niedziela, 21 czerwca 2015

Bal

Rozdział 16



Kolejne dni mijały w zaskakująco szybkim tempie. Dziś wieczorem miał odbyć się bal maskowy w zamku. Cały ten czas William miał po brzegi wypełniony obowiązkami, nauką, sporządzaniem potrzebnym materiałów na ich wyprawę na zamek i opracowywaniem planu. Późnym wieczorem padał na łóżko i niemal od razu zasypiał, nie mając siły na cokolwiek innego.
Do zamku mieli się udać karetą. Postanowili zabrać ze sobą Lolę i Rosset, jako towarzyszki wieczoru, by nie wzbudzać niepotrzebnych podejrzeń. William miał przyszykowany strój. Wszystko leżało na jego łóżku. Granatowy frak, obszywany srebrnymi nićmi, nieco jaśniejsza kamizelka, biała koszula i niemal czarna muszka spoczywały spokojnie na miękkiej pościeli i wprawiały Williama w zakłopotanie. Nie miał nawet czasu wszystkiego przymierzyć… Obok leżały proste spodnie, a na ziemi spoczywały błyszczące, czyste buty. Zaczął się przebierać, wcześniej odświeżony i wypachniony przyniesionymi przez Elarena kosmetykami. Kilka dni temu Feliks zadecydował, że Will musi trochę skrócić włosy i pomógł mu się z nimi uporać, przez co teraz po bokach były nieco krótsze, ale wyżej nadal miał kręcącą się czuprynę.  Gdy uporał się z ubraniami, podszedł do szafki obok łóżka, na której leżała niezwykle pięknie zdobiona, srebrna maska. Wziął ją do ręki i już chciał założyć, kiedy do pokoju wpadł Elaren.
– Will! Szybko, wszyscy już czekają. – krzyknął i złapał chłopaka za rękę. Elf był już przebrany, wyglądał świetnie. Chłopak był ciekaw, jak reszta prezentuje się w tak wytwornych strojach. Przeszli korytarzem i zmierzali do głównej sali, z której było wyjście na zewnątrz. Dostrzegł zebranych przy wrotach. Kiedy podeszli bliżej zauważył, że nie było Feliksa. Dziewczyny wyglądały niesamowicie. Miały upięte włosy, ozdobione pięknymi spinkami, długie do ziemi suknie z wyeksponowanym dekoltem. Lola założyła czerwoną sukienkę, wykończoną czarnymi koronkami. Jej kolczyki i kolia zapięta na szyi utrzymywały się w tym samym kolorze. Swoje pełne usta pomalowała krwistoczerwoną szminką. Ogólnie miała mocny, wyzywający makijaż. Rosseta, za to ubrała się skromniej, choć równie szykownie co do okazji. Liliowa sukienka podkreślała jej fiołkowe oczy. W swoje jasne włosy wpiętą miała srebrną kolię.
– Pięknie wyglądacie. – pochwalił je Will z uśmiechem. Obok Rossety stał spięty Sean. Nie brał udziału w misji, więc bardzo martwił się o ukochaną. Natomiast do Loli podszedł Elaren i chciał jej założyć za ucho wysunięty kosmyk włosów, ale ta widząc, co robi, podeszła szybko do Williama.
– Poprawię ci muszkę. – chwyciła go za nią i zaczęła przesuwać to w jedną to w drugą stronę. Dziewczyna nadal nie pogodziła się z Elarenem. Właściwie porozmawiali ze sobą już nazajutrz po kłótni i pogodzili się, ale po drodze wystąpiły kolejne dziwne… niewyjaśnione sprzeczki. I to z jednej, i z drugiej strony. A to nie było w stylu Loli. Ona naprawdę rzadko się obrażała. I nie lubiła się kłócić. W ogóle nie była typową kobietą. A tu takie… rewolucje. William kompletnie tego nie rozumiał, ale nie wypytywał dziewczyny o szczegóły. Miał wrażenie, że to były jakieś stare sprawy, a przez kolejne sprzeczki wywlekane na wierzch i pogłębiające ich kłótnie z dnia na dzień. Dziewczyna coś do niego mówiła o balu i o tym, żeby nie zapomniał ukłonić się przed witającym gości Patrickiem. William słuchał jej uważnie do momentu, aż zobaczył Feliksa, który kroczył w ich stronę z poważną miną. Miał na sobie ciemnofioletowy frak z złotą podszewką, pod nim o ton jaśniejszą kamizelkę i tego samego koloru koszulę. Na szyi spoczywała zapięta, czarna muszka, a na głowie utrzymany w tonie fraku cylinder. Will zapatrzył się na niego, oszołomiony. Feliks dostrzegł jego spojrzenie i uśmiechnął się lekko. Lola, widzą, że Feliks zbliża się do chłopaka, odsunęła się. Feliks wyciągnął z ręki księcia maskę i obszedł chłopaka, po czym przyłożył ją do jego twarzy i zawiązał porządnie z tyłu głowy. Will zarumienił się mimowolnie, ale zaraz odchrząknął cicho i podziękował mężczyźnie za pomoc. Feliks również się opanował i kazał wszystkim się upewnić, czy mają przy sobie wszystko, co było im niezbędne. Kiedy wszyscy sprawdzili, czy żadne z ukrytych pod ubraniem ostrzy się nie wysuwa, ruszyli w stronę wyjścia. Michael miał ten wątpliwy zaszczyt robić za woźnicę, z czego nie był specjalnie zadowolony i nie hamował się, by to swoje własne niezadowolenie dostatecznie głośno wyrazić. Jednak otwarcie nie protestował, o nie, bynajmniej. Nie śmiałby tego zrobić.
