piątek, 29 maja 2015

Piękna Pani Vivienne


Rozdział 14

Enjoy!

Od przyjemnej, leniwej niedzieli minęło osiem dni. Przez cały ten czas Patrick był zajęty obowiązkami, jakimi obciążył go Claude. Mężczyzna nie miał dla niego czasu, rzadko go odwiedzał. Kiedy był w zamku, siedział na obradach, dyskutując z starszyzną i Victorem. Umarłby z nudów, gdyby nie Ryan, który dotrzymywał mu towarzystwa. Spędzali ze sobą całe dnie i rozstawali się dopiero przed snem. Chłopak był zabawny, czasem przekorny, inteligentny i… przystojny. Nieraz przychodziły mu kosmate myśli do głowy, by go zaciągnąć do łóżka. Tym bardziej teraz, gdy nie miał seksu. W sumie, gdyby chciał, mógłby zaprosić do siebie kogoś z seksualnych zabawek wuja, ale jakoś nie miał ochoty. I nie miał pojęcia, jak w ogóle udało mu się jeszcze nie dobrać do spodni Ryana, ale jakoś musiało, skoro tego nie zrobił. Zwlekał z jasnej przyczyny. Obawiał się, że Claude mógłby mieć o to pretensje i przelać je na chłopaka.
– Zawsze marzyłem o tym, by zostać perkusistą. Uczyłem się grać przez pewien czas, ale ojciec stwierdził, że to marnotrawstwo mojego czasu i przestał opłacać mi lekcje. A ty, Patrick? Masz jakieś marzenie? – zapytał Ryan chłopaka. Siedzieli w czytelni, książę właśnie skończył lekcje i miał trochę wolnego czasu do kolacji. Patrick słysząc jego pytanie zastanowił się przez chwilę, po czym odpowiedział:
– Chciałbym kiedyś spędzić dzień w twoim świecie. – Ryan spojrzał na niego nieco zaskoczony. Uśmiechnął się lekko i odpowiedział:
– I co byś chciał tam robić? – Patrick poprawił się na swoim łóżku, naciągając na siebie bardziej kołdrę. Ryan siedział obok niego, wygodnie oparty o poduszki. Patrzył swobodnie na chłopaka. Był dla niego miły i chciał z nim spędzać czas, więc nie widział konieczności, by nie odwdzięczyć się mu tym samym. Poza tym brakowałoby mu tu towarzystwa. Niby dzielił pokój z jednym z służących, ale chłopak był bardzo cichy i ogólnie niewiele z nim rozmawiał. Wracał późnym wieczorem i od razu kładł się spać, tłumacząc, że jest zmęczony.
– Pójść do kina na jakiś film – przyznał książę nieco zawstydzony. Nie patrzył przy tym na Ryana, wprost przeciwnie do niego, bo ten wpatrywał się w chłopaka z zaciekawieniem.
– Jakim gatunkiem filmu jesteś zainteresowany? – Patrick spojrzał na niego w końcu z lekką konsternacją.
– Co masz na myśli? – nie bardzo rozumiał, o co chodziło Ryanowi. Chłopak wyszedł spod kołdry i usiadł przed nim. Patrick miał podkulone nogi, więc go nie przygniatał. Zaraz jednak poczuł, jaki chłód panuje w sypialni księcia.
– Wolałbyś obejrzeć komedię, thriller, dramat czy jakiś science fiction? – Ryan, ledwo się nie roześmiał, pytając o ostatni typ filmów. Tutaj Patrick miał typowe sciene fiction, więc wydawało mu się, że mógłby być znudzony. Było widać, że książę nie bardzo wie, o co chodzi Ryanowi, chociaż starał się to ukryć pod nieco przesadnie zamyśloną miną i teatralnym drapaniu gładkiej brody jednym palcem. Po chwili odpowiedział powoli, starając się ukryć swoje luki w wiedzy, choć na próżno, gdyż siedzący przed nim chłopak doskonale widział, że ten nie ma pojęcia, o co chodzi.
