środa, 1 lipca 2015

Cholerny głupiec

Rozdział 17


    Patrick cofnął się zdezorientowany. Żaden z nich się nie odezwał, ale nie trwało to długo, gdyż już kilka chwil później do pomieszczenia wpadł Dymitr z Feliksem.
– William, rusz się! – usłyszał krzyk wampira. Nie ruszył się z miejsca tylko wpatrywał w brata z niepokojem.
– Ryan, ruszcie się do cholery, nie ma czasu! – warknął rozłoszczony Feliks. Ruszył w ich stronę, ale zatrzymał się jak wryty, gdy usłyszał słowa Ryana.
– Nie idę z wami. – Feliks spojrzał na chłopaka z niezrozumieniem. Złapał go za ramię, ale ten go odepchnął i ruszył prędko w stronę Patricka. Ten patrzył na Dymitra z przerażeniem, podobnie jak wampir, który wpatrywał się w niego z napiętą miną. Nie mieli na to wszystko czasu, ale w żaden sposób nie mogli niczego przyśpieszyć.
– Nie wygłupiaj się, dzieciaku! Nie ma chwili do stracenia! – Podszedł do Williama, ale ten też mu się wyrwał i warknął zdesperowanym tonem.
– Nie pójdę bez niego! – Dymitr zatrzasnął drzwi, przez które chciała wpaść jakaś przerażająca istota. William cofnął się, przestraszony. – Ryan, błagam cię! – Chciał ruszyć w jego stronę, ale Patrick złapał chłopaka za rękę i aportował się wraz z nim w jednej chwili. William krzyknął przeraźliwie i zaczął wyrywać się Feliksowi, który chciał go złapać i rzucić apparatione, by uciec stąd na dzieciniec. Musieli znaleźć resztę i razem wrócić do Midis, nie mógł pozwolić, by komukolwiek coś się stało. Dymitr podbiegł do nich i już miał złapać Williama, kiedy ten wyminął ich obu i rzucił w nich zaklęciem, które odepchnęło ich do tyłu. Wypadł z pomieszczenia na korytarz i pobiegł przed siebie. Gdy tylko znalazł się na schodach prowadzących na główną salę, zamarł z przerażenia. Po całym pomieszczeniu fruwały przerażające stwory, które mordowały gości i wysysały z nich życie. Usłyszał krzyk Feliksa, który biegł w jego stronę. Ruszył po schodach, ale chwilę później drogę zastąpił mu Dymitr, pojawiając się przed nim w wampirzym tempie. Wydawało się, że to już koniec, nie będzie mógł zrobić nic, by odnaleźć Ryana i zabrać go choćby siłą do Midis, ale dosłownie sekundę później wpadł na wampira demon i zepchnął go z schodów na sam dół. William przeraził się okropnie, ale zaraz ruszył biegiem na dół i omijając szalejące potwory i konających wokół ludzi dobiegł do wyjścia i stanął jak wryty. Wszędzie w ziemi były ogromne dziury, przez które nieustannie wyłaziły demony. Poczuł boleśnie mocny uścisk na ramieniu i odwrócił się. Stał za nim rozwścieczony Feliks i po chwili wyczuł znajome mrowienie. Aportowali się. Wylądowali z hukiem na twardej, zimnej ziemi. Will poderwał się do góry. Znajdowali się spory kawałek od zamku.
– Kurwa! – zaklął i ruszył biegiem, jednak drogę zastąpił mu Michael. Spojrzał po nich z przerażeniem i wydusił z siebie przez ściśnięte gardło:
– Gdzie jest Dymitr? – Feliks dobiegł do Williama i pociągnął go w swoja stronę gwałtownie, przez co ten oparł się o niego, by uniknąć kolejnego, bolesnego upadku.
– Główna sala w zamku! Pośpiesz się i uważaj. – Nawet do porządku nie skończył, kiedy Michael zniknął im z oczu w przerażająco szybkim tempie. Feliks popchnął Williama i warknął na niego. – Ty głupcze! Ty cholerny, bezmyślny gówniarzu! Co ty sobie myślałeś?! A gdyby coś ci się stało?! – William ledwo stał na nogach, oddychał ciężko i czuł, że zaraz nie wytrzyma. Błagał w myślach, by Feliks przestał na niego krzyczeć.
