Szkoda, że święta się skończyły :c
Enjoy <3
Rozdział 9
Ryan obudził się. Od razu poczuł silny ból głowy, więc skrzywił się
mimowolnie. Zanim otworzył oczy, usłyszał powolne kroki. Czyjeś buty uderzały o
kamienną posadzkę, wydając przy tym charakterystyczny stukot. Zadrżał z zimna i
niepokoju. Kiedy spróbował poruszyć dłońmi, zorientował się, że jest
przywiązany do krzesła. Nie był w stanie wiele zobaczyć. W celi, w jakiej się
znajdował, jedyne światło dochodziło z pochodni, która rzucała niewielką ilość
światła zza ściany. Poruszył się niespokojnie. Ten ktoś, kto się do niego
zbliżał, podchodził od tyłu, więc Ryan poruszył się niespokojnie, chcąc
odwrócić głowę za siebie. Jednak w tej samej chwili czyjeś ręce złapały go za
włosy i odchyliły jego głowę do tyłu. Jęknął zaskoczony z bólu.
-Wreszcie
się obudziłeś.
- Gdzie ja
jestem?! – wykrzyknął zdrowo przestraszony chłopak. Usłyszał prychnięcie nad
sobą. Po chwili otrzymał odpowiedź.
- W zamku
króla Victora, szczeniaku. – Drugą ręką przejechał po odchylonej do tyłu szyi
chłopaka, po czym dodał. – Rozmawiasz z jego generałem, Claudiusem, więc radzę
ci współpracować, psie. – Obszedł chłopaka i stanął przed nim. Przyjrzał się
jego lekko oświetlonej twarzy, po czym mruknął z niezadowoleniem i przeszedł
przez obskurne pomieszczenie. Chwycił w rękę płonącą pochodnię i postawił ją
nieopodal Ryana. Dopiero wtedy był w stanie dostrzec młodego mężczyznę w całej
okazałości. Uniósł brew i wykrzywił usta w półuśmiechu. Na jego widok Ryana
obleciał zimny dreszcz. Spojrzenie mężczyzny nie wróżyło niczego dobrego. W
dodatku jego imię, Claudius. Był pewien, że to ten szczur, który napadł na
obóz. Przez niego William musiał przenieść się z Feliksem do innego wymiaru. I
prawdopodobnie dlatego ten mu się tak spodobał. Na samą myśl o Williamie czuł
nieznośny ból w sercu. Wyznał mu miłość, a on… Rozmyślania jednak mu przerwał
siarczysty policzek. Sapnął zaskoczony i podniósł wściekły wzrok na swojego
oprawcę. Claude… Drań był przystojny.
-
Odpowiadaj! – Zmarszczył brwi w pytającej minie. Claude skrzywił się jeszcze
bardziej i przyłożył mu w drugi policzek. Ryan warknął na niego i poruszył się
na krześle gwałtownie, usiłując się oswobodzić. Daremne były jego próby.
- Zadałem ci
pytanie, gówniarzu. – Ryan burknął cicho i nie odpowiedział. Nie usłyszał pytania
mężczyzny. Czekał, aż ten je powtórzy, lecz kolejne sekundy mijały, a żadne
słowa nie padły. W końcu mężczyzna zaczął rozkuwać ręce Ryana, aż zupełnie go
uwolnił. Chłopak wtedy cały się napiął gotując się do ucieczki, ale mężczyzna
złapał go za ramię w mocny uścisk i pociągnął w stronę starych, drewnianych
drzwi. Wyszli przez nie na ciemny korytarz. Wszędzie pachniało stęchlizną, w
dodatku był przeciąg. Ryan zadrżał gwałtownie, chcąc odsunąć się od mężczyzny,
ale ten od razu warknął na niego i ścisnął go mocniej. Ciągnął za sobą chłopaka
wzdłuż korytarza, po czym nagle skręcił. Stanęli przez sporymi, mosiężnymi
drzwiami. Na ciche słowa mężczyzny otworzyły się z skrzypnięciem. Claude
pociągnął go za rękę do środka po czym popchnął na środek pomieszczenia. Tutaj
też nie pachniało lepiej, ale było jaśniej. Ryanowi od razu rzuciły się w oczy
różne, dziwne narzędzia… tortur. Zadrżał
mocno i spojrzał szybko na Claudiusa, który ruszył w jego stronę z groźnym
uśmiechem na ustach. Chłopak automatycznie się cofnął do tyłu, aż nie wpadł na
jakieś urządzenie stojące za nim.