– Zapewne, coś interesującego – Ryan uśmiechnął się bokiem ust i spojrzał na niego nieco kpiącym wzrokiem. Patrick spłoszył się lekko i dodał zaraz. – No dobrze, nie wiem, o czym ty w ogóle mówisz. W każdym razie wracaj pod kołdrę, bo się przeziębisz – Podniósł się lekko i pociągnął Ryana za rękaw koszuli, by zmusić go do zmiany miejsca. Ten jednak nie ruszył się od razu, za to przysunął się do Patricka z tłumionym rozbawieniem i zapytał
– A co cię interesuje? – Patrick przełknął ślinę i spojrzał na jego przystojną twarz z bliska. Ryan miał tyle piegów i pieprzyków. Dodawały mu… czegoś. W każdym razie księciu się bardzo podobały. Spojrzał mu w oczy z nagłym przypływem podniecenia, po czym przeniósł wzrok na jego wargi. Były takie kształtne, teraz dodatkowo wilgotne.
– Ty… – Powiedział bez większego zastanowienia. Ryan zrobił zdrowo zdziwioną minę i odsunął się od niego powoli. Patrick po chwili zorientował się, co palnął, zwłaszcza uświadomił to sobie lepiej, gdy dostrzegł minę chłopaka. – Bo dużo wiesz o swoim świecie. To mnie fascynuje – dodał nieco drżącym głosem, więc zaraz potem odchrząknął. Ryan zdążył usiąść na swoim miejscu, ale nie przykrył się już. Pokiwał głową z lekkim uśmiechem,  wyglądał na uspokojonego słowami księcia. Spojrzał na zegar wiszący na ścianie i dostrzegł, że zrobiło się nieco późno.
– Chyba pójdę się już położyć – Patrick pokiwał powoli głową i również wstał z łóżka za chłopakiem, mając zamiar go odprowadzić. Ledwie stanęli przed drzwiami, a te uchyliły się. Do środka wszedł Claude, spoglądając na nich spokojnie, choć dość intensywnie. Ryan momentalnie się spiął na jego widok.
– Dobrze, że jeszcze nie śpisz. Miałem taką nadzieję – powiedział mężczyzna, zwracając się do Patricka. Ten zlustrował go wygłodniałym spojrzeniem. Tak dawno się nie pieprzyli…
– Rozgość się – Przepuścił mężczyznę. Ten wszedł w głąb pomieszczenia i zaczął się powoli rozbierać. Był nieco znużony, co dało się dostrzec w jego mozolnych ruchach. Patrick odwrócił się do Ryana, rzucając mu lekki uśmiech i powiedział – Dobranoc, Ryan – Chłopak również odpowiedział mu uśmiechem.
– Dobranoc, książę – Wyszedł z pomieszczenia a chłopak zamknął za nim drzwi. Odwrócił się w stronę Claudiusa, który kładł się właśnie na jego łóżku, zupełnie rozebrany. Patrick zlustrował go wzrokiem i oblizał się mimowolnie, czując wzrastające pożądanie. Podszedł do łóżka i położył się obok mężczyzny od razu przywierając do jego szerokich, umięśnionych pleców. Przysunął twarz do włosów Claudiusa i wciągnął ich zapach. Westchnął cicho i mocniej objął go ramieniem.
– Nie mogłem się doczekać, kiedy wreszcie mnie odwiedzisz… – Claude prychnął cicho, po czym odwrócił powoli twarz w jego stronę i odpowiedział:
– Doprawdy? – Patrick ocierał się o jego nagie pośladki nieco pobudzonym już członkiem. – A co cię powstrzymywało, żeby sobie ulżyć? – Patrick zamruczał cicho z twarzą blisko jego szyi. Składał na niej mokre, przyjemne pocałunki, aż w końcu odpowiedział kochankowi.
– Nie bądź cyniczny – Uniósł się i przewrócił Claudiusa na plecy, po czym rozgościł się na jego biodrach, biorąc w dłoń jego penisa. Mężczyzna nie wyglądał na specjalnie zadowolonego z takiego obrotu sprawy, więc złapał rękę chłopaka i zatrzymał jego dłoń.
