poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Nadzieja umiera ostatnia

Szkoda, że święta się skończyły :c

Enjoy <3


Rozdział 9


Ryan obudził się. Od razu poczuł silny ból głowy, więc skrzywił się mimowolnie. Zanim otworzył oczy, usłyszał powolne kroki. Czyjeś buty uderzały o kamienną posadzkę, wydając przy tym charakterystyczny stukot. Zadrżał z zimna i niepokoju. Kiedy spróbował poruszyć dłońmi, zorientował się, że jest przywiązany do krzesła. Nie był w stanie wiele zobaczyć. W celi, w jakiej się znajdował, jedyne światło dochodziło z pochodni, która rzucała niewielką ilość światła zza ściany. Poruszył się niespokojnie. Ten ktoś, kto się do niego zbliżał, podchodził od tyłu, więc Ryan poruszył się niespokojnie, chcąc odwrócić głowę za siebie. Jednak w tej samej chwili czyjeś ręce złapały go za włosy i odchyliły jego głowę do tyłu. Jęknął zaskoczony z bólu.
-Wreszcie się obudziłeś.
- Gdzie ja jestem?! – wykrzyknął zdrowo przestraszony chłopak. Usłyszał prychnięcie nad sobą. Po chwili otrzymał odpowiedź.
- W zamku króla Victora, szczeniaku. – Drugą ręką przejechał po odchylonej do tyłu szyi chłopaka, po czym dodał. – Rozmawiasz z jego generałem, Claudiusem, więc radzę ci współpracować, psie. – Obszedł chłopaka i stanął przed nim. Przyjrzał się jego lekko oświetlonej twarzy, po czym mruknął z niezadowoleniem i przeszedł przez obskurne pomieszczenie. Chwycił w rękę płonącą pochodnię i postawił ją nieopodal Ryana. Dopiero wtedy był w stanie dostrzec młodego mężczyznę w całej okazałości. Uniósł brew i wykrzywił usta w półuśmiechu. Na jego widok Ryana obleciał zimny dreszcz. Spojrzenie mężczyzny nie wróżyło niczego dobrego. W dodatku jego imię, Claudius. Był pewien, że to ten szczur, który napadł na obóz. Przez niego William musiał przenieść się z Feliksem do innego wymiaru. I prawdopodobnie dlatego ten mu się tak spodobał. Na samą myśl o Williamie czuł nieznośny ból w sercu. Wyznał mu miłość, a on… Rozmyślania jednak mu przerwał siarczysty policzek. Sapnął zaskoczony i podniósł wściekły wzrok na swojego oprawcę. Claude… Drań był przystojny.
- Odpowiadaj! – Zmarszczył brwi w pytającej minie. Claude skrzywił się jeszcze bardziej i przyłożył mu w drugi policzek. Ryan warknął na niego i poruszył się na krześle gwałtownie, usiłując się oswobodzić. Daremne były jego próby.
- Zadałem ci pytanie, gówniarzu. – Ryan burknął cicho i nie odpowiedział. Nie usłyszał pytania mężczyzny. Czekał, aż ten je powtórzy, lecz kolejne sekundy mijały, a żadne słowa nie padły. W końcu mężczyzna zaczął rozkuwać ręce Ryana, aż zupełnie go uwolnił. Chłopak wtedy cały się napiął gotując się do ucieczki, ale mężczyzna złapał go za ramię w mocny uścisk i pociągnął w stronę starych, drewnianych drzwi. Wyszli przez nie na ciemny korytarz. Wszędzie pachniało stęchlizną, w dodatku był przeciąg. Ryan zadrżał gwałtownie, chcąc odsunąć się od mężczyzny, ale ten od razu warknął na niego i ścisnął go mocniej. Ciągnął za sobą chłopaka wzdłuż korytarza, po czym nagle skręcił. Stanęli przez sporymi, mosiężnymi drzwiami. Na ciche słowa mężczyzny otworzyły się z skrzypnięciem. Claude pociągnął go za rękę do środka po czym popchnął na środek pomieszczenia. Tutaj też nie pachniało lepiej, ale było jaśniej. Ryanowi od razu rzuciły się w oczy różne, dziwne narzędzia…  tortur. Zadrżał mocno i spojrzał szybko na Claudiusa, który ruszył w jego stronę z groźnym uśmiechem na ustach. Chłopak automatycznie się cofnął do tyłu, aż nie wpadł na jakieś urządzenie stojące za nim.
