Rozdział 15
William spodziewał się wszystkiego po słowach kobiety. Że Feliks
zacznie zaprzeczać, że wyjdą oburzeni, że przynajmniej się grzecznie nie zgodzą
i wyrażą swoją opinię w tej kwestii. Kiedy spojrzał na miny mężczyzn właśnie
tego się spodziewał. Jednak na pewno nie tego, że podziękują jej za pomoc! Był
zdrowo wstrząśnięty tym, co usłyszał. Ryan wampirem! Też coś. Za nic w świecie,
by w to nie uwierzył, gdyby po powrocie do Midis nie rozpoczął na ten temat
rozmowy z Feliksem.
– Chyba jej nie wierzysz? Przecież to nieprawdopodobne! Znam Ryana od
dziecka! Nie może być wampirem! – Niemal krzyczał, zdrowo wzburzony. Dodatkowo
irytował go fakt, że Feliks na pierwszy rzut oka miał odmienne zdanie.
– Obawiam się, Willy, że wręcz przeciwnie. To najbardziej
prawdopodobne – nie patrzył na niego. Wpatrywał się w okno, obserwując
zbierające się chmury. Will stał obok niego w jego gabinecie i słuchał go z
rosnącym poirytowaniem.
– Ale Feliks! Zawsze podkreślałeś, że jest zwyczajny. Mogłeś się aż
tak pomylić? – Czarodziej wciąż na niego nie patrzył. Gdyby mu nie odpowiadał,
William pomyślałby, że jest głęboko zamyślony.
– Najwidoczniej tak – po chwili ciszy oderwał spojrzenie od okna i
przeniósł je na księcia. – Posłuchaj, naprawdę nad tym myślałem. To ma sens.
Taka rzecz nie pojawia się byle gdzie. Ale nawet pomijając kwestię wazy, Ryan
faktycznie jest odporny na ofensywną magię. Ma tyle lat, co zaginiony książę i
nawet jego imię jest w pewnym sensie podobne – chłopak spojrzał na mężczyznę
pytająco, nie bardzo rozumiejąc, co ma na myśli.
– W jakim sensie podobne? – Feliks zawahał się przez chwilę, ale w
końcu odpowiedział:
– Księciu nadano imię Nair – Will uniósł jedną brew w pobłażliwym
geście, nie bardzo doszukując się w nich podobieństwa. – Od tyłu w wymowie
brzmi dokładnie tak samo. Możesz nie
wierzyć, ale często tak się robi z książętami, chcąc ukryć ich tożsamość, ale
jednocześnie mając jakikolwiek ślad, że są dziedzicami – William prychnął,
jednak nie miało to wiele wspólnego z rozbawieniem.
– Wiesz to z autopsji, książę Feliksie? – Kpina w jego głosie była
niemal namacalna. Feliks rzucił mu ostrzejsze spojrzenie i tylko pokręcił
głową. – Swoją drogą, dlaczego mi nie powiedziałeś?
– Bo to nieistotne. Poza tym nie pytałeś, to po co miałem w ogóle z
tym wyskakiwać? – Zapytał, już lekko zdenerwowany. Wszystko się komplikowało, a
dodatkowo William był coraz bardziej nieznośny.
– No, nie wiem, może po to, żebym miał świadomość, że jest obok mnie
ktoś w podobnej sytuacji i może mnie choć trochę rozumieć? – Zapytał, coraz
bardziej zdenerwowany. Feliks założył ręce o ramiona i spojrzał na niego już
bez chowania jakichkolwiek odczuć, a William dostrzegł, że jest równie, jeśli
nie bardziej wkurzony, jak on.
– Nie jesteśmy w podobnej sytuacji – warknął i wyminął chłopaka,
ruszając w stronę biurka. Wziął do ręki pergamin i usiadł przy blacie, po czym
zaczął maczać pióro w kałamarzu. Zdążył napisać kilka słów, gdy usłyszał
niepewne i dużo spokojniejsze słowa.
– Jak to? – Nie miał pojęcia, czemu jest taki zły. Odetchnął, chcąc
się uspokoić, ale niewiele to dało. Spojrzał zirytowany na chłopaka i
odpowiedział przez zaciśnięte zęby.
– Bo mnie wydziedziczono – chłopak spojrzał na niego zdziwiony i przez
dłuższą chwilę nie odpowiadał. W tym czasie Feliks kontynuował pisanie. Will
nie bardzo wiedział, co zrobić, choć na usta cisnęło mu się kilka pytań, jednak
nie chciał przeciągać struny. Stał w miejscu, odrobinę skołowany. W końcu bez
słowa opuścił jego gabinet i poszedł do siebie. Od razu usiadł przy stole,
chcąc zabrać się za kolejny rozdział książki, którą wcześniej czytał. Czytał
kolejne słowa, zdania, akapity, ale nic z tego nie rozumiał, bo wciąż myślał
nad słowami Vivienne i Feliksa. W końcu skapitulował i przeszedł przez cały
pokój zmierzając do łóżka. Zwalił się na nie i przetarł twarz dłonią,
wzdychając przy tym głośno. Nie był w stanie tego ogarnąć. Marzył, żeby w końcu
wszystko zaczęło się układać, ale jak na razie zdążyło się tylko bardziej skomplikować.
