Witam! Kolejny rozdział :D Ale w związku z tym, że mamy Halloween, jeszcze dziś pojawi się rozdział bonusowy o młodości... Claudiusa. Wszystkim obchodzącym święto życzę dobrej zabawy, a reszcie, która spędza tą sobotę jak każdą inną miłego wieczoru :* No i spokojnego Święta Zmarłych oczywiście :)
Rozdział 23
Feliks oszalał. Dosłownie. Ciężko mu było funkcjonować bez magii,
ciągle chodził sfrustrowany swoim brakiem mocy. Tłumaczył sobie, że to tylko
bariera i wszystkimi możliwymi sposobami próbował ją przełamać. Czasem mu się powodziło,
ale wytwarzał tak śladowe ilości mocy, że aż żałosne. Patrick już kompletnie
nie potrafił wykrzesać z siebie choćby iskierki czarów. Był równie poirytowany,
jeśli nie bardziej. Przecież z magią żył od zawsze, jak miałby sobie teraz bez
niej radzić?! William wciąż się nie budził, a minęły trzy tygodnie od
niezapowiedzianej wizyty Lorcana. Trzy kompletnie bezowocne tygodnie. Nie mieli
pojęcia, co ze sobą zrobić.
- Jak mamy walczyć z taką siłą? Skoro to była tylko cząstka jego mocy,
jak mamy zmierzyć się z nim w rzeczywistości? – zapytał Patrick któregoś dnia
Claudiusa. Nie tylko on miał podobne pytania. Wszyscy byli wstrząśnięci tym, co
się wydarzyło.
- Nie wiem. Ale nie mamy wyjścia –odpowiedział jedynie, siedząc w
miękkim fotelu i popijając ciepłą herbatę w bibliotece.
Ryan nie został poinformowany o swoich korzeniach. Była to decyzja
Feliksa i Claudiusa. By zachować dodatkowe środki ostrożności, czarodziej już
na początku ich pobytu w zamku wymazał Williamowi z pamięci tą część
informacji. Właściwie po prostu ją zmodyfikował, tak, że Will w ogóle nie łączył zaginionego księcia z opowieści Vivienne z osobą Ryana. Michaelowi
przekazał, by ten nie wychylił się i nie doprowadził do sytuacji, przez którą
Ryan mógłby zacząć coś podejrzewać. Dlaczego tak postanowili? Ponieważ doszli
do wniosku, że nie mają żadnych dowodów, iż jest to syn królowej. Oczywiście,
była waza, którą Feliks zabrał z domu chłopaka. Jednak sam chłopak nie
wykazywał żadnych cech wampira, więc było to nieco kłopotliwe. Ale Ryan zaczął
zauważać zmiany w swoim ciele. Często był głodny, zdecydowanie częściej, niż
dotychczas, a i jedzenie nie przynosiło mu satysfakcji. Czasem nawet czuł się
gorzej po zjedzonym posiłku. Przestał się
pocić. To go naprawdę przerażało, zwłaszcza wtedy, gdy przedzierając się z
Patrickiem przez pobliskie góry, sam książę był zlany potem od góry do dołu, a
Ryan nie dość, że nie było po nim widać zmęczenia, to jeszcze czuł jego śladowe
ilości. To wszystko zdecydowanie go niepokoiło. Bał się jednak komukolwiek
przyznać, choć wiedział, że to byłoby najlepszym rozwiązaniem. Jednak nie na
tym kończyły się jego problemy. Kilka dni temu wybrał się do gospody spotkać
się z Lolą, Seanem, Elarenem i Rossetą. Pił oczywiście tak, jak zawsze, przez
co niedługo był już poważnie upojony alkoholem. Zamawiając kolejne z rzędu
piwo, poznał pewnego, uroczego chłopaka, który okazał się być elfem. Poderwał
go i zabrał do najbliższej gospody, by spędzić z nim przyjemną noc. I była to
noc niewątpliwe cudowna, do momentu, aż jego biodra w chwili ekstazy
przyśpieszyły tak bardzo, że chłopak pod nim zemdlał. Doszedł, opętany
przeogromną przyjemnością i dopiero zorientował się, że elf pod nim jest
nieprzytomny. Kiedy go obudził, chłopiec powiedział, że nigdy czegoś podobnego
nie doświadczył i że to było po prostu niesamowite. Ryan dziwił się jego
radości i bynajmniej jej nie podzielał. Co jednak nie powstrzymało go, by
pieprzyć chłopaka tamtej nocy jeszcze kilka razy. Raz też spędzał popołudnie z
Patrickiem, czytając jakieś historyczne księgi. Siedział obok niego i po prostu
nie mógł się skupić. Co raz zerkał na jego szyję, kompletnie nie mając pojęcia,
czemu to robił. Widział odznaczające się na jasnej skórze chłopaka żyły, przez
które przypływała jego krew. Tak bardzo się na tym skupił, że słyszał jego
spokojne tętno. W końcu wiedziony nieznanym dotąd instynktem, pochylił się nad
Patrickiem i wciągnął jego zapach nosem. Czuł się niesamowicie do momentu, aż
książę spojrzał na niego z zdziwionym, a może i nieco zaniepokojonym wyrazem
twarzy i zapytał:
- Co ty robisz? – Ryan zaczerwienił się gwałtownie i odsunął od jego
szyi. Wyprostował się jak struna, przez co książka w jego rękach niemal wypadła
mu z rąk, a on sam odpowiedział pośpiesznie:
- N-nic takiego! – Ponownie wlepił wzrok w lekturę, udając, że czyta
ją z zapałem. Przez dłuższą chwilę czuł na sobie wzrok Patricka, cokolwiek
badawczy i zaniepokojony. Kiedy chłopak ponownie skupił się na swojej książce,
Ryan odetchnął cicho i przestał nawet zerkać w stronę chłopaka. To było
zdecydowanie niepokojące.
Dodatkowo od wczoraj bolały go zęby. Ale to tak niemiłosiernie, że nie
zjadł nic, bo nawet dotykanie ich językiem sprawiało mu niemały ból. Siedział
zamknięty w swoim pokoju i wychodził tylko za potrzebą. Patrick odwiedził go
wieczorem, zaniepokojony jego zachowaniem, które trwało już od jakiegoś czasu.
Ryan był nerwowy. A przecież zawsze wydawał się być oazą spokoju, rodzajem
przystani, do której można przypłynąć z pewnością, że będzie można na niej w końcu
odetchnąć.
- Źle się czujesz? – zapytał i dotknął jego czoła, chcąc najpewniej
sprawdzić mu temperaturę. Było rozpalone. Zmarszczył brwi i przesunął rękę na
jego szyję, by sprawdzić puls. Był nieprawdopodobnie szybki. Ryan spojrzał na
chłopaka z dziwnym wyrazem twarzy. Po chwili złapał go za ramiona i przewalił
na poduszki, samemu nad nim zawisając. Patrick krzyknął przestraszony. Ryan w
ogólnie nie przypominał siebie, miał coś przerażającego w oczach.
- Jestem głodny – odpowiedział zachrypniętym głosem. Nagle krzyknął
głośno, a jego kły się wyraźnie wydłużyły. Złapał Patricka za włosy i odchylił
jego głowę, eksponując przy tym bladą szyję księcia, po czym wgryzł się w nią z
warknięciem. Patrick krzyknął i szarpnął się, przerażony. Ryan jednak trzymał
go tak mocno, że nie mógł nic zrobić. Pił jego krew łapczywie, wysysając każdą
kroplę. Czuł się niesamowicie dobrze. Jakby całe jego ciało, które od jakiegoś
czasu zaczynało odmawiać mu posłuszeństwa, zaczęło się w końcu uspokajać. Nagle
do pokoju wpadł Dymitr i odciągnął chłopaka tak, że ten wpadł na ścianę po
drugiej stronie pokoju. Patrick złapał się go i podniósł, po czym drugą dłoń
przytknął do krwawiącej szyi. Był oszołomiony tym, co się stało. Ryan podniósł
się z ziemi i spojrzał na nich zdezorientowany. Zmarszczył brwi, gdy dostrzegł
ranę Patricka, aż w końcu otarł twarz wierzchem dłoni i cofnął się o krok z
przerażoną miną.
- Ryan… Wszystko w porządku, nie bój się – odezwał się Dymitr i
puściwszy Patricka, zaczął podchodzić do Ryana. Ten jednak cofnął się, jak
przestraszone zwierzę pod samą ścianę i zaczął kręcić głową w niedowierzeniu.
Gdy Dymitr stał już dość blisko, chłopak nagle ruszył przed siebie i wyskoczył
przez otwarte w pomieszczeniu okno. Dymitr w wampirzym tempie dobiegł do okna,
ale kątem oka dostrzegł, jak Patrick zaczął osuwać się na ziemię. W ostatniej
chwili go złapał i wydostał się z pokoju, biegiem ruszając przez korytarz, by
trafić do pokoju nadwornego medyka. Wpadł do środka niczym burza, aż starszy
mężczyzna podskoczył na swoim krześle. Sporządzał właśnie jakieś notatki, które
zalały mu się atramentem.
- Co do licha?! – krzyknął wróż i wstał z miejsca, po czym podszedł do
Dymitra z nieprzytomnym Patrkiciem na rękach.
- Ugryzł go… wampir – odpowiedział po chwili zawahania. Już na końcu
języka miał imię „Ryan”. Bał się jednak upowszechniać tą informację, najpierw
wolał to skonsultować z resztą. Zostawił chłopaka i wybiegł z pomieszczenia, po
czym ruszył schodami na górę do sypialni, którą dzielił z Michaelem. Znalazł
kochanka w środku i pośpiesznie powiedział:
- Ryan ugryzł Patricka! – Michael wstał z łóżka i z napiętą miną
zaczął się ubierać.
- Wszystko z nim okej? – Dymitr wsunął palce w włosy i zagryzł dolną
wargę. Był widocznie zdenerwowany.
- Stracił przytomność, ale zaniosłem go do Albana. Ale Ryan uciekł.
Prawdopodobnie do lasu – odpowiedział i podszedł do mężczyzny. Oparł dłonie o
jego pierś i odetchnął głębiej, choć wcale tego nie potrzebował. Michael
schylił się nad nim i pocałował go w czoło, po czym odpowiedział:
- Poszukam go. Ty idź powiedz reszcie o tym, co się stało. – Z tymi
słowami opuścił pomieszczenie w zawrotnym tempie. Dymitr potarł twarz dłonią i
z zdenerwowaniem ruszył do biblioteki, gdzie miał nadzieję znaleźć Feliksa i
Claudiusa.
***
- Jak mogliście wpaść na tak idiotyczny pomysł?! – krzyknął Patrick w
stronę Feliksa i Claudiusa. Medyk go uleczył, więc czuł się już dobrze.
Mężczyźni patrzyli na niego zdenerwowani. Nie mieli jednak nic na swoje
usprawiedliwienie. Tak bardzo zajęli się Lorcanem, kamieniami i swoim brakiem
mocy, że nie zauważyli zmian w zachowaniu Ryana.
- Książę, naprawdę nie ma sensu się unosić. Mamy wystarczająco dużo
zmartwień – odezwał się Feliks. Claude milczał jak zaklęty. Czuł się źle z
tym, że doprowadził do takiej sytuacji. Patrick był w prawdziwym
niebezpieczeństwie i to on się do tego przyczynił, zgadzając się na zachowanie
w tajemnicy pochodzenia Ryana.
- Och, doprawdy? Więc narażenie mnie na niebezpieczeństwo i stan Ryana
po tym, co się stało, nie jest powodem do tego, by się unosić? Tak twierdzisz,
Feliksie? – zapytał z złością w głosie. Miał założone ramiona na piersi i
zaciętą minę. Claude westchnął cierpiętniczo i potarł kark z rezygnacją.
- Spokojnie, Patrick. Znajdziemy go i będzie po sprawie – rzucił beznamiętnym
tonem. Książę prychnął pod nosem i podszedł do nich bliżej z groźną miną. Z
wyciągniętym w ich stronę palcem wyrzucił z siebie:
- Gdy William się obudzi o wszystkim mu powiem. Na pewno nie będzie
spokojniejszy ode mnie! – I z tymi słowami wyszedł z biblioteki, po czym
poszedł do swojego pokoju. Miał tylko nadzieję, że Dymitr z Michaelem znajdą
chłopaka i że nic mu nie będzie.
***
Elaren wracał do domu z koszem pełnym zakupów. Lola prawdopodobnie
była już w domu. Sama bardzo ciężko pracowała w szpitalu i zwykle wracała
późnym wieczorem, ale ostatnio jakoś gorzej się czuła. Dlatego od kilku dni
zostawała nieco krócej w pracy.
Doszedł do drzwi kamienicy, w której wynajmowali mieszkanie. Wszedł do
środka i ruszył po schodach. Mieszkali na samej górze, więc codziennie mieli
sporą ilość schodów do pokonania. Wspiął się na samą górę i dotarł do drzwi.
Wyciągnął klucz z kieszeni, po czym włożył go do zamka i przekręcił. Otworzył
drzwi, po czym wszedł do środka. Mieli dosyć małe mieszkanie, przez drzwi wejściowych
od razu wchodziło się do salonu, który robił także za sypialnię. Zobaczył
ukochaną na rozłożonej kanapie, pod kocem z książką w dłoniach. Uśmiechnął się
na jej widok.
- Cześć. Jak się czujesz? – zapytał z zatroskaną miną. Lola uśmiechnęła
się do niego słabo i odpowiedziała:
- Hej. Dużo lepiej. – Zaraz jednak skrzywiła się i złapała za brzuch.
Elaren odłożył kosz z jedzeniem na ziemię, podszedł bliżej i usiadł obok niej.
Przykrył dłoń dziewczyny swoją własną, po czym przyciągnął ją do siebie. Lola
położyła głowę na jego udach i z grymasem bólu na twarzy przytuliła się
policzkiem do brzucha chłopaka. Tęskniła za nim cały dzień i brakowało jej tego
uczucia, kiedy przygarniał ją do siebie i przytulał.
- Właśnie widzę – odparł ironicznie, choć w głosie tkwiła mu większa
ilość troski, niż kpiny. - Może pójdziemy do lekarza? Albo nadwornego medyka,
zapytamy Feliksa, na pewno się zgodzi – proponował z determinacją. Nie chciał,
żeby Lolę coś bolało.
- Ale jutro mam drugą zmianę od południa do późnego wieczora i… -
Elaren przyłożył jej palec do ust, po czym pocałował ją delikatnie w lekko
rozwarte wargi. Dziewczyna uśmiechnęła się i oddała czule całusa.
- Weźmiesz sobie wolne. Tak jak i ja. Myślę, że to rozsądny pomysł,
prawda? – zapytał z miłym uśmiechem. Pogłaskał ją po policzku, po czym odgarnął
jej z czoła brązowe kosmyki. Dziewczyna posłała mu kolejny, rozkochany uśmiech.
Po chwili podniosła z wyraźnym trudem i wstała powoli z łóżka.
- Pójdę rozpakować jedzenie i przygotować coś… - Elaren złapał ją za
rękę i delikatnie pociągnął na dół. Pocałował ją w skroń, po czym sam wstał i
oznajmił spokojnie.
- Odpoczywaj. Ja przygotuję coś lekkiego i ogarnę kuchnię. – Dziewczyna skinęła powoli głową i ułożyła się na poduszce. Przymknęła oczy,
widocznie zmęczona. Nie miała pojęcia, co jej dolegało. Nie pamiętała, by
zjadła cokolwiek niezdrowego. Poza tym brzuch bolał ją w dziwnym miejscu. Ku
dołowi, tak jak często boli szimpurowskie kobiety w TE dni. Ale ona nie miewała
takich problemów. Możliwość zajścia w ciążę u czarownic była równie częsta, co
u wampirzyc; a więc raczej bardzo nikła. Nie miała pojęcia jak owe dni
wyglądają u czarownic. Czytała gdzieś jedynie, że trzeba było wiedzieć, kiedy
będzie ten odpowiedni moment i w ogóle. Dlatego kompletnie nie brała pod uwagę
takiej opcji. No przynajmniej chciała wierzyć, że to niemożliwe. Nie była
pewna, jak Elaren zareagowałby na wieść o tym, że zostanie ojcem. I póki co,
nie chciała go testować.
***
Biegł przed siebie w zniewalającym tempie, przedzierając się przez
gęsty las. Łamał kolejne gałęzie, które stawały mu na drodze. Jednak nie zwracał
na to uwagi. Miał wrażenie, jakby wrzał od środka. Wiedział, że zrobił coś
strasznego. Czy Patrick żyje? Wypił całą jego krew? Zadawał sobie kolejne
pytania, zaczynając wspinać się na wzgórze, nie zwalniając przy tym. Chwilę
później dotarł na szczyt, gdzie zatrzymał się w miejscu i rozejrzał. To miejsce
rzadziej porastały drzewa, a na samym środku stały jakieś ruiny.
Najprawdopodobniej świątyni lub innego obiektu kultu. Zbliżył się już w zwykłym
tempie do ściany i oparł się o nią. Odchylił głowę do tyłu i spojrzał w niebo.
Zdążyło zajść chmurami i wszystko wskazywało na to, że wnet będzie padać.
Musiało zrobić się o wiele chłodniej, ale Ryan tego nie czuł, chociaż miał na
sobie jedynie zwiewną koszulę i jedwabne spodnie. Powinien wrócić i upewnić
się, czy Patrickowi nic nie jest, ale bał się zrobić cokolwiek. W końcu osunął
się na ziemię i pociągnął kolana pod brodę. Objął je rękami i oparł na nich
czoło, starając się pozbierać myśli. To co zrobił… to oznaczało, że jest
wampirem…? Przeszedł go dreszcz. Ale przecież nigdy wcześniej nic podobnego nie
miało miejsca. Nie łaknął krwi, nie biegał szybciej, niż norma przewiduje, ani
nie posuwał nikogo w przyśpieszonym tempie. Któregoś razu Patrick tłumaczył mu,
że rodowite wampiry nie od razu są krwiopijcami, ale stają się nimi po jakimś
okresie swojego życia. To by miało sens. Ale przecież jego rodzice nie mogli
być wampirami! Zauważyłby coś. Nie to, żeby miał z nimi duży kontakt, ale kiedy
był młodszy, spędzali ze sobą naprawdę dużo czasu. Chociaż… oni go adoptowali.
Boże, przecież wcale nie musieli być wampirami, bo nie oni byli jego
biologicznymi rodzicami. Przez to wszystko nawet o tym nie pomyślał. Ale to
oznaczało, że musiał pochodzić stąd. Tak jak William. To było szokujące.
Dodatkowo zaczął go boleć brzuch i czuł się strasznie niewyraźnie. Pamiętał,
jak kiedyś Michael wspominał, że krew wróżów jest dla wampirów niezbyt
odpowiednia. Nie miał jednak wiele czasu na dalsze rozmyślanie, bo jakby znikąd
na polanie pojawił się Michael. Natychmiast poderwał się z miejsca na jego
widok i napiął się cały, by w razie czego być gotowym do ucieczki. Gdyby jednak
ową planował od razu, nie miałby szans uciec, bo po ułamku sekundy Michael stał
obok niego i trzymał go mocno za ramię. Ryan patrzył na niego przestraszony.
Nie wiedział, czy nie czeka go jakaś kara za to, co zrobił. A jeśli Patrick
naprawdę tego nie przeżył. Och, Boże, nigdy by sobie tego nie wybaczył.
- Wszystko w porządku, Ryan. Patrickowi nic nie jest. Martwi się o
ciebie, więc wracajmy – powiedział spokojnie mężczyzna i posłał chłopakowi
miły uśmiech. To była rzadkość, więc Ryan rozluźnił się trochę, choć skłamałby,
gdyby powiedział, że przez głowę nie przeszła mu myśl, iż to wszystko jest
jakąś podpuchą, by zwabić go na zamek i tam spalić na słońcu. A właśnie.
Jeszcze nie spłonął! A to ciekawe…
- Mówisz serio? Nie podpuszczasz mnie, bym wrócił na zamek, gdzie
przebiją mi serce kołkiem, albo wystawią na promienie słońca, żebym się zjarał
niczym w zmierzchu? – zapytał pół żartem pół serio. Michael prychnął pod nosem,
rozbawiony i odpowiedział z lekką kpiną.
- A oni czasem nie błyszczeli? – Ryan spojrzał na niego jak na idiotę,
ale w końcu uświadomił sobie swoją pomyłkę i zaśmiał się, po czym pokiwał
głową.
- Faktycznie. – Michael puścił jego ramię, po czym wskazał ręką za
siebie i zapytał.
- Wracamy? – Ryan pokiwał głową i ruszyli biegiem w stronę zamku. Po
jakimś czasie dołączył do nich Dymitr. W połowie drogi zaczął padać deszcz, a
wiatr wywijał konarami drzew we wszystkie strony. Zbliżał się wieczór, więc
sceneria była rodem z horroru, co Ryan w głowie od razu zanotował. Poczuł się
trochę dziwnie, więc odsunął od siebie podobne myśli, nie chcąc napędzać w
sobie strachu przed możliwością pojawienia się w ciemnym lecie jakiś upiorów.
Byli cali przemoczeni, kiedy wreszcie dotarli do zamku. Weszli bocznym
wejściem od strony lasu, z którego wrócili. Od razu ruszyli korytarzami na
parterze, by powiadomić wszystkich, że znaleźli zgubę całą i zdrową. Tak jak
przewidywali, Patrick czekał przed biblioteką. Chodził nerwowo w tę i z
powrotem, a kiedy usłyszał kroki, zatrzymał się i spojrzał na przemoczonego
Ryana. Uśmiechnął się z ulgą i ruszył w jego stronę, chcąc go po prostu
uściskać. Ten jednak cofnął się gwałtownie z przestraszoną miną. Książę
zatrzymał się w pół kroku i spojrzał na niego z niezrozumieniem.
- Przepraszam, Patrick – wydusił drżącym z emocji głosem. Nie widział
żadnych śladów na szyi chłopaka, które po tym, jak go ugryzł, powinny raczej
być całkiem widoczne.
- Wszystko dobrze. Nic mi nie jest. Nie chciałeś tego – powiedział
spokojnym głosem i wyciągnął w jego stronę rękę. Ryan się zawahał.
- Sam nie wiem. Pragnąłem tego – przyznał z zawstydzeniem. Dymitr
uśmiechnął się pod nosem. Ryan był naprawdę rozbrajający.
- Pragnąłeś krwi, a nie mojej krzywdy – zaoponował książę. Zbliżył
się jeszcze bardziej do chłopaka, ale ten ponownie cofnął się odrobinę.
Naprawdę nie był pewien, czy umiałby się powstrzymać.
- Na jedno wychodzi – odpowiedział z krzywą miną i objął się
ramionami. Zrobiło mu się zimno, czego nie czuł wcześniej. Zdziwił się trochę,
ale nie zdążył zapytać o przyczyny takiego stanu, bo Patrick odpowiedział:
- Przestań pieprzyć i chodź mnie przytulić! – Drgnął na dźwięk jego
podniesionego głosu. Po kilku sekundach wahania się, czy to na pewno jest dobry
pomysł, w końcu podszedł do księcia i objął go delikatnie. Patrick schował
twarz w zgięciu jego szyi i odetchnął, uspokojony. – Dobrze, że jesteś cały –
dodał z lekkim uśmiechem. Ryan też się uśmiechnął i poklepał go po plecach, po
czym odsunął się i zapytał.
- Wampiry czują zimno?
***
Ciemność. Słyszał tylko jakieś głosy, jęki, płacz. Pragnął zasłonić
uszy, ale nie mógł się ruszyć. Nie pamiętał skąd się tu wziął, gdzie się
znajdował, ani nawet kim był. Nie chciał już tylko dłużej słuchać tych
potwornych dźwięków. Miał wrażenie, jakby trwał tu od zawsze. Jakby spadał w
otchłań bez dna. Nagle poczuł coś. Jakby uderzenie serca. Nie był pewien, czy
to jego serce. Po chwili odgłosy kolejnych uderzeń zagłuszyły krzyki, które
William dotąd słyszał. Poczuł coś. Złość? Rozgoryczenie? Wściekłość? Złapał
oddech i… otworzył oczy.
Wreszcie nasz wampirzy książę się przebudził. Biedny Patrick, ze akurat ten biedak musiał być pierwszym posiłkiem naszego kochaniutkiego krwiopijcy :D. Feliks i Claude powinni oberwać i to mocno :D. Chociaż zablokowanie dostępu do mocy to już coś ale stanowczo za mało :P. Wreszcie nasz Will się budzi. Ciekawe jak zareaguje na news. Mam nadzieję że nasza mala czarodziejka dostanie wcześniejszy prezent pod choinkę :P. A tak w ogóle to rodzice Ryana to zabijają za takie długie wagary. Weny. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział
OdpowiedzUsuńTak! Ryan już jest wampirem. Ale nie ma pojęcia o swoim prawdziwym pochodzeniu, przynajmniej póki co :D Dziękuję za komentarz :)
UsuńRozdział fajny. Szkoda tylko że Will wszystko przestał i nie mógł wlać swojemu i swojego brata kochasiowi. Chociaż nic straconego :P. To teraz Ryana będzie miał dietę lekkostrawną :D. Przepraszam że wcześniej nie napisałam ale zwyczajnie miałam małą przeprowadzkę i nie miałam w ogóle czasu na nic. Życzę weny i jeszcze raz weny. P.S. Przeczytałam również dodatek i muszę przyznać że nie tego się spodziewałam po naszym "małym" sadyście, ale co ja tam wiem.
OdpowiedzUsuńBędzie miał jeszcze okazje pokazać im na co go stać xd Hahaha, biedak nie za bardzo ogarnął co się z nim dzieje :') Claudius jest postacią dynamiczną (w przenośnym i dosłownym tego słowa znaczeniu xD), a ja mam zamiar wyjaśnić w tej krótkiej serii, "Historii Claudiusa Molier", dlaczego jest taki, a nie inny :D Dziękuję za komentarz :3
Usuń