sobota, 28 listopada 2015

Kac, brak rozrywki i oznaki zazdrości


Hej! Zapraszam na nowy rozdział ;) 

Enjoy! 

Rozdział 25


Mijały kolejne dni, kiedy przeszukiwali najciemniejsze zakamarki biblioteki, czytali rozlatujące się księgi i cuchnące starością pergaminy, by znaleźć jakąkolwiek wskazówkę. Coś, co pozwoliłoby im znaleźć sposób na pokonanie Lorcana. Oczywiście nikt tu nawet nie myślał o walce twarzą w twarz, bynajmniej. Zdążyli się już przekonać co do poziomu jego umiejętności i przewagi nad nimi wszystkimi, więc nie planowali atakować go bezpośrednio. Chcieli dowiedzieć się czegoś więcej o kamieniach, które były w większości w posiadaniu demona. W większości, bo brakowało mu już jedynie jednego. Informacje jakie udało im się zgromadzić, wyjaśniały tyle, że kamienie na przestrzeni tylu lat mogły znajdować się wszędzie i pod każdą postacią. To definitywnie utrudniało sprawę, bo właściwie to, czego szukali, mogło okazać się czymś, czego nawet nie podejrzewaliby o rzecz z tak mroczną mocą. Kamienie Wyzwolenia, bo tak też się nazywały, potrafiły złamać każdą klątwę, uwolnić najbardziej ciemiężone moce, wkraść się i wyzwolić najciemniejsze umiejętności. Dlatego Lorcan tak bardzo ich pożądał. Chciał się uwolnić z swojego królestwa, którego był zarówno panem, jak i więźniem.
William przebudził się, gdy promienie wiosennego słońca wkradły się do jego komnaty. Wczoraj był tak zmęczony, że kiedy wrócił do sypialni, zdjął z siebie ubrania i położył się, niemal od razu zasypiając, przez co nie zasunął okien ciemnymi storami. Co teraz w duchu przeklinał. Uchylił powieki i zobaczył białe firanki, przez które widział, że pogoda na zewnątrz dopisywała. Podniósł się powoli  do siadu, po czym wstał i zarzucił na siebie gruby szlafrok, którego mianem określał odzienie przypominające nieco to, które miał na Ziemi w domu. Podszedł do okna i otworzył powoli drzwi od balkonu. Od razu poczuł rześkie powietrze poranka, które dostatecznie go rozbudziło. Uśmiechnął się delikatnie. Przez te wszystkie dni zdążył zobaczyć, że Sarihmas kwitnie. Kiedy przybył tu podczas balu, wydawało się, że nie ma tu życia. Oczywiście wtedy tłumaczył to sobie tak, że przecież była zima. Ostatnio jednak był w mieście z Ryanem i Patrickiem, by odwiedzić bibliotekę i mężczyzna, który tam pracował, powiedział, że odkąd książę wrócił do królestwa, kraina zaczęła żyć. Oczywiście nie miał pojęcia z kim rozmawiał dzięki zaklęciu maskującemu, jakie musiał rzucić William na nich wszystkich. Niby Ryan nie był nikim ważnym, ale wszelkie środki ostrożności nikomu jeszcze nie zaszkodziły. Słowa tego mężczyzny zdecydowanie mu schlebiały, jednak nie był pewien, czy to może mieć coś wspólnego z prawdą. Patricka wstydził się zapytać, dlatego zwrócił się z tym do Feliksa, który po jego pytaniu zadumał się przez chwilę, po czym powiedział, że kiedyś pojadą w pewne miejsce, żeby to sprawdzić. Nie określił się kiedy, ani gdzie, a Will też nie dopytywał. Ogólnie ich relacje były niby inne, niż na początku, ale w zasadzie nie mieli wiele czasu, by się do siebie zbliżyć. Nie licząc tych momentów, kiedy spotykali się późno w nocy w wiadomym celu. Książę ogólnie zaczął się zachowywać normalniej. Nie był już taki, jak zaraz po przebudzeniu, gdy opętała go cząstka Lorcana. Uspokajał się najbardziej wtedy, gdy spacerował po ogrodzie wokół zamku. Czuł budzące się życie w swoich żyłach, jakby serce każdej z istot biło razem z jego sercem. To było dziwne uczucie, ale bardzo uspokajające. Czasami zabierał ze sobą jakieś książki, udając, że mogą dotyczyć Kamieni Wyzwolenia, Lorcana i całej przeklętej przepowiedni. Słowa jednej z nich były chyba najbardziej uspokajające, ale znaleźli też takie, które przyprawiały ich o ciarki. Ogólnie sprawa z przepowiedniami była taka, że niekoniecznie musiały dotyczyć Williama. Duża część z nich została zapisana na tysiące lat przed przejęciem przez Wróżów władzy w Sarihmas. Wcześniej w całej Krainie Pięciu Królestw rządzili czarodzieje. Dlatego Feliks wyjaśnił mu, żeby nie brał do siebie słów wszystkich wyroczni, bo wiele z  nich nie było nawet prawdziwie obdarzona podobnymi zdolnościami.
Stał przez kilka minut na zewnątrz, opierając się przedramionami o metalową barierkę. W końcu zdecydował się wrócić i przygotować na kolejny dzień poszukiwań tajemnic w starych i cuchnących książkach.