Przymknął oczy, wcześniej zauważając, że w pokoju zapanował już półmrok. Nie
chciało mu się zapalać świec. W ogóle tęsknił za elektrycznością. Zrobiło mu
się chłodno, więc naciągnął na siebie kołdrę, wcześniej zsuwając buty z nóg. Po
chwili się rozgrzał i zrobiło mu się dużo milej, przyjemnie ciepło i wygodnie.
Leżał wtulony w poduszkę, oddychał spokojnie i nawet nie spostrzegł się, kiedy
zasnął.
Dawno nie miał snów. Bariery Feliksa skutecznie je od niego
odgradzały. Tym razem jednak śnił. I były to sny przyjemne, miłe… Takie, jakich
nie miał od bardzo dawna. Śnili mu się rodzice, ci, którzy go wychowali. Robili
razem porządki w ogrodzie, żartowali i pomagali sobie nawzajem. Po chwili
przyszedł Ryan, a William przerwał podlewanie roślin i wszedł razem z
przyjacielem do domu. Śmiali się z czegoś po drodze do jego pokoju, popychali
się nawzajem na schodach, jednak niegroźnie. William poszedł do łazienki i umył
ręce, a kiedy wrócił do pokoju zastał przyjaciela, który wyciągnął się na jego
łóżku i leżał z błogą miną, przeciągając się. Gdy dostrzegł Williama rzucił mu
delikatny uśmiech i zawołał go gestem dłoni do siebie. Chłopak podszedł do
niego i usiadł na brzegu łóżka, przyglądając mu się, rozbawiony. Ryan złapał go
za rękę i chciał przyciągnąć do siebie, ale, wtedy Will zaprotestował
– Ale… Rodzice – spiął się trochę i spojrzał na przyjaciela błagalnie,
jednak ten ani myślał sobie odpuścić. Sam uniósł się do siadu i chwycił
Williama za szyję, przyciągając go do leniwego pocałunku. Chłopak przez chwilę
się opierał, ale w końcu oddał pocałunek, czując przyjemne ciepło rozlewające
się mu w podbrzuszu.
Obudził go dźwięk otwieranych drzwi. Uchylił niechętnie powieki, mając
jeszcze w pamięci smak ust Ryana. Oblizał się mimowolnie, ale uczucie zaraz
zniknęło, a on westchnął, zawiedziony. Podniósł się do siadu i obejrzał w
stronę drzwi, a dostrzegł w nich Lolę.
– Śpisz? – Usłyszał ciche pytanie dziewczyny. Podrapał się po karku i
odpowiedział zaspanym głosem.
– Nie… – zobaczył, że dziewczyna idzie w jego stronę z tacką w rękach.
Kiedy dotarła do łóżka odstawiła ją na szafkę obok. Wyprostowała się i
popatrzyła na chłopaka, który podziękował jej cicho i wpatrywał się w nią
niepewnie. Ona sama westchnęła lekko i zapytała:
– Źle się czujesz? Rzadko śpisz w ciągu dnia. – William pokręcił głową
z delikatnym uśmiechem. Zapalił świece w pokoju, gdyż zrobiło się już zupełnie
ciemno od czasu, kiedy zasnął. Gdy pokój rozjaśnił blask płomienia, dostrzegł
dziewczynę wyraźniej. Miała trochę zaczerwienione oczy. Chłopak przyjrzał się jej
uważniej i zapytał niepewnie:
– Płakałaś? – Dziewczyna drgnęła na jego pytanie i odwróciła od niego
wzrok, wbijając go w swoje buty. Potaknęła powoli głową i siąknęła nosem. Po
chwili usiadła na łóżku obok Williama i wtuliła się w niego gwałtownie ze
szlochem. Chłopak objął ją ciasno ramionami, coraz bardziej się niepokojąc o
przyjaciółkę. – Co się stało? – Dziewczyna nie odpowiedziała mu od razu,
zanosząc się płaczem i ściskając go kurczowo za koszulę. Wcisnęła twarz w jego
szyję, nie mogąc się uspokoić. Po kilku minutach wzięła głębszy oddech i
odsunęła się od chłopaka nieco, wciąż nie patrząc mu w oczy.
– Lola, powiesz, o co… czemu płaczesz? – Sam był coraz bardziej
zdenerwowany i chciał dowiedzieć się, co było przyczyną stanu dziewczyny.
Głaskał ją delikatnie po plecach, chcąc tym dodatkowo uspokoić.
– Pokłóciłam się z Elarenem – ledwo wydukała i znów szarpnął nią
kolejny szloch. Chłopak otarł jej łzy z policzka swoją dłonią i po chwili
złapał ją za podbródek, by nakierować jej twarz na swoją własną. Lola w końcu
na niego spojrzała. Usta widocznie jej drżały a z oczu toczyły się kolejne łzy.
