sobota, 28 marca 2015

Złamane serce


Enjoy! :)

Rozdział 8



Ryan bawił się włosami Williama. Leżeli razem na miękkiej trawie, która porastała sad nieopodal obozu. Od tygodnia nie padało, więc ziemia była na tyle sucha. Ogólnie jak na listopad było przyzwoicie na zewnątrz. Will zapytał nawet Feliksa jak obecnie wygląda pogoda na Ziemi. Czarodziej przyznał wówczas, że nie jest do końca pewien, bo sam nie był na Ziemi odkąd razem przybyli do Sarihmas, jednak zasłyszał, że spadł już pierwszy śnieg. William na tą wiadomość uśmiechnął się lekko z tęsknotą. Przyjechali tu na jednorożcach, jakie podarował im na czas przejażdżki Elaren. Ryan oczywiście nie odpuścił sobie kilkunastu wręcz żartów na temat niewinnych zwierząt. Mimo wszystko, skojarzenia samoistnie mu się narzucały. Choćby takie My Little Pony, czy Magia Pegaza (Will wola nie wiedzieć skąd Ryan znał bajki Barbie, on sam zorientował się, o co mu chodzi w chwili, gdy mu to wyjaśnił). William na początku śmiał się wraz z chłopakiem, ale po którymś z kolei skojarzeń chłopaka wręcz żal mu się zrobiło tych zwierząt. W końcu same o własnych siłach ich wiozły, a oni sobie tak bezczelnie z nich żartowali. Dodatkowo Will nie miał pewności, czy owe zwierzęta ich w jakiś sposób nie rozumieją. Trochę go to przerażało, więc wolał sobie darować kolejne hermetyczne żarty. Nawet Ryana delikatnie upomniał, by skończył swoje zabawne porównania.  W dodatku w miejscu, w którym się zatrzymali był sad, w którym znajdowały się jabłonie. Na drzewach rosły jabłka, co na początku zdumiało chłopaków, ale ostatecznie zrzucili to na uroki tej magicznej krainy. Dzisiaj William miał trochę luzu, gdyż Feliks musiał pomóc w opracowaniu strategii i poinformować wszystkich dowódców, co mają robić. Od wizyty  Tak więc chłopcy za namową oblubieńca Loli postanowili spędzić dzień w odosobnieniu. I tak wykorzystany czas niezwykle im służył. Wzięli ze sobą trochę prowiantu, którym Will właśnie się zajadał, pozwalając Ryanowi, by bezkarnie miętosił i kołtunił mu włosy. Było to nawet przyjemne. Trochę. Odrobinę. W każdym razie wywoływało u Willa mruczenie. Między przełykanymi kęsami oczywiście. Leżał bokiem do Ryana, który usadowił się zaraz za jego plecami. Oczywiście przylgnął do niego ciasno. William jednak pozwalał mu na wszystko rozkoszując się miłym dotykiem i niesamowitym smakiem potrawy, jaką przygotowała dla nich na drogę Susan, jedna z kucharek obozu.
- Poczarujesz dla mnie trochę? – wymruczał Ryan z nosem w jego włosach. Will uśmiechnął się lekko, po czym odwrócił głowę w stronę chłopaka. Następnie położył się obok niego na plecach.
- Jak sobie życzysz. – Leżeli pod jabłonią, na której wisiały dorodne jabłka. Dostrzegając je William wpadł na pomysł, by zerwać jedno dla przyjaciela. Oczywiście w ten niekonwencjonalny sposób. Wyciągnął dłoń i pomyślał. A tą jedną myślą sprawił, że gałąź z pożądanym owocem nachyliła się ku nim. William zerwał jabłko, po czym podał je Ryanowi. Gdy już to zrobił, gałąź powoli wróciła na swoje miejsce.
