Enjoy! :D
Rozdział 20
Kolejne tygodnie mijały w kompletnym chaosie. Claudius został
naczelnikiem Sarihmas, bo nie chcieli na razie koronować Williama, z
oczywistego powodu. Jako że starszyzna już nie funkcjonowała, trzeba było
powołać nowych doradców. Miejsce w radzie zajęli wszyscy przywódcy
poszczególnych oddziałów rebeliantów, a także Claudius, Patrick i półkownik
Simon, który dowodził główną siłą armii królewskiej. Problem również stanowili
ludzie, którzy nie mieli gdzie się zatrzymać i nie posiadali żadnych środków do
życia. Kiedy i z tą kwestią się uporano, minął ponad miesiąc. Musieli
zorganizować tym ludziom pracę, za którą mogliby sobie zapewnić nocleg i
wyżywienie. Nie było to łatwe, choćby z powodu częstej niechęci mieszkańców
miasta, którzy niewątpliwie na tym tracili.
Lola i Elaren przestali się na siebie gniewać i zaczęli oficjalnie z
sobą chodzić. Choć nie mieli za wiele czasu dla siebie, to i tak starali się go
spędzać jak najwięcej. Nie miała miejsca ani jedna kłótnia od czasu incydentu w
Midis, kiedy to Lola przyłapała Elarena z jego narzeczoną, która po długiej
rozmowie Elarena z ojcem przestała nią być.
Dymitr i Michael wybyli z zamku na rzecz poszukiwania jakichkolwiek
materiałów dotyczących szlachetnych kamieni Lorcana.
Ryan rozmawiał z Williamem normalnie, niejednokrotnie spędzali razem
wieczory, jednak nigdy sam na sam, chyba oboje uważali, że tak będzie
bezpieczniej. Ryan rozpoczął na nowo swoje życie erotyczne, podrywając
miejscowe dziewczyny, ale także zainteresowanych chłopców. William za to
obserwował Feliksa, który praktycznie w ogóle nie poświęcał mu uwagi, odkąd
książę zaczął uczęszczać wraz z swoim przyrodnim bratem, Patrickiem, na lekcje
magii, szermierki, historii i polityki. Trochę go to wkurzało i musiał przyznać
sam przed sobą, choć niechętnie, że za nim tęsknił. Jednak widać było, że
czarodziej jest czymś zajęty, ciągle gdzieś znikał, wracał późno w nocy, albo
dopiero wczesnym rankiem. I nie kwapił się, by powiedzieć, co go tak zajmuje
komukolwiek, choć Will przypuszczał, że ma to związek z klątwą i kamieniami
Lorcana.
Patrick również zauważył coraz rzadszą obecność Claudiusa w swoich
komnatach. Rozumiał to, co wcale nie pomagało w pozbyciu się uczucia
poirytowania, kiedy nie miał seksu. Starał to sobie rekompensować innymi,
chętnymi osobami, choć nie dało się ukryć, że tęsknił za kochankiem. Claude za
to miał jasno postawiony cel, więc poświęcał się całym sobą, by go zrealizować.
Zemsta. Tylko ona tkwiła w jego głowie, na niczym innym mu tak nie zależało.
Sean i Rosseta niby ze sobą byli, ale nigdy tego jasno nie ustalili.
Poza tym w ostatnim czasie było mnóstwo innych obowiązków i spraw, które nie
mogły czekać. Nie wszyscy mogli zamieszkać w zamku, bo tę przyjemność mieli
tylko przywódcy, William i synowie Lerodiela. Jednak Elaren postanowił zostać z
Lolą i razem z nią znaleźć jakieś miejsce, w którym mogliby wspólnie
zamieszkać. Melhorn wraz z Krasnalami wrócił do Midis z swoim skradzionym
skarbem, usatysfakcjonowany, że udało mu się odzyskać ich największą chlubę. Obiecał
oczywiście, że w razie potrzeby służby pomocą księciu Williamowi.
Derek odmówił zatrzymania się w zamku, a także powiedział, że zabiera
swoją sforę do lasów, gdzie są przyzwyczajeni mieszkać, ponieważ tam będzie im
najlepiej. Claudius nie stawiał oporu, w sumie nie miał wielkiego wyboru, bo
gdyby się sprzeciwił, mógłby więcej stracić, niż zyskać. Z resztą nie było to
dla niego takie ważne, zależało mu tylko na tym, żeby buntownicy byli
zdeterminowani do walki z Lorcanem.
W sumie na zamku zostali William, Feliks, Lerodiel i Nemezja. Dymitr i
Michael wyruszyli kilka dni po pierwszych obradach, a miały one miejsce już
ponad miesiąc temu. Więc William się nudził, spędzając kolejne dni w
towarzystwie zdystansowanego brata i nauczycieli. Czasami, gdy miał wolną
chwilę, wybierał się do miasta, by spotkać się z Lolą. Czasem zabierał ze sobą
Ryana i były to jedyne momenty, które spędzali na osobności.
Zbliżał się wieczór, kiedy skończył wypełniać swoje wszystkie nowe
obowiązki. Wczoraj odwiedziła go Lola i zaproponowała, by przyszli z Ryanem do
gospody, w której miała odbyć się wieczorna biesiada. Powiedział o tym
przyjacielowi, który bez wahania się zgodził, ucieszony wizją spędzenia wolnego
czasu na zabawie. Oznajmił, że tym razem zabiorą ze sobą Patricka, który
również nudził się w zamku, choć głośno tego nie wyznał.
Gotowi i ciepło ubrani wyszli z zamku i ruszyli bocznymi zejściami do
miasta, nie chcąc narażać się na niepotrzebne pytania strażników. Patrick
rozmawiał z Ryanem o roślinach, jakie wspólnie wyhodowali w pracowni
botanicznej. Książę tłumaczył chłopakowi, jakie mają właściwości. William
jednak niespecjalnie się wsłuchiwał, bo zajął się przyjemnym wietrzykiem, który
głaskał jego zmęczoną twarz i jeszcze bardziej burzył loki na głowie. Szli
miarowo, nie śpieszyło im się. Po kilku minutach weszli w pierwszą, wąską
uliczkę i musieli iść gęsiego, by zmieścić się z innymi przechodniami. Gdy
udało im się stamtąd wydostać, wyszli na szeroką i wciąż tętniącą życiem ulicę.
Po wybrukowanej drodze przejeżdżały wozy, karoce, przechadzali się już
podchmieleni panowie, niektórzy wracali z pracy. Skręcili w lewo i szli do
końca ulicy, gdzie za rogiem dostrzegli Lolę. Ta uśmiechnęła się na ich widok,
jednak zaraz spoważniała i gwałtownym ruchem dłoni wskazała im drzwi, które
prowadziły do zaplecza gospody. Chłopcy spojrzeli po sobie nieco zdziwieni, ale
ruszyli za dziewczyną. Ta otworzyła drzwi i wpuściła ich do środka. Kiedy drzwi
się za nimi zamknęły, czarownica odezwała się trochę zirytowanym tonem.
– A gdzie zaklęcie maskujące? – William spłoszył się trochę. Zupełnie
o tym zapomniał. Przecież po tych wszystkich publicznych wystąpieniach bez
problemu by go poznali. Dziewczyna wyjęła różdżkę zza pasa i machnęła nią,
mrucząc cicho jakieś słowa, których William nie kojarzył.
– Wybacz, zupełnie wyleciało mi z głowy. Jak to działa? – zapytał,
zaciekawiony. W lustrze obok widział własne odbicie, więc był zaskoczony.
– Nadal wyglądasz tak samo, choć niewtajemniczeni cię nie poznają. Tak
to działa – odpowiedziała, po czym weszli kolejnymi drzwiami już do wnętrza
ciepłej i przytulnej gospody. Wypełnionej po brzegi już podchmielonymi w
znacznej części klientami. W kącie sali przy stoliku dostrzegł Seana, Rossetę i
Elarena, którzy machali do nich uśmiechnięci od ucha do ucha. Podeszli bliżej i
Will dostrzegł, co mogło w dużej mierze przyczynić się do ich wyśmienitego
humoru. Mianowicie kufle wypełnione piwem. Obecnie tylko do połowy. Jeden stał
kompletnie nienaruszony.
– Witam naszych drogich gości! Siadajcie i zamawiajcie złoty trunek –
rzucił zadowolony z życia Elaren, po czym porwał Lolę na kolana i przycisnął ją
do siebie mocno, kradnąc jej mokry pocałunek. Dziewczyna zdążyła jedynie pisnąć
z zaskoczenia i zafalować spódnicą, jakie zaczęła regularnie nosić. Patrick uśmiechał
się oszczędnie, nie znał ich za dobrze, ale liczył, że choć odrobinę się
rozerwie. Usiedli wygodnie na szerokiej ławie i oparli się. Oczywiście Patrik
obok Willa, Ryan przepuścił go, tak zapobiegawczo.
– Widzę, że zaczęliście bez nas – odezwał się Ryan. – Jestem ciut,
ciut niepocieszony. – Sean parsknął śmiechem, choć trochę sztucznie, bo spiął
się nieco, widząc całującą się obok niego Lolę, jego własną siostrę, z
Elarenem. Obaj mieli całkiem dobry kontakt, ale przecież to była jego młodsza
siostra. Nic nie mógł poradzić, że go trochę skręcało na ten widok. Rosseta
uśmiechnęła się do niego pobłażliwie i złapała go pod stołem za rękę, po czym
odpowiedziała Ryanowi.
– Jestem pewna, że zdążycie nadrobić. Zwłaszcza ty, Ryan. Jak cię
znam, to ze dwa razy. – Reszta roześmiała się na słowa dziewczyny,
przypominając sobie wszystkie nakrapiane zabawy z Ryanem, kiedy on swoją twardą
głową przechodził samego siebie. Chwilę później pojawiła się atrakcyjna
kelnerka, chcąc przyjąć od nowych gości zamówienia. Niemal wszyscy zawiesili na
niej wzrok dłużej, niż norma przewiduje i tylko dwóch z nich starało się tego
po sobie nie poznać. Nie trudno chyba odgadnąć, o kogo chodziło. William zajął
się widokiem zza okna. Niewiele było widać przez późną porę, a także zabrudzone
szyby, jednak to w tamtej chwili bardziej zwracało uwagę Williama.
Wyeksponowane piersi i kuszące usta nie kręciły Willa, bynajmniej. Myślał o
cholernym czarodzieju, którego nie widział już od dobrych kilku dni. Ryan z
Patrickiem zaczęli bez pardonu podrywać młodą dziewczynę, zagadywali ją,
wypytując o różne trunki, w jakie gospoda była zaopatrzona. Dziewczyna
odpowiadała uprzejmie, choć nie szczędziła chłopcom zalotnych uśmiechów. Kiedy
odeszła, uwaga została skupiona na głęboko zamyślonym Williamie.
– Ej, Will. Wszystko gra? – zapytał Sean. Chłopak oderwał wzrok od
szyby i pokiwał głową z uśmiechem. Później wspólnie zaczęli wypytywać Patricka,
jako że najmniej go znali, a chcieli wiedzieć więcej.
– Więc, Patrick… Jeśli pozwolisz nam się tak do ciebie zwacać… –
przerwała Lola, oczekując zapewnienia ze strony księcia. Ten potaknął
delikatnie głową z lekkim uśmiechem, więc kontynuowała. – Bywałeś już kiedyś w
miejscach podobnych temu? – Chłopak błysnął zębami w stronę dziewczyny, ciesząc
się, że padło takie pytanie. Skłamałby, gdyby powiedział, że nie stresował się
tym całym „integracyjnym” spotkaniem. To byli przyjaciele Ryana i oni wszyscy
się znali. A on nie znał ich. Jedyny plus w tym wszystkim był taki, że oni nie
znali jego. No poza Ryanem. Ale jego nie liczył, bo nie musiał się go obawiać.
Zdążyli się zakolegować przez ten cały czas, jaki spędzili razem.
– Przyznaję, że nieczęsto, ale tak. Choć raczej nie w tym mieście. –
Lola pokiwała głową, dopiero co zaczynając opróżniać własny kufel. Zeszła z kolan
ukochanego i usiadła obok, wtulając się w jego bok. Chłopak obejmował ją luźno,
przysłuchując się, podobnie jak reszta, słowom księcia Patricka. Nie w sposób
było udawać, że nie byli trochę zdystansowani. Ale Ryan uparcie przekonywał
ich, że chłopak jest w porządku, więc postanowili mu wierzyć i spróbować poznać
przyrodniego brata Williama.
– Dużo podróżowałeś? – zapytał, o dziwo, William. Nieczęsto rozmawiał
z bratem, chyba, że był zmuszony. Obaj nie wykazywali chęci bliższego poznania
się nawzajem, jednak skoro Ryan go polubił, musiał być okej. Tak to sobie
tłumaczył Will i postanowił zrobić pierwsze kroki. Patrick nachylił się nad
stołem i spojrzał na Williama nieco zdziwiony, choć prawie tego po sobie nie
pokazał. Uśmiechnął się delikatnie, po czym odpowiedział:
– Zwiedziłem całą Krainę Pięciu Królestw. Ale w żadnym innym świecie
nie byłem. Więc raczej niedużo, w porównaniu do ciebie, Williamie. – Odpiął
swój płaszcz i zsunął go z ramion, bo zrobiło mu się cieplej. Moment później
zjawiła się niesamowita kelnerka z tacą w dłoniach, na której stały kufle z
piwem. Położyła po jednym przed każdym z nich i odeszła wdzięcznym krokiem.
– Jest totalnie zjawiskowa – odezwał się Ryan z westchnieniem.
Wszyscy zaśmiali się krótko, ale po chwili William odpowiedział Patrickowi.
– Nie odwiedziłem jeszcze wszystkich królestw. Na Ziemi nie ruszyłem
się nigdy z Denver. To już prędzej Ryan miał większą sposobność – powiedział
spokojnie. Od razu upił kilka łyków mocnego, ciemnego trunku, po czym otarł
usta z piany. Zaraz też mu się odbiło, ale przysłonił usta dłonią i wymamrotał
ciche przeprosiny.
– Tak? Nie wspominałeś – zwrócił się do Ryana Patrick.
– Tak jakoś wyszło – odparł i napił się swojego piwa. Jakoś nie
chciało mu się teraz gadać o jego przeszłości. Patrick nie chciał teraz
naciskać, ale zamierzał go szczegółowo wypytać przy lepszej okazji. Reszta
nieprzerwanie ze sobą dyskutowała, rozważając jak urządzić nowy dom Loli i
Elarena. William bawił się samotnym ołówkiem, oczywiście w sposób magiczny,
kręcąc nim dookoła. Stary, opuszczony przedmiot leżał na drewnianym,
zniszczonym blacie stołu. Tak dawno nie rysował… Wyciągnął z kieszeni płaszcza
nieco pogniecioną kartkę i wygładził ją na blacie.
– Co robisz? – zapytała Rosseta. William uniósł na nią spojrzenie i
uśmiechnął się lekko, po czym odpowiedział.
– Spróbuję porysować – odparł spokojnie i z ołówkiem w ręce, a kartką
przed sobą, zastanowił się, co mógłby na niej przedstawić. – Może narysuję
ciebie? – dodał po krótkim zastanowieniu. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko i
pokiwała z entuzjazmem głową. William wziął się do roboty, a reszta swobodnie
rozmawiała. Nikt nie komentował dziwnego nastroju Willa, choć wszystkich to
zastanawiało. Ryan z Patrickiem oświadczyli, że muszą skoczyć za potrzebą. W
zasadzie pierwsi opróżnili swoje kufle, choć przyszli trochę później, więc potrzeba
ich zmuszała.
– Wszystko okej, Will? Jesteś jakiś spięty – zapytała łagodnie Lola.
Chłopak uniósł na nią spojrzenie, nieco zdumione.
– Tak, w porządku. Po prostu się nie wyspałem – odpowiedział z
krzywym uśmiechem. Dziewczyna ściągnęła brwi, zmartwiona.
– To przez koszmary? – zapytała. William wziął do ręki kufel i
opróżnił go do końca, chcąc sobie zafundować więcej czasu na odpowiedź. Kiedy
odetchnął i otarł usta dłonią, niechętnie odpowiedział:
– No… Ale to nie to samo co kiedyś. Mam po prostu dziwne sny –
dokończył z grymasem na twarzy. Był wdzięczny przyjaciółce za troskę, ale
naprawdę nie lubił o tym rozmawiać. Kiedyś i teraz też. I wątpił, by to się
kiedykolwiek zmieniło.
– Jakie? – zapytał Elaren. Miał już spore wypieki na policzkach i
wilgotne oczy, jak widać alkohol szybko na niego działał. Albo temperatura.
Było tu strasznie gorąco.
– Nie pamiętam, co mi się śniło. Po prostu często się budzę w nocy z
dziwnym uczuciem niepokoju. To pewnie nic takiego, ale zaczyna mnie wkurzać –
odpowiedział. Lola spojrzała na niego ze współczuciem. Po alkoholu jeszcze
bardziej wzmagał się w niej syndrom troski o przyjaciół, więc Will naprawdę
zaczął się obawiać o swoje następne kilka godzin w karczmie, jeśli nie zwróci
jej uwagi na coś innego.
– Feliks jest już w mieście, to dopadnę go jutro i wypytam o wszystko.
Nic się nie martw. – William spojrzał na nią bystrzej i bez zastanowienia
zapytał:
– Feliks wrócił? Kiedy? – Spojrzeli na niego zdziwieni, ale przez
kumulujące się w ich krwi procenty niemal od razu zignorowali tą dziwną nutę
dociekliwości w głosie chłopaka.
– Dzisiaj rano – odpowiedział Sean. – Rozmawiałem z nim i
dowiedziałem się, że Dymitr z Michaelem też już wracają. – dokończył z
uśmiechem. William rozpogodził się widocznie i wrócił do rysowania. Nadal
uważnie przysłuchiwał się rozmowie przyjaciół, co raz zerkając na Rossetę, by
móc jak najlepiej oddać jej wygląd na papierze.
– Znaleźli coś? – zapytał Elaren. Sean pokiwał głową i odpowiedział.
– Feliks mówił, że tak. Choć nie wspomniał, co dokładnie. – William
dokończył rysunek i pokazał go Rossetcie. Była zachwycona i pochwaliła się
wszystkim obecnym dziełem Willa. Chłopak uśmiechał się delikatnie. Nie był w
najlepszym nastroju i zaczynał żałować, że wyszedł z zamku. Oczy go szczypały,
więc przetarł się wierchem dłoni, zirytowany. Chwilę później rozległ się głos z
końca pomieszczenia.
– Panie i panowie! Proszę o uwagę! Za chwilę wystąpi nasza wspaniała
orkiestra, więc zapraszam wszystkie pary do tańca! Miłej zabawy! – Zachwycone
dziewczyny porwały swoich chłopaków na parkiet. Lola chciała też wyciągnąć
Willa, ale ten powiedział, że nie ma ochoty i że pójdzie do baru zamówić sobie
jeszcze jeden kufel. Tak też uczynił, gdy po kilku minutach zarejestrował, że
Ryan z Patrickiem świetnie się bawią, podrywając kelnerkę, której zmiana się
chyba skończyła. Usiadł na wysokim stołku i oparł się łokciami o szorstki blat
baru.
– Co podać? – usłyszał głos starszego mężczyzny, być może właściciela.
– Piwo – odpowiedział uprzejmie, choć wcale nie miał na to siły.
Mężczyzna pokiwał głową i porwał jeden
kufel, nalewając trunku niemal do pełna. Wziął od Williama złotą monetę i
wrzucił do kapsy przy pasie. Patrick mu je dał, tłumacząc, że zawsze powinien
nosić przy sobie trochę pieniędzy. I stosował się do jego rady, wychodząc z
założenia, że starszy brat ma pewnie racje. Trochę dziwnie mu z tym było. Kiedy
był młodszy, chciał mieć rodzeństwo, ale nigdy się nie doczekał. Teraz, kiedy
mieszkał z bratem pod jednym dachem powinien zacząć zacieśniać więzi. I może
szłoby mu to lepiej, gdyby Patrick wykazywał większe chęci. Być może
potrzebowali więcej czasu. To wszystko było dla niego trudniejsze, niż dla
Willa. Tak to sobie tłumaczył. Pił piwo w zawrotnym tempie, coraz bardziej
odczuwając tego skutki. Wsparł głowę na dłoni i wpatrywał się w blat stołu,
myśląc nad tym, jak będzie czuł się jutro. Przypuszczał, że gorzej, niż
dzisiaj. Pocieszał go jedynie fakt, że to będzie niedziela, a więc dzień bez
stałych i nużących obowiązków przyszłego władcy. Dziwiło go, że Patrick uczył
się tego wszystkiego, skoro nie miał zostać królem. Zastanawiał się, jakie brat
ma zainteresowania. Po dłuższej chwili zorientował się, że nie myśli o
Feliksie, co chyba ostatecznie było dobrym znakiem. Znakiem, że może nie wpadł
po uszy. Starał się nawet nie przyjmować do siebie takiej opcji, ale dużo na to
wskazywało. Często o nim myślał, tęsknił za nim, fantazjował. Lubił jego
zapach, chciał spędzać w jego towarzystwie jak najwięcej czasu. Miewał nawet
graniczące o obsesję momenty, kiedy gdzieś wychodził i zastanawiał się, czy
może spotka po drodze czarodzieja. Tak dumając i dochodząc do wniosku, że piekielnie
chce mu się seksu, dostrzegł, że ktoś się do niego przysiadł.
Ciąg dalszy nastąpi
Miłego weekend'u i zapraszam do komentowania. ;)
Niby fajnie, że każdy z każdym się "łóżkuje" ale jakoś nie lubię jak Patrick i Claude sie zdradzaja..
OdpowiedzUsuńUwierz, Claude też tego nie lubi xD chociaż w sumie tylko jeśli chodzi o Patricka, sam sobie niczego przecież nie umiałby zarzucić ;)
UsuńRozdział fajny. Ciekawi mnie kiedy Ryan dowie się o sobie i jego reakcji. Patrick i Will chyba muszą zostać zamknięci w jednym pokoju. Wtedy na pewno się lepiej poznają, choćby z nudów :D. Czekam na kolejny rozdział
OdpowiedzUsuńDowie się już niebawem, taki mały spojler :D Hahaha, wiesz, mieli trudne początki, spróbuj ich zrozumieć xd
UsuńZazdroszę wszystkim, którzy nie wiedzą, co tam się będzie dalej działo i czytają i mogę się domyślać i główkować. BO JA MUSZĘ CZEKAĆ, HALO HALO. Tak, nudzi mi się. Wejdź na fejsa, pliiiiiiiis, bo na sms ja odpisuję rzadko, Ty zresztą też, a mi się udzielił nastrój Williama (że opowiadania, a nie postaci) I MOŻE W KOŃCU WYMYŚLIMY TYTUŁ.
OdpowiedzUsuńKc.
Biedaku, może nawet tego do siebie nie dopuszczasz, ale istnieje szansa, że gdzieś wśród ludzi, którzy czytają WTS jest osoba, która Ci właśnie zazdrości, że wiesz to wszystko, czego ona nie wie i nie dowie się do końca pierwszego tomu xD spoko hahaha xd wiesz co, po długich namysłach, myślę, że "Welcome to Sarihmas" jest okej. Może nieco banalne, ale w sumie okej :D
UsuńOpowiadanie jest fajne, choć czasami zagmatwane, jak w scenie seksu Michaela i Dymitra, pogubiłam się który jest młodszym wampirem, a który starszym.
OdpowiedzUsuń