– To co?! Nie mielibyście króla, tak?! Mam ochotę tym wszystkim pierdolnąć! – krzyknął, łamiącym się głosem i zacisnął mocno dłonie w pięści. Feliks prychnął w jego stronę i złapał go mocno za poły fraku, przyciągając do siebie i sycząc mu prosto w twarz.
– Dokładnie tak! Nie waż mi się skazywać tych wszystkich, niewinnych ludzi na śmierć przez własne fanaberie! – Puścił chłopaka i odszedł kilka kroków, próbując się opanować. Nie miał pojęcia gdzie jest reszta w dodatku w zamku został Dymitr. I nie mógł zostawić Williama samego, bo sam już nie wiedział, czy może mu ufać.
– Nie prosiłem się o to! – odpowiedział. Czarodziej odwrócił się w jego stronę z rosnącym gniewem. Ostatkiem sił powstrzymywał się, by mu nie przywalić. Co za cholerny głupiec!
– A kto się prosił, Will?! Nikt! Jeżeli się wycofasz nigdy nie zaznasz spokoju, rozumiesz?! To twoje przeznaczenie! Zacznij myśleć, dzieciaku! – Usłyszeli krzyki dziewczyn i Elarena. Odwrócili się w ich stronę. Feliks odetchnął z ulgą widząc, że żyją i mają się dobrze. Spojrzał w kierunku zamku.
– Gdzie Michael i Dymitr?! – zapytał Elaren.
– Zostali w zamku. Przypilnujcie Williama, żeby nigdzie sam nie poszedł – powiedział i rzucił chłopakowi ostrzegawcze spojrzenie, po czym pobiegł w stronę zamku. Nie chciał się aportować w obawie, że mógłby wylądować w niepożądanym miejscu.
– Gdzie Ryan? – zapytała zaniepokojona Lola. Widziała minę Williama i spodziewała się najgorszego. Ten jej nie odpowiadał, tylko stał z pochyloną głową i zaciśniętymi pięściami.
– William? – odezwał się Elaren. – Wszystko w porządku? – Książę podniósł głowę i spojrzał na nich z złością wymalowaną na twarzy. Nie umiał sobie z tym wszystkim poradzić. Czuł rozsadzający go od środka ból. Chciał krzyczeć, wyć i błagać, by go zabrali z tego koszmaru.
– Nie chciał iść z nami – odpowiedział im i ruszył w stronę drzewa na chwiejnych nogach. Oparł się o nie i zasłonił twarz przedramieniem. Lola podeszła do niego i dotknęła delikatnie jego ramienia. Nie chciał tego. Nie chciał, by ktokolwiek z nim rozmawiał, pytał, pocieszał go. Ale nie miał siły się odsuwać. Nie płakał już nawet. Po prostu się złościł.
– Dlaczego nie chciał? – odezwała się smutnym głosem. Nie podniósł na nią spojrzenia, ale zmusił się do odpowiedzi.
– Miałaś rację Lola. Nie chce wrócić przeze mnie. – Dziewczyna przełknęła cisnące się do oczu łzy. Przytuliła Williama do siebie i zaczęła głaskać go po plecach. – Nigdy mu tego nie zapomnę – powiedział, patrząc w przestrzeń przed sobą. Lola już nie umiała powstrzymać łez. Objęła przyjaciela mocniej i załkała chowając twarz w jego szyi. A wszystko miało zacząć się układać.


