poniedziałek, 12 października 2015

Pirackie uniesienie i analna sokowirówka

Dobry wieczór! Rozdział wraz z początkiem tygodnia, co się chyba za często nie zdarza. Jednak tym razem miałam powód, by tak zrobić, ponieważ właśnie dokładnie rok temu, 12 października 2014 roku dodałam pierwszy rozdział "Welcome to Sarihmas". 

Z tej oto okazji dodaje rozdział, przełomowy, muszę zaznaczyć :D Chciałabym sobie życzyć wytrwałości, by doprowadzić tą historię do końca, a także, by Wasze grono tylko się powiększało i dzieliło ze mą wszystkie przyjemne strony pisania, ale także te gorsze i wspierało mnie, gdy podobne jeszcze kiedyś mi się przytrafią, tak jak niedawno. 

Zapraszam do komentowania! 

Enjoy! :*


Rozdział 21


Ciąg dalszy

Zastanawiał się, jakie brat ma zainteresowania. Po dłuższej chwili zorientował się, że nie myśli o Feliksie, co chyba ostatecznie było dobrym znakiem. Znakiem, że może nie wpadł po uszy. Starał się nawet nie przyjmować do siebie takiej opcji, przecież Feliks był… stary, ale dużo na to wskazywało. Często o nim myślał, tęsknił za nim, fantazjował. Lubił jego zapach, chciał spędzać w jego towarzystwie jak najwięcej czasu. Miewał nawet graniczące o obsesję momenty, kiedy gdzieś wychodził i zastanawiał się, czy może spotka po drodze czarodzieja. Tak dumając i dochodząc do wniosku, że chce, piekielnie chce mu się seksu, dostrzegł, że ktoś się do niego przysiadł. Uniósł głowę i zobaczył dorosłego mężczyznę. Ten właśnie zamawiał kufel piwa, gdy Will przyjrzał mu się dokładniej i dostrzegł, że owy mężczyzna jest całkiem przystojny. Miał jasne włosy, kilkudniowy zarost, mocno zarysowaną szczękę. Ładne łuki brwiowe, szerokie ramiona. Był naprawdę atrakcyjny. Ciekawiło go, co miał pod spodem. Nie mógł zobaczyć za wiele przez warstwy ubrań, jakie facet miał założone, ale już wyobrażał sobie jego nagie ciało. Kiedy zorientował się, co robi, oderwał od niego szybko spojrzenie i napił się dużego łyka z kufla, tym samym kończąc drugie piwo. Mężczyzna spojrzał na niego, najpewniej wcześniej dostrzegając kątem oka jego spojrzenie i uśmiechnął się pod nosem.
– Dlaczego nie tańczysz? – zapytał sympatycznym tonem. Will przełknął ciężko ślinę. Więc zauważył.
– A ty? – zapytał, nieświadomie wdając się w flirt, którego nawet nie planował. Nigdy nie był w tym najlepszy.
– Pierwszy spytałem. Choć przypuszczam, że mamy podobny powód – rzucił pewnym tonem obcy przystojniak. Will uniósł jedną brew i zapytał z lekkim uśmiechem. Piwo na pewno mu w tym pomagało, był tego pewien w stu procentach.
– Doprawdy? A jakiż to według ciebie? – Mężczyzna uśmiechnął się do niego szerzej i odpowiedział z nieniknącą pewnością siebie.
– Obaj jesteśmy tutaj sami. – William parsknął cicho, rozbawiony.
– Muszę cię rozczarować. Ja nie przyszedłem sam – odpowiedział i zamówił kolejne piwo. Mężczyzna obok zmarszczył lekko brwi, zdziwiony, jednak nie zamierzał odpuścić. Gdy Will wyciągał kolejną monetę, ten ponownie się odezwał.
– Gdzie więc pani twego serca? – Słysząc te słowa roześmiał się głośno i upuścił woreczek z złotem na ziemię. To na szczęście się nie rozsypało. Już miał sięgnąć po zgubę, kiedy uprzedził go w tym interesujący przybysz. Will nadal chichotał. Słowa tego faceta niesamowicie go rozbawiły. Aż tak, że w kącikach oczu stanęły mu na moment łzy.
– Źle się zrozumieliśmy. Przyszedłem tu z przyjaciółmi – odpowiedział z ciągłym rozbawieniem widniejącym na młodej i już odprężonej twarzy. Ten alkohol był zbawienny. Mężczyzna obok uśmiechnął się z zadowoleniem i położył na udzie Williama sakiewkę, swojej dłoni przy tym nie zabierając. Patrzył na chłopaka intensywnym spojrzeniem, przez co Will poczuł spore uderzenie gorąca. Sytuacja dopiero teraz mu się rozjaśniła, więc wciągnął głębiej powietrze i odpowiedział mężczyźnie podobnym spojrzeniem. Miał przynajmniej taką nadzieję. W rzeczywistości pewnie przypominał właśnie alpaka, albo jakąś rozochoconą lamę. Naprawdę chciał seksu. Pragnął tego, jak kąpieli i snu po całodniowym treningu z Feliksem. Właśnie… Feliks. Szybko jednak wyparował z jego głowy, kiedy blondyn przesunął dłonią z woreczkiem w ręce po całej długości uda chłopaka, aż na jego krocze. Książę ostatkiem sił powstrzymał cisnący mu się na usta jęk.
– Więc może ja ci potowarzyszę? – Will sapnął jedynie cicho i odpowiedział trochę drżącym głosem.
– Byłoby miło. Pozwolisz jednak, że najpierw dopiję. – Mężczyzna przytaknął i sam napił się z swojego kufla. Zabrał też rękę z krocza chłopaka. William od razu wrzucił woreczek do kieszeni płaszcza. Wziął duży łyk piwa. Tak. Potrzebował alkoholu.
– Nie jesteś stąd, prawda? – zapytał mężczyzna. Miał na palcach kilka sygnetów, co Williamowi się niezwykle spodobało. Gdy usłyszał pytanie blondyna, zastanowił się szybko, co mógł odpowiedzieć.
– Owszem, nie – Uznał, że to będzie bezpieczniejsze. Miał nadzieję, że facet nie będzie zbyt dociekliwy. Jednak się przeliczył.
– A skąd, jeśli można wiedzieć? – Ciężko mu się myślało przez alkohol. Wiedział jednak, że nie może palnąć jakiejś głupoty.
– Nie z tej krainy – odpowiedział z zaczepnym uśmiechem, błagając w myślach, by facet zrozumiał sugestię pod tytułem „NIE CHCĘ O TYM GADAĆ”. Ten w końcu widać załapał, bo odpowiedział jedynie:
– Rozumiem. Jestem Kilian – przedstawił się i wyciągnął dłoń do chłopaka. Ten podał mu rękę i odpowiedział niewiele myśląc.
– Will – Kilian puścił jego rękę i upił łyk piwa. – Czym się zajmujesz? – zadał pytanie, by nie trwali w ciężkiej ciszy, przerywanej innymi odgłosami z karczmy i muzyką, jaką grała kapela. Była całkiem skoczna i porwała do tańca większą część gości.
– Handlem. Morskim, należy nadmienić – William już prawie kończył trzeci kufel. Szumiało mu w głowie i czuł lekkie otępienie. Ale rozmawiać jeszcze umiał. Zmarszczył lekko brwi, słysząc odpowiedź mężczyzny.
– Gdzie tutaj jest port? – Blondyn zaśmiał się krótko. Przeczesał jasne włosy palcami i odpowiedział rozbawionym głosem.
– Widać, że nie jesteś tu zbyt długo. – William poczuł lekkie wypieki na policzkach. Że też nie zwrócił na to wcześniej uwagi. – Port znajduje się dwie ulice dalej. Żeby dostać się do morza, trzeba przepłynąć rzekę Voron, jednak zajmuje to jedynie kilka dni. Jak się tu dostałeś, skoro nie statkiem? – William czuł, że zaraz mogą paść niechciane pytania, więc dopił szybko piwo i wstał z miejsca.
– To długa historia. – Kilian już chwilę temu skończył pić swoje, więc Will liczył, że nie będzie się ociągał. – Może zajmiemy się czymś innym? – zapytał z czarującym uśmiechem. No przynajmniej w to wierzył. Z tyłu głowy wciąż mu tkwił obraz śmiejącej się lamy. Skrzywił się w duchu, choć zewnętrznie nie wychodził z roli. Blondyn odpowiedział mu takim uśmiechem, że aż mu kolana zmiękły. Żeglarz wstał z miejsca, płacąc jeszcze należną kwotę gospodarzowi, po czym ruszył przodem w stronę wyjścia. William poszedł za nim, przeciskając się przez tłum pijanych ludzi. Cieszył się jedynie, że nie musieli przechodzić obok tańczących gości, bo wyjście znajdowało się po przeciwległej stronie. Nagle poczuł na przedramieniu uścisk, więc odwrócił się zdziwiony i moment później zrobił jeszcze bardziej zaskoczoną minę.