– Jestem zmęczony – książę zrobił niezadowoloną minę i wydął lekko wargi, patrząc na mężczyznę z nieukrywanym wyrzutem. A tak się napalił… – Chcę się położyć, mieć cię przy sobie i wreszcie się wyspać – Przyciągnął chłopaka za rękę i złożył na jego ustach delikatnego całusa. Patrick przez chwilę trochę oponował, ale w końcu oddał pocałunek, a nawet go trochę pogłębił. Claude mruknął cicho z dezaprobatą i złapał go za ramię, chcąc od siebie subtelnie odsunąć. Jednak niepotrzebnie, gdyż chłopak sam się odsunął i zszedł z łóżka, by zdjąć z siebie ubrania. Gotowy do snu wsunął się pod kołdrę i pstryknięciem palców zgasił świece w sypialni, pozostawiając jedną, stojącą w rogu pomieszczenia na niskim stoliczku. Przysunął się do leżącego wciąż na plecach kochanka i położył głowę na jego piersi, mocniej się w niego wtulając. Byłby pieprzonym hipokrytą, gdyby twierdził, że za nim nie tęskni, gdy ten nie ma dla niego czasu. Claude mieszkał w zamku od kilku lat i od razu okazał mu swoje zainteresowanie. Był wiecznie zazdrosny o każdą osobę, najbardziej o Dymitra, z którym Patrick miał najbliższe kontakty… wszelakiego rodzaju. Z czasem jego zazdrość bywała wręcz chorobliwa, ale mimo to… Claude ciągle powtarzał, że go kocha. To sprawiało, że nie ważne jak bardzo bywał wobec niego nieprzyjemny i bezkompromisowy, trwał w tej relacji cały czas.
Poczuł wargi mężczyzny na swojej głowie i uśmiechnął się lekko. Claude głaskał go dłonią po ramieniu leniwie, miał zamknięte oczy i oddychał spokojnie.
– Ryan się ciebie boi – rzucił niemal szeptem, nie chcąc zdenerwować mężczyzny nagłym przerwaniem jego błogiej ciszy. Claude przerwał niespieszne muskanie opuszkami palców skóry księcia, a po chwili położył rękę wzdłuż swojego ciała. Poza tym nie zrobił nic, co mogłoby zwiastować jego nagłe poirytowanie, czy też brak chęci na przytulanie się z winnym zburzeniu wreszcie osiągniętego spokoju. Nie odpowiadał długo, Patrick nawet zaczął myśleć, że w ogóle nie zamierza się odezwać, jednak w końcu usłyszał:
– To dobrze, nie uważasz? – książę uniósł głowę i spojrzał z niedowierzeniem na twarz kochanka.
– Niby dlaczego? – Claude wsunął palce w jego miękkie, ciemne włosy. Przyglądał się im przez chwilę, milcząc i pomyślał, że wypadałoby je nieco skrócić. W końcu jednak, uprzednio zdrowo ziewnąwszy, łaskawie odpowiedział.
– Powinien czuć respekt wobec kogokolwiek, skoro z tobą tak się zaprzyjaźnił i już czuje się pewniej. – dodał z wyraźną nutką ironii w głosie. Nie był zbyt zachwycony, że ten gówniarz spędzał tyle czasu z Patrickiem, zwłaszcza teraz, kiedy on zajęty ciągłymi zebraniami i wyjazdami nie miał dla niego czasu. Patrick popatrzył na niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy i położył się z powrotem, ale teraz obok mężczyzny, nie na nim. Claude spojrzał na niego, lekko zniecierpliwiony. – Wracaj tu. – zażądał tonem nieznoszącym sprzeciwu. Patrick spojrzał na niego spokojnie.
– Nie – Nie było po nim widać, by był obrażony, ale Claude znał go nie od dziś i dobrze wiedział, że chłopak miał jakiś problem.
– Natychmiast – powiedział twardo, choć patrzył na niego względnie spokojnie. Chłopak nie ruszył się z miejsca, choć nie spuszczał z mężczyzny uważnego spojrzenia. – Patrick – Prawie warknął i podniósł się z niezadowoloną miną zawisając nad chłopakiem z groźną miną.
– Tak? – Claude fuknął pod nosem i wpił się w jego wargi. Patrick zrobił większe oczy, zdrowo zaskoczony zachowaniem mężczyzny, który przed chwilą twierdził, że jest zbyt zmęczony, by cokolwiek z nim robić. Zdarł kołdrę z nagiego ciała księcia i złapał go za nogi, rozchylając je gwałtownie na boki i usadawiając się między nimi. Pochylił się nad kroczem chłopaka i wziął w usta jego już miękkiego członka. Jednak nie na długo. Po tej mokrej i przyprawiającej o przyjemne dreszcze pieszczocie stwardniał bardzo szybko.