***


Niedługo potem Feliks przyprowadził Michaela i trochę poturbowanego Dymitra. Bez słowa aportowali się do Midis. Wszyscy na nich czekali, cała rada, przedstawiciele rebeliantów i oni sami, którzy oczekiwali pozytywnych wieści. Feliks jednak nie mógł powiedzieć niczego dobrego. Sam niczego nie rozumiał, w jego głowie pojawiło się więcej wątpliwości, niepokoju… Tak jak planował z Dymitrem, zakradli się do komnat Victora i oczywiście zastali go. Rzucał się na łóżku w konwulsjach, przytrzymywany jakimś potężnym zaklęciem. Krzyczał z bólu, niemal wył. Wciąż powtarzał przerażające słowa, imiona, przekleństwa. Feliks trafił do środka sam. Dymitr sprawdzał pokoje po drugiej stronie zamku w obawie, że mogliby przenieść władcę gdzieś indziej. Stanął jak wryty przed łóżkiem mężczyzny. Ten nawet nie zdawał sobie sprawy z jego obecności. To wszystko nie trwało długo, bo po kilku chwilach mężczyzna skończył życie. Wtedy nastała cisza, która przyprawiła mężczyznę o okropny dreszcz, aż usłyszał rozdzierający wrzask demonów. Nie miał pojęcia, co się wtedy stało, dlatego nie wiedział jak wytłumaczyć całą sytuację wszystkim tym ludziom. Mimo bardzo później pory główni dowódcy zebrali się w pokoju, w którym przy ogromnym stole odbywały się wcześniej narady. Wrzawa jednak nie ustawała. Wszyscy dopytywali dlaczego nie ma z nimi przyjaciela księcia, Ryana, czy pozbyli się Victora. I Feliks nie miał pojęcia, co odpowiedzieć. Na to drugie pytanie. Na to pierwsze zwyczajnie nie miał ochoty. Sam był wkurzony postawą Ryana. Nie przypuszczał nawet, że ten nie będzie chciał iść z nimi.
Weszli do środka i zajęli miejsca. William milczał, podobnie jak wszyscy, którzy brali udział w misji. W końcu głos zabrał Lerodiel, czym uciszył pozostałych.
– Feliksie, wyjaśnij nam proszę, co się stało. Wszyscy się niecierpliwimy. – Krzyki i pytania zaczęły ucichać. Feliks spojrzał po wszystkich. Widział w ich oczach wyczekiwanie, niepewność. Wiedział, że musi im wszystko wyjaśnić, ale sam niewiele z tego rozumiał. ­– Czy Victor nie żyje? – dodał. Czarodziej spojrzał na sędziwego elfa. Otworzył usta, chcąc w końcu coś powiedzieć, ale zamknął je ponownie, nie wiedząc, od czego zacząć. Ostatecznie pokiwa potwierdzająco głową i dodał zachrypniętym lekko głosem.
– Nie żyje. – Odchrząknął i spojrzał na Williama, który usiadł na swoim miejscu. Chłopak wpatrywał się w stół. Nie odezwał się ani słowem od chwili, gdy Feliks wrócił z Michaelem i Dymitrem. Usłyszał podniosłe słowa radości, że w końcu będą mogli wrócić do miasta. Już prawie nikt nie patrzył na Feliksa, wszyscy byli zajęci mówieniem o tym, jakie to szczęście, że w końcu coś się zmieni na lepsze. Tylko Lerodiel nie spuszczał oczu z czarodzieja, patrzył na niego z rosnącym niepokojem. Widział po Feliksie, że coś wzbudzało w mężczyźnie lęk. I to go niezmiernie dziwiło. Dostrzegł, że ten podniósł spojrzenie na wszystkich, a po chwili odezwał się pewniejszym głosem.
– Jednak nie zginął z mojej ręki. – Wszystkie głowy zwróciły się w jego stronę. Nawet William poderwał się do góry, słyszcząc jego słowa. Spojrzał na magika z zdziwieniem i tak jak wszyscy oczekiwał wyjaśnień.
– Więc jak do tego doszło? – zapytał Derek.
– Umarł, możliwe, że na jakąś chorobę. Zastałem go w jego komnatach, bo w ogóle nie pojawił się na uczcie, wyjaśniono to jego złym stanem zdrowia. Jednak z pomocą Dymitra udało mi się znaleźć miejsce jego pobytu. Leżał w łożu, był zniewolony zaklęciem i rzucał się w konwulsjach – dokończył. Podniosły się stłumione głosy, wszyscy byli widocznie zaskoczeni. Will zmarszczył brwi i nie spuszczał spojrzenia z mężczyzny do momentu, kiedy on przeniósł swój wzrok na niego. Wtedy uciekł spojrzeniem i zacisnął dłonie na materiale spodni. Był cały pobrudzony błotem, ale nawet nie zwrócił na to uwagi.
– A co z tym chłopakiem? – odezwała się Nemezja. Feliks się nie odpowiedział, miał mętlik w głowie, co rzadko mu się zdarzało. Głos zabrał Michael.