- Odważny
wybór. – Zaśmiał się pochylając nad uchem chłopaka. Ryan spiął się cały i
zacisnął pięści.
- Czego ode
mnie chcesz? – Claude spojrzał na niego z uniesioną ku górze brwią i
odpowiedział:
-
Informacji. – Złapał go za szczękę i zadarł głowę wysoko do góry. – Pytam
ponownie, czy Dymitr Morgenstern jest w waszym obozie? – Ryan zrobił zdziwioną
minę. Nie miał pojęcia, o kim ten koleś mówił. Milczał kilkanaście kolejnych
sekund, układając sobie w głowie, o co może chodzić temu świrowi, kiedy Claude
walnął go z pięści w szczękę, przewracając Ryana przy tym na ziemię. Chłopak
jęknął głucho zaskoczony i ledwie zdążył się podeprzeć łokciem, kiedy Claude
kopnął go w brzuch z impetem. Tak mocno, że przewrócił się na drugi bok. Złapał
się za bolące miejsce i skulił nieco.
- Wygląda na
to, że na niewiele się przydasz. – Złapał go za włosy, przez co Ryan
automatycznie o własnych siłach zaczął się podnosić, reagując na nieznośny ból,
który towarzyszył przy darciu włosów z głowy przez tego dupka. – Chociaż…
Zapewnie znasz księcia Williama. – Kiedy chłopak stanął względnie prosto,
przysunął swoją twarzy do jego i z niebezpiecznym błyskiem w oku dokończył –
Opowiedz mi
o nim nieco. – Ryan szarpnął się mocno, ale na niewiele się to zdało, gdyż
mężczyzna tylko wzmocnił swój ucisk i przyciągnął go do siebie bliżej. – No
słucham. –Warknął już mniej spokojnym tonem.
- Nic ci nie
powiem, pieprzony świrze. – Warknął na mężczyznę, nadal próbując się
oswobodzić, jednak nadaremnie.
- W takim
razie dowiem się w mniej przyjemny sposób, szczeniaku. – Błysnął w jego stronę
białymi zębami, a jego oczy zdawały się szklić niezdrowo. Ryan zadrżał.
Podskórnie czuł, że nie czeka go nic dobrego. Mężczyzna puścił jego włosy i pociągnął
go w stronę drewnianego, długiego stołu. Kazał chłopakowi się na nim położyć, a
kiedy ten nie wykonał polecenia popchnął go na blat i przycisnął za ramiona do
jego powierzchni. Ryan czuł rosnący niepokój. Nie miał pojęcia czego się
spodziewać. Kiedy leżał już na stole nadal mocno przytrzymywany przez
Claudiusa, usłyszał jego ciche słowa, po czym poczuł, jak wokół jego
nadgarstków coś się mocno zaciska. Spróbował nimi poruszyć, jednak bez
pozytywnego skutku. Dostrzegł tylko kątem oka, że jakimś cudem są one mocno
związane i przytwierdzone do stołu. Sapnął zdrowo zdenerwowany i spojrzał z
narastającą paniką w oczach na Clauda. Ten widząc jego minę zaśmiał się
chrapliwie i przejechał dłonią po jego policzku z udawaną czułością. Potem bez
słowa zaczął rozpinać guziku jego koszuli. Chłopak widząc, jak ten sobie śmiało
poczyna, zaczął się szarpać i wierzgać nogami. Po chwili poczuł rwący ból w
łydkach i od razu przestał machać nogami z głośnym jękiem bólu. Claude dotknął
jego odkrytego torsu i przyjrzał się odsłoniętemu ciału dokładniej. Oblizał się
lekko widząc apetyczne mięśnie i opaloną skórę. Przejechał jedną dłonią po
piersi chłopaka zahaczając przy tym mocniej o sutki. Chłopak zacisnął zęby
patrząc wściekle na postać Claudiusa. Gdyby tylko mógł wybiłby mu te cholerne
zęby, które tak bezustannie szczerzył. Ponownie się szarpnął, chcąc uciec od
natrętnych dłoni mężczyzny. Niewiele jednak mógł zrobić. Claude pobawił się
jeszcze jego sutkami, nie omieszkując gładkiej skóry brzucha. Chłopak mu się
podobał. Twarz też miał niczego sobie, była męska, choć nosiła jeszcze ślady
chłopięcości, w dodatku miała w sobie nutkę zawziętości i wrodzonego buntu.