- Odważny wybór. – Zaśmiał się pochylając nad uchem chłopaka. Ryan spiął się cały i zacisnął pięści.
- Czego ode mnie chcesz? – Claude spojrzał na niego z uniesioną ku górze brwią i odpowiedział:
- Informacji. – Złapał go za szczękę i zadarł głowę wysoko do góry. – Pytam ponownie, czy Dymitr Morgenstern jest w waszym obozie? – Ryan zrobił zdziwioną minę. Nie miał pojęcia, o kim ten koleś mówił. Milczał kilkanaście kolejnych sekund, układając sobie w głowie, o co może chodzić temu świrowi, kiedy Claude walnął go z pięści w szczękę, przewracając Ryana przy tym na ziemię. Chłopak jęknął głucho zaskoczony i ledwie zdążył się podeprzeć łokciem, kiedy Claude kopnął go w brzuch z impetem. Tak mocno, że przewrócił się na drugi bok. Złapał się za bolące miejsce i skulił nieco.
- Wygląda na to, że na niewiele się przydasz. – Złapał go za włosy, przez co Ryan automatycznie o własnych siłach zaczął się podnosić, reagując na nieznośny ból, który towarzyszył przy darciu włosów z głowy przez tego dupka. – Chociaż… Zapewnie znasz księcia Williama. – Kiedy chłopak stanął względnie prosto, przysunął swoją twarzy do jego i z niebezpiecznym błyskiem w oku dokończył –
Opowiedz mi o nim nieco. – Ryan szarpnął się mocno, ale na niewiele się to zdało, gdyż mężczyzna tylko wzmocnił swój ucisk i przyciągnął go do siebie bliżej. – No słucham. –Warknął już mniej spokojnym tonem.
- Nic ci nie powiem, pieprzony świrze. – Warknął na mężczyznę, nadal próbując się oswobodzić, jednak nadaremnie.
- W takim razie dowiem się w mniej przyjemny sposób, szczeniaku. – Błysnął w jego stronę białymi zębami, a jego oczy zdawały się szklić niezdrowo. Ryan zadrżał. Podskórnie czuł, że nie czeka go nic dobrego. Mężczyzna puścił jego włosy i pociągnął go w stronę drewnianego, długiego stołu. Kazał chłopakowi się na nim położyć, a kiedy ten nie wykonał polecenia popchnął go na blat i przycisnął za ramiona do jego powierzchni. Ryan czuł rosnący niepokój. Nie miał pojęcia czego się spodziewać. Kiedy leżał już na stole nadal mocno przytrzymywany przez Claudiusa, usłyszał jego ciche słowa, po czym poczuł, jak wokół jego nadgarstków coś się mocno zaciska. Spróbował nimi poruszyć, jednak bez pozytywnego skutku. Dostrzegł tylko kątem oka, że jakimś cudem są one mocno związane i przytwierdzone do stołu. Sapnął zdrowo zdenerwowany i spojrzał z narastającą paniką w oczach na Clauda. Ten widząc jego minę zaśmiał się chrapliwie i przejechał dłonią po jego policzku z udawaną czułością. Potem bez słowa zaczął rozpinać guziku jego koszuli. Chłopak widząc, jak ten sobie śmiało poczyna, zaczął się szarpać i wierzgać nogami. Po chwili poczuł rwący ból w łydkach i od razu przestał machać nogami z głośnym jękiem bólu. Claude dotknął jego odkrytego torsu i przyjrzał się odsłoniętemu ciału dokładniej. Oblizał się lekko widząc apetyczne mięśnie i opaloną skórę. Przejechał jedną dłonią po piersi chłopaka zahaczając przy tym mocniej o sutki. Chłopak zacisnął zęby patrząc wściekle na postać Claudiusa. Gdyby tylko mógł wybiłby mu te cholerne zęby, które tak bezustannie szczerzył. Ponownie się szarpnął, chcąc uciec od natrętnych dłoni mężczyzny. Niewiele jednak mógł zrobić. Claude pobawił się jeszcze jego sutkami, nie omieszkując gładkiej skóry brzucha. Chłopak mu się podobał. Twarz też miał niczego sobie, była męska, choć nosiła jeszcze ślady chłopięcości, w dodatku miała w sobie nutkę zawziętości i wrodzonego buntu. Lubił takich chłopców. W sumie czemu w innym