niedziela, 17 lipca 2016

Bitwa Pięciu Królestw - rozdział XIV

Witam! William wciąż w trakcie pisania. Niestety nadeszły czasy, kiedy to nie mam zapasu rozdziałów i muszę przesuwać planowane terminy dodania WtS... Mam nadzieję, że uda mi się to niedługo zmienić! ;)
Enjoy!


XIV



                – Co się stało, Tom? – zapytał Demetriusz, zbity z tropu. Tom wciąż patrzył na niego z rosnącym przerażeniem. Miał ochotę zniknąć. Ani Alexander, ani Demetriusz nie wiedzieli jeszcze, co się stało, ale Tom wiedział, że będą na niego wściekli. A on przygotował się jedynie na gniew wampira.
– Bo ja… ja… Zrobiłem coś bardzo głupiego. – Alexander wpatrywał się w niego z niezrozumieniem, aż nagle jego twarz wyraźnie stężała. W natychmiastowym tempie znalazł się przy Demetriuszu, przyglądając mu się z uwagą i niepokojem. Ten nadal nie miał za bardzo pojęcia, o co właściwie chodzi, dlatego zerkał raz na wampira, a to znów na Toma, chcąc cokolwiek wyczytać z ich twarzy. Czyżby wypił coś… nieodpowiedniego?
– Co to był za eliksir, Tom?! – warknął wampir i dopadł do niego, łapiąc go za ramiona w mocnym uścisku. Tom wstrzymał oddech i przełknął ślinę, czując, że to był naprawdę idiotyczny pomysł. Jak on miał się z tego wytłumaczyć?!
– T-to… to był tylko eliksir barwiący skórę i ja… ja nie chciałem… To znaczy miał być… no, wiesz, Alex… no dla… dla ciebie – ostatnie słowo niemal szepnął, wpatrując się w podłogę. W końcu zacisnął powieki, oczekując na cios z jego strony, ale… ale nic takiego nie miało miejsca. Czarodziej podniósł spłoszone spojrzenie na wampira. Widząc jego zdezorientowaną minę odrobinę odetchnął. Niestety zaraz się zaczęło…
– Dlaczego to zrobiłeś? – zapytał Alexander bez zrozumienia, ale z ogromną pretensją w głosie. Tom ponownie spuścił spojrzenie, ale zaraz usłyszał: – Odpowiedz, Tom. I patrz na mnie, do diabła. – Nie mógł uwierzyć we własną głupotę. Zacisnął dłonie w pięści, czując, jak koszmarnie mu się trzęsą. Teraz… teraz jego powód do zainicjowania tej sytuacji wydawał mu się jeszcze bardziej głupi, niż na początku. Wręcz absurdalny. W końcu podniósł na niego wzrok, ale dużo pewniejszy, niż na początku.
– Chciałem zrobić ci na złość! Miałeś mnie w nosie, wiesz? – burknął na koniec, wpatrując się w niego ze złością. Tak jakby miał jeszcze czelność z nim dyskutować i wyrzucać mu coś równie niedorzecznego, kiedy przez niego Demetriusz wypił trujący eliksir. Widocznie czelność miał. Alexander wpatrywał się w niego z niedowierzeniem. W końcu zrobił zdrowo wkurzoną minę i warknął:
– Zdajesz sobie sprawę, jak ważne jest to przyjęcie, Tom?! – Nie dał mu odpowiedzieć, za do zaraz wykrzyknął jeszcze głośniej: – Oczywiście, że nie! Inaczej nie starałbyś się mnie otruć! Po prostu znakomicie! – Tom skulił się w sobie odrobinę i odwrócił wzrok. Odetchnął i zerknął na Demetriusza, po którym na razie nie było widać skutków wypicia eliksiru. Może wcale mu nie wyszedł i młodzieńcowi nic nie będzie? Nagle poczuł ucisk dłoni na swojej szczęce.  Wzdrygnął się, gdy dostrzegł, że wampir znalazł się przy nim w ułamku sekundy. Spojrzał z przestrachem na wampira, który odwrócił jego twarz w swoją stronę.
– Masz mi coś do powiedzenia, Tom? – warknął Alexander, wpatrując się w niego twardym wzrokiem.
– Przepraszam, Demetriusz… – niemal szepnął, skruszony, zerkając w bok na stojącego nieopodal młodzieńca.
– Mi nie należą się przeprosiny?! – zapytał z niedowierzeniem Alexander. Tom wyszarpnął głowę z jego uścisku i odsunął się na krok.
– Tobie? Za co, Alex? Przecież nic ci nie jest – sarknął ze sztucznym uśmiechem na twarzy. Odwrócił się w stronę Demetriusza i powiedział: – Poszukam jakiegoś antidotum. Przykro mi, Demetriusz. To nie tak miało… wyjść – dodał, odwracając spojrzenie.
– Och, oczywiście! Co za strata! – warknął Alexander i założył ramiona na piersi. Tom, nie patrząc już na niego, ruszył w stronę wyjścia. Zanim jednak wyszedł, usłyszał jeszcze: – Tom! Ja nadal czekam na twoje przeprosiny. Nie myśl sobie, że ujdzie ci to na sucho! – Ale Tom dłużej już nie słuchał. Poszedł do biblioteki, mając nadzieję znaleźć tam coś, co pomoże mu stworzyć antidotum na eliksir, którym chciał otruć (oczywiście tymczasowo i nietrwale) Alexandra. Niestety, jak zwykle zresztą, nic nie poszło po jego myśli. No może poza faktem, że w końcu udało mu się zwrócić na siebie jego uwagę. Nie do końca w taki sposób, jak to sobie wyobrażał, ale dobre i co… Cieszył się, że Alexander go nie wypatroszył. Miał ku temu całkiem dobry powód. Boże… miał nadzieję, że Demetriuszowi naprawdę nic nie będzie…

~∞~
               
                Kilka dni później nadszedł wielki dzień. A właściwie wieczór. Alexander był od rana kompletnie niedostępny, a Tom miał do niego tyle pytań! W końcu, kompletnie zdesperowany, udał się do Demetriusza, chcąc go wypytać o nurtujące go kwestie. Młodzieniec przechodził już ostatnie stadia swojej tymczasowej choroby. Maści, jakie zdobył dla niego Alexander niwelowały niemal do minimum drażniące uczucie ciągłego swędzenia, jednak niebieskie plamy rozsiane na skórze jeszcze nie zeszły. Tom próbował znaleźć jakieś antidotum, ale już niedługo po jego ambitnych i wyczerpujących staraniach, wampir uświadomił go, że żadnego antidotum nie ma. To go dogłębnie zdołowało – miał nadzieję, że może uda mi się odkręcić to, co zrobił Demetriuszowi. Nie chciał wyrządzić mu krzywdy i miał ogromne wyrzuty sumienia. Niestety nie miał na to szans. W dodatku niedługo po pojawieniu się pierwszych objawów zażycia eliksiru, Alexander oznajmił czarodziejowi, że ten pójdzie na kolację, jako zastępstwo Demetriusza. Tom nie był przekonany – ba, on właściwie nie robił nic innego od kilku dni poza obmyślaniem planu w jakiż to sposób wykpić się z wykonania poleceń wampira. Zdecydowanie nie uśmiechało mu się spędzanie czasu ze zgrają napalonych, głodnych i rozpustnych wampirów! Niby zdążył się już zorientować, że na przyjęciu mają się pojawić również przedstawiciele innych ras, ale Thomas był pewien, że nikt o normalnym usposobieniu i zdrowych zmysłach nie poszedłby na podobnego rodzaju kolację. Kolację, która nie miała wiele wspólnego z dietą młodzieńca.
                Wszedł do komnaty Demetriusza, dostrzegając, że ten drzemie, leżąc na prawym boku, przodem do drzwi. Przykryty był jedynie cienkim i miękkim materiałem, a natłuszczona maściami skóra ramion i twarzy błyszczała w blasku świec. Miał spokojny wyraz twarzy i Tom naprawdę zamierzał się wycofać, by go nie budzić, ale przez nieuwagę strącił z pobliskiego mebla jakieś drewniane pudełko. To uderzyło z hukiem na posadzkę, budząc Demetriusza w natychmiastowym tempie. Młodzieniec zerwał się do siadu i rozejrzał nieprzytomnie. Dostrzegając Toma, uśmiechnął się delikatnie. Bo tak właściwie, to wcale się na niego nie gniewał. A to powodowało w czarodzieju jeszcze większe poczucie winy.
– Tom? Coś się stało? – zapytał, przyglądając mu się przyjaźnie. Czarodziej pokiwał lekko głową i odpowiedział niepewnym uśmiechem.
– Tak, ale… widziałem, że śpisz. Nie chciałem ci przeszkadzać, przez przypadek zrzuciłem pudełko. Wybacz, może ja, no wiesz, zostawię cię jednak samego? – dopytał. Demetriusz parsknął pod nosem i pokręcił głową z rozbawieniem.
– Mów, o co chodzi – powiedział jedynie, klepiąc miejsce obok siebie na dużym i miękkim łóżku. Tom po chwili wahania podszedł do niego i usiadł posłusznie, czując się trochę nieswojo. Chłopak, jak zwykle zresztą, był naprawdę skąpo ubrany i czarodziejowi było trochę trudno siedzieć obok i udawać, że wcale nie zwraca na niego uwagi. Bo niby Demetriusz nie był w jego typie, ale, no do diabła! Nadal był mężczyzną i to w dodatku pięknym, zadbanym. Jak miał się na niego nie gapić?!