Lubił takich chłopców. W sumie czemu w innym przypadku miałby taką słabość do
Księcia Patricka? No właśnie. Kiedy znudziło mu się wędrowanie dłońmi po
odkrytej piersi i brzuchu Ryana, wziął się za rozpinanie jego spodni. Chłopak
wtedy zaczął go wyzywać i kląć, by ten go nie dotykał. Jednak Claude miał za
nic wszelkie jego protesty. Zbyt mu się ten gówniarz podobał. Kiedy zdjął mu
spodnie, od razu skierował wzrok na niemałą wypukłość w bokserkach chłopaka.
Nachylił się nad jego kroczem i wciągnął intensywny zapach z błogim wyrazem
twarzy. Zanim się odsunął, liznął przez materiał męskość chłopaka. Ryan drgnął
na to wyraźnie, mimo to miał zaciśnięte oczy, zęby i pięści. Z całych sił
starał się nie myśleć o tym, co ten pieprzony wariat z nim robi. Zbierało mu
się na mdłości. Wziął głębszy oddech i czekał na kolejny ruch Claudiusa. Po
chwili mężczyzna zerwał z niego bokserki w niewyjaśniony racjonalnie dla Ryana
sposób, jednak definitywnie pozbawił go strategicznego odzienia. Poczuł zimno
na członku, co wcale mu się nie podobało. Czuł zbierający mu się pot na
plecach, który biegł od karku aż po same pośladki. Mimo to, że w pomieszczeniu
było chłodno, Ryanowi robiło się coraz gorącej. I to na pewno nie z powodu
intymności chwili. Cóż, może była ona w chuj intymna, ale na pewno nie w
podniecający sposób. Nadal miał zamknięte oczy, kiedy poczuł przyjemny prąd
rozchodzący się od jego członka aż po wszystkie pozostałe. Jęknął zaskoczony i
uchylił powieki. Dostrzegł Claudiusa, który czubkiem swojej cienkiej, czarnej
laski dotykał jego penisa.
-
Przyjemnie? Chciałbyś jeszcze? – Nie czekając na odpowiedź ze strony chłopaka,
zrobił to, co przedtem, mianowicie przesłał poprzez laskę energię, ale o takim
natężeniu, że wprawiała ona w chłopaka w niekontrolowany wzwód. Ryan jęknął
żałośnie, próbując za wszelką cenę się nie podniecić. Nie na wiele się to
zdało, gdyż po chwili ponownie poczuł elektryzujący prąd. Mężczyzna ponawiał
ten zabieg, aż dostrzegł pełny, zadawalający go wzwód u chłopaka. Nachylił się
nad jego twarzą i dostrzegł malujące się rumieńce na twarzy. Po chwili zapytał:
- Opowiesz
mi coś o Księciu Williamie? – Ryan spojrzał na niego wściekle i odpowiedział ze
złością:
- Pierdol
się. – Claude zacisnął zęby i z uniesioną brwią ponownie pokierował laskę na
pobudzonego członka. Tym razem również potraktował go tą dziwną energią, ale o
takim natężeniu, które wydarło okrzyk bólu z ust Ryana. Chłopak automatycznie
poczuł cisnące mu się do oczu łzy. Zaczął oddychać głęboko, próbując się
opanować, by nie dać temu dupkowi satysfakcji. Claude złapał Ryana mocno za
szczękę, wbijając mu przy tym boleśnie paznokcie w skórę.
- Lepiej
zacznij ze mną współpracować, chyba, że chcesz poczuć mon amie głęboko w dupie. – Chłopak patrzył mu prosto w oczy. W
zasadzie nie miał większego wyboru. Szczerze mówiąc wolałby tego uniknąć. Miał
załzawione oczy w dodatku naprawdę się bał. Nie miał pojęcia, co go właściwie
czeka, a jak na sam początek dostał dość porządną lekcję. – To jak będzie,
gówniarzu? – Ryan spojrzał na Claudiusa z przestrachem, po czym niepewnie się
odezwał:
- Nie chcę
zdradzić przyjaciela. – Claude spojrzał na niego z uwagą, po czym odpowiedział
mu z niemal namacalnie słyszalnym politowaniem w głosie:
- On nie
miał zbyt wielu oporów, by fantazjować o kimś innym, gdy pieprzył się z tobą. –
Ryan wybałuszył na niego oczy, po czym drżącym głosem spytał:
- Skąd o tym
wiesz? – Claude rzucił mu jeden z swoich przyprawiających o ciarki uśmiechów.
- Kiedy
krzyczałeś, wkradłem się do twojego umysłu. Jednak nie w tym rzecz. –
Przejechał palcami po zmierzwionych włosach chłopaka i ponownie zaczął mówić. –
Chyba nie chcesz, żebym praktykował tą właśnie metodę na dłuższą metę, co? –
Ryan chwilę nie odpowiadał. Zirytowany Claude złapał go za włosy i pociągnął
mocno, po czym warknął niemiło - Kiedy zadaje ci pytanie, masz odpowiadać,
psie, rozumiesz? – Ryan skrzywił się boleśnie, po czym odpowiedział nieco
chrapliwym i drżącym głosem, jednak z nadal zaciętymi oczami.
- Rób, co
chcesz, dobrowolnie nic ci nie powiem, pieprzony świrze. – Claude uśmiechnął
się przerażająco, po czym odpowiedział:
-
Przekonajmy się, Ryanie Nelsonie.
Miał
zawiązane oczy. Nie wiedział, co się wokół niego dzieje. Czuł tylko, jak raz za
razem ktoś łapie go za kark i gwałtownie pochyla jego głowę, zanurzając ją przy
tym w lodowatej wodzie. Kiedy tylko oprawca odciągał go od powierzchni wody, on
nabierał gwałtownie powietrza i krztusił się wodą. Wiedział, że tym razem nie
ma do czynienia z Claudiusem, gdyż wcześniej dostrzegł innego, bardziej
barczystego mężczyznę. Bał się jak cholera. W dodatku nie wiedział, kiedy
będzie upragniony koniec tych tortur. Doskonale wiedział, że przegrał - po
pierwsze Claude i tak dowiedział się tego, co chciał wiedzieć, a po drugie
wyciągnął to z niego, tak, jak zapowiedział. Jeszcze nigdy nie czuł się tak
upokorzony.
Pragnął już
tylko jednego – szybkiej śmierci.
***
-Musimy przenieść
się gdzieś indziej! – krzyknął Feliks do zebranych ludzi wokół niego ludzi. W
obozie wrzało. Po tym, jak Ryan został porwany, przywódcy poszczególnych
oddziałów od razu przystąpili do podjęcia jakiś kroków, by ustrzec się przed
królem i jego armią. Zdawali sobie sprawę, że kiedy ten wyciągnie od chłopaka
potrzebne informacje, będzie miał ich na tyle, by ruszyć na obóz i rozbić ich
armię w najwyżej kilka dni. Odcięci od świata nie mieliby żadnych szans. – Wraz
z innymi przywódcami doszliśmy do wniosku, że przeniesiemy się do Midis i
stamtąd opracujemy nowy plan ataku! – Na jego słowa od razu podniosły się
krzyki i odgłosy ogólnego niezadowolenia, jedne bardziej, drugie mniej
cenzuralne.
- Tyle lat
czekaliśmy na ten moment! – krzyknął jeden mężczyzna, po czym drugi zaraz mu
zawtórował.
-W mieście
cierpi moja rodzina! Jak możecie to aż tyle czasu odwlekać?! – Zaraz potem
kolejny wykrzyknął:
- Wyruszmy
teraz, a nie zdążą nas otoczyć! – Feliks czekał, aż ogólna wrzawa ostygnie, ale
nic na to nie wskazywało. Właściwie robiło się coraz gorzej. Podirytowany
czarodziej wymruczał pod nosem zaklęcie, po czym w niebo wystrzeliły
ogłuszające petardy a po chwili rozbłysły na pogodnym, błękitnym niebie,
uciszając przy tym wściekły tłum. Mężczyźni stojący za Feliksem wydawali pełne
uznania i podziwu uwagi na temat jego niekonwencjonalnej metody uspokajania tłumu.
Derek powiedział Lerodielowi, że w nocy wyglądają o wiele bardziej
spektakularnie. William obserwował wszystko, stojąc niedaleko nich.
Rzeczywiście, to było piękne, ale nie mógł przestać myśleć o tym, że sam
Gandalf miał podobne sztuczki. Ryan na pewno zwróciłby na to uwagę i nie
oszczędziłby sobie podzielenia się tym z Willem. A Feliks miał coś z Gandalfa.
Choć bynajmniej nie siwą brodę. Po tych nieco ogłuszających wystrzałach nastała
cisza. Feliks przeszedł przez podest, na którym przemawiał i stał wraz z innymi
przedstawicielami poszczególnych obozów. Miał zacięty wyraz twarzy, może i
nawet dla niektórych srogi. Po chwili stanął w miejscu i wykrzyknął:
-
Zapomnieliście o czymś! – Wszyscy spojrzeli na niego czujniej, mimowolnie się
prostując i oczekując na reprymendę z jego strony. – Dlaczego walczymy o nasze
królestwo?! – Kiedy myślał, że nikt mu nie odpowie i zamierzał upomnieć się o
odpowiedź, odezwał się młody chłopak.
- Bo chcemy
być wolni. – Czarodziej spojrzał na stojącego nieopodal podestu młodzieńca, po
czym ponownie wykrzyknął:
- Dokładnie!
Ale żeby ją odzyskać, musimy działać zgodnie z planem! Inaczej nas stłamszą i
przez kolejne lata będziemy pieprzonymi przekąskami dla cholernych demonów! –
Przerwał, dokładnie rozglądając się po zebranych. – Musimy działać razem!
Wszyscy! Każdy musi chcieć tego samego! – Ludzie patrzyli po sobie i kiwali
głowami. Feliks zszedł z podestu i przeszedł między nimi. Po chwili krzyknął
głośno:
- Czego
chcemy?! – Ludzie wybili pięści w górę i odpowiedzieli mu głośno
- Wolności!
– Feliks uśmiechnął się do nich i ponownie zawołał głośno:
- Czego
chcemy, do cholery?!
- Wolności!
Lola niosła
do namiotu Williama obiad. Kolejny posiłek tego dnia i miała nadzieję, że
chociaż ten chłopak choć trochę ruszy. Był apatyczny. Płakał przy wszystkich
tylko raz, wtedy, gdy Elaren znalazł go na polanie i wraz z Feliksem
przyprowadził do obozu. Potem nie widziała, by okazywał jakiekolwiek emocje.
Odpowiadał na pytania, robił wszystko to, co mu mówiono. Ćwiczył dalej z
Feliksem i choć z mniejszymi rezultatami, to nie wykazywał jakiejś niechęci do
robienia czegokolwiek. Tylko poza jedzeniem. No i oczywiście rozmową, zwłaszcza
na temat Ryana. Wtedy udawał, że w ogóle nie słyszy. Jednak na tę chwilę
bardziej niepokojące było jego niejedzenie niczego. A trwało to już drugi dzień.
Dziewczyna wniosła do jego namiotu pachnącą i ciepłą potrawę. Chłopak
przeglądał zwoje i czytał o historii wróżej magii, najbardziej zainteresowany
był zaklęciami ofensywnymi, wcześniej czytał o tych bardziej defensywnych, ale
wychodził z założenia, że najlepszą obroną jest atak, więc zaczął czytać o tych
umożliwiających natarcie. Siedział tyłem do kotary, więc słysząc, że ktoś
wszedł do środka, automatycznie odwrócił się i dostrzegł Lolę niosącą talerz z
jedzeniem. Mimowolnie się skrzywił. Lola od razu spochmurniała, choć nie uszło
jej uwadze, że była to jedyna od dłuższego czasu bardziej konkretna reakcja na
cokolwiek ze strony chłopaka. Sama nie wiedziała czy ma się choć trochę
cieszyć, czy w ogóle sobie darować. Mimo że wewnątrz znowu posmutniała tracąc
powoli nadzieje, że własnymi siłami zachęci przyjaciela do jedzenia, nie dała
niczego po sobie pokazać, tylko z lekkim uśmiechem położyła naczynie wypełnione
pachnącym jedzeniem w wolnym od różnych materiałów miejscu i przysiadła się
obok chłopaka. Zagadnęła go, podciągając kolano pod brodę.
- Co
czytasz? – William spojrzał niechętnie na półmisek z jedzeniem, chociaż
naprawdę starał się powstrzymywać zewnętrzne reakcje, by bardziej nie niepokoić
dziewczyny. Nie chciał nikogo denerwować, po prostu nie potrafił się zmusić.
- O
zaklęciach ofensywnych. – Dziewczyna pokiwała głową ze zrozumieniem.
- Wkrótce
mogą się przydać. – William nie odpowiedział. Czytał dalej zaczęty niedawno
fragment o zaklęciu commori. Były one
uniwersalne dla wszystkich istot posiadających moce magiczne. Takie zaklęcia
pozwalały na formowanie energii w materię. Dzięki temu działały jak broń i
mogły autentycznie zadać fizyczny ból i obrażenia. – Zjedz choć trochę, dobrze?
– Dziewczyna dotknęła niepewnie jego ramienia. Chłopak drgnął lekko pod jej
dotykiem, choć poza tym nie zrobił nic innego. Nawet się nie odezwał, kiedy
wstała i oznajmiła, że wychodzi. Kiedy mijała kolejne namioty, natknęła się na
Feliksa. Czarodziej zatrzymał ją gestem, po czym zapytał o Willa. Słysząc
niezbyt ciekawe zrelacjonowanie wizyty u księcia, oznajmił dziewczynie, że sam
spróbuje z nim porozmawiać. Lola jednak odrobinę się zaniepokoiła, gdyż
widziała, że przez całą tą sytuacje, jaka miała miejsce w obozie od porwania
Ryana, Feliks jest niezwykle spięty i podenerwowany. Miało to oczywiście swoje
źródło i było w pełni usprawiedliwione. Ale przez to nie była przekonana, czy rozmowa
z rozstrojonym Williamem z niemal równie rozstrojonym Feliksem wniesie
cokolwiek dobrego. I już chciała wyrazić swoje wątpliwości i obawy, kiedy
podbiegł do niej Elaren i łapiąc za rękę, pociągnął za sobą tłumacząc, że
szybko musi jej coś pokazać. Więc Feliks udał się prosto do namiotu księcia. Odchylił
materiał kotary i niemal zderzył się z Williamem,
który trzymając naczynie w dłoniach, prawdopodobnie chciał z nim wyjść na
zewnątrz. A po co? Tego Feliks już się domyślał. Spojrzał na Williama poważnie,
a ten nieco skulił się w sobie i cofnął w głąb namiotu. Czarodziej usiadł przy
stole, po czym odezwał się
- Siadaj. –
Will drgnął zaniepokojony, ale nie podniósł wzroku na mężczyznę. Poczuł wstyd.
Doskonale zdawał sobie sprawę, że Feliks z pewnością się zorientował, co
chłopak chciał zrobić. Żeby choć odrobinę się usprawiedliwić, rzucił, co mu pierwsze
przyszło na myśl.
-Nie chcę,
żeby było jej przykro. - Nie to, żeby to nie była prawda. Ale pewnie gdyby to
lepiej przemyślał, nie powiedziałby czegoś, co jest tak zwarte i gotowe na
szybką ripostę. – Wiem, co chcesz powiedzieć. – zaczął, chcąc uprzedzić Feliksa
przed oczywistym w jego mniemaniu „Będzie jej przykro, gdy umrzesz”.
- Nie wiesz,
więc siadaj. – William sapnął cicho, lecz po chwili wykonał polecenie, kładąc
przy tym nietknięty talerz na stole. Feliks westchnął cicho, przejechał jedną
dłonią po twarzy, po czym zaczesał palcami swoje ciemne włosy do tyłu. Oparł
się o oparcie krzesła i powiedział. – Zjesz pięć widelców, za wszystkie posiłki, których nie zjadłeś. Powiedzmy,
że to twoja przedświąteczna pokuta. Więcej nie musisz, uzupełnię twoje braki
zaklęciem. Lola będzie spokojna, ty zdrowy. – Chłopak odetchnął słysząc słowa
Feliksa. Przynajmniej ten nie zamierzał mu rzucać moralizatorskich gadek. Na to
nie miał siły. – Ale Will. Masz się wziąć w garść. – Chłopak uniósł na niego
szkliste spojrzenie.
- On tego
nie przeżyje, prawda? – Gdy Feliks zobaczył jego spojrzenie, coś w nim boleśnie
pękło. Chłopak wyglądał jak przerażony, mały chłopiec. Podniósł się z miejsca i
stanął przy chłopaku. Złapał dłońmi jego głowę delikatnie i przysunął do swojego
brzucha. Zaczął głaskać jego włosy, przeczesując palcami gładkie, miękkie
kosmyki. William zaskoczony jego nagłą bliskością na początku spiął się nieco,
jednak czując to przyjemne ciepło i głaskanie, rozluźnił się moment później i
pozwolił trwać chwili. To go uspokajało. Czuł, że przy nim mógłby się
rozpłakać. Mógłby powiedzieć, jak bardzo czuje się winny temu, co się stało.
Wylać wszystkie swoje żale. Bo Feliks nigdy za wiele nie pytał. A on nie chciał
pytań. Chciał tylko uspokajającej bliskości i współgrającej z nią ciszy.
- Nie możesz
tracić nadziei. Wszystko może się zdarzyć. – Chłopak poczuł spływające mu po
policzkach łzy. Odsunął się szybko od mężczyzny i starł nieproszone, słone
krople.
-
Przepraszam. – wydukał, nie patrząc na mężczyznę. Feliks kucnął przy nim i
przytrzymał się jedną dłonią o oparcie krzesła Williama. Drugą rękę wychylił do
twarzy chłopaka i odsunął mu zbłąkane kosmyki z twarzy, lecz bez oczekiwanego
rezultatu, gdyż te ponownie wróciły na swoje miejsce, zasłaniając przy tym oczy
Willa, które Feliks chciał doskonale widzieć. Westchnął cicho na swoje
niepowodzenie i złapał podbródek księcia, odwracając jego twarz w swoją stronę.
Oczy Willa były widocznie wilgotne, a dolna warga mocno mu drgała, więc kiedy
tylko ich oczy się spotkały, przygryzł ją mocno, a dłonie zacisnął w pięści.
- Nie
przepraszaj. Wyrzuć to z siebie. – William automatycznie podniósł się z miejsca
i wyminął czarodzieja. Podszedł do swojej torby i wyciągnął z niej bluzę.
Zarzucił ją na siebie, ciągle unikając spojrzenia Feliksa. Dłonie mocno mu
drżały, przez co miał niemały problem, by ją zapiąć. Feliks podszedł do niego,
wymijając stół i odsunięte przez chłopaka krzesło. Chwycił w dłonie oba końce
bluzy i zapiął ją sprawnie. Nie odsunął się jednak, stał nadal przed Williamem,
który w tej sytuacji nie miał większego pola do manewru. – Zjesz teraz trochę,
a potem rzucę zaklęcie i dam ci spokój. – Powiedziawszy, co chciał powiedzieć,
przepuścił go. Will usiadł przy stole i omiótł jedzenie zniesmaczonym
spojrzeniem. Gdyby miał czym, od razu by zwymiotował. Jednak kiedy pod naglącym
spojrzeniem czarodzieja wziął pierwszy widelec do ust, mdłości mu przeszły, a
on sam poczuł, jak bardzo jest głodny. W ten sposób zjadł nawet więcej niż miał
nakazane. Feliks uśmiechnął się lekko i poczochrał mu włosy, po czym oznajmił,
że w tej sytuacji nie będzie mu potrzebne żadne zaklęcie. Pożegnał się krótko z
chłopakiem. A czarodziej, w przeciwieństwie do Loli, usłyszał odpowiedź.
William po
zjedzonym posiłku postanowił wybrać się na zewnątrz i nieco wcześniej niż
zwykle poćwiczyć zaklęcia. Zwłaszcza te ofensywne, które tak bardzo go zaintrygowały.
Było wczesne popołudnie, wieczorem mieli wyruszyć do Midis, by tam rozbić obóz
i nie dać się złapać Claudiowi i jego cholernym „psom”. Więc Will miał jeszcze
trochę czasu, żeby poćwiczyć. Feliks nie miał dla niego czasu z racji na całe
zamieszanie związane z przygotowaniami do przeniesienia wszystkich rzeczy. Nie
mieli wiele czasu, a do spakowania wiele niezbędnych przedmiotów. Lola i Sean
też ciągle za czymś biegali, pomagając, przenosząc i przygotowując zapasy. Do
Midis mieli przedostać się tunelami, a iść całą noc, więc William powinien
zbierać siły, mimo to nie zamierzał marnować czasu. Feliks powiedział mu, że
jest nadzieja dla Ryana. A on miał zamiar zrobić wszystko, by uratować
przyjaciela. Skupił myśli na zbieraniu mocy w dłoni i wyszeptał cicho commori. Poczuł mrowienie w palcach i
ściągnął brwi w skupieni. Uniósł powoli dłoń przed siebie i uchylił przymknięte
powieki. Uśmiechnął się lekko do siebie, widząc błyszczącą, iskrzącą się kulę.
Napiął mocniej rękę, zwiększając natężenie przepływającej mocy na tyle, że
skupiona energia zaczęła wydawać świszczące dźwięki. Kiedy już upewnił się, że
zebrał wystarczającą ilość energii, zamachnął się i wyrzucił ją w stronę
rosnącego niedaleko drzewa. Kula jednak nie zdążyła dolecieć do celu, a
zatrzymała się w miejscu. Zdezorientowany William od razu obejrzał się za
siebie z lekkim przestrachem. Jednak kiedy dostrzegł Feliksa, odetchnął
uspokojony.
- Co tak
ostro, Willy? – Chłopak niemal niezauważalnie uniósł ku górze kąciki ust. Już
jakiś czas temu Feliks zaczął się tak do niego zwracać, co brzmiało nieco
prześmiewczo. Sean jednak stwierdził, że to z czułości, a mina, jaką Feliks
obdarzył go po tych słowach, zmroziłaby niejedno zatwardziałe serce. Wiał mocny
wiatr i przerzucał włosy Williama od jednej strony do drugiej. Zirytowany
chłopak spróbował je jakoś odgarnąć, ale podziałało tylko na chwilę.
- Chyba nie
ma co zwlekać? – Feliks pokiwał głową lekko, po czym przeniósł ciężar ciała na
drugą nogę. Włożył jedną dłoń do kieszeni płaszcza i spokojnie zapytał:
- Nie
myślałeś, żeby je trochę skrócić? – William zastanowił się chwilę, a po chwili
odpowiedział:
- Sam nie
wiem. Może wtedy, gdy wykurzymy Victora. – Rzucił czarodziejowi bardziej
widoczny uśmiech. Feliks odpowiedział mu tym samym. Po chwili ciszy między
nimi, mężczyzna odezwał się.
- Dzisiaj
już raczej nie poćwiczysz. Chodź, zaraz wyruszamy. – William zrobił zdziwioną
minę. Nie wiedział, że uda im się tak szybko wszystko zrobić i wyruszyć na tyle
wcześnie.
-
Zdążyliście ze wszystkim? – Czarodziej pokiwał głową i podprowadził go pod
namiot. Ludzie przemieszczali się jeszcze szybko z zapakowanymi torbami i
plecakami, matki wołały dzieci, mężczyźni krzyczeli na siebie nawzajem, wołając
o pomoc przy ostatnich przygotowaniach. William zobaczył jak Elaren z innymi
elfami rysuje za pomocą magii okrąg wokół obozu. Miał on mocno świecące,
finezyjne wzory.
- Feliks!
Podkładać już pochodnie?! – zawołał jakiś mężczyzna do czarodzieja. Ten
odwrócił się w jego stronę i odkrzyknął:
- Najpierw
niech wszyscy ustawią się wokół wejścia do podziemi! – Mężczyzna dał znak, że
zrozumiał i pobiegł do swoich towarzyszy, by przekazać im rozkazy. – Will,
twoje rzeczy są już spakowane i zabrane przez Seana. Znajdź go i odbierz je od
niego. On i tak jest już mocno obciążony. – Chłopak pokiwał głową i ruszył
między tłum w poszukiwaniu Seana. Dostrzegł go niedaleko od siebie, więc
przyśpieszył kroku, kiedy usłyszał głośny, charakterystyczny dźwięk. Krzyk
demonów. Nagle zrobiło się zupełnie cicho. Wszyscy zatrzymali się w miejscu i
spojrzeli w niebo. Leciały. Prosto w ich stronę. Z Claudiusem na czele.
No tak to jest jak sie wpada w łapki dewianta, ale może coś z tego będzie:-)
OdpowiedzUsuń