Odświeżony, uczesany i ubrany w rzeczy, do których zdążył się przyzwyczaić, wyszedł z komnaty i poszedł w stronę kuchni, by poprosić o śniadanie. Tam wyjaśniono mu, że wszyscy jedzą na tarasie wychodzącym od południowej strony, dlatego też udał się tam, czując już pierwsze oznaki głodu. Kiedy starał się jakoś powstrzymać uporczywe burczenie, powtarzając w myślach nieco zirytowane „zamknij się”, minął chyba z dziesięciu służących, którzy mu się kłaniali, witali z nim i uśmiechali się przyjaźnie. Odpowiadał im skinieniem głowy i uprzejmym dzień dobry. Minąwszy główną salę, schody i z dwa korytarze udało mu się dotrzeć do miejsca, gdzie czekały na niego różne pyszności. Zdecydowanie nie mógł narzekać na tutejszą kuchnię. Była wręcz wyborna.
- Wreszcie jesteś – usłyszał słowa Ryana i posłał mu delikatny uśmiech. Kiwnął reszcie głową i zajął wolne miejsce. Przy stole siedzieli Patrick, Ryan i Claudius. Zdziwił się, że nie było Feliksa. Wziął z talerza jedną, apetycznie wyglądającą kanapeczkę i ugryzł ją. Smakowała równie dobrze.
- Kończy się marzec. Niedługo musimy zacząć organizować festyn wiosenny – odezwał się Claudius, patrząc spokojnie na Williama. Widział w tym chłopaku potencjał na dobrego króla. Książę spojrzał na niego i uniósł nieco brwi. Przeżuł, co miał w ustach, przełknął i odpowiedział:
- Mówiłeś, że królestwo ma problemy finansowe. Zmieścimy się w budżecie? – Claude napił się herbaty z filiżanki. Wyglądał dziś bardzo elegancko. Miał świeże, zaczesane do tyłu włosy, błękitną koszulę z białym żabotem i granatowy frak. Był dzień powszedni, więc być może miał jakiś wyjazd lub inne załatwienie.
- Może być ciężko, jednak to tradycja trwająca od pokoleń. Nigdy jeszcze nie odwołano festynu. W dodatku jesteś księciem, który w niedługim czasie ma objąć władzę i zostać królem, więc zrobienie dobrego wrażenia po raz kolejny z pewnością ci nie zaszkodzi – odpowiedział mężczyzna. Will nałożył sobie sałatki z ogórków, pomidorów zalanych śmietaną i wziął trochę na widelec. Myślał przez chwilę nad słowami Claudiusa. Codziennie miał nauki dotyczące między innymi ekonomii, więc nie był już taki zielony w tych sprawach, jednak nie chciał samemu podejmować podobnych decyzji.
- Ile zazwyczaj przekazuje się na to wydarzenie? – zapytał, gdy przełknął. Wziął do ręki szklankę z sokiem i napił się, po czym otarł przyjemną w dotyku serwetką usta. Claude wyciągnął listę z kieszeni i zaczął czytać.
- Opłacenie strażników wynosi około dwadzieścia pięć tysięcy srebrników. Służba medyczna jakieś dziesięć tysięcy, lub też sześć tysięcy w złocie. Zależy od umowy. Dziewięć tysięcy miedziaków wynajęcie ludzi odpowiedzialnych za wydarzenie odbywające się na scenie, w tym też rozłożenie jej i pilnowanie. Dodatkowe pieniądze na dekoracje, zorganizowanie zabaw, wynajęcie muzykantów jakieś trzysieści tysięcy w srebrze, ale pewnie nieco więcej. Zazwyczaj wychodzi około stu tysięcy w srebrze, z osiemdziesiąt w złocie. Zwróci nam się jedna trzecia od ludzi, którzy będą płacili za wynajem placu na stoiska z własnymi usługami. Przy naszych stałych wydatkach, długach i obecnym stanie skarbca najlepiej byłoby się zmieścić w siedemdziesięciu tysiącach w srebrze – dokończył i napił się, bo zaschło mu nieco w gardle. Patrick milczał przez cały ten czas, jedząc słodkie muffinki. Lubił słodkie wypieki. Ryan słuchał ich z śladowym zainteresowaniem, bardziej skupiał się na tym, by wypić krew, którą miał w szklance. Nie była świeża, a co za tym szło, nie aż tak dobra, jak kiedy pił prosto z żyły. Ograniczał ludzkie jedzenie do minimum. Dlatego dziś zjadł trzy kanapki i na tym się jego śniadanie skończyło.
- Jest taka możliwość? – zapytał Will. Dostrzegł Feliksa, który zmierzał w stronę stołu. Uśmiechnął się do niego delikatnie, czego nie robił od dłuższego czasu przez swoją dziwną zmianę. Jednak uspokoił się znacznie od tamtej pory i nie był już taki arogancki i bezczelny. Czarodziej odpowiedział mu słabszym uśmiechem. Zdecydowanie daleko mu było do zdrowego wyglądu, choć widocznie zażył kąpieli, bo końce włosów miał jeszcze nieco mokre. Feliks usiadł obok Willa i nalał sobie z szklanego dzbanka wody.
- Jeśli zajmą się tym odpowiedni ludzie, myślę, że tak – odparł jedynie Claude. Wszyscy przyjrzeli się czarodziejowi, który najwidoczniej…
- Masz kaca? – zapytał Ryan z zdziwieniem. Nigdy, przenigdy dotąd nie widział Feliksa w takim stanie.