– Jak pewnie wiesz, dziś jest przyjęcie. I zastanawiałem się nad paroma kwestiami… Miałem nadzieję, że Alexander mi wszystko objaśni, ale on chyba nie ma czasu, więc postanowiłem popytać ciebie. Jeśli oczywiście chcesz i… – wyjaśnił powoli, ważąc każde słowo. Ostatnim, czego teraz chciał, było sprawienie Demetriuszowi przykrości.
– Pewnie, Tom. Pytaj, o co chcesz – oznajmił pogodnie Demetriusz, poprawiając się na poduszkach i kładąc ponownie. Przez to jego przykrótka tunika podwinęła się jeszcze bardziej, ukazując wewnętrzną stronę ud i ich bladą skórę. Tom zerknął w tamtą stronę przelotnie, mając nadzieję, że młodzieniec niczego nie zauważy. Nawet jeśli było inaczej, nic na ten temat nie powiedział, a wciąż przyglądał się czarodziejowi z delikatnym i zachęcającym uśmiechem. Jakby nic się nie stało. Tom przełknął ślinę, czując nieprzyjemne ukłucie w trzewiach. Nie zasługiwał na jego sympatię…
– Bo widzisz… Zastanawiałem się, co mam na siebie włożyć – powiedział na początek, w myślach już segregując kolejne pytania, by o czymś nie zapomnieć. Demetriusz uniósł lekko brwi i pokiwał głową w geście zrozumienia. Przygryzł na moment dolną wargę, widocznie się zastanawiając, co odpowiedzieć.
– W zeszłym roku Alexander przygotował dla mnie niebieskie szaty, które sprowadził z Chin, takiego państwa na Ziemi. Myślę, że możesz zajrzeć do mojego kufra i poszukać czegoś, co by ci odpowiadało. Jesteśmy podobnej postury, nie powinno być problemu – wyjaśnił, widocznie uradowany tematem rozmowy. Tom zdążył zauważyć, że Demetriusz lubił się stroić. Nie miał ku temu jakoś dużo okazji, bo zwykle chłopak chodził skąpo ubrany, ale jeśli już nadarzała się sposobność, poświęcał swoim szatom sporo czasu, starannie dobierając sobie strój.
– Dziękuję – odparł Tom, przypominając sobie w głowie kolejne pytanie. – A mógłbyś mi powiedzieć, co właściwie dzieje się na tej kolacji? – Demetriusz zaśmiał się cicho, spoglądając na Toma z figlarnym błyskiem w oku. Tom naprawdę nie dziwił się, że był ulubieńcem Alexandra.
– Na kolacjach się je, Tom – wyjaśnił, ledwo powstrzymując śmiech. Czarodziej zaczerwienił się lekko, ale zaraz dodał:
– Przecież wiesz, o co mi chodzi… – Młodzieniec pokiwał głową na zgodę, po czym w końcu wyjaśnił:
– Cóż, w sumie niewiele minąłem się z prawdą, bo to naprawdę będzie kolacja, Tom. Zjawi się wiele wampirów, którzy zapewne będą się żywić na swoich służących, bądź na kimś, kto wśród zebranych im się spodoba. Gdybym był w formie, niewykluczone, że wylądowałbym w ramionach jakiegoś zainteresowanego mną wampira, chociaż w zeszłym roku Alexander mi na to nie pozwolił. Może dla ciebie będzie bardziej łaskawy – powiedział, przyglądając się z uwagą czarodziejowi i dostrzegając jego wyraz twarzy. – Ale widzę, że ciebie niespecjalnie to raduje.
– Właśnie Demetriusz. Zupełnie i kompletnie nie chce tego przechodzić! Jak mam przekonać Alexandra, żeby nie brał mnie ze sobą?! – wykrzyknął, spanikowany. Poderwał się z miejsca i zaczął nerwowo krążyć po pokoju. Demetriusz przestał się śmiać, a jedynie westchnął ciężko. Wstał z łóżka i podszedł do Thomasa. Złapał go za ramiona, zatrzymując w miejscu. Spojrzał mu w oczy i powiedział uspokajająco:
– Alexander nie pozwoli, by ktoś cię skrzywdził, Tom. – Czarodziej pokiwał głową. Ale prawda była taka, że nie był ani trochę przekonany.

~∞~

                Nastał wieczór, a pierwsi goście Alexandra schodzili się do jego willi i zasiadali na rozłożystych kanapach i poduszkach w przestronnym salonie, który na rzecz przyjęcia przybrał nieco bardziej wykwintny wygląd. Niskie stoliki, będące nieodłączną częścią każdego miejsca dla gości, były zapełnione owocami, przekąskami, dzbanami z winem i kieliszkami. Ogólnie panował tu przesyt i nadmiar.
                Tom dotrzymywał towarzystwa wampirowi, siedzącemu na niewielkim podwyższeniu. Zajęli miejsca na wygodnej i miękkiej kanapie, usłanej jedwabnymi materiałami i puchowymi poduszkami. Alexander właściwie półleżał, kiedy Tom siedział sztywno i przyglądał się kolejnym, nadchodzącym gościom. Był odzianym w zieloną tunikę, ozdobioną złotymi nićmi, tworzącymi wymyślne wzory. Togę miał w podobnym kolorze, w dodatku zdążył zauważyć, że nawet mniej skąpą od tych, jakimi byli przyodziani służący ciągle przybywających gości. W znacznej mierze byli to chłopcy, choć zdarzały się też dziewczęta, równie piękne i delikatne, co urodziwi młodzieńcy. Tom niejednokrotnie nie mógł odwrócić wzroku, kompletnie oczarowany. Alexander przez większość czasu był zajęty witaniem kolejnych małżeństw lordów, żonatych lub też samotnych hrabiów, panów w towarzystwie urokliwych sług i książąt z niemal całym orszakiem pięknych i młodych osób. Przez to wszystko nie poświęcał Thomasowi za wiele uwagi.
                A przynajmniej tak było tylko w odczuciu czarodzieja, bo w rzeczywistości wampir zerkał na niego co raz, chcąc się upewnić, czy wszystko z nim w porządku. Tom był spięty, kręcił się na swoim miejscu, choć próbował się opanować. Alexander zadbał o to, by wyglądał jak najlepiej. Uważał, że czarodziejowi pasowała czerwień. Ten kolor idealnie się z nim zestawiał, był jakby symbolem jego temperamentu i siły charakteru. Srebrne akcenty w postaci finezyjnych wzorów podkreślały blask jego oczu, nadając im więcej wyrazistości. Wampir miał na sobie ciemnozielone szaty, które kontrastowały się z jego jasną cerą. Lubił ten kolor.
                Jakiś czas później jeden ze służących powiadomił Alexandra, że wszyscy zaproszeni goście są już obecni. Zebrani tworzyli imponujący tłum wystrojonych i jakby marmurowych postaci. Niektóre twarze Tom rozpoznawał – przypuszczał, że byli to przyjaciele Alexandra, mieszkający w jego domu.
                Wampir siedział na środku kanapy, a Tom zajął miejsce po jego lewej stronie. Dostrzegł, że podchodzi do nich nie kto inny, jak… Antoniusz! No ja przepraszam bardzo, ale… że co?! – pomyślał, oburzony. Nie rozumiał, po co tutaj przylazł i usiadł zaraz przy Alexandrze, kiedy to on miał mu dzisiaj towarzyszyć. Skrzywił się, widząc uśmiech mężczyzny, jaki ten posłał Alexandrowi. Po chwili zabrzmiał cieniutki dźwięk dzwoneczka, a wtedy wszelkie rozmowy ustały. Alexander wstał z kanapy i z olśniewającym uśmiechem rozejrzał się po skupionych na jego osobie gościach.
– Witam wszystkich na dorocznej, Wielkiej Kolacji, którą sprzyjający mi los pozwolił i tym razem bezproblemowo zorganizować. Zaczniemy od posiłku, podczas którego każdy z nas, moi drodzy przyjaciele… – zmrużył lekko oczy i uśmiechnął się według Toma wyjątkowo… erotycznie. Aż cały zadrżał. – … będzie konsumował, w zależności od własnych upodobań i diety. – Wtedy przez salę przemknął pełen rozbawienia śmiech. Niektórzy zakrywali usta, zwłaszcza kobiety, inni patrzyli po sobie, zdradzając tym swoje własne odczucia. Tom patrzył na tę zgraję, wyobrażając sobie, co będą zaraz wyczyniać i to na jego oczach. Sam nie wiedział, czy jest bardziej podekscytowany, czy raczej przerażony. W każdym razie kumulowało się w nim właśnie to niejasne uczucie i chciał mieć to wszystko już za sobą.