przypadku miałby taką słabość do Księcia Patricka? No właśnie. Kiedy znudziło mu się wędrowanie dłońmi po odkrytej piersi i brzuchu Ryana, wziął się za rozpinanie jego spodni. Chłopak wtedy zaczął go wyzywać i kląć, by ten go nie dotykał. Jednak Claude miał za nic wszelkie jego protesty. Zbyt mu się ten gówniarz podobał. Kiedy zdjął mu spodnie, od razu skierował wzrok na niemałą wypukłość w bokserkach chłopaka. Nachylił się nad jego kroczem i wciągnął intensywny zapach z błogim wyrazem twarzy. Zanim się odsunął, liznął przez materiał męskość chłopaka. Ryan drgnął na to wyraźnie, mimo to miał zaciśnięte oczy, zęby i pięści. Z całych sił starał się nie myśleć o tym, co ten pieprzony wariat z nim robi. Zbierało mu się na mdłości. Wziął głębszy oddech i czekał na kolejny ruch Claudiusa. Po chwili mężczyzna zerwał z niego bokserki w niewyjaśniony racjonalnie dla Ryana sposób, jednak definitywnie pozbawił go strategicznego odzienia. Poczuł zimno na członku, co wcale mu się nie podobało. Czuł zbierający mu się pot na plecach, który biegł od karku aż po same pośladki. Mimo to, że w pomieszczeniu było chłodno, Ryanowi robiło się coraz gorącej. I to na pewno nie z powodu intymności chwili. Cóż, może była ona w chuj intymna, ale na pewno nie w podniecający sposób. Nadal miał zamknięte oczy, kiedy poczuł przyjemny prąd rozchodzący się od jego członka aż po wszystkie pozostałe. Jęknął zaskoczony i uchylił powieki. Dostrzegł Claudiusa, który czubkiem swojej cienkiej, czarnej laski dotykał jego penisa.
- Przyjemnie? Chciałbyś jeszcze? – Nie czekając na odpowiedź ze strony chłopaka, zrobił to, co przedtem, mianowicie przesłał poprzez laskę energię, ale o takim natężeniu, że wprawiała ona w chłopaka w niekontrolowany wzwód. Ryan jęknął żałośnie, próbując za wszelką cenę się nie podniecić. Nie na wiele się to zdało, gdyż po chwili ponownie poczuł elektryzujący prąd. Mężczyzna ponawiał ten zabieg, aż dostrzegł pełny, zadawalający go wzwód u chłopaka. Nachylił się nad jego twarzą i dostrzegł malujące się rumieńce na twarzy. Po chwili zapytał:
- Opowiesz mi coś o Księciu Williamie? – Ryan spojrzał na niego wściekle i odpowiedział ze złością:
- Pierdol się. – Claude zacisnął zęby i z uniesioną brwią ponownie pokierował laskę na pobudzonego członka. Tym razem również potraktował go tą dziwną energią, ale o takim natężeniu, które wydarło okrzyk bólu z ust Ryana. Chłopak automatycznie poczuł cisnące mu się do oczu łzy. Zaczął oddychać głęboko, próbując się opanować, by nie dać temu dupkowi satysfakcji. Claude złapał Ryana mocno za szczękę, wbijając mu przy tym boleśnie paznokcie w skórę.
- Lepiej zacznij ze mną współpracować, chyba, że chcesz poczuć mon amie głęboko w dupie. – Chłopak patrzył mu prosto w oczy. W zasadzie nie miał większego wyboru. Szczerze mówiąc wolałby tego uniknąć. Miał załzawione oczy w dodatku naprawdę się bał. Nie miał pojęcia, co go właściwie czeka, a jak na sam początek dostał dość porządną lekcję. – To jak będzie, gówniarzu? – Ryan spojrzał na Claudiusa z przestrachem, po czym niepewnie się odezwał:
- Nie chcę zdradzić przyjaciela. – Claude spojrzał na niego z uwagą, po czym odpowiedział mu z niemal namacalnie słyszalnym politowaniem w głosie:
- On nie miał zbyt wielu oporów, by fantazjować o kimś innym, gdy pieprzył się z tobą. – Ryan wybałuszył na niego oczy, po czym drżącym głosem spytał:
- Skąd o tym wiesz? – Claude rzucił mu jeden z swoich przyprawiających o ciarki uśmiechów.
- Kiedy krzyczałeś, wkradłem się do twojego umysłu. Jednak nie w tym rzecz. – Przejechał palcami po zmierzwionych włosach chłopaka i ponownie zaczął mówić. – Chyba nie chcesz, żebym praktykował tą właśnie metodę na dłuższą metę, co? – Ryan chwilę nie odpowiadał. Zirytowany Claude złapał go za włosy i pociągnął mocno, po czym warknął niemiło - Kiedy zadaje ci pytanie, masz odpowiadać, psie, rozumiesz? – Ryan skrzywił się boleśnie, po czym odpowiedział nieco chrapliwym i drżącym głosem, jednak z nadal zaciętymi oczami.
- Rób, co chcesz, dobrowolnie nic ci nie powiem, pieprzony świrze. – Claude uśmiechnął się przerażająco, po czym odpowiedział:
- Przekonajmy się, Ryanie Nelsonie.
Miał zawiązane oczy. Nie wiedział, co się wokół niego dzieje. Czuł tylko, jak raz za razem ktoś łapie go za kark i gwałtownie pochyla jego głowę, zanurzając ją przy tym w lodowatej wodzie. Kiedy tylko oprawca odciągał go od powierzchni wody, on nabierał gwałtownie powietrza i krztusił się wodą. Wiedział, że tym razem nie ma do czynienia z Claudiusem, gdyż wcześniej dostrzegł innego, bardziej barczystego mężczyznę. Bał się jak cholera. W dodatku nie wiedział, kiedy będzie upragniony koniec tych tortur. Doskonale wiedział, że przegrał - po pierwsze Claude i tak dowiedział się tego, co chciał wiedzieć, a po drugie wyciągnął to z niego, tak, jak zapowiedział. Jeszcze nigdy nie czuł się tak upokorzony.
Pragnął już tylko jednego – szybkiej śmierci.


***


           -Musimy przenieść się gdzieś indziej! – krzyknął Feliks do zebranych ludzi wokół niego ludzi. W obozie wrzało. Po tym, jak Ryan został porwany, przywódcy poszczególnych oddziałów od razu przystąpili do podjęcia jakiś kroków, by ustrzec się przed królem i jego armią. Zdawali sobie sprawę, że kiedy ten wyciągnie od chłopaka potrzebne informacje, będzie miał ich na tyle, by ruszyć na obóz i rozbić ich armię w najwyżej kilka dni. Odcięci od świata nie mieliby żadnych szans. – Wraz z innymi przywódcami doszliśmy do wniosku, że przeniesiemy się do Midis i stamtąd opracujemy nowy plan ataku! – Na jego słowa od razu podniosły się krzyki i odgłosy ogólnego niezadowolenia, jedne bardziej, drugie mniej cenzuralne.
- Tyle lat czekaliśmy na ten moment! – krzyknął jeden mężczyzna, po czym drugi zaraz mu zawtórował.