Przepuścili dziewczyny i wsiedli za nimi do wygodnej i całkiem sporej karety. Feliks oczywiście ją wyczarował z pomocą kilku innych magów, więc spełniała wszystkie ich wymogi. Elaren usiadł obok Loli, która przyjęła to z mniejszym entuzjazmem, jednak w żaden sposób nie skomentowała.
Zbliżała się szesnasta, a bal zaczynał się od około dwudziestej. Mieli więc czas, by spokojnie dostać się na miejsce na wyznaczoną godzinę. Na zewnątrz było zimno, więc przed wyjściem wszyscy zaopatrzyli się w płaszcze i szale, teraz jednak utrzymywali za pomocą magii temperaturę w karocy. Tylko Michael nie miał takich przywilejów, jednak jemu nie robiło to zbyt wielkiej różnicy, choć sam również miał na sobie grube futro, żeby się zbytnio nie wyróżniać.
Konie mknęły po odśnieżonym gościńcu, na zewnątrz było zupełnie ciemno, drogę oświetlał im tylko ogromny księżyc wyłaniający się co chwilę zza gęstych, śniegowych chmur. Sytuacja zmieniła się, gdy zaczęli wjeżdżać na ulicę miasta, zbliżając się do jego centrum z każdą minutą. Widzieli inne karety, które prawdopodobnie także zmierzały do zamku na bal. Przy ulicy stały w równych odległościach latarnie, z okien domostw wyciekało światło na gościniec, ułatwiając w ten sposób drogę kolejnym uczestnikom ruchu.
– Pamiętajcie, by nie zwracać na siebie uwagi – odezwał się Feliks. – Rozglądniemy się za Victorem, kiedy uda się nam go zlokalizować, Elaren, Dymitr i ja będziemy go śledzić, a w dogodniejszej sytuacji pozbędziemy się drania. Rosseta, Lola i William poszukają Ryana. Może być wszędzie, więc starajcie się wykorzystać każdą możliwą okazję, by porządnie rozejrzeć się po zamku. – Wszyscy zgodnie pokiwali głowami. Znali ten plan na pamięć, opracowywali go wspólnie, omawiali setki razy, niemal cały czas coś zmieniając. William wyjrzał przez okienko karety. Dostrzegł ogromny, wprawiający w zachwyt budynek. Był oświetlony przez liczne latarnie, dodatkowo księżyc już w zupełnie wyszedł zza chmur i rzucał sporą ilość światła na całą okolicę. Był naprawdę olbrzymi w porównaniu do tego, który widział na Ziemi. Zaczęli podjeżdżać pod górę, na której stał zamek. Widzieli przed sobą inne powozy, które zmierzały na bal. Will czuł zdenerwowanie, ale i pewnego rodzaju ekscytację. Spojrzał po sobie, wygładzając ze zdenerwowaniem materiał spodni. Maska mu trochę przeszkadzała, nie mógł się do niej przyzwyczaić. W ogóle trudno mu było usiedzieć na miejscu, przez co nieustannie się kręcił i poprawiał. Reszta zajęta była rozmową, ale nie potrafił się skupić, o czym rozmawiali. Było mu gorąco. Tak bardzo się cieszył, że wreszcie zobaczy Ryana, że będzie mógł z nim porozmawiać, zabrać ze sobą. Nerwowo wyglądał przez okienko, sprawdzając ile zostało im jeszcze drogi. Feliks, siedząc naprzeciw chłopaka, zerkał na niego co chwilę, ale nic nie mówił, wiedział, że książę jest zdenerwowany. Liczył, że znajdą Victora i się go pozbędą. Wówczas sytuacja w królestwie byłaby niestabilna, a oni mieliby dogodną sytuację, by to wykorzystać i przejąć władzę. Victor miał autorytet wśród swoich zwolenników, więc jego śmierć trochę by ich rozproszyła.
– Niedaleko jest brama wjazdowa – odezwał się Dymitr. Wszyscy zaczęli się poprawiać, Feliks dopiero założył maskę. Nagle kareta się zatrzymała. Usłyszeli głos Michaela, który wręczał mężczyznom zaproszenia. Jeden ze strażników zajrzał do środka, powitał ich i pozwolił jechać dalej, przepraszając przy tym, za to skrupulatne sprawdzanie. Biedak nie miał pojęcia, że wpuścił na teren zamku rebeliantów. Przejechali przez dziedziniec, a Michael zatrzymał się niedaleko schodów. Zaczęli wysiadać. Elaren patrzył ze smutkiem, na scenę, kiedy William ujął dłoń Loli i pomógł jej wysiąść z powozu. Miała być jego parą, Rosseta, jako że oboje z Elarenem byli elfami lepiej było, by dotrzymywali sobie wspólnie towarzystwa. Nie było zbyt wielu elfów, którzy byli po stronie Victora, więc nieuniknione było, że mogliby swoim zapachem wzbudzać większe zainteresowanie, niż wróż i czarodziejka razem. Mimo to chłopakowi było trochę przykro, choć starał się to zatuszować. Widział opór ze strony dziewczyny, a jego duma nie pozwalała mu na zbytnie uniżanie się przed nią. Podobnie miała Lola, więc ich spór naprawdę nabierał kolosalnych rozmiarów. Dymitr i Feliks ruszyli przodem. Will obejrzał się jeszcze na Michaela, który rzucił mu lekki uśmiech i popędził konie lejcami, po czym odjechał, by zatrzymać karetę na wyznaczonym miejscu. Ruszyli schodami do głównych wrót zamku. Przed nimi szły inne pary, z chwili na chwilę znikały za ogromnymi drzwiami. Will czuł narastający w nim niepokój. Zrobiło mu się gorąco mimo temperatury na zewnątrz. Lola trzymała go mocno za ramię, zerkając co chwilę na niego, chcąc się upewnić, czy wszystko względnie w porządku. Jednak z każdą chwilą była coraz mniej spokojna. Do środka weszli Feliks z Dymitrem. Ukłonili się jakiemuś ciemnowłosemu młodzieńcowi w czerwonej masce, który również odpowiedział im uprzejmym skinięciem. Przeszli dalej w głąb, a teraz młodemu księciu kłaniali się Elaren wraz z Rossetą. Oni byli następni. William przełknął ślinę. Elf złapał dziewczynę mocniej i odeszli, a oni ruszyli do przodu, by przywitać się z księciem. William spojrzał na niego. To był jego brat. Zaschło mu w ustach. Gapił się na niego o kilka sekund dłużej, niż wypadało, ale w końcu otrząsnął się i ukłonił, oddalając się wraz z przyjaciółką w ekspresowym tempie. Aż czuł palące spojrzenie Patricka na swoich plecach. Nie śmiał się jednak odwrócić. Dopiero w chwili, gdy zatrzymali się przy stole zastawionym jedzeniem odetchnął głębiej. Był okropnie zestresowany.
– Weź się w garść – rzuciła stanowczo dziewczyna. Jej samej daleko było do stanu pełnego skupienia, ale starała się, chociaż sprawiać wrażenie spokojnej. Williamowi jakoś nie szło. Wsunął dłonie do kieszeni chcąc ukryć w ten sposób ich drżenie. Oblizał usta i zaczął lekko zachrypniętym głosem, więc kontynuował, dopiero gdy odchrząknął.
– Rozdzielamy się? – Lola pokiwała przecząco głową, a po chwili oznajmiła cichym głosem.
– Zaraz zacznie się uczta, więc nie. Chodź, znajdziemy sobie jakieś miejsce – powiedziała i złapała Willa za rękę. Zajęli wolne miejsca, które nie były zarezerwowane dla nikogo konkretnego. Rozejrzeli się po sali wypełnionej stolikami, jedzeniem i gośćmi. Było głośno, wszyscy rozmawiali, śmiali się… William widział tylu różnych ludzi. Szukał jednak tylko jednej osoby. Swojego przyjaciela. Wszyscy mieli nadzieję, że bierze udział w uroczystości, gdyż w przeciwnej sytuacji zmuszeni byliby przeszukiwać cały zamek, a to nie było zbytnio bezpieczne. Dostrzegł jednak Elarena i Rossetę, a dalej Feliksa, który rozmawiał z jakimś jegomościem. Dymitr siedział obok, jednak nie odzywał się. Spojrzał na  Lolę. Ona również się rozglądała, ale przy tym rzucała raz po raz jakieś komentarze z uśmiechem na ustach. Nie chciała zwracać na siebie większej uwagi. William też postanowił się postarać. Odpowiadał jej spokojnie, nie przestając przy tym ukradkowego spoglądania na tłumy wokół. W końcu rozległ się dźwięk dzwonka. Rozmowy ustały, wszyscy zwrócili wzrok w jedną stronę, mianowicie w kierunku głównego stołu, gdzie siedzieli honorowi goście. William nie zwracał na niego zbyt dużej uwagi, nie przypuszczając, by Ryan mógł siedzieć obok tych wszystkich arystokratów, urzędników i najmożniejszych w królestwie. Starszy mężczyzna z długą, siwą brodą stał i patrzył na tłum przez kilka sekund, po czym zaczął przemawiać.
– Witam wszystkich szanownych gości na corocznym balu z okazji nadchodzącego Nowego Roku. Cieszymy się, że zechciało odwiedzić nas aż tylu gości. Z przykrością informuję, że nasz wspaniały król nie może w tym roku uczestniczyć w zabawie. Rozchorował się i odpoczywa w swoich komnatach. Jednak życzy wam, moi drodzy, wspaniałej zabawy i szczęśliwego Nowego Roku – dokończył starzec i wzniósł kieliszek. Wszyscy podnieśli się z miejsc, łapiąc w dłoń naczynie z szampanem i wznosząc toast. Jeszcze raz omiótł spojrzeniem stół, przy którym siedzieli honorowi goście. Dostrzegł Patricka, poznał go przez charakterystyczną, czerwoną maskę. Była wykonana na wzór pyska smoka, z złotymi detalami. Nie zauważył tego z tej odległości, bynajmniej. Udało mu się to dostrzec, gdy gapił się na niego, wchodząc do głównej sali. Obok jego brata siedział jakiś chłopak, ale sposób, w jaki trzymał kieliszek był zaskakująco znajomy. Will przyjrzał się jeszcze raz dokładniej młodzieńcowi i coś go tknęło. Złapał Lolę za dłoń, zwracającym tym jej uwagę na swoją osobę. Dziewczyna spojrzała na niego z pytającą miną.
– O co chodzi? – William nachylił się nad nią i szepnął cicho, by spojrzała w stronę miejsc najważniejszych gości. Lola zwróciła swój wzrok na arystokratów i przyjrzała się chłopakowi, który zajmował miejsce obok księcia. Uchyliła usta w zdziwieniu i zamrugała gwałtownie, by upewnić się, czy własne oczy jej nie mylą.
– To chyba on – szepnęła z przejęciem. Odwróciła wzrok i zwróciła spojrzenie na talerz. Służący nakładał jej porcję cudownie pachnącego dania. W międzyczasie odpowiedziała na kilka pytań mężczyzny, na koniec dziękując mu za nałożony posiłek. Zrobiła to jednak bardzo… oschle. W sumie jak na „możną damę” przystało. Widocznie wczuwała się w rolę. William nie musiał się nawet starać, by brzmieć chłodno. Lola widząc jego zachowanie uśmiechnęła się do siebie stwierdzając, że on po prostu ma to we krwi. Wszyscy zajmowali się konsumpcją i rozmową w międzyczasie. Posiłek w akompaniamencie fortepianu i skrzypiec było dużo przyjemniejszy. Jednak nie był to czas na relaks i przyjemności. William od razu przywołał się do porządku. Zerknął na Feliksa, zastanawiając się, co w takim razie mężczyzna postanowi. Wiedział jednak, że ten tak łatwo się nie podda.
Gdy kolacja została oficjalnie zakończona, zaproszono wszystkich do tańca. William zabrał Lolę na parkiet, bezustannie obserwując domniemanego Ryana. Był prawie pewien, jednak nie widział go z bliska, by mieć całkowitą pewność. Tańczył z przyjaciółką, zgrabnie lawirując między innymi parami. Melodia, do której tańczyli nie była mu znana, ale z małą pomocą przyjaciółki i mężczyzn tańczących niedaleko niego szybko uporał się z względnie prostymi figurami. W dodatku nie był to szybki taniec. Na kilka chwil stracił z oczu chłopaka, którego podejrzewał o bycie Ryanem. Jednak podczas kolejnego utworu ten znalazł się zaraz obok nich, tańcząc z jakąś dziewczyną. Przyjrzał mu się uważniej, aż myląc krok i prawie potykając się o własne nogi, ale dzięki temu miał już pewność, że to jego przyjaciel. Lola przytrzymała się go mocniej, by nie upaść i spojrzała na niego bez zrozumienia. Kiedy jednak podczas kolejnego obrotu znalazła się na wcześniejszym miejscu Williama, zrozumiała, czemu ten się potknął. Znaleźli go. Will uśmiechnął się do niej porozumiewawczo, czując nieopisane szczęście. Aż coś zakłuło go w okolicy serca.
Już trochę zmęczeni, przestali tańczyć po trzeciej piosence i oddalili się na bok. Kawałek dalej dostrzegli Feliksa, ale już bez Dymitra. Nagle podeszli do nich Elaren z Rossetą, których nie widzieli, odkąd wszyscy rozstali się na dziedzińcu.
– Znaleźliście go? – zapytał Elaren, patrząc to na Willa, a to na ukochaną.
– Chyba tak – odpowiedział chłopak. – Lepiej jednak byłoby się upewnić. Jakieś pomysły? – Elaren jednak oznajmił:
– Najpierw mi powiedz, który to, bo inaczej na wiele się nie przydam. Rozmawiałem z Feliksem. Sami z Dymitrem zajmą się tą sprawą… rozumiecie…? – Oboje z Lolą pokiwali głowami.
– Nie wyróżnia się zbytnio, jest ubrany na czarno i ma na sobie białą maskę. Jednak sporo tu takich. Może pójdziecie z Lolą na parkiet, w razie czego ona ci go wskaże, ja z Rossetą rozejrzymy się tutaj, być może przestał już tańczyć – Elaren spojrzał na Lolę. Oboje byli nieco zmieszani, jednak nie zamierzali protestować. To nie był zbyt dobry moment na kłótnie. Dlatego Elaren wziął dziewczynę za rękę i poprowadził na salę, gdzie pozostali tańczyli już do skoczniejszej melodii. William przepuścił Rossetę przodem, zmierzając do stolika z napojami. Podał dziewczynie szklankę z ponczem, a sam sięgnął po sok pomarańczowy. Rozmawiał z nią spokojnie, by nie wzbudzać niepotrzebnych podejrzeń, ale przy tym dokładnie obserwował otoczenie. Nie dostrzegł przyjaciela nigdzie i zaczynał się powoli denerwować. Lepiej, żeby ten nie opuszczał przyjęcia. Spojrzał na ogromny, wbudowany w ścianę zegar i dostrzegł, że minęła dwudziesta pierwsza. Ponownie rozejrzał się po rozproszonym tłumie, ale z zawodem stwierdził, że po Ryanie nie było śladu. Odwrócił się na moment do stołu, by odstawić pustą szklankę, a kiedy ponownie zwrócił się w stronę tańczących dostrzegł przed sobą chłopaka. Którym okazał się być książę Patrick. Ukłonił się sztywno, czując narastające napięcie. Czyżby ktoś go rozpoznał? Ale kto?
– Wasza wysokość… – usłyszał słowa Rossety, po czym sam przywitał księcia. Ten skinął im obojgu głową, po czym zwrócił się do Williama.
– Szukasz kogoś, panie? – Will przełknął ciężko ślinę, jednak nie zamierzał dać się zdemaskować. Również posłał chłopakowi lekki uśmiech i odpowiedział:
– Owszem, książę. Moi przyjaciele tańczą na sali i nie możemy ich wypatrzeć w tym tłumie – Rosseta również patrzyła na Patricka z uprzejmym uśmiechem. Sama poczuła się mniej pewnie. Co też skłoniło Patricka, by do nich podejść? To zdecydowanie nie wróżyło nic dobrego. Nie zamierzali jednak wychodzić z roli, bo to mogłoby się naprawdę źle skończyć.
– Rozumiem. Jednak naprawdę jestem ciekaw, skąd przybywacie. Nie widziałem was dotąd na żadnym wcześniejszym balu – William w tej chwili dziękował Feliksowi w duchu, że ten wpadł na pomysł ustalenia ich fałszywej tożsamości.
– Jestem przybranym synem państwa Norringtonów. Nazywam się Sebastian Norrington i reprezentuję moich nowych rodziców na balu, gdyż oni nie mogli się zjawić. A to narzeczona mojego przyjaciela, Lindira z rodu Fortescue, Rosseta – wyjaśnił spokojnie. Serce jednak galopowało mu dziko w piersi, jakby zaraz miało wyskoczyć prosto na księcia Patricka. Jego brat, który, miał nadzieję, nie zdawał sobie sprawy, z kim rozmawia, uśmiechnął się delikatnie i zapytał ich jeszcze, czy dobrze się bawią, jak smakowała im kolacja i czy podoba im się wystrój w sali. Oni oczywiście odpowiadali mu z radością, której w rzeczywistości w ogóle nie odczuwali, wręcz przeciwnie, wnętrzności aż im się skręcały ze strachu. W końcu książę dał im spokój, życzył dobrej zabawy i poszedł w tylko sobie znanym kierunku. William odetchnął głębiej i spojrzał w stronę schodów, na których stał Dymitr z Feliksem. Przyglądali mu się z niezadowolonymi minami. Odwrócił szybko wzrok i pociągnął Rossetę na salę balową, by znaleźć na nim Elarena i Lolę i wymienić się z nimi informacjami. Znalazł ich dość szybko i razem już zajęli wolne miejsca przy stole.
– Nie widziałem go – odezwał się William. Elaren zrobił zawiedzioną minę. Im też nie udało się go dostrzec, co gorsza dalej nie wiedział, kogo szukać – Podszedł do nas Patrick – dodał ściszonym głosem. Elaren wyszczerzył na niego oczy. Zaczęło się robić niepokojąco. Odetchnął ciężej i sięgnął po szklankę stojącą na stole, by nalać do niej soku i się napić. Zaschło mu w ustach już podczas tańczenia z Lolą i jak wcześniej wydawało mu się, że konfrontacja z obrażoną dziewczyną będzie jednym z najcięższych momentów w całej akcji, to musiał się jeszcze raz porządnie nad tym zastanowić. Zainteresowanie księcia nimi potwierdzało jedynie to, że wszyscy spodziewali się obecności kogoś podejrzanego. A oni nie mieli pojęcia, co ich zdradziło, że książę w ogóle się nimi zainteresował.
– Czego od was chciał? – zapytał zdenerwowany elf. Czuł, że tego wieczoru nie zdarzy się nic dobrego. Starał się jednak ignorować, tłumacząc sobie, że przecież mają całkiem dobry plan i nic nie powinno pójść źle.
– Najpierw zapytał Williama, czy kogoś szuka. A potem ogólnie, kim jesteśmy, skąd i tym podobne – odparła Rosseta. Cała czwórka się spięła, nie bardzo wiedząc, co w tej sytuacji robić dalej. Starali się nie zwracać na siebie uwagi, a skoro zwrócili, widocznie ktoś ich bacznie obserwował. Może tak było z wszystkimi gośćmi i wynikało to z czystych środków ostrożności, a może nie. Może William zrobił coś, co zwróciło uwagę Patricka. No ba! Daleko szukać. Gapił się na niego przy drzwiach frontowych, jak nawiedzony! Och, Boże!
– Musimy być ostrożniejsi. Po prostu spędzajmy czas, jak inni, bawmy się, rozmawiajmy. Przy odrobinie szczęścia, na które ogromnie liczę, spotkamy Ryana i zabierzemy ze sobą. A teraz radzę nam wszystkim się bawić – I tak też zrobili. Dziewczyny zostały zaproszone za zgodą chłopaków do tańca, a oni sami zajęli się rozmową i pili bezalkoholowe napoje. Woleli pozostać trzeźwi w razie jakiejkolwiek niebezpiecznej dla nich sytuacji. William pytał o niektórych gości, zainteresowany ich wyglądem, aparycją, zachowaniem. A Elaren mu odpowiadał, nie pomijając przy tym krótkiej opowiastki na temat poszczególnych osób. William słuchał go z zaciekawieniem  i nie spostrzegli się, gdy wybiła dwudziesta druga trzydzieści. Wtedy książę oznajmił, że musi do toalety i podniósł się z miejsca. Elaren powiedział, że idzie poszukać dziewczyn i tak się rozstali. Szedł po schodach do góry, gdzie pokierował go jeden z służących. Gdy wspiął się na szczyt, skręcił w lewo i podążał oświetlonym korytarzem, by nagle ledwo co zatrzymać się przed drzwiami, które otworzyły się gwałtownie. Will spojrzał na chłopaka, który je z impetem otworzył i dostrzegł, że to ten sam chłopak, którego cały wieczór poszukiwał, czyli domniemany Ryan. Niewiele myśląc, wepchnął go do środka i zamknął pośpiesznie drzwi za sobą.
– Hej! Co jest, do diabła?! – Teraz już nie miał wątpliwości. Wpadł do jakiegoś skromnego pokoju, prawdopodobnie należącego do jednego z służących. Upewniwszy się, że są w środku sami, ściągnął maskę i spojrzał rozemocjonowanym wzrokiem na przyjaciela. Ten krzyknął niemo i rozwarł usta w szoku, a po chwili zasłonił je dłonią. Sam chwycił drżącymi palcami za własną maskę i zsunął ją powoli z twarzy. – Will… – szepnął. Książę nie czekał już ani chwili dłużej. Podszedł do niego szybko i wtulił się mocno, mając tak ogromną ochotę się rozpłakać ze szczęścia. Objął Ryana za szyję i wyszeptał drżącym głosem:
– Przyszedłem po ciebie – Ryan go nie objął, stał kompletnie spięty. William poczuł się nieco dziwnie, więc instynktownie się odsunął i spojrzał z niepokojem na chłopaka. Ten nadal wpatrywał się w niego z przerażeniem. Serce biło mu jak oszalałe. Co się w ogóle tutaj działo?! – Wszystko w porządku? – zapytał Will zaniepokojony jego brakiem pozytywnej reakcji. Ryan pokiwał powoli głową, nie odrywając od przyjaciela spojrzenia pełnego skupienia i uwagi.
– Jak się tu dostałeś? – zapytał łamiącym się z emocji głosem. Był przerażony i jak wcześniej wyobrażał sobie swoje szczęście na widok przyjaciela, tak teraz… czuł się inaczej.
– Nie jestem sam. Udało się nam załatwić zaproszenia – wyjaśnił. Ryan pokiwał głową na znak, że zrozumiał. Will zbliżył się do niego ostrożniej, niż przedtem i złapał go niepewnie za dłoń. Ryan spojrzał w tamtą stronę z dziwną miną, ale nie odsunął się. Nieco uspokojony książę zaczął masować rękę przyjaciela, czując tak ogromne szczęście na jego widok. Tak bardzo chciał się w niego wtulić, jak kiedyś i niczego nie wyjaśniać, po prostu rzucić w niepamięć wszystko, co złe… Po prostu jak kiedyś.
– Wszyscy są zdrowi? – odezwał się Ryan. Patrzył na Willa trochę z góry, przez co ten musiał zadrzeć głowę wyżej, by móc spojrzeć mu w oczy. Uśmiechnął się do niego z wilgotnymi oczami i odpowiedział spokojniejszym głosem.
– Tak. Wszyscy za tobą tęsknimy – Ryan przełknął ciężej ślinę na te słowa. Czuł, jak łzy coraz bardziej cisną mu się na zewnątrz, ale powstrzymywał je wszystkimi siłami. – A ty? Dobrze cię tu traktują? – dopytał, mocniej ściskając jego rękę. Ryan spłoszył się wyraźnie i nic nie odpowiedział. Bo sam nie wiedział, czy mówić o tym, co mu robili na początku, czy raczej o tym, jak to znalazł sobie kumpla, który był przyrodnim bratem Williama. – Claudius mi powiedział, że… – zaciął się, sam nie wiedząc, czy mówić dalej, gdy zobaczył minę chłopaka. Spuścił na moment spojrzenie i odetchnął. Ryan zabrał od niego rękę i odsunął się bliżej okna. Will spojrzał na niego ze strachem i szybko do niego podszedł, ale ten nie pozwolił mu się dotknąć.
– Kiedy… Co ci powiedział? – niemal warknął widocznie rozłoszczony. Ale William widział w jego oczach żal. Ogromne rozżalenie i nie miał pojęcia, jak go uspokoić.
– Gdy napadli na obóz kilka dni później po twoim… Po porwaniu ciebie. – Ryan nadal wpatrywał się w niego z zmarszczonymi brwiami. Przylegał mocno do ściany, zaciskając usta w wąską linię. – Przepraszam, Ryan! – krzyknął zdesperowany. Ryan skrzywił się jeszcze mocniej i przygryzł wargę, po czym odpowiedział drżącym głosem.
– Nie przepraszaj mnie. Nie masz za co – William złapał go za ramiona i przycisnął do ściany mocniej, jeżeli to było w ogóle możliwe, po czym wykrzyknął jeszcze głośniej.
– Nieprawda! To wszystko moja wina! Ale błagam cię, wróć ze mną Ryan, bo ja już… już nie mogę wytrzymać bez ciebie, rozumiesz?! – Poczuł pierwszą łzę na policzku. Oderwał od przyjaciela jedną rękę i starł łzę z zniesmaczoną miną. Nie chciał płakać. Chciał go przekonać, żeby z nim poszedł. Nie przypuszczał, że Ryan w ogóle będzie miał jakiekolwiek obiekcje, ale teraz czuł wyraźny opór chłopaka. I nie miał pojęcia skąd się w nim wziął. Jednak nie mógł pozwolić, by ten tu został.
– Przestań, Will – odparł chłopak coraz wilgotniejszym głosem. Chciał się od niego odsunąć, ale przyjaciel mu nie pozwolił. Przycisnął go mocniej do ściany i pocałował. Mimo protestu Ryana nie przestawał i zaczął napierać na niego mocniej. Przytrzymał jego głowę dłońmi, a wtedy chłopak odepchnął go i spojrzał na niego ze złością. – Mówię, przestań! Czego ty właściwie chcesz ode mnie, co?! Żebyśmy znowu się pieprzyli, pozostając przy tym przyjaciółmi? Wybacz stary, ale ja spasuję! Mam tego, kurwa dość! – William zatrząsł się na jego słowa i przygryzł wargę, żeby ta za bardzo mu nie drżała. Jakimś cudem utrzymał się na nogach, kiedy Ryan go odepchnął. Jego maska, którą wsunął do kieszeni wypadła mu i leżała teraz na ziemi, oświetlana jedynie nikłą jasnością lampy w rogu i latarni wpuszczających światło przez okno do pokoju.
– Nie musimy być tylko przyjaciółmi – odpowiedział, trochę przestraszony wybuchem przyjaciela. Ten zaśmiał się z bólem w oczach i zbliżył gwałtownie do chłopaka, nachylając się nad nim nisko. Spojrzał mu w oczy z wyrzutem i odpowiedział z zaciśniętymi zębami.
– Przestań chrzanić. Co ty sobie myślisz? Że nagle się we mnie zakochasz? Gdyby tak miało być, doszłoby do tego
 – dokończył i ponownie się odsunął. Nienawidził siebie za to, że nawet w takiej chwili pragnął go do siebie przyciągnąć i przytulić. Pocałować, dotknąć, mieć przy sobie blisko. A chłopak mu tylko utrudniał swoim zachowaniem. Tak bardzo chciałby mu uwierzyć i pójść z nim, wiedząc, że ma jakieś szanse na odwzajemnienie uczucia. Bo tak mówił William. Ale on mu nie wierzył.
– Chcę spróbować, Ryan! Dlaczego nie chcesz mi pozwolić? – Przez dłuższą chwilę nie usłyszał odpowiedzi. Ale kiedy ta nadeszła, poczuł się jeszcze gorzej, niż wcześniej.
– Bo mam oczy, William. I widzę, jak patrzysz na Feliksa. Gapiłeś się tak na niego, odkąd tylko wpakował się w nasze życie! – William skrzywił się mocno i odpowiedział z złością wypisaną na twarzy.
– W porządku! Podoba mi się! Ale minął ponad miesiąc, odkąd nie ma cię przy mnie i przysięgam ci, że do niczego między nim a mną nie doszło! Bo cały czas myślałem o tobie! Ciągle o tobie myślę! Więc to ty przestań pieprzyć i wróć ze mną, do cholery, bo nie chcę bez ciebie ratować Sarihmas! Mieliśmy to zrobić razem, Ryan! – wyrzucił z siebie z bólem. Był tak wściekły, tak okrutnie rozłoszczony postawą przyjaciela. A tysiące razy wyobrażał sobie, jak wpadną sobie w ramiona, będą się całować, stęsknieni za sobą. Tak bardzo się przeliczył…
– Wiesz jakie były nasze plany? Mieliśmy skończyć szkołę, wyjechać na studia, wynająć mieszkanie. Chodzić na imprezy, bawić się, pić, pieprzyć i nie myśleć o tym, co będzie – warknął w jego stronę. Wiedział, że to nie była wina Williama, ale co mógł poradzić, że czuł tak ogromny żal, że im się nie udało. – A tu zjawił się ten cały, cholerny Feliks i nie dość, że zmienił całe nasze życie, to jeszcze zabrał mi ciebie! – Książę zatrząsł się z wściekłości na jego słowa, dokładnie te ostatnie i krzyknął w jego stronę:
– O czym ty mówisz?! Przecież to nieprawda! – Ryan uśmiechnął się kpiąco, choć jego spojrzenie nadal wyrażało jedynie smutek i ogromny żal.
– Nieprawda? Miałem czas, Will, żeby o tym pomyśleć. I ty nigdy się nikim nie interesowałeś. Nigdy na nikogo nie patrzyłeś tak, jak na niego. Tak, jak ja na ciebie – dodał z widocznym wyrzutem. – Może to jakieś kolejne, pojebane przeznaczenie, jakaś klątwa czy chuj wie co, ale nie mam zamiaru dłużej z tym walczyć, bo przegram z kretesem. Dlatego nie pójdę z tobą Will – dodał z pewnością w głosie, choć na jego twarzy widniało tyle skrajnych emocji. William wytrzeszczył na niego oczy i uchylił usta w przerażeniu.
– Co ty mówisz? Ryan, nie wygłupiał się, nie możesz tu zostać – powiedział z łamiącym się głosem. Już nawet nie powstrzymywał łez. Nie miał nawet świadomości, że płakał. Podszedł do przyjaciela i chciał go objąć, złapać za rękę, cokolwiek! Cokolwiek, by go przekonać. Nie mógł mu tego zrobić, po prostu sobie nie wyobrażał, że mógłby wrócić bez niego.
– Nie ma innego wyjścia. Nie będę patrzył, jak z dnia na dzień coraz bardziej lecisz na Feliksa. Nie mam na to ochoty – William warknął rozjuszony i popchnął chłopaka. Wszystkie szafki i ich zawartość w pokoju zaczęły drżeć. Przestał już nawet myśleć, by panować nad sobą i swoją magią. Nagle okno otworzyło się na oścież, wpuszczając do środka mroźne powietrze. Z zewnątrz można było usłyszeć przerażające wycie demonów. Jednak w tamtej chwili nie robiły na Williamie większego wrażenia. W przeciwieństwie do Ryana, który odwrócił się z przerażeniem, chcąc sprawdzić, co się właściwie dzieje. Nagle wszystko zaczęło się trząść. Zachwiali się niebezpiecznie i, ledwo utrzymali się na nogach. Słyszeli krzyki z dołu i niewiele zdążyli zrobić, czy choćby pomyśleć, gdy do środka wpadł Patrick. Już nie miał na sobie maski.

– Ryan! Szybko, musimy uciekać! – krzyknął, widocznie przerażony. Spojrzał na Williama bez zrozumienia i po chwili go olśniło. 

1 komentarz:

  1. Ryan słusznie gada. Choć dalej mam nadzieję, że będą razem...

    OdpowiedzUsuń