poniedziałek, 15 czerwca 2015

Niewiedza jest błogosławieństwem

Rozdział 15


William spodziewał się wszystkiego po słowach kobiety. Że Feliks zacznie zaprzeczać, że wyjdą oburzeni, że przynajmniej się grzecznie nie zgodzą i wyrażą swoją opinię w tej kwestii. Kiedy spojrzał na miny mężczyzn właśnie tego się spodziewał. Jednak na pewno nie tego, że podziękują jej za pomoc! Był zdrowo wstrząśnięty tym, co usłyszał. Ryan wampirem! Też coś. Za nic w świecie, by w to nie uwierzył, gdyby po powrocie do Midis nie rozpoczął na ten temat rozmowy z Feliksem.
– Chyba jej nie wierzysz? Przecież to nieprawdopodobne! Znam Ryana od dziecka! Nie może być wampirem! – Niemal krzyczał, zdrowo wzburzony. Dodatkowo irytował go fakt, że Feliks na pierwszy rzut oka miał odmienne zdanie.
– Obawiam się, Willy, że wręcz przeciwnie. To najbardziej prawdopodobne – nie patrzył na niego. Wpatrywał się w okno, obserwując zbierające się chmury. Will stał obok niego w jego gabinecie i słuchał go z rosnącym poirytowaniem.
– Ale Feliks! Zawsze podkreślałeś, że jest zwyczajny. Mogłeś się aż tak pomylić? – Czarodziej wciąż na niego nie patrzył. Gdyby mu nie odpowiadał, William pomyślałby, że jest głęboko zamyślony.
– Najwidoczniej tak – po chwili ciszy oderwał spojrzenie od okna i przeniósł je na księcia. – Posłuchaj, naprawdę nad tym myślałem. To ma sens. Taka rzecz nie pojawia się byle gdzie. Ale nawet pomijając kwestię wazy, Ryan faktycznie jest odporny na ofensywną magię. Ma tyle lat, co zaginiony książę i nawet jego imię jest w pewnym sensie podobne – chłopak spojrzał na mężczyznę pytająco, nie bardzo rozumiejąc, co ma na myśli.
– W jakim sensie podobne? – Feliks zawahał się przez chwilę, ale w końcu odpowiedział:
– Księciu nadano imię Nair – Will uniósł jedną brew w pobłażliwym geście, nie bardzo doszukując się w nich podobieństwa. – Od tyłu w wymowie brzmi dokładnie tak samo.  Możesz nie wierzyć, ale często tak się robi z książętami, chcąc ukryć ich tożsamość, ale jednocześnie mając jakikolwiek ślad, że są dziedzicami – William prychnął, jednak nie miało to wiele wspólnego z rozbawieniem.
– Wiesz to z autopsji, książę Feliksie? – Kpina w jego głosie była niemal namacalna. Feliks rzucił mu ostrzejsze spojrzenie i tylko pokręcił głową. – Swoją drogą, dlaczego mi nie powiedziałeś?
– Bo to nieistotne. Poza tym nie pytałeś, to po co miałem w ogóle z tym wyskakiwać? – Zapytał, już lekko zdenerwowany. Wszystko się komplikowało, a dodatkowo William był coraz bardziej nieznośny.
– No, nie wiem, może po to, żebym miał świadomość, że jest obok mnie ktoś w podobnej sytuacji i może mnie choć trochę rozumieć? – Zapytał, coraz bardziej zdenerwowany. Feliks założył ręce o ramiona i spojrzał na niego już bez chowania jakichkolwiek odczuć, a William dostrzegł, że jest równie, jeśli nie bardziej wkurzony, jak on.
– Nie jesteśmy w podobnej sytuacji – warknął i wyminął chłopaka, ruszając w stronę biurka. Wziął do ręki pergamin i usiadł przy blacie, po czym zaczął maczać pióro w kałamarzu. Zdążył napisać kilka słów, gdy usłyszał niepewne i dużo spokojniejsze słowa.
– Jak to? – Nie miał pojęcia, czemu jest taki zły. Odetchnął, chcąc się uspokoić, ale niewiele to dało. Spojrzał zirytowany na chłopaka i odpowiedział przez zaciśnięte zęby.
– Bo mnie wydziedziczono – chłopak spojrzał na niego zdziwiony i przez dłuższą chwilę nie odpowiadał. W tym czasie Feliks kontynuował pisanie. Will nie bardzo wiedział, co zrobić, choć na usta cisnęło mu się kilka pytań, jednak nie chciał przeciągać struny. Stał w miejscu, odrobinę skołowany. W końcu bez słowa opuścił jego gabinet i poszedł do siebie. Od razu usiadł przy stole, chcąc zabrać się za kolejny rozdział książki, którą wcześniej czytał. Czytał kolejne słowa, zdania, akapity, ale nic z tego nie rozumiał, bo wciąż myślał nad słowami Vivienne i Feliksa. W końcu skapitulował i przeszedł przez cały pokój zmierzając do łóżka. Zwalił się na nie i przetarł twarz dłonią, wzdychając przy tym głośno. Nie był w stanie tego ogarnąć. Marzył, żeby w końcu wszystko zaczęło się układać, ale jak na razie zdążyło się tylko bardziej skomplikować. Przymknął oczy, wcześniej zauważając, że w pokoju zapanował już półmrok. Nie chciało mu się zapalać świec. W ogóle tęsknił za elektrycznością. Zrobiło mu się chłodno, więc naciągnął na siebie kołdrę, wcześniej zsuwając buty z nóg. Po chwili się rozgrzał i zrobiło mu się dużo milej, przyjemnie ciepło i wygodnie. Leżał wtulony w poduszkę, oddychał spokojnie i nawet nie spostrzegł się, kiedy zasnął.
Dawno nie miał snów. Bariery Feliksa skutecznie je od niego odgradzały. Tym razem jednak śnił. I były to sny przyjemne, miłe… Takie, jakich nie miał od bardzo dawna. Śnili mu się rodzice, ci, którzy go wychowali. Robili razem porządki w ogrodzie, żartowali i pomagali sobie nawzajem. Po chwili przyszedł Ryan, a William przerwał podlewanie roślin i wszedł razem z przyjacielem do domu. Śmiali się z czegoś po drodze do jego pokoju, popychali się nawzajem na schodach, jednak niegroźnie. William poszedł do łazienki i umył ręce, a kiedy wrócił do pokoju zastał przyjaciela, który wyciągnął się na jego łóżku i leżał z błogą miną, przeciągając się. Gdy dostrzegł Williama rzucił mu delikatny uśmiech i zawołał go gestem dłoni do siebie. Chłopak podszedł do niego i usiadł na brzegu łóżka, przyglądając mu się, rozbawiony. Ryan złapał go za rękę i chciał przyciągnąć do siebie, ale, wtedy Will zaprotestował
– Ale… Rodzice – spiął się trochę i spojrzał na przyjaciela błagalnie, jednak ten ani myślał sobie odpuścić. Sam uniósł się do siadu i chwycił Williama za szyję, przyciągając go do leniwego pocałunku. Chłopak przez chwilę się opierał, ale w końcu oddał pocałunek, czując przyjemne ciepło rozlewające się mu w podbrzuszu.
Obudził go dźwięk otwieranych drzwi. Uchylił niechętnie powieki, mając jeszcze w pamięci smak ust Ryana. Oblizał się mimowolnie, ale uczucie zaraz zniknęło, a on westchnął, zawiedziony. Podniósł się do siadu i obejrzał w stronę drzwi, a dostrzegł w nich Lolę.
– Śpisz? – Usłyszał ciche pytanie dziewczyny. Podrapał się po karku i odpowiedział zaspanym głosem.
– Nie… – zobaczył, że dziewczyna idzie w jego stronę z tacką w rękach. Kiedy dotarła do łóżka odstawiła ją na szafkę obok. Wyprostowała się i popatrzyła na chłopaka, który podziękował jej cicho i wpatrywał się w nią niepewnie. Ona sama westchnęła lekko i zapytała:
– Źle się czujesz? Rzadko śpisz w ciągu dnia. – William pokręcił głową z delikatnym uśmiechem. Zapalił świece w pokoju, gdyż zrobiło się już zupełnie ciemno od czasu, kiedy zasnął. Gdy pokój rozjaśnił blask płomienia, dostrzegł dziewczynę wyraźniej. Miała trochę zaczerwienione oczy. Chłopak przyjrzał się jej uważniej i zapytał niepewnie:
– Płakałaś? – Dziewczyna drgnęła na jego pytanie i odwróciła od niego wzrok, wbijając go w swoje buty. Potaknęła powoli głową i siąknęła nosem. Po chwili usiadła na łóżku obok Williama i wtuliła się w niego gwałtownie ze szlochem. Chłopak objął ją ciasno ramionami, coraz bardziej się niepokojąc o przyjaciółkę. – Co się stało? – Dziewczyna nie odpowiedziała mu od razu, zanosząc się płaczem i ściskając go kurczowo za koszulę. Wcisnęła twarz w jego szyję, nie mogąc się uspokoić. Po kilku minutach wzięła głębszy oddech i odsunęła się od chłopaka nieco, wciąż nie patrząc mu w oczy.
– Lola, powiesz, o co… czemu płaczesz? – Sam był coraz bardziej zdenerwowany i chciał dowiedzieć się, co było przyczyną stanu dziewczyny. Głaskał ją delikatnie po plecach, chcąc tym dodatkowo uspokoić.
– Pokłóciłam się z Elarenem – ledwo wydukała i znów szarpnął nią kolejny szloch. Chłopak otarł jej łzy z policzka swoją dłonią i po chwili złapał ją za podbródek, by nakierować jej twarz na swoją własną. Lola w końcu na niego spojrzała. Usta widocznie jej drżały a z oczu toczyły się kolejne łzy. Jednak była już trochę spokojniejsza i w końcu zaczęła mówić. – Szłam korytarzem i minęłam się z Michaelem i Dymitrem. Zapytałam, czy wiedzą, gdzie poszedł Elaren. Oni się widocznie zdziwili i powiedzieli, że nie mają pojęcia, bo nie było go z wami – William potaknął, potwierdzając słowa wampirów. – Trochę mnie to zdziwiło, bo powiedział mi, że będzie wam towarzyszył. Więc postanowiłam go poszukać. Poszłam do jego pokoju i siedział tam z przyjaciółmi – przerwała na moment, biorąc głębszy oddech. Kiedy zaczęła mówić dalej, głos widocznie się jej załamał. – A przy nim siedziała ta cała Loris, jego narzeczona, którą ojciec dla niego wybrał i kazał w przyszłości się z nią ożenić! W dodatku ona się do niego łasiła, uśmiechała, chichotała. A on był równie zadowolony. Dopiero w chwili, kiedy mnie zobaczył poderwał się z miejsca jak poparzony i podbiegł do mnie, zaczynając się tłumaczyć. Od razu wyszłam z pokoju, bo wszyscy się na nas gapili, ale on poszedł za mną, pijany, ledwo stał na nogach, jąkał się… I zaczął bredzić, że nie chcę spędzać czasu z jego przyjaciółmi, że ciągle robie mu jakieś wymówki! A przecież jest dokładnie na odwrót! I to mu właśnie wykrzyczałam, że to on ma mnie w dupie i woli spędzać czas z swoją przyszłą żoną, niż z kimś, kogo jak twierdzi, kocha. I wtedy poszłam zdenerwowana do siebie i nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Płakałam chyba z godzinę przez tego drania, potem przyszedł Feliks i poprosił, żebym zaniosła ci obiad. Powiedział mi o Ryanie, o waszych podejrzeniach… Wszystko robi się coraz bardziej poplątane, coraz trudniejsze, Will! Już po prostu nie mam siły! Co będzie wtedy, gdy będziemy musieli zmierzyć się z demonami?! Co się stanie, gdy ktoś zginie, będzie ciężko ranny?! – Zakryła twarz dłońmi i załkała cicho, trzęsąc się na nowo. Była bardzo zdenerwowana. William pociągnął ją za sobą i położył się z nią na łóżku. Lola wtuliła się w niego, cały czas płacząc. Nic nie mówił, bo nie wiedział, co mógłby jej powiedzieć. Głaskał ją tylko po plecach. Kiedy przestała płakać i względnie się uspokoiła, odezwał się cicho.
– Porozmawiam z nim jutro – dziewczyna mruknęła cicho i chyba po chwili zasnęła. William długo wpatrywał się w ciemność, próbując zrozumieć, co się z wszystkimi wokół działo. W końcu i jego zmorzył sen.


***


– Jakie podobają ci się dziewczyny? – Zapytał Patrick Ryana. Była sobota i zdążył już przestać odczuwać skutki poniedziałkowego seksu z Claudiusem, ale nadal wspominał to bardzo dobrze. Ryan spojrzał na niego zaskoczony tym pytaniem. Czyżby Patrick nie wiedział o nim i Williamie? Czy pyta tylko po to, żeby dowiedzieć się czegoś więcej? W końcu jednak postanowił odpowiedzieć bardzo ogólnikowo, mając na celu wybadanie intencji Patricka.
– Różne – książę spojrzał na niego raczej niezbyt zadowolony zdawkową odpowiedzią. Nie miał jednak zamiaru odpuścić.
– Mógłbyś się bardziej rozwinąć. Nie pogardzę dokładniejszym opisem – spacerowali po ogrodzie, grubo ubrani i szczelnie opatuleni szalikami. Robiło się coraz zimniej, od kilku dni padał śnieg. Mimo białej warstwy, która przykryła wszystkie kwiaty i krzewy, ogród przy zamku naprawdę był niesamowity. Najpiękniejsze były rzeźby i ogromna fontanna, która teraz opróżniona z wody straciła nieco uroku, ale i tak robiła na Ryanie spore wrażenie. Zastanawiał się, jak ten ogród wygląda latem…
– Nie mam określonego gustu – powiedział, rzucając Patrickowi delikatny uśmiech. Książę westchnął, nieco zawiedziony. Po chwili jednak zapytał ponownie:
– A, jeśli chodzi o mężczyzn? – Ryan aż przystanął na moment, wpatrując się w niego z zdziwieniem. Więc jednak wiedział… Przyglądał mu się uważnie ze względnym spokojem, zastanawiając się, co odpowiedzieć. W końcu jednak postanowił być szczery.
– Lubię brunetów. – Patrick prychnął z rozbawieniem, słysząc ten jakże barwny i ciekawy opis. Nie mógł też posunąć się do lekkiej uszczypliwości, kiedy odpowiedział:
– Zapewne, jeszcze wysoko urodzonych? – Ryan lekko się spłoszył, jednak widząc wyraz rozbawienia na twarzy chłopaka, sam uśmiechnął się bokiem ust i pochylił do niego nieznacznie, odpowiadając zaczepnie:
– Skąd wiedziałeś? – Nie ma to jak jawny flirt na świeżym powietrzu… I jak ogromna była jego satysfakcja, gdy udało mu się dostrzec zakłopotanie księcia, wie tylko on sam. Patrick, by ukryć swoje zażenowanie, ruszył przed siebie w stronę zamku. Nie odpowiedział też Ryanowi, po prostu nie miał pomysłu, co mógłby powiedzieć. Kiedy weszli do zamku, poinformował tylko chłopaka, że ma teraz naradę i nie będzie miał już dla niego dzisiaj czasu. Rozstali się na piętrze, ruszając w kierunku swoich pokoi. Patrick przebrał się, wypił gorącą herbatę i zszedł na dół w poszukiwaniu Claudiusa. Dostrzegł go przed salą obrad w obstawie swoich głównych poruczników. Podszedł niespiesznie do grupki mężczyzn i przywitał się z nimi, oczekując na resztę rady i samego króla. Po chwili, gdy wszyscy się zjawili, weszli do sali obrad, zajmując swoje miejsca. Patrick dostrzegł, że jego wuj kulał jeszcze bardziej, niż kilka dni temu. Musiał przyznać, że zdrowo go to zaniepokoiło. Dodatkowo był widocznie zmęczony, miał szkliste spojrzenie i poszarzałą skórę.
Zebranie nie trwało dłużej, niż zwykle, czyli jakieś dwie godziny. Omówili kilka spraw dotyczących finansów, podatków ludności, która mieszkała w mieście. Podjęli również temat balu, który miał się odbyć już niedługo. Jak co roku, wstępne przygotowania zostały wcześniej podjęte, jednak w tym roku skarb państwa dodatkowo się uszczuplił. Ostatecznie postanowiono wydać mniej pieniędzy, choć nie wszyscy wyrażali zadowolenie z takiego obrotu sprawy. Zwłaszcza Otylia, która uważała to za zniewagę dla wszystkich zaproszonych gości z innych królestw. Innej opcji nie było, więc takie rozwiązanie przyjął ostatecznie Victor. Później narada oficjalnie się skończyła i wszyscy wrócili do swoich zajęć. Patrick jednak miał zamiar przeszkodzić Claudiusowi w planach i zaciągnąć go do komnaty. Gdy tylko wyszli z sali obrad, już miał podejść do mężczyzny, ale wtedy zobaczył, że ten rusza z Victorem do pokoi króla. Nieco zaskoczony i wiedziony ciekawością poszedł za nimi, jednak na tyle dyskretnie, by go nie zauważyli. Kiedy mężczyźni dotarli do komnaty władcy, Claude przez przypadek nie domknął drzwi, które tylko odbiły się bezgłośnie i od razu nieco uchyliły. Patrick niewiele widział, ale, za to słyszał wszystko doskonale.
– Nie zostało mi zbyt wiele czasu, Claude. – książę zmarszczył brwi, kompletnie nic nie rozumiejąc. – Za nic nie pozwól zasiąść Patrickowi na tronie. – Patrick wytrzeszczył oczy i aż zasłonił usta dłonią, nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszał. Oparł się o ścianę obok drzwi, bo czuł, jak zrobiło mu się słabo.
O co w ogóle chodziło?
– Nie dopuszczę do tego, Wasza Wysokość. Obydwu nam zależy na rozwiązaniu tego problemu.
– On nigdy nie będzie dostatecznie nasycony… Będzie pragnął więcej i więcej…
– Mówiłem ci Panie, to go zgubi – odezwał się Claude. – Nie możesz się teraz poddać, Panie. Musimy z nim walczyć. Kiedy go pokonamy, odzyskasz spokój, masz moje słowo, mój królu – Patrick oddychał coraz bardziej nerwowo. Głosy z wnętrza komnaty były nieco stłumione, ale i tak wszystko rozumiał zbyt dobrze. A właściwie nie rozumiał w ogóle.
– Jeśli… Jeśli się nie uda. Niech tron obejmie William. Oddaj mu władzę, on i tak przejmie nad nim kontrolę. Tylko nie pozwól skrzywdzić Patricka. Przysięgnij Claudiusu, że do tego nie dopuścisz! – Patrick słyszał tylko ciszę. Przez chwilę nie dotarło do niego zupełnie nic, dopiero po kilkunastu sekundach usłyszał spokojne słowa Clauda.
– Przysięgam, Wasza Wysokość – oddychał głęboko, czując, jak robi mu się coraz słabiej z emocji. Stał chwilę przy ścianie, słysząc jeszcze słowa Victora o tym, że musi się położyć. I jednak o chwilę za długo, bo ledwie odepchnął się od ściany, a z komnaty króla wyszedł Claude. Spojrzał zszokowany na Patricka i zbliżył się do niego gwałtownie. Chłopak wpatrywał się w niego z napięciem i strachem wymalowanym na twarzy.
– Idź do swojego pokoju. Później porozmawiamy – I Patrick poszedł. Niewiele nawet pamiętał z tego, jak wracał do siebie. Czuł się dziwnie otępiały, przygnieciony emocjami, informacjami, wszystkim tym, co usłyszał i co czuł przez słowa wuja i Claudiusa. Gdy tylko wszedł do swojego pokoju usiadł na najbliższym krześle i złapał się za głowę, wsuwając palce we włosy. Czuł zbierające się pod powiekami łzy. Był tak cholernie przerażony. Z trudem łapał powietrze, niemal dławił się własnymi łzami. Otarł szybko twarz, biorąc głębszy oddech i wstał na chwiejnych nogach. Przeszedł powoli do łazienki i ruszył w stronę zlewu. Odkręcił wodę od razu przemywając nią zaczerwienioną twarz. Gdy skończył oparł dłonie o krawędź umywalki i spojrzał w zawieszone nad nią lustro. Czy cokolwiek zrozumiał z tego, co usłyszał? Tak, jednak niewiele. Ale to, co zrozumiał było wystarczająco jasne i znaczące, by móc podejrzewać, że zagraża im coś potężniejszego od kogokolwiek, kogo sam znał. I wiedział, że może zagrażać też jemu. Victor coraz gorzej się czuł, było to widać gołymi oczyma, w dodatku jego słowa, że nie ma zbyt wiele czasu… To wszystko sprawiało, że czuł ogromny ból kumulujący mu się w trzewiach. To był strach. Istne przerażenie.
Usłyszał kroki za drzwiami i napiął się cały, zerkając niepewnie na drzwi. Po kilku sekundach te widocznie zbliżyły się do łazienki, a drzwi momentalnie otworzyły się i stanął w nich wściekły Claude. Przesunął się nieco na bok i gwałtownym gestem dłoni wskazał mu wnętrze sypialni. Chłopak potulnie przeszedł obok niego, niemal biegiem. Mężczyzna trzasnął drzwiami i podszedł do chłopaka, mocno łapiąc go za ramiona i odwracając w swoją stronę.
– Usiądź i mnie posłuchaj, do cholery! – Warknął rozłoszczony Claude, próbując przemówić do rozsądku roztrzęsionemu Patrickowi, który niemal rzucał się po komnacie, za wszelką cenę próbując uniknąć jakiegokolwiek kontaktu z mężczyzną. Claudius zaczął tracić cierpliwość. Podszedł do chłopaka gwałtownie i złapał go mocno za ramiona, chcąc, choć przez chwilę utrzymać w miejscu. Książę spojrzał na niego nadal wilgotnym wzrokiem.
– Okłamywaliście mnie. Ty najbardziej! Nawet słowem nie pisnąłeś przez cały ten czas! – krzyczał, mocno rozgoryczony. Odepchnął od siebie mężczyznę i odwrócił się na pięcie, zmierzając do drugiej części komnaty, która nie pełniła już funkcji sypialni. Claude ruszył za nim, chcąc go uspokoić. Nie mógł pozwolić, by chłopak cokolwiek wyjawił. Sprawa była niezwykle delikatna i tak bardzo niefortunne było to, że książę się dowiedział.
– Patrick, weź się w garść i zacznij mnie słuchać, bo nie ręczę za siebie! Tu nie ma miejsca na twoje wieczne histerie! – warknął Claude, ponownie łapiąc chłopaka za ramię i odwracając w swoją stronę. Ten zaś mu się wyrwał i prychnął, zdrowo wkurzony. Wyminął mężczyznę i już miał wyjść z komnaty, kiedy ten pojawił się przed nim w błyskawicznym tempie i zagrodził mu drogę. Patrick cofnął się, zdezorientowany. Claude złapał go za rękę i posadził na kanapie, siadając obok niego. Gdyby nie to, że przytrzymywał księcia, ten już dawno poderwałby się z miejsca z zamiarem opuszczenia pokoju. Czuł w sobie takie pokłady złości, że nie wiedział jak sobie z nimi poradzić.
– I co mi powiesz, hm? Że to była tajemnica, nikt się nie mógł dowiedzieć… Właśnie to chcesz mi powiedzieć?! – wykrzyczał, patrząc na kochanka z furią w oczach. Miał ochotę czymś w niego rzucić. Niestety, nie miał nic pod ręką. Claude odetchnął, samemu czując rosnące w nim poirytowanie. W końcu wydusił z siebie nieco spokojniejszym tonem, choć on sam wie, ile go to kosztowało.
– A co sobie myślisz? Że to sprawa, o której można rozpowiadać na prawo i lewo? – książę nie patrzył na niego, tylko z zaciśniętymi zębami patrzył przed siebie. Złość z niego w najmniejszym nawet stopniu nie schodziła. Nie zaszczycając mężczyzny nawet jednym spojrzeniem odpowiedział już bez krzyku:
– To sprawa ogromnej wagi i jako książę mam prawo wiedzieć o takich rzeczach. – Claude parsknął, choć z rozbawieniem niewiele to miało wspólnego. Patrick rzucił mu groźne spojrzenie i tym razem nie odrywał od niego spojrzenia, chcąc usłyszeć od mężczyzny jakąś logiczną odpowiedź.
– Wierz lub nie, ale zamierzałem ci powiedzieć. Z resztą lepiej powiedz, co zdołałeś podsłuchać. – chłopak rzucił mu niechętne spojrzenie. Poprawił się na swoim miejscu, po czym odpowiedział stanowczo.
– Nie. Ty mi powiedz o całej sprawie, należą mi się dokładne wyjaśnienia. – mężczyzna rzucił mu zniechęcone spojrzenie, ale po chwili zastanawiania się, co powinien zrobić, uznał, że w tej sytuacji nie było sensu zwlekać. Odetchnął ciężko i oparł się o miękką kanapę, po czym zaczął mówić.
– Zapewne, znasz legendę o klątwie, którą zrozpaczona Rebecca rzuciła na twojego przodka, Corneliusa. – Patrick potaknął, nie spuszczając wzroku z mężczyzny. Ten również na niego patrzył. – Cornel był bardzo niesfornym dzieckiem, jego ojciec, król Joseph III, często miał z nim spore problemy, gdy ten był mały. Niestety, był jedynym dziedzicem i król nie miał wyjścia, musiał posadzić swojego nieposłusznego syna na tronie. Mimo swoich wiecznych wybryków Cornelius wraz z wiekiem posiadł świadomość swojego pochodzenia i tego, jaką w przyszłości będzie pełnił funkcję. Wciąż bywał niepoprawny i nieustępliwy w swoich decyzjach, które niemal na każdym kroku negował jego ojciec. Mimo wszystko czas mijał, a król odetchnął, widząc, że jego syn nabiera przynajmniej odrobinę dojrzałości. Nie cieszył się jednak długo, bowiem Cornel poznał pewnego, młodego chłopca, księcia krainy Alimartis, panicza Feliksa. Obaj się w sobie zakochali, spotykali się, a król doskonale o tym wiedział. I patrzył na to wszystko z przymrużeniem oka, tak jak od dłuższego czasu na wszelkie pomysły syna. Pewnego dnia król otrzymał list od pewnego możnego wróża. Mężczyzna zaproponował królowi swoją córkę, jako kandydatkę na żonę dla młodego księcia, przyszłego króla Sarihmas. Joseph oczywiście się zgodził, zachwycony pozycją, majątkiem i urodą wróżki. Przekazał synowi wieść o swoich planach, na co ten nie zareagował zbyt dobrze. Odmówił poślubienia dziewczyny i uciekł z zamku. Wrócił po kilku dniach i zastał w domu ojca przyjmującego gości. Król na jego widok niezmiernie się ucieszył, będąc pewnym, że Cornel zmienił zdanie. Kazał chłopakowi przygotować się, umyć i przebrać. Syn posłuchał go, po czym przyszedł do komnaty, w której przebywał ojciec wraz z gośćmi. Wtedy poznał Rebecce, która miała zostać jego żoną. Była naprawdę piękną dziewczyną, jednak Cornel nie był nią zainteresowany. Po długich rozmowach z ojcem zgodził się z nią spotykać, wiedząc, że nie ucieknie przed odpowiedzialnością zostania w przyszłości mężem i ojcem. Odwiedzał Rebecce, także i ona przyjeżdżała do niego, by mogli lepiej się poznać. Cornelius ukrywał przed nią fakt, że kochał innego mężczyznę. Nieświadoma niczego dziewczyna pokochała go całym sercem, szczerze nim zauroczona. I Cornel doskonale to widział, nie wychodził z roli dżentelmena. Pewnego dnia prawda wyszła na jaw. Wraz z księciem Feliksem spędzał noc w swojej komnacie, nie zdając sobie sprawy, że Rebecca odwiedziła zamek. Nieszczęśliwie nastała ich w jednoznacznej sytuacji i zrozpaczona wróciła od razu do domu. Król Joseph był oburzony lekkomyślnością syna, wyrzucił Feliksa z zamku a syna surowo ukarał. Cornel go przepraszał, zdawał sobie sprawę, do czego doprowadził. Jednak to nie był koniec problemów. Zrozpaczony książę wymknął się z swojej komnaty i udał do miasta, by zobaczyć się z ukochanym. Udali się razem do gęstego lasu i spotkali tam Rebeccę. Dziewczyna wyglądała przerażająco, miała podartą suknię, zaszklone oczy i rozburzone włosy. Chłopcy zatrzymali się w miejscu szczerze zaniepokojeni jej widokiem. Dziewczyna zaczęła wyrzucać księciu, że ten ją oszukał, chciał wykorzystać. Zbliżyła się do Cornela gwałtownie, a kiedy Feliks zastąpił jej drogę, dziewczyna z nadzwyczajną siłą odepchnęła go i niemal pozbawiła życia. Młody czarodziej dzięki swojej magii uszedł z życiem, jednak nie zdążył zbliżyć się do ukochanego. Po chwili rozbłysło oślepiające światło, a magia, która trafiła w Corneliusa była nieprawdopodobnie potężna. Dziewczyna rzuciła na niego klątwę, której słowa na pewno doskonale pamiętasz. – Patrick spojrzał na niego z zmarszczonymi brwiami.
– Tak. Jednak nie bardzo rozumiem, do czego zmierzasz. Przecież to tylko legenda. – Mężczyzna rzucił mu dziwne spojrzenie. Nieco kpiące, ale też odrobinę… smutne. Odsunął zbłąkane pasemku z czoła Patricka, jednak ten automatycznie się odsunął z krzywą miną. Claude zabrał rękę z stłumionym westchnieniem.
– Wszystko wskazuje na to, że jednak nie. – powiedział z sztucznym uśmiechem. Patrick spojrzał na kochanka z niedowierzeniem.
– Chyba sobie żartujesz! Nie ma na to żadnych dowodów! – krzyknął, wzburzony. Od razu wstał z miejsca i ruszył przed siebie w stronę balkonu. Otworzył drzwi na oścież i wyszedł, nie przejmując się przeraźliwym zimnem z zewnątrz. Śnieg padał jeszcze mocniej, niż rano. Claude wyszedł za nim. Skrzywił się na uczucie chłodu z zewnątrz.
– Kiedy twój ojciec zmarł, Victor nie miał pojęcia w co się pakuje, gdy zasiadł na tronie. Już wkrótce zaczął miewać koszmary, dręczyły go częste bóle głowy. Po jakimś czasie Lorcan, władca Podziemia wysłał mnie tutaj, bym mógł kontrolować sytuacje i zarządzać demonami, które karmiły się duszami mieszańców. Nie przewidział, że będę miał nieco odmienne plany. – Patrick spojrzał na niego, zdziwiony.
– Przecież to właśnie robiłeś, przez cały ten czas. – Claude przytaknął niechętnie głową.
– Nie było innej możliwości, Lorcan tego ode mnie oczekiwał. Ale wkrótce wszystko się zmieni. – Patrick spojrzał na niego kompletnie oszołomiony.
– Nadal nic nie rozumiem. Przecież to mój ojciec zaczął mordować mieszańców. To była jego obsesja, wuj zawsze podzielał jego poglądy. – Claude wiedział, że ciężko będzie mu wszystko wyjaśnić. Dlatego planował rozstrzygnąć to nieco, inaczej. Czuł rosnące zniecierpliwienie.
– Skąd możesz to wiedzieć? Miałeś niespełna 3 lata, kiedy król James umarł. Twój wuj włada krainą od 17 lat. Nie wiesz, jaki był wcześniej. Poza tym twój ojciec zaczął mordować mieszańców dopiero po jakimś okresie swojego rządzenia. Dokładnie niedługo po swoim ślubie z twoją macochą, a matką twojego młodszego brata, Williama. – wyjaśnił. Książę miał coraz bardziej zdezorientowaną minę. Był widocznie zagubiony.
– A jaki to ma związek? – Zapytał. Claude złapał go za ramię i zaciągnął do środka, nie mogąc już znieść zimna. Zatrzasnął szybko drzwi od balkonu, przez które napływał mroźny wiatr. Przeszedł go nieprzyjemny dreszcz. Usiadł przy kominku i zaczął pocierać dłonie, które zdążyły zmarznąć. Patrick stał kawałek od niego i udawał, że zimno nie zrobiło na nim żadnego wrażenia, choć ręce zdążyły mu skostnieć a policzki zróżowieć od mrozu. Claudius w końcu odwrócił się w jego stronę i zbliżył nieco. Patrick stał z założonymi na piersi rękami i nadal miał naburmuszoną minę.
– Z twoją matką ożenił się, bo tak kazał mu ojciec. Ale Isabel… Była jego miłością. I nie mógł znieść tego, że ona go nie kocha. Udał się do Podziemia, chcąc prosić o pomoc Lorcana. Chciał, by ten złamał klątwę. I ten przeklęty oszust się zgodził, ale postawił warunki. Powiedział, że chce mieć kontrolę nad jego snami i snem wszystkich jego potomków, którzy będą mieli objąć w przyszłości tron. James się zgodził, zdesperowany. Spisali umowę, a było w niej wspomniane, że klątwa Rebecc będzie nieaktywna do jego śmierci. Król James o tym nie wiedział i podpisał umowę. Przez niemal rok wszystko się układało. Isabel zbliżyła się do niego, zaszła z nim w ciążę. Gdy była już bliska rozwiązania, twój ojciec zaczął się dziwnie zachowywać. Zaczął miewać okropne koszmary, bóle głowy, napady złości. Pewnego razu nakazał zebranie istot i ludzi, którzy nie byli czystej krwi. Niczego nieświadomi zebrali się w zamku, a głodne demony pożarły ich dusze i pozbawiły życia. Przerażona królowa obawiała się, że pewnego dnia James odkryje prawdę, że ona sama jest półkrwi aniołem. Dlatego, gdy tylko urodziła Williama, wysłała go na Ziemię a sama nie uszła z życiem. Twój ojciec nie mógł poradzić sobie z jej śmiercią. W końcu sam umarł, a na tronie zasiadł Victor. I niedługo i on zaczął mieć podobne problemy, jednak dużo bardziej ograniczone, bo nie był potomkiem twojego ojca. Lorcan nie słyszy jego myśli. Nie ma nad nim pełnej władzy. Jednak przez te wszystkie lata zdołał go na tyle wycieńczyć, że Victor… On ciągle powtarza, że nie zostało mu wiele czasu. Lorcanowi udało się zasiać w nim przekonanie, że jeśli nie będzie oddawał ludzi na żer dla jego sług Podziemia, to cały naród Sarihmas zginie za sprawą demonów i jest to trochę prawdopodobne, bo nie do końca znamy wszystkie warunki umowy, jakie podpisał James. – dokończył i odetchnął. Trochę zaschło mu w ustach. Patrik wpatrywał się w niego z przerażeniem, nie mogąc pozbierać się z tymi wszystkimi informacjami, jakie do niego napłynęły. Wszystko, w co wierzył, każde słowo, które usłyszał. To w ogóle nie była prawda. Przynajmniej w znacznej części, niektóre kwestie się ze sobą łączyły i uzupełniały, tworząc spójną całość, której Patrick nigdy dotąd nie był w stanie dostrzec.
– I co teraz będzie? – zapytał drżącym głosem książę. Wpatrywał się w mężczyznę z strachem wymalowanym na twarzy, wyglądał jak małe, nic nierozumiejące dziecko. Kochanek uśmiechnął się do niego delikatnie jak na siebie i pogłaskał go po policzku. Patrick nie odsunął się. W tamtej chwili mimo złości, jaką czuł do mężczyzny, pragnął się w niego wtulić i uspokoić jego bliskością. Nie ruszył się jednak z miejsca i nadal wpatrywał z Clauda, oczekując od niego odpowiedzi. Mężczyzna przełknął ślinę, wziął głębszy oddech i odpowiedział z krzywą miną.
– Jedyne, co możemy zrobić, to spróbować zabić Lorcana – Patrick zrobił większe oczy i aż uchylił usta w zdziwieniu.
– Nie mówisz poważnie, prawda? – zapytał drżącym z napięcia głosem. Claude zmarszczył lekko brwi na znak lekkiego zirytowania.
– Wyglądam, jakbym żartował? – Patrick mało przytomnie pokiwał przecząco głową. Błądził zaszklonym spojrzeniem po pomieszczeniu raczej bez większego celu, starając się zebrać w sobie siłę na jakiekolwiek słowa. Potrząsnął głową i z bolesną miną spojrzał na Claudiusa. Złapał go za rękę i wydusił z siebie ciche słowa.
– Musi być jakiś inny sposób. Przecież nikt nie poradzi sobie z tak potężną i mroczą siłą – Claude pogłaskał go po ręce i po dłuższej chwili odpowiedział.
– Najlepszym wyjściem będzie jego śmierć. I musimy do niej doprowadzić – Patrick spojrzał na niego z niezrozumieniem.
– Ale, kto się na to odważy? – zapytał, nie wyobrażając sobie, kto mógłby porwać się na tak samobójczą misję. Claude rzucił mu zawadiacki uśmiech i odpowiedział z nutą rozbawienia w głosie.

– A jak myślisz, Patrick? Bo ja uważam, że rebelianci – I wtedy Patrick zrozumiał. 

2 komentarze:

  1. no ja też postaram się zrozumieć choć wszytko się gmatwa może jeszcze trochę wyjaśnień. I szczęśliwe zakończenie proszę:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jak dotąd rzeczywiście jest więcej pytań, niż odpowiedzi, a opowiadanie jest dopiero w połowie drogi do końca, tak sądzę na dzień dzisiejszy. nie wiem czy Cię to ucieszy (w sensie, że to dopiero półmetek xD) czy raczej zniechęci, ale wolę, żebyś wiedziała :D dzięki za komentarz :)

      Usuń