– Claude… – stęknął podniecony chłopak, głaszcząc brązowe włosy kochanka. – Już, bo… Chcę ciebie – Mężczyzna wypuścił go z ust i otarł wargi wierzchem dłoni, po czym bez ociągania sięgnął do szuflady szafki stojącej przy łóżku i wyciągnął z niej olejek o złotej barwie i przyjemnym, kwiatowym zapachu. Wylał go trochę na palce i przysunął rękę do dziurki księcia. Patrick automatycznie wciągnął głębiej powietrze, a jego penis drgnął gwałtownie. Uniósł wyżej nogi i wychylił się trochę do mężczyzny, chcąc mu pokazać, że chcę go pocałować. Claude oczywiście doskonale go zrozumiał i pochylił się nad nim, nie przestając masować jego wejścia. Pocałował go mocno i namiętnie, od razu wsuwając język między wargi chłopaka. Ten jęknął mu w usta i złapał go za kark jedną ręką, pragnąc mocniej go całować. Poczuł w sobie palec kochanka i jęknął niekontrolowanie, ciesząc się, jak głupi, stęskniony za tym uczuciem. Claude rozciągał go umiejętnie, szukając wrażliwego punktu. Złość dodatkowo go nakręcała i, tym bardziej nie miał zamiaru zwlekać. Po chwili dołączył drugi palec i zjechał ustami na szyję chłopaka, ssąc i liżąc skórę przyjemnie. Patrick wzdychał, stękał, momentami jęczał, gdy czuł to przyjemne napieranie na prostatę. Głośniej jęknął, gdy trafił w czuły punkt mężczyzny. Wtedy też Claude odsunął się od jego skóry i tylko na niego patrzył, z bijącym pożądaniem z oczu i wilgotnymi, nieco nabrzmiałymi wargami. Patrick uśmiechnął się do niego delikatnie i zaczął go dotykać. Złapał twarz kochanka i pogładził delikatnie jego policzek. Potem przesunął dłonie na napięte ramiona mężczyzny, by przenieść jena jego pierś i pomasować sutki palcami. Potem jedną dłoń zsunął na umięśniony brzuch Claudiusa, a drugą złapał jego członka i pomasował go mocno. Z ust mężczyzny wyrwało się niekontrolowane sapnięcie, a on sam wcisnął głębiej palce w jego wnętrze, by po chwili wsunąć trzeci palec. Patrick, czując to, poderwał w górę biodra z nagłego podniecenia, które wydawało się go przez moment przerosnąć. Zaraz jednak jęknął głośno i otarł się udem o bok mężczyzny, posyłając mu… płomienne spojrzenie. Claude chciał go dobrze przygotować, ale, kiedy masaż chłopaka nabierał na intensywności nie był w stanie długo się powstrzymywać. Wyciągnął z niego palce i odsunął się nieco, by posmarować olejkiem swojego penisa. – Odwrócę się na brzuch. – powiedział Patrick i już miał zamiar to zrobić, kiedy usłyszał protest kochanka.
– Nie, nie… Zegnę cię w pół… – złapał go za nogi i docisnął mu je do torsu – … i zerżnę jak związanego wieprzka. – Patrick parsknął śmiechem, nieco zażenowany.
– Draniu… Psujesz nastrój – Poczuł, jak czubek członka mężczyzny ociera się o jego rozluźnioną, wrażliwą i gorącą dziurkę. Przymknął oczy, by lepiej odczuwać wszystko, co Claude z nim robił. Mężczyzna po chwili wszedł w niego, nie odpowiadając. Trzymał go mocno za nogi i zaczął się w nim poruszać, z początku powoli, by z każdą chwilą nieco przyśpieszyć. Śledził przy tym wszystkie emocje na twarzy księcia, śledził każdy fragment jego ciała, najwięcej uwagi poświęcając jego podrygującemu penisowi i okalającej jego członka dziurce, która go niemal zasysała.
 – Spójrz na mnie – Patrick uchylił powieki i zrobił to, o co kochanek poprosił. Claude słyszał  jego jęki, sam powstrzymywał się przed specjalnie głośnym okazywaniem swojej rozkoszy. Czuł powoli przerastające go zmęczenie. Miał naprawdę ciężki dzień, a jego ciało powoli odmawiało mu posłuszeństwa. Oddychał coraz ciężej i czuł spływający pot po plecach. Jednak wizja zbliżającego się orgazmu motywowała go do jeszcze kilku chwil wysiłku. Zaczął ostro pieprzyć chłopaka, wchodząc w niego płytko, jednak mocno i szybko. Patrick prawie krzyczał. W końcu sięgnął do swojego nabrzmiałego penisa i zaczął go szybko pieścić. Nie minęło wiele czasu, jak doszedł z krzykiem i wygiął się gwałtownie, odchylając przy tym głowę w tył. Claude poruszał się w nim niewiele dłużej i sam doszedł w chłopaku, po czym puścił jego nogi i położył się na nim, skrajnie wyczerpany. Patrick uśmiechnął się lekko i przesunął dłonią po spoconych włosach mężczyzny. Czuł swoją pulsującą szparkę aż za dobrze, ale nie miał serca go z siebie spychać, kiedy ten ledwie łapał oddech. Nie powstrzymał się jednak przed drobną złośliwością i rzucił:
– Eh, staruszku, żyjesz? – Claude prychnął na jego słowa i uniósł powoli głowę, spoglądając na niego groźnie. Patrick jednak widział, że tym razem jego złość jest zdrowo przesadzona. Potwierdził to tylko fakt, że po chwili mężczyzna się uśmiechnął, nieco rozbawiony, po czym wysunął się z niego i położył obok. Patrick nasunął na nich kołdrę i wtulił się w mężczyznę, czując, że tak zaspokojony wreszcie będzie mógł zasnąć.