Jednak była już trochę spokojniejsza i w końcu zaczęła mówić. – Szłam
korytarzem i minęłam się z Michaelem i Dymitrem. Zapytałam, czy wiedzą, gdzie
poszedł Elaren. Oni się widocznie zdziwili i powiedzieli, że nie mają pojęcia,
bo nie było go z wami – William potaknął, potwierdzając słowa wampirów. –
Trochę mnie to zdziwiło, bo powiedział mi, że będzie wam towarzyszył. Więc
postanowiłam go poszukać. Poszłam do jego pokoju i siedział tam z przyjaciółmi
– przerwała na moment, biorąc głębszy oddech. Kiedy zaczęła mówić dalej, głos
widocznie się jej załamał. – A przy nim siedziała ta cała Loris, jego
narzeczona, którą ojciec dla niego wybrał i kazał w przyszłości się z nią
ożenić! W dodatku ona się do niego łasiła, uśmiechała, chichotała. A on był
równie zadowolony. Dopiero w chwili, kiedy mnie zobaczył poderwał się z miejsca
jak poparzony i podbiegł do mnie, zaczynając się tłumaczyć. Od razu wyszłam z
pokoju, bo wszyscy się na nas gapili, ale on poszedł za mną, pijany, ledwo stał
na nogach, jąkał się… I zaczął bredzić, że nie chcę spędzać czasu z jego
przyjaciółmi, że ciągle robie mu jakieś wymówki! A przecież jest dokładnie na
odwrót! I to mu właśnie wykrzyczałam, że to on ma mnie w dupie i woli spędzać
czas z swoją przyszłą żoną, niż z kimś, kogo jak twierdzi, kocha. I wtedy
poszłam zdenerwowana do siebie i nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Płakałam
chyba z godzinę przez tego drania, potem przyszedł Feliks i poprosił, żebym
zaniosła ci obiad. Powiedział mi o Ryanie, o waszych podejrzeniach… Wszystko
robi się coraz bardziej poplątane, coraz trudniejsze, Will! Już po prostu nie
mam siły! Co będzie wtedy, gdy będziemy musieli zmierzyć się z demonami?! Co
się stanie, gdy ktoś zginie, będzie ciężko ranny?! – Zakryła twarz dłońmi i
załkała cicho, trzęsąc się na nowo. Była bardzo zdenerwowana. William pociągnął
ją za sobą i położył się z nią na łóżku. Lola wtuliła się w niego, cały czas
płacząc. Nic nie mówił, bo nie wiedział, co mógłby jej powiedzieć. Głaskał ją
tylko po plecach. Kiedy przestała płakać i względnie się uspokoiła, odezwał się
cicho.
– Porozmawiam z nim jutro – dziewczyna mruknęła cicho i chyba po
chwili zasnęła. William długo wpatrywał się w ciemność, próbując zrozumieć, co
się z wszystkimi wokół działo. W końcu i jego zmorzył sen.
***
– Jakie podobają ci się dziewczyny? – Zapytał Patrick Ryana. Była
sobota i zdążył już przestać odczuwać skutki poniedziałkowego seksu z
Claudiusem, ale nadal wspominał to bardzo dobrze. Ryan spojrzał na niego
zaskoczony tym pytaniem. Czyżby Patrick nie wiedział o nim i Williamie? Czy
pyta tylko po to, żeby dowiedzieć się czegoś więcej? W końcu jednak postanowił
odpowiedzieć bardzo ogólnikowo, mając na celu wybadanie intencji Patricka.
– Różne – książę spojrzał na niego raczej niezbyt zadowolony zdawkową
odpowiedzią. Nie miał jednak zamiaru odpuścić.
– Mógłbyś się bardziej rozwinąć. Nie pogardzę dokładniejszym opisem –
spacerowali po ogrodzie, grubo ubrani i szczelnie opatuleni szalikami. Robiło
się coraz zimniej, od kilku dni padał śnieg. Mimo białej warstwy, która
przykryła wszystkie kwiaty i krzewy, ogród przy zamku naprawdę był niesamowity.
Najpiękniejsze były rzeźby i ogromna fontanna, która teraz opróżniona z wody
straciła nieco uroku, ale i tak robiła na Ryanie spore wrażenie. Zastanawiał
się, jak ten ogród wygląda latem…
– Nie mam określonego gustu – powiedział, rzucając Patrickowi
delikatny uśmiech. Książę westchnął, nieco zawiedziony. Po chwili jednak
zapytał ponownie:
– A, jeśli chodzi o mężczyzn? – Ryan aż przystanął na moment,
wpatrując się w niego z zdziwieniem. Więc jednak wiedział… Przyglądał mu się
uważnie ze względnym spokojem, zastanawiając się, co odpowiedzieć. W końcu
jednak postanowił być szczery.
– Lubię brunetów. – Patrick prychnął z rozbawieniem, słysząc ten jakże
barwny i ciekawy opis. Nie mógł też posunąć się do lekkiej uszczypliwości,
kiedy odpowiedział:
– Zapewne, jeszcze wysoko urodzonych? – Ryan lekko się spłoszył,
jednak widząc wyraz rozbawienia na twarzy chłopaka, sam uśmiechnął się bokiem
ust i pochylił do niego nieznacznie, odpowiadając zaczepnie:
– Skąd wiedziałeś? – Nie ma to jak jawny flirt na świeżym powietrzu… I
jak ogromna była jego satysfakcja, gdy udało mu się dostrzec zakłopotanie
księcia, wie tylko on sam. Patrick, by ukryć swoje zażenowanie, ruszył przed
siebie w stronę zamku. Nie odpowiedział też Ryanowi, po prostu nie miał
pomysłu, co mógłby powiedzieć. Kiedy weszli do zamku, poinformował tylko
chłopaka, że ma teraz naradę i nie będzie miał już dla niego dzisiaj czasu.
Rozstali się na piętrze, ruszając w kierunku swoich pokoi. Patrick przebrał
się, wypił gorącą herbatę i zszedł na dół w poszukiwaniu Claudiusa. Dostrzegł
go przed salą obrad w obstawie swoich głównych poruczników. Podszedł
niespiesznie do grupki mężczyzn i przywitał się z nimi, oczekując na resztę
rady i samego króla. Po chwili, gdy wszyscy się zjawili, weszli do sali obrad,
zajmując swoje miejsca. Patrick dostrzegł, że jego wuj kulał jeszcze bardziej,
niż kilka dni temu. Musiał przyznać, że zdrowo go to zaniepokoiło. Dodatkowo
był widocznie zmęczony, miał szkliste spojrzenie i poszarzałą skórę.
Zebranie nie trwało dłużej, niż zwykle, czyli jakieś dwie godziny. Omówili
kilka spraw dotyczących finansów, podatków ludności, która mieszkała w mieście.
Podjęli również temat balu, który miał się odbyć już niedługo. Jak co roku,
wstępne przygotowania zostały wcześniej podjęte, jednak w tym roku skarb
państwa dodatkowo się uszczuplił. Ostatecznie postanowiono wydać mniej
pieniędzy, choć nie wszyscy wyrażali zadowolenie z takiego obrotu sprawy.
Zwłaszcza Otylia, która uważała to za zniewagę dla wszystkich zaproszonych
gości z innych królestw. Innej opcji nie było, więc takie rozwiązanie przyjął
ostatecznie Victor. Później narada oficjalnie się skończyła i wszyscy wrócili
do swoich zajęć. Patrick jednak miał zamiar przeszkodzić Claudiusowi w planach
i zaciągnąć go do komnaty. Gdy tylko wyszli z sali obrad, już miał podejść do
mężczyzny, ale wtedy zobaczył, że ten rusza z Victorem do pokoi króla. Nieco
zaskoczony i wiedziony ciekawością poszedł za nimi, jednak na tyle dyskretnie,
by go nie zauważyli. Kiedy mężczyźni dotarli do komnaty władcy, Claude przez
przypadek nie domknął drzwi, które tylko odbiły się bezgłośnie i od razu nieco
uchyliły. Patrick niewiele widział, ale, za to słyszał wszystko doskonale.
– Nie zostało mi zbyt wiele czasu, Claude. – książę zmarszczył brwi,
kompletnie nic nie rozumiejąc. – Za nic nie pozwól zasiąść Patrickowi na
tronie. – Patrick wytrzeszczył oczy i aż zasłonił usta dłonią, nie mogąc
uwierzyć w to, co usłyszał. Oparł się o ścianę obok drzwi, bo czuł, jak zrobiło
mu się słabo.
O co w ogóle chodziło?
– Nie dopuszczę do tego, Wasza Wysokość. Obydwu nam zależy na
rozwiązaniu tego problemu.
– On nigdy nie będzie dostatecznie nasycony… Będzie pragnął więcej i
więcej…
– Mówiłem ci Panie, to go zgubi – odezwał się Claude. – Nie możesz się
teraz poddać, Panie. Musimy z nim walczyć. Kiedy go pokonamy, odzyskasz spokój,
masz moje słowo, mój królu – Patrick oddychał coraz bardziej nerwowo. Głosy z
wnętrza komnaty były nieco stłumione, ale i tak wszystko rozumiał zbyt dobrze.
A właściwie nie rozumiał w ogóle.
– Jeśli… Jeśli się nie uda. Niech tron obejmie William. Oddaj mu
władzę, on i tak przejmie nad nim kontrolę. Tylko nie pozwól skrzywdzić
Patricka. Przysięgnij Claudiusu, że do tego nie dopuścisz! – Patrick słyszał
tylko ciszę. Przez chwilę nie dotarło do niego zupełnie nic, dopiero po
kilkunastu sekundach usłyszał spokojne słowa Clauda.
