Enjoy! Z dedykacją dla Neko Usagi <3
Rozdział 7
Wielki zamek. Ogromna komnata. Duże łoże.
– Mocniej! – krzyknął ciemnowłosy młodzieniec. Leżał na brzuchu, a
jasnowłosy wampir wchodził w niego bez opamiętania.
– Książę, a jeśli zrobię ci krzywdę? – wydyszał wampir, mimo to
wchodząc w niego brutalnie. Zaowocowało to głośnym jękiem chłopaka pod nim,
który zaciskał dłonie w pięści na materiale skołtunionego prześcieradła.
– To rozkaz Dymitr! Szybciej do cholery! – Wypiął się bardziej w jego
stronę, umożliwiając mu tym samym wykonanie nadanego przez siebie polecenia.
– Oh, myślałem, że do dupy – zaśmiał się cicho, wywołując u chłopca dreszcze,
gdy dmuchnął na nagą skórę ciepłym powietrzem. Dymitr pochylił się nad nim,
wtulił twarz w kark chłopaka i gwałtownie przyśpieszył, chcąc doprowadzić ich
do końca.
– Bardzo… kurwa… zabawne. Zaraz mi kutas eksploduje. – Dymitr złapał
jedną dłonią jego ramię. Nie przestawał przy tym go rżnąć.
– Zaskakuje mnie twoja umiejętność wymawiania trudnych słów zaraz
przed wytryskiem. – Dymitr, jako że jest wampirem nie czuł zmęczenia, więc mógł
mówić ile tylko zapragnął. To już w głowie drugiej osoby by na moment przed
orgazmem rozumiała, co do niej mówił. Jednak książę od zawsze był bardzo
pojętną osobą.
– Dymitr, kurwa… - Chłopak pragnął dotknąć swojego spuchniętego
penisa, ale nie miał do niego dostępu. Musiał zadowolić się szurającym o niego
prześcieradłem.
– Żadnej nie widzę, paniczu. – Nagle do uszu wampira dotarł głośny
krzyk, oświadczający wszem i wobec, że książę Patrick, syn Jamesa II,
poprzedniego władcy królestwa, bratanek obecnego króla, Victora i konkurujący z
młodszym bratem o tron, doszedł. Dymitr poruszał się jeszcze chwilę w
wymęczonym wnętrzu chłopaka, zanim sam nie doszedł.
Był to poranek. Dymitr odwiedził swojego podopiecznego, jak to miał w
zwyczaju po swoich nocnych eskapadach. Nadal leżeli zawinięci w pościel.
Wyglądali naprawdę słodko. Bo i Dymitr nie wykazywał cech aktywa, tak i Patrick
specjalnie męski nie był. Jednak wampir na swoje przeszło dwa tysiące lat
odgrywał w swoim życiu różnorodne role.
-Szukałem cię wczoraj. Gdzie byłeś? – zapytał Patrick wampira, który
postanowił rozłożyć się na jego piersi. Snuł palcami wymyślne wzorki na brzuchu
księcia i nie wyglądało na to, by palił się do odpowiedzi.
– U Michaela? – zapytał spokojnie chłopak. Wiedział o nieszczęśliwej
miłości Dymitra. Oczywiście znał sprawę w takiej postaci, jaką przedstawił mu
któregoś dnia sam Dymitr. I choć to, co mu powiedział nie było kłamstwem, to
zostało pominięte w kilku szczegółach. Na przykład w tym, że Dymitr jest
szpiegiem rebeliantów. Wampir poruszył się niespokojnie, po czym cicho
odpowiedział
– Nie. – Patrick czując, że coś jest nie tak, postanowił drążyć temat.
– Więc co robiłeś? – Nie słysząc nadal odpowiedzi, chwycił mężczyznę
za rękę. – Wiesz, że możesz mi powiedzieć. – Dymitr po chwili uniósł się i
usiadł na kostkach, patrząc w twarz Patrickowi. Kiwnął lekko głową na
potwierdzenie. Po chwili niespiesznie zaczął tłumaczyć.
– Zapewne słyszałeś, że twój brat pojawił się w Sarihmas. – Patrick
kiwnął głową na znak potwierdzenia. Więc Dymitr kontynuował. – Znasz
przepowiednie Patrick. – Powiedział poważnie. Sam książę jakby skamieniał,
przewidując, jakie mogą być dalsze słowa Dymitra. – Pomyślałem, że może
przeniesiesz się gdzieś ze mną. Dyskretnie. – Patrick wpatrywał się w niego z
przerażeniem. Nie wiedział, jak zareagować. Owszem, znał przepowiednie. Na
pamięć. Kiedy znajdzie się ten, którego
ojciec przez nienawiść zgubił, odnajdzie go miłość, dzięki której wolność dla
znienawidzonych kupi.
– Ja… Dymitr, ale co z Claudem? – Claudius Moliere. Potępiony anioł.
Upadły. Przepełniony na wskroś nienawiścią. I co najlepsze - kochanek Patricka.
Dymitr drgnął i podsunął się do niego, wplatając dłoń w jego włosy i patrząc na
niego roztrzęsionym spojrzeniem.
– Dobrze wiesz, że jego nie przekonasz. Zresztą, nikogo stąd nie
przekonasz. A przepowiednie zawsze się spełniają, Patrick. – Chłopak przeniósł
spojrzenie na swoje dłonie, zupełnie zagubiony. To była zapowiedź wampira.
Zapowiedź, że wkrótce stąd odejdzie. Nie wiedział, co odpowiedzieć. Nie chciał
odchodzić, bał się. Ale wiedział, że jeśli nie pójdzie z Dymitrem, straci
jedynego przyjaciela, który będzie w stanie mu pomóc. Poza tym, Claude. On…
Jednak nie było mu dane odpowiedzieć na pytanie wampira. Do jego
komnaty wkroczył Claudius. Rozwścieczony. Ruszył w stronę Dymitra i zamierzył
się na niego, by wymierzyć mu mocny cios prosto w twarz. Dymitr jednak
uskoczył, cofając się w wampirzym tempie pod ścianę. Rzucił ostatnie błagalne
spojrzenie Patrickowi, lecz ten, gdy tylko podniósł się z łóżka, został złapany
w silny uścisk Claudiusa. Mężczyzna chwycił go za włosy, ciągnąc jego głowę przy
tym do tyłu. Chłopak jęknął boleśnie.
– Claude, co robisz?! Puść… – Mężczyzna mierzył się wzrokiem z
Dymitrem, a po chwili niemal zasyczał Patrickowi do ucha
– Chciałeś uciec… Ty cholerny gnojku. Chciałeś mnie zostawić! – Odepchnął chłopaka tak mocno, że ten
zatrzymał się na komodzie stojącej jakieś trzy metry od nich. Podszedł do niego
szybko i podciągnął go do góry, patrząc na niego ze złością i… żalem? Uderzył
go z otwartej dłoni w twarz.
– Nie wolno ci go bić, zasrańcu! – krzyknął zdrowo przestraszony
Dymitr. Wszyscy mówili, że Claudius wraca dopiero za dwa dni. To zupełnie
pokomplikowało jego plany.
– A tobie nie wolno go pieprzyć. On jest mój! – warknął i ruszył na
Dymitra. Jego skrzydła były całkiem rozpostarte, co oznaczało, że Claude nie był
w zbyt dobrym humorze. Dymitr ponownie mu umknął, chcąc dostać się do Patricka,
by wraz z nim się aportować. W chwili, gdy to mu się udało, krzyknął
– Złap mnie za rękę! – Patrick był cały zapłakany. Spojrzał na niego
spanikowany.
– Nie, Dymitr! Przepraszam, nie mogę. Uciekaj! – Wampir wpatrywał się
w niego z przerażeniem i widząc, że nic nie wskóra, teleportował się z
trzaskiem. Patrick spojrzał wilgotnym spojrzeniem na Claudiusa. Bał się jego
reakcji. Jednak ten podszedł do niego z dziwnym wyrazem twarzy. Przyklęknął
przy nim i wziął go na ręce. Książę cały się trząsł, w końcu wcisnął twarz w
jego szyję i załkał głośno. Mężczyzna zaniósł go do łóżka. Przykrył Patricka
kocem, który zdjął z fotela stojącego niedaleko drzwi od balkonu. Usiadł przy
nim i zaczął głaskać go po głowie, przygładzając pomierzwione włosy. Patrick
nadal cicho płakał, nie mógł przestać.
– Dlaczego mi to robisz? – Nie otrzymując odpowiedzi od odwróconego do
niego tyłem chłopaka kontynuował. –
Wiesz, że przy mnie nic ci nie grozi. – Książę jednak nie reagował. Szlochał
cicho w poduszkę. Po chwili mężczyzna położył się za nim i przylgnął do
odsłoniętych pleców chłopca. – Mój piękny książę. Spójrz na mnie. – Patrick
zadrżał czując na ramieniu chłodną rękę mężczyzny.
– Obiecałeś, że więcej mnie nie uderzysz. – Claudius skrzywił się.
Słowa chłopaka nie były mu na rękę. Złapał go za ramię i delikatnie odwrócił w
swoją stronę. Zaczerwienione i mokre od łez spojrzenie chłopaka spoczęło
niepewnie na stalowych oczach Clauda, które wyrażały poczucie winy. Mężczyzna
był widocznie zawstydzony swoim zachowaniem. Przyciągnął roztrzęsione ciało
chłopca do siebie. Patrick dał się przygarnąć, ale sam nie zrobił nic. Po
prostu oparł głowę o pierś mężczyzny i leżał przy nim, powoli się uspakajając.
Claude głaskał go po włosach, drugą ręką masował potłuczone plecy księcia.
Szeptał do niego. Jak zaklęcie powtarzał, że go kocha.
***
Claude spędził w zamku kilka następnych dni. Niemal cały ten czas
przeznaczył dla Patricka, pragnąc go jakoś udobruchać. Był, jak na niego,
niepokojąco uprzejmy. I zabawny. Zagadywał chłopaka, choć wcześniej sytuacja
była kompletnie odwrotna i to książę musiał ubiegać się o uwagę mężczyzny.
Przez dwa pierwsze dni Patrick był kompletnie apatyczny. Dawał się
całować, przytulać, dotykać, ale kompletnie nie reagował na żadne pieszczoty.
Kiedy trzeciego dnia Claude zabrał go na przejażdżkę konną, chłopak odrobinę
się rozentuzjazmował. Zaczął pytać o różne kwestie, gdyż wybrali się nad rzekę
Voron, wokół której rozpościerały się wysokie, strzeliste góry.
– Mieszkają tu jakieś konkretne stworzenia? – Claude zdrowo ucieszony
odpowiadał mu z lekkim uśmiechem na ustach.
– Owszem, skrzaty, które nie sprzymierzyły się z powstańcami nadal
zamieszkują te tereny. – Patrick jechał równo z nim. Nie spieszyli się.
Właściwie Claude nadawał tempo i dzięki temu mógł swobodnie rozmawiać z
chłopakiem i pozwolić mu przyglądnąć się okolicy. I Patrick korzystał. Pełną
parą.
– W tych jaskiniach? – Pytając, dłonią wskazał jedną z ciemnych
szczelin znajdujących się na wysokości około czterech metrów od poziomu rzeki.
Claude przyglądał się mu, widząc, że nareszcie otrzymuje pożądane efekty.
– Tak. Skrzaty, jak zapewne wiesz, to dość pospolite stworzenia. Nie
szukają wygód. – Patrick kiwnął głową. Po chwili Claude zaproponował, by
zatrzymali się pod jednym z drzew. Rosła tam gładka trawa, a drzewa dawały
kojący cień. Dzień był na tyle ciepły, że obaj zapragnęli
odpocząć. Patrick przywiązał konie kilka metrów od nich, by mogły poskubać
trawy, a w tym czasie Claude rozsiadł się wygodnie, opierając głowę o pień
drzewa. Kiedy Patrick się odwrócił z zamiarem zajęcia jakiegoś miejsca, Claude
poklepał miejsce obok siebie. Po chwili wahania Patrick ostatecznie usiadł przy
nim, mimowolnie stykając się z nim ramieniem i udem. Claude napił się trochę
wody z bukłaka. Gdy skończył, podał pojemnik chłopakowi. Ten przyjął go i sam
nieco ukoił pragnienie. Zaschło mu w gardle, dzisiaj było wyjątkowo ciepło.
Panowała między nimi cisza. Przez kilka minut. Dłużących się
niemiłosiernie minut. W końcu jednak Patrick zagadnął Claudiusa, kiedy ten
wyjeżdża. Nie otrzymał jednak jednoznacznej odpowiedzi. Tym razem Claude
zapytał chłopca o lekcje i nauczycieli. Często go o to pytał, z racji, że w
wielu kwestiach jego wuj kompletnie o tym nie myślał, tym samym zaniedbując
Patricka. I jak do tej pory najczęściej zajmował się tym Dymitr, tak teraz
Claude czuł powinność , by zatroszczyć się w tej kwestii o księcia. Patrick
oczywiście zapewnił go, że wszystko w porządku. Opowiedział nawet jakąś
anegdotkę związaną z lekcją astronomii. Czas płynął im całkiem spokojnie. Co
raz Claude odgarniał z twarzy Patricka zbłąkane kosmyki włosów, poprawiał mu
kołnierzyk, mankiet, muskał palcami jego policzek czy dłoń. I nie umknęło to
uwadze Patricka, który czuł się mile połechtany takim wyjątkowym traktowaniem.
W pewnym momencie Patrick zaśmiał się głośno z żartu mężczyzny. Patrzył na
niego rozbawiony, po czym obaj usłyszeli szelest w pobliskich krzakach.
Zwrócili czujne spojrzenie w tamtą stronę. Claude podniósł się, po czym
ostrożnie ruszył w stronę źródła hałasu. Ten moment później ustał, mimo to
mężczyzna czuł, że cokolwiek to było, nadal tam siedziało. Patrick szedł zaraz
za nim i czuł wspinające się po plecach napięcie. Spodziewał się najgorszego.
Mieszaniec.
Nie mylił się. Kiedy Claude wyciągnął rękę, by odsunąć gałęzie krzewu,
mały chłopiec wyskoczył prędko, chcąc uciec. Jednak mężczyzna zdążył złapać go
za ramię i powstrzymać przed ucieczką. Chłopiec wyrywał się, ale nie był w
stanie wyrwać się Claudiusowi.
– To elf – odezwał się drżącym głosem Patrick.
– Nie tylko. – Dziecko zaczęło mimowolnie płakać. – Gdzie twoi
rodzice? – Chłopiec przez ściśnięte gardło odpowiedział
– N-nie żyją. – złapał za rękę Claude, próbując poluźnić ucisk jego
dłoni na swoim przedramieniu. Jednak bez większych rezultatów. Po chwili Claude
wyciągnął zza pasa nóż i przyłożył go do szyi chłopaka. Dziecko zaczęło dławić
się łzami i nadal próbowało się wyszarpnąć, jednak bez większych rezultatów.
– Claude! – krzyknął Patrick, i ruszył w jego stronę. Gdy jednak
napotkał zimne spojrzenie mężczyzny zatrzymał się jak wryty.
– To mieszaniec. – Patrick podszedł do niego i złapał go za rękę, w
której trzymał sztylet.
– To dziecko! – Mężczyzna jednak nie ustępował. Podobnie jak Patrick.
Nadal wpatrywał się błagalnie w oczy kochanka. Nie chciał widzieć śmierci
niewinnego dziecka. Przerażało go to.
– Puść mnie, Patrick. – Chłopak nie posłuchał go. Chwycił go nawet
mocniej i wydusił: – Proszę cię. To bezbronne dziecko.
– Walczyli ze sobą na spojrzenia. W końcu Claude wypuścił sztylet z
dłoni i poluźnił ucisk na ręce dziecka. Malec od razu to wykorzystał,
puszczając się biegiem w gęstwinę. Mężczyzna westchnął ciężko przymykając
jednocześnie oczy, a po chwili poczuł zaciskające się na jego szyi znajome
ramiona. Miękkie włosy połaskotały go po szyi, kiedy książę wtulił w nią swoją
twarz. Nieco zdezorientowany uchylił powieki i zerknął w dół, dostrzegając
przytulonego do niego Patricka. Uśmiechnął się lekko. Patrick odchylił twarz i
pocałował go mocno. Drżał nieco. Claude objął go delikatnie i oddał pocałunek.
– Wszystko okej? – Patrick nie odpowiedział, za to wpił się w jego
usta mocniej i wsunął mu język między wargi. Serce biło mu jak szalone.
Przejechał dłońmi po umięśnionych ramionach Claudiusa. Otarł się przodem spodni
o jego biodro i westchnął w jego usta.
– Wracajmy. – szepnął, spoglądając mu w oczy pożądliwym spojrzeniem.
Wiedział, że Claude nie jest taki, jak Dymitr mu mówił. I teraz miał tego
pewność.
***
Wszedł w niego płynnym ruchem. Patrick krzyknął zaskoczony. Nie
spodziewał się, że tak szybko przejdą do meritum. Zacisnął palce na napiętych
ramionach Claude i poruszył mocno biodrami pod nim, nie zaprzestając przy tym
wydawania dzikich dźwięków. Mężczyzna nie próżnował, bynajmniej. Oparł nogi
chłopaka o swoje uda i na klęczkach posuwał go rytmicznie, oddychając szybko.
Nie mówił za wiele. Jednak na ustach tkwił mu zadowolony uśmieszek.
Kiedy skończyli Patrick zasnął wtulony w pościel. Claude leżał przez
jakiś kwadrans przy nim. Później jednak udał się do łaźni, by obmyć się przed
wizytą u Victora. Odświeżony i gotowy obrócił się jeszcze do kuchni, by
poprosić o przygotowanie dla niego
kolacji. Potem udał się już do króla, który jak się okazało spędzał wieczór w
bibliotece. Claude nie wiedział, czy władca jest tam sam, czy też ktoś mu
towarzyszy. Mimo wszystko, poszedł ostatecznie w pożądane miejsce i zapukał w
mosiężne, ciężkie drzwi. Odpowiedział mu stłumiony, znajomy głos króla. Samego
Victora. Claude uchylił drzwi i wszedł do środka. Ukłonił się i spytał
– Wzywałeś mnie, panie? – Król nie podniósł wzroku znad rozłożonych na
stole pergaminów. Pokiwał tylko powoli głową. Podpierał jedną dłonią głowę,
trzymając ją za podbródek. Był widocznie głęboko zamyślony. Claude, jak niemal
zawsze z resztą, był nieco skołowany. Nie wiedział, co zrobić, czy stać w
miejscu pod drzwiami, czy podejść do króla i jakoś zwrócić na siebie większą
uwagę. Ostatecznie nie zdążył zrobić nic, gdyż Victor go uprzedził i wstał z miejsca.
Podszedł do ogromnego okna. Po chwili, cały czas patrząc na rozległy krajobraz
królestwa, przywołał go gestem dłoni. Claude podszedł do niego i stanął przy
nim, również zwracając wzrok na obraz za szybą.
– Wiesz, gdzie jest Dymitr, Claudiusu? – Claudius wiedział. Jednak
obiecał Patrickowi, że nie powie o tym Victorowi. A jako że musiał nazbierać
sobie plusów u księcia, dochował tajemnicy i odpowiedział królowi
– Nie wiem, panie. Zapewne niedługo wróci. – Król westchnął ciężko.
Przesunął dłonią po parapecie, po czym przysunął ją bliżej oczy, chcąc
sprawdzić czy nie ma na niej śladów kurzu. Był perfektcjionalistą.
– Ruszysz za nim, by go odnaleźć. Obawiam się, czy za sprawą jego
zniknięcia nie stoją przypadkiem buntownicy. – Claude uśmiechnął się ironicznie
pod nosem, jednak szybko się opanował nie chcąc wzbudzać niepotrzebnych
wątpliwości u władcy. – Poza tym bardzo dobrze opiekował się moim bratankiem.
Patrick był przy nim pokorniejszy. Zależy mi, by się odnalazł. Myślę, że mogę
na ciebie liczyć, Claudiusu? – Zadając owe pytanie popatrzył swoimi niezdrowo
błyszczącymi oczami na mężczyznę. Claude poczuł dreszcze przebiegające mu przez
plecy. Kiwnął jednak głową i rzucił władcy lekki uśmiech.
– Oczywiście, panie.
***
Claude doskonale wiedział, że nie będzie szukał Dymitra. Zasraniec
uciekł na jego oczach i doskonale wiedział, co było tego powodem. Musiał jednak
przynajmniej sprawić wrażenie, że poszukuje wampira, więc zebrał kilkoro swoich
ludzi i pożegnawszy się z Patrickiem, ruszył.
Przeczesywali pobliskie tereny, odwiedzali gospody, by odnaleźć
wampira. Claudiusa irytowało to, że marnuje czas na coś równie bezsensownego,
jednak nie zamierzał narzekać, by nie wzbudzać niepotrzebnych wątpliwości wśród
swoich ludzi. Nie chciał mówić Victorowi prawdy, ten był już wystarczająco
znerwicowany.
Po paru dniach poszukiwań, zapuścili się w teren zajmowany przez rebeliantów.
Było późne popołudnie, więc postanowił nakazać rozłożyć namioty i czatować w
razie, gdyby mogli liczyć na jakiegoś zbłąkanego buntownika, który zapuściłby
się poza bariery obozu.
I tak obserwowali, czając się wraz z Perossami w gęstym lesie. Claude
nie miał pojęcia, że zdobycz przebije wszelkie jego oczekiwania.
JEJ <3 Dzięki <3 Specialnie narysjue ci rysunek na bloga (już to pisze 3 raz XDD)
OdpowiedzUsuńja tego nadal w powiadomieniach nie widzę, co jest to nie wiem xD Nie mogę się doczekać! :3 Wszystkie prace znajdą swoje miejsce w zakładce "Galeria" :D
OdpowiedzUsuńMówiłam już, że uwielbiam Dymitra? Tak? Trudno. Powtórzę. KOCHAM DYMITRA <3
OdpowiedzUsuńnie ma to jak mieć 2000 lat na karku i nadal posiadać poczucie humoru. xd
UsuńNo super jaka zdobycz, znowu kończy się w takim momencie to powinno być karalne...
OdpowiedzUsuńhahahaha, muszę jakoś zachęcać do dalszego czytania! ;) to na razie działa, więc liczę, że karalne nie będzie, bo inaczej mogę bardzo źle skończyć... :x :D
Usuń