Rozdział 18
Przygotowania ruszyły pełną parą o świcie. Większość rzeczy, takich
jak broń, ubrania, koce, namioty były gotowe już dużo wcześniej. Pakowano
magicznie jedzenie, by było świeże jak najdłużej. Nikt nie był w stanie
określić ile potrwa bitwa. Mieli strategię, owszem. I zakładała ona, że potrwa
to najdłużej kilka dni, ale nigdy nie mogli mieć stuprocentowej pewności, że
wszystko pójdzie zgodnie z planem. Dymitr przekazał im, że główne siły zamku
stacjonują przed wielkim mostem prowadzącym do zamku. Była to spora wieża i
siedziało tam około sześćdziesięciu żołnierzy. Część znajdowała się też w
zamku, a pozostali pilnowali granic lasu. Nie licząc osobnej armii Clauda, było
ich około stu wyszkolonych mężczyzn. Razem z oddziałem Claudiusa liczyli ze sto
osiemdziesiąt żołnierzy, łącznie z kawalerią i piechotą. Ich było niemal przez
połowę mniej, w dodatku oddział, który poruszał się na koniach wynosił około
trzydziestu osób. Poza tym z pewnością mieli gorsze uzbrojenie i nie znali tak dobrze
terenów, na którym mieli walczyć, bo od kilkunastu lat niewielu z nich zbliżało
się do zamku w obawie o własne życie. Wśród rebeliantów była garstka osób
czystej krwi. Tylko wilkołaki stanowiły osobną całość, która nie była w
założeniu mieszanej krwi, bo po prostu byli osobną rasą i istnieli od niemal
tysiąca lat, a jednak mieli swoje korzenie wśród prawdziwych wilków i zostali
uznani za nieczystych. Poza nimi były jeszcze elfy, ale wszystkich czystej krwi
w obozie było z piętnaście. Reszta przedstawicieli tej rasy nie poparła
Lerodiela, więc władca opuścił swój ród, zabrał zagrożonych mieszańców i
dołączył do rebeliantów. Krasnoludów nie było wiele i choć nie były one
prześladowane, miały w całym przedsięwzięciu własny interes, mianowicie złoto,
które zostało im zabrane i oddane demonom oraz zjednoczonym z królestwem
smokom. Poza tym udział w bitwie brało siedmiu mężczyzn, zdecydowanie już nie w
kwiecie wieku. Rodowitych czarodziejów dało się policzyć na palcach, więc w
zasadzie najwięcej było mieszańców. I w całym obozie wraz z kobietami, dziećmi
i starcami było ich wszystkich ponad dwieście. Ale znaczna połowa nie nadawała
się do wali i na czas bitwy zmuszona była pozostać w Midis.
Zbliżało się południe, kiedy William został wezwany na naradę. Wszedł
do środka za Melhornem i Derekiem, którzy go chyba nie zauważyli. W normalnych
warunkach zwykle go przepuszczali i kłaniali się przed nim. Nie zrobiło to na
nim zbytniej różnicy, wszyscy byli niesamowicie zajęci i nikt nie przejmował
się tak błahymi sprawami. Zajął swoje miejsce i popatrzył po zebranych.
Lerodiel mówił coś do Elarena, ten kiwał
energicznie głową, Melhorn śmiał się z czegoś w głos, słuchając kłótni Dereka i
Nemezji, Feliks rozmawiał z Michaelem, obok którego siedział Dymitr i patrzył
przed siebie, widocznie zamyślony. W końcu odezwała się Nemezja, przerywającym
tym samym swoją sprzeczkę z przywódcą wilkołaków.
– Derek i ja wraz z naszymi oddziałami jesteśmy najwięksi. Tak jak
ustalaliśmy, my uderzamy w główne siły zamku, reszta kieruje się na tyły,
wschodnią i zachodnią część, racja? – Wszyscy zwrócili na nią spojrzenie. W
końcu odezwał się Lerodiel.