- Jak widać – odparł jedynie mężczyzna, nie zwracając nawet spojrzenia w stronę młodego wampira, a kierując je w stronę różnych potraw, które leżały na stole. Zaraz jednak mimowolnie się skrzywił i odwrócił wzrok. W końcu jednak zainteresowanie czarodziejem zmalało, a Will ponownie zaczął wypytywać Claudiusa o różne kwestie dotyczące stanu królestwa. Nie był tym jednak na tyle zaabsorbowany, by w między czasie nie zastanawiać się, co też Feliks robił całą noc. I z kim…? Dawno skończył jeść, ale zamierzał poczekać jeszcze na Feliksa, który ostatecznie zmusił się do zjedzenia bułeczki z sezamem. Patrick i Ryan poszli sobie, tłumacząc, że idą przygotować się do lekcji. Will też miał taki zamiar, jednak najpierw chciał się dowiedzieć, gdzie był czarodziej. Gdy zostali sami, po krótkiej chwili zapytał swobodnym tonem:
- Mogę ci jakoś pomóc? – Feliks uniósł na niego spojrzenie i uśmiechnął się lekko. Dolał sobie wody, tym samym wyczerpując całą zawartość szklanego dzbana. Widać, że go suszyło.
- Nie, dziękuję. Poradzę sobie – odparł spokojnie i napił się wody. Will skinął głową, ale zamierzał z niego wyciągnąć wszystko, co go interesowało.
- Co w ogóle robiłeś? – Miał tylko nadzieję, że Feliks nie wyczuje jego nadmiernego zainteresowania. Starał się tak modulować głos, by brzmiał spokojnie i przyjaźnie, ale czuł rosnące poirytowanie na samo wyobrażenie tego, co mężczyzna mógł robić. I zapewne zrobił.
- Spotkałem się z Nemezją – odpowiedział nieco zmęczonym głosem Feliks i odchylił się do tyłu na wygodnym, wiklinowym krześle. Will skrzywił się i wstał z miejsca nieco gwałtownie. Czarodziej aż rzucił mu przeciągłe i badawcze spojrzenie, ale nic nie powiedział.
- Pójdę już. Za godzinę mam wykłady z panem Charlesem – oznajmił i obszedł krzesło, po czym ruszył w stronę drzwi.
- Will! – Zatrzymał się zdziwiony i obejrzał na mężczyznę. Ten wstał z swojego miejsca i zaczął iść powoli. Stanął blisko niego, po czym odgarnął mu włosy z czoła.
- Tak? – dopytał Will, nadal poirytowany. Nie chciał, żeby było po nim widać zdenerwowanie. A już ledwo się kontrolował.
- Pamiętasz, jak mówiłem, żebyśmy odwiedzili pewne miejsce? – zapytał Feliks. Will zmarszczył brwi, nie do końca kojarząc fakty. Wtedy czarodziej kontynuował. – Zapytałeś mnie, czy słowa pracownika biblioteki są możliwe. Odnośnie tego, że twój powrót przebudził Sarihmas. Prawda jest taka, że od wielu lat, dokładnie mówiąc jakieś siedemnaście... – Tu przerwał i posłał mu wyraźniejszy uśmiech kątem ust. Will również się uśmiechnął, jednak bardziej wymuszenie. - … pewne drzewo przestało kwitnąć. Ma spore znaczenie dla królestwa, rośnie odkąd zaczęli tutaj rządzić Wróżowie. Istnieje pewna legenda, że owe drzewo potrafiło uzdrawiać, zwłaszcza jego owoce. Dlatego jest otoczone taką czcią i kultem. Rośnie na północ stąd, niedaleko granicy Sarihmas z Veronią. Pomyślałem, że może pojedziemy tam, by to sprawdzić, a dodatkowo odciągnąć choć na moment myśli od Lorcana, kamieni i reszty problemów. – Will rozchmurzył się nieco, słysząc propozycję mężczyzny. Była całkiem interesująca, ale zaraz później przypomniał sobie słowa mężczyzny sprzed chwili. O tym, że spotkał się z Nemezją. Mimowolnie uśmiech zszedł mu z twarzy i ledwo co nie skrzywił się z irytacji.
- Mam dziś dużo nauki, nie wiem, czy dam radę – odpowiedział i spuścił spojrzenie z mężczyzny. Był zazdrosny. Po prostu żałośnie zazdrosny o niego. Czuł wracającą złość, którą od kilku dni starał się w sobie poskromić. I jak dotąd dobrze mu szło.
- Daj spokój. Ciągle siedzisz z nosem w książkach. Jeśli raz na jakiś czas się rozerwiesz, nic się przecież nie stanie – odparł Feliks. Był nieco zdziwiony postawą Willa. Wcześniej dostrzegł, że ten robił bardzo wiele, by spędzać z nim więcej czasu, a teraz, kiedy mężczyzna tak jawnie proponował mu, co by ty dużo mówić, randkę, wykręcał się w najbardziej oczywisty sposób – zasłaniając się obowiązkami. A to przecież było w JEGO stylu, do cholery. Tylko on, wielki czarodziej Feliks mógł robić innym takie wymówki.
- Dam ci znać – odpowiedział jedynie książę, po czym posłał mu jeszcze jeden uśmiech i odwrócił się, by wyjść z tarasu i pójść do biblioteki, gdzie odbywały się wykłady. Feliks patrzył za nim z konsternacją, po czym westchnął tylko i ponownie zasiadł w wygodnym krześle, by jeszcze przynajmniej przez chwilę pooddychać świeżym powietrzem i pozbyć się tego przeklętego kaca.


***


Dymitr był zdruzgotany. W całym swoim długim życiu nigdy nie był tak znudzony czytaniem. Siedzieli z Michaelem w swojej sypialni i wertowali kolejne księgi, ale jak zwykle bez większych rezultatów.