– Po kolacji zadbamy o nasze pozostałe potrzeby. Życzę wszystkim smacznego! – Wtedy rozległ się delikatny dźwięk strunowego instrumentu, za którym Tom powiódł zaciekawione spojrzenie. Alexander zerknął na niego i uśmiechnął się delikatnie. Podniósł się do siadu i przywołał gestem dłoni Antoniusza, który usiadł bliżej niego i odchylił lekko głowę, eksponując swoją szyję. Zanim wampir wgryzł się w jego śniadą skórę, odezwał się:
– To lira, Tom. Taka sama, na której grał Orfeusz. – Tom odwrócił się w jego stronę, ale nie spotkał jego spojrzenia, bo wampir patrzył już na Antoniusza i przesuwał opuszkami palców po jego karku i szyi. Nie mógł oderwać od nich wzroku, choć zdawał sobie sprawę, że to była ogromnie intymna chwila, ale po prostu… po prostu chciał to zobaczyć. Alexander siedział do niego tyłem, więc jedynym, co udało mu się dostrzec, była chwila, kiedy pochylił się nad ciemnowłosym i wgryzł w jego szyję. Antoniusz zacisnął dłonie na jego szatach i zmarszczył lekko brwi, wydając z siebie ciężkie westchnienie. Poza tym nie wydawał się być zbytnio pokrzywdzonym i obolałym. Właściwie w pewnym momencie uśmiechnął się i przejechał dłonią po boku wampira. W końcu Alexander osunął się od niego i oblizał usta. Zaraz też odwrócił się w stronę Toma. Czarodziej spojrzał na niego pytająco, a wtedy ten powiedział:
– Rozluźnij się, Tom. I zbliż do mnie, zapomniałeś, po co tu jesteś? – Druga część jego wypowiedzi nie brzmiała już zwyczajowo miło i grzecznie. Alexander nadal się na niego gniewał. Cóż, Tom mu się wcale nie dziwił. Bez słowa protestu usiadł bliżej i spojrzał na niego z kamiennym wyrazem twarzy. Ale kiedy Alexander się nad nim pochylił, zrobił nieco strwożoną minę. Czy on chciał go…?
– Alex… nie chcę… – zaprotestował szeptem i spojrzał na niego z napięciem. Wampir odchylił się i rzucił mu takie spojrzenie, że Tom poczuł dreszcze przebiegające wzdłuż kręgosłupa. I nie miały one nic wspólnego z przyjemnością, wręcz przeciwnie.
– Nie obchodzi mnie to – szepnął nieprzyjemnym tonem. Tom spojrzał na niego z niepokojem wymalowanym na twarzy. – Podporządkuj się, albo tego pożałujesz – warknął i zbliżył swoje usta go jego ust. Tom wstrzymał oddech, patrząc mu w oczy z niedowierzeniem, ale nagle wargi Alexandra zmieniły swój kierunek. Mężczyzna pochylił głowę i musnął delikatnie szyję czarodzieja. Tom spiął się cały, oczekując na ból, ale nic podobnego nie miało miejsca. Wampir całował jego skórę, subtelnie, ledwie ją dotykając. Ale mimo to wprawiał Toma w drżenie, które z każdą chwilą miało coraz więcej wspólnego z przyjemnym uczuciem. Odetchnął głębiej, czując gwałtowniejszy przypływ gorąca, ale moment później Alexander odsunął się od niego i chwycił jego nadgarstek. Tom od razu cały się spiął i spojrzał na niego z przerażeniem. Antoniusz, siedzący za nimi i przyglądający się całej scenie z zainteresowaniem, parsknął w końcu śmiechem i powiedział:
