niedziela, 13 marca 2016

Bitwa Pięciu Królestw - rozdział V




Hej! Rozdział V i odrobina emocji, ale więcej spoilerować nie będę. ;) Ostatnie dwa tygodnie były dla mnie nieco burzliwe. Mimo to czytałam Wasze komentarze. Doszłam do wniosku, że macie rację - niejednokrotnie w rozdziałach pojawiają się w literówki. Możecie myśleć, że wynika to z mojej niedbałości, ale muszę powiedzieć, że jest zupełnie inaczej. Mam betę, która poprawia moje opowiadania. W dodatku przed dodaniem kolejnego rozdziału zawsze czytam tekst, który potem wrzucam na bloga. To wszystko niestety nie wystarcza - nie wiem, czy to wina mojej bety i mnie - być może. Ale naprawdę chciałabym to zmienić i wpadłam na pewien pomysł. Wy czytacie rozdziały nie mając wcześniej z nimi do czynienia, więc i łatwiej Wam wychwycić błędy, których ja po prostu już nie rejestruję. Byłabym wdzięczna, gdybyście w komentarzach wskazywali mi, w którym miejscu co się nie zgadza. :D
No, długo mnie zeszło. Nie zawracam już głowy i zapraszam do czytania! 

Enjoy!


V



            Rano obudził się sam, choć dobrze pamiętał, że zasnął w ramionach Samuela. Trochę go to zasmuciło, ale przecież czego on się spodziewał? Tak było lepiej. Nie powinien był robić z nim tego, z wilkołakiem, z wrogiem do diabła! Ale jednak to zrobił. I było tak cudownie, ze nawet jeśli chciał, nie potrafił żałować.
            Do domu wrócił wcześnie rano, mając żałosną nadzieję, że rodzice będą jeszcze spać. Ci oczywiście nie spali – ba, nawet nie pracowali, tylko prawdopodobnie na niego czekali, bo ojciec siedział przy oknie, a matka przechadzała się nerwowo z miejsca na miejsce. Gdy wszedł do środka, dostał porządny ochrzan. Kobieta nie pozwoliła mu dojść do słowa, więc czekał, aż się wyzłości. Gdy skończyła, odezwał się ojciec:
– Gdzie byłeś przez całą noc? – Tom poczuł się w obowiązku powiedzieć im prawdę. A przynajmniej jej część.
– Z tym mężczyzną, o którym wam… wspomniałem. – Matka spojrzała na niego zdziwiona i zaraz uśmiechnęła się lekko. Zaraz jednak zdzieliła go ścierką i odparła:
– Dlaczego nas nie uprzedziłeś?! Wiesz, jak się martwiliśmy? – Tom skulił się lekko i zasłonił rękami, po czym powiedział:
– Wiem, mamo! Przepraszam! Nie miałem tego w planach, po prostu… była burza i padało. Zatrzymaliśmy się w gospodzie i jakoś tak… zeszło – wyjaśnił z zakłopotaniem. Jego rodzice też widocznie się zawstydzili, ale widać ta informacja nieco poprawiła im humor.