- To chyba nie ma sensu – jęknął i walnął głową o poduszki za sobą. Rozłożył się na łóżku i zapatrzył w sufit.
- Zrób sobie przerwę – rzucił Michael. Spojrzał na kochanka, chcąc się upewnić, czy wszystko z nim w porządku. Dymitr nieczęsto narzekał, więc jeśli miał jakiś powód, to musiał on być poważny.
- Dobrze, ale ty też – odparł starszy wampir i podniósł się z łóżka, po czym podszedł do Michaela, który zajmował krzesło przy biurku.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł. Spójrz tylko na ten stos różnych materiałów, które… - Dymitr przytknął mu do ust palec, szepcząc seksownie „ciii”, po czym wolną ręką złapał go za dłoń i z uwodzicielskim uśmiechem pociągnął w swoją stronę. Michael widocznie skapitulował, bo podniósł się z miejsca i poszedł za kochankiem do łóżka, gdzie został gwałtownie popchnięty i ogarnięty ramionami Dymitra. Starszy wampir wpił się w jego wargi i zdarł z niego koszulę, rozrywając materiał. Michael sapnął z zaskoczenia i złapał kochanka za boki, przesuwając zachłannie dłońmi po materiale jego ubrań. Sam by je z niego zdarł, ale wiedział, że koszula, którą właśnie Dymitr miał na sobie, była jedną z jego ulubionych. I tylko dlatego się powstrzymał.
- Brakuje mi rozrywki – powiedział starszy wampir, gdy oderwał się od Michaela. Zaraz potem w swoim super szybkim tempie zdjął z siebie koszulę i na powrót przylgnął do kochanka. Ten przewrócił go na plecy i sam nad nim zawisł, by rozpiąć mu spodnie. Gdy mu się udało, Dymitr pozbył się ich szybko razem z bielizną i pomógł ściągnąć kochankowi spodnie, kiedy ten zdejmował z siebie buty. Robili to tak szybko, że nikt normalny nie byłby w stanie wszystkiego dokładnie dostrzec. Gdyby tak było, pewnie by się pośmiał, bo w tej konfiguracji wyglądali naprawdę zabawnie. Nie trwało to jednak długo, a w chwili, gdy uporali się z przeszkadzającym odzieniem, natarli na siebie z namiętnością. Dymitr oplótł kochanka nogami w pasie, kiedy ten podniósł się i w niewiarygodnym tempie oparł go o ścianę. Trzymał go pod tyłkiem i zaczął całować po szyi, kiedy Dymitr obejmował go za kark i z głośnymi westchnieniami przyjmował kolejne pocałunki. W końcu jedną ręką złapał Michaela za policzek, a ten oderwał usta od zaznaczonej już w kilku miejscach skóry i spojrzał na niego z pożądliwym uśmiechem. Dymitr odpowiedział mu podobnym, po czym ponownie to on zainicjował pocałunek. Od razu też wsunął język między wargi kochanka. Całowali się jak opętani, a Michael co raz zmieniał miejsce ich położenia. W końcu wylądowali na łóżku. Nadzy. Spragnieni. Podnieceni. Dymitr rozsunął nogi przed kochankiem, a ten ułożył się między nimi i przesunął dłonią po jego pośladku.
- Nawilżenie? – zapytał Michael. Starszy wampir rozejrzał się po pomieszczeniu, po czym wskazał szafkę po drugiej stronie pokoju. – Serio? – parsknął Michael, po czym zniknął na chwilę, by zaraz wrócić do kochanka z buteleczką olejku. – Takie rzeczy powinieneś trzymać przy łóżku. – dodał kochanek, po czym cmoknął go w usta.
- Jakby to był dla nas jakiś problem – powiedział z rozbawieniem Dymitr. Michael rzucił mu jeszcze jedno rozbawione spojrzenie, po czym odkręcił fiolkę i rozlał ją na palcach. Wtedy starszy wampir rozłożył szerzej nogi i bardziej wystawił się do kochanka.
Przygotował go sprawnie i stosunkowo szybko, po czym nie ociągając się, chwycił go pod kolanami i wszedł w niego płynnie, wyrywając mu z ust głośny jęk. Ten złapał się pościeli i patrzył spod przymrużonych powiek na mężczyznę z wciąż rosnącym pożądaniem. Kochał tego drania. Michael od razu zaczął ruszać się tak szybko, że materac, na którym leżeli omal nie wypadł poza łóżko. Spojrzał na Dymitra, po czym zgiął go w pół i pocałował od razu głęboko. Starszy wampir złapał go za szyję i oddał pocałunek najgoręcej, jak umiał. Z każdą kolejną chwilą był coraz bardziej rozpalony. Czuł się tak tylko wtedy, gdy pił krew i kiedy uprawiał seks. I uwielbiał to uczucie. W końcu musiał zacząć sobie trzepać, bo nie wytrzymywał ciśnienia.
Obaj doszli stosunkowo szybko, a kiedy skończyli, powtórzyli to jeszcze dwa razy, by dopiero po trzech genialnych rundach wrócić do swoich obowiązków.


***


Ryan wciąż nie czuł się zbyt komfortowo w towarzystwie Claudiusa. Odkąd ten objął funkcję naczelnika państwa, miał dużo obowiązków, więc co za tym szło, Ryan rzadziej go widywał. Na jego nieszczęście dzisiaj było nieco inaczej. Grali z Patrickiem w karty, kiedy ten przyszedł i oświadczył, że chętnie się do nich dołączy. I o dziwo nie tylko Ryan przyjął to z niewielkim entuzjazmem. Nawet Patrick wydawał się być średnio zadowolony, choć całkiem nieźle to ukrywał. Grali z dobrą godzinę, kiedy mężczyzna oznajmił, że musi gdzieś pójść i chce, by Patrick mu towarzyszył. Książę zgodził się, nie chcąc dodatkowo denerwować kochanka. Kochanka, z którym nie spał od ostatniego incydentu. Wykręcał się wszelkimi możliwymi sposobami. Póki co, skutkowało.
Nagłe wyjście Claudiusa z Patrickiem u boku poskutkowała tym, że chłopak został sam w opustoszałej bibliotece. Jednak nie na długo, bo moment później do środka wkroczył Will. Gdy zobaczył przyjaciela, zastygł w miejscu, nie do końca przekonany, czy powinien wchodzić. Ich relacje nadal były nieco skomplikowane, choć rozmawiali już jak ludzie. I przynajmniej starali się sprawiać pozory zwyczajnych kumpli.
- Nie przeszkadzam? – zapytał w końcu William, nie za bardzo wiedząc, jak się w tej sytuacji zachować.
- Pewnie, że nie. Wchodź – odpowiedział luźno Ryan, choć sam poczuł się odrobinę nieswojo. Już miał wystarczającą dawkę stresu na dziś, w postaci przebywającego obok Claudiusa. Will posłał mu delikatny uśmiech i zamknął za sobą drzwi, po czym ruszył w stronę przyjaciela. Usiadł naprzeciw niego w wygodnym fotelu i zerknął na stoliczek, gdzie leżały porozkładane karty.
- Grałeś w pojedynkę? – zażartował Will, domyślając się, że ktoś musiał mu chwilę wcześniej towarzyszyć.
- Niestety nie – odpowiedział chłopak i skrzywił się mimowolnie. Książę zmarszczył brwi, przybierając pytającą minę. Wtedy Ryan posłał mu jeszcze jedno zrezygnowane spojrzenie i kontynuował. – Grałem w karty z Patrickiem, kiedy dosiadł się do nas Claudius. – Will pokiwał głową w zrozumieniu, po czym zapytał:
- Gdzie teraz są? – Ryan posłał mu kpiący uśmiech, na co Will nieco spąsowiał. Co jak co, ale nie zamierzał myśleć o swoim bracie w kategoriach: „Rucha się z Claudiusem”. To go przerastało. Nie było to tajemnicą, ba, Will zdążył się przekonać, że w zamku niewiele rzeczy było w stanie pozostać nieodkryte. Choćby jego kilka nocnych spotkań z czarodziejem. Mimo, że byli bardzo subtelni i ostrożni, to plotki niebywale szybko się rozniosły.
- Już wolę towarzystwo Feliksa, niż tego cholernego drania – dopowiedział Ryan i podrapał się pod okiem. Will uśmiechnął się na słowa chłopaka. Tak, Ryan faktycznie musiał nie znosić Claudiusa, bo przecież Feliksa również nie darzył sympatią. Nawet jej cholernym gramem. – A tak w ogóle słyszałem, że spędzacie ze sobą wieczory. W łóżku też jest taki stoicki, jak na co dzień? – Will wybałuszył na niego oczy i poczerwieniał gwałtownie.
- Ryan! – krzyknął, by choć odrobinę ukryć zażenowanie. Nadaremnie.
- No co? Jestem kurewsko ciekawy – dodał z kpiącym uśmieszkiem. Will rzucił mu podobne spojrzenie, choć doprawione o oczywiste zażenowanie i ogromne wypieki na policzkach.
- Jeśli musisz wiedzieć, to nie. Wtedy nie jest stoicki. – Obaj parsknęli śmiechem.
Rozmawiali jeszcze przez dobrą godzinę, chyba pierwszy raz tak swobodnie odkąd nastał między nimi konflikt. William wypytywał go o to, jak sobie radzi z swoją przemianą, na co Ryan odparł, że idzie mu całkiem nieźle, choć trudno mu się pożegnać z normalnym jedzeniem. Nie oszczędził mu nawet pytań w kwestii jego erotycznych przygód, jakby śmiał, skoro nawet przyjaciel mu nie podarował. Ryan miał dużo mniejsze opory, żeby mu to opowiadać. Właściwie znikome, spiął się jedynie, kiedy William zasugerował, czy aby przypadkiem nie dzieje się między nim, a Patrickiem coś więcej, skoro spędzają ze sobą tyle czasu. Chłopak wyjaśnił mu jedynie, że Patrick ma problemy z Claudiusem i potrzebuje trochę więcej normalnego towarzystwa. Will przyjął to do siebie, nie wypytując o nic więcej, bo też nie chciał się wtrącać w intymne sprawy brata. Nie zdążyli się jeszcze do siebie na tyle zbliżyć, by miał potrzebę wiedzieć o jego problemach. W ogóle Patrick był przy nim zawsze spięty i rzadko kiedy rozmawiał z nim o byle czym. Ograniczał się do krótkich wymian informacji co do lekcji czy pogody panującej na zewnątrz. Prawdopodobnie nawet to by sobie darował, gdyby nie to, że zaprzyjaźnił się z Ryanem.
- A jak się czuje nasz drogi czarodziej? – zapytał ponownie o Feliksa, bo chciał jeszcze pomęczyć Williama jego osobą.
- Raczej kiepsko. Z resztą, czemu tu się dziwić? – odpowiedział Will z grymasem poirytowania na twarzy. Ryan zmarszczył zdziwiony brwi i zadał przyjacielowi kolejne pytanie:
- Co masz na myśli? – Will rzucił mu jeszcze jedno spojrzenie, jakby się wahał, czy mu powiedzieć, jednak ostatecznie westchnął i zaczął mówić:
- Zapytałem go, gdzie był, a on odpowiedział, że u Nemezji. – Nie umiał ukryć poirytowania. – Gdyby jeszcze pieprzył się z kimś obcym, ale ona? To babsko ewidentnie coś do niego czuje. – Niemal warknął i potarł nasadę nosa. Marszczył brwi i nos, tak jak zawsze wtedy, gdy był czymś wybitnie zdenerwowany. Ryan uśmiechnął się mimowolnie pod nosem. Zazdrosny William to był widok doprawdy rzadki. Właściwie miał okazje widzieć go w takim stanie po raz pierwszy. – W dodatku zaproponował, byśmy popołudniu wybrali się na północ, do granicy Veronii, gdzie rośnie Drzewo Wróżów. I mam dać mu znać. A jestem na niego tak potwornie wściekły, że nie wiem czy dam radę z nim iść i udawać, że wszystko jest okej – dokończył z ciężkim westchnieniem i głębiej zapadł się w fotelu. Ryan przyglądał mu się z uwagą, po czym uśmiechnął i odpowiedział chłopakowi:
- To zrób tak, żeby nie myślał o nikim innym, poza tobą. Oczaruj go. – Will rzucił mu zdziwione spojrzenie i odpowiedział:
- Jasne – prychnął. – Nie potrafię! – Odwrócił spojrzenie od przyjaciela i zwrócił wzrok w stronę okna.
- Uwierz mi, że potrafisz. – Książę drgnął na te słowa. Nie odważył się jednak wrócić spojrzeniem w stronę przyjaciela. Cisza jednak nie trwała długo, bo po chwili usłyszeli pukanie, a moment później drzwi uchyliły się i stanął w nich Feliks. Wyglądał już dużo lepiej, niż samego rana.
- Wszędzie cię szukałem – rzekł w stronę Willa. Zmarszczył lekko brwi, widząc go w towarzystwie Ryana. Skłamałby, gdyby powiedział, że go to ani trochę nie zirytowało. Bo on czekał na chłopaka niemal cały dzień, a ten siedział sobie i najwidoczniej świetnie się bawił, nie racząc go nawet poinformować, że nie ma zamiaru z nim iść. Will za to cały się spiął i wstał pośpiesznie z miejsca. Wygładził dłońmi spodnie i odpowiedział mężczyźnie nieco napiętym głosem:
- Wybacz, zasiedzieliśmy się. – Feliks pokiwał głową, zachowując swoją stoicką postawę. Resztkami sił ogólnie.  Źle się czuł, ale naprawdę chciał spędzić z chłopakiem czas. I kiedy już coś zorganizował, ten żałośnie się wykręcał.
- Jeśli nie chcesz iść, to… - zaczął czarodziej, jednak przerwał mu… Ryan.
- Chce iść. I już idzie. – Will spojrzał na niego nerwowo, po czym zwrócił wzrok w stronę mężczyzny i pokiwał głową z nieco wymuszonym uśmiechem. Był zdrowo zdenerwowany. I w ogóle nie spodziewał się czegoś takiego po Ryanie. I nie tylko on był w szoku. Nawet Feliks nie powstrzymywał się przed uchyleniem ust i uniesieniu brwi wyżej, niż norma przewiduje. W końcu jednak zamknął buzię i uśmiechnął się delikatnie, po czym odparł zadowolony:
- W takim razie czekam na zewnątrz przy powozie. – I wyszedł. Zostawiając oniemiałego Willa z Ryanem, który patrzył na niego z usatysfakcjonowanym uśmiechem.
- Nie musiałeś tego robić – powiedział książę nieco zdenerwowany sytuacją. Ryan pokiwał przecząco głową i odparł z niegasnącym uśmiechem:
- Uwierz mi, że musiałem. Widzę, co się dzieję. Zależy ci. Więc weź się do roboty i skradnij mu w końcu to skamieniałe serce. – Popchnął go lekko w stronę drzwi. Will zaśmiał się trochę sztywno. Ostatecznie pokiwał głową i wyszedł z biblioteki. Nim zamknął za sobą drzwi posłał przyjacielowi jeszcze jeden uśmiech. Będzie mu musiał kiedyś podziękować.
Gdy trafił do sypialni, przebrał się w cieplejsze ubrania najszybciej jak umiał, po czym wciągnął wysokie, skórzane buty i ruszył na dziedziniec. Zobaczył czarodzieja również porządnie ubranego, stojącego zaraz przy czarnej jak noc karecie. Dwa białe konie stały spokojnie i oczekiwały na polecenia woźnicy, siedzącego na swoim miejscu. Kiedy dostrzegł Williama, zerwał się z miejsca i otworzył drzwi wozu, czekając, aż mężczyźni zajmą swoje miejsca. Will zatrzymał się jeszcze przed Feliksem i spojrzał na niego spokojniej. Choć nadal był zdenerwowany i ogólnie niezbyt przekonany co do tej wyprawy. Czarodziej posłał mu seksowny uśmiech, a ręką wskazał wnętrze powozu. Will wyminął go i wszedł do środka, dziękując woźnicy i czekał na Feliksa, który już moment później siedział naprzeciw niego. Chwilę potem konie ruszyły, szarpiąc nieco wozem. Will nie wiedział, gdzie podziać oczy, ani co powiedzieć. Był totalnie skołowany. Wpatrywał się w swoje dłonie i czekał. Modlił się, żeby Feliks się odezwał.
