piątek, 18 marca 2016

Bitwa Pięciu Królestw - rozdział VI



Witajcie! Rozdział szósty, zapraszam i już się nie rozpisuję! 
Albo jednak tak... No dobra, bo to w sumie sprawa, która może interesować osoby chcące wiedzieć, co z przygodami Williama. Otóż tom II się pisze. Schodzi mnie to nieco dłużej, ponieważ staram się, by rozdziały były dłuższe, niż te w B5K. W dodatku w kolejnej części Welcome to Sarihmas znajomość większej części historii obecnie dodawanego opowiadania jest raczej bezwzględnie konieczna. :c Dlatego też wpadłam na pewien pomysł. Rozdział 1 drugiego tomu dodam już niebawem, dla takiego przedsmaku i odświeżenie atmosfery opowiadania, ale niestety kolejne rozdziały będą musiały nieco poczekać  przynajmniej do momentu, w którym poznacie Alexandra w Bitwie Pięciu Królestw.
Już nie zawracam głowy! 

Enjoy!

VI


Z samego rana Samuel obudził Toma, po czym wraz z nim i dwójką swoich towarzyszy wyruszył do miasta, by pomóc chłopakowi przedostać się do Aurum. Wilkołak zdawał sobie sprawę, że może to nie być łatwe przez tamtejsze przeludnienie powstałe na wskutek wojny. W dodatku Thomas nie był bogaty, nie posiadał zaplecza w postaci specjalnych umiejętności magicznych i nie miał żadnej karty przetargowej, więc prawdopodobnym było, że nie wezmą go na wywózkę. Zastanawiał się już od wczorajszej nocy, co wówczas zrobi. Jednak nie wymyślił nic, co dałoby mu pewność, że w razie potrzeby zapewni chłopakowi bezpieczeństwo. Nie wiedział dlaczego, ale czuł się za niego odpowiedzialny. Nie chciał, by działa mu się krzywda. Postanowił pomóc blondynowi, choć tym samym narażał własne bezpieczeństwo, a co ważniejsze, bezpieczeństwo swojej watahy. Miał jednak nadzieję, że sfora zdążyła już minąć granice lasu i zbliżała się do wąwozu. Stamtąd wystarczyło złapać jakiś pojazd i dojechać do Kanału Liberto. Starał się być dobrej myśli i uporać z swoim małym kłopotem o imieniu Tom. Chłopak, gdy tylko się obudził, wyglądał, jakby w ogóle nie spał. Był blady, miał podkrążone oczy i niewiele mówił.
                Gdy dotarli do miasteczka, ruszyli do rynku, gdzie odbywał się spis czarodziejów mogących wyjechać do Złotego Miasta. W mieście nie było śladu wróżów, chyba, że wiszący na szubienicach skazańcy wchodzili w grę. Zamiast strażników, w mieście grasowały wampiry. Atakowały ludzi, najczęściej młode dziewczyny, gwałcąc je niejednokrotnie na środku ulicy lub też wysysając im krew do końca. Miasto wyglądało przerażająco. Tom bał się podnieść wzrok. Wszystko przypominało mu o wczorajszym dniu. A nie chciał o nim pamiętać. Najlepiej wymazałby go z pamięci. To nadal żywe wspomnienie bolało.
 Większość młodzieńców stała na rynku, gdzie na podwyższeniu przemawiał generał Albert, dowódca wojsk czarodziei. W tłumie zgromadzonych Tom mógłby policzyć na palcach jednej ręki, znajdujące się tam kobiety. Gdy podeszli bliżej chłopak zarejestrował, że drugi z mężczyzn wywoływał co raz kolejnych kandydatów. Jedni odchodzili z kwitkiem, drudzy przyjmowali mundur i nowe dokumenty, po czym szli do wozów stojących na ulicy.
– Podczas testu trzeba popisać się umiejętnościami magicznymi – oznajmił Samuel. Tom skulił się w sobie. Czym on mógłby się popisać? Zrobieniem halucynogennego eliksiru? Zaśmiał się w duchu gorzko i potarł czoło. To wszystko go przerastało. Najlepiej położyłby się teraz w łóżku i zasnął. Zasnął i może już nigdy nie obudził. Po chwili ruszył między tłum. Zostawił Samuela z Peterem i Loganem. Minęła prawie godzina, kiedy mężczyzna wybierający kandydatów zatrzymał się przed nim. Zlustrował go wzrokiem od góry do dołu, po czym prychnął kpiąco i wybrał kogoś innego. Tom przewidywał, że tak będzie, ale było mu to obojętne. Wiedział, że ze swoją posturą nigdy nie wzięliby go do wojska. Odwrócił się na pięcie i zaczął zmierzać w kierunku Samuela. Ten widział, co się stało. Chciałby pocieszyć jakoś chłopaka, ale nie zamierzał kłamać, toteż oznajmił jedynie:
– Poszukajmy jakiegoś miejsca, gdzie nie będziemy wrzucać się w oczy. – Wszyscy pokiwali zgodnie głowami i udali się do opuszczonej kawiarni. Nikogo nie było w środku, co było dziwne, bo konstrukcja nie ucierpiała na tyle podczas ataku, aby nie móc się tu schronić. Peter z Loganem postawili jeden stolik i cztery krzesła dookoła niego. Każdy usiadł i odetchnął spokojnie. Tom wpatrywał się w frędzle szala, który jakimś cudem ocalał i wciąż wisiał na jego szyi. Samuel dopiero teraz go zauważył. Uśmiechnął się pod nosem krótko.