~∞~

            Minęło kilka dni – długich, deszczowych i wypełnionych po brzegi nudą. Tom pracował w gospodzie w takich samych godzinach jak zwykle. Matka próbowała go wypytać, czemu już nie odwiedza tajemniczego mężczyzny, jak wcześniej, ale zbył ją krótko, tłumacząc, że pogoda nie dopisuje. To jednak nie uspokoiło kobiety, choć nie pytała więcej.
            W mieście aż roiło się od plotek. Ludzie mówili, że Złote Miasto przeszło do ofensywy i zaczęło wypierać oddziały Wróżów z Aurum. Nikt nie wiedział, jakim cudem do tego doszli i jakiej broni użyli. Wszystko działo się na dniach i przeniesionych informacji było niewiele. Tom nie mógł zasnąć spokojnie w nocy. Przebudzał się na każdy dźwięk czy głos z ulicy. Rodzice również wyglądali na spiętych. Niewiele rozmawiali podczas pracy, choć Tom słyszał zza ściany, że wieczorami dyskutowali nerwowo o sytuacji w mieście. Oczekiwano, że jeśli czarodzieje odparli wróżów na granicy Aurum, to prawdopodobnie będą chcieli wyprzeć wroga poza granice Alimartis. To wszystkich napawało nadzieją, ale i strachem. Raz już przeżyli wojnę i koszmar walk rozgrywających się na ulicach. Jeśli nie walczono zbrojnie, używano magii. Nie raz miały miejsce ogromne wybuchy, powalające budynki i świątynie.
            Mimo strachu, Tom musiał, tak jak wszyscy, dalej funkcjonować. Kiedy pogoda się poprawiła, nie miał już wymówek i musiał zacząć wychodzić z domu. Bał się, że spotka Samuela. Z jednej strony bardzo tego pragnął, ale doskonale wiedział, że to, co z nim… zrobił, nie było zbyt rozsądne. Na Boga, byli wrogami! Co niestety nie zmieszało jego entuzjazmu rysującego się w spodniach na samo wspomnienie o ramionach i innych, interesujących częściach ciała mężczyzny.
            Było południe, kiedy mijał skromne stragany na targu, aby kupić potrzebną żywność do gospody. Największa część pieniędzy, jakie zarabiali szła na zaopatrzenie i inne artykuły, by wypełnić asortyment. Nie mieli ogromnych zysków z prowadzenia gospody, jednak wystarczało na tyle, by żyć w miarę godnie z dnia na dzień. Tom wiedział, że rodziców to nie satysfakcjonuje, ale i tak byli w lepszej sytuacji, niż większość mieszkańców Srebrnego Miasta.
– Jedwabne szale! Jesień za pasem, kupujcie jedwabne szale! Cena rozkoszna! – Chłopak obejrzał się na kobietę, która sprzedawała ubrania. Zaciekawiony podszedł do stoiska i przyjrzał się owym szalom. Palcami wolnej ręki pogładził materiał i uśmiechnął się, czując jego przyjemną miękkość. Kobieta przyglądała mu się, widząc, że może złowić klienta.
– Ile kosztuje ten czerwony? – zapytał sprzedawczyni zainteresowany jednym, szerokim i długim szalikiem.
– Trzy srebrniki, dobry panie – odparła. Tom skrzywił się, słysząc podaną cenę. Od paru lat zbierał na różdżkę, by zacząć szkolić się w ofensywnych czarach. Z każdej wypłaty odkładał możliwie jak najwięcej pieniędzy, dlatego szkoda mu było wydać trzy srebrniki, kiedy miesięcznie od rodziców dostawał zaledwie dziesięć, przeliczając z miedziaków, jakimi obracali w gospodzie. Nagle ktoś zatrzymał się obok niego i podał kobiecie pieniądze.