– Oczywiście Nemezjo, trzymamy się planu. Z tego, co
wiemy na zamku w tej chwili jest trudna sytuacja, więc możemy liczyć na sporą
dezorganizacje tamtejszej władzy. Liczymy, że dobre duchy będą nam
sprzyjać. – Elfy wierzyły, że nad
przyrodą panują duchy, które mają ogromną moc i są w stanie jej użyczyć jej,
gdy ktoś jej potrzebuje. Niektórzy uśmiechali się kpiąco pod nosem, zwłaszcza
Nemezja, która twierdziła, że jedyna siła, jaka może jej pomóc to jej własna. I
oczywiście tych, którzy walczą wraz z nią. Nie skomentowała tego jednak w żaden
sposób, prawdopodobnie z szacunku do mężczyzny, jakim właściwie wszyscy tutaj
go darzyli. Bo był najstarszy. I pewnie wiedział najwięcej. Uzgodnili jeszcze
kilka kwestii, William miał ruszyć wraz z oddziałem z czarodziejów, który
połączył się z siłami elfów. Dziwiło go to, że Aksel nie brał udziału w
naradach, dlatego też zapytał o to Dereka, gdy wszyscy kierowali się na
posiłek. Ten wyjaśnił mu, że Aksel wolał pilnować swoich braci i w dodatku nie
przepadał za podobnymi posiedzeniami, dlatego wszystko przekazywali mu inni.
Każdy jadł w pośpiechu, by zaraz wrócić do swoich obowiązków. William ledwo
wytrzymywał tempo. Jednak pomagało mu to nie myśleć o tym co będzie. A wszystko
wskazywało na to, że będzie tego sporo.
***
Ryan obudził się w wygodnym łóżku i przeciągnął się
mocno. Gdy po tej całej aferze w zamku znalazł go Patrick, razem aportowali się
do Veronii, królestwa wampirów. Gdy o tym usłyszał, aż przeszły go ciarki.
Miejsce wypełnione po brzegi krwiopijcami. W każdym razie póki co dobrze go
traktowano, więc nie narzekał, a nawet korzystał. Nie minęło więcej, niż kilka
minut, a do środka weszła piękna dziewczyna, która prawdopodobnie była służącą
i przyniosła mu… śniadanie. Uśmiechnął się do niej mimowolnie, na co ona
zareagowała trochę zabawnie. Spłoszyła się widocznie, odłożyła tacę, po czym
kłaniając się lekko, wyszła. Ryan był wprawdzie niemal nagi, choć nie zwrócił
na to większej uwagi i nawet nie przyszło mu na myśl, że to właśnie to mogło
zawstydzić młodą wampirzycę. Podniósł się z łóżka i sięgnął po kanapkę, po czym
wgryzł się w nią z apetytem. Rozbawiło go to, że była z dżemem. Coś czuł, że w
kwestii przygotowania dla niego jedzenia brał spory udział Patrick. No,
przynajmniej w wymyśleniu posiłku. Popił jeszcze pomarańczowym sokiem, gdy
książę wpadł do jego tymczasowej komnaty. Był widocznie w ponurym nastroju, w
podobnym tonie się z nim przywitał. Nie było się czemu dziwić. Gdy o świcie
demony zniknęły z terenu zamku, znaleziono w komnacie martwego Victora. Przez
to mieli teraz niezły bałagan w królestwie, który musieli w miarę szybko
ogarnąć. Dostrzegł, że Patrick zlustrował jego półnagie ciało, jednak ton mu
nie zelżał, gdy odezwał się do Ryana.
– Zbieraj się. Wracamy do Sarihmas, starszyzna
nalega na naradę, chcą mnie koronować, a Claude nie chce na to pozwolić, więc
szykuje się niezły sajgon. – Ryan rozchylił wargi w zdziwieniu. Nie spodziewał
się takiego natłoku informacji, chociaż wiedział, że łatwo nie będzie. Podniósł
się z łóżka i zaczął wciągać wczorajsze spodnie, ale Patrick zatrzymał go
gestem dłoni. Otworzył zaklęciem szafę i wyciągnął z niej gotowy, czysty i
wyprasowany strój. Przelewitował go do Ryana, który przechwycił zręcznie
ubrania i zaczął je na siebie wkładać.
– Macie jakiś plan, jak uniknąć przejęcia przez
ciebie tronu? – Książę podszedł do niego i pomógł mu z zapięciem mankietów. W
międzyczasie odpowiedział chłopakowi.
– Myślę, że Claude ma, ale mnie nie wtajemniczył. W
każdym razie czeka na mnie na dole. Jak się pewnie domyśliłeś, jesteśmy w zamku
u władców Veronii. Oni też czekają z Claudiusem, dlatego zachowaj się
należycie, nie mów za wiele i potakuj z uśmiechem. Jasne? – Ryan skrzywił się
lekko. Nie przepadał za moralizatorskim tonem Patricka. Był ciekawy, czy
Claudem też tak rządzi.
– Pewnie – odpowiedział grzecznie. W innej sytuacji
nie byłby taki potulny, ale widział, że chłopakowi jest ciężko, więc nie chciał
go bardziej denerwować, lub nawet narażać samego siebie. Gdy skończył się
ubierać, Patrick pomógł mu ogarnąć resztę, a to jest włosy, lekki zarost i wory
pod oczami zaklęciem. Wtedy wyszli razem z przestrzennego pokoju, który
zajmował Ryan i ruszyli krętymi korytarzami, które poprowadziły ich do schodów.
Zeszli nimi do sali tronowej, gdzie oczekiwał na nich Claudius wraz z parą
królewską. Gdy stanęli przed władcami krainy wampirów, ukłonili się.
– Dzień dobry, wasza wysokość. Dziękujemy za
udzielenie nam noclegu – odezwał się Patrick. Claude patrzył na niego
spokojnie. Ryan zerknął na władców. Byli naprawdę niesamowicie piękni. Tacy
idealni, bladzi, jakby wykuci w marmurze. Królowa spojrzała na niego i drgnęła
wyraźnie, jednak nic nie powiedziała. Ryan trochę się spłoszył, więc odwrócił
spojrzenie. Król Stephan odezwał się:
– Nie dziękujcie, mój drogi. Zawsze jesteś tu mile
widziany, książę Patricku. Przyjmij proszę nasze szczere kondolencje w związku
z śmiercią wuja. – Patrick skinął głową i podziękował. Chciał już stąd iść,
niezbyt dobrze wpływała na niego atmosfera tego miejsca. Było tu
przygnębiająco, ponuro i depresyjnie. Władcy Veronii nie byli zbyt szczęśliwymi
ludźmi, odkąd stracili swoje jedyne dziecko. W końcu mógł w duchu odetchnąć, bo
Claude odchrząknął cicho i oznajmił:
– Musimy już iść. Czeka nas mnóstwo pracy i
obowiązków. – Król pokiwał głową w zrozumieniu. – Tak jak wcześniej ustaliliśmy,
Ryan może tu zostać, wasza wysokość? – zapytał mężczyzna. Patrick poruszył się
niespokojnie, ale nie śmiał odezwać się w tej sprawie, choć średnio mu się to
podobało. Ryan powstrzymał się przed ogłoszeniem swojej dezaprobaty w sprawie
wcielenia w życie tej decyzji tylko dzięki Patrickowi, który złapał go za ramię
i przywrócił w jakiś telepatyczny czy równie mniej racjonalny sposób do
porządku.
– Oczywiście, Claudiusu. Nie musisz się o niego
martwić – potwierdziła królowa Danielle. Podeszła do Ryana i ujęła go pod
rękę. Pożegnał się z Patrickiem krótko i dał poprowadzić się do
przytulniejszego pomieszczenia jak na standardy tego miejsca. Na środku stał
niski stolik zapełniony słodyczami, owocami i słodkimi napojami, a wokół niego
rozstawione były miękkie, szerokie kanapy. Król Stephan musiał ich zostawić na
rzecz swoich obowiązków, jednak królowa miała więcej wolnego czasu i
postanowiła poświęcić go młodemu, interesującemu chłopcowi. Myślała sobie, że
właśnie tak mógłby wyglądać jej zaginiony syn. To na swój sposób poprawiało jej
humor.
– Częstuj się, jeśli masz ochotę. Widzę, że jeszcze
nie przeszedłeś przemiany. – Ryan nie bardzo rozumiał, o co jej chodzi, jednak
nie zamierzał dopytywać, domyślając się, że raczej i tak niewiele by z tego
zrozumiał.
– Dziękuję – odpowiedział jedynie i wziął jedno
ciastko dla świętego spokoju. Królowa przyglądała mu się z lekkim uśmiechem. Opierała
swoje smukłe dłonie na kolanach. W swojej granatowej sukni z ciemnozielonymi
wykończeniami wyglądała naprawdę pięknie. Wyglądała na kruchą kobietę, ale Ryan
miał okazje widzieć, do czego zdolny był Michael, więc śmiał wątpić, że ta
delikatna kobieta nie dysponuje podobną, destrukcyjną mocą.
– Jak się nazywasz? – zapytała spokojnie. Ryan był
nieco spięty, cóż, nie rozmawiał z byle kim, a z samą królową potężnych
wampirów. To mogło budzić niepokój.
– Ryan Nelson, wasza wysokość – odparł. Danielle
skinęła głową i oparła się wygodniej o kanapę. Siedziała naprzeciw chłopaka,
więc miała na niego doskonały widok.
– Być może to zabrzmi ekscentrycznie, ale to miły
widok, gdy ktoś je. Sama ledwo pamiętam jak cudownie smakuje jedzenie. Młode
wampiry mają ten przywilej. – Ryan rzucił jej delikatny uśmiech, po czym
odpowiedział.
– Nie znam żadnego młodego wampira. – Kobieta
zmarszczyła brwi w zdziwieniu, po czym zapytała chłopaka.
– Nie jesteś stąd, prawda? – Chłopak uśmiechnął się
wyraźniej, już bardziej z zakłopotania. Cóż, zapewne zrobił coś, co go
zdradziło.
– To aż tak widać? – zapytał. Królowa spojrzała na
niego zdumiona, po czym zachichotała cicho. Odgarnęła zbłąkany kosmyk z twarzy
i sięgnęła po kieliszek wypełniony czerwoną cieczą. Ryan uświadomił sobie, że
to zapewne krew. Przełknął ślinę, starał się to zrobić w miarę dyskretnie.
Kobieta upiła łyk, po czym ponownie odstawiła naczynie.
– Właściwie nie tak bardzo. Najbardziej zdradziły
cię słowa o tym, że nie znasz młodego wampira. Tutaj jest takich pełno. – Ryan
pokiwał głową z krzywym uśmiechem. – Skąd więc jesteś? – zapytała kobieta już
swoim zwyczajowym tonem.
– Wychowałem się na Ziemi – odpowiedział już
swobodniejszym głosem. Kobieta była może trochę przerażająca, ale w każdym
razie całkiem miła. Danielle uniosła nieco brwi do góry i uśmiechnęła się z
dziwną nostalgią. Wypływał z niej smutek, który dotąd chowała pod maską
obojętności i chłodu.
– Mieliśmy z mężem syna. Jednak nie był tu
bezpieczny i oddaliśmy go w ręce pewnego mężczyzny, który obiecał nam, że się
nim zaopiekuje i kiedy ten będzie gotowy i na tyle silny, by wrócić, sprowadzi
go do nas, rodziców. Zabrał go na Ziemię, ale nigdy nie otrzymaliśmy od niego
żadnej wieści. Jakby obaj rozpłynęli się w powietrzu. – Ryan poruszył się
niespokojnie. To rzeczywiście była smutna historia. Patrick mu kiedyś wspominał
o niej, gdy rozmawiali o sąsiednich królestwach, ale wtedy nie wydawała mu się
ona jakoś bardziej istotna. Tragedia, jakich nie brakuje nigdzie. Teraz, gdy
jednak zobaczył osobę, którą to dotknęło, w chwili, w której dostrzegł jej
ogromny smutek i tęsknotę za ukochanym dzieckiem, zrobiło mu się smutniej.
– Bardzo mi przykro – odparł. Od razu przeszła mu
ochota na jedzenie. Dojadł niechętnie do końca ciastko i nie sięgnął już po
kolejne.
– Wybacz mi żale starej kobiety. Jesteś młodym,
pięknym chłopcem, nie powinieneś zbyt często się smucić – dodała. Ryan posłał
jej lekki uśmiech, nieco zawstydzony jej słowami i nic nie odpowiedział, bo nie
bardzo miał pomysł, co mógłby powiedzieć. Nie minęła nawet dłuższa chwila,
kiedy usłyszał kolejne pytanie kobiety. – Gdzie są twoi rodzice? – Ryan poczuł
lekkie ukłucie bólu na wspomnienie o rodzicach. Tak dawno ich nie widział…
– Mieszkają na Ziemi. – Króla pokiwała głową z
poważną miną.
– A więc co ty tutaj robisz? – dodała nieco
weselszym tonem. To było z pewnością swobodne pytanie, nie miało na celu
wyciągania z niego jakiś niecnych informacji, ale i tak przez chwilę myślał, co
w ogóle odpowiedzieć. W końcu uznał, że dłuższe zwlekanie z odpowiedzią mogłoby
się wydawać podejrzane, więc powiedział pierwsze, co mu przyszło do głowy.
– Przybyłem tu wraz z przyjacielem. A potem trafiłem
do księcia Patricka. To naprawdę cudowne miejsce, nie miałem pojęcia o
istnieniu tych wszystkich niesamowitych stworzeń, magii i smoków. Tak, smoki
zdecydowanie wzbudziły we mnie największy zachwyt. – Królowa uśmiechała się
delikatnie w jego stronę, kompletnie zauroczona energią chłopaka. Zaskakiwało
ją to, że młody wampir nie miał pojęcia o istnieniu Krainy Pięciu Królestw. Nie
pytała jednak o powód, nie było to aż tak ważne, poza tym nie chciała
wprowadzić go w zakłopotanie. Rozmawiali jeszcze ze sobą kilka minut, kiedy
królowa została wezwana, a Ryan zaprowadzony do swojego pokoju. Czuł, że zbliża
się potwornie długi dzień.
***
Gdy tylko pojawili się w zamku, od razu rozpoczęły
się pytania. Henry swoim piskliwym głosem domagał się odpowiedzi najgłośniej z
starszyzny. Nawet Otylia przestała się powstrzymywać i podniesionym głosem
oznajmiała wszem i wobec swoje niezadowolenie Claudiusowi. Mężczyzna to
wszystko wytrwale ignorował. Udział w naradach tym razem brali także
arystokraci. Przeszli do sali obrad i zajęli swoje miejsce. Patrick był
przekonywany, by usiadł w fotelu swojego wuja, jako przyszły król, ale
stanowczo odmówił i usiadł tam, gdzie siedział dotychczas. Od razu rozpoczęły
się rozmowy o przeznaczeniu funduszy na naprawę zamku, wpłacenie odszkodować
gościom, którzy zostali zaatakowani przez demony, a także temat najbardziej
podnoszący temperaturę i niemal krystalizujący powietrze w pomieszczeniu.
Mianowicie, koronacja Patricka na króla. Gdy już uporali się z kwestią
ekonomiczną, temat zszedł na te tory, co zaowocowało stanowczym z ust Claudiusa…
– Nie. Patrick nie zostanie królem. – Jego słowa
spotkały się z jawnym oburzeniem i salwą wyzwisk pod jego adresem. Bo poza
starszyzną, byli tam również arystokraci, którzy widzieli wielką korzyść w
posadzeniu na tronie młodego i niedoświadczonego władcę, którym łatwo dałoby
się manipulować.
– Chyba sobie żartujesz, Claudius! – krzyknął jeden
z nich.
– To nie ty o tym decydujesz! – zaczął za poprzednim
kolejny. Wydawało się, że protestom nie będzie końca, aż do chwili, gdy
usłyszeli donośny dźwięk trąb. Zbliżali się rebelianci.
Rozdział świetny. Szkoda że czekałam na niego całe wakacje. Specjalnie założyłam konto na gmailu :D by móc komentować, ponieważ nie można komentować u ciebie jako anonim. Ryan rozmawiał z mamą jakie to było słodkie :D. Patrick nie chce rządzić by nie być celem demonów czy poprostu nie chce mu się. Dużo weny
OdpowiedzUsuńRzeczywiście, nawet nigdy o tym nie pomyślałam, dlatego właśnie zmieniłam ustawienia i teraz można komentować anonimowo. Trochę za późno, ale mam nadzieję, że konto tak czy siak Ci się jeszcze do czegoś przyda xd dziękuję i pozdrawiam :D
UsuńTo ja będę pierwsza jako anonim i powiem że opowiadanie naprawdę wciąga czytelnika. Mamy tu samych książąt. Ciekawe jak Ryan zareaguje na prawdę. Patrick i William mam nadzieję ze się dogadają. Weny dużo
OdpowiedzUsuńWitaj, pierwszy anonimie :D Cóż, nie będę mieli wyjścia... ale nie będę przecież spojlerować :D dziękuję za komentarz :)
UsuńWieści szybko się roznoszą o daniu prawa do głosu anonimką. W takim wypadku muszę skorzystać danego mi prawa. Opowiadanie ciekawe tylko trochę krótkie rozdziały i rzadko dodawane ale to taki drobny szczegół. Ciekawe co to był za mężczyzna co wziął Ryana od jego rodziców. Rayn będzie miał dużo na głowie niedługo. Moim zdaniem William i Patrick dogadają się tylko ich połówki raczej gorzej. Tu nie będę oryginalna: Dużo weny. Anonimek nr 2
OdpowiedzUsuńMam plany to zmienić i wrócić do wcześniejszego trybu dodawania rozdziałów, dwa, trzy razy w miesiącu. Nie jest to jakaś powalająca częstotliwość, ale w porównaniu z okropną, wakacyjną przerwą, której w zasadzie nie planowała, a raczej wiązała się z chwilowym załamaniem (xd) jest to zdecydowanie więcej. Cieszę się na odzew z Waszej strony i choć może moje tłumaczenia odnośnie braku komentarzy były nieco żałosne, to bardzo cieszy mnie każdy komentarz i naprawdę liczę, że nie przestaniecie tego robić <3
UsuńJa najbardziej lubię Ryana. Więc mam nadzieję że szybko dodasz dalsze jego losy :D
OdpowiedzUsuńA to niespodzianka! Obawiałam się, że może spotkać się z małą sympatią z Waszej strony, bo cóż, nie oszukujmy się, stoi na drodze Feliksowi xd ale ja też go bardzo lubię, jest zabawny i szczery :D dziękuję za komentarz :)
Usuń