– Spokojnie, to aż tak bardzo nie boli… – Tom rzucił mu mordercze spojrzenie, przynajmniej we własnym mniemaniu. W rzeczywistości był tak przerażony, że groźna mina wyszła mu raczej żałośnie. Jednak nie miał czasu przejmować się wrednym Antoniuszem. Kiedy chłodne usta zetknęły się z jego ciepłą skórę ręki, miał wrażenie, że zaraz zemdleje. Nagle poczuł ostre kły Alexandra, które otarły się o jego delikatną skórę, by w końcu przebić się przez nią i dotrzeć do krwi, której łaknął. Tom skrzywił się z bólu i przerażenia, ale w tym samym momencie dostrzegł zmianę na twarzy wampira. Alexander zaczął gwałtowniej pić krew Toma i mocniej chwycił jego rękę. Przez to poruszył zębami w ranie, wywołując tym większy ból. Czarodziej jęknął z wyrazem bezradności na twarzy. Nie miał pojęcia, co przyjemnego widział w tym Demetriusz. Albo Antoniusz. Antoniusz, który patrzył na nich rozognionym wzrokiem, widocznie podniecając się z każdą chwilą. Po dłuższej chwili, kiedy Tom czuł się coraz gorzej, nawet Antoniusz lekko się zaniepokoił. Alexander miał zamknięte oczy i wyglądał, jakby nie miał pojęcia, co się wokół niego dzieje. Wtedy mężczyzna siedzący za nimi dotknął jego ramienia i szarpnął je lekko. Wampir wydał z siebie ostrzegawczy, niski pomruk, pijąc jeszcze szybciej i mocniej, niż poprzednio.
– Alexander, wystarczy – szepnął Antoniusz i tym razem ścisnął jego ramię. Wampir oderwał się od skóry Toma i spojrzał na niego z mordem w oczach. Ciemnowłosy odsunął się gwałtownie, wyraźnie przestraszony. Tom przycisnął do siebie krwawiącą rękę i miał ochotę zawyć na widok śladu po zębach wampira. Przeklęty krwiopijca! Nigdy więcej, na Stwórcę! – pomyślał ze łzami w oczach. Nagle Alexander jakby oprzytomniał. Rozejrzał się wokół zagubionym wzrokiem, jakby nie do końca wiedział, gdzie się znajduje.
– Wszystko w porządku? – zapytał człowiek, jednak nie zbliżając się do niego ponownie. Wampir zmarszczył brwi, otarł zakrwawione usta i zwrócił spojrzenie na Toma. Wypadałoby nadmienić przerażone spojrzenie.
– Co ty ze mną robisz, do diabła? – szepnął z rozgorączkowanym wzrokiem. Tom nie odpowiedział, a jedynie przymknął oczy, czując, jak opuszczają go siły.
– Daj mu krwi, Alexander. Wypiłeś za dużo – szepnął Antoniusz, zerkając niepewnie na najbliżej siedzące osoby, które przyglądały im się z zaniepokojeniem. Widać zwrócili na siebie uwagę, zwłaszcza Alexander, który nadal wydawał się być nieswój. W końcu odetchnął ciężko, nadgryzł swój nadgarstek i przytknął go do ust Toma. Młodzieniec czując specyficzny posmak krwi, poruszył się niespokojnie, chcąc w ten sposób zamanifestować swój protest. Jednak na niewiele się to zdało, bo Alexander przytrzymał tył jego głowy wolną ręką. Po dłuższej chwili poczuł, jak wracają do niego siły, a wtedy przyciągnął do siebie bardziej nadgarstek wampira i zaczął pić łapczywie. Nie trwało to długo, bo po chwili Alexander zabrał rękę i otarł usta czarodzieja. Tom spojrzał na niego nieprzytomnym wzrokiem, zaraz jednak odzyskując zmysły. To było… dziwne. Cała ta sytuacja, spojrzenia, słowa. I ludzie, którzy patrzyli na nich z zaciekawieniem. Czyżby skończyła się kolacja…? 

6 komentarzy:

  1. CHOLERA JA TEZ JESTEM ZACIEKAWIONA, JAK MOŻNA PRZERWAĆ.
    Towarzystwo z kolacji wydaje się wiedzieć więcej ode mnie i to jest wkurzające. :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda, chcę Willa, ale jestem bardzo cierpliwa.
    Biedny Tom, moim zdaniem ta kolacja się dopiero zaczęła. Czemu nie ma Sama?! Przez ciebie mam mokry pokój! Alex się chyba zakochuje, ale moim zdaniem to picie krwi mogłoby sie przedłużyć, Tom stracił by przytomność, a wampirek miałby poczucie winy i kilka rzeczy sobie uświadomił.
    Żegnam i weny życzę. ..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się z Safirą.
      Ten pokój to od łez oczywiście.
      Bez podtekstów

      Usuń
  3. Kiedy będzie nowy rozdział? Chyba nie zapomniałaś o swoich fanach?

    OdpowiedzUsuń
  4. Negro proszę wrócić do nas, daj chociaż znak że żyjesz. Od wakacji nie dałaś żadnej informacji

    OdpowiedzUsuń