– Trzy srebrniki, miła pani. Proszę zapakować. – Blondyn zerknął w lewo i dostrzegł Samuela, który właśnie odbierał od kobiety torebkę. Ta patrzyła na nich z konsternacją, ale nie odezwała się słowem. Samuel kiwnął głową w stronę ulicy, patrząc na chłopaka. Tom wypuścił z ust wstrzymywane przed momentem powietrze i rozejrzał się dookoła z czujnością. Niektórzy go tutaj znali i nie chciał mieć kłopotów. Samuel zatrzymał się przy kolumnie jednego z budynków i zaczekał na Toma.
– O co chodzi? – zapytał blondyn i przyjrzał się mężczyźnie podejrzliwie. Samuel uśmiechnął się do niego lekko i podał mu torebkę z szalem. Tom zmarszczył brwi i już chciał dowiedzieć się, co mężczyzna wyprawia, ale ten odezwał się pierwszy:
– To dla ciebie – wyjaśnił, właściwie niczego tym Thomasowi nie wyjaśniając. Chłopak patrzył na niego jak na wariata, ale z całego ogłupienia w końcu wyciągnął rękę i wziął od niego mały pakunek z szalikiem w środku.
– Ee… Dziękuję – wydusił z siebie i spojrzał na mężczyznę. Jak mało kiedy, zatkało go totalnie. Obejrzał się za siebie i poprawił kosz z zakupami na ramieniu. Samuel przyglądał mu się spokojnie i nienatarczywie. Mimo to, wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć. Po chwili niezręcznej ciszy, wilkołak w końcu się odezwał:
– Niedługo zrobi się niebezpiecznie i prawdopodobnie wrócę z watahą do Sarihmas. – Tom poczuł dziwny ucisk w piersi i dosięgający go smutek, ale nie pokazał tego po sobie. – Chciałem cię jeszcze raz zobaczyć i… pożegnać się. – Tom pokiwał głową na znak, że rozumie.
– Rozumiem – powiedział i spuścił wzrok. Może gdzieś w środku tliła się w nim nadzieja, że mężczyzna zechce się z nim jeszcze kiedyś spotkać. Być może nawet nie raz. Niestety jego nadzieje zgasły wraz z słowami mężczyzny.
– Uważaj na siebie i gdy tylko zaistnieje taka możliwość, uciekaj do Aurum. Miasto jest już teraz zupełnie oswobodzone, więc będziesz tam bezpieczny. – Samuel mówił szeptem, więc Tom musiał stanąć nieco bliżej, by go dobrze zrozumieć. Mijający ich ludzie przyglądali się im ze zdziwieniem, rozpoznając w osobie Samuela wilkołaka, a tym samym ich wroga. Tom ich jednak wówczas ignorował, napawając się bliskością mężczyzny. Był taki przystojny! Aż nie chciało mu się wierzyć, że więcej się nie spotkają.
– Dzięki za radę – odparł, po czym odchrząknął i spojrzał w oczy mężczyźnie. Ten odpowiedział spojrzeniem, po czym odwrócił wzrok, jakby…  speszony i oznajmił:
– Muszę już iść… Do widzenia, Tom. – Ścisnął jego ramię i wyminął go, ale zanim odszedł, usłyszał jeszcze ciche słowa Toma.
– Do widzenia, Samuel. – Mężczyzna posłał mu ostatni uśmiech prze ramię. Zaraz jednak ruszył przed siebie ulicą. Tom patrzył za nim, dopóki sylwetka Samuela nie zginęła w tłumie. Później nie pozostało mu nic innego, jak dokończyć zakupy i wrócić do domu - szarej i smutnej rzeczywistości. Choć słowa wilkołaka świadczyły o tym, że wkrótce czarodzieje przebiją się do Argentum. A to oznaczało, że rutyna i monotonność pójdą wkrótce w niepamięć.

~∞~

            Trzy dni i dwie noce – tyle minęło od pożegnania Samuela i podarowania Tomowi czerwonego szala. Chłopak chodził jak struty, uświadomiony w końcu, że jego niesamowita przygoda dobiegła końca. Nie nacieszył się nią zbyt długo, toteż nie można się dziwić, że był tak zawiedziony.
            Zbliżał się sobotni wieczór i pracy w gospodzie było w bród. Tom już od rana pomagał rodzicom w obowiązkach, które w dzień powszedni wypełniał tylko czasami. Nie chciał myśleć o Samuelu, wolał zająć czymś ręce i przestać się zamartwiać na zapas nadchodzącą armią czarodziejów. Jako, że ciężko pracował cały dzień, już około dwudziestej był tak potwornie zmęczony, że ledwo wyrabiał z roznoszeniem i przyjmowaniem zamówień. Niestety właśnie o tej porze był rodzicom najbardziej potrzebny. W dodatku, jak w każdą sobotę, do gospody zawitali mundurowi wróżowie. Byli bardziej wymagającymi klientami i w dodatku czasem opryskliwi. Właśnie szedł zanieść zamówienie do stolika, przy którym siedział pewien młody, atrakcyjny, aczkolwiek grubiański porucznik. Tom odetchnął ciężko i przybrał stoicki wyraz twarzy, po czym ruszył z trzema talerzami na tacy, by podać je mężczyznom. Zatrzymał się przy stoliku i bez słowa zaczął rozstawiać zamówienia, pamiętając, który z mężczyzn co zamówił.
– A oto i nasza piękna kelnerka – powiedział porucznik, przyglądając się Tomowi z lubieżnym uśmiechem. Chłopak zerknął na niego i uśmiechnął się wymuszenie. Wyprostował się, chcąc jak najszybciej odejść od tego towarzystwa, ale mężczyzna złapał go za rękę. – Zaczekaj moment! Może usiądziesz z nami i porozmawiasz chwilkę? – Zapytał, ciągnąc go na swoje kolana. Tom zaśmiał się sztucznie i zaczął delikatnie wyswobadzać.
– Panowie wybaczą, ale mam robotę – wyjaśnił i w końcu wstał na nogi, odchodząc pośpiesznie do baru. Ojciec bacznie przyglądał się całej scenie, a kiedy Tom zatrzymał się przy ladzie, by przyjąć kolejne zamówienia, powiedział:
– Gdy twoja matka urodziła drugiego syna, ucieszyłem się, że nigdy nie będę musiał martwić się, że jakiś zboczeniec będzie ją napastował. Nawet nie wiedziałem, jak bardzo się mylę – skrzywił się mężczyzna i spojrzał na syna ze współczuciem. Tom zarumienił się lekko, po czym odparł:
– Wszystko gra tato, nie martw się – wziął na tacę cztery miski z gulaszem i już chciał ruszyć w tłum, kiedy matka podeszła do niego z słoikiem i sakiewką, po czym powiedziała:
– Idź prędko do Sary, tej, co mieszka po drugiej stronie ulicy i przynieś mi od niej słoik mąki. Tylko żeby nie skąpiła i nasypała do pełna! – Zastrzegła i odebrała od syna tacę. Chłopak pokiwał głową i ruszył ze słoikiem do wyjścia. Na zewnątrz było strasznie cicho i aż przejął Toma dziwny, niezrozumiały lęk. Wyszedł na ulicę i przeszedł na drugą stronę, kiedy usłyszał za sobą kroki. Obrócił się i dostrzegł młodego porucznika. Zatrzymał się i spojrzał na mężczyznę niepewnie. Ten doszedł do niego i zapytał:
– Dokąd to, piękny? – Tom spiął się cały, ale postanowił zachować się w miarę grzecznie i odpowiedzieć.
– A myślałem, że uważa mnie pan za niewiastę. – Uśmiechnął się nawet, choć nie był zadowolony z inicjatywy mężczyzny. Bał się Wróżów i nie chciał z nimi zaczynać.
– Zabawny jesteś. Dokąd idziesz? – zapytał podchmielonym głosem i przybliżył się o krok do chłopaka. Tom automatycznie chciał się cofnąć, ale natrafił na kolumnę za sobą. Wstrzymał oddech, czując nieprzyjemną woń z ust porucznika. Niestety musiał odpowiedzieć, więc w końcu odetchnął i oznajmił:
– Do sąsiadki po mąkę, proszę pana. Chyba nam zabrakło. – Mężczyzna przysunął się jeszcze bliżej, tym razem stykając się z nim biodrami i przejechał nosem po jego gładkim policzku.
– Ach tak… - Cmoknął go wilgotnymi ustami w policzek, po czym kontynuował: - A co był zrobił twój szef, jeślibyś nieco zabłądził? – Tom wziął głębszy oddech i spróbował się wyswobodzić, ale mężczyzna złapał go za ramiona i od razu pocałował głęboko. Tom skrzywił się mimowolnie, do tego smak gorzały dodatkowo go obrzydził. Odsunął głowę w bok, ale to nie przeszkodziło mężczyźnie w kontynuowaniu wątpliwych pieszczot. Wcisnął usta w szyję blondyna i naparł na niego kroczem.
– Proszę pana… Nie mogę teraz… – Spróbował go odepchnąć, ale mężczyzna przycisnął go mocniej do kolumny i zaczął coraz gwałtowniej obłapiać. Tom szarpnął się, ale nie był w stanie się wyswobodzić. Poważnie się zdenerwował, gdy porucznik rozdarł mu koszulę i zaczął błądzić dłońmi po jego nagim torsie. Nagle syknął i oderwał się od czarodzieja. Podciągnął rękaw munduru i spojrzał na świecącą, niebieską runę, która zapiekła go niemiłosiernie.
– Do diabła, akurat teraz! – Zaklął i nie zaszczycając chłopaka ani jednym spojrzeniem, ruszył biegiem do gospody po drugiej stronie ulicy. Tom spojrzał na niego z konsternacją, po czym otrząsnął się z szoku i zdenerwowana. Obejrzał się jeszcze dookoła siebie, po czym ruszył do domu Sary po obiecaną mąkę. Tym razem niewiele brakowało, a naprawdę ktoś by mu się dobrał do spodni! Cały się trząsł i ledwo dotarł pod drzwi domu kobiety. Nie słuchał jej narzekań, a gdy nasypała mąki, odebrał ją od niej i wyszedł na zewnątrz.
            Ledwo przekracza próg, a słyszy dziwne odgłosy. Znajome odgłosy. Nagle nocne niebo przecina jaskrawy błysk światła. Wysoki świst wypełnia jego uszy. Zaraz po nim jest wybuch. Huk. Jeden z pobliskich budynków zajmuje się ogniem. Mija kilka kolejnych sekund. Długich jak wieczność. Niebo zaczynają przecinać kolejne, jasne błyski. Budynkami płoną. Chaos. Tom biegnie do gospody. Chce wydostać stamtąd rodziców. Gdy tylko zbliża się do drzwi, ze środka wypadają ludzie. Jak dzikie zwierzęta. Zaczyna się gwar. Omal nie staranowano chłopaka. Zaczyna wycofywać się wraz z ludźmi. Rodzice. Wyciąga głowę do góry, starając się dostrzec cokolwiek. Ludzie zaczynają rozchodzić się na boki. Poprzez ulicę pędzą uzbrojeni czarodzieje na pegazach i koniach, wyżynając stające na drodze osoby. Krew. Krzyk. Tom zostaje zepchnięty pod budynki naprzeciwko gospody. Nagle dostrzega ich – stoją pod gospodą, która płonie. Są. Żyją. Obejmują się. Pocieszają. Rozglądają. Żyją. Tom chce do nich iść. Ale nie może. Jest uwięziony. Uwięziony w żywej pułapce. Krzyczy przeraźliwie i wyrwa się do przodu. Ktoś na niego wpada. Łapie się filaru, żeby nie upaść. Wieje potężny wiatr. Ogień. Wszędzie ogień. Wszystko płonie. Krzyki. Ludzie płoną. Ludzie spod gospody płoną.  Jego rodzicie płoną. Tom wytrzeszcza oczy. Nie rozumie. Usta mu drgają. Co się stało? Jego serce rozdziera przeraźliwy ból. Tak bardzo obezwładniający. Nie może złapać tchu. Czuje się tak, jakby wszędzie wokół zabrakło powietrza. Jakby nie było nic. Tylko krzyk. I ogień. I krew. Krzyk, ogień i krew. Patrzy w pożerający życia płomień i nie może nic pojąć. Giną jego rodzice. Płoną. Na jego oczach. A on… on jest bezradny. Krzyczy z rozpaczy. Osuwa się na ziemię. Nie żyją. Właśnie umarli. Łapie się za włosy. Wyje jeszcze głośniej. Nie żyją. Nie żyją. Nie żyją. Świst. Strzała wbija się zaraz obok niego. Rozgląda się wokół panicznie. Musi uciekać. Wszyscy gdzieś uciekają, popychają go, a on ledwo stoi na nogach. Nie ma pojęcia, ile mija czasu, ale w końcu otrząsa się i rusza biegiem przez wąskie aleje. Musi wydostać się z miasta. Musi uciekać do lasu.
            Chciał żyć. Żyć i pomścić rodziców, choć wiedział doskonale, że to czarodzieje ich zamordowali. Miał zamiar ukryć się i przeczekać do rana. Czuł nabiegające łzy do oczu, ale przetarł je szybko, nie chcąc mieć ograniczonego widzenia. Widział wiele przerażających scen, kiedy czarodzieje mordowali nieuzbrojonych wróżów. Jego rodacy nie oszczędzali nawet własnych ludzi, nie raz uderzali zaklęciami na oślep, raniąc innych mieszkańców Alimartis. Między czarodziejami atakowały też wampiry. Wgryzały się w szyje magów i wróżów, niekiedy rozrywając ich na strzępy. Wszechobecny ogień, smród dymu i przerażające sceny wokół przyprawiały Toma o mdłości. W końcu dotarł do granicy miasta i wybiegł do linii lasu, by nie uciekać przez sam środek polany. Po kilku minutach czuł, jak paliły go płuca, ale nie przestawał biec. Musiał dostać się do lasu, tylko tam miał większą szansę przeżyć do rana. Minął pierwsze drzewa i ruszył przed siebie, wymijając krzaki i inne przeszkody. Nagle, nie wiedząc kiedy, znalazł się w obozie wilkołaków. Przeraził się nie na żarty, gdy skoczyły do niego dwa wilki. Myślał, że Samuel wyniósł się już wraz z sforą, tak jak mu powiedział. Nagle wilki przestały na niego warczeć i przemieniły się w ludzi.
– Tom! Co ty tu robisz?! – krzyknął jeden z towarzyszy Samuela, z którym blondyn miał parę razy przyjemność rozmawiać. Chłopak nie mógł złapać tchu i nie był w stanie odpowiedzieć, kiedy mężczyzn złapał go za ramię i pociągnął w stronę obozowiska. Zatrzymali się za Samuelem, który odwrócił się gwałtownie i na widok Thomasa wytrzeszczył oczy.
– Co tu robisz? – Tom złapał oddech i drżącym głosem odparł:
– Ciebie też powinienem o to zapytać, do diabła! – Warknął, zanim pomyślał. Przecież miało ich tu już nie być! - Próbuję się ukryć! – Dodał, by wyjaśnić mężczyźnie.
– Dlaczego nie uciekasz do Złotego Miasta?! – Krzyknął Samuel z wściekłym wyrazem twarzy. Podszedł do chłopaka i złapał go za ramiona. Tom skulił się trochę, przerażonym nawałem informacji.
– Wszystkich mordują… ja… nie wiedziałem, co robić. Wszyscy spłonęli – Samuel patrzył na niego z szokiem wymalowanym na twarzy. Blondyn w jednej chwili zaczął się trząść i załkał niekontrolowanie. Samuel przyciągnął go do siebie i przytulił. Głaskał chłopaka po plecach do momentu, aż się względnie nie uspokoił. Gdy Tom wziął się nieco w garść, odsunął go od siebie lekko, po czym powiedział:
– Moja sfora musi już wyruszyć. Ale ja zostanę z tobą do rana i pomogę ci się dostać do granicy Argentum. – Tom pokiwał głową i otarł twarz z łez. Nie chciał wyglądać w oczach mężczyzny na ofiarę losu, ale sam był zupełnie bezbronny.
– Zostaniemy z wami, może generał Edward będzie miał jakieś wskazówki i przekaże nam je z samego rana – odezwał się jeden z kompanów Samuela. Przywódca pokiwał głową na zgodę, po czym pożegnał swoją sforę i dał wskazówki becie, jak ma pokierować watahą. Zaraz potem przygarnął do siebie Toma i razem ruszyli do jamy nieopodal jeziora.
– Zamienimy się w wilki, wtedy będziemy bardziej czujni. Położymy się w jamie, a ty między nami – wyjaśnił Samuel i zaczął się rozbierać, podobnie jak jego przyjaciele. Tom był tak przygnębiony i apatyczny, że nie zwrócił na to żadnej uwagi. Dopiero, kiedy znalazł się pomiędzy trzema wilkami, nieco się… przestraszył. W końcu Samuel wszedł pierwszy do jamy i zaskomlał krótko na chłopaka. Tom, po krótkiej chwili wahania wszedł do ciasnej i niskiej jamy na czworaka i położył się przy wilku. Futro Samuela było miękkie i przyjemne w dotyku, a w dodatku grzało. Tom przylgnął do niego bardziej i wszczepił palce w sierść wilka, głowę kładąc u dołu jego szyi. Cała jama była wyścielona suchymi liśćmi, więc było całkiem wygodnie. Po chwili do środka weszły jeszcze dwa wilki, więc niedługo potem w środku zrobiło się przyjemnie ciepło. Tom bił się z myślami przez chwilę, przyjmując z trudem do świadomości wszystko to, co się stało. Wydawało się, że po takiej traumie nie będzie w stanie zasnąć. Ale miękka sierść i ciepło wilkołaka ukołysało go do snu całkiem szybko. 