- Jak romantycznie. – zaśmiał się Ryan. Zawstydzony William szturchnął go łokciem w bok i z rumieńcami na policzkach chciał odwrócić się do niego tyłem. Nie było mu to jednak dane, gdyż Ryan przytrzymał go za ramię, a po chwili wpił się w jego usta. Chłopak pod nim jęknął zaskoczony, lecz oddał pocałunek. Nawet zarzucił jedną rękę Ryanowi na szyję. Całowali się zajęci sobą, po chwili nawet William położył się na chłopaku przejmując  inicjatywę. Przesuwał dłońmi po jego ramionach i piersi, ocierał się o krocze chłopaka swoim własnym, w międzyczasie nie zaprzestając go całować. Mocno. Głęboko. Zachłannie. Ryan zaczął cicho postękiwać i falować biodrami. Pragnął więcej. Więcej Willa. Podniósł się do góry równocześnie siadając. William usiadł mu na udach i złapał go za kark dłońmi. Był nieźle podniecony. Ocierał się o niego rytmicznie, nie myślał już o niczym innym, jak o tym, by zdjąć ze siebie te ciasne spodnie i dojść, przynosząc sobie upragnioną ulgę. Ryan miał podobne odczucia. Znów go uwierało…
-Chcę cię. – wydyszał Williamowi w usta między kolejnymi pocałunkami. Przesuwał mu dłońmi po plecach. William sięgnął mu ręką do spodni i zaczął rozpinać rozporek. Po chwili wsunął mu dłoń w bieliznę i złapał jego półsztywnego penisa i pomasował go mocno. Ryan jęknął głośno i ścisnął dłonią kark przyjaciela. Po chwili sam wsunął ręce za materiał spodni Williama i ścisnął jędrne pośladki. Wyrwał tym z ust Willa głośne westchnienie. W końcu zrzucił go z swoich kolan i podniósł się na nogi ciągnąc chłopaka za sobą. Popchnął Williama na pień drzewa i z zawadiackim uśmiechem zsunął mu nieco spodnie. Patrząc mu w oczu zaczął zniżać się w dół jego ciała, aż w końcu uklęknął i wziął jego penisa do ust. William jęknął i wsunął palce w jego włosy. Na początku umiał się jeszcze powstrzymywać, ale kiedy pieszczota nabrała na intensywności sam poruszał biodrami i wbijał się głębiej w usta przyjaciela. A Ryan bynajmniej nie oponował. Brał go całego usta i pomagał sobie przy tym językiem. Oparł dłonie o jego napięte biodra. Will pieprzył jego usta, aż w końcu sapnął drżącym głosem
- Ryan, ręką… – Chłopak puścił jego członka i na miękkich nogach podniósł się do góry. William zabrał się za rozpinanie guzika jego spodni, ale ostatecznie musiał go wyręczyć Ryan. Widać po nim było że jest o krok od spełnienia. Kiedy Ryanowi udało się uporać z zamkiem wyjął swojego sztywnego członka na wierzch. William niemal od razu złapał go w dłoń i zaczął poruszać szybko dłonią. Ryan jęknął głośno, po czym przycisnął czoło go ramienia Williama. Nie minęło sporo czasu aż obaj osiągnęli spełnienie. Zmęczeni obsunęli się na ziemię, opierając się o pień drzewa. Popatrzyli na siebie i zaśmiali się cicho pod nosem. Kiedy unormowali oddech i zdążyli względnie ochłonąć (a także nieco się ogarnąć i zatuszować konkretniejsze ślady) postanowili wrócić do obozu. Gdy dotarli na miejsce oddali znajomemu Elarena jednorożce, gdyż jego nie mogli nigdzie znaleźć. Okazało się, że elf wraz z Lolą, Seanem i kilkoma innymi osobami pomaga w przygotowaniu ogniska, jakie chcieli zorganizować na cześć rozpoczęcia powstania. Pomysł przypadł im do gustu, zwłaszcza Ryanowi, który był wyjątkowo spragniony dobrej zabawy. Oznajmili, że z wielką chęcią pomogą, lecz kiedy tylko William chciał się zabrać do pracy, został poinformowany przez jednego z skrzatów, że Feliks oczekuje go w namiocie obrad. Nieco zaskoczony i zaniepokojony udał się tam. Sam, choć Ryan na początku nalegał, że pójdzie wraz z nim, lecz William uznał, że może lepiej będzie, jeśli żaden z nich nie popsuje sobie humoru swoim towarzystwem, jak to mieli w zwyczaju. Dziwiło go to lekko, zwłaszcza powód ich wzajemnej niechęci do siebie. Właściwie to na początku, kiedy ledwie się znali, teraz mógł przynajmniej podejrzewać, o co chodziło. A mianowicie o niego. Bo przecież Ryan prawdopodobnie twierdził, że Feliks go podrywa, co było dość niejednoznaczną kwestią fakt faktem, mimo to nigdy nie uczynił w jego stronę żadnego bezpośredniego kroku. Poza paroma dwuznacznymi słowami i spojrzeniami… Jedna jedyna sytuacja, kiedy obudził się leżąc na Feliksie a zaraz moment do pokoju teleportowali się Michael z Lolą i Seanem, a także Ryan. Jednak William nie wiedział o wielu innych sytuacjach, które miały miejsce, a których on nie był czynnym świadkiem. Przemieszczał się między innymi, którzy posyłali mu uśmiechy, pokłony, miłe słowa. On starał się odpowiadać, chociaż uśmiechem, czy kiwnięciem głową. Po krótkim spacerze dotarł pod wyznaczony namiot. Uchylił materiał kotary i zajrzał do środka. I dostrzegł niesamowity obrazek. Nemezja siedziała na kolanach Feliksa i szeptała mu coś do ucha. William zacisnął zęby i odchrząknął głośno. W chwili, gdy Feliks go zauważył spiął się wyraźnie i delikatnie, choć zdecydowanie ściągnął Nemezję z swoich kolan i wstał, po czym podszedł do Williama. Był widocznie zdenerwowany, mimo to starał się zachować stoicki spokój.
- Podobno cały dzień miałeś być zajęty. – Powiedział pozornie spokojnym głosem Will. Feliks spojrzał na niego. Miał lekko uniesioną brew a usta zaciskał w wąską linię. Odpowiedział chłopakowi spokojnym głosem
- Bo jestem, nie odpoczywam nawet przez chwilę. –  Uśmiechnął się złośliwie, po czym zwrócił się do Nemezji z prośbą by opuściła namiot. Kiedy kobieta przechodziła obok mężczyzn, musnęła dłonią ramię Feliksa i rzuciła mu pożądliwe spojrzenie wraz z kuszącym uśmiechem. William skrzywił się mimowolnie, co nie uszło uwadze czarodzieja. Ucieszył się nieco reakcją chłopaka, choć stłumił w sobie to uczucie od razu przywołując się do porządku. William miał z tym jednak większe problemy. Sam nie rozumiał, dlaczego tak bardzo złościł się na tą kobietę. Wolał nie odpowiadać sobie na to pytanie.
- Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem jutro wieczorem zaatakujemy zamek. – William kiwnął głową. Feliks przeszedł przez namiot i oparł się tyłkiem o blat stołu na którym zazwyczaj znajdowały się różne mapy i zwoje użytkowane podczas wszelkich narad przywódców. – Miałbym do ciebie prośbę, William. Obiecaj mi, że choćby niewiadomo co się działo, nie podejmiesz żadnych działań, które mogłyby zagrozić twojemu życiu. – Will spojrzał na niego mocno zdziwiony i rozchylił usta nie wiedząc, co odpowiedzieć. Poruszył się niespokojnie i zaczął
- Feliks… Ja… – Czarodziej podszedł do niego i złapał go za ramiona patrząc przy tym w oczy z bardzo bliska. Will wbił w niego jeszcze bardziej zdziwione spojrzenie. Przełknął ciężko ślinę nie przestając się wpatrywać w uparte oczy Feliksa.
- Musisz mi to obiecać. – Naciskał świadomy tego, że William nie złoży obietnicy bez pokrycia. Zdawał sobie sprawę, że to może być dla niego trudna deklaracja, zważywszy na to, że byli wśród powstańców jego przyjaciele. Feliks zdawał sobie z tego sprawę, jednak dla niego w tej sytuacji ważniejsze było życie ludzi, którzy od lat marzą o wolności dla siebie i przyszłych pokoleń. A bez Williama coś takiego nie będzie mogło wejść w życie. Dlatego tak bardzo nalegał, by ten złożył mu obietnice o jaką prosił i nie narażał królestwa na kolejne lata niedoli. William w końcu skinął głową i powiedział
- Obiecuję.  – Feliks uśmiechnął się. Z rozmachem ucałował go w czoło, a kiedy zorientował się, co zrobił oznajmił szybko, że musi prędko udać się w pewne miejsce i coś załatwić. Ogólnie do Williama wiele z tego nie dotarło, bowiem stał jak wryty, cały czerwony na twarzy z szklistymi oczami wpatrywał się w materiał kotary, za którą przed chwilą zniknął Feliks. Feliks, który go przed chwilą pocałował. Wierzyć mu się nie chciało, ale czuł się naprawdę dziwnie. Pozytywnie dziwnie. Spróbował odgonić od siebie te specyficzne odczucia, w związku z tym pośpiesznie opuścił namiot i udał się do przyjaciół, by pomóc im w przygotowaniach do ogniska.
Cała praca była dość męcząca, choć z odrobiną magii efektowniejsza i szybsza. Tak więc w około dwie godziny wszyscy zainteresowani zabawą uwinęli się z robotą. Miejsce zostało wyznaczone z samego przodu obozu, gdyż nikt nie chciał przeszkadzać tym, którzy nie mieli zamiaru wziąć udziału w ogniskiu. Większość rozeszła się, by wszcząć bardziej osobiste przygotowania na zabawę, mianowicie z samym sobą. William z Ryanem również poszli się odświeżyć i przebrać. Na miejscu została tylko Lola i Elaren. Dziewczyna chciała jeszcze przygotować jedzenie, by ułatwić wszystkim dostęp to wszelkich przekąsek. Chłopak nie miał już nic do zrobienia, ale widocznie ociągał się by iść do siebie i przygotować się na ognisko. Snuł się między stolikami, później sprawdził po raz kolejny czy stos chrustu jest wystarczająco stabilny. Lola zauważyła jego dziwne zachowanie i ściągnęła brwi w zastanowieniu. W końcu zapytała go
- Nie idziesz się przygotować? – Stała do niego tyłem i nie była wstanie go zobaczyć, ale usłyszała, że przestał chodzić w tę i z powrotem, a zatrzymał się w miejscu.
- Cóż… Chciałem z tobą porozmawiać. – Poczuła, jakby coś ścisnęło ją w okolicy serca. Odwróciła się zaintrygowana i spojrzała na niego. Jak zawsze, jego widok zapierał jej dech w piersi. Podszedł do niej powoli, patrząc jej w oczy. Widać było po nim lekkie zdenerwowanie, choć starał się je zatuszować swoim nonszalanckim krokiem i czarującym uśmiechem.
- Zamieniam się w słuch. – powiedziała dziewczyna posyłając mu delikatny uśmiech, by dodać mu trochę odwagi. Kiedy stanął przed nią, musiała zadrzeć głowę nieco do góry. Poczuła lekkie ukłucie wstydu pomieszanego z zakłopotaniem. Jednak nie przestawała wpatrywać mu się w oczy. On zaś patrzył na nią z góry a w brzuchu tysiące motyli łaskotało go szaleńczo.
- Pójdziesz ze mną na ognisko? – Dziewczyna nieco zbita z pantałyku odpowiedziała
- To znaczy… Przecież wszyscy idziemy, co nie? – Uśmiechnęła się, by ukryć zażenowanie. Nie chciała jednoznacznie odpowiadać, bo nie miała pewności, o co mu chodzić, choć nadzieja w niej zapłonęła, że właśnie zaprosił ją na imprezę!
- Tak, owszem. Ale… Mam na myśli, że jako osoba towarzysząca. Co ty na to? – Lekkie rumieńce wyszły mu na policzkach, a ciemne oczy błyszczały widocznie rozbiegane. Przemieszczał spojrzenie po całej jej twarzy, widocznie zdenerwowany, gdyż nie wiedział, jaka będzie odpowiedz Loli. Ona zaś cała zadrżała z emocji i resztkami sił powstrzymywała się przed wysokim piskiem i euforycznym podskokiem.
- Oh… Z wielką chęcią. – Uśmiechnęła się dziewczęco, on zaś wyszczerzył się jak szalony i pocałował ją z rozmachem w usta. Kiedy się odsunął zawstydzony swoim zachowaniem wydukał jeszcze, że przyjdzie po nią o siódmej i czmychnął w stronę swojego namiotu. Lola, kiedy już zniknął jej z oczu, podskoczyła z pięściami uniesionymi do góry. Tak bardzo chciała krzyknąć by wyrazić całe swoje szczęście i radość, ale nie chciała przyciągnąć czyjejś uwagi niepotrzebnie. Za to cała w skowronkach udała się do swojego namiotu, wcześniej rzucając na wszystko zaklęcie zabezpieczające.
                                                                   

***


Poruszał się szybko, choć czuł ogromne zmęczenie. Nie pił krwi i nie spał od kilku dni, zbliżał się jego limit. Na domiar złego, kiedy tylko aportował się z pałacu by umknąć rozwścieczonemu Claudowi, znalazł się w środku obozu jego armii. Musiał zużyć wiele energii, aby wydostać się stamtąd niezauważonym. Kiedy już mu się to udało, miał za mało siły by aportować się prosto do obozu, więc musiał ruszyć pieszo. Zajęło mu to tydzień. Po dłuższej chwili przedzierania się przez gęste zarośla dostrzegł światło. Ogień. Obóz. Był uratowany. Odetchnął ciężko i ruszył w wampirzym tempie, by przedostać się przez barierę. Można to było zrobić tylko w taki sposób, lub też będąc przez nią zakodowanym. On jednak nie był, co było dość zrozumiałe z racji zachowania jak największego bezpieczeństwa, lecz niewątpliwie kłopotliwe, choćby w sytuacji, kiedy był tak wyczerpany. Czuł promieniujący ból w całym ciele, ale nie przestawał biec. Nie wiedział, w którym miejscu bariera się zaczyna, więc wolał nie ryzykować. Biegł już niemal nieświadomie, kiedy poczuł mrowienie na całej skórze. To było to. Minął barierę. Zatrzymał się na moment i złapał kilka głębszych oddechów. Kiedy jednak zaczęły drżeć mu nogi ruszył dalej, by nie stracić przytomności. Szedł za jego zapachem. Zapachem Michaela. Jego ukochanego. Mijał kolejne namioty, potykał się o własne nogi. Ostatnim razem doprowadził się to takiego stanu jakieś pięćset lat temu. Dokładnie wtedy, gdy poznał Michaela. Mężczyzna był wtedy młodym wampirem. Obaj zostali wampirami, więc ich wiek zatrzymał się w chwili przemiany. I o ile Michael miał tyle szczęścia, że został przemieniony będąc już dorosłym mężczyzną, to Dymitr przemienił się w wieku siedemnastu lat. Miało to swoje plusy, choć niewątpliwie również wiele minusów. Kiedy tak ledwo dyszał leżąc już na kamiennym chodniku, poczuł krew, która spływała do jego ust. Instynkt kazał mu się jej napić, więc nabrał łapczywie kilka łyków. Po chwili przytrzymał sobie źródło pożywienia ręką, kiedy poczuł, że krew płynie z czyjegoś nadgarstka. Otworzył z trudem oczy i ujrzał go. Ujrzał Michaela, który ocalił go i rozkochał w sobie na wieki.
Znalazł. Podszedł do noszącego intensywny zapach mężczyzny namiotu, po czym drżącą ręką uchylił kotarę. Zobaczył go stojącego do niego tyłem. Przebierał się. Zdołał jeszcze wymówić drżące
- Michael. – Mężczyzna poczuł przeszywający go prąd. Natychmiast się odwrócił i podbiegł w wampirzym tempie do Dymitra. Złapał go, zanim ten osunął się na ziemię. Chwycił go w ramiona i położył na swoim posłaniu, po czym rozgryzł swój nadgarstek i przyłożył go do ust ukochanego. Dymitr czując intensywny smak i zapach krwi niemal zachłysnął się jej ilością. Pił, czując jak wracają mu siły. Po dłuższej chwili dotknął delikatnie ręki Michaela i wolno pogłaskał jego nadgarstek. Uchylił powieki i spojrzał na niego. Czuł głaskające go po włosach palce. O nic go nie pytał, nic nie mówił. Pozwolił mu się posilić i nabrać energii. Patrzył na niego tylko miękkim i czułym spojrzeniem, które tak nie pasowało go jego groźnego wyglądu i codziennej aparycji. A jednak dla Dymitra było ono znajome. Kiedy skończył pić uniósł się lekko na łokciach i przetarł dłonią usta. Kiedy tu szedł układał w głowie wszystko, co musiał powiedzieć mężczyźnie. Teraz czuł się jednak nieco skołowany. Tak dawno nie był z nim blisko. Od tak dawna się nie dotykali. Nie pamiętał, kiedy ostatnio go całował. Nocami marzył o tym, jak się z nim kocha, a jednak teraz nie miał pojęcia, od czego zacząć. Chciał go przytulić, ale bał się zrobić cokolwiek. Czuł zbierające mu się łzy pod powiekami. Michael też zdawał się być spięty. Nie zrobił nic po za tym, że usiadł obok niego i wpatrywał się w Dymitra bez przerwy. W końcu jednak dotknął jego policzka ścierając spływającą łzę.
- Kochanie. – wyszeptał cicho nadal głaskając go po twarzy. Dymitr wtulił policzek w jego dłoń i zaszlochał cicho. Mężczyzna wspiął się na łóżko. Złapał Dymitra delikatnie i przyciągnął do siebie sadzając go sobie na kolanach. Ten od razu się w niego wtulił i rozpłakał jeszcze mocniej. Michael głaskał go kojąco po plecach i całował po czole i skroniach. Dymitr odchylił twarz od jego piersi i spojrzał na niego zaczerwienionymi oczami.
- Nie udało mi się. Claude nas podsłuchał. Zbił go strasznie... Musiałem uciekać, Michael. Nie udało mi się… - Zaciskał dłonie na materiale jego koszuli. Michael złapał jego twarz w dłonie, patrząc mu przy tym w oczy z bliska. Zignorował ukłucie zazdrości, które w nim narastało, kiedy chodziło o księcia Patricka. Nie rozumiał, dlaczego Dymitr jest do niego tak przywiązany. Był o to bardzo zły, ale wiedział, że to nie czas na okazywanie zazdrości.
- To nie twoja wina. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. – Pocałował go delikatnie i ułożył się z nim na posłaniu. Przytulał go, głaskał i całował do momentu, kiedy ten zasnął. Wyszedł z namiotu, by odszukać Feliksa i powiadomić go o tym, co się stało.

William siedział wraz z przyjaciółmi przy jednym z stołów. Jak to ujął ironicznie Ryan, VIP-owskie miejsce zajęli William, on i Lola. Elaren zostawił ją chwilę z nimi, by pójść do Lerodiela, który wezwał go w podobno pilnej sprawie.  Śmiali się bezustannie wspominając najzabawniejsze akcje, jakie mieli w życiu. Ryan jadł jak opętany, twierdząc, że nie może się powstrzymać przez jedzeniem tak wyśmienitego żarcia. William i Lola zjedli tylko po kiełbasce z ogniska, którą wcześniej wraz z innymi upiekli. Krasnale przygrywały skoczną muzykę, do której znaczna część biesiadników się dołączyła.
- Pamiętacie, jak Ryan w pierwszej klasie zaliczył Emmę Stones? W kiblu! – Lola śmiała się w głos. William też się zaśmiał wspominając pierwszy raz Ryana. Obaj go skrupulatnie opracowywali. Mimo to Ryan nie wspominał dobrze tego zdarzenia. Skrzywił się i aż odłożył jedzone przez siebie udko kurczaka. To dodatkowo rozbawiło Willa i dziewczynę.
- Przestańcie. Ja jem. – Oni jednak nie mieli takiego zamiaru. Po jakimś kwadransie wrócił Elaren i zaprosił Lolę do tańca. Przyszedł wraz dwiema koleżankami, które porwały do zabawy Willa i Ryana.
Feliks opierał się o jedno z drzew i obserwował Williama. Pił powoli kieliszek wina na rozluźnienie. Po chwili dostrzegł zmierzającego w jego stronę Seana. Uśmiechnął się do niego lekko. Ten, kiedy tylko do niego podszedł, zapytał złośliwie
- Obiekt westchnień zmienił położenie? – Feliksowi od razu uśmiech spełzł z twarzy a pojawił się na niej nieco groźny wyraz. Po chwili westchnął cicho i zapytał pozornie obojętnie
- On i Ryan… Są ze sobą? – Sean zaśmiał się cicho, lecz widząc spojrzenie przyjaciela opanował się zaraz i odpowiedział
- Pytasz, czy są w związku? – Feliks spojrzał na niego z przymrużonymi oczami i powiedział
- Powiedzmy. – Sean założył ręce na piersi i odpowiedział
- Nie chodzą ze sobą. Ale nie mówię, że się nie bzykają. To raczej pewne. – Feliks kiwnął głową z wyrazem twarzy oznajmiającym, że przyjął do wiadomości to, co usłyszał.
-Przyznaję, że jestem nim zainteresowany. –Sean zaśmiał się ponownie i szturchnął lekko pięścią ramię czarodzieja.
- Nietrudno przeoczyć, Feliks. – Ten spojrzał na niego i przedrzeźnił go pod nosem, pokazując mu na koniec język. Sean po chwili dodał. – Moim zdaniem on też się tobą zainteresował. Kuj żelazo póki gorące, przyjacielu. – Poklepał go na koniec po ramieniu i odszedł tłumacząc, że idzie poszukać Rossety. A Feliks został sam z swoim winem myśląc nad słowami chłopaka.

William tańczył z kolejną dziewczyną porwany w wir zabawy. Widział Ryana, który kawałek od niego z  tą samą dziewczyną, z którą tańczył na początku. Chyba dobrze się razem bawili. Po chwili podszedł do nich młodzieniec i przeprosił księcia, tłumacząc, że jest to jego dziewczyna i że chciałby z nią zatańczyć. Will oczywiście odstąpił mu partnerki i wyszedł poza tańczących nie chcąc wchodzić komukolwiek w drogę. Podszedł do stołu zastawionego jedzeniem i napojami. Nalał sobie soku wiśniowego i uspokoił pragnienie. Oparł się tyłkiem o stół i rozejrzał wokół. Uśmiechnął się lekko widząc bawiący się tłum ludzi. Spojrzał na sok i zamieszał nim lekko, kiedy zrobiło mu się przykro na myśl, że wielu z nich może nie przeżyć jutrzejszego natarcia na zamek. Podniósł spojrzenie znad szklanki i dostrzegł Feliksa stojącego na wprost niego jakieś pięć metrów dalej. Patrzył na niego. Mierzył go pożądliwym spojrzeniem od góry do dołu, zatrzymując się chwile dłużej w określonych partiach jego ciała. Will sapnął zdrowo zaskoczony całą sytuacją. Po chwili Feliks zanurzył usta w winie, nie spuszczając ani na moment z niego wzroku. William również na niego patrzył z pytającym wyrazem twarzy. Feliks jednak nie zrobił nic poza tym, że uśmiechnął się do niego czarująco, po czym spojrzał na Michaela, który podszedł do niego i zniknął wraz z nim między drzewami. William kompletnie zdezorientowany nadal patrzył w stronę, gdzie przed chwilą stał czarodziej.
 Nim jednak zdążył się bardziej zastanowić nad całą sytuacją podszedł do niego Ryan i wyszeptał podnieconym głosem, żeby poszli się kochać. Był tak ogłupiały, że poszedł za nim bez słowa sprzeciwu. Kiedy weszli do środka Ryan wpił się w jego usta i zdarł z niego koszulę. William jęknął cicho i oddawał pocałunki nieco chaotycznie nie mogąc włączyć się w tak szybkie tempo, jakie narzucił Ryan. Postanowił więc oddać mu całkowicie inicjatywę, co chłopak przyjął z ogromnym zadowoleniem. Przeszli na łóżko zdejmując po drodze resztę swoich ubrań. Ryan przylgnął całym ciałem do nagiego Willa i zaczął całować go po szyi. William westchnął głośno i rozłożył szerzej nogi, chcąc dać Ryanowi lepszy dostęp do jego ciała. Ten natychmiast się o niego otarł i jęknął mocno podniecony. Przeniósł pocałunki na jego usta a palcami wsunął się w jego miękkie włosy. William leżąc pod nim czuł rosnące podniecenie. Jego penis ocierał się o biodro Ryana. Dotknął dłońmi pleców chłopaka i przesunął je po całej ich długości, aż po pośladki. Ryan zamruczał z aprobatą i spojrzał na niego tym samym przestając go całować.
- Chcę się z tobą kochać. – szepnął. – Chcę… Chciałbym wejść w ciebie, Will. – William patrzył na niego mocno przerażony. Zadrżał na te słowa i wahał się przez chwilę. Kiedy Ryan złapał jego penisa i pocałował go w wrażliwe miejsce za uchem jęknął ponownie i w końcu odpowiedział
- Ja też chcę… - Ryan spojrzał na niego rozognionym wzrokiem, lecz nie powstrzymał się przed żartem.
- Wejść we mnie? – William chcąc wyrazić swoją złość popatrzył na niego groźnie, co w tej sytuacji wyszło raczej żałośnie.
- Bo się rozmyślę. – zagroził. Ryan od razu nieco spoważniał i odpowiedział
- Tego byśmy nie chcieli. – Will zaśmiał się cicho. Zarzucił jedną nogę na jego biodro, a rękami objął kark chłopaka. Ryan wsparł się dłońmi po bokach jego głowy. Wziął do ust dwa palce i poślinił je dokładnie. Przesunął rękę w stronę pośladków przyjaciela i zaczął masować jego wejście. William spiął się lekko. Ostatnim razem kiedy to robili leżał do niego tyłem. Tym razem Ryan patrzył wprost na niego. I widział malujący się strach w jego oczach, którego odzwierciedleniem były spięte mięśnie. Zwłaszcza te wymagające rozluźnienia.
- Odpręż się. – wyszeptał mu do ucha i uśmiechnął się czule. Tak więc William spróbował się odprężyć. Ułożył się wygodniej na poduszkach, ręce położył luźno wzdłuż ciała. Jednak nadal czuł się mało komfortowo, być może był nieco zawstydzony sytuacją.
- Pocałuj mnie. – poprosił cicho. Ryan ucałował go delikatnie mając zamiar się zaraz odsunąć i skupić na pieszczotach, jednak William mu nie pozwolił. Oddał namiętnie pocałunek i widocznie prosił o więcej. Więc Ryan go całował. I nie zaprzestawał przy tym masować jego wejścia. Dziurka powoli się rozluźniała, więc po dłuższej chwili Ryan wsunął w niego jeden palec. William oderwał się od jego ust i złapał go mocniej za trzymane ramiona. Jęknął, kiedy chłopak poruszył palcem. Było to specyficzne uczucie, więc złapał się za penisa i poruszył kilka razy dłonią chcąc odgonić niekomfortowe doznania. Ryan pocałował go w policzek, potem szczękę, brodę, aż zszedł ustami na szyję i zajął się nią przez dłuższą chwilę. Palcem poruszał w przód i w tył. Przestał na moment go całować i ponownie na niego spojrzał, a wtedy William jedną ręką dotknął policzka chłopaka, a drugą przesunął po jego włosach. Zachwycał się tym, jakie były miękkie i przyjemne w dotyku. Ryan uśmiechnął się do niego delikatnie i wolną ręką złapał członka chłopaka. Will oddychał coraz szybciej i co raz podrygiwał.  Kiedy zauważył, że przyzwyczaił się do takiego rozciągania wsunął w niego drugi palec. Chłopak wtedy złapał go za kark i przycisnął do gorącego pocałunku. Poruszył pod nim biodrami. Ryan szukał u niego małego, dającego rozkosz punktu, który zapewniłby im oby stuprocentową pewność zadowolenia i przyjemności. Ryanowi, bo William prędzej by się przygotował na coś dużo większego, a Willowi z wiadomych przyczyn. Tak więc szukał wytrwale, aż nagle William poderwał się lekko i jęknął.
- Eureka. – mruknął zadowolony chłopak, a Will mimowolnie zaczerwienił się mocniej. Ryan polizał jego sutek, a palcami nadal rozciągał jego wnętrze, co raz nacierając mocniej na prostatę. William zaczął jęczeć niemal co chwilę, oddychał coraz szybciej i wił się pod Ryanem, niemo prosząc go o więcej. Ryan w końcu włożył w niego trzeci palec i zaczął go nimi rytmicznie pieprzyć. Ocierał się o niego swoim penisem równocześnie pobudzając mocniej członka Willa. William uniósł głowę, szukając jego ust. Ryan pochylił się nad nim i pocałował go mocno. Wsunął mu przy tym głębiej palce, tym samym wywołując u Willa jęk, który stłumiły jego usta. Książę dotykał go zachłannie gdzie tylko dostały jego dłonie. Po dłuższej chwili Ryan wyciągnął z niego palce i ułożył się wygodniej. Złapał nogi Willa i zarzucił je sobie na biodra. William oplótł go mocno nogami i sapnął, kiedy poczuł czubek penisa Ryana przy swoim wejściu. Chłopak pchnął na próbę, lecz zaraz poczuł opór. Zatrzymał się i spojrzał na Willa. Miał zamknięte powieki i ściągnięte brwi.
- Boli cię? – William uchylił powieki, po czym odpowiedział.
- Nie… Po prostu się denerwuję. – Uśmiechnął się zażenowany. Ryan pocałował go w policzek. Potem szepnął.
- Gwarantuję sto procent przyjemności. – Will zaśmiał się cicho. Nieco drżącym głosem poprosił.
- Przytul mnie, dobrze? – Ryanowi aż serce zadrżało na te słowa. Zanurzony w nim do połowy, pochylił się nad przyjacielem i dał się ciasno objąć ramionami. William odetchnął głęboko i spróbował nieco się rozluźnić. Ryan poruszył się w nim delikatnie, nieznacznie niemal. Powoli ruszał biodrami w tył i przód a ustami wędrował po twarzy, szyi i ramionach przyjaciela. William zaciskał dłonie na jego karku, co raz przesuwał nimi po całej długości pleców chłopaka. Były przyjemne w dotyku, dodatkowo czuł po palcami każdy pracujący mięsień. Ryan przyśpieszył nieco i jęknął, czując ściskające go mięśnie. Działo się tak za każdym razem, gdy uderzał penisem o czułe miejsce w wnętrzu Willa.
-Wcześniej… za… za nic w świecie… nie dałbyś się namówić… – zaśmiał się cicho i wszedł w niego mocniej niż dotychczas. William jęknął głośniej niż zamierzał i zacisnął palce na jego ramionach. Nie odpowiedział, bo Ryan wpił się w jego usta. Zaczął poruszać się dużo szybciej, a co za tym szło płycej. Złapał jego nogę pod kolanem i uniósł ją wyżej, dając sobie lepszy dostęp. Słychać było ich przyśpieszone oddechy i głośne jęki, a także charakterystyczne odgłosy plaskania, kiedy Ryan odbijał się od pośladków Williama. Drugą dłonią złapał go za policzek. Przestał go całować i zawisł nad nim nisko. Był już bliski końca i czuł, że Will też. Po chwili wyszeptał między jękami
- Ach… Chyba… chyba cię kocham, Will. – William miał zaciśnięte powieki. Wydawał z siebie głośne jęki. Nigdy dotąd nie czuł tak ogromnej przyjemności. Chwycił swojego penisa w dłoń i poruszył nim kilka razy. Po chwili poczuł w sobie spermę, jednak nie potrafił się za bardzo skupić. Czuł tylko wszechogarniającą przyjemność. Nagle pomyślał o Feliksie. Jakby to było, gdyby to on doprowadził go do końca. Nieświadomie krzyknął, dochodząc
- Feliks! – Ryan nad nim zastygł z szokiem wymalowanym na twarzy. Wysunął się z chłopaka, kiedy William jeszcze się uspokajał. Ból, jaki poczuł w sercu zaraz zmienił się w wściekłość. Sięgnął po swoje ubrania i zaczął je na siebie wkładać. William otworzył oczy i kiedy dostrzegł, co robi Ryan, oprzytomniał. Przeszył go zimny dreszcz.
- Ryan, tak mi przykro ja… - Nie wiedział, co mógłby powiedzieć. Było mu tak bardzo wstyd. Czyżby Ryan powiedział mu, że go… kocha? Był zdrowo przerażony. – Przepraszam cię. – Dotknął ręką jego ramienia, ale chłopak strącił jego dłoń i powiedział
- Nie dotykaj mnie. – Wstał z łóżka i zapiął spodnie. Zaczął wkładać koszulę, po czym znowu się odezwał. – A ja głupi myślałem, że może… że może w końcu coś do mnie poczułeś. – spojrzał na niego z niewypowiedzianym wyrzutem. William poczuł pod powiekami zbierające się łzy. Pociągnął nosem i sam zaczął się ubierać. Nie zamierzał pozwolić Ryanowi wyjść samemu w ciemną noc. – Jestem beznadziejny. – William wciągnął na siebie spodnie.
- Wcale nie, Ryan! To ze mną jest coś nie tak! Przysięgam, to z tobą chciałem się kochać, nie myślałem o nim nawet przez chwilę. Dopiero pod koniec jakoś tak, ale sam nie rozumiem, dlaczego! – Ryan wyszedł z namiotu, a William poszedł w ślad za nim. Ryan zatrzymał się na moment i warknął mu prosto w twarz.
- Powiedzieć ci, dlaczego? Bo cię cholernie jara. – Ponownie ruszył przed siebie. William ledwo za nim nadążał, dodatkowo nie szło mu się najlepiej po tym, co robili. Skrzywił się mocno, pragnąc tylko jakoś przeprosić chłopaka. Miał nadzieje, że mu się uda. Ale jak to mówią, nadzieja matką głupich. William zauważył, że niebezpiecznie oddalają się od obozu. Złapał chłopaka za ramię, bo poczuł energię bariery, która promieniowała już niedaleko. Ryan wyszarpnął się z uścisku i odwrócił w jego stronę. – Tak serio, Will. Wiązałeś ze mną jakieś konkretniejsze plany? – William nie wytrzymał jego spojrzenia. Poczuł spływające po policzkach łzy. Spojrzał w bok, po czym odpowiedział łamiącym się głosem.
- Ja… nigdy nie pragnąłem nikogo innego. – Ryan zaśmiał się gorzko i rzucił drżącym od emocji głosem.
- Aż do teraz. – Ruszył przed siebie. Nie reagował na wołania Williama i prośby by się zatrzymał pod pretekstem, że gdy minie barierę nie będzie już pod ochroną magii. Jednak był tak bardzo wściekły i rozgoryczony, że kompletnie nie zwracał na to uwagi. Kiedy minął barierę poczuł intensywne mrowienie. Było ciemno, jednak światło księżyca oświetlało mu nieco drogę.
- Ryan wracaj! Przepraszam cię! – Próbował użyć magii, ale tak jak wcześniej nie działała ona na chłopaka. Czuł się tak okropnie! W dodatku był kompletnie bezradny. Nie widział za wiele a sylwetka chłopaka coraz bardziej się oddalała. Usłyszał znajome wycie. Zadrżał gwałtownie na całym ciele. –Ryan, błagam cię, wracaj! – Jednak nic tym nie wskórał. Po chwili ciężkiej, złowróżbnej ciszy usłyszał przejmujący krzyk chłopaka. Przeraził się nie na żarty. Chciał ruszyć za nim, ale poczuł czyjąś rękę na ramieniu. Odwrócił głowę i dostrzegł przerażonego Elarena. Ciężko oddychał, więc musiał biec. William chciał mu się wyrwać, ale ten mu na to nie pozwalał.
- Elaren! Puść, muszę mu pomóc! – Chłopak przycisnął go do siebie od tyłu.
- Książę, oni tylko na to czekają! Nie możesz! – William jednak nie przestawał się wyrywać. Nagle usłyszał głośny krzyk Ryana.
- William nie! To zasadzka! – Will przestał wyrywać się Elarnowi. Zaczął za to płakać nawet nie usiłując się powstrzymać. Nagle zobaczył na tle ogromnego, białego księżyca wznoszącego się potwora z swoich koszmarów, który trzymał Ryana w szponach i odleciał wraz z nim w kierunku miasta.
- Ryan! Nie!!! – Potem wszystko działo się jak w zwolnionym tempie. Ktoś przybiegł, potem odprowadzili go do jakiegoś namiotu. Widział przed sobą Feliksa, ale nie miał siły z nikim rozmawiać. Powiedział tylko
- Ryan zginie, prawda? To wszystko moja wina. – Po czym ukrył twarz w dłoniach i ponownie się rozpłakał. 

Przełomowy rozdział. :D Troszkę napompowany akcją. Być może niektórzy się tego nie spodziewali, albo wręcz przeciwnie, po przemyśleniach Claudiusa z poprzedniego rozdziału nabierali podobnych podejrzeń. W każdym razie zapas mam już całkiem spory, więc być może uda mi się dodawać co najmniej dwa razy w miesiącu. Pozdrawiam!

1 komentarz:

  1. Scena łóżkowa Ryana x Will.≖_≖ Moje klimaty. Czytam dalej...
    (╯°□°)╯︵ ┻━┻

    OdpowiedzUsuń