sobota, 16 kwietnia 2016

Bitwa Pięciu Królestw - rozdział VII


Hej! Rozdział siódmy, trochę odciągnięty w czasie, ale w końcu obecny. :D

Enjoy!

VII



                Przez kilka kolejnych dni podróżowali wozem wraz ze staruszkiem, który nie wziął od nich tak dużo pieniędzy, jakby mogło się im na początku wydawać. Spędzali ze sobą całe dnie i okazało się, że dziadek był bardzo sympatycznym i zabawnym jegomościem. Opowiadał im wiele historii ze swojego życia w sposób bardzo ciekawy i zajmujący, pomimo, że operował raczej prostym i niewyszukanym językiem. Raczej nie miał do czynienia z wykształconymi ludźmi. Tom, Samuel i jego towarzysze czuli się swobodnie w jego towarzystwie. To zdecydowanie pozwoliło im, by trud podróży był odrobinę lżejszy. W dodatku Thomas odchorowywał ich długą wędrówkę, a Samuel dbał, by jadł odpowiednio dużo i pił wodę. Przez dwie pierwsze noce miał gorączkę, z kolei później, o ile nie miał temperatury, zaczął ostro i sucho kaszleć. Wilkołak starał się go zająć rozmową lub czymkolwiek innym, ale Tom był okropnie apatyczny. Samuel podejrzewał, że chłopak nie radzi sobie ze śmiercią rodziców, która w dodatku odbyła się w tragicznych i przerażających okolicznościach. Chciał jakoś temu zaradzić, ale miał niewiele okazji, by zapytać chłopaka o tę przykrą sprawę.
                Wieczorem zatrzymali się kilkanaście mil od granicy z Morzem Szarym. Tom wysiadł z wozu, chcąc wyprostować nogi. Czuł się dużo lepiej fizycznie, choć stan jego ducha był w rozsypce. Nie miał ochoty na razie o tym myśleć. Musiał po prostu przeżyć. Może pewnego dnia uda mu się dokonać zemsty za śmierć rodziców. Miał nadzieje, że jego brat wciąż żyje. Jednak przez ostatnie wydarzenia coraz częściej dopadały go wizje, że to nieprawda. Zamyślił się tak głęboko, że aż podskoczył w miejscu, gdy Samuel złapał go za nadgarstek. Odwrócił się gwałtownie, jeszcze nie wiedząc, z kim ma do czynienia. Odetchnął głębiej, gdy zobaczył mężczyznę.
– Idziesz do lasu?
– Tak, chcę rozprostować kości – wyjaśnił uprzejmie Tom i posłał mężczyźnie nawet lekki uśmiech. Samuel wiedział, że była to wymuszona reakcja. Cała postura chłopaka emanowała smutkiem, choć mężczyzna zauważył, że ten próbuje to zamaskować.
– Dotrzymam ci towarzystwa. Las jest gęsty i oddalony od wąwozu. – Blondyn się nie sprzeciwiał, choć skłamałby mówiąc, że jest mu to na rękę. Chciał pobyć sam, pomyśleć, poukładać sobie wszystko w głowie. Jeszcze nie do końca do niego dotarło to wszystko... Mimo to pokiwał głową i ruszył do ściany wąwozu, chcąc się na nią wspiąć. Zatrzymał się przy niej i zadarł głowę, by znaleźć coś, czego mógłby się złapać. W tym czasie Samuel przyglądał mu się z zaciekawieniem. Odchrząknął lekko, chcąc tym zwrócić uwagę chłopaka na siebie. Poskutkowało, bo już po chwili Tom zerknął na niego pytająco.
– O co chodzi? – Samuel uśmiechnął się i podszedł do chłopaka. Zatrzymał się blisko niego i w mgnieniu oka porwał go na ręce, po czym wskoczył na szczyt ściany. Zrobił kilka kroków przed siebie z Thomasem na rękach, aż zatrzymał się i odstawił oniemiałego młodzieńca na ziemię. Samuel był spokojny, zaś Tom pierwszy raz od wyjazdu ze Srebrnego Miasta nabrał koloru na twarzy, który nie był związany z gorączką. Oderwał wzrok od mężczyzny i rozejrzał się dookoła. W końcu powiedział:
– Chodźmy już.
 Kiedy blondyn odwrócił się tyłem do Samuela, ten uśmiechnął się do siebie krótko, zadowolony, że na chwilę udało mu się wywołać u Toma jakąś ciekawszą reakcję. Ruszył za nim, a gdy go dogonił, byli już w połowie drogi do lasu. Przestrzeń wokół nich zdawała się nie mieć końca, a letni, ciepły wiatr smagał ich ciała i wkradał się pod materiał koszul, jakimi byli odziani. Pogoda dopisywała, tylko jednego dnia jak dotąd trochę padało. Cieszyło to Samuela, bo wóz nie miał żadnej płachty, by ochronić ich w czasie podróży przed deszczem. W zupełnej ciszy dotarli do granicy lasu, Tom z lekkim wyprzedzeniem. Zanim jednak minął pierwsze drzewa, zatrzymał się i obejrzał na mężczyznę. Samuel spojrzał się na niego i spokojnie do niego podszedł. Przez moment młodzieniec myślał, że ten zatrzyma się przy nim, ale mężczyzna zwolnił tylko na moment i wszedł pierwszy do lasu, by po kilku sekundach zniknąć za pierwszymi drzewami. Tom nie zastanawiał się dwa razy – poszedł od razu za nim, nie chcąc stracić go z oczu. Las sprawiał wrażenie dzikiego, jakby jeszcze nikt go nie odkrył. Słyszał szum liści, krzyk wron i szelest ściółki leśnej pod swoimi i Samuela stopami. Drzewa rosły tak gęsto i bujnie, że ciężko było się nawet przemieszczać. Po chwili darowali sobie dalszą wędrówkę i zatrzymali się przy jednym ze starych i ogromnych drzew. Postanowili usiąść na wielkich, wystających z ziemi korzeniach. Tom rozglądał się po lesie, byleby tylko uniknąć przenikliwego spojrzenia Samuela. Dostrzegł w ciągu tych kilku dni, że mężczyzna bacznie mu się przygląda. Thomas chciał go zapewnić, że wszystko w porządku, a wiedział, że jak tylko nawiążą kontakt wzorkowy, całkowicie się rozklei. Nie mógł to tego dopuścić. Milczeli razem, Samuel przyglądając się Tomowi, a Tom błądząc wzrokiem po wszystkim wokół, tylko nie po mężczyźnie. W końcu wilkołak nie wytrzymał i odezwał się: – Nie płakałeś ani razu od pożaru. – Tom drgnął, widocznie zszokowany tymi słowami. Może nawet nie tyle słowami, co zakłóceniem ciszy. Zmarszczył lekko brwi, zastanawiając się, co odpowiedzieć, by mężczyzna nie drążył dłużej tematu. Nie chciał o tym rozmawiać. Opowiadanie o tym byłoby zbyt bolesne. Musiałby wtedy przeżyć to jeszcze raz. Wszystkie te obrazy, krzyki, uczucia… Powiedział więc tylko:
– Przeżywam ich stratę wewnątrz siebie. – Samuel spodziewał się takiej odpowiedzi. Wiedział, co na nią odpowiedzieć.
– To niezdrowe, Tom. – Blondyn spojrzał na swoje dłonie i tym razem odetchnął, nieco zirytowany. W tym czasie Samuel kontynuował: – Nie wiem, co w twojej głowie się dzieje. Dlatego, jeśli twierdzisz, że nie potrzebujesz rozmowy na ten temat dla siebie, to zrób to przez wzgląd na mnie, no bo się martwię, rozumiesz? – Tom przygryzł dolną wargę i spiął się cały, czując narastający gniew. Przez cały ten czas udawało mu się utrzymywać w ryzach ból, który był tak potworny, że nawet nie wyobrażał sobie tego, co by się stało, gdyby to wszystko z siebie uwolnił.  
– Co mam ci powiedzieć? Że jest w porządku? Że się trzymam? Że to było nic? Nigdy nikogo nie straciłeś, że nie wiesz, jak to strasznie boli?! – warknął w jego stronę i poderwał się z miejsca, od razu przedzierając się między drzewami w głąb lasu. Wszystkie emocje w nim buzowały. Czuł, że zaraz wybuchnie. Samuel przeklął pod nosem i sam też wstał. Ruszył za chłopakiem, który nagle nabrał tyle werwy i energii, że jemu samemu bez użycia wilczych zdolności nie udałoby się go dogonić w takich warunkach. Dlatego też pobudził w sobie moc wilkołaka, przez co jego zęby wydłużyły się, a oczy zmieniły barwę na jaskrawozłotą. Przyśpieszył gwałtowniej, łamiąc po drodze kilka gałęzi i złapał Toma za ramię. Odwrócił go do siebie przodem i zobaczył przestraszone spojrzenie dwojga brązowych oczu. Tom oddychał szybko przez uchylone usta i wpatrywał się niepewnie w mężczyznę. Samuel nie chciał go przestraszyć, nie taki miał w tym wszystkim cel. Pragnął po prostu pomóc Thomasowi.
– Straciłem wielu bliskich. I wiem, że odłączanie się od wszystkich na pewno nie przyniesie ci ulgi w bólu, jaki teraz czujesz. – Tom zamrugał oczami, czując, że zbierają się w nich łzy. Wszystkie skrywane emocje zaczęły go powoli ogarniać, co mu się ani trochę nie podobało. Jeśli tak to miało wyglądać, wolał być samotny.
– I co? Może mam ci się wypłakać na ramieniu? Udowodnić, że jestem tak słaby, jak każdy myśli? Po prostu odejdź. Chcę być teraz sam – warknął i odepchnął od siebie ręce mężczyzny. Odwrócił się do niego tyłem i oparł czoło o szorstką korę drzewa. Podparł się też rękami po obu stronach swojego ciała i zaszlochał cicho, czując rwący ból w piersi. Jego serce było rozdarte i nie rozumiał, jak mówienie o tym wszystkich ma mu pomóc.
– Chodź tu – zażądał wilkołak i ponownie pociągnął go za ramię. Blondyn wzbraniał się przez chwilę i szarpał z mężczyzną. Drapał go i się wyrywał. Nie chciał jego pomocy. Wierzył, że da sobie przecież radę sam. Nie był dzieckiem. Był dorosły. Krzyczał, bił, kopał, możliwe nawet, że gryzł. Ale Sam był nieustępliwy. Mówił do niego spokojnie, przyciągał ciągle do siebie i nie działy na niego żadne słowa. Tom w końcu skapitulował, czując gorące łzy spływające mu po policzkach. Samuel objął go mocniej i przysunął się bliżej. Złapał jego twarz w dłonie. Kciukami otarł jego łzy i nachylił się nad nim, a chwilę później pocałował go w czoło. Tom zacisnął powieki, spod których nieprzerwanie płynęły słone i godzące go w dumę łzy. Nie mógł przestać płakać. Chwycił mężczyznę za przód koszuli i trzymał go z całych sił, nieprzerwanie płacząc. Samuel pogłaskał po plecach swoją silną, męską dłonią. Trwali tak w niemal całkowitym milczeniu, przerywanym co raz szlochem Toma i innymi, dzikimi dźwiękami lasu.


~∞~

– W końcu jesteśmy! – krzyknął staruszek i zsiadł z wozu, podobnie jak reszta jego tymczasowych towarzyszy. Tom pierwszy raz w życiu widział Morze Szare. Był pod wrażeniem ogromnej, jakby niekończącej się przestrzeni, którą mieli pokonywać przez kilka najbliższych dni. Nigdy nie płynął tak wielkim statkiem i musiał przyznać, że trochę się stresował.
– Dziękujemy za wspólną podróż – odezwał się Tom, uśmiechając się delikatnie do staruszka. Ten pożegnał się z nimi krótko, tłumacząc, że czeka na inny statek. Każdy z nich doskonale wiedział, że żadnego innego nie będzie, bo ten był ostatni, ale Samuel kazał nie dopytywać o szczegóły. Nikt nie znał przyczyny jego decyzji, choć podejrzewali, że dziadek był poszukiwanym więźniem lub też dezerterem i sam przewiduje własny koniec. W dodatku na pewno nie było go stać na podróż statkiem. Nie zetknęli się jeszcze z nikim z watahy i Samuel tłumaczył to tym, że zapewne wypłynęli poprzednim rejsem. Ruszyli do portu, gdzie stało kilku z marynarzy i odbierało należność od kolejnych ludzi. Podeszli bliżej, zatrzymując się na końcu dosyć pokaźnej kolejki. Sporą częścią ludzi byli bogaci czarodzieje, którzy chcieli uciec z kraju ogarniętego wojną.
                W końcu nadeszła ich kolej. Zatrzymali się przed spoglądającymi na nich podejrzliwie marynarzami i zaczęli wypełniać formalności. Oczywiście najważniejszym punktem była spora zapłata za rejs. Samuel jednak nie śmiał narzekać, nie znał szybszego i bezpieczniejszego sposobu na powrót do domu.
                Weszli na pokład i znaleźli przeznaczone dla siebie kajuty, które dzielili z jakimiś mężczyznami. Przywitali ich krótko, przedstawili się i poszli, tak jak większość do kuchni, gdzie mieli otrzymać obiad. Na sporej zastawionej stołami sali było pełno ludzi. Wiele rodzin z dziećmi, bogatych arystokratów, a nawet rodzin książęcych zasiadało przy zastawionych stołach. Wszyscy tutaj byli bogaci, a warunki panujące na statku zapewne ich ogromnie dziwiły. Dla Toma jednak to była istna uczta i skłamałby, gdyby powiedział, że do ust nie naszła mu ślina na widok tych wszystkich pieczeni, kartofli i rozmaitych sałatek. Na każdym stole były też półmiski z zupami, koszyki z pieczywem i owocami, a nawet słodkie wypieki. Całą czwórką zajęli miejsca obok siebie i zaczęli jeść. Nagle Peter zażartował:
– Im chyba głód do dupy nie zajrzał, tak wybrzydzają – Logan zaśmiał się w głos, Samuel uśmiechnął pod nosem a Tom przyjrzał uważniej otaczającym go ludziom. Przerażała go ich postawa. Mężczyźni zerknęli na niego, zainteresowani, czemu nie zaśmiał się ze słów kompana. Kiedy dostrzegli jego poważną minę, sami się uspokoili i jeszcze raz rozejrzeli dookoła siebie. Milczeli przez dobrą chwilę, aż w końcu to blondyn pierwszy się odezwał:
– Oni przynajmniej mieli szansę przetrwać w Argentum. Wszyscy biedacy tam zostali, w najlepszym przypadku zginęli, albo wymrą z głodu, który tam wkrótce zapanuje. – Nikt tego nie skomentował, bo nawet nie było sensu. Tom miał rację i w zasadzie po namyśle każdy z nich doszedł do wniosku, że nie ma z czego żartować.
                Zbliżał się wieczór, kiedy wrócili do kajuty, by położyć się spać. Każdy wybrał sobie jedno z wolnych łóżek. Niemal od razu zasnęli, wyczerpani trudami podroży.

~∞~

                Już drugiego dnia rejsu wszyscy czterej byli wypoczęci i nabrali sił. Do tej pory nie wydarzyło się nic ciekawego. Ale tego wieczoru miała mieć miejsce grana zabawa, na którą Logan i Peter chcieli się wybrać, tłumacząc pokrętnie, że chętnie poznaliby jakieś interesujące damy. Samuel był średnio przekonany, podobnie jak Tom, który nie miał ochoty na świętowanie. Wciąż przeżywał stratę rodziców, jednak po rozmowie z Samuelem, a właściwie wypłakaniu mu się w ramię, czuł się nieco… lepiej. Może nie doskonale, ale nie miał już wrażenia kumulowania się wewnątrz wszystkich przerastających go emocji.
                Gdy zbliżała się dwudziesta, w ich pokoju nie został już nikt, poza Tomem, który umył się dużo wcześniej i miał zamiar przespać hałaśliwą i nakrapianą zabawę. Już niemal zasypiał, gdy obudził go chrzęst otwieranych drzwi. Zaciekawiony obejrzał się i zobaczył Samuela w luźnych spodniach, a także nowej, białej koszuli, którą zakupił na statku. Mężczyzna uśmiechnął się do niego lekko i zapalił jedną ze świec. Przez to w kajucie zrobiło się nieco jaśniej. Tom podniósł się do siadu i zapytał:
– Miałeś jeszcze ciepłą wodę? – Wilkołak odłożył swoje rzeczy na łóżko, które zajmował, po czym usiadł obok Toma i przykrył się kołdrą.
– Nie, widocznie zabrakło – odparł Samuel, po czym niespodziewanie kichnął. Tom przez przypadek zetknął się z jego stopą pod pościelą i aż krzyknął z zaskoczenia, czując, jak przeraźliwie jest zimna.
– Właśnie czuję – zaśmiał się, po czym dodał: – Nie rozchorujesz się od tego? – Mężczyzna spojrzał na niego niby urażony.
– Wątpisz w moją zahartowaną, wilczą odporność? – Tom zaśmiał się pod nosem, po czym odpowiedział w podobnym tonie:
– Proszę o wybaczenie. Zwyczajnie się o pana martwię. – Samuel zerknął na niego z wciąż poważnym wyrazem twarzy. Tym razem zmienił ton na jakby formalny, lecz zalatujący nieprofesjonalnym flirtem.
– Myślałem, że już przeszliśmy na ty. – Tom powstrzymał śmiech, choć z uśmiechem nie było tak łatwo. Samuel zapatrzył się na jego roześmiane oblicze i aż nie chciał odwracać wzroku. Ten młodzieniec w takim pogodnym wydaniu był o wiele bardziej atrakcyjny.
– Zawsze możemy zrobić to ponownie – odparł Tom, a gdy zorientował się jak dwuznacznie zabrzmiały jego słowa, zarumienił się lekko. Żenujące. Miał nadzieję, że przy tak beznadziejnych warunkach świetlnych nie było tego zanadto widać. Odchrząknął, widząc rozbawiony uśmiech Samuela, po czym dodał: – Jak mogę się do ciebie zwracać?
– Wszyscy przyjaciele mówią do mnie Sam. Ty też powinieneś. – Te słowa chwyciły Thomasa za serce, choć tak bardzo tego po sobie nie pokazał. Opanuj się – powtarzał sobie w duchu. Uśmiechnął się jedynie i odpowiedział, nadal nie wychodząc z roli:
– Zgodnie z życzeniem, Sam. – Milczeli przez chwilę, wpatrując się w płomień wypalającej się już świecy. Pozostała jej może jakaś godzina, jeśli nie mniej, do końca żywota. Samuel powiercił się przez chwilę pod pościelą, zapewne chcąc usiąść wygodniej. Oparł swoje kolano o udo blondyna i nie zabrał go.
– Otrzymałem dziś wiadomość od któregoś z pośredników generała Edwarda. Mam udać się do dworu Alexandra, pewnego wampira, który może przekazać nam istotne informacje na temat nowej taktyki czarodziejów. Owe zadanie wymaga pewnej dyskrecji, dlatego Peter i Logan wrócą do domu – wyjaśnił Samuel. Tom słuchał go uważnie, mając wrażenie, że mężczyzna jeszcze nie skończył. Nie pomylił się, bo po krótkiej przerwie wilkołak kontynuował: – Wiem jednak, że nie podołam temu zadaniu w pojedynkę. Alexander jest dość… specyficznym osobnikiem. Dlatego proszę cię o pomoc. Chcę, żebyś wyruszył do jego domu wraz ze mną – dokończył i spojrzał na blondyna wyczekująco. Ten zawahał się przez moment, ale właściwie… nie miał nic do stracenia.
– Powiedz mi tylko, kiedy wyruszamy – odparł i uśmiechnął się do mężczyzny, po czym szturchnął go lekko łokciem pod żebra. Samuel oddał mu i też się rozweselił. Nie chciał rozstawać się z tym chłopakiem. Był dla niego niczym promienie słońca po długich dniach ulewy. Potrzebował tego, tej odskoczni od smutnej rzeczywistości, i za nic w świecie nie chciał z niego zrezygnować.

5 komentarzy:

  1. Piszę na tablecie, mogą być błędy.
    Nie zauważyłam żadnej literówki, słodko, niech się zblożą bardziej, a tą pseudo narzecziną wykopią za brug.
    A może niech to Tom będzie narzeczonym? Błagam!
    Żegnam i weny życzę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękiiii za komentarz. :D Wszystko w swoim czasie. ;) Dzięki i wzajemnie. xd Ja, póki co, mam napad weny. :D

      Usuń
  2. Cudnie i co teraz, ten wampir nie brzmi trochę podejrzanie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brzmi kompletnie i totalnie podejrzanie! Ale czy to źle? :D

      Usuń
  3. Ahh, jak mi się szkoda zrobiło Toma tam w tym lesie. :c I z jednej strony miałam ochotę walnąć Sama, że nie daje mu spokoju, ale z drugiej strony dobrze zrobił, bo Tom mimo wszystko potrzebował kogoś obok. No a kto by się do tego lepiej nadawał jak nie on? :"D
    I ah! Kolejna wyprawa, tylko oni sami! Podoba mi się! Tylko pytanie jak długo, bo pewnie zaraz wampir wkroczy do akcji i tyle będzie z mojej radości. :x
    Ale widzę, że Sam coraz bardziej przekonuje się do Toma jako kogoś, kogo musi mieć obok, bardzo dobrze! :D Niech tylko jeszcze uświadomi sobie, że niepotrzebna mu narzeczona, bo chce tylko Toma i będzie już w ogóle idealnie. :3
    Rozdział ogólnie dość spokojny, ale to dobrze, po tym co się wydarzyło w poprzednich i, jak przypuszczam, przed tym co czeka w kolejnych. Jestem ciekawa co też wyniknie z tego spotkania z wampirem Alexandrem!
    Pozdrawiam i życzę dużo weny! :)

    OdpowiedzUsuń