– Przysięgam, Wasza Wysokość – oddychał głęboko, czując, jak robi mu
się coraz słabiej z emocji. Stał chwilę przy ścianie, słysząc jeszcze słowa
Victora o tym, że musi się położyć. I jednak o chwilę za długo, bo ledwie
odepchnął się od ściany, a z komnaty króla wyszedł Claude. Spojrzał zszokowany
na Patricka i zbliżył się do niego gwałtownie. Chłopak wpatrywał się w niego z
napięciem i strachem wymalowanym na twarzy.
– Idź do swojego pokoju. Później porozmawiamy – I Patrick poszedł.
Niewiele nawet pamiętał z tego, jak wracał do siebie. Czuł się dziwnie
otępiały, przygnieciony emocjami, informacjami, wszystkim tym, co usłyszał i co
czuł przez słowa wuja i Claudiusa. Gdy tylko wszedł do swojego pokoju usiadł na
najbliższym krześle i złapał się za głowę, wsuwając palce we włosy. Czuł zbierające
się pod powiekami łzy. Był tak cholernie przerażony. Z trudem łapał powietrze,
niemal dławił się własnymi łzami. Otarł szybko twarz, biorąc głębszy oddech i
wstał na chwiejnych nogach. Przeszedł powoli do łazienki i ruszył w stronę
zlewu. Odkręcił wodę od razu przemywając nią zaczerwienioną twarz. Gdy skończył
oparł dłonie o krawędź umywalki i spojrzał w zawieszone nad nią lustro. Czy
cokolwiek zrozumiał z tego, co usłyszał? Tak, jednak niewiele. Ale to, co
zrozumiał było wystarczająco jasne i znaczące, by móc podejrzewać, że zagraża
im coś potężniejszego od kogokolwiek, kogo sam znał. I wiedział, że może
zagrażać też jemu. Victor coraz gorzej się czuł, było to widać gołymi oczyma, w
dodatku jego słowa, że nie ma zbyt wiele czasu… To wszystko sprawiało, że czuł
ogromny ból kumulujący mu się w trzewiach. To był strach. Istne przerażenie.
Usłyszał kroki za drzwiami i napiął się cały, zerkając niepewnie na
drzwi. Po kilku sekundach te widocznie zbliżyły się do łazienki, a drzwi
momentalnie otworzyły się i stanął w nich wściekły Claude. Przesunął się nieco
na bok i gwałtownym gestem dłoni wskazał mu wnętrze sypialni. Chłopak potulnie
przeszedł obok niego, niemal biegiem. Mężczyzna trzasnął drzwiami i podszedł do
chłopaka, mocno łapiąc go za ramiona i odwracając w swoją stronę.
– Usiądź i mnie posłuchaj, do cholery! – Warknął rozłoszczony Claude,
próbując przemówić do rozsądku roztrzęsionemu Patrickowi, który niemal rzucał
się po komnacie, za wszelką cenę próbując uniknąć jakiegokolwiek kontaktu z
mężczyzną. Claudius zaczął tracić cierpliwość. Podszedł do chłopaka gwałtownie
i złapał go mocno za ramiona, chcąc, choć przez chwilę utrzymać w miejscu.
Książę spojrzał na niego nadal wilgotnym wzrokiem.
– Okłamywaliście mnie. Ty najbardziej! Nawet słowem nie pisnąłeś przez
cały ten czas! – krzyczał, mocno rozgoryczony. Odepchnął od siebie mężczyznę i
odwrócił się na pięcie, zmierzając do drugiej części komnaty, która nie pełniła
już funkcji sypialni. Claude ruszył za nim, chcąc go uspokoić. Nie mógł
pozwolić, by chłopak cokolwiek wyjawił. Sprawa była niezwykle delikatna i tak
bardzo niefortunne było to, że książę się dowiedział.
– Patrick, weź się w garść i zacznij mnie słuchać, bo nie ręczę za
siebie! Tu nie ma miejsca na twoje wieczne histerie! – warknął Claude, ponownie
łapiąc chłopaka za ramię i odwracając w swoją stronę. Ten zaś mu się wyrwał i
prychnął, zdrowo wkurzony. Wyminął mężczyznę i już miał wyjść z komnaty, kiedy
ten pojawił się przed nim w błyskawicznym tempie i zagrodził mu drogę. Patrick
cofnął się, zdezorientowany. Claude złapał go za rękę i posadził na kanapie,
siadając obok niego. Gdyby nie to, że przytrzymywał księcia, ten już dawno
poderwałby się z miejsca z zamiarem opuszczenia pokoju. Czuł w sobie takie
pokłady złości, że nie wiedział jak sobie z nimi poradzić.
– I co mi powiesz, hm? Że to była tajemnica, nikt się nie mógł
dowiedzieć… Właśnie to chcesz mi powiedzieć?! – wykrzyczał, patrząc na kochanka
z furią w oczach. Miał ochotę czymś w niego rzucić. Niestety, nie miał nic pod
ręką. Claude odetchnął, samemu czując rosnące w nim poirytowanie. W końcu
wydusił z siebie nieco spokojniejszym tonem, choć on sam wie, ile go to
kosztowało.
– A co sobie myślisz? Że to sprawa, o której można rozpowiadać na
prawo i lewo? – książę nie patrzył na niego, tylko z zaciśniętymi zębami
patrzył przed siebie. Złość z niego w najmniejszym nawet stopniu nie schodziła.
Nie zaszczycając mężczyzny nawet jednym spojrzeniem odpowiedział już bez krzyku:
– To sprawa ogromnej wagi i jako książę mam prawo wiedzieć o takich
rzeczach. – Claude parsknął, choć z rozbawieniem niewiele to miało wspólnego.
Patrick rzucił mu groźne spojrzenie i tym razem nie odrywał od niego
spojrzenia, chcąc usłyszeć od mężczyzny jakąś logiczną odpowiedź.
– Wierz lub nie, ale zamierzałem ci powiedzieć. Z resztą lepiej
powiedz, co zdołałeś podsłuchać. – chłopak rzucił mu niechętne spojrzenie.
Poprawił się na swoim miejscu, po czym odpowiedział stanowczo.
– Nie. Ty mi powiedz o całej sprawie, należą mi się dokładne
wyjaśnienia. – mężczyzna rzucił mu zniechęcone spojrzenie, ale po chwili
zastanawiania się, co powinien zrobić, uznał, że w tej sytuacji nie było sensu
zwlekać. Odetchnął ciężko i oparł się o miękką kanapę, po czym zaczął mówić.
– Zapewne, znasz legendę o klątwie, którą zrozpaczona Rebecca rzuciła
na twojego przodka, Corneliusa. – Patrick potaknął, nie spuszczając wzroku z
mężczyzny. Ten również na niego patrzył. – Cornel był bardzo niesfornym
dzieckiem, jego ojciec, król Joseph III, często miał z nim spore problemy, gdy
ten był mały. Niestety, był jedynym dziedzicem i król nie miał wyjścia, musiał
posadzić swojego nieposłusznego syna na tronie. Mimo swoich wiecznych wybryków Cornelius
wraz z wiekiem posiadł świadomość swojego pochodzenia i tego, jaką w
przyszłości będzie pełnił funkcję. Wciąż bywał niepoprawny i nieustępliwy w
swoich decyzjach, które niemal na każdym kroku negował jego ojciec. Mimo
wszystko czas mijał, a król odetchnął, widząc, że jego syn nabiera przynajmniej
odrobinę dojrzałości. Nie cieszył się jednak długo, bowiem Cornel poznał
pewnego, młodego chłopca, księcia krainy Alimartis, panicza Feliksa. Obaj się w
sobie zakochali, spotykali się, a król doskonale o tym wiedział. I patrzył na
to wszystko z przymrużeniem oka, tak jak od dłuższego czasu na wszelkie pomysły
syna. Pewnego dnia król otrzymał list od pewnego możnego wróża. Mężczyzna
zaproponował królowi swoją córkę, jako kandydatkę na żonę dla młodego księcia,
przyszłego króla Sarihmas. Joseph oczywiście się zgodził, zachwycony pozycją,
majątkiem i urodą wróżki. Przekazał synowi wieść o swoich planach, na co ten
nie zareagował zbyt dobrze. Odmówił poślubienia dziewczyny i uciekł z zamku.
Wrócił po kilku dniach i zastał w domu ojca przyjmującego gości. Król na jego
widok niezmiernie się ucieszył, będąc pewnym, że Cornel zmienił zdanie. Kazał
chłopakowi przygotować się, umyć i przebrać. Syn posłuchał go, po czym
przyszedł do komnaty, w której przebywał ojciec wraz z gośćmi. Wtedy poznał
Rebecce, która miała zostać jego żoną. Była naprawdę piękną dziewczyną, jednak
Cornel nie był nią zainteresowany. Po długich rozmowach z ojcem zgodził się z
nią spotykać, wiedząc, że nie ucieknie przed odpowiedzialnością zostania w
przyszłości mężem i ojcem. Odwiedzał Rebecce, także i ona przyjeżdżała do
niego, by mogli lepiej się poznać. Cornelius ukrywał przed nią fakt, że kochał
innego mężczyznę. Nieświadoma niczego dziewczyna pokochała go całym sercem,
szczerze nim zauroczona. I Cornel doskonale to widział, nie wychodził z roli
dżentelmena. Pewnego dnia prawda wyszła na jaw. Wraz z księciem Feliksem
spędzał noc w swojej komnacie, nie zdając sobie sprawy, że Rebecca odwiedziła
zamek. Nieszczęśliwie nastała ich w jednoznacznej sytuacji i zrozpaczona
wróciła od razu do domu. Król Joseph był oburzony lekkomyślnością syna,
wyrzucił Feliksa z zamku a syna surowo ukarał. Cornel go przepraszał, zdawał
sobie sprawę, do czego doprowadził. Jednak to nie był koniec problemów.
Zrozpaczony książę wymknął się z swojej komnaty i udał do miasta, by zobaczyć
się z ukochanym. Udali się razem do gęstego lasu i spotkali tam Rebeccę.
Dziewczyna wyglądała przerażająco, miała podartą suknię, zaszklone oczy i
rozburzone włosy. Chłopcy zatrzymali się w miejscu szczerze zaniepokojeni jej
widokiem. Dziewczyna zaczęła wyrzucać księciu, że ten ją oszukał, chciał
wykorzystać. Zbliżyła się do Cornela gwałtownie, a kiedy Feliks zastąpił jej
drogę, dziewczyna z nadzwyczajną siłą odepchnęła go i niemal pozbawiła życia.
Młody czarodziej dzięki swojej magii uszedł z życiem, jednak nie zdążył zbliżyć
się do ukochanego. Po chwili rozbłysło oślepiające światło, a magia, która
trafiła w Corneliusa była nieprawdopodobnie potężna. Dziewczyna rzuciła na
niego klątwę, której słowa na pewno doskonale pamiętasz. – Patrick spojrzał na
niego z zmarszczonymi brwiami.
– Tak. Jednak nie bardzo rozumiem, do czego zmierzasz. Przecież to
tylko legenda. – Mężczyzna rzucił mu dziwne spojrzenie. Nieco kpiące, ale też
odrobinę… smutne. Odsunął zbłąkane pasemku z czoła Patricka, jednak ten
automatycznie się odsunął z krzywą miną. Claude zabrał rękę z stłumionym
westchnieniem.
– Wszystko wskazuje na to, że jednak nie. – powiedział z sztucznym
uśmiechem. Patrick spojrzał na kochanka z niedowierzeniem.
– Chyba sobie żartujesz! Nie ma na to żadnych dowodów! – krzyknął,
wzburzony. Od razu wstał z miejsca i ruszył przed siebie w stronę balkonu.
Otworzył drzwi na oścież i wyszedł, nie przejmując się przeraźliwym zimnem z
zewnątrz. Śnieg padał jeszcze mocniej, niż rano. Claude wyszedł za nim.
Skrzywił się na uczucie chłodu z zewnątrz.
– Kiedy twój ojciec zmarł, Victor nie miał pojęcia w co się pakuje,
gdy zasiadł na tronie. Już wkrótce zaczął miewać koszmary, dręczyły go częste
bóle głowy. Po jakimś czasie Lorcan, władca Podziemia wysłał mnie tutaj, bym
mógł kontrolować sytuacje i zarządzać demonami, które karmiły się duszami
mieszańców. Nie przewidział, że będę miał nieco odmienne plany. – Patrick
spojrzał na niego, zdziwiony.
– Przecież to właśnie robiłeś, przez cały ten czas. – Claude
przytaknął niechętnie głową.
– Nie było innej możliwości, Lorcan tego ode mnie oczekiwał. Ale
wkrótce wszystko się zmieni. – Patrick spojrzał na niego kompletnie
oszołomiony.
– Nadal nic nie rozumiem. Przecież to mój ojciec zaczął mordować
mieszańców. To była jego obsesja, wuj zawsze podzielał jego poglądy. – Claude
wiedział, że ciężko będzie mu wszystko wyjaśnić. Dlatego planował rozstrzygnąć
to nieco, inaczej. Czuł rosnące zniecierpliwienie.
– Skąd możesz to wiedzieć? Miałeś niespełna 3 lata, kiedy król James
umarł. Twój wuj włada krainą od 17 lat. Nie wiesz, jaki był wcześniej. Poza tym
twój ojciec zaczął mordować mieszańców dopiero po jakimś okresie swojego
rządzenia. Dokładnie niedługo po swoim ślubie z twoją macochą, a matką twojego
młodszego brata, Williama. – wyjaśnił. Książę miał coraz bardziej
zdezorientowaną minę. Był widocznie zagubiony.
– A jaki to ma związek? – Zapytał. Claude złapał go za ramię i
zaciągnął do środka, nie mogąc już znieść zimna. Zatrzasnął szybko drzwi od
balkonu, przez które napływał mroźny wiatr. Przeszedł go nieprzyjemny dreszcz.
Usiadł przy kominku i zaczął pocierać dłonie, które zdążyły zmarznąć. Patrick
stał kawałek od niego i udawał, że zimno nie zrobiło na nim żadnego wrażenia,
choć ręce zdążyły mu skostnieć a policzki zróżowieć od mrozu. Claudius w końcu
odwrócił się w jego stronę i zbliżył nieco. Patrick stał z założonymi na piersi
rękami i nadal miał naburmuszoną minę.
– Z twoją matką ożenił się, bo tak kazał mu ojciec. Ale Isabel… Była
jego miłością. I nie mógł znieść tego, że ona go nie kocha. Udał się do
Podziemia, chcąc prosić o pomoc Lorcana. Chciał, by ten złamał klątwę. I ten
przeklęty oszust się zgodził, ale postawił warunki. Powiedział, że chce mieć
kontrolę nad jego snami i snem wszystkich jego potomków, którzy będą mieli
objąć w przyszłości tron. James się zgodził, zdesperowany. Spisali umowę, a
było w niej wspomniane, że klątwa Rebecc będzie nieaktywna do jego śmierci.
Król James o tym nie wiedział i podpisał umowę. Przez niemal rok wszystko się
układało. Isabel zbliżyła się do niego, zaszła z nim w ciążę. Gdy była już
bliska rozwiązania, twój ojciec zaczął się dziwnie zachowywać. Zaczął miewać
okropne koszmary, bóle głowy, napady złości. Pewnego razu nakazał zebranie
istot i ludzi, którzy nie byli czystej krwi. Niczego nieświadomi zebrali się w
zamku, a głodne demony pożarły ich dusze i pozbawiły życia. Przerażona królowa
obawiała się, że pewnego dnia James odkryje prawdę, że ona sama jest półkrwi
aniołem. Dlatego, gdy tylko urodziła Williama, wysłała go na Ziemię a sama nie
uszła z życiem. Twój ojciec nie mógł poradzić sobie z jej śmiercią. W końcu sam
umarł, a na tronie zasiadł Victor. I niedługo i on zaczął mieć podobne
problemy, jednak dużo bardziej ograniczone, bo nie był potomkiem twojego ojca.
Lorcan nie słyszy jego myśli. Nie ma nad nim pełnej władzy. Jednak przez te wszystkie
lata zdołał go na tyle wycieńczyć, że Victor… On ciągle powtarza, że nie
zostało mu wiele czasu. Lorcanowi udało się zasiać w nim przekonanie, że jeśli
nie będzie oddawał ludzi na żer dla jego sług Podziemia, to cały naród Sarihmas
zginie za sprawą demonów i jest to trochę prawdopodobne, bo nie do końca znamy
wszystkie warunki umowy, jakie podpisał James. – dokończył i odetchnął. Trochę
zaschło mu w ustach. Patrik wpatrywał się w niego z przerażeniem, nie mogąc
pozbierać się z tymi wszystkimi informacjami, jakie do niego napłynęły.
Wszystko, w co wierzył, każde słowo, które usłyszał. To w ogóle nie była
prawda. Przynajmniej w znacznej części, niektóre kwestie się ze sobą łączyły i
uzupełniały, tworząc spójną całość, której Patrick nigdy dotąd nie był w stanie
dostrzec.
– I co teraz będzie? – zapytał drżącym głosem książę. Wpatrywał się w
mężczyznę z strachem wymalowanym na twarzy, wyglądał jak małe, nic
nierozumiejące dziecko. Kochanek uśmiechnął się do niego delikatnie jak na
siebie i pogłaskał go po policzku. Patrick nie odsunął się. W tamtej chwili
mimo złości, jaką czuł do mężczyzny, pragnął się w niego wtulić i uspokoić jego
bliskością. Nie ruszył się jednak z miejsca i nadal wpatrywał z Clauda,
oczekując od niego odpowiedzi. Mężczyzna przełknął ślinę, wziął głębszy oddech
i odpowiedział z krzywą miną.
– Jedyne, co możemy zrobić, to spróbować zabić Lorcana – Patrick
zrobił większe oczy i aż uchylił usta w zdziwieniu.
– Nie mówisz poważnie, prawda? – zapytał drżącym z napięcia głosem.
Claude zmarszczył lekko brwi na znak lekkiego zirytowania.
– Wyglądam, jakbym żartował? – Patrick mało przytomnie pokiwał
przecząco głową. Błądził zaszklonym spojrzeniem po pomieszczeniu raczej bez
większego celu, starając się zebrać w sobie siłę na jakiekolwiek słowa.
Potrząsnął głową i z bolesną miną spojrzał na Claudiusa. Złapał go za rękę i
wydusił z siebie ciche słowa.
– Musi być jakiś inny sposób. Przecież nikt nie poradzi sobie z tak
potężną i mroczą siłą – Claude pogłaskał go po ręce i po dłuższej chwili odpowiedział.
– Najlepszym wyjściem będzie jego śmierć. I musimy do niej doprowadzić
– Patrick spojrzał na niego z niezrozumieniem.
– Ale, kto się na to odważy? – zapytał, nie wyobrażając sobie, kto
mógłby porwać się na tak samobójczą misję. Claude rzucił mu zawadiacki uśmiech
i odpowiedział z nutą rozbawienia w głosie.
– A jak myślisz, Patrick? Bo ja uważam, że rebelianci – I wtedy
Patrick zrozumiał.
no ja też postaram się zrozumieć choć wszytko się gmatwa może jeszcze trochę wyjaśnień. I szczęśliwe zakończenie proszę:-)
OdpowiedzUsuńjak dotąd rzeczywiście jest więcej pytań, niż odpowiedzi, a opowiadanie jest dopiero w połowie drogi do końca, tak sądzę na dzień dzisiejszy. nie wiem czy Cię to ucieszy (w sensie, że to dopiero półmetek xD) czy raczej zniechęci, ale wolę, żebyś wiedziała :D dzięki za komentarz :)
Usuń