– Nie udało nam się go znaleźć – skłamał. Dobrze wiedział, co się stało, Feliks mu to wyjaśnił mniej więcej w drodze powrotnej. Jednak zdawał sobie sprawę, że byłoby to co najmniej podejrzane. Właściwie to w sumie było dziwne, ale nie wnikał. I nie chciał, by inni z zewnątrz wnikali. To była sprawa między Willem i Ryanem. Wszyscy pokiwali w zrozumieniu głowami, wyrazili swoje współczucie dla księcia. Jednak w końcu przeszli do omówienia spraw bardziej, dla nich przynajmniej, ważnych, mianowicie do podjęcia działań i przejęcia władzy w Sarihmas. Ustalono, że od jutra zaczną się przygotowania do wyruszenia z uzbrojoną armią na zamek. Około godziny trzeciej w nocy wszyscy się rozeszli do swoich komnat, by zażyć choć odrobinę snu i odpocząć przed kolejnym, trudnym dniem. William ruszył do siebie ociężałym krokiem i dostrzegł, że nie idzie sam. Wkrótce Feliks zrównał się z nim krokiem. Przecierał twarz dłonią, był widocznie zmęczony. Książę nie wiedział, jaki mężczyzna ma do niego interes. Przypuszczał, że chce na niego jeszcze powrzeszczeć, ale sam nie dowierzał, że miał na to siły i chęci. Dotarł do pokoju i przepuścił Feliksa pierwszego, po czym wszedł za nim i zamknął drzwi. Zobaczył, jak ten podszedł do najbliższego fotela i usiadł w nim ciężko. Oparł się wygodniej i wskazał ten naprzeciwko Williamowi. Chłopak miał opory i postanowił je przedstawić mężczyźnie.
– Chciałbym się umyć i położyć. – Feliks jednak nie ustępował. Patrzył na niego twardo pomimo swojego zmęczenia, więc ostatecznie William skapitulował i usiadł. Oczekiwał od czarodzieja jakiejś słownej formy ataku, kolejnych wyrzutów, ale nie doczekał się. Bo Feliks spojrzał na niego dużo łagodniej, niż moment wcześniej i zapytał spokojnym głosem.
– Wiesz czemu nie chciał z nami iść? – Will poprawił się nerwowo na miejscu. W końcu pokiwał twierdzająco głową. – Więc dlaczego? – dopytał Feliks. William nie chciał mu mówić. To było bardzo wstydliwe i ogólnie żenujące, zwłaszcza część o jego pragnieniach względem skromnej osoby pewnego czarodzieja. Zdawał sobie jednak sprawę, że Feliks łatwo nie odpuści, więc w końcu odpowiedział zmęczonym głosem.
– Wtedy, gdy go porwali… Wcześniej się pokłóciliśmy i Ryan… po prostu uważa, że nie może być ze mną, że tak będzie dla niego lepiej. – Feliks wpatrywał się w niego z skupieniem, jednak niewiele z tego zrozumiał.
– Przecież zawsze byliście ze sobą blisko. Co to była za kłótnia, że tak zmieniła jego nastawienie? – Nawet nie wiedział na jak trudne pytanie oczekuje odpowiedzi. Will nie chciał mu o tym mówić. Podniósł się gwałtownie z miejsca i ruszył w stronę sypialni. Feliks poszedł za nim. Książę ściągnął z siebie pobrudzony frak i odłożył go na oparcie krzesła. Naprawdę chciał się już rozebrać, był potwornie zmęczony. W dodatku nie chciał już myśleć o Ryanie, o jutrzejszych przygotowaniach do wyprawy na zamek, ani o przejęciu władzy. To go powoli przerastało. Poczuł kłujące łzy pod powiekami i jęknął mimowolnie, czując tak potworną bezsilność. Odwrócił się do Feliksa i zmusił się do spojrzenia mu w oczy.
– To moja wina. A jego nastawienie jest w zupełności zrozumiałe. – Przeczesał dłonią włosy i po chwili zastanowienia dodał. – Mógłbyś już wyjść? Chciałbym się położyć. – Feliks patrzył na niego z współczuciem. Było mu naprawdę przykro, chciał jakoś pocieszyć chłopaka, ale kompletnie nie wiedział, jak. William po tym wszystkim nawet się nie rozpłakał, był raczej… zły. Wkurzony i zniechęcony. Ale nie okazał w żaden oczywisty sposób smutku.
– Widzę, że nie chcesz o tym rozmawiać. – William zaczął rozpinać koszulę, chcąc czymś zająć ręce.
– Nie chcę – przyznał szczerze. Odwrócił się tyłem do Feliksa i zsunął koszulę, po czym odłożył ją na łóżko. Na jego szyi spoczywał amulet od Rossie. A właściwie od jego mamy. I jak już od dłuższego czasu nie dawał o sobie znać, tak dzisiaj mu widocznie ciążył. Feliks dostrzegł na jego szyi podłużną ranę, która wystawała spod łańcuszka amuletu. Zmarszczył brwi i podszedł do Williama, by przyjrzeć się jej dokładniej. Chłopak obejrzał się na niego przez ramię, chcąc wiedzieć, co czarodziej robi, ale ten poprosił, by się nie ruszał. Więc Will go posłuchał, bo skaleczenie trochę go piekło i wolał, żeby nic mu od tego nie było. Feliks złapał ostrożnie za łańcuszek i odsunął go od zranionej skóry, przez co sprawił Willowi trochę bólu. Chłopak jednak tylko syknął, nie odsunął się, choć wszystkie jego mięśnie go do tego przekonywały. Feliks rzucił lecznicze zaklęcie i po chwili rana zniknęła. Książę poczuł sporą ulgę i dotknął delikatnie wcześniej zranionego miejsca, ale nic nie wyczuł pod palcami. Uśmiechnął się do Feliksa słabo i powiedział:
– Dziękuję. – Czarodziej skinął powoli głową, choć widać było, że się nad czymś zastanawia. W końcu ponownie zbliżył się do chłopaka, który tym razem stał do niego przodem. Wyciągnął ręce za jego szyję, chcąc znaleźć zapięcie i zdjąć z szyi chłopaka amulet. Ten zmarszczył brwi, nie bardzo rozumiejąc, czemu Feliks chce go zdjąć. Złapał go za przedramiona i odezwał się niepewnie.
– Przecież Rossie mówiła, żebym go nie zdejmował. – Feliks spojrzał mu w oczy i odpowiedział:
– Ale nie mówiła, że będzie miał takie działanie. To nie wróży niczego dobrego. Schowam go i zapieczętuję, a w odpowiednim czasie postaramy się dowiedzieć o nim czegoś więcej. – William niechętnie przytaknął. Z drugiej strony było to dla niego lepszym rozwiązaniem, bo amulet naprawdę niejednokrotnie tak mu ciążył, że nie mógł się na niczym skupić. Nie wspominając o bólu, jaki mu sprawiał. To go dziwiło, bo skoro otrzymał go od mamy, to chyba nie powinien robić mu krzywdy. Jednak zdawał sobie sprawę, że w tym świecie nie wszystko było tak jasne, jakby sobie tego życzył. Feliks znalazł zapięcie i przed dłuższą chwilę próbował się z nim uporać. Stał tak blisko, że Will doskonale czuł jego zapach i ciepło. Patrzył na jego twarz, widział ciemne brwi, długie rzęsy, lekki zarost. Śniada cera mężczyzny wyglądała świetnie przy jego czarnych włosach. William zwrócił spojrzenie na jego oczy, które w tej chwili były nieco przymrużone i wpatrywały się w zapięcie. Nagle czarodziej oderwał wzrok od upierdliwej zapinki i czując na sobie spojrzenie Willa, sam na niego popatrzył. Ich oczy się spotkały, gdy stali w ledwie oświetlonym pomieszczeniu. Williamowi zrobiło się jakoś dziwnie, więc przełknął ślinę, mając nadzieję, że to mu pomoże, ale się przeliczył. Zawstydził się wyraźnie i bardzo chciał odwrócić wzrok, ale ten go tak hipnotyzował i przyciągał, że nie był w stanie przestać patrzeć Feliksowi w oczy. W końcu to czarodziej przerwał tą doprawdy intymną chwilę i odpiął naszyjnik. Zdjął go z szyi Williama i odsunął się lekko. Will zamrugał kilka razy oczami i potarł ramiona. Miał gęsią skórkę i zdążył trochę zmarznąć. Feliks uśmiechnął się bokiem ust i powiedział:
– Odpocznij. I spróbuj się wyspać. – William pokiwał głową i odpowiedział:
– Ty też. – Feliks wyszedł z jego pokoju. A książę został sam i już nie wiedział, co ma myśleć ani robić. Jednego był tylko pewien. Feliks był po prostu niesamowity. 

2 komentarze: