spać, a nawet z samego rana ruszyć ze mną w dalszą
podróż. – Samuel uniósł nieco brew ku górze, odrobinę zdziwiony. Pozytywnie
zdziwiony. Wydawało mu się, że ludzie nie będą zbyt entuzjastycznie nastawieni
na pomoc obcym, wyrośniętym mężczyznom (przynajmniej w większości). Staruszek w
dodatku był widocznie schorowany i biedny. Z drugiej strony niewiele mogli mu
ukraść, właściwie poza wozem i koniem nie miał niczego wartościowego. Być może
wyszedł z założenia, że z nimi będzie bezpieczniejszy, a w dodatku coś sobie
zarobi. Samuel od razu to w głowie przekalkulował i oferta dziadka mu
odpowiadała. Pozostawało pytanie, ile mężczyzna sobie od nich zażyczy.
– Ile ta
odpowiednia opłata wynosi? – dopytał Samuel.
– Tyle, ile
uznasz pan za stosowne – odparł staruszek i przesunął się w sam kąt wozu.
Samuel obejrzał się na towarzyszy i dał im znak głową, by usiedli na pojeździe.
Tom bez zastanowienia wlazł do środka i ułożył się na miękkim, choć kłującym
posłaniu, jednak nie śmiał narzekać. W końcu miał szansę odpocząć w odrobinę
lepszych warunkach. Zaraz obok niego położył się Logan, a Peter oznajmił, że
rozejrzy się za jedzeniem. W tym czasie Samuel wszedł na wóz, po czym przeszedł
nad nimi i usiadł naprzeciw staruszka. Ten spojrzał na niego spokojnie, choć
nie z przesadnym szacunkiem czy respektem. Samuel wyciągnął sakiewkę i odliczył
część pieniędzy, po czym powiedział:
– Tyle ci
dam, panie, na sam początek. Po dotarciu na miejsce otrzymasz resztę. –
Staruszek przyjął monety bez słowa, po czym sięgnął do swojego niewielkiego
bagażu i wyjął z niego strawę. Zaczął niespiesznie jeść, kiedy wrócił Peter z
zakupionym od kogoś jedzeniem i podał je towarzyszom. Tom był głodny i resztkami
sił żuł jedzenie. Oczy same mu się zamykały i co raz pokaszliwał, czując
nieprzyjemne drapanie w gardle. Samuel sięgnął po jeden z bukłaków, w których
nie pozostało wiele wody, mimo to do popicia kolacji musiało im wystarczyć. Tom
przyjął od niego naczynie i wychrypiał z trudem:
– Dziękuję.
– Samuel uśmiechnął się do niego delikatnie i sam zabrał się za jedzenie
chleba. Przygryzał do niego kawałek wędzonej szynki, przez co i jemu szybko
zaschło w gardle. Gdy Tom skończył pić, wyciągnął dłoń po bukłak, chcąc się
napić. Tom podał mu go, przy czym zetknął palce swojej dłoni z skórą wilkołaka.
Przeszedł go niespodziewany dreszcz i zmieszał się lekko. Ukrył to poprzez
zwrócenie wzroku w inną stronę. Samuel również odczuł lekkie mrowienie w
miejscu, gdzie ich skóra się spotkała, ale nie dał po sobie poznać, że coś
takiego miało w ogóle miejsce.
Peter i Logan rozmawiali o czymś
półgłosem, co raz śmiejąc się i szturchając na zmianę. Tom zdążył zauważyć, że
tą dwójkę łączyła szczera i mocna przyjaźń. Gdyby nie znał twardych zwyczajów
wilkołaków, pomyślałby, że nawet coś więcej… Trochę zazdrościł im tej relacji,
on sam nigdy w życiu nie miał nikogo tak bliskiego, poza rodzicami i bratem.
Teraz nawet ich stracił. Okropne uczucie osamotnienia i bezsensu ogarnęło go w
tej chwili ze zdwojoną siłą. Żeby zachować twarz i nie rozpłakać się przy
świadkach, odwrócił się tyłem do przywódcy wilkołaków i ułożył do snu. Musiał
być silny, nawet jeżeli było to takie trudne. Samuel dostrzegł, że chłopak nie
dokończył posiłku, ale widząc jego zmęczenie, ostatecznie nic nie powiedział, a
sam się położył, czując spore zmęczenie. Kilka kolejnych dni mieli spędzić w
drodze, upale i potwornej nudzie. Jednak nie mieli wyjścia, jeśli chcieli
przeżyć. A żaden z nich nie zamierzał umierać.
Dzięki za rozdział, chciałabym następny :-)
OdpowiedzUsuńJa za to dziękuję za komentarz! :D Następny prawdopodobnie będzie o przygodach Williama, ale no! Mam nadzieję, że też Cię ucieszy. :)
UsuńNo.no poprawiasz się jeśli chodzi o literówki. Rozdział jak zwykle świetny. Ciekawe, co się stanie z chorym Tomem, gdy dotrą na miejsce.
OdpowiedzUsuńNadal chcę, że byś zrobiła krzywdę tej narzeczonej, czy kimkolwiek ona jest.
Weny!
Dzięki za komentarz i pozdrawiaaam! :D Tobie weny też. ;)
UsuńRozdział jest dość spokojny, nie dzieje się zbyt wiele, ale może to i lepiej po wydarzeniach z poprzedniego. Bardzo cieszy mnie fakt, że Samuel martwi się o Toma. ^^ Tak trzymać! Obawiam się jednak, że jak tylko dojdzie do spotkania z jego narzeczoną, to wszystko się skończy i nic więcej z tego nie będzie. :c A byłaby wielka szkoda! Mam nadzieję, że uczucia, które odkrywa w sobie Samuel jednak zwyciężą. Czas pokaże. I przez chwilę obawiałam się, że wezmą Toma do wojska, rzucą go gdzieś na front i słuch po nim zaginie. XD Albo że zostanie w mieście, będzie się snuł po jakiś podejrzanych uliczkach i też w końcu dopadnie go coś złego. Samuel to powinien go porwać i siłą wziąć ze sobą, a nie czekać na opinię generała, pf.
OdpowiedzUsuńAle jeśli chodzi o literówki, to jednak rzuciły mi się w oczy takie małe drobiażdżki. ;)
"Miał jednak nadzieje" nadzieję
"że ci pozwolili krwiopijcą" krwiopijcom
"nie był w stanie mu pomóc i zapewnić komfort" komfortu. :)
I tyle!
Pozdrawiam i życzę dużo weny!
Och musisz widzieć, że Samuel o niczym innym nie marzy, jak tylko o tym, by przywłaszczyć sobie Toma i mieć go na wyłączność i w ogóle hahaha. xD Literówki poprawione, dziękuję za pomoc, za czytanie, za wsparcie i że w ogóle tutaj jesteś! :D Bardzo mnie to cieszy i wypełnia energią, którą niemal codziennie pożytkuję na pisanie. :D Dzięki wielkie, ja też pozdrawiam i zapraszam za tydzień na pierwszy rozdział II tomu przygód Williama i reszty! ;)
UsuńHura! Nareszcie Will! Jak ja cię za to kocham!
UsuńUściskałabym cię gdybym mogła.
Jeszcze tylko cztery dni ...