– Co tu robisz, William? – zapytał poważnym tonem Feliks. Kilian, dostrzegając, że ktoś zatrzymał jego nocną zdobycz, podszedł do niego, chcąc zbadać, co się dzieje.
– Ja… Jestem w gospodzie – odpowiedział niemądrze. Feliks jednak nie był rozbawiony, tak jak mężczyźni siedzący obok niego przy stole. Przysłuchiwali się zaciekawieni, z kim rozmawia ich hojny towarzysz.
– Tak, widzę. I widzę również, że z ciekawym towarzystwem – rzucił czarodziej, patrząc niechętnie na Kiliana. Ten obdarzył go równie nieprzychylnym spojrzeniem, po czym odezwał się zirytowanym tonem.
– Zostaw chłopaka, idzie ze mną – Feliks wstał z miejsca, puścił rękę Williama i zbliżył się do blondyna.
– Mylisz się, nie idzie. Nie będzie zadawał się z piratem – Will wyszczerzył oczy w zdziwieniu i podparł się stołu, inaczej runąłby na ziemię. Pirat…? Jasna cholera, w co on by się wpakował?
– A kim ty jesteś, żeby za niego decydować? – zapytał już zdrowo wkurzony Kilian. Feliks nie wydawał się być bardziej opanowany. Zbliżył się bardziej do mężczyzny i z zaciętą miną warknął w jego stronę.
– Nie twoja sprawa. Zjeżdżaj stąd, piracie. – Blondyn patrzył na niego wrogo przez kilka sekund, ale ostatecznie skapitulował, rzucając jeszcze jedno spojrzenie Williamowi, po czym wyszedł z gospody szybkim krokiem.
– Feliks, ja… – Czarodziej jednak nie pozwolił mu dokończyć. Złapał go za rękę i odciągnął w kąt sali. William chwiał się trochę na nogach, więc czarodziej nie puścił go, choć miał ogromną ochotę przerachować mu kości.
– Sam przyszedłeś? – zapytał, zdenerwowany. William przetarł twarz dłonią. Było mu trochę słabo, bał się, że będzie rzygać. I to po trzech piwach! Odchrząknął, bo nie mógł wydobyć z siebie głosu. Uniósł spojrzenie na twarz Feliksa i odpowiedział zdenerwowanym głosem.
– Nie… Z Ryanem i Patrickiem. – Czarodziej pokiwał głową, posadził Williama na krześle, po czym zniknął w tłumie. Rozejrzał się za chłopakami i dostrzegł ich przy jednym z stołów w towarzystwie młodych dziewcząt. Podszedł do nich i poinformował ich, że zabiera Williama do zamku, bo ten źle się poczuł. Ryan od razu chciał pójść z nim, ale uspokoił go, że to nic poważnego i w końcu chłopak zdecydował się jeszcze zostać. Wrócił do Williama i wciągnąwszy na siebie płaszcz, wyszedł z nim na zewnątrz. Kiedy w chłopaka uderzył chłód nocy, od razu otrzeźwiał na tyle, by ustać samodzielnie w pionie.
– Może się aportujemy? – zapytał z nadzieją w głosie. Było przeraźliwie zimno, aż zatrząsł się niekontrolowanie. Feliks jednak pokiwał przecząco głową.
– W twoim stanie to niewskazane. Nie jesteś odpowiednio skupiony. Dlatego musimy wrócić pieszo – odpowiedział czarodziej i ruszył powoli przed siebie. William powłóczył za nim nogami. Kiedy go zobaczył w gospodzie, aż mu serce podskoczyło do gardła.
– Ten facet, Kilian… To naprawdę pirat? – zapytał z podekscytowaniem. Feliks obejrzał się na niego i rzucił mu groźne spojrzenie.
– A to takie ważne? – odpowiedział pytaniem na pytanie, czując narastający gniew. Też sobie znalazł towarzysza, doprawdy. Pirata, grabieżcę i przestępcę. William zrównał się z nim krokiem i kontynuował.
– Nie, w zasadzie nie… jestem tylko ciekawy – odparł spokojnie. Wiał zimny wiatr, smagając go po twarzy i sukcesywnie rozbudzając. Feliks naciągnął na głowę kaptur i wsunął dłonie do kieszeni. Mógłby rzucić jakieś zaklęcie, ale sam też trochę wypił i nie chciał zrobić sobie czy Willowi krzywdy.
– Naprawdę chciałeś z nim pójść? – zapytał Feliks, nim ugryzł się w język. Głupie pytanie. Skoro poszedł, to pewnie chciał! William milczał przez dłuższą chwilę, więc czarodziej zaczął podejrzewać, że może nie słyszał jego pytania. Przeliczył się jednak, bo Will w końcu wydukał z siebie.
– Był nawet miły. – Szli krótszą drogą, która prowadziła do mostu. William już go widział z daleka. Robił naprawdę piorunujące wrażenie. Sam zamek może nie był jakiś przesadnie wielki, ale to, że znajdował się na wzniesieniu dodawało mu monumentalności.
– Powinieneś być ostrożniejszy. To kompletna szumowina! – Niemal krzyknął wzburzony czarodziej. Wziął głęboki oddech i odetchnął, czując jak zimne powietrze go uspokaja. William już mu nie odpowiedział, widząc, że Feliks naprawdę się wkurzył. I najwidoczniej miał powód. A Will chyba pierwszy raz od zawsze kierował się kroczem, nie mózgiem. No nie licząc tego nieszczęsnego razu, gdy szczytując wołał Feliksa… Wolał już tego nie roztrząsać.
Noc była zimna i wydawało się, że zaraz może zacząć padać. Było już bardzo późno, spokojnie po północy, więc jedynie latarnie dawały jakiś widok na drogę. Nocne, zasnute chmurami niebo tylko upewniało w przekonaniu, by lepiej zaszyć się w domu i nie wychodzić nigdzie bez potrzeby. Nie minęło wiele czasu, kiedy deszcz lunął z nieba, mocząc ich w jedną chwilę. Ruszyli biegiem przez ulicę, ale do zamku mieli jeszcze spory kawał drogi. W końcu Feliks rozejrzał się po opustoszałej ulicy za jakimś miejscem, w którym mogliby się zatrzymać.
– Boże, ale ziąb! – Krzyknął William. Lało jak z cebra, przez co obaj przemokli w oka mgnieniu. W końcu Feliks dostrzegł jakąś gospodę i razem wpadli do środka. Na krześle siedział drzemiący staruszek. Gdy usłyszał dźwięk dzwonka, który zabrzęczał wraz z gwałtownym otworzeniem się drzwi, zerwał się z miejsca. Feliks był skrajnie poirytowany. Jeszcze tego im brakowało! Deszcz! Nagle niebo przeciął ogromny piorun, swoim błyskiem rozświetlił nawet zakurzoną izbę. Moment później usłyszeli przeraźliwy grzmot. Kiedy ustał, czarodziej zwrócił się do starszego mężczyzny.
– Chcielibyśmy wynająć pokoje. – William zdjął z siebie przemoczony płaszcz, ocierając twarz rękawem wilgotnej już koszuli. Mężczyzna wstał z miejsca i odpowiedział:
– Pięćdziesiąt złotych monet. – Feliks zacisnął szczękę, nie komentując nawet wygórowanych cen za tak marne miejsce pobytu. Odwrócił się do Williama i powiedział spokojniejszym tonem:
– Daj sakiewkę. – Chłopak wsunął rękę do kieszeni płaszcza, ale nie znalazł woreczka. Nieco zdenerwowany przełknął ślinę i sięgnął do drugiej kieszeni. Jednak i w niej nie znalazł woreczka z złotymi monetami. Jęknął zawiedziony i spojrzał na Feliksa błagalnym wzrokiem.
– Chyba ją zgubiłem. – Czarodziej jedynie sapnął z irytacji. Odgarnął mokre włosy z czoła i odpowiedział z kpiną w głosie:
– Nie zgubiłeś, tylko ci ten… zasraniec zakosił – warknął rozłoszczony. Odwrócił się do staruszka za ladą i zapytał trochę spokojniejszym tonem: – Ile kosztuje jeden pokój?
– Dwadzieścia. – Feliks wyciągnął swoją sakiewkę, przeliczył szybko monety i zdecydowanie nie było ich tyle, ile życzył sobie mężczyzna. – Z resztą, niech pan da, ile ma. Przecież nie możecie zostać na zewnątrz – zlitował się w końcu. Feliks wysypał mu pozostałą zawartość sakiewki na dłoń, podziękował uprzejmie i z kluczem w ręce ruszył na górę. William poszedł za nim. Może nie było tu idealnie czysto, ale przynajmniej ciepło na tyle, że przestał się trząść jak osika na wietrze. Weszli do małego, skromnego pomieszczenia. Od razu zdjęli buty, nie chcąc nanieść wody i błota z zewnątrz. Wyposażeniem pokoju był niewielki stolik, szafa, zlew i, na szczęście, całkiem spore jak na standardy tego miejsca łóżko. Feliks zapalił niemym zaklęciem świecę i zaczął zdejmować z siebie przemoczony płaszcz. Dzięki, nikłemu, ale zawsze światłu, w pokoju zrobiło się przytulniej. Burza, wiatr i deszcz rozszaleli się tak namiętnie, że aż strach było zerkać przez okno, a co dopiero wychylać choćby nos na zewnątrz. William zagapił się na nagi tors Feliksa i robiąc krok do przodu, potknął się o własne nogi. Poleciałby jak długi, gdyby nie ramiona czarodzieja, który w porę złapał go mocno i nie pozwolił upaść. Książę uchylił zaciśnięte mocno powieki i spojrzał na twarz mężczyzny, która w tamtej chwili była tak cholernie blisko. Czuł jego oddech na swojej twarzy i to spojrzenie. Niemal wdzierające się do wnętrza jego duszy. Poczuł kłębiące się w nim uczucie gorąca, mieszającego się z nagłym podnieceniem. Ciepła, naga i wilgotna skóra mężczyzny, przylegająca do jego drżącego ciała przyprawiała go o dreszcze podniecenia. Na moment przestał nawet oddychać. Ponownie przymknął powieki, zbliżył usta do warg mężczyzny i pocałował go, mocniej zaciskając dłonie na jego ramionach. Feliks sapnął zaskoczony, ale nie odepchnął chłopaka. Kompletnie go sparaliżowało, więc pozwolił mu się całować. W końcu wiedziony instynktem i najprawdopodobniej alkoholem w swoich żyłach, oddał pocałunek i przycisnął Williama do siebie mocniej. Chłopak jęknął i zarzucił ramiona na jego szyję. Feliks odetchnął ciężej w usta Willa, nie przerywając pocałunku. Trzymał go mocno w talii, drugą ręką chwycił go za głowę. Wsunął palce w jego włosy, podobnie jak język między wargi, co wywołało u Williama kolejną falę dreszczy przebiegających przez ciało. Tak bardzo tego pragnął, tak mocno chciał go mieć przy sobie blisko. Oderwał się na moment od jego warg, bo musiał zaczerpnąć powietrza. To było tak emocjonujące, że prawie się dusił. Feliks za to starał się pomyśleć trzeźwo, ale to, co zrobił William… Biło wszystkie jego fantazje na głowę. Po prostu nie mógł się oprzeć, choć jakiś głosik z tyłu głowy krzyczał, że będzie tego żałować. Zignorował go i sam ponownie pocałował chłopaka, łapiąc go pod tyłkiem i podnosząc z ziemi. Od razu przeszedł przez pokój w stronę łóżka i położył na nim Willa. Zawisł nad księciem i nie przestając go całować, zaczął zsuwać z niego mokre spodnie. Robili to wszystko w akompaniamencie szalejącej na zewnątrz wichury, deszczu i grzmotów. Chłopak wpatrywał się w niego z niemal żywym ogniem w oczach. Kiedy Feliks odsunął się, by ściągnąć z niego spodnie do końca, William wstał do siadu i zdjął z siebie wilgotną koszulę. Odrzucił ją na ziemię, w ślad za spodniami i bielizną, które moment wcześniej zepchnął z łóżka Feliks. Teraz czarodziej miał przed sobą zupełnie nagiego Williama, chętnego, podnieconego i zupełnie oddanego. Członek zdążył mu już lekko stwardnieć i zwilgotnieć, co niezwykle odpowiadało czarodziejowi. Uśmiechnął się do chłopaka pożądliwie i ponownie wpił się w jego wargi, kładąc się na nim całym ciałem. Sam był jedynie w spodniach, które nieprzyjemnie tarły księcia o nagą skórę, ale sam Will nie zamierzał narzekać. Nie w chwili, kiedy każda komórka jego ciała jęczała z podniecenia i błagała o więcej. William przesunął dłońmi po śniadych i umięśnionych plecach Feliksa, z ciekawością badając jego skórę. Była miękka i ciepła, rozgrzewając zmarznięte ręce chłopaka. Po chwili Feliks złapał go za przedramiona i odciągnął jego ręce, przyciskając je tym samym do pościeli. Przerwał pocałunek i uśmiechnął się do niego bokiem ust, po czym cmoknął go w policzek, szczękę, aż zjechał ustami na szyję i to nią zajął się przez dłuższą chwilę. William westchnął z przyjemności, czując mokre pocałunki na wrażliwej skórze. Mimowolnie otarł się o udo mężczyzny i jęknął głośniej, niż zamierzał. A właściwie nie zamierzał w ogóle. Gdyby Feliks nie trzymał go za ręce, zasłoniłby sobie usta dłonią. Zarumienił się gwałtownie i jeszcze bardziej, kiedy poczuł dłoń czarodzieja na swoim sztywniejącym penisie. Sapnął niekontrolowanie i złapał pościel w pięść. Feliks oderwał się od jego szyi i ponownie zaczął całować go w usta, od razu wsuwając język do środka i namiętnie badając ich wnętrze. William równie chętnie odpowiadał na pocałunek. Podrygiwał biodrami, kiedy z każdą kolejną chwilą masaż Feliksa nabierał na intensywności. Wzdychał w usta czarodzieja i jedną wolną dłonią zaczął rozpinać jego spodnie. Wtedy mag puścił jego drugą rękę, by Will mógł szybciej i sprawniej uporać się z guzikiem i zamkiem. I na wyczucie nie było to takie łatwe, ale w końcu mu się udało. Wtedy Feliks podniósł się do klęczek i zdjął je z siebie wraz z bielizną. Kiedy odrzucił na ziemię niechcianą część garderoby, rozchylił nogi Willowi i ułożył się pomiędzy nimi. Książę usiadł, chcąc mieć lepszy widok na wszystko, co się działo. Czarodziej pochylił się nad kroczem chłopaka i pomasował jego gładkie uda dłońmi. Chwilę później zaczął je całować i muskać końcem języka, przyprawiając Williama o dreszcze podniecenia. Podrygiwał co raz, podobnie jak jego penis, zdając sobie powoli sprawę do czego to zmierza. Feliks chciał mu obciągnąć! Aż sapnął głośno i poruszył niecierpliwie biodrami. Mężczyzna w końcu złapał jego penisa w dłoń, po czym wsunął go sobie do ust i od razu zaczął porządnie ssać. William jęknął głośno i odchylił głowę gwałtownie do tyłu z nagłej przyjemności, jaka go ogarnęła. Wsunął palce jednej dłoni w włosy czarodzieja, nie mogąc złapać tchu. Ten poruszał głową coraz szybciej i pomagał sobie językiem. Brał go prawie całego i w ogóle nie miał z tym problemu. Will czuł, że jeżeli zaraz nie przestanie, to dojdzie lada moment.
– Feliks… Bo nie wytrzymam – wyjęczał i złapał go za bok twarzy. Ten wypuścił członka z ust i uniósł na niego spojrzenie. Niech mówi jego imię częściej w takim stanie. Aż mu członek drgnął gwałtownie, gdy usłyszał głos chłopaka. Otarł usta wierzchem dłoni, po czym popchnął chłopaka na łóżko i złapał go pod kolanami, by podciągnąć nogi w górę. Był tak podniecony, że nie mógł się skupić na zaklęciu przywołującym nawilżenie. A miał je w wewnętrznej kieszeni płaszcza, tak niedaleko. W końcu, po którejś próbie ten znalazł się w jego dłoni. Wyciągnął koreczek i spojrzał na Willa. Miał zamknięte oczy, lekko ściągnięte brwi i oddychał głęboko.
– Jesteś pewien, że tego chcesz? – Zapytał, modląc się do wszystkich bogów, choć nawet w żadnego nie wierzył, by teraz, W TEJ CHWILI, Will się przypadkiem nie rozmyślił. Nic takiego jednak nie miało miejsca. Chłopak uchylił powieki i odpowiedział:
– Niczego wcześniej nie byłem bardziej pewien. – Zabrzmiało patetycznie? Jak skurwysyn. Ale to była całkowita prawda, przed którą Will się bronił wszystkimi siłami, by pod wpływem chwili ulec pożądaniu. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że w podobnej sytuacji był Feliks. I że on też nie mógł się powstrzymać. Czarodziej wylał na palce olejek nawilżający, o nieco magicznych właściwościach, które pozwalały szybciej się rozluźnić. Miał nadzieję, że na Willa też podziałają, bo naprawdę chciał się już w niego zagłębić. Odszukał palcami maleńką, zaciśniętą dziurkę i przełknął ciężko ślinę. Aż wierzyć mu się nie chciało, że Will był wstrzemięźliwy w tych sprawach. A może bardziej, że Ryan się powstrzymywał. On nie dałby rady. Posmarował jego wejście i zaczął je powoli masować, wyrywając z ust księcia głośne westchnienia. Penis chłopaka leżał mu ciężko na podbrzuszu cały sztywny i czerwony, podrygiwał co raz, gdy Feliks mocniej naciskał na jego spiętą dziurkę. Płyn jednak działał idealnie, bo po kilku chwilach Will rozluźnił się na tyle, że czarodziej wsunął w niego pierwszy palec. William jęknął głośno i zacisnął dłonie na metalowym wezgłowiu łóżka. Czarodziej pochylił się nad nim, nie wyciągając z niego palca i pocałował go delikatnie w czoło. Will zawstydził się wyraźnie, ale nie odwrócił spojrzenia, tylko patrzył mężczyźnie w oczy, co tak bardzo bał się uczynić od momentu, kiedy go pocałował. Teraz jednak widział, że Feliks też tego chciał. I to sprawiało mu ogromną przyjemność.
– Nie robiłeś tego często, prawda? – zapytał spokojnie. Wiedział, że musi go dobrze przygotować. Willy go rozczulał, taki delikatny, oddany. Czuł to dziwne kłucie w sercu, więc odetchnął, oczekując na odpowiedź chłopaka.
– Tylko raz. – Feliks uniósł brwi w zdumieniu, po czym uśmiechnął się delikatnie i tak… czule. Zupełnie niepodobnie do siebie.
– Niesamowite – szepnął czarodziej. William objął go i pocałował, nie mogąc dłużej znieść jego spojrzenia. Było takie osądzające. Pewnie śmiał się z niego w duchu, że jest cholerną dziewicą, choć w sumie raz już to robił... Ale co to jest raz?! Prawie nic! Że też wpadł na tak debilny pomysł, by mu się przyznać… Nie miał jednak siły dłużej rozmyślać, bo poczuł w sobie drugi palec czarodzieja. Oderwał się od ust mężczyzny, jęknął głośno i poruszył gwałtownie biodrami, przez co otarł się członkiem o penisa Feliksa. Obaj westchnęli głośno, dmuchając na siebie gorącym powietrzem. Feliks zaczął całować go po szyi, poruszając palcami w przód i w tył, starając się znaleźć mały, wrażliwy punkt, by dać chłopakowi jeszcze więcej przyjemności. Gdy tak snuł ustami po delikatnej skórze chłopaka i wyrywał przy tym z niego kolejne pełne przyjemności jęki, w końcu znalazł to, czego szukał. I z pełną premedytacją pomasował to miejsce gwałtownie, wsłuchując się w przeciągły, głośny jęk Williama. Chłopak złapał go za twarz i przyciągnął do pocałunku, ale chwilę później się oderwał i powiedział:
– Szybciej. – Feliks nie zamierzał zwlekać ani chwili dłużej. Włożył w niego trzeci palec. Na początku poruszał nimi powoli, rozciągając je w nim delikatnie. Po dłuższej chwili zaczął go nimi po prostu pieprzyć, aż poczuł, że jest gotowy i wyciągnął je z niego. Przesunął dłońmi po torsie księcia, zahaczając palcami o twarde sutki, by w końcu przesunąć je na brzuch i pomasować go przez chwilę. Był ładnie wyrzeźbiony, nie przesadnie, ale widocznie. Masował napięte mięśnie, wpatrując się w twarz Willa. On też na niego patrzył. Oddychał szybko i dużo płycej, niż chwilę wcześniej. Miał spore wypieki na policzkach i zaszklone oczy. Feliks uniósł się i ponownie sięgnął po olejek. Wylał go na dłoń i rozmasował po swoim twardym członku, po czym kolejną porcją jasnego płynu posmarował rozluźnioną dziurkę Willa. Chwycił go za nogi i oplótł nimi swoje biodra, po czym złapał swojego penisa i przystawił go do wejścia chłopaka. William trochę się przestraszył, ale tak mocno tego chciał, że odgonił od siebie podobne odczucia. Przełknął głośno ślinę i czekał. Feliks zaczął się w niego powoli wsuwać, czując niemal ogłuszające gorąco i przyprawiającą o dreszcze ciasnotę. Kiedy wcisnął w niego główkę, odsapnął, by powstrzymać się od szybkiego i płynnego wbicia w chłopaka na raz. William już prawie dyszał, ledwo wytrzymując ciśnienie. Gdyby teraz zaczął sobie trzepać, pewnie doszedłby w dwie sekundy. Feliks pochylił się nad nim i pocałował go krótko w usta, po czym wsunął kolejne centymetry. Patrzył na jego twarz z bliska. Nie słyszeli nic, tak bardzo zabsorbowani sobą, nawet przeraźliwej burzy na zewnątrz. Dobił się w nim do końca, wyrywając z niego głośny jęk.
– W porządku? – Wydusił z siebie, trochę przejęty, że mógł mu sprawić ból, ale po prostu nie potrafił już wytrzymać. William pokiwał głową i poruszył biodrami, chcąc go upewnić w tym, że jest okej. Czarodziej zaczął się poruszać, najpierw powoli, jakby badał teren i w sumie trochę tak było. Uśmiechnął się do Williama bokiem ust i przejechał wolną dłonią po jego boku. Potem pomasował jego sutek, wywołując u chłopaka głośniejszy jęk. William zaczął go dotykać. Po plecach, piersi, nawet brzuchu, zachwycając się mięśniami i miękkością jego skóry. Feliks miał cudowne ciało. Boskie. Jego rodzice musieli być piękni. Jednak odepchnął od siebie podobne myśli, od razu zniesmaczony i w ogóle, aż się niemal skrzywił. Skupił się na Feliksie, który pieprzył go coraz szybciej i mocniej. Za każdym razem, gdy trafiał w jego prostatę, William niemal krzyczał. Jeszcze lepiej było, gdy Feliks zaczął mu trzepać. Podniósł się do klęczek i drugą ręką przesunął po jego udzie, aż na pośladek, który pomasował mocno, dysząc coraz głośniej. Will chciał go blisko siebie, ale nie miał nawet siły prosić go, by się nad nim pochylił. Czu zbliżający się orgazm, więc przycisnął mocniej uda do bioder Feliksa i zaczął nimi niekontrolowanie ruszać. Wtedy Feliks puścił jego nogi i podciągnął go do góry. Objął go mocno, przesuwając dłońmi po bladych i szczupłych plecach. Will złapał go za szyję i wtulił twarz w jej zgięcie. Jęczał już nieprzerwanie, czując tak ogromną przyjemność. Poruszał się na członku Feliksa najszybciej, jak umiał, chcąc już tylko dojść i osiągnąć upragnione spełnienie. Feliks ścisnął mocno jego napięte pośladki i odchylił głowę do tyłu, dochodząc z głośnym jękiem. Will sięgnął szybko do swojego penisa i przesunął po nim chaotycznie dłonią, również dochodząc. Zacisnął się na wymęczonym członku czarodzieja, wyciskając z niego resztę soków. Oparł się o niego, wykończony i nabrał gwałtownie powietrza do płuc. Feliks objął go mocno, a po krótkiej chwili puścił.  Kiedy wysunął się z niego powoli, Will położył się na łóżku, a czarodziej opadł obok niego. Nie miał nawet siły sięgnąć po kołdrę, chociaż poczuł, że zrobiło mu się chłodniej. Był cały spocony, podobnie jak William, który już przysypiał z głową wtuloną w poduszkę. Oddychał coraz spokojniej, choć po chwili poruszył się niespokojnie i otworzył oczy. Spojrzał na Feliksa ledwo przytomnie i przysunął się do niego niepewnie. Czarodziej tylko na niego patrzył, bojąc się zrobić czy powiedzieć cokolwiek. Kiedy chłopak do niego przylgnął, po chwili sam objął go ramieniem. Za pomocą magii naciągnął na nich skopaną kołdrę i pocałował chłopaka w czoło. Ten mruknął coś niewyraźnie, najwidoczniej nie mając już siły by powiedzieć cokolwiek dokładnie i niedługo potem zasnął. Za to Feliks wpatrywał się w ciemność, nie mogąc zapaść w sen. Czuł przy sobie to młode, piękne ciało, pełne ochoty do życia, możliwości i pragnień. Czuł przy sobie Willa, który był przyszłym królem. Nie chciał go wypuszczać z ramion, ale odkąd zamieszkali w zamku, uświadomił sobie, że już kiedyś to przerabiał. I nie był pewien, czy przechodzenie przez to wszystko ponownie jest dobrym pomysłem. Wsłuchując się w własne przemyślenia, spokojny oddech Willa i stukot deszczu o parapet, w końcu zasnął, znużony dniem i ostatnią wyprawą, jaką odbył.


1 komentarz:

  1. No w końcu nie ma to jak odwaga po kilku piwach :)

    OdpowiedzUsuń