- Lubisz grać w karty? – usłyszał, dochodząc do wniosku, że jego modlitwy zostały wysłuchane. Podniósł wzrok na mężczyznę i odparł nieco nieskładnie.
- N-nie… To znaczy tak, ale… nie graliśmy z Ryanem. Gadaliśmy. Tam leżały karty, bo on grał. Ale nie sam, bo… grał z Patrickiem. Potem przyszedł Claude, ale sobie poszli. I ja przyszedłem. My gadaliśmy. Ale lubię grać. Chociaż nie jakoś specjalnie… a co? – Feliks przyjrzał mu się uważniej, mając ochotę zapytać, czy na pewno wszystko w porządku. Powstrzymał się jednak, widząc zdruzgotaną minę Williama.
- Tak pytam, z ciekawości – odparł, a po krótkiej chwili dodał. – Sam czasem grywam, w gospodach. – Will pokiwał głową. I nastała cisza. Milczeli przez dobre kilkanaście minut, obserwując widoki zza okna. Zwłaszcza Will, który przez cały ten czas nawet na zerknął na mężczyznę. Było dziwnie. Zazwyczaj mieli tematy do rozmowy. No ale zawsze rozmawiali o sprawach związanych z czarami, królestwem i o nim samym, gdy mężczyzna go trenował. W zasadzie trochę mu tego brakowało. Znał już wszystkie podstawy, więc rzadko uczył się magii. Zakuwał, jak w liceum o historii, ale już nie Stanów Zjednoczonych, a Krainy Pięciu Królestw. – Jeśli nie chcesz jechać, możemy zawrócić – odezwał się w końcu Feliks, nieco zatroskany jego ponura miną. Wtedy też Will spojrzał na niego z niepokojem i od razu zaczął zaprzeczać.
- Nie, nie! Jedźmy, jestem ciekawy, co z Drzewem Wróżów – powiedział, choć nawet samego siebie nie umiał przekonać. A co tu dopiero mówić o doświadczonym i wiekowym czarodzieju. Feliks jednak nie zamierzał go przekonywać, by wrócili do zamku. Nie taki był jego cel. Chciał, by chłopak się rozluźnił. Żeby mogli pogadać, jak zwykli to robić. Bez niepotrzebnego stresu i niechcianej konsternacji.
- Jeśli o nie chodzi, dowiedziałem się, że nie ma żadnych oznak, by zaczęło kwitnąć – powiedział czarodziej, wprawiając Williama w zdziwienie.
- To dlaczego tam jedziemy? – zapytał kompletnie zbity z tropu. – Skoro wiesz, że nie zakwitło – dodał dla jasności. Czarodziej zagarnął dłonią włosy do tyłu i odpowiedział spokojnie:
- Bo to piękne miejsce. Chcę, żebyś je zobaczył. – Will zamrugał kilka razy, zbierając i układając  w głowie wszystko to, co usłyszał. Feliks dowiedziałem się o wszystkim dzisiaj od jednego z strażników, który kilka dni temu miał w tamtych okolicach dyżur. - Jednak nie mówię, że coś w tym czasie nie mogło się zmienić. W każdym razie sprawdzimy to. I przy okazji trochę się rozerwiemy – dokończył z lekkim uśmiechem. Nadal był nieco blady, dlatego Will po dłuższej chwili zapytał go:
- Jak się czujesz? – Czarodziej przeniósł wzrok z drzew, które mijali jadąc drogą w środku lasu, na chłopaka.
- Lepiej, dziękuję. – Will pokiwał głową i posłał mu delikatny uśmiech. – Jak ci minęły lekcje z panem Charlesem? – zapytał swobodnie, chcąc zacząć z nim rozmowę. Jemu też brakowało chłopaka. Jego interesujących pytań, reakcji, uśmiechów, humoru.
- W porządku. Dzisiaj zadawał więcej pytań, a mniej mówił. Było nawet ciekawie, choć Patrick jak zwykle najwięcej się chwalił swoją wiedzą. Bywa przemądrzały, nawet bardziej od wszystkich moich nauczycieli razem wziętych – poskarżył się, jednak z nieniknącym uśmiechem. Feliks zaśmiał się krótko, wyobrażając sobie wygłaszającego monolog Patricka.
- Nawet ode mnie? – zapytał z zaczepnym uśmiechem. Will uniósł dłoń i przytknął ją do brody, niby w zastanowieniu.
- Właściwie… Nie, ciebie nie pobił. – Parsknęli śmiechem, od razu czując się o wiele spokojniej.
- Chyba ci ulżyło, skoro nie mamy już razem lekcji – powiedział czarodziej. Był rozbawiony słowami Willa, ale zaraz poczuł, że może on nie odczuwa tak bardzo braku ich wspólnych lekcji czarów. Jednak Will zaprzeczył, kiwając głową na boki, po czym odpowiedział:
- Szczerze mówiąc, brakuje mi tego. Odkąd przebywamy w zamku, obaj zajmujemy się innymi sprawami i nie spędzamy ze sobą tyle czasu, co wcześniej. – Feliks był tymi słowami nieco zdumiony. To były miłe słowa, jakich dawno nie miał okazji słyszeć. Zwłaszcza od Willa, który przez ostatni czas przechodził „trudny okres”.