– Co robimy Samuel? – zapytał Logan, po którym najbardziej było widać zdenerwowanie i niepewność. Peter przyjrzał mu się badawczo, ale nie odezwał się słowem, słysząc, że kompan kieruje pytanie do przywódcy.
– Odpoczniemy chwilę i zaraz poszukamy tylniego wyjścia z budynku. Lepiej, żeby nikt nie rozpoznał w nas wilkołaków – zaśmiał się gorzko i przetarł twarz dłonią. W nocy niewiele spał, wraz z kompanami czuwali i wysłuchiwali, czy aby nie zbliża się zagrożenie.
– A… Tom? – Odezwał się Peter, zerkając na blondyna niepewnie. Było mu go trochę szkoda.
– Do niego należy decyzja – oznajmił Samuel, patrząc na chłopaka. Tom podniósł na niego zmęczone spojrzenie zaczerwienionych oczu i zaraz wrócił do przekładania frędzli szalika. Co miał odpowiedzieć? Że chciałby iść z nimi? Czy że wolałby tu zostać, ale nie samemu, bo ta wizja go przeraża? Nie chciał teraz podejmować żadnych decyzji. Chciał nie myśleć. Odetchnął głębiej i pociągnąwszy nosem, w końcu odparł:
– Wymknę się z wami tylnim wyjściem i poszukam jakiejś kryjówki. Zostanę w Srebrnym Mieście. – Samuel zmarszczył lekko brwi, ale poza tym nie pokazał po sobie zdumienia. Choć skłamałby, gdyby powiedział, że zdziwiony nie jest. Myślał, ba, był przekonany, że Tom zdecyduje się iść z nimi. Przecież to miejsce było niebezpieczne. Wampiry miały tu teraz zupełnie wolną rękę. Mogły robić, co chciały. Samuel był zszokowany zachowaniem czarodziejów, dziwił się, że ci pozwolili krwiopijcom na taką swawolę. Możliwe, że nie byli w stanie nic zrobić. Możliwe również, że było im to obojętne. Ale jeszcze bardziej nie rozumiał decyzji Toma. Jednak nie chciał jej podważać. W końcu powiedział, że to on zdecyduje.
                Chwilę później zaczęli szukać tylniego wyjścia. Przedostali się przez główną salę na zaplecze i tam je znaleźli. Wąska uliczka, na którą wyszli prowadziła w dwie strony – jedną z nich był mur odgradzający las od miasta, a drugim ulica. Tutaj mieli się rozstać. Tom spojrzał na Samuela i uśmiechnął się wymuszenie. To będzie już ich drugie pożegnanie. Wilkołak podszedł do niego, by podać chłopakowi rękę. Jednak w tym momencie niedaleko nich zabłysnął portal. Wszyscy spojrzeli w tamto miejsce z przerażeniem, oczekując najgorszego. Z niebieskiej poświaty wyszło kilka postaci, a wśród nich Samuel rozpoznał generała Edwarda. Zanim ten zorientował się, z kim ma do czynienia, jego ludzie już wymierzali broń w ich stronę. Samuel uniósł ręce do góry, podobnie jak jego towarzysze.
– Panowie! Spokojnie – oznajmił generał i dał im znak dłonią, by schowali miecze. – To Samuel, przywódca naszych sprzymierzeńców, wilkołaków – wyjaśnił. Mężczyźni posłali Samuelowi i reszcie przepraszające uśmiechy i przywitali ich kiwnięciem głowy.
– Generale – powitał go Samuel i podał mu rękę. Mężczyzna uścisnął jego dłoń i uśmiechnął się przyjaźnie, choć widać było jak na dłoni, że obecna sytuacja z pewnością napawa go niepokojem i zmusza do czujności.
– Podobno wilkołaki już wycofały się z Argentum. Co w takim razie tu robisz? – zapytał mężczyzna z gęstym zarostem na twarzy. Miał ostre rysy twarzy i srogie spojrzenie, chociaż na ogół był przyjemnym w obyciu człowiekiem.
– Pomagam przyjacielowi – wskazał głową na Toma. – Jest w trudnej sytuacji i wciąż nie wie, co powinien zrobić – wyjaśnił Samuel, domyślając się, że rada Edwarda będzie przemyślana i możliwie najlepsza. Mężczyzna zlustrował chłopaka wzrokiem. Średniego wzrostu o wątłej budowie młodzieniec, który jednak… miał coś w spojrzeniu.
– Czarodziej? – zapytał generał. Tom skinął krótko głową i powiedział zachrypniętym głosem ciche „tak”. Wciąż paliło go gardło od dymu, którego się wczoraj nawdychał.
– Idź z Samuelem. W Sarihmas znajdzie się dla ciebie praca, magia wróżów nie zawsze wystarcza. – Chłopak ożywił się lekko na słowa mężczyzny i pokiwał krótko głową, po czym odwrócił spojrzenie. Był nieco spłoszony i nie wiedział, jak powinien odnosić się do tego jegomościa. Onieśmielał go.
– Dziękujemy za radę, generale. Powodzenia w misji – zwrócił się już do wszystkich żołnierzy. Kiwnął głową swoim towarzyszom i chwycił za ramię Toma, po czym ruszyli we czterech wąską uliczką, by przez inne, równie ustronne miejsca wydostać się z miasta i udać do wąwozu.

~∞~

Było późno w nocy, gdy zdecydowali się zatrzymać. Głównie przez wzgląd na Toma, który już od paru godzin wspierał się na ramieniu Samuela, a teraz zasypiał na stojąco. Był widocznie wyczerpany, przepocony, a na dodatek rozpalony. To niepokoiło wilkołaka, dlatego postanowił przekonać chłopaka do obmycia ciała przed snem. Blondyn wzbraniał się przez chwilę, zasłaniając się zmęczeniem, jednak w końcu powłóczył nogami nad rzekę, której woda nagrzała się wystarczająco za dnia, by w nocy mieć odpowiednią temperaturę. Tom z pomocą mężczyzny rozebrał się i przysiadł na jednym z gładkich głazów. Strumień rzeki opływał kamień z zawrotną prędkością i obijał się o zmęczone stopy chłopaka. Woda przyniosła mu ulgę przez chwilę, niestety zaraz zaczęło robić mu się zimno.
– Pozwolisz, że cię obmyję? – Zagadnął go Samuel, nawet nie czekając na odpowiedź zwrotną. Zamoczył szmatkę w wodzie i zaczął myć chłopaka, który wydawał się mieć coraz słabszy kontakt z rzeczywistością. Musiał być bardziej zmęczony, niż na początku sądził. Skończył go szorować dosyć szybko, po czym wyciągnął roztrzęsione ciało na brzeg. Opatulił go kocem, mając nadzieję, że Peter i Logan zajęli się ogniskiem i przyszykowaniem posłania. O jedzeniu nawet nie myślał. Był za bardzo wyczerpany. Szli czternaście godzin z krótkimi przerwami i nawet jego, wilkołaka i samca alfę, to zmęczyło. Nie dziwił się, że Tom odczuł to aż tak bardzo. Miał nadzieję, że zregeneruje siły przez noc. Kiedy chłopak z ostatnimi pokładami świadomości pomógł Samuelowi w ubraniu siebie, a raczej starał się to jak najmniej utrudnić, mężczyzna okrył go drugą stroną koca, którym wcześniej chłopaka osuszył. Moment później sam zaczął się rozbierać. Wszedł do wody i umył się pośpiesznie, chcąc szybko dostarczyć Toma do obozu, aby chłopak mógł zasnąć i ogrzać się w cieple ogniska. Mimo upalnych dni, jak na sierpień przystało, noce były dość chłodne. Samuel wysuszył się znoszoną koszulą, mając zamiar założyć jutro jakąś inną, po czym podszedł do młodzieńca. Chłopak zasnął, więc mężczyzna wziął go na ręce i zaniósł do obozowiska. Peter i Logan już smacznie spali, mając zapewne zamiar odświeżyć się dopiero nazajutrz. Wyglądało na to, że pierwsza warta należała do Samuela. Nie miał jednak im tego za złe. Był wdzięczny, że z nim zostali. Położył Toma blisko ognia, a sam ułożył się niedaleko, by w razie czego mógł szybko zareagować. Tom był chory i bezbronny, a nawet w pełni sił nie dawał sobie za bardzo rady. Był drobnym, uroczym i jasnowłosym chłopcem, który obudził w Samuelu zapomniane i odległe uczucie. Uczucie na tyle silne, że gdy mężczyzna spojrzał na zmęczoną i rozpaloną twarz chłopaka, serce zabiło mu mocniej.

~∞~

                O świcie Peter poszedł zapolować na jakieś zwierzę, by przygotować posiłek. Musieli zregenerować siły przed dalszą podróżą. Do wąwozu nie było już daleko i jeśli zdołaliby utrzymać tempo, mieliby szansę dogonić watahę. Taki też mieli zamiar, dlatego przygotowania do dalszej wędrówki były dosyć pospieszne. Tom czuł się nieco lepiej, zwłaszcza, gdy się posilił i napił gorącego naparu z liści lipy. Wyruszyli, gdy słońce przekroczyło horyzont.
                W południe temperatura była zdecydowanie wyższa, niż poprzedniego dnia, dlatego częściej sięgali po bukłaki z wodą. Z tego powodu wkrótce musieli pójść do najbliższego strumienia i uzupełnić naczynia, by nie odczuwać męczącego pragnienia. Tego zadania podjął się Samuel, a Tom poszedł za nim, chcąc obmyć rozgrzaną twarz w chłodnym nurcie rzeki. Szli przez kilka minut, sugerując się odgłosami płynącej wody, aż dotarli na brzeg wartkiego strumienia. Wilkołak zbliżył się do linii wody i przykucnął, po czym zanurzył bukłak, chcąc go napełnić. Tom przyglądał się temu w milczeniu, samemu napełniając drugi. Czuł nieprzyjemną suchość i drapanie w gardle. Miał się fatalnie, ale nie śmiał narzekać. Samuel i jego przyjaciele narazili dla niego życie, więc musiał dać z siebie wszystko, by choć odrobinę im się odwdzięczyć. A przynajmniej nie wadzić w dalszej podróży.
– Ile jeszcze jest drogi do wąwozu? – Zapytał blondyn, przysiadłszy na jednym z pni pośród innych, spróchniałych drzew, gdy zatkał korkiem naczynie. Las był gęsty, dziki i mroczny. Między gałęziami przedostawało się niewiele promieni słońca i gdyby nie one, trudno byłoby im się poruszać w takiej gęstwinie.
– Na pewno zdążymy przed zmierzchem. Większość podróżujących zatrzyma się na noc, więc może uda nam się znaleźć wygodniejszy nocleg – powiedział Samuel, nie patrząc jednak na chłopaka, a wpatrując się w bukłak. Tom pokiwał do siebie głową, aż nagle kichnął niekontrolowanie, po czym pociągnął nosem. Zaraz też Samuel wyciągnął naczynie z wody, zatkał je korkiem i obejrzał się na młodzieńca badawczo. Tom wyczuł jego spojrzenie i zaraz się odezwał:
– To tylko przeziębienie, czuję się dobrze – Samuel nie wyglądał na przekonanego, ale też nic nie powiedział, bo co miał powiedzieć? Widział, że chłopak choruje, ale nie był w stanie mu pomóc i zapewnić komfortu na ową chwilę. Na dodatek pewnie był załamany, ale nie chciał się do tego przyznawać. Miał tylko nadzieję, że bez problemu uda im się dotrzeć do wąwozu. Obawiał się również, że siły czarodziejów mogły już podążać w kierunku Sarihmas. Nikt nie przekazał mu podobnej informacji – było na to zbyt wcześnie. Jednak przeczuwał, że Alimartis właśnie do tego dąży. Pragnie odwetu i zdecydowanie planuje natrzeć na Krainę Wróżów. Obawiał się, bowiem nie był głupi i wiedział, że jeśli magowie decydują się na podobny ruch, to muszą mieć jakiś plan. Plan, którego żaden z ich wrogów prawdopodobnie nie znał.