8 komentarzy:

  1. Bardzo dobry rozdział :). Rozwijasz się i to jest najważniejsze. Nie mogę sie doczekać w sumie tego co dalej będzie. Spróbuj może zaprząc do pracy kolejną bete :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i bardzo mi miło. ;) Myślałam nad tym, ale ciężko znaleźć chętnych. :c

      Usuń
  2. Mój biedaczek! Mam nadzieję,, że wyruszy razem z Samem w podróż no i będzie się rozwijał w tej szkole magii, albo jakoś tak.
    Niech się nie martwi, ja też by,m szybko usnęła przy takim przystojnym wilczku.
    Auuuuu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko rozstrzygnie się w kolejnym rozdziale, bez obaw. :D Dzięki za komentarz! :3

      Usuń
  3. No mnie by tam na złote miasto nie namówiono:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahhaha, mnie też. xD Mając do dyspozycji takiego samca alfa, nie zwiałabym nawet do najpiękniejszej Utopii! :D

      Usuń
  4. Oj, oj, oj, ile się działo! Nie spodziewałam się zupełnie! Zacznę od tego, że Samuel na samym początku bardzo zawiódł mnie tym, że tak zniknął bez słowa. D: Z jednej strony rozumiem, bo Tom dla niego jest jednak bardziej jak przygoda na jedną noc... ALE I TAK. D: Musi szybko zmienić nastawienie, ja chcę ich razem. XD I co, myślał, że jak kupi mu ten szalik, to wszystko załatwi? :x I to, że sobie wróci do narzeczonej, a Tomowi po sobie zostawi tylko kawałek materiału...? :x PF. Ale i tak, to uroczy gest. ^^
    Dobrze, że chociaż potem się zrehabilitował i został z Tomem! I pozwolił mu się przytulić do ciepłego i miękkiego futra, ah! :3 :3 Więcej, więcej! Liczę, że nie rozstanie się z nim zbyt szybko, tylko coś jeszcze się wydarzy, co nie pozwoli im się rozdzielić i będą musieli razem dłuuugo podróżować, zacieśniając więzi, poznając się lepiej, dogłębniej... ^^" Widzę tutaj okazję do rozwinięcia ich relacji! Mam nadzieję, że się nie zawiodę!
    W tym rozdziale jedna, bardzo ważna rzecz mi się jednak nie podobała. Chodzi mi o scenę ataku, pożarów i śmierci rodziców Toma... Po pierwsze bardzo mi nie odpowiadało to, że zmieniłaś czas narracji, z przeszłego na teraźniejszy. To wybija z rytmu i dekoncentruje, czytelnik nagle nie wie co się dzieje, dlaczego, jak, po co, o co chodzi. Zdecydowanie lepiej byłoby opisać tę scenę w czasie przeszłym. Domyślam się, że chciałaś nadać tej scenie dynamiki, ale zapewniam Cię, że bez zmiany czasu też można tego dokonać! Ogólnie to musiałam ten fragment przeczytać kilka razy, żeby dokładnie zrozumieć co się dzieje. Jasne, odwzorowuje to chaos, który tam panował i to, że sam Tom nie wiedział co się dzieje... Ale jednak dla czytelnika te niejasności nie są dobre. Krótkie zdania i równoważniki zdań są w porządku, ale powinna być między nimi troszkę większa spójność. Może bardziej skupić się na myślach Toma?
    Jeśli zaś chodzi o literówki, to w tym rozdziale nic mi się w oczy nie rzuciło, więc jest dobrze! ^^ Tylko taka jedna rzecz: " .Chciał żyć." Jakaś zbłąkana kropka trafiła na sam początek zdania. ;)
    Ah, czekam już niecierpliwie na kolejny rozdział! :D Co też się wydarzy, czy zbliżą się do siebie, co to będzie, co to będzie...
    Życzę dużo weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Scena ataku na Srebrne Miasto była najtrudniejsza do przetworzenia (po jej napisaniu) przeze mnie i moją betę, jak dotąd. Długo ją poprawiałyśmy, zmieniałyśmy. W pierwszej wersji była napisana w czasie przeszłym i w sumie niezbyt dało się wyczuć te emocje. Dlatego postanowiłyśmy to zmienić, co miało swoje plusy i minusy, jednak podobnie, jak zostawienie tego w czasie przeszłym. Wynika to pewnie z mojego nieumiejętnego przekazywania negatywnych emocji. xD Zbłąkana kropka zniknęła, dzięki hahahah! Dziękuję za komentarz i pozdrawiam! :D

      Usuń