Rozdział 17
Patrick cofnął się zdezorientowany. Żaden z nich się nie odezwał, ale
nie trwało to długo, gdyż już kilka chwil później do pomieszczenia wpadł Dymitr
z Feliksem.
– William, rusz się! – usłyszał krzyk wampira. Nie ruszył się z
miejsca tylko wpatrywał w brata z niepokojem.
– Ryan, ruszcie się do cholery, nie ma czasu! – warknął rozłoszczony
Feliks. Ruszył w ich stronę, ale zatrzymał się jak wryty, gdy usłyszał słowa
Ryana.
– Nie idę z wami. – Feliks spojrzał na chłopaka z niezrozumieniem.
Złapał go za ramię, ale ten go odepchnął i ruszył prędko w stronę Patricka. Ten
patrzył na Dymitra z przerażeniem, podobnie jak wampir, który wpatrywał się w
niego z napiętą miną. Nie mieli na to wszystko czasu, ale w żaden sposób nie
mogli niczego przyśpieszyć.
– Nie wygłupiaj się, dzieciaku! Nie ma chwili do stracenia! – Podszedł
do Williama, ale ten też mu się wyrwał i warknął zdesperowanym tonem.
– Nie pójdę bez niego! – Dymitr zatrzasnął drzwi, przez które chciała
wpaść jakaś przerażająca istota. William cofnął się, przestraszony. – Ryan,
błagam cię! – Chciał ruszyć w jego stronę, ale Patrick złapał chłopaka za rękę
i aportował się wraz z nim w jednej chwili. William krzyknął przeraźliwie i
zaczął wyrywać się Feliksowi, który chciał go złapać i rzucić apparatione, by uciec stąd na dzieciniec.
Musieli znaleźć resztę i razem wrócić do Midis, nie mógł pozwolić, by
komukolwiek coś się stało. Dymitr podbiegł do nich i już miał złapać Williama,
kiedy ten wyminął ich obu i rzucił w nich zaklęciem, które odepchnęło ich do
tyłu. Wypadł z pomieszczenia na korytarz i pobiegł przed siebie. Gdy tylko
znalazł się na schodach prowadzących na główną salę, zamarł z przerażenia. Po
całym pomieszczeniu fruwały przerażające stwory, które mordowały gości i
wysysały z nich życie. Usłyszał krzyk Feliksa, który biegł w jego stronę.
Ruszył po schodach, ale chwilę później drogę zastąpił mu Dymitr, pojawiając się
przed nim w wampirzym tempie. Wydawało się, że to już koniec, nie będzie mógł
zrobić nic, by odnaleźć Ryana i zabrać go choćby siłą do Midis, ale dosłownie
sekundę później wpadł na wampira demon i zepchnął go z schodów na sam dół.
William przeraził się okropnie, ale zaraz ruszył biegiem na dół i omijając
szalejące potwory i konających wokół ludzi dobiegł do wyjścia i stanął jak
wryty. Wszędzie w ziemi były ogromne dziury, przez które nieustannie wyłaziły
demony. Poczuł boleśnie mocny uścisk na ramieniu i odwrócił się. Stał za nim
rozwścieczony Feliks i po chwili wyczuł znajome mrowienie. Aportowali się.
Wylądowali z hukiem na twardej, zimnej ziemi. Will poderwał się do góry.
Znajdowali się spory kawałek od zamku.
– Kurwa! – zaklął i ruszył biegiem, jednak drogę zastąpił mu Michael.
Spojrzał po nich z przerażeniem i wydusił z siebie przez ściśnięte gardło:
– Gdzie jest Dymitr? – Feliks dobiegł do Williama i pociągnął go w
swoja stronę gwałtownie, przez co ten oparł się o niego, by uniknąć kolejnego,
bolesnego upadku.
– Główna sala w zamku! Pośpiesz się i uważaj. – Nawet do porządku nie
skończył, kiedy Michael zniknął im z oczu w przerażająco szybkim tempie. Feliks
popchnął Williama i warknął na niego. – Ty głupcze! Ty cholerny, bezmyślny
gówniarzu! Co ty sobie myślałeś?! A gdyby coś ci się stało?! – William ledwo
stał na nogach, oddychał ciężko i czuł, że zaraz nie wytrzyma. Błagał w
myślach, by Feliks przestał na niego krzyczeć.
– To co?! Nie mielibyście króla, tak?! Mam ochotę tym wszystkim
pierdolnąć! – krzyknął, łamiącym się głosem i zacisnął mocno dłonie w pięści.
Feliks prychnął w jego stronę i złapał go mocno za poły fraku, przyciągając do
siebie i sycząc mu prosto w twarz.
– Dokładnie tak! Nie waż mi się skazywać tych wszystkich, niewinnych
ludzi na śmierć przez własne fanaberie! – Puścił chłopaka i odszedł kilka
kroków, próbując się opanować. Nie miał pojęcia gdzie jest reszta w dodatku w
zamku został Dymitr. I nie mógł zostawić Williama samego, bo sam już nie
wiedział, czy może mu ufać.
– Nie prosiłem się o to! – odpowiedział. Czarodziej odwrócił się w
jego stronę z rosnącym gniewem. Ostatkiem sił powstrzymywał się, by mu nie
przywalić. Co za cholerny głupiec!
– A kto się prosił, Will?! Nikt! Jeżeli się wycofasz nigdy nie zaznasz
spokoju, rozumiesz?! To twoje przeznaczenie! Zacznij myśleć, dzieciaku! –
Usłyszeli krzyki dziewczyn i Elarena. Odwrócili się w ich stronę. Feliks
odetchnął z ulgą widząc, że żyją i mają się dobrze. Spojrzał w kierunku zamku.
– Gdzie Michael i Dymitr?! – zapytał Elaren.
– Zostali w zamku. Przypilnujcie Williama, żeby nigdzie sam nie
poszedł – powiedział i rzucił chłopakowi ostrzegawcze spojrzenie, po czym
pobiegł w stronę zamku. Nie chciał się aportować w obawie, że mógłby wylądować
w niepożądanym miejscu.
– Gdzie Ryan? – zapytała zaniepokojona Lola. Widziała minę Williama i
spodziewała się najgorszego. Ten jej nie odpowiadał, tylko stał z pochyloną
głową i zaciśniętymi pięściami.
– William? – odezwał się Elaren. – Wszystko w porządku? – Książę
podniósł głowę i spojrzał na nich z złością wymalowaną na twarzy. Nie umiał
sobie z tym wszystkim poradzić. Czuł rozsadzający go od środka ból. Chciał
krzyczeć, wyć i błagać, by go zabrali z tego koszmaru.
– Nie chciał iść z nami – odpowiedział im i ruszył w stronę drzewa na
chwiejnych nogach. Oparł się o nie i zasłonił twarz przedramieniem. Lola
podeszła do niego i dotknęła delikatnie jego ramienia. Nie chciał tego. Nie
chciał, by ktokolwiek z nim rozmawiał, pytał, pocieszał go. Ale nie miał siły
się odsuwać. Nie płakał już nawet. Po prostu się złościł.
– Dlaczego nie chciał? – odezwała się smutnym głosem. Nie podniósł na
nią spojrzenia, ale zmusił się do odpowiedzi.
– Miałaś rację Lola. Nie chce wrócić przeze mnie. – Dziewczyna
przełknęła cisnące się do oczu łzy. Przytuliła Williama do siebie i zaczęła
głaskać go po plecach. – Nigdy mu tego nie zapomnę – powiedział, patrząc w
przestrzeń przed sobą. Lola już nie umiała powstrzymać łez. Objęła przyjaciela
mocniej i załkała chowając twarz w jego szyi. A wszystko miało zacząć się
układać.
***
Niedługo potem Feliks przyprowadził Michaela i trochę poturbowanego
Dymitra. Bez słowa aportowali się do Midis. Wszyscy na nich czekali, cała rada,
przedstawiciele rebeliantów i oni sami, którzy oczekiwali pozytywnych wieści.
Feliks jednak nie mógł powiedzieć niczego dobrego. Sam niczego nie rozumiał, w
jego głowie pojawiło się więcej wątpliwości, niepokoju… Tak jak planował z
Dymitrem, zakradli się do komnat Victora i oczywiście zastali go. Rzucał się na
łóżku w konwulsjach, przytrzymywany jakimś potężnym zaklęciem. Krzyczał z bólu,
niemal wył. Wciąż powtarzał przerażające słowa, imiona, przekleństwa. Feliks
trafił do środka sam. Dymitr sprawdzał pokoje po drugiej stronie zamku w
obawie, że mogliby przenieść władcę gdzieś indziej. Stanął jak wryty przed łóżkiem
mężczyzny. Ten nawet nie zdawał sobie sprawy z jego obecności. To wszystko nie
trwało długo, bo po kilku chwilach mężczyzna skończył życie. Wtedy nastała
cisza, która przyprawiła mężczyznę o okropny dreszcz, aż usłyszał rozdzierający
wrzask demonów. Nie miał pojęcia, co się wtedy stało, dlatego nie wiedział jak
wytłumaczyć całą sytuację wszystkim tym ludziom. Mimo bardzo później pory
główni dowódcy zebrali się w pokoju, w którym przy ogromnym stole odbywały się
wcześniej narady. Wrzawa jednak nie ustawała. Wszyscy dopytywali dlaczego nie
ma z nimi przyjaciela księcia, Ryana, czy pozbyli się Victora. I Feliks nie
miał pojęcia, co odpowiedzieć. Na to drugie pytanie. Na to pierwsze zwyczajnie
nie miał ochoty. Sam był wkurzony postawą Ryana. Nie przypuszczał nawet, że ten
nie będzie chciał iść z nimi.
Weszli do środka i zajęli miejsca. William milczał, podobnie jak
wszyscy, którzy brali udział w misji. W końcu głos zabrał Lerodiel, czym
uciszył pozostałych.
– Feliksie, wyjaśnij nam proszę, co się stało. Wszyscy się
niecierpliwimy. – Krzyki i pytania zaczęły ucichać. Feliks spojrzał po
wszystkich. Widział w ich oczach wyczekiwanie, niepewność. Wiedział, że musi im
wszystko wyjaśnić, ale sam niewiele z tego rozumiał. – Czy Victor nie żyje? –
dodał. Czarodziej spojrzał na sędziwego elfa. Otworzył usta, chcąc w końcu coś
powiedzieć, ale zamknął je ponownie, nie wiedząc, od czego zacząć. Ostatecznie
pokiwa potwierdzająco głową i dodał zachrypniętym lekko głosem.
– Nie żyje. – Odchrząknął i spojrzał na Williama, który usiadł na
swoim miejscu. Chłopak wpatrywał się w stół. Nie odezwał się ani słowem od
chwili, gdy Feliks wrócił z Michaelem i Dymitrem. Usłyszał podniosłe słowa
radości, że w końcu będą mogli wrócić do miasta. Już prawie nikt nie patrzył na
Feliksa, wszyscy byli zajęci mówieniem o tym, jakie to szczęście, że w końcu
coś się zmieni na lepsze. Tylko Lerodiel nie spuszczał oczu z czarodzieja,
patrzył na niego z rosnącym niepokojem. Widział po Feliksie, że coś wzbudzało w
mężczyźnie lęk. I to go niezmiernie dziwiło. Dostrzegł, że ten podniósł
spojrzenie na wszystkich, a po chwili odezwał się pewniejszym głosem.
– Jednak nie zginął z mojej ręki. – Wszystkie głowy zwróciły się w
jego stronę. Nawet William poderwał się do góry, słyszcząc jego słowa. Spojrzał
na magika z zdziwieniem i tak jak wszyscy oczekiwał wyjaśnień.
– Więc jak do tego doszło? – zapytał Derek.
– Umarł, możliwe, że na jakąś chorobę. Zastałem go w jego komnatach,
bo w ogóle nie pojawił się na uczcie, wyjaśniono to jego złym stanem zdrowia.
Jednak z pomocą Dymitra udało mi się znaleźć miejsce jego pobytu. Leżał w łożu,
był zniewolony zaklęciem i rzucał się w konwulsjach – dokończył. Podniosły się
stłumione głosy, wszyscy byli widocznie zaskoczeni. Will zmarszczył brwi i nie
spuszczał spojrzenia z mężczyzny do momentu, kiedy on przeniósł swój wzrok na
niego. Wtedy uciekł spojrzeniem i zacisnął dłonie na materiale spodni. Był cały
pobrudzony błotem, ale nawet nie zwrócił na to uwagi.
– A co z tym chłopakiem? – odezwała się Nemezja. Feliks się nie
odpowiedział, miał mętlik w głowie, co rzadko mu się zdarzało. Głos zabrał
Michael.
– Nie udało nam się go znaleźć – skłamał. Dobrze wiedział, co się
stało, Feliks mu to wyjaśnił mniej więcej w drodze powrotnej. Jednak zdawał
sobie sprawę, że byłoby to co najmniej podejrzane. Właściwie to w sumie było
dziwne, ale nie wnikał. I nie chciał, by inni z zewnątrz wnikali. To była
sprawa między Willem i Ryanem. Wszyscy pokiwali w zrozumieniu głowami, wyrazili
swoje współczucie dla księcia. Jednak w końcu przeszli do omówienia spraw
bardziej, dla nich przynajmniej, ważnych, mianowicie do podjęcia działań i
przejęcia władzy w Sarihmas. Ustalono, że od jutra zaczną się przygotowania do
wyruszenia z uzbrojoną armią na zamek. Około godziny trzeciej w nocy wszyscy
się rozeszli do swoich komnat, by zażyć choć odrobinę snu i odpocząć przed
kolejnym, trudnym dniem. William ruszył do siebie ociężałym krokiem i
dostrzegł, że nie idzie sam. Wkrótce Feliks zrównał się z nim krokiem.
Przecierał twarz dłonią, był widocznie zmęczony. Książę nie wiedział, jaki
mężczyzna ma do niego interes. Przypuszczał, że chce na niego jeszcze
powrzeszczeć, ale sam nie dowierzał, że miał na to siły i chęci. Dotarł do
pokoju i przepuścił Feliksa pierwszego, po czym wszedł za nim i zamknął drzwi.
Zobaczył, jak ten podszedł do najbliższego fotela i usiadł w nim ciężko. Oparł
się wygodniej i wskazał ten naprzeciwko Williamowi. Chłopak miał opory i
postanowił je przedstawić mężczyźnie.
– Chciałbym się umyć i położyć. – Feliks jednak nie ustępował. Patrzył
na niego twardo pomimo swojego zmęczenia, więc ostatecznie William skapitulował
i usiadł. Oczekiwał od czarodzieja jakiejś słownej formy ataku, kolejnych
wyrzutów, ale nie doczekał się. Bo Feliks spojrzał na niego dużo łagodniej, niż
moment wcześniej i zapytał spokojnym głosem.
– Wiesz czemu nie chciał z nami iść? – Will poprawił się nerwowo na
miejscu. W końcu pokiwał twierdzająco głową. – Więc dlaczego? – dopytał Feliks.
William nie chciał mu mówić. To było bardzo wstydliwe i ogólnie żenujące,
zwłaszcza część o jego pragnieniach względem skromnej osoby pewnego
czarodzieja. Zdawał sobie jednak sprawę, że Feliks łatwo nie odpuści, więc w
końcu odpowiedział zmęczonym głosem.
– Wtedy, gdy go porwali… Wcześniej się pokłóciliśmy i Ryan… po prostu
uważa, że nie może być ze mną, że tak będzie dla niego lepiej. – Feliks
wpatrywał się w niego z skupieniem, jednak niewiele z tego zrozumiał.
– Przecież zawsze byliście ze sobą blisko. Co to była za kłótnia, że
tak zmieniła jego nastawienie? – Nawet nie wiedział na jak trudne pytanie
oczekuje odpowiedzi. Will nie chciał mu o tym mówić. Podniósł się gwałtownie z
miejsca i ruszył w stronę sypialni. Feliks poszedł za nim. Książę ściągnął z
siebie pobrudzony frak i odłożył go na oparcie krzesła. Naprawdę chciał się już
rozebrać, był potwornie zmęczony. W dodatku nie chciał już myśleć o Ryanie, o
jutrzejszych przygotowaniach do wyprawy na zamek, ani o przejęciu władzy. To go
powoli przerastało. Poczuł kłujące łzy pod powiekami i jęknął mimowolnie, czując
tak potworną bezsilność. Odwrócił się do Feliksa i zmusił się do spojrzenia mu
w oczy.
– To moja wina. A jego nastawienie jest w zupełności zrozumiałe. –
Przeczesał dłonią włosy i po chwili zastanowienia dodał. – Mógłbyś już wyjść?
Chciałbym się położyć. – Feliks patrzył na niego z współczuciem. Było mu
naprawdę przykro, chciał jakoś pocieszyć chłopaka, ale kompletnie nie wiedział,
jak. William po tym wszystkim nawet się nie rozpłakał, był raczej… zły.
Wkurzony i zniechęcony. Ale nie okazał w żaden oczywisty sposób smutku.
– Widzę, że nie chcesz o tym rozmawiać. – William zaczął rozpinać
koszulę, chcąc czymś zająć ręce.
– Nie chcę – przyznał szczerze. Odwrócił się tyłem do Feliksa i zsunął
koszulę, po czym odłożył ją na łóżko. Na jego szyi spoczywał amulet od Rossie.
A właściwie od jego mamy. I jak już od dłuższego czasu nie dawał o sobie znać,
tak dzisiaj mu widocznie ciążył. Feliks dostrzegł na jego szyi podłużną ranę,
która wystawała spod łańcuszka amuletu. Zmarszczył brwi i podszedł do Williama,
by przyjrzeć się jej dokładniej. Chłopak obejrzał się na niego przez ramię,
chcąc wiedzieć, co czarodziej robi, ale ten poprosił, by się nie ruszał. Więc
Will go posłuchał, bo skaleczenie trochę go piekło i wolał, żeby nic mu od tego
nie było. Feliks złapał ostrożnie za łańcuszek i odsunął go od zranionej skóry,
przez co sprawił Willowi trochę bólu. Chłopak jednak tylko syknął, nie odsunął
się, choć wszystkie jego mięśnie go do tego przekonywały. Feliks rzucił
lecznicze zaklęcie i po chwili rana zniknęła. Książę poczuł sporą ulgę i
dotknął delikatnie wcześniej zranionego miejsca, ale nic nie wyczuł pod
palcami. Uśmiechnął się do Feliksa słabo i powiedział:
– Dziękuję. – Czarodziej skinął powoli głową, choć widać było, że się
nad czymś zastanawia. W końcu ponownie zbliżył się do chłopaka, który tym razem
stał do niego przodem. Wyciągnął ręce za jego szyję, chcąc znaleźć zapięcie i
zdjąć z szyi chłopaka amulet. Ten zmarszczył brwi, nie bardzo rozumiejąc, czemu
Feliks chce go zdjąć. Złapał go za przedramiona i odezwał się niepewnie.
– Przecież Rossie mówiła, żebym go nie zdejmował. – Feliks spojrzał mu
w oczy i odpowiedział:
– Ale nie mówiła, że będzie miał takie działanie. To nie wróży niczego
dobrego. Schowam go i zapieczętuję, a w odpowiednim czasie postaramy się
dowiedzieć o nim czegoś więcej. – William niechętnie przytaknął. Z drugiej
strony było to dla niego lepszym rozwiązaniem, bo amulet naprawdę
niejednokrotnie tak mu ciążył, że nie mógł się na niczym skupić. Nie
wspominając o bólu, jaki mu sprawiał. To go dziwiło, bo skoro otrzymał go od
mamy, to chyba nie powinien robić mu krzywdy. Jednak zdawał sobie sprawę, że w
tym świecie nie wszystko było tak jasne, jakby sobie tego życzył. Feliks
znalazł zapięcie i przed dłuższą chwilę próbował się z nim uporać. Stał tak
blisko, że Will doskonale czuł jego zapach i ciepło. Patrzył na jego twarz,
widział ciemne brwi, długie rzęsy, lekki zarost. Śniada cera mężczyzny wyglądała
świetnie przy jego czarnych włosach. William zwrócił spojrzenie na jego oczy,
które w tej chwili były nieco przymrużone i wpatrywały się w zapięcie. Nagle
czarodziej oderwał wzrok od upierdliwej zapinki i czując na sobie spojrzenie
Willa, sam na niego popatrzył. Ich oczy się spotkały, gdy stali w ledwie
oświetlonym pomieszczeniu. Williamowi zrobiło się jakoś dziwnie, więc przełknął
ślinę, mając nadzieję, że to mu pomoże, ale się przeliczył. Zawstydził się
wyraźnie i bardzo chciał odwrócić wzrok, ale ten go tak hipnotyzował i
przyciągał, że nie był w stanie przestać patrzeć Feliksowi w oczy. W końcu to
czarodziej przerwał tą doprawdy intymną chwilę i odpiął naszyjnik. Zdjął go z
szyi Williama i odsunął się lekko. Will zamrugał kilka razy oczami i potarł
ramiona. Miał gęsią skórkę i zdążył trochę zmarznąć. Feliks uśmiechnął się
bokiem ust i powiedział:
– Odpocznij. I spróbuj się wyspać. – William pokiwał głową i
odpowiedział:
– Ty też. – Feliks wyszedł z jego pokoju. A książę został sam i już
nie wiedział, co ma myśleć ani robić. Jednego był tylko pewien. Feliks był po
prostu niesamowity.
Kiedy dodasz następny rozdział?
OdpowiedzUsuńwybacz zwłokę, rozterki młodego autora xd
Usuń