~∞~

                Tak jak Samuel zapowiadał, przed zmrokiem wyszli już na wzgórze, z którego było zejście do wąwozu. Przed godziną minęli las i szli przez porośnięte trawą pagórki. Peter odnalazł ścieżkę jako pierwszy, po czym zawołał resztę towarzyszy. Zeszli ostrożnie na sam dół, od razu wkraczając między wozy kupców i podróżników. Niektórzy przyglądali im się wrogo, inni ciekawie, a pozostali nie zwracali na nich uwagi. Większość z tych ludzi prowadziła handel, ale byli też i tacy, którzy chcieli uciec z Kariny Magów. Samuel rozumiał ich zaniepokojenie – sam przecież rozmyślał nad tym, czy czarodzieje już wyruszyli do Sarihmas, bo to, że tak właśnie chcą uczynić, było dla niego pewne.
                Rozglądali się w poszukiwaniu miejsca na nocleg, kiedy wzrok Samuela przykuł skromny, wysłany sianem wóz, na którym siedział przygarbiony i sędziwy mężczyzna. Wskazał kompanom kierunek krótkim skinieniem głowy, po czym ruszył przodem.
– Dobry wieczór, panie. Sam zajmujesz ten wóz? – Zapytał Samuel, stając najbliżej mężczyzny, który odpoczywał po podróży. Powoli się ściemniało i przez gościniec przejeżdżało coraz mniej kupców i innych podróżnych. Owy widok budził spore wrażenie, choć przecież ten szlak był jedynym szlakiem handlowym między Sarihmas a Alimartis.
                Staruszek obejrzał się na nich uważnie, po czym odpowiedział zmęczonym, chrapliwym głosem:
– Owszem. – Samuel kiwnął głową na znak, że rozumie, i już chciał powiedzieć, że szuka wraz z towarzyszami miejsca na nocleg, lecz staruszek kontynuował: - Za odpowiednią opłatą możecie panowie tu spać, a nawet z samego rana ruszyć ze mną w dalszą podróż. – Samuel uniósł nieco brew ku górze, odrobinę zdziwiony. Pozytywnie zdziwiony. Wydawało mu się, że ludzie nie będą zbyt entuzjastycznie nastawieni na pomoc obcym, wyrośniętym mężczyznom (przynajmniej w większości). Staruszek w dodatku był widocznie schorowany i biedny. Z drugiej strony niewiele mogli mu ukraść, właściwie poza wozem i koniem nie miał niczego wartościowego. Być może wyszedł z założenia, że z nimi będzie bezpieczniejszy, a w dodatku coś sobie zarobi. Samuel od razu to w głowie przekalkulował i oferta dziadka mu odpowiadała. Pozostawało pytanie, ile mężczyzna sobie od nich zażyczy.
– Ile ta odpowiednia opłata wynosi? – dopytał Samuel.
– Tyle, ile uznasz pan za stosowne – odparł staruszek i przesunął się w sam kąt wozu. Samuel obejrzał się na towarzyszy i dał im znak głową, by usiedli na pojeździe. Tom bez zastanowienia wlazł do środka i ułożył się na miękkim, choć kłującym posłaniu, jednak nie śmiał narzekać. W końcu miał szansę odpocząć w odrobinę lepszych warunkach. Zaraz obok niego położył się Logan, a Peter oznajmił, że rozejrzy się za jedzeniem. W tym czasie Samuel wszedł na wóz, po czym przeszedł nad nimi i usiadł naprzeciw staruszka. Ten spojrzał na niego spokojnie, choć nie z przesadnym szacunkiem czy respektem. Samuel wyciągnął sakiewkę i odliczył część pieniędzy, po czym powiedział:
– Tyle ci dam, panie, na sam początek. Po dotarciu na miejsce otrzymasz resztę. – Staruszek przyjął monety bez słowa, po czym sięgnął do swojego niewielkiego bagażu i wyjął z niego strawę. Zaczął niespiesznie jeść, kiedy wrócił Peter z zakupionym od kogoś jedzeniem i podał je towarzyszom. Tom był głodny i resztkami sił żuł jedzenie. Oczy same mu się zamykały i co raz pokaszliwał, czując nieprzyjemne drapanie w gardle. Samuel sięgnął po jeden z bukłaków, w których nie pozostało wiele wody, mimo to do popicia kolacji musiało im wystarczyć. Tom przyjął od niego naczynie i wychrypiał z trudem:
– Dziękuję. – Samuel uśmiechnął się do niego delikatnie i sam zabrał się za jedzenie chleba. Przygryzał do niego kawałek wędzonej szynki, przez co i jemu szybko zaschło w gardle. Gdy Tom skończył pić, wyciągnął dłoń po bukłak, chcąc się napić. Tom podał mu go, przy czym zetknął palce swojej dłoni z skórą wilkołaka. Przeszedł go niespodziewany dreszcz i zmieszał się lekko. Ukrył to poprzez zwrócenie wzroku w inną stronę. Samuel również odczuł lekkie mrowienie w miejscu, gdzie ich skóra się spotkała, ale nie dał po sobie poznać, że coś takiego miało w ogóle miejsce.
                Peter i Logan rozmawiali o czymś półgłosem, co raz śmiejąc się i szturchając na zmianę. Tom zdążył zauważyć, że tą dwójkę łączyła szczera i mocna przyjaźń. Gdyby nie znał twardych zwyczajów wilkołaków, pomyślałby, że nawet coś więcej… Trochę zazdrościł im tej relacji, on sam nigdy w życiu nie miał nikogo tak bliskiego, poza rodzicami i bratem. Teraz nawet ich stracił. Okropne uczucie osamotnienia i bezsensu ogarnęło go w tej chwili ze zdwojoną siłą. Żeby zachować twarz i nie rozpłakać się przy świadkach, odwrócił się tyłem do przywódcy wilkołaków i ułożył do snu. Musiał być silny, nawet jeżeli było to takie trudne. Samuel dostrzegł, że chłopak nie dokończył posiłku, ale widząc jego zmęczenie, ostatecznie nic nie powiedział, a sam się położył, czując spore zmęczenie. Kilka kolejnych dni mieli spędzić w drodze, upale i potwornej nudzie. Jednak nie mieli wyjścia, jeśli chcieli przeżyć. A żaden z nich nie zamierzał umierać.
              

7 komentarzy:

  1. Dzięki za rozdział, chciałabym następny :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja za to dziękuję za komentarz! :D Następny prawdopodobnie będzie o przygodach Williama, ale no! Mam nadzieję, że też Cię ucieszy. :)

      Usuń
  2. No.no poprawiasz się jeśli chodzi o literówki. Rozdział jak zwykle świetny. Ciekawe, co się stanie z chorym Tomem, gdy dotrą na miejsce.
    Nadal chcę, że byś zrobiła krzywdę tej narzeczonej, czy kimkolwiek ona jest.
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za komentarz i pozdrawiaaam! :D Tobie weny też. ;)

      Usuń
  3. Rozdział jest dość spokojny, nie dzieje się zbyt wiele, ale może to i lepiej po wydarzeniach z poprzedniego. Bardzo cieszy mnie fakt, że Samuel martwi się o Toma. ^^ Tak trzymać! Obawiam się jednak, że jak tylko dojdzie do spotkania z jego narzeczoną, to wszystko się skończy i nic więcej z tego nie będzie. :c A byłaby wielka szkoda! Mam nadzieję, że uczucia, które odkrywa w sobie Samuel jednak zwyciężą. Czas pokaże. I przez chwilę obawiałam się, że wezmą Toma do wojska, rzucą go gdzieś na front i słuch po nim zaginie. XD Albo że zostanie w mieście, będzie się snuł po jakiś podejrzanych uliczkach i też w końcu dopadnie go coś złego. Samuel to powinien go porwać i siłą wziąć ze sobą, a nie czekać na opinię generała, pf.
    Ale jeśli chodzi o literówki, to jednak rzuciły mi się w oczy takie małe drobiażdżki. ;)
    "Miał jednak nadzieje" nadzieję
    "że ci pozwolili krwiopijcą" krwiopijcom
    "nie był w stanie mu pomóc i zapewnić komfort" komfortu. :)
    I tyle!
    Pozdrawiam i życzę dużo weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och musisz widzieć, że Samuel o niczym innym nie marzy, jak tylko o tym, by przywłaszczyć sobie Toma i mieć go na wyłączność i w ogóle hahaha. xD Literówki poprawione, dziękuję za pomoc, za czytanie, za wsparcie i że w ogóle tutaj jesteś! :D Bardzo mnie to cieszy i wypełnia energią, którą niemal codziennie pożytkuję na pisanie. :D Dzięki wielkie, ja też pozdrawiam i zapraszam za tydzień na pierwszy rozdział II tomu przygód Williama i reszty! ;)

      Usuń
    2. Hura! Nareszcie Will! Jak ja cię za to kocham!
      Uściskałabym cię gdybym mogła.
      Jeszcze tylko cztery dni ...

      Usuń