-W mieście cierpi moja rodzina! Jak możecie to aż tyle czasu odwlekać?! – Zaraz potem kolejny wykrzyknął:
- Wyruszmy teraz, a nie zdążą nas otoczyć! – Feliks czekał, aż ogólna wrzawa ostygnie, ale nic na to nie wskazywało. Właściwie robiło się coraz gorzej. Podirytowany czarodziej wymruczał pod nosem zaklęcie, po czym w niebo wystrzeliły ogłuszające petardy a po chwili rozbłysły na pogodnym, błękitnym niebie, uciszając przy tym wściekły tłum. Mężczyźni stojący za Feliksem wydawali pełne uznania i podziwu uwagi na temat jego niekonwencjonalnej metody uspokajania tłumu. Derek powiedział Lerodielowi, że w nocy wyglądają o wiele bardziej spektakularnie. William obserwował wszystko, stojąc niedaleko nich. Rzeczywiście, to było piękne, ale nie mógł przestać myśleć o tym, że sam Gandalf miał podobne sztuczki. Ryan na pewno zwróciłby na to uwagę i nie oszczędziłby sobie podzielenia się tym z Willem. A Feliks miał coś z Gandalfa. Choć bynajmniej nie siwą brodę. Po tych nieco ogłuszających wystrzałach nastała cisza. Feliks przeszedł przez podest, na którym przemawiał i stał wraz z innymi przedstawicielami poszczególnych obozów. Miał zacięty wyraz twarzy, może i nawet dla niektórych srogi. Po chwili stanął w miejscu i wykrzyknął:
- Zapomnieliście o czymś! – Wszyscy spojrzeli na niego czujniej, mimowolnie się prostując i oczekując na reprymendę z jego strony. – Dlaczego walczymy o nasze królestwo?! – Kiedy myślał, że nikt mu nie odpowie i zamierzał upomnieć się o odpowiedź, odezwał się młody chłopak.
- Bo chcemy być wolni. – Czarodziej spojrzał na stojącego nieopodal podestu młodzieńca, po czym ponownie wykrzyknął:
- Dokładnie! Ale żeby ją odzyskać, musimy działać zgodnie z planem! Inaczej nas stłamszą i przez kolejne lata będziemy pieprzonymi przekąskami dla cholernych demonów! – Przerwał, dokładnie rozglądając się po zebranych. – Musimy działać razem! Wszyscy! Każdy musi chcieć tego samego! – Ludzie patrzyli po sobie i kiwali głowami. Feliks zszedł z podestu i przeszedł między nimi. Po chwili krzyknął głośno:
- Czego chcemy?! – Ludzie wybili pięści w górę i odpowiedzieli mu głośno
- Wolności! – Feliks uśmiechnął się do nich i ponownie zawołał głośno:
- Czego chcemy, do cholery?!
- Wolności!

         Lola niosła do namiotu Williama obiad. Kolejny posiłek tego dnia i miała nadzieję, że chociaż ten chłopak choć trochę ruszy. Był apatyczny. Płakał przy wszystkich tylko raz, wtedy, gdy Elaren znalazł go na polanie i wraz z Feliksem przyprowadził do obozu. Potem nie widziała, by okazywał jakiekolwiek emocje. Odpowiadał na pytania, robił wszystko to, co mu mówiono. Ćwiczył dalej z Feliksem i choć z mniejszymi rezultatami, to nie wykazywał jakiejś niechęci do robienia czegokolwiek. Tylko poza jedzeniem. No i oczywiście rozmową, zwłaszcza na temat Ryana. Wtedy udawał, że w ogóle nie słyszy. Jednak na tę chwilę bardziej niepokojące było jego niejedzenie niczego. A trwało to już drugi dzień. Dziewczyna wniosła do jego namiotu pachnącą i ciepłą potrawę. Chłopak przeglądał zwoje i czytał o historii wróżej magii, najbardziej zainteresowany był zaklęciami ofensywnymi, wcześniej czytał o tych bardziej defensywnych, ale wychodził z założenia, że najlepszą obroną jest atak, więc zaczął czytać o tych umożliwiających natarcie. Siedział tyłem do kotary, więc słysząc, że ktoś wszedł do środka, automatycznie odwrócił się i dostrzegł Lolę niosącą talerz z jedzeniem. Mimowolnie się skrzywił. Lola od razu spochmurniała, choć nie uszło jej uwadze, że była to jedyna od dłuższego czasu bardziej konkretna reakcja na cokolwiek ze strony chłopaka. Sama nie wiedziała czy ma się choć trochę cieszyć, czy w ogóle sobie darować. Mimo że wewnątrz znowu posmutniała tracąc powoli nadzieje, że własnymi siłami zachęci przyjaciela do jedzenia, nie dała niczego po sobie pokazać, tylko z lekkim uśmiechem położyła naczynie wypełnione pachnącym jedzeniem w wolnym od różnych materiałów miejscu i przysiadła się obok chłopaka. Zagadnęła go, podciągając kolano pod brodę.
- Co czytasz? – William spojrzał niechętnie na półmisek z jedzeniem, chociaż naprawdę starał się powstrzymywać zewnętrzne reakcje, by bardziej nie niepokoić dziewczyny. Nie chciał nikogo denerwować, po prostu nie potrafił się zmusić.
- O zaklęciach ofensywnych. – Dziewczyna pokiwała głową ze zrozumieniem.
- Wkrótce mogą się przydać. – William nie odpowiedział. Czytał dalej zaczęty niedawno fragment o zaklęciu commori. Były one uniwersalne dla wszystkich istot posiadających moce magiczne. Takie zaklęcia pozwalały na formowanie energii w materię. Dzięki temu działały jak broń i mogły autentycznie zadać fizyczny ból i obrażenia. – Zjedz choć trochę, dobrze? – Dziewczyna dotknęła niepewnie jego ramienia. Chłopak drgnął lekko pod jej dotykiem, choć poza tym nie zrobił nic innego. Nawet się nie odezwał, kiedy wstała i oznajmiła, że wychodzi. Kiedy mijała kolejne namioty, natknęła się na Feliksa. Czarodziej zatrzymał ją gestem, po czym zapytał o Willa. Słysząc niezbyt ciekawe zrelacjonowanie wizyty u księcia, oznajmił dziewczynie, że sam spróbuje z nim porozmawiać. Lola jednak odrobinę się zaniepokoiła, gdyż widziała, że przez całą tą sytuacje, jaka miała miejsce w obozie od porwania Ryana, Feliks jest niezwykle spięty i podenerwowany. Miało to oczywiście swoje źródło i było w pełni usprawiedliwione. Ale przez to nie była przekonana, czy rozmowa z rozstrojonym Williamem z niemal równie rozstrojonym Feliksem wniesie cokolwiek dobrego. I już chciała wyrazić swoje wątpliwości i obawy, kiedy podbiegł do niej Elaren i łapiąc za rękę, pociągnął za sobą tłumacząc, że szybko musi jej coś pokazać. Więc Feliks udał się prosto do namiotu księcia. Odchylił materiał kotary i  niemal zderzył się z Williamem, który trzymając naczynie w dłoniach, prawdopodobnie chciał z nim wyjść na zewnątrz. A po co? Tego Feliks już się domyślał. Spojrzał na Williama poważnie, a ten nieco skulił się w sobie i cofnął w głąb namiotu. Czarodziej usiadł przy stole, po czym odezwał się
- Siadaj. – Will drgnął zaniepokojony, ale nie podniósł wzroku na mężczyznę. Poczuł wstyd. Doskonale zdawał sobie sprawę, że Feliks z pewnością się zorientował, co chłopak chciał zrobić. Żeby choć odrobinę się usprawiedliwić, rzucił, co mu pierwsze przyszło na myśl.
-Nie chcę, żeby było jej przykro. - Nie to, żeby to nie była prawda. Ale pewnie gdyby to lepiej przemyślał, nie powiedziałby czegoś, co jest tak zwarte i gotowe na szybką ripostę. – Wiem, co chcesz powiedzieć. – zaczął, chcąc uprzedzić Feliksa przed oczywistym w jego mniemaniu „Będzie jej przykro, gdy umrzesz”.
- Nie wiesz, więc siadaj. – William sapnął cicho, lecz po chwili wykonał polecenie, kładąc przy tym nietknięty talerz na stole. Feliks westchnął cicho, przejechał jedną dłonią po twarzy, po czym zaczesał palcami swoje ciemne włosy do tyłu. Oparł się o oparcie krzesła i powiedział. – Zjesz pięć widelców, za  wszystkie posiłki, których nie zjadłeś. Powiedzmy, że to twoja przedświąteczna pokuta. Więcej nie musisz, uzupełnię twoje braki zaklęciem. Lola będzie spokojna, ty zdrowy. – Chłopak odetchnął słysząc słowa Feliksa. Przynajmniej ten nie zamierzał mu rzucać moralizatorskich gadek. Na to nie miał siły. – Ale Will. Masz się wziąć w garść. – Chłopak uniósł na niego szkliste spojrzenie.
- On tego nie przeżyje, prawda? – Gdy Feliks zobaczył jego spojrzenie, coś w nim boleśnie pękło. Chłopak wyglądał jak przerażony, mały chłopiec. Podniósł się z miejsca i stanął przy chłopaku. Złapał dłońmi jego głowę delikatnie i przysunął do swojego brzucha. Zaczął głaskać jego włosy, przeczesując palcami gładkie, miękkie kosmyki. William zaskoczony jego nagłą bliskością na początku spiął się nieco, jednak czując to przyjemne ciepło i głaskanie, rozluźnił się moment później i pozwolił trwać chwili. To go uspokajało. Czuł, że przy nim mógłby się rozpłakać. Mógłby powiedzieć, jak bardzo czuje się winny temu, co się stało. Wylać wszystkie swoje żale. Bo Feliks nigdy za wiele nie pytał. A on nie chciał pytań. Chciał tylko uspokajającej bliskości i współgrającej z nią ciszy.
- Nie możesz tracić nadziei. Wszystko może się zdarzyć. – Chłopak poczuł spływające mu po policzkach łzy. Odsunął się szybko od mężczyzny i starł nieproszone, słone krople.
- Przepraszam. – wydukał, nie patrząc na mężczyznę. Feliks kucnął przy nim i przytrzymał się jedną dłonią o oparcie krzesła Williama. Drugą rękę wychylił do twarzy chłopaka i odsunął mu zbłąkane kosmyki z twarzy, lecz bez oczekiwanego rezultatu, gdyż te ponownie wróciły na swoje miejsce, zasłaniając przy tym oczy Willa, które Feliks chciał doskonale widzieć. Westchnął cicho na swoje niepowodzenie i złapał podbródek księcia, odwracając jego twarz w swoją stronę. Oczy Willa były widocznie wilgotne, a dolna warga mocno mu drgała, więc kiedy tylko ich oczy się spotkały, przygryzł ją mocno, a dłonie zacisnął w pięści.
- Nie przepraszaj. Wyrzuć to z siebie. – William automatycznie podniósł się z miejsca i wyminął czarodzieja. Podszedł do swojej torby i wyciągnął z niej bluzę. Zarzucił ją na siebie, ciągle unikając spojrzenia Feliksa. Dłonie mocno mu drżały, przez co miał niemały problem, by ją zapiąć. Feliks podszedł do niego, wymijając stół i odsunięte przez chłopaka krzesło. Chwycił w dłonie oba końce bluzy i zapiął ją sprawnie. Nie odsunął się jednak, stał nadal przed Williamem, który w tej sytuacji nie miał większego pola do manewru. – Zjesz teraz trochę, a potem rzucę zaklęcie i dam ci spokój. – Powiedziawszy, co chciał powiedzieć, przepuścił go. Will usiadł przy stole i omiótł jedzenie zniesmaczonym spojrzeniem. Gdyby miał czym, od razu by zwymiotował. Jednak kiedy pod naglącym spojrzeniem czarodzieja wziął pierwszy widelec do ust, mdłości mu przeszły, a on sam poczuł, jak bardzo jest głodny. W ten sposób zjadł nawet więcej niż miał nakazane. Feliks uśmiechnął się lekko i poczochrał mu włosy, po czym oznajmił, że w tej sytuacji nie będzie mu potrzebne żadne zaklęcie. Pożegnał się krótko z chłopakiem. A czarodziej, w przeciwieństwie do Loli, usłyszał odpowiedź.

          William po zjedzonym posiłku postanowił wybrać się na zewnątrz i nieco wcześniej niż zwykle poćwiczyć zaklęcia. Zwłaszcza te ofensywne, które tak bardzo go zaintrygowały. Było wczesne popołudnie, wieczorem mieli wyruszyć do Midis, by tam rozbić obóz i nie dać się złapać Claudiowi i jego cholernym „psom”. Więc Will miał jeszcze trochę czasu, żeby poćwiczyć. Feliks nie miał dla niego czasu z racji na całe zamieszanie związane z przygotowaniami do przeniesienia wszystkich rzeczy. Nie mieli wiele czasu, a do spakowania wiele niezbędnych przedmiotów. Lola i Sean też ciągle za czymś biegali, pomagając, przenosząc i przygotowując zapasy. Do Midis mieli przedostać się tunelami, a iść całą noc, więc William powinien zbierać siły, mimo to nie zamierzał marnować czasu. Feliks powiedział mu, że jest nadzieja dla Ryana. A on miał zamiar zrobić wszystko, by uratować przyjaciela. Skupił myśli na zbieraniu mocy w dłoni i wyszeptał cicho commori. Poczuł mrowienie w palcach i ściągnął brwi w skupieni. Uniósł powoli dłoń przed siebie i uchylił przymknięte powieki. Uśmiechnął się lekko do siebie, widząc błyszczącą, iskrzącą się kulę. Napiął mocniej rękę, zwiększając natężenie przepływającej mocy na tyle, że skupiona energia zaczęła wydawać świszczące dźwięki. Kiedy już upewnił się, że zebrał wystarczającą ilość energii, zamachnął się i wyrzucił ją w stronę rosnącego niedaleko drzewa. Kula jednak nie zdążyła dolecieć do celu, a zatrzymała się w miejscu. Zdezorientowany William od razu obejrzał się za siebie z lekkim przestrachem. Jednak kiedy dostrzegł Feliksa, odetchnął uspokojony.
- Co tak ostro, Willy? – Chłopak niemal niezauważalnie uniósł ku górze kąciki ust. Już jakiś czas temu Feliks zaczął się tak do niego zwracać, co brzmiało nieco prześmiewczo. Sean jednak stwierdził, że to z czułości, a mina, jaką Feliks obdarzył go po tych słowach, zmroziłaby niejedno zatwardziałe serce. Wiał mocny wiatr i przerzucał włosy Williama od jednej strony do drugiej. Zirytowany chłopak spróbował je jakoś odgarnąć, ale podziałało tylko na chwilę.
- Chyba nie ma co zwlekać? – Feliks pokiwał głową lekko, po czym przeniósł ciężar ciała na drugą nogę. Włożył jedną dłoń do kieszeni płaszcza i spokojnie zapytał:
- Nie myślałeś, żeby je trochę skrócić? – William zastanowił się chwilę, a po chwili odpowiedział:
- Sam nie wiem. Może wtedy, gdy wykurzymy Victora. – Rzucił czarodziejowi bardziej widoczny uśmiech. Feliks odpowiedział mu tym samym. Po chwili ciszy między nimi, mężczyzna odezwał się.
- Dzisiaj już raczej nie poćwiczysz. Chodź, zaraz wyruszamy. – William zrobił zdziwioną minę. Nie wiedział, że uda im się tak szybko wszystko zrobić i wyruszyć na tyle wcześnie.
- Zdążyliście ze wszystkim? – Czarodziej pokiwał głową i podprowadził go pod namiot. Ludzie przemieszczali się jeszcze szybko z zapakowanymi torbami i plecakami, matki wołały dzieci, mężczyźni krzyczeli na siebie nawzajem, wołając o pomoc przy ostatnich przygotowaniach. William zobaczył jak Elaren z innymi elfami rysuje za pomocą magii okrąg wokół obozu. Miał on mocno świecące, finezyjne wzory.
- Feliks! Podkładać już pochodnie?! – zawołał jakiś mężczyzna do czarodzieja. Ten odwrócił się w jego stronę i odkrzyknął:
- Najpierw niech wszyscy ustawią się wokół wejścia do podziemi! – Mężczyzna dał znak, że zrozumiał i pobiegł do swoich towarzyszy, by przekazać im rozkazy. – Will, twoje rzeczy są już spakowane i zabrane przez Seana. Znajdź go i odbierz je od niego. On i tak jest już mocno obciążony. – Chłopak pokiwał głową i ruszył między tłum w poszukiwaniu Seana. Dostrzegł go niedaleko od siebie, więc przyśpieszył kroku, kiedy usłyszał głośny, charakterystyczny dźwięk. Krzyk demonów. Nagle zrobiło się zupełnie cicho. Wszyscy zatrzymali się w miejscu i spojrzeli w niebo. Leciały. Prosto w ich stronę. Z Claudiusem na czele. 



1 komentarz:

  1. No tak to jest jak sie wpada w łapki dewianta, ale może coś z tego będzie:-)

    OdpowiedzUsuń