- Jestem mile zaskoczony – odpowiedział jedynie mężczyzna, nie do końca wiedząc, co mógłby jeszcze dodać. Posłał chłopakowi szerszy niż zwykle uśmiech i ponownie wyjrzał przez okno. Zdążyli wyjechać z lasu i trafić na puste pola, przez które prowadziła wybrukowana droga. Z daleka było widać wioskę, jednak niedużą.
- To nadal obszar Sarihmas? – zapytał Will. Feliks pokiwał głową, a po chwili odpowiedział:
- Owszem. Jednak to ostatnia wioska w odległości od granicy. Ludzie nie chcą osadzać się w pobliżu Veronii w obawie o własne życie. Tak jest już od pokoleń – dokończył. Will słuchał go z uwagą, a po każdym zdaniu mężczyzny miał coraz więcej pytań.
- Mają ku temu powody? – Czarodziej zerknął na niego i ponownie zaczął mówić.
- Na dzień dzisiejszy nie. Jednak tak się przyjęło. Ze dwa tysiąclecia wstecz wampiry wymordowały wszystkie graniczne osady, a nawet zaczęły wkraczać w głąb państwa. Wtedy jeszcze nie posiadały rządu, sformalizowanego państwa, ani prawa. Żyły na tamtych ziemiach od pokoleń, wolne od wszelkich zobowiązań. To się jednak zmieniło po wojnie, kiedy zaczęły być tępione przez pozostałe rasy. Pod naciskami innych królestw wzięły się w garść i stworzyły państwo. Krwiopijcy mieli także dodatkowy pakt z Wróżami, który na mocy zaklęcia powodował, że krew dla obu stron była niezbyt dobra – dokończył spokojnie.
- Kiedyś podaliście mi krew Michaela. Gdy byłem poważnie zraniony – powiedział Will. Zainteresował go ten temat.
- Nie wiem, czy pamiętasz, ale nie zareagowałeś pozytywnie. Uleczyła cię, ale przyczyniła się do innych mało przyjemnych doznań. – Will pokiwał głową ze zrozumieniem.
- A co w takim razie z wampirem, który napije się krwi wróża? – Feliks odwrócił spojrzenie od okna, bo i krajobraz zrobił się dużo bardziej monotonny, a przed sobą miał zdecydowanie ciekawsze widoki.
- Ma nudności, bóle brzucha. Zazwyczaj nic groźnego, choć raczej żaden niezdesperowany wampir nie kusi się na coś podobnego. Mimo wszystko Ryan spróbował. I żyję. Więc śmiertelna nie jest. – Will poprawił się na miejscu. Miał nadzieję, że są już niedaleko, bo bolały go pośladki.
- Słyszałem o akcji „wyssę Patricka do ostatniej kropli” – rzucił z kpiącym uśmiechem, a kiedy zorientował się, co powiedział, wybuchnął śmiechem. Potem zaś zaczerwienił się gwałtownie i kiedy pierwsze emocje z niego opadły, odważył się spojrzeć na czarodzieja. Który był zdrowo rozbawiony. Co prawda nie zapowietrzył się jak William, mimo to trzęsły mu się ramiona, a oczy mocno zmrużyły ze śmiechu.
- Kto to tak nazwał? – zapytał z ciągłym rozbawieniem. Will popatrzył na niego i oblizał nieco spierzchnięte usta, po czym odpowiedział:
- Michael. – Ponownie zaczęli się śmiać, choć duże spokojniej, niż chwilę temu. – Swoją drogą, zastanawia mnie, czy wrażenie, że Michael niezbyt przepada za moim bratem, ma coś wspólnego z prawdą – powiedział książę. Feliks wsunął ręce do kieszeni ciemnego płaszcza, po czym odparł:
- Powiedziałbym, że nawet wiele. – Rozmawiali ze sobą jak dawniej, choć na mnóstwo innych tematów, bez skrępowania obgadując innych. Tak zleciał im czas, że nawet nie zorientowali się, gdy dotarli na miejsce. Wysiedli z powozu i ruszyli w głąb lasu, w którym podobno znajdowało się Drzewo Wróżów. William z zachwytem obserwował kwitnący las. A Feliks przyglądał mu się, zupełnie oczarowany. Kiedy Will pobiegł za leśnym duszkiem, kompletnie zafascynowany świecącą istotką, Feliks ruszył za nim. Błądzili w gęstwinie, aż maleńki płomyk zniknął. Wtedy czarodziej zbliżył się do chłopaka i odwrócił go w swoją stronę, stając bardzo blisko. Gdy zbliżył się jeszcze bardziej, Will cofnął się powoli, o krok. Feliks wtedy podszedł bliżej, jednak William ponownie mu umknął. Cofał się przed mężczyzną do momentu, aż poczuł za sobą drzewo. Nie zdążył mu umknąć ponownie, bo zaraz poczuł usta czarodzieja na swoich. Przymknął oczy i powoli odpowiedział na pocałunek. Całowali się pomału i czule. Feliks przesuwał leniwie dłońmi po ciele chłopaka, kiedy ten obejmował go za szyję ramionami. Tak bardzo zajęli się sobą, że nie zauważyli, pod jakim drzewem stoją. Gdy odsunęli się od siebie zobaczyli, że na gałęziach pojawiły się pączki kwiatów, których moment wcześniej na nim nie było.
- Obudziłeś je, książę – powiedział czarodziej.

- Nie tylko drzewo, Feliksie – szepnął chłopak i przesunął sugestywnie dłonią po kroczu mężczyzny. 

1 komentarz: