Miłego czytania i zapraszam do komentowania. Nie zawiedźcie mnie ;)
Rozdział 19
Plan
Claudiusa był jasny. Dogadać się z buntownikami i przekonać ich do współpracy.
Miał zamiar wyjść, by zatrzymać nacierające oddziały na zamek, ale drogę
zastąpił mu Henry. Niedługo później dołączyła do niego reszta starszyzny.
Obrzucił ich zniechęconym spojrzeniem i zapytał:
– O co znów
chodzi?
– Co
zamierzasz, Claudius? – Widział ich gniew w oczach. Prawdopodobnie przeczuwali,
co chciał zrobić. Nie zamierzał jednak długo z nimi dyskutować, dlatego
niezwykle szybko chwycił za rękojeść miecza i wydobył go z pochwy. Cofnęli się
o krok, nieco przestraszeni, jednak nie zeszli mu z drogi.
– Zamierzam zaprowadzić tu porządek. Więc albo zejdziecie mi z drogi,
albo sam was przesunę. – Patrick patrzył w napięciu na rozwój sytuacji.
Atmosfera automatycznie jeszcze bardziej zgęstniała. – Patrick, aportuj się do
Veronii. – rzucił w stronę chłopaka. Już po chwili książę zniknął z cichym
sykiem zaklęcia. Do jego boku podbiegli porucznik z dwójką żołnierzy z
wyciągniętą już bronią i wymierzoną w stronę przeciwników.
– Jak możesz sprzeciwiać się woli króla? – warknął Andrew. Otylia
zaczęła formować w dłoni jasną, migoczącą kulę energii. Claude spojrzał na
niego z wyraźną kpiną i odpowiedział z ironicznym uśmiechem.
– Działam dokładnie z jego wolą, starcze. – Dostrzegł ich zaskoczone
oblicze, nie dziwił się, ale nie zamierzał tracić na nich czasu. Nawet gdyby im
wszystko wytłumaczył, wątpił, by poparli jego plany. Byli samolubni, dumni i
chciwi, a więc nie leżało w ich interesie narażać się dla zwykłych ludzi.
Dotychczasowy stan rzeczy im zupełnie odpowiadał, a zdawali sobie sprawę, że
wszelkie zmiany niekoniecznie muszą być dla nich korzystne.
– Doprawdy? Jak zapewne widzisz, domyślamy się, jakie masz plany. I
szczerze wątpię, by pokrywały się one z poglądami króla. – prychnął Andrew, siwowłosy
mężczyzna, nieco przygarbiony o ostrych rysach twarzy i bystrym, brązowym
spojrzeniu. Cała trójka głównych doradców była spięta, choć rzucali mu
ironiczne uśmiechy, co nieco niepokoiło Claudiusa. Mógł tym dziadkom i starej
jędzy wiele zarzucić, ale na pewno nie byliby na tyle głupi, by rzucać mu
ironiczne uśmiechy i pełne pogardy spojrzenia w sytuacji, kiedy zamierzał im
się sprzeciwić z bronią w ręku. Coś knuli. I Claude nie zamierzał czekać, aż
uda im się zrealizować to, co planowali.
– Myśl sobie, co chcesz, nie zamierzam się z niczego tłumaczyć –
odparł pozornie znudzonym tonem. Pochylił się nad stojącym obok porucznikiem i
szepnął miękkim tonem. – Zabić. – Spojrzał ostatni raz na zaskoczone miny i
powoli wpełzające na ich twarze wyrazy przerażenia, ale moment później obszedł
żałosnych arystokratów i ruszył w stronę drzwi. Zanim wyszedł, usłyszał jeszcze
ogromny wrzask i dźwięk ostrza zagłębiającego się w brzuchach nieszczęsnych
opozycjonistów. Przeszedł prędko korytarzem i dostrzegł zaryglowane wrota,
których pilnowali żołnierze. Jeden z nich, kiedy go dostrzegł, podbiegł do
niego i krzyknął z przejęciem na twarzy.
– Generale! Przebili się przez most! Od strony lasu również,
wszystkich naszych tam wymordowali, choć było ich jedynie dwóch! – Claude
pokiwał głową w skupieniu, po czym odpowiedział z pełną pewnością w głosie.
– Otwórzcie wrota. – Młody chłopak spojrzał na niego z przerażeniem
wymalowanym na twarzy. Nie ruszył się z miejsca, jakby sparaliżowany słowami
mężczyzny, nie spodziewał się takiego rozkazu. – Ogłuchłeś? Rusz się, trzeba
należycie przywitać naszych gości. – rzucił z rozbawieniem na twarzy. Czuł
ogromne podekscytowanie, chciał to jak najlepiej rozegrać, by mieć z tego
zaplanowane korzyści. Już po chwili usłyszał drżący krzyk młodego kaprala. Po
chwili rozległy się krzyki i pytania, wszyscy spojrzeli na Claudiusa w
niedowierzeniu. Z westchnieniem powtórzył rozkaz tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Po chwili młodzi żołnierze odsunęli ciężki i mocny rygiel a drzwi rozwarły się
z głośnym skrzypnięciem. Dostrzegł te wszystkie wściekłe spojrzenia,
zdeterminowane jednostki, tworzące mocną i wytrzymałą grupę wojowników. Bez
wahania wtargnęli do środka na przedzie z Feliksem, który podszedł do niego z
wymierzonym w jego stronę ostrzem.
– Witam w naszych skromnych progach, Feliksie. Może usiądziemy? – zapytał
z uprzejmym uśmiechem, błyskając w stronę zdezorientowanego czarodzieja
białymi, zdrowymi zębami. Wolną dłonią wskazał wnętrze zamku, wprawiając przy
tym wszystkich w totalne ogłupienie.
***
Podczas rozmów, które zaproponował przeprowadzić Claudius, nie
zajmowali miejsca w sali obrad z powodu leżących tam trucheł. Udali się więc do
biblioteki i zajęli miejsca w fotelach. W rozmowach wzięli udział William,
Feliks, Lerodiel, Melhorn, Derek i Nemezja. Słuchając kolejnych słów Claudiusa
wpadali w coraz większe zdziwienie graniczące z kompletnym szokiem. Mężczyzna
wprowadził ich w tajemnice klątwy, które dla większości mogły wydawać się
mitem, legendą czy czymś podobnym.
– Lorcan ma ogromną władzę. Posiada pewne drogocenne kamienie, które
są dla niego niezwykle ważne. Dzięki nim zyskuje ogromną moc, która mogłaby mu
pozwolić wydostać się z Podziemia i wędrować dowolnie po wszelkich krainach i
światach. Do niedawna nie miał żadnego z nich, choć w ostatnim czasie, w ciągu
jakiś dwudziestu lat, odnalazł niemal wszystkie, bo brakuje mu już tylko
jednego. Gdyby udało nam się jako pierwszym go znaleźć, moglibyśmy się targować
o złamanie umowy i zdjęcie klątwy z kolejnych pokoleń królewskiej rodziny. –
Ostatnie słowa powiedział patrząc na Williama spokojnym wzrokiem. Ten jednak
nadal traktował go z chłodem, nie mógł przecież zapomnieć o tym, co zrobił
Ryanowi, a także wielu innym, niewinnym. W ogóle jego słowa, postawa,
propozycja wydawały się być dla Williama podejrzane.
– Wiesz, gdzie się znajduje? Ten brakujący kamień – zapytał Melhorn
swoim grubym, niskim głosem. Pocierał swoją długą brodę lewą dłonią, ozdobioną
kilkoma sygnetami. Widać było, że miał zamiłowanie do błyskotek.
– Niestety nie – odparł z niechęcią Claudius. – Dlatego mam dla was
propozycję. Pomożecie mi odnaleźć ostatni kamień, a w zamian William otrzyma
wolną drogę do tronu, a także nikt już nie będzie prześladowany z powodu
swojego pochodzenia. Myślę, że to korzystna umowa – powiedział z pewnością w
głosie i swoim permanentnym urokiem, którego czar roznosił po całym pomieszczeniu.
Jednak wszyscy obecni dobrze go znali, więc mieli więcej wątpliwości i pytań,
których nie zawahali się ujawnić.
– Skąd mamy wiedzieć, że nie robisz tego dla Lorcana? – zapytała
Nemezja. Patrzyła na Claudiusa z nieskrywaną nienawiścią i niechęcią bijącą od
całej jej osoby. Mężczyzna rzucił jej równie uprzejmy uśmiech, który z
szczerością miał niewiele wspólnego. Z oczywistych powodów kobieta go nienawidziła,
a on miał przez nią wiele nieprzyjemności, także ich wzajemna niechęć była
zupełnie zrozumiała.
– Bo mam w tym własny interes. Chcę się na nim zemścić –
odpowiedział. Nemezja nie spuszczała z niego wzroku nawet na moment, po chwili
prychnęła cicho i zadała kolejne pytanie.
– Dlaczego mamy ci wierzyć? – Jej słowa poparł Melhorn, a także…
William.
– Właśnie. Niby dlaczego? – Claude przeniósł kpiące spojrzenie z
kobiety i spojrzał na chłopaka, ale dużo bardziej poważne. Uniósł nieco podbródek
w górę i zmrużył oczy, po czym odparł.
– Nie musicie mi wierzyć. Ja wychodzę do was z propozycją. Możemy
wspólnie powstrzymać Lorcana. – Feliks poruszył się niespokojnie. Ta cała
historia go mocno zaszokowała. Claude opowiedział im wszystko, także historię,
której on sam był uczestnikiem. Podejrzewał, że stało się wtedy coś złego,
rano, gdy obaj z Corneliuszem się obudzili, w lesie nieopodal nich leżała
martwa Rebecca. Z jego słów wynikało również, że twórcą klątwy nie była ona, a
Lorcan i to on miał największy wpływ na to wszystko, co się przez ostatnie
siedemnaście lat działo. To go zdrowo przestraszyło. Bo kiedy wiedział, że mają
pokonać Victora, doskonale zdawał sobie sprawę, kim jest jego przeciwnik i że
ma szanse go pokonać. No, przynajmniej do chwili, aż nie dowiedział się tego
wszystkiego, co powiedział im Claude. Wolałby wierzyć, że to nieprawda.
Przecież z takim przeciwnikiem nie mieli za wiele szans, a oddanie mu tak
ogromnej mocy nie byłoby zbyt mądre. Zrobiło mu się gorąco i czuł, że musi stąd
wyjść, bo inaczej mógłby się udusić. Poderwał się nagle z miejsca i ruszył ku
drzwiom. William spojrzał na niego, przestraszony i ruszył za czarodziejem.
Feliks otworzył ciężkie drzwi i wyszedł na korytarz, a słysząc, że ktoś idzie
za nim zatrzymał się i obejrzał za siebie, chcąc sprawdzić, kto to. Gdy
zobaczył Williama, odwrócił głowę, ale nie ruszył się z miejsca. Czuł się źle,
tak jak wtedy, gdy tracił kontrolę nad swoim życiem, jako żałosny, zakochany
dzieciak, którego rodzice zdecydowali się wyrzucić z domu. A nie powinien się
tak czuć. Przecież miał już z siedem wieków!
– Feliks? Wszystko w porządku? – zapytał niepewnie Will. Powoli
zbliżył się do mężczyzny i stanął przed nim. Czarodziej nawet na niego nie
spojrzał, zaciskał mocno pięści i oddychał ciężko. Chłopak wyciągnął dłoń do
niego i oparł ją na jego ramieniu, zaciskając lekko palce na materiale czarnego
płaszcza. Po chwili Feliks zaczął kręcić głową, zmarszczył brwi i przełknął
ciężko ślinę, nie mogąc pozbierać myśli. Nie wiedział, jak odpowiedzieć
Williamowi, ba, nie wiedział, co powiedzieć samemu sobie. Bo przecież powinien
się domyślić, widział, że to wszystko nie trzyma się kupy, ale wolał trzymać
się tego, co myśleli inni. I nawet teraz, kiedy po opowieści Claudiusa wszystko
nabrało sensu, poskładało się w jednolitą całość, on i tak bał się w to
uwierzyć. W końcu spojrzał na chłopaka i odpowiedział.
– Tak… Nie, właściwie… Lepiej wróć do nich, Will, ja zaraz dołączę. – Wyszło
mu nieco nieskładnie, jak rzadko kiedy, no przynajmniej William nie był jeszcze
świadkiem podobnej sytuacji, aż do teraz. Patrzył na Feliksa z uwagą, chcąc się
upewnić, że ten mówi poważnie i ma zamiar zaraz wrócić do biblioteki. Jednak
nie doszukał się niczego, co mogłoby go uspokoić, więc zbliżył się do niego
niepewnie, zerkając mu wcześniej w oczy, po czym objął go niezdarnie i
przytknął twarz do jego piersi. Czuł, jak policzki gwałtownie mu czerwienieją z
zażenowania, ale nie odsunął się od razu. Zdezorientowany Feliks zerknął na
jego głowę, po czym sam odruchowo go objął, nadal pozostając w lekkim szoku.
Poczuł dziwne ciepło rozlewające mu się po trzewiach i wędrujące aż do jego
serca, które zabiło mocniej, przez co drgnął nieco i złapał większy oddech.
Wtedy Will odsunął się trochę ze spuszczonym wzrokiem i ogromnymi rumieńcami.
Miał nieco pochyloną głowę, kiedy odpowiedział mu drżącym głosem.
– To… Czekamy w bibliotece. – I ruszył nerwowym krokiem w tamtą
stronę, zostawiając nadal zagubionego Feliksa, tym razem o jeszcze jeden
aspekt. Bo czarodziej nie spodziewał się takiego gestu ze strony księcia. I
niewątpliwie go on zdziwił.
***
Zbliżał się już wieczór. Claude zaproponował księciu i głównym
dowódcom sił rebeliantów nocleg z zamku, a pozostałym buntownikom zatrzymanie
się w mieście. Wszyscy przyjęli propozycję dopiero wtedy, gdy Claude
zapieczętował swoje demony, by nie mogły nikogo skrzywdzić.
William spędzał wieczór na balkonie, który wychodził z jego komnaty.
Odpoczywał po długich i męczących rozmowach o demonie, klątwie i pieprzonym
przeznaczeniu, którego zaczynał mieć po dziurki w nosie. Siedział na wygodniej,
obitej miękkim materiałem ławce i wpatrywał się w ciemniejące niebo. Noc
zbliżała się wielkimi krokami, co można było też dostrzec po cholernie niskiej
temperaturze. Dlatego siedział opatulony w grube ubranie i nawet w nim było mu
nieco chłodno. Zamierzał wstać i wrócić do środka, kiedy usłyszał dźwięk
uchylających się drzwi i automatycznie spojrzał w tamtą stronę. Zamarł na
moment, dostrzegając kogoś, kogo się kompletnie nie spodziewał.
– Cześć – usłyszał. Patrzył ogromnymi oczami na chłopaka przed sobą i
sam nie wiedział, co czuł. Jeszcze wczoraj miał ochotę go przytulić, pocałować,
zaś moment później walnąć i rozszarpać za to, co zrobił. Ostatecznie przełknął
głośno ślinę i odpowiedział przez ściśnięte gardło.
– Hej, Ryan. – Chłopak wyszedł na balkon i usiadł obok niego. Siedzieli
w kompletnej ciszy przez kilka minut, które dłużyły się niemiłosiernie długo. W
końcu to Ryan się odezwał, jak to zwykle bywało, gdy mieli jakiś konflikt.
– Wczoraj źle się zachowałem. – William spojrzał na niego zdziwiony,
nie spodziewając się takich słów z jego strony. Ryan zawsze łagodził konflikty,
ale kiedy miał rację, nie ustępował i trwał przy swoich przekonaniach. A na
pewno miał podstawy, by nakrzyczeć na Williama. – Przyszedłeś tutaj, by mnie
ratować. Nie powinienem był się tak zachować. Przepraszam. – Will poczuł ból w
piersi. Podobny do tego z wczoraj, więc złapał oddech, żeby to jakoś
załagodzić. Odetchnął głębiej i odchrząknął, po czym odpowiedział.
– Nie przepraszaj. Nie masz za co. To ja powinienem cię przeprosić i
ile razy tego nie zrobię, to będzie za mało. – Ryan spojrzał na niego smutnym
wzrokiem. Tak bardzo go to bolało. Wiedział, że gdyby wyciągnął teraz do niego
dłoń, objął go, pocałował, William by się zgodził. I chciał to zrobić, tak
bardzo tego pragnął, że aż rwało go w sercu, ale powstrzymywał się, wiedząc, że
to i tak niczego by nie zmieniło. William go nie pokocha. Musiał się z tym
pogodzić.
– Nie ukrywam, że jest mi przykro, ale stary, jesteśmy przyjaciółmi,
nie? Przyjaciele sobie wybaczają – odpowiedział z lekkim uśmiechem. William
drgnął na jego słowa i spojrzał na niego z uchylonymi ustami i ogromnymi
oczami. Wszystko było po nim widać, przed Ryanem niczego nie ukrywał. Mógł być
sobą. I dlatego tak bardzo go potrzebował. Przełknął nabiegające do oczu łzy i
uśmiechnął się do Ryana.
– Tak. Dzięki, Ryan. – Uśmiechnęli się do siebie, a po kilki minutach
weszli do środka i pożegnali się, życząc sobie wzajemnie dobrej nocy.
***
Patrick wychodził z łazienki, odświeżony i odprężony po długim dniu,
jaki właśnie dobiegał końca. Wszedł do sypialni mile zaskoczony, gdy zobaczył,
że na łóżku leżał Claude. Prawie cały nagi, bo miał na sobie tylko tradycyjną,
przewiewną bieliznę. Patrick miał porównanie, gdy zobaczył obcisłe odzienie na
strategiczne miejsca Ryana, cóż, było ono bardziej kuszące od wiszącego na
tyłku worka. Wcześniej nie miał porównania, teraz było inaczej. I wolałby, żeby
jego kochanek leżał na łóżku w podobnej bieliźnie, albo zupełnie nagi. Bez
słowa zrzucił z siebie ręcznik i położył się obok, przytulając twarz do nagiego
i umięśnionego ramienia Claudiusa. Mężczyzna obok uśmiechnął się i pocałował go
czule w czoło. Złapał go za dłoń i zaczął bawić się smukłymi palcami chłopaka.
– To był długi dzień – powiedział mężczyzna. Patrick uniósł nieco głowę
i spojrzał na twarz kochanka. Był widocznie zmęczony, miał cienie pod oczami,
których białka były nieco przekrwione. Wysunął wolną dłoń spod siebie i
pogłaskał Claudiusa po wyrzeźbionym brzuchu. Jego kochanek miał naprawdę ładne
ciało, umięśnione, ale nie przesadnie. Wszystko miał na swoim miejscu, w
odpowiednich rozmiarach.
– Na szczęście dobiega końca – rzucił rozleniwionym głosem Patrick.
Claude puścił jego dłoń i uniósł się do góry, by po chwili zawisnąć nad
chłopakiem i pocałować go miękko w usta. Książę odpowiedział na pieszczotę,
jednak dość pasywnie, czując, że kochanek nie śpieszy się i jest całkiem czuły,
jak na siebie. Tego mu często brakowało w ich relacjach. Czułości i
delikatności. Bezinteresownych zapewnień o uczuciach i poczuciu bezpieczeństwa.
Claude mówił mu, że go kocha, gdy chciał go udobruchać po kłótni, lub wtedy, gdy
był na niego wściekły i dążył do tego, by chłopak miał poczucie winy. Nie
rzucał wyznaniami, gdy się kochali, lub leżeli blisko siebie, zasypiając w
swoich ramionach. To mu niejednokrotnie dokuczało, ale nie śmiał się skarżyć,
prędzej umarłby ze wstydu. Claude przerwał na moment pocałunek i oparł się
dłońmi po bokach jego głowy.
– W sumie może jeszcze trochę potrwać. Stęskniłem się. – Serce zabiło
Patrickowi szybciej na te słowa. Objął mężczyznę za szyję i ściągnął go do
siebie bliżej, chcąc się przytulić.
– Ja też – przyznał, czując występujące na policzki wypieki.
Zawstydził się, jak jakaś zakochana dziewucha. Przeklął w duchu i przycisnął
mężczyznę mocniej do siebie, nie chcąc, by ten zobaczył go teraz w takim
stanie. Claude położył się na nim i złapał go ramionami za kark, samemu
wtulając twarz w szyję księcia. Odetchnął jego zapachem i uśmiechnął się szerzej.
– Chcę się kochać – szepnął mu na ucho swoim uwodzicielskim tonem. Odchylił
głowę i poruszył się, chcąc dać znak chłopakowi, by go puścił. Patrick zabrał
ręce i odwrócił głowę w bok, kiedy Claude wpił się w jego szyję ustami.
– Kochaj – odpowiedział Patrick po dłuższej chwili. Claude przerwał
namiętną wędrówkę po jego szyi i spojrzał na jego twarz. Chłopak pod nim miał
lekkie rumieńce i oddychał ciężej przez nos. Mrugał przy tym szybciej, niż
zwykle i patrzył na mężczyznę jakby z wyczekiwaniem. Claude otarł się o niego z
błogim uśmiechem, po czym liznął go w usta i odpowiedział.
– Kocham cię. – Patrick zachichotał nerwowo i złapał jedną ręką
członka kochanka, zaczynając go powoli masować. Wychylił się do ust mężczyzny,
a ten natarł na nie mocno i całował chłopaka z zapałem równym tempu trzepania,
jakie fundował mu książę. Przesuwał dłońmi po ciele Patricka, masował jego
jasne brodawki, podszczypywał sutki. Dotykał go po bokach, gdy przeniósł się
ustami na jego szyję, lecz nie poświęcił jej wiele czasu, bo niedługo potem
całował go po torsie, później brzuchu. Z każdym kolejnym calem niżej Patrick
czuł narastające ciśnienie w kroczu, chciał już poczuć tam usta Claudiusa. Od
dłużej chwili nie zajmował się członkiem kochanka. Palcami jednej ręki ugniatał
sutka, a drugą przeczesywał brązowe włosy Claudiusa.
– Possiesz mi? – zapytał z nadzieją w głosie, której nawet nie
próbował maskować. Wiedział, że takie teksty tylko nakręcały Clauda do dalszej
zabawy. I nie mylił się, bo ten uniósł głowę i spojrzał na niego z uśmiechem,
po czym odpowiedział z uniesioną lekko brwią.
– Wedle życzenia, mój książę. – Patrick ledwo powstrzymał się od
parsknięcia śmiechem, nie chciał jeszcze wychodzić z roli. Uniósł biodra, przez
do trącił już twardym penisem podbródek mężczyzny. Przygryzł wargę, by za
bardzo się nie uśmiechnąć, a Claude rzucił mu tylko wymowne spojrzenie, nieco
kpiące, ale też rozbawione. Widać, miał całkiem dobry humor, mimo tego, że
dzień był raczej ciężki. Już po chwili poczuł gorące wargi mężczyzny na swoim
stojącym penisie. Westchnął z przyjemności i przesunął nieco ciałem po
pościeli, rozchylając szerzej nogi i kładąc głowę na policzku. Wtulił ją w
poduszkę i jęknął, gdy Claudius zassał się na nim, dodatkowo sięgając dłonią do
jego ciasnej dziurki. Jego kochanek miał już taką wprawę, że brał go całego do
ust i poruszał szybko głową na sztywnym penisie. Patrick uwielbiał oral w jego
wykonaniu, nigdy nie narzekał, nawet, gdy mężczyzna używał zębów. Patrick spojrzał
w dół, ale Claude miał zamknięte oczy, widocznie starał się być skupiony na
tym, co robił. Oddychał już szybko i czuł, że jeśli utrzymają takie tempo,
długo nie wytrzyma. Usiadł i złapał Claudiusa za ramię, a ten wysunął jego
wilgotnego od śliny członka z ust i otarł je dłonią. Spojrzał pytająco na
chłopaka, a ten odetchnął i odpowiedział nieco wyższym głosem, niż zwykle.
– Wystarczy, bo strzelę. A chyba masz inne plany, nie? – Uśmiechnął
się przy tym zmysłowo i otarł udem o biodro Claudiusa. Ten prychnął, rozbawiony
i odpowiedział zachrypniętym z podniecenia głosem.
– Wręcz przeciwnie, właśnie do tego dążę, ale trochę później. –
Patrick przewrócił oczami i pocałował go w policzek, po czym ponownie się
położył i rozłożył szerzej nogi, by dać mu lepszy dostęp do swojego wejścia.
Oczekiwał, że ten przygotuje go palcami, więc sam on wie, jakie było jego
zdziwienie, gdy Claude przytknął usta do jego dziurki i zaczął ją z zapałem
lizać. Krzyknął z zaskoczenia i nagłej przyjemności. Złapał pościel w pięści i
wygiął plecy w łuk, ale zaraz się opanował, nie chcąc przeszkadzać kochankowi w
cudownej pieszczocie. Zadrżał na całym ciele na wyobrażenie jego kształtnego
chuja w sobie. Po chwili poczuł wsuwający się w niego język i jęknął
przeciągle, co raz zerkając w dół na poczynania Claudiusa. Cholernie go to
podniecało. Byłby wniebowzięty, gdyby on też pozwolił mu na podobne rzeczy, ale
nic podobnego nigdy nie miało miejsca. Po dłuższej chwili przyjemnej i mokrej
penetracji ruchliwym narządem, Claude odsunął głowę od jego tyłka i uniósł się,
by moment później zawisnąć nad chłopakiem i złapać go szybko pod kolanami.
Patrick sapnął, czując kolejny skok podniecenia i adrenaliny. Złapał rękami
wezgłowia łóżka i jęknął niekontrolowanie, gdy poczuł gorącego penisa ocierającego
się o jego wrażliwe wejście.
– Może najpierw palce? – zapytał drżącym głosem. Nie chciał tak od
razu, wolał być przygotowany.
– A może nie? – rzucił z wyraźną kpiną w głosie, oczekując od Patricka
jakiejś ciekawej reakcji. Opuścił też jego nogi na pościel i usiadł na piętach,
patrząc na nagie i rozgrzane ciało z góry.
– Nalegałbym – odpowiedział stanowczo i wypiął się bardziej do
mężczyzny. Nie chciał dłużej zwlekać, a Claudius widocznie go prowokował.
Cholerny dziad, zawsze musiał wszystko robić po swojemu.
– Więc sam się rozciągnij – odpowiedział, po czym ułożył się wygodnie
na jednym boku z zawadiackim uśmiechem, choć jego twarz i dupę Patricka
dzieliła raczej nieduża odległość. Patrick spojrzał na niego nieco zirytowany
takim rozwojem sytuacji. Wolał palcówkę Claudiusa, samemu sobie ją robiąc nie
czuł takiej satysfakcji, jaką wolałby odczuć.
– Ty stary pryku. Żeby odmawiać tak pięknemu młodzieńcowi
przyjemności? To wręcz niegodziwe – zaczął, wsuwając w siebie pierwszy palec. Westchnął
przy tym z przyjemności, już myśląc o twardym członku Claudiusa, którego ten
właśnie powoli pocierał.
– Nie odmawiam mu jej. Właśnie ją sobie funduje – odpowiedział
beznamiętnym tonem. Chciał się już zagłębić w ten zgrabny i kuszący tyłek.
Patrick poruszał palcem powoli, ale skutecznie, bo nie minęła nawet dłuższa
chwila, kiedy dołączył drugi z cichym jękiem. Jęczałby głośniej, gdyby to
Claude go rozciągał.
– Owszem, jednak byłoby mu lepiej, gdybyś to ty za niego zrobił –
odpowiedział cięższym głosem. Oddychał też płycej i szybciej. Jęknął głośno,
gdy trafił w prostatę. Uwielbiał to uczucie. Uczucie bycia spenetrowanym. –
Bogowie, zerżnij mnie już. – Książę nie musiał mu dwa razy powtarzać. Claudius
niemal rzucił się na niego i odwrócił go na brzuch, po czym wszedł w niego
jednym płynnym ruchem, wyrywając z ust chłopaka głośny krzyk rozkoszy.
Pieprzyli się długo, więcej niż raz, aż na zewnątrz zaczęło świtać, a oni nie
zasnęli z zwykłego wyczerpania.
Rozdział ciekawy tylko trochę za mało akcji :-\. Fajnie że Will i Ryan się pogodzili, szkoda by było tej przyjaźni. Widzę że nasz aniołek sobie dogadza z Patrickiem :D. Tylko Feliks się zamartwia i wyłysieje przed wcześnie :P. Czekam na następny rozdział
OdpowiedzUsuńNiedługo akcja się trochę rozkręci :D Hahaha, a tak, Claude lubi robić dobrze xd źle też, od czasu do czasu :P dzięki za komentarz :)
UsuńJa też wyrażę zdanie :D. Po pierwsze czemu tak mało scen z dogadzaniem sobie, w końcu to zdrowi :P ? Po drugie nasz generał za bardzo robi porządki nie zostanie nic dla czarodziejka :D. Po trzecie fajny rozdział. Ja tam lubię czasami sielankę :D. Dużo weny ;-) Twój anonimek ;D
OdpowiedzUsuńFeliks jeszcze nie raz będzie musiał się wykazać, spokojnie :D on i jego mania przywódcza z pewnością go nie opuszczą xd Dziękuję ;)
Usuń