– Dobranoc, Patrick – szepnął jeszcze Claudius, po czym zamknął oczy i objął chłopaka ciaśniej ramionami. Książę uśmiechnął się do siebie i pogładził z czułością pierś mężczyzny, po czym odpowiedział:
– Dobranoc, Claude – I tak razem zasnęli.


***


Lola go unikała. Definitywnie, przestała przynosić mu śniadanie, a przy każdej sposobności, gdy mógł nawiązać z nią rozmowę, tłumaczyła, że musi się gdzieś prędko udać, ktoś ją wołał lub nie ma teraz czasu. I William to doskonale widział. I zdawał sobie sprawę z przyczyny tego stanu rzeczy. Chodziło jej o Ryana. Will naprawdę tyle się produkował, żeby nawiązać z nią jakiś kontakt, rozmowę, cokolwiek! Jednak na próżno.  Czarodziejka kompletnie go ignorowała.
Nieco smętnym krokiem pokierował się na zewnątrz. Chciał się przewietrzyć, choć było wietrznie i zimno. Ubrał się ciepło i wyszedł na zewnątrz. Przeszedł kawałek od drzwi frontowych i zatrzymał się, rozglądając, w którą stronę mógłby iść się przejść. W końcu zdecydował się ruszyć w stronę lasu. Drzewa zostały już kompletnie pozbawione liści. Zrobiło się szaro i trochę przygnębiająco, co tylko wzmagało melancholijne nastroje. I jak zazwyczaj Will nie dawał sobie zbyt wiele czasu na popadanie w podobne stany, tak jak każdy potrzebował się czasem przewietrzyć. Minęła właściwie połowa grudnia. Will słyszał ostatnio od kilku krasnoludów, że zbliża się zima. On opuścił dom w połowie października i nie mógł uwierzyć, że minęły prawie dwa miesiące. Zastanawiał się, czy na Ziemi pada już śnieg… Spacerował jeszcze z pół godziny, po czym zawrócił i po chwili zastanawiania się, gdzie właściwie do cholery go nogi poniosły, dostrzegł między drzewami zarys budynku.
Wszedł do środka i udał się do swojej sypialni. Tam zdjął z siebie płaszcz i szal, którym owinął szyję, po czym odłożył rzeczy do szafy. Usiadł przy stole i zajął się czytaniem księgi historycznej. Od wizyty w krainie smoków posiadł pewną wiedzę na temat królestwa, ale bardzo okrojoną i dotyczącą najważniejszych aspektów dziejów Sarihmas. Dlatego, gdy nie uczył się czarować, walczyć lub aportować, czytał stare księgi, w których było o wiele więcej informacji. Kontynuował właśnie rozdział dotyczący samych Krasnoludów. Dowiedział się, że od wieków wszystkie mieszkały razem w Asgardzie, ogromnej kopalni, nad którą wybudowany był jednopiętrowy, olbrzymi gmach. To go nieco zdziwiło. Teraz, kiedy nieustannie groziło im niebezpieczeństwo, owszem, rozumiał to doskonale, ale wydawało mu się, że wcześniej mieli jak każdy naród swoje osady, domy… A jednak nie. Skończył rozdział po jakiejś godzinie i chciał zabrać się za kolejny dotyczący Centaurów, kiedy usłyszał pukanie do drzwi.
– Proszę! – do środka wszedł Elaren.
