piątek, 18 września 2015

Mroczna Veronia

Rozdział 18


Przygotowania ruszyły pełną parą o świcie. Większość rzeczy, takich jak broń, ubrania, koce, namioty były gotowe już dużo wcześniej. Pakowano magicznie jedzenie, by było świeże jak najdłużej. Nikt nie był w stanie określić ile potrwa bitwa. Mieli strategię, owszem. I zakładała ona, że potrwa to najdłużej kilka dni, ale nigdy nie mogli mieć stuprocentowej pewności, że wszystko pójdzie zgodnie z planem. Dymitr przekazał im, że główne siły zamku stacjonują przed wielkim mostem prowadzącym do zamku. Była to spora wieża i siedziało tam około sześćdziesięciu żołnierzy. Część znajdowała się też w zamku, a pozostali pilnowali granic lasu. Nie licząc osobnej armii Clauda, było ich około stu wyszkolonych mężczyzn. Razem z oddziałem Claudiusa liczyli ze sto osiemdziesiąt żołnierzy, łącznie z kawalerią i piechotą. Ich było niemal przez połowę mniej, w dodatku oddział, który poruszał się na koniach wynosił około trzydziestu osób. Poza tym z pewnością mieli gorsze uzbrojenie i nie znali tak dobrze terenów, na którym mieli walczyć, bo od kilkunastu lat niewielu z nich zbliżało się do zamku w obawie o własne życie. Wśród rebeliantów była garstka osób czystej krwi. Tylko wilkołaki stanowiły osobną całość, która nie była w założeniu mieszanej krwi, bo po prostu byli osobną rasą i istnieli od niemal tysiąca lat, a jednak mieli swoje korzenie wśród prawdziwych wilków i zostali uznani za nieczystych. Poza nimi były jeszcze elfy, ale wszystkich czystej krwi w obozie było z piętnaście. Reszta przedstawicieli tej rasy nie poparła Lerodiela, więc władca opuścił swój ród, zabrał zagrożonych mieszańców i dołączył do rebeliantów. Krasnoludów nie było wiele i choć nie były one prześladowane, miały w całym przedsięwzięciu własny interes, mianowicie złoto, które zostało im zabrane i oddane demonom oraz zjednoczonym z królestwem smokom. Poza tym udział w bitwie brało siedmiu mężczyzn, zdecydowanie już nie w kwiecie wieku. Rodowitych czarodziejów dało się policzyć na palcach, więc w zasadzie najwięcej było mieszańców. I w całym obozie wraz z kobietami, dziećmi i starcami było ich wszystkich ponad dwieście. Ale znaczna połowa nie nadawała się do wali i na czas bitwy zmuszona była pozostać w Midis.
Zbliżało się południe, kiedy William został wezwany na naradę. Wszedł do środka za Melhornem i Derekiem, którzy go chyba nie zauważyli. W normalnych warunkach zwykle go przepuszczali i kłaniali się przed nim. Nie zrobiło to na nim zbytniej różnicy, wszyscy byli niesamowicie zajęci i nikt nie przejmował się tak błahymi sprawami. Zajął swoje miejsce i popatrzył po zebranych. Lerodiel  mówił coś do Elarena, ten kiwał energicznie głową, Melhorn śmiał się z czegoś w głos, słuchając kłótni Dereka i Nemezji, Feliks rozmawiał z Michaelem, obok którego siedział Dymitr i patrzył przed siebie, widocznie zamyślony. W końcu odezwała się Nemezja, przerywającym tym samym swoją sprzeczkę z przywódcą wilkołaków.
– Derek i ja wraz z naszymi oddziałami jesteśmy najwięksi. Tak jak ustalaliśmy, my uderzamy w główne siły zamku, reszta kieruje się na tyły, wschodnią i zachodnią część, racja? – Wszyscy zwrócili na nią spojrzenie. W końcu odezwał się Lerodiel.
– Oczywiście Nemezjo, trzymamy się planu. Z tego, co wiemy na zamku w tej chwili jest trudna sytuacja, więc możemy liczyć na sporą dezorganizacje tamtejszej władzy. Liczymy, że dobre duchy będą nam sprzyjać.  – Elfy wierzyły, że nad przyrodą panują duchy, które mają ogromną moc i są w stanie jej użyczyć jej, gdy ktoś jej potrzebuje. Niektórzy uśmiechali się kpiąco pod nosem, zwłaszcza Nemezja, która twierdziła, że jedyna siła, jaka może jej pomóc to jej własna. I oczywiście tych, którzy walczą wraz z nią. Nie skomentowała tego jednak w żaden sposób, prawdopodobnie z szacunku do mężczyzny, jakim właściwie wszyscy tutaj go darzyli. Bo był najstarszy. I pewnie wiedział najwięcej. Uzgodnili jeszcze kilka kwestii, William miał ruszyć wraz z oddziałem z czarodziejów, który połączył się z siłami elfów. Dziwiło go to, że Aksel nie brał udziału w naradach, dlatego też zapytał o to Dereka, gdy wszyscy kierowali się na posiłek. Ten wyjaśnił mu, że Aksel wolał pilnować swoich braci i w dodatku nie przepadał za podobnymi posiedzeniami, dlatego wszystko przekazywali mu inni. Każdy jadł w pośpiechu, by zaraz wrócić do swoich obowiązków. William ledwo wytrzymywał tempo. Jednak pomagało mu to nie myśleć o tym co będzie. A wszystko wskazywało na to, że będzie tego sporo.


***


Ryan obudził się w wygodnym łóżku i przeciągnął się mocno. Gdy po tej całej aferze w zamku znalazł go Patrick, razem aportowali się do Veronii, królestwa wampirów. Gdy o tym usłyszał, aż przeszły go ciarki. Miejsce wypełnione po brzegi krwiopijcami. W każdym razie póki co dobrze go traktowano, więc nie narzekał, a nawet korzystał. Nie minęło więcej, niż kilka minut, a do środka weszła piękna dziewczyna, która prawdopodobnie była służącą i przyniosła mu… śniadanie. Uśmiechnął się do niej mimowolnie, na co ona zareagowała trochę zabawnie. Spłoszyła się widocznie, odłożyła tacę, po czym kłaniając się lekko, wyszła. Ryan był wprawdzie niemal nagi, choć nie zwrócił na to większej uwagi i nawet nie przyszło mu na myśl, że to właśnie to mogło zawstydzić młodą wampirzycę. Podniósł się z łóżka i sięgnął po kanapkę, po czym wgryzł się w nią z apetytem. Rozbawiło go to, że była z dżemem. Coś czuł, że w kwestii przygotowania dla niego jedzenia brał spory udział Patrick. No, przynajmniej w wymyśleniu posiłku. Popił jeszcze pomarańczowym sokiem, gdy książę wpadł do jego tymczasowej komnaty. Był widocznie w ponurym nastroju, w podobnym tonie się z nim przywitał. Nie było się czemu dziwić. Gdy o świcie demony zniknęły z terenu zamku, znaleziono w komnacie martwego Victora. Przez to mieli teraz niezły bałagan w królestwie, który musieli w miarę szybko ogarnąć. Dostrzegł, że Patrick zlustrował jego półnagie ciało, jednak ton mu nie zelżał, gdy odezwał się do Ryana.
– Zbieraj się. Wracamy do Sarihmas, starszyzna nalega na naradę, chcą mnie koronować, a Claude nie chce na to pozwolić, więc szykuje się niezły sajgon. – Ryan rozchylił wargi w zdziwieniu. Nie spodziewał się takiego natłoku informacji, chociaż wiedział, że łatwo nie będzie. Podniósł się z łóżka i zaczął wciągać wczorajsze spodnie, ale Patrick zatrzymał go gestem dłoni. Otworzył zaklęciem szafę i wyciągnął z niej gotowy, czysty i wyprasowany strój. Przelewitował go do Ryana, który przechwycił zręcznie ubrania i zaczął je na siebie wkładać.
– Macie jakiś plan, jak uniknąć przejęcia przez ciebie tronu? – Książę podszedł do niego i pomógł mu z zapięciem mankietów. W międzyczasie odpowiedział chłopakowi.
– Myślę, że Claude ma, ale mnie nie wtajemniczył. W każdym razie czeka na mnie na dole. Jak się pewnie domyśliłeś, jesteśmy w zamku u władców Veronii. Oni też czekają z Claudiusem, dlatego zachowaj się należycie, nie mów za wiele i potakuj z uśmiechem. Jasne? – Ryan skrzywił się lekko. Nie przepadał za moralizatorskim tonem Patricka. Był ciekawy, czy Claudem też tak rządzi.
– Pewnie – odpowiedział grzecznie. W innej sytuacji nie byłby taki potulny, ale widział, że chłopakowi jest ciężko, więc nie chciał go bardziej denerwować, lub nawet narażać samego siebie. Gdy skończył się ubierać, Patrick pomógł mu ogarnąć resztę, a to jest włosy, lekki zarost i wory pod oczami zaklęciem. Wtedy wyszli razem z przestrzennego pokoju, który zajmował Ryan i ruszyli krętymi korytarzami, które poprowadziły ich do schodów. Zeszli nimi do sali tronowej, gdzie oczekiwał na nich Claudius wraz z parą królewską. Gdy stanęli przed władcami krainy wampirów, ukłonili się.
– Dzień dobry, wasza wysokość. Dziękujemy za udzielenie nam noclegu – odezwał się Patrick. Claude patrzył na niego spokojnie. Ryan zerknął na władców. Byli naprawdę niesamowicie piękni. Tacy idealni, bladzi, jakby wykuci w marmurze. Królowa spojrzała na niego i drgnęła wyraźnie, jednak nic nie powiedziała. Ryan trochę się spłoszył, więc odwrócił spojrzenie. Król Stephan odezwał się:
– Nie dziękujcie, mój drogi. Zawsze jesteś tu mile widziany, książę Patricku. Przyjmij proszę nasze szczere kondolencje w związku z śmiercią wuja. – Patrick skinął głową i podziękował. Chciał już stąd iść, niezbyt dobrze wpływała na niego atmosfera tego miejsca. Było tu przygnębiająco, ponuro i depresyjnie. Władcy Veronii nie byli zbyt szczęśliwymi ludźmi, odkąd stracili swoje jedyne dziecko. W końcu mógł w duchu odetchnąć, bo Claude odchrząknął cicho i oznajmił:
– Musimy już iść. Czeka nas mnóstwo pracy i obowiązków. – Król pokiwał głową w zrozumieniu. – Tak jak wcześniej ustaliliśmy, Ryan może tu zostać, wasza wysokość? – zapytał mężczyzna. Patrick poruszył się niespokojnie, ale nie śmiał odezwać się w tej sprawie, choć średnio mu się to podobało. Ryan powstrzymał się przed ogłoszeniem swojej dezaprobaty w sprawie wcielenia w życie tej decyzji tylko dzięki Patrickowi, który złapał go za ramię i przywrócił w jakiś telepatyczny czy równie mniej racjonalny sposób do porządku.
– Oczywiście, Claudiusu. Nie musisz się o niego martwić – potwierdziła królowa Danielle. Podeszła do Ryana i ujęła go pod rękę. Pożegnał się z Patrickiem krótko i dał poprowadzić się do przytulniejszego pomieszczenia jak na standardy tego miejsca. Na środku stał niski stolik zapełniony słodyczami, owocami i słodkimi napojami, a wokół niego rozstawione były miękkie, szerokie kanapy. Król Stephan musiał ich zostawić na rzecz swoich obowiązków, jednak królowa miała więcej wolnego czasu i postanowiła poświęcić go młodemu, interesującemu chłopcowi. Myślała sobie, że właśnie tak mógłby wyglądać jej zaginiony syn. To na swój sposób poprawiało jej humor.
– Częstuj się, jeśli masz ochotę. Widzę, że jeszcze nie przeszedłeś przemiany. – Ryan nie bardzo rozumiał, o co jej chodzi, jednak nie zamierzał dopytywać, domyślając się, że raczej i tak niewiele by z tego zrozumiał.
– Dziękuję – odpowiedział jedynie i wziął jedno ciastko dla świętego spokoju. Królowa przyglądała mu się z lekkim uśmiechem. Opierała swoje smukłe dłonie na kolanach. W swojej granatowej sukni z ciemnozielonymi wykończeniami wyglądała naprawdę pięknie. Wyglądała na kruchą kobietę, ale Ryan miał okazje widzieć, do czego zdolny był Michael, więc śmiał wątpić, że ta delikatna kobieta nie dysponuje podobną, destrukcyjną mocą.
– Jak się nazywasz? – zapytała spokojnie. Ryan był nieco spięty, cóż, nie rozmawiał z byle kim, a z samą królową potężnych wampirów. To mogło budzić niepokój.
– Ryan Nelson, wasza wysokość – odparł. Danielle skinęła głową i oparła się wygodniej o kanapę. Siedziała naprzeciw chłopaka, więc miała na niego doskonały widok.
– Być może to zabrzmi ekscentrycznie, ale to miły widok, gdy ktoś je. Sama ledwo pamiętam jak cudownie smakuje jedzenie. Młode wampiry mają ten przywilej. – Ryan rzucił jej delikatny uśmiech, po czym odpowiedział.
– Nie znam żadnego młodego wampira. – Kobieta zmarszczyła brwi w zdziwieniu, po czym zapytała chłopaka.
– Nie jesteś stąd, prawda? – Chłopak uśmiechnął się wyraźniej, już bardziej z zakłopotania. Cóż, zapewne zrobił coś, co go zdradziło.
– To aż tak widać? – zapytał. Królowa spojrzała na niego zdumiona, po czym zachichotała cicho. Odgarnęła zbłąkany kosmyk z twarzy i sięgnęła po kieliszek wypełniony czerwoną cieczą. Ryan uświadomił sobie, że to zapewne krew. Przełknął ślinę, starał się to zrobić w miarę dyskretnie. Kobieta upiła łyk, po czym ponownie odstawiła naczynie.
– Właściwie nie tak bardzo. Najbardziej zdradziły cię słowa o tym, że nie znasz młodego wampira. Tutaj jest takich pełno. – Ryan pokiwał głową z krzywym uśmiechem. – Skąd więc jesteś? – zapytała kobieta już swoim zwyczajowym tonem.
– Wychowałem się na Ziemi – odpowiedział już swobodniejszym głosem. Kobieta była może trochę przerażająca, ale w każdym razie całkiem miła. Danielle uniosła nieco brwi do góry i uśmiechnęła się z dziwną nostalgią. Wypływał z niej smutek, który dotąd chowała pod maską obojętności i chłodu.
– Mieliśmy z mężem syna. Jednak nie był tu bezpieczny i oddaliśmy go w ręce pewnego mężczyzny, który obiecał nam, że się nim zaopiekuje i kiedy ten będzie gotowy i na tyle silny, by wrócić, sprowadzi go do nas, rodziców. Zabrał go na Ziemię, ale nigdy nie otrzymaliśmy od niego żadnej wieści. Jakby obaj rozpłynęli się w powietrzu. – Ryan poruszył się niespokojnie. To rzeczywiście była smutna historia. Patrick mu kiedyś wspominał o niej, gdy rozmawiali o sąsiednich królestwach, ale wtedy nie wydawała mu się ona jakoś bardziej istotna. Tragedia, jakich nie brakuje nigdzie. Teraz, gdy jednak zobaczył osobę, którą to dotknęło, w chwili, w której dostrzegł jej ogromny smutek i tęsknotę za ukochanym dzieckiem, zrobiło mu się smutniej.
– Bardzo mi przykro – odparł. Od razu przeszła mu ochota na jedzenie. Dojadł niechętnie do końca ciastko i nie sięgnął już po kolejne.
– Wybacz mi żale starej kobiety. Jesteś młodym, pięknym chłopcem, nie powinieneś zbyt często się smucić – dodała. Ryan posłał jej lekki uśmiech, nieco zawstydzony jej słowami i nic nie odpowiedział, bo nie bardzo miał pomysł, co mógłby powiedzieć. Nie minęła nawet dłuższa chwila, kiedy usłyszał kolejne pytanie kobiety. – Gdzie są twoi rodzice? – Ryan poczuł lekkie ukłucie bólu na wspomnienie o rodzicach. Tak dawno ich nie widział…
– Mieszkają na Ziemi. – Króla pokiwała głową z poważną miną.
– A więc co ty tutaj robisz? – dodała nieco weselszym tonem. To było z pewnością swobodne pytanie, nie miało na celu wyciągania z niego jakiś niecnych informacji, ale i tak przez chwilę myślał, co w ogóle odpowiedzieć. W końcu uznał, że dłuższe zwlekanie z odpowiedzią mogłoby się wydawać podejrzane, więc powiedział pierwsze, co mu przyszło do głowy.
– Przybyłem tu wraz z przyjacielem. A potem trafiłem do księcia Patricka. To naprawdę cudowne miejsce, nie miałem pojęcia o istnieniu tych wszystkich niesamowitych stworzeń, magii i smoków. Tak, smoki zdecydowanie wzbudziły we mnie największy zachwyt. – Królowa uśmiechała się delikatnie w jego stronę, kompletnie zauroczona energią chłopaka. Zaskakiwało ją to, że młody wampir nie miał pojęcia o istnieniu Krainy Pięciu Królestw. Nie pytała jednak o powód, nie było to aż tak ważne, poza tym nie chciała wprowadzić go w zakłopotanie. Rozmawiali jeszcze ze sobą kilka minut, kiedy królowa została wezwana, a Ryan zaprowadzony do swojego pokoju. Czuł, że zbliża się potwornie długi dzień.


***


Gdy tylko pojawili się w zamku, od razu rozpoczęły się pytania. Henry swoim piskliwym głosem domagał się odpowiedzi najgłośniej z starszyzny. Nawet Otylia przestała się powstrzymywać i podniesionym głosem oznajmiała wszem i wobec swoje niezadowolenie Claudiusowi. Mężczyzna to wszystko wytrwale ignorował. Udział w naradach tym razem brali także arystokraci. Przeszli do sali obrad i zajęli swoje miejsce. Patrick był przekonywany, by usiadł w fotelu swojego wuja, jako przyszły król, ale stanowczo odmówił i usiadł tam, gdzie siedział dotychczas. Od razu rozpoczęły się rozmowy o przeznaczeniu funduszy na naprawę zamku, wpłacenie odszkodować gościom, którzy zostali zaatakowani przez demony, a także temat najbardziej podnoszący temperaturę i niemal krystalizujący powietrze w pomieszczeniu. Mianowicie, koronacja Patricka na króla. Gdy już uporali się z kwestią ekonomiczną, temat zszedł na te tory, co zaowocowało stanowczym z ust Claudiusa…
– Nie. Patrick nie zostanie królem. – Jego słowa spotkały się z jawnym oburzeniem i salwą wyzwisk pod jego adresem. Bo poza starszyzną, byli tam również arystokraci, którzy widzieli wielką korzyść w posadzeniu na tronie młodego i niedoświadczonego władcę, którym łatwo dałoby się manipulować.
– Chyba sobie żartujesz, Claudius! – krzyknął jeden z nich.
– To nie ty o tym decydujesz! – zaczął za poprzednim kolejny. Wydawało się, że protestom nie będzie końca, aż do chwili, gdy usłyszeli donośny dźwięk trąb. Zbliżali się rebelianci.

8 komentarzy:

  1. Rozdział świetny. Szkoda że czekałam na niego całe wakacje. Specjalnie założyłam konto na gmailu :D by móc komentować, ponieważ nie można komentować u ciebie jako anonim. Ryan rozmawiał z mamą jakie to było słodkie :D. Patrick nie chce rządzić by nie być celem demonów czy poprostu nie chce mu się. Dużo weny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście, nawet nigdy o tym nie pomyślałam, dlatego właśnie zmieniłam ustawienia i teraz można komentować anonimowo. Trochę za późno, ale mam nadzieję, że konto tak czy siak Ci się jeszcze do czegoś przyda xd dziękuję i pozdrawiam :D

      Usuń
  2. To ja będę pierwsza jako anonim i powiem że opowiadanie naprawdę wciąga czytelnika. Mamy tu samych książąt. Ciekawe jak Ryan zareaguje na prawdę. Patrick i William mam nadzieję ze się dogadają. Weny dużo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, pierwszy anonimie :D Cóż, nie będę mieli wyjścia... ale nie będę przecież spojlerować :D dziękuję za komentarz :)

      Usuń
  3. Wieści szybko się roznoszą o daniu prawa do głosu anonimką. W takim wypadku muszę skorzystać danego mi prawa. Opowiadanie ciekawe tylko trochę krótkie rozdziały i rzadko dodawane ale to taki drobny szczegół. Ciekawe co to był za mężczyzna co wziął Ryana od jego rodziców. Rayn będzie miał dużo na głowie niedługo. Moim zdaniem William i Patrick dogadają się tylko ich połówki raczej gorzej. Tu nie będę oryginalna: Dużo weny. Anonimek nr 2

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam plany to zmienić i wrócić do wcześniejszego trybu dodawania rozdziałów, dwa, trzy razy w miesiącu. Nie jest to jakaś powalająca częstotliwość, ale w porównaniu z okropną, wakacyjną przerwą, której w zasadzie nie planowała, a raczej wiązała się z chwilowym załamaniem (xd) jest to zdecydowanie więcej. Cieszę się na odzew z Waszej strony i choć może moje tłumaczenia odnośnie braku komentarzy były nieco żałosne, to bardzo cieszy mnie każdy komentarz i naprawdę liczę, że nie przestaniecie tego robić <3

      Usuń
  4. Ja najbardziej lubię Ryana. Więc mam nadzieję że szybko dodasz dalsze jego losy :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to niespodzianka! Obawiałam się, że może spotkać się z małą sympatią z Waszej strony, bo cóż, nie oszukujmy się, stoi na drodze Feliksowi xd ale ja też go bardzo lubię, jest zabawny i szczery :D dziękuję za komentarz :)

      Usuń