– Feliks pyta, czy chcesz dołączyć – Will zmarszczył lekko brwi w pytającej minie, po czym zapytał:
– Dołączyć do czego? – Elaren posłał mu lekki uśmiech i rzucił pogodnie
– Chce sprawdzić pochodzenie wazy Ryana… Albo talerza. Sam już nie wiem! To idziesz? – Chłopak drgnął, słysząc imię przyjaciela. Podniósł się z miejsca i pokiwał głową. Ruszyli niskim i wąskim korytarzem zmierzając w stronę głównej sali. Była najjaśniejsza i największa z wszystkich pokoi w budynku. Feliks stał z Michaelem i Dymitrem i o czymś żywo z nimi dyskutował. Przerwali, kiedy obaj z Elarenem do nich dotarli. Czarodziej zmierzył spokojnym spojrzeniem Williama i równie spokojnie się z nim przywitał. Nie unikał go, ale był wobec niego bardzo… zdystansowany. Rozmawiali tylko o nauce, magii, historii królestwa i w ogóle nie żartowali. To też go męczyło. W ogóle cholernie brakowało mu Ryana. On na pewno umiałby go rozweselić. O, ile odzywałby się do niego po tym, co się wydarzyło. Oh, do licha! To wszystko było takie chujowe!
– Michael zna pewną kobietę, która, jak sądzi, może nam powiedzieć coś o powstaniu tego naczynia – wyjaśnił Feliks, wskazując na średniej wielkości naczynie, teraz pęknięte na pół, którego kawałki trzymał w rękach. Will skierował tam spojrzenie i właśnie zrozumiał, o co chodziło Elarenowi.
– Kompletnie o niej zapomniałem – rzucił książę. Feliks powiedział jeszcze, że czekają na Lolę. Ta jednak się nie zjawiła, więc Elaren poszedł po nią, ale wrócił bez niej i z wieścią, że jednak z nimi nie idzie. W końcu poszli we czterech, bo nawet Elaren znalazł sobie wymówkę, prawdopodobnie nie chcąc nigdzie iść bez dziewczyny. Złapali się za ręce i aportowali. Williamowi znowu przewróciło żołądkiem i, gdyby nie kwestia przyzwyczajenia, pewnie zacząłby wymiotować. A i tak od początku znosił to lepiej od Ryana. Znaleźli się w jakimś bardzo jasnym miejscu. Tak jasnym, że Will przez moment nic poza oślepiającą bielą nie widział. Kiedy obraz mu się przejaśnił, dostrzegł… śnieg. Wszechobecny, biały śnieg. Rozejrzał się oczarowany jego ilością. Znajdowali się na polanie pokrytej lekkim puchem. Było dużo zimniej niż w Midis, ale nie wiało tak bardzo. Z nieba leciały kolejne śnieżynki, wirując w powietrzu i prezentując swój subtelny taniec. Wokół polany rosły drzewa, również pokryte śniegiem.
– Tędy – odezwał się Michael. Will obejrzał się na niego i dostrzegł, że ten ruszył w stronę jedynego widocznego przejścia między gęsto rosnącymi choinkami. Spomiędzy chmur wydostawały się złote promienie słońca, rozświetlając śnieg i powodując, że wszystko wokół pięknie błyszczało. William był kompletnie oczarowany. Uwielbiał zimę. Przedostali się przez zaspy i dotarli do drogi, która jakimś trafem była odśnieżona. Ruszyli już swobodniejszym krokiem przed siebie. Książę przez cały ten czas z lekkim uśmiechem na ustach obserwował wszystko z zaciekawieniem, samemu nie dostrzegając, że jest obserwowany. Feliks zerkał na niego raz po raz, starając się patrzeć czasem pod nogi, żeby nie zaliczyć spektakularnej gleby.
– Gdzie my właściwie jesteśmy? – zapytał Will, wyrywając się na chwilę z swojego stanu dalekiemu rzetelnej trzeźwości.
– W Ivmarus, krainie Pięknej Pani, Wróżki, imieniem Vivienne. Znajduje się na północ od Sarihmas, dlatego jest już tu zima – Szli chwilę pod górę, a kiedy dotarli do szczytu drogi, zobaczyli przed sobą błękitny pałac. Nie był specjalnie wielki, ale z pewnością niezwykle bajeczny. William aż westchnął z podziwu. Szli dalej, a Michael kontynuował. – Jest naprawdę urodziwa, więc nie gapcie się zbyt nachalnie. Mimo urody i pozornej młodości jest starsza od nas wszystkich razem wziętych. I posiada ogromną wiedzę, dlatego myślę, że pomoże nam się dowiedzieć czegoś o tej wazie. – stanęli przed sporymi drzwiami. Dymitr zapukał w nie, a po krótkiej chwili te się przed nimi otworzyły.
– Witam. W jakiej sprawie przybyliście? – Zwrócił się do nich młody, przystojny mężczyzna, schludnie ubrany. Michael zabrał głos.
– Chcielibyśmy zaciągnąć rady u Pani Vivienne. Mogłaby nas przyjąć? – Człowiek otworzył szerzej drzwi i przesunął się na bok, robiąc dla nich miejsce.
– Wejdźcie, proszę – zrobili, jak powiedział i stanęli w przestronnym, białym holu. Na środku pomieszczenia znajdowały się schody, które prowadziły na balkon i dalszą część zamku, znajdującą się na górze. – Chodźcie panowie za mną. Pani na pewno się ucieszy. Dawno nie miała gości. – prowadził ich po schodach, potem skręcili w prawo i szli balkonem przez chwilę, po czym znowu skręcili i kroczyli kolejnym korytarzem, który zaprowadził ich prosto do następnego, oświetlonego pomieszczenia. Zobaczyli w nim piękne, młode dziewczyny, które ubrane w lekkie i zwiewne suknie do kolan, siedziały wokół kobiety, która sama roztaczała jakiś blask i dodatkowo rozświetlała komnatę. Układały sobie nawzajem włosy i czesały się. W chwili, gdy stanęli przed nimi, najpiękniejsza z nich, jak William sądził, Vivienne, wstała i podeszła do nich z lekkim uśmiechem, który jako pierwszemu posłała Michaelowi. Każdy z nich patrzył na nią jak ogłupiały, tylko Will nie był specjalnie przejęty jej urodą. Musiał przyznać, że była piękna, ale w żaden sposób go to nie obeszło.
– Michael – wymówiła jego imię takim tonem, że Dymitr od razu nieco oprzytomniał i spojrzał na nią bardziej zdystansowanym wzrokiem. – Miło cię widzieć. Co ciebie i twych towarzyszy do mnie sprowadza, mój drogi? – Feliks gapił się na nią widocznie oczarowany urodą kobiety. Will szturchnął go lekko, a wtedy ten spojrzał na niego mało przytomnie. Po chwili zmarszczył lekko brwi i odchrząknął cicho, wracając powoli na ziemię.
– Chcielibyśmy zapytać cię, Pani, o pewną rzecz. Mój towarzysz, Feliks, książę z krainy Alimartis… – William zrobił ogromne oczy i spojrzał na Michaela z szokiem tak wielkim, że nawet kobieta, ciągle wpatrzona w wampira, zwróciła na niego uwagę. Księciem?! CO DO LICHA...?! –… znalazł w domu pewnego shinpurowskiego chłopaka wazę. Została w pewnych okolicznościach zniszczona i kiedy Feliks chciał ją naprawić, magia na nią nie zadziałała. Podejrzewamy, że została wykonana przez wróżki, ale wolelibyśmy poznać Pani opinię. – kobieta skinęła lekko głową i spojrzała na Feliksa, po czym zwróciła się do niego łagodnie:
– Pokaż mi ją – Czarodziej wyjął z płaszcza zawinięte dwa kawałki naczynia i odwinął je ostrożnie. Kiedy oczy kobiety spoczęły na naczyniu, ta uniosła wysoko brwi i otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale zamknęła je i ponownie przyjrzała się wazie. W końcu spojrzała po nich i powiedziała cicho. – Usiądźmy, proszę. Musimy porozmawiać – wskazała im dłonią wygodne kanapy w drugiej części pomieszczenia. Przeszli tam i zajęli miejsce, siadając na nich po dwóch. Kobieta usiadła w jedynym fotelu, jaki stał obok i zapytała spokojnie. – Kim jest ten chłopak, który to miał?
– To przyjaciel Williama, zwyczajny chłopak. Dlatego nie wiemy, skąd coś takiego wzięło się w jego domu – Vivienne zwróciła wzrok w stronę Williama i przyjrzała mu się uważnie, po czym zdumiała się wyraźnie i niemal szepnęła:
– William…? Książę William? – Chłopak skinął głową, nieco speszony i w końcu jej odpowiedział:
– Tak, Pani – Kobieta rzuciła mu piękny, szeroki uśmiech i zaśmiała się delikatnie. Odgarnęła przy tym jasne, długie włosy z twarzy. Od razu skupiła na nim większą uwagę, niż wcześniej i to do niego skierowała kolejne pytanie, poważniejąc przy tym nieco.
– Twój przyjaciel, książę? Skąd się znacie? – Will rzucił krótkie spojrzenie Feliksowi, a kiedy ten skinął głową, odpowiedział:
– Ze szkoły, Pani. Na Ziemi uczęszczaliśmy do jednej razem i tam się poznaliśmy – Kobieta skinęła głową na znak, że rozumie.
– Gdzie on teraz jest? – Każdy z nich poruszył się niespokojnie i żaden się nie odezwał, a trwało to dobrą chwilę. Kontynuował w końcu Feliks, czując, że Will może nie chce o tym mówić.
– Gdy odnalazłem księcia, wyruszył z nami. Niestety, nie posłuchał zakazu, wyszedł poza bariery obozu nocą i został porwany przez Perossy. Teraz jest jeńcem Victora. – kobieta pokiwała głową ze zrozumieniem, po czym ponownie zwróciła wzrok na Williama.
– Przykro mi, książę. Jednak muszę wam przedstawić własne wątpliwości. Znam tę wazę. I jest bardzo małe prawdopodobieństwo, by znalazła się w domu twojego przyjaciela bez powodu – zrobiła krótką przerwę i spojrzała po wszystkich, po czym zaczerpnęła powietrza i zaczęła mówić dalej. – Kilkanaście lat temu w Veronii, krainie wieczności, gdzie żyją istoty nieśmiertelne, podobne tobie Michaelu i twemu uroczemu towarzyszowi… - tu spojrzała na Dymitra znacząco. – …urodził się dziedzic. Królowa przez wieki nie mogła zajść w ciążę, aż w końcu nieszczęśliwej parze królewskiej się udało. Nie cieszyli się jednak długo, ponieważ po kilku miesiącach dziecko zaczęło chorować. Jak zapewne wiecie, dzieci zrodzone z wampira przez pewien okres swojego życia nie mogą żywić się krwią. Jednak małego następcę tronu podtruwano i podawano mu ją, dodatkowo tą wróżą, która była praktycznie śmiertelna. Dziecko jednak walczyło z całych sił, choć rodzice widzieli, jak malec mizerniał w oczach. Nie wiedzieli, komu mogą ufać. Króla popadła w taką paranoję, że nie zostawiała dziecka prawie w ogóle bez opieki. Pozwalała zajmować się synkiem tylko mężowi i swojej oddanej przyjaciółce. Dziecko jednak nadal chorowało, a para królewska była zrozpaczona. Pewnego dnia zjawił się w zamku mężczyzna, który zaproponował władcom, a byli przy tej rozmowie tylko oni i maleńki książę, że zabierze malca na Ziemię i przetrzyma go do momentu, aż ten będzie na tyle dorosły, by mógł bezpiecznie wrócić do rodziców. Choć liczyli sobie kilkaset lat i władali siłą, jakiej niejeden mógłby im pozazdrościć, czuli się kompletnie bezradni. Mężczyzna powiedział im, że zapewni chłopcowi bezpieczeństwo, będzie się nim zajmował i wychowa go. Obiecał też utrzymywać kontakt z władcami, jednak, gdy tylko zabrał księcia na Ziemię ślad po nim zaginął, a on nie odezwał się do władców ani raz. Byli zrozpaczeni, do dzisiaj nie mogą się z tym pogodzić z utratą syna – przerwała, patrząc na ogłupiałych mężczyzn.
– Wybacz, Pani, ale nie rozumiem, co ma wspólnego ta historia z przyjacielem księcia – odezwał się niepewnie Dymitr. – Osobiście znam tę przykrą historię i w żaden sposób nie mogę połączyć faktów. – Vivienne zwróciła na niego spokojne spojrzenie i odpowiedziała:
– Bo zapewne nie słyszałeś o wazie, którą królowa spakowała chłopcowi. Miała ona specyficzną wartość i pochodzenie. Królowa uwielbiała wróże wyroby, czy to biżuterię, naczynia, ubrania… Właściwie wszystko. Miała swoje ulubione, ale najbardziej kochała pewną niewielką wazę. Posiadała nałożone na siebie zaklęcia ochronne na wszelką magię. Swojemu synowi założyła podobne, ograniczające wpływ złych mocy, gdy podejrzewała wcześniej, że przyczyną choroby księcia są klątwy lub inne złe czary. – spojrzała na nich z lekką niepewnością, co nie zdarzało się jej często. – Być może się mylę, ale śmiem twierdzić, że twój przyjaciel… – spojrzała na Williama. – …jest poszukiwanym księciem Veronii.





1 komentarz: