czwartek, 26 lutego 2015

Trening, smok, zraniony Ryan


Rozdział 6

- William! – krzyknął Feliks na chłopaka, kiedy ten nie zdążył wykonać bloku przed ciosem czarodzieja. Feliks w ostatniej chwili zdążył zatrzymać swoją pięść cal od nosa Willa.
- Przepraszam! – wykrzyknął. Miał rozszerzone w przestrachu oczy i uchylone usta. Ciężko oddychał.
Ćwiczyli od przeszło dwóch godzin, intensywnie należy dodać. Od ich przybycia tutaj minęły trzy dni. Cały ten czas upływał Willowi na nauce; jeśli nie walki wręcz, to umiejętności magii. Po tak długich i męczących ćwiczeniach padał wieczorem na łóżko po odświeżającej kąpieli i od razu zasypiał.
- Wystarczy. Idź weź prysznic. – Zaskoczony chłopak ostatecznie tylko przytaknął i poszedł do łazienki. Kiedy już wychodził i dopiero co zaczął wycierać się ręcznikiem, usłyszał pukanie.
- Mogę? – Usłyszał stłumiony głos Feliksa.
- Tak, proszę – odpowiedział, nieco zawstydzony. Ledwo owinął się jeszcze ręcznikiem wokół pasa i ujrzał w drzwiach czarodzieja. Można powiedzieć, oczarowanego czarodzieja. Pożerał Willa wzrokiem, jednak zdając sobie sprawę z zaistniałej sytuacji, odłożył jakieś złożone równo ubrania i pośpiesznie wyszedł z zaparowanej łazienki, mrucząc pod nosem, by włożył przygotowane ubrania.  William uśmiechnął się. Wyszczerzył się jak szaleniec, śmiejąc się w duchu zadowolony z siebie. Mrugnął do swojego odbicia w lustrze, nie przestając czuć ogarniającego go samozadowolenia. Rozczesał palcami mokre, ciemne kosmyki, po czym wciągnął na siebie przyniesione przez czarodzieja ubranie. Utrzymane w dość jednolitej barwie, mianowicie ciemnozielonej. Wyszedł z łazienki i ruszył w stronę sypialni, mając nadzieje, że tam znajdzie mężczyznę. I nie mylił się. Feliks stał przodem do okna, przebrany i widocznie odświeżony. Will odchrząknął lekko, by zwrócić na siebie uwagę odwróconego do niego tyłem mężczyzny. Feliks spojrzał na niego i uśmiechnął się lekko. Z jego wcześniejszego zakłopotania nie pozostało ani śladu.
- Dokąd pójdziemy? – zapytał Will, kiedy Feliks podszedł do szafki pakując jakieś swoje notatki do torby.
- Do mędrca – wyjaśnił krótko, nie zaprzestając powolnej czynności. Kiedy skończył, przewiesił torbę przez ramię, po czym dodał patrząc już na chłopaka. – Powinieneś wiedzieć, że mędrzec jest smokiem. – Will sapnął, zdrowo zaskoczony. Wcześniej wyobrażał sobie go jako starego mężczyznę, z długą brodą, otoczonego kadzidełkami i innymi ciekawymi ziółkami. W końcu każdy mędrzec potrzebuje natchnienia. – Mieszkają w okolicy również inne smoki. Przeniesiemy się do innego wymiaru, tam czas również płynie inaczej, więc gdy wrócimy tutaj, miną prawdopodobnie dwa, trzy dni.
- A ile spędzimy tam czasu? – zapytał nieco zaniepokojony Will.
- Przy dobrych wiatrach, kilka godzin, tak sądzę. – Will potaknął, nadal nieco oszołomiony nowymi informacjami. Mimo wszystko, nic już nie mówił, tylko pozwolił objąć się Feliksowi i razem aportowali się do niesamowitej krainy Sanros, królestwa smoków i ich wspaniałego władcy, Pirstisa.

***


Wylądowali. William rozejrzał się i dostrzegł, że stoją na skraju wysepki, a zaraz pod nią znajduje się przepaść. Przerażony cofnął się gwałtowanie, przez co wpadł prosto na Feliksa, lądując w jego ramionach.
- W porządku? – zapytał chłopaka nieco zaniepokojony. William potaknął gorliwie głową, po czym odsunął się niepewnie od czarodzieja i stanął obok, choć nadal blisko mężczyzny.
- To tutaj? – Feliks przytaknął, po czym ruszył, dając mu znak ręką, by szedł za nim. Wspinali się przez kilkanaście minut wzdłuż wapiennych skał, łapiąc się rosnących pni drzew lub bujnych gdzieniegdzie kęp trawy. W końcu dotarli przed wnękę jakiejś ogromnej jaskini. Po chwili pojawił się przed nimi sporych rozmiarów skrzydlaty jaszczur, od razu kłaniając się nisko.
- Witam, Feliksie. – Czarodziej kiwnął mu głową, gdy ten uniósł na niego swoje ogromne, złote oczy.
- Witam również czcigodnego księcia. Jestem Gael, doradca naszego króla, Pirstisa. –  William również lekko mu się ukłonił, posyłając stworzeniu lekki uśmiech.
- Miło mi cię poznać – powiedział. Gael zaprosił ich do wnętrza jaskini. Przechodząc przez kolejne pomieszczenia, Will widział różne smoki. Jedne były imponujących rozmiarów, inne zdecydowanie mniejsze. Jeszcze inne posiadały odmienne kolory, od złocistych, po bardziej matowe, brązowe, nawet czarne. Gael poinformował ich, że komnata Pirstisa znajduje się na samym końcu ich rezydencji, więc musieli przejść przez całą jaskinię, a ta była naprawdę imponujących rozmiarów. Dotarli po jakimś czasie mijając przyglądające się im jaszczury, pod ogromne, naprawdę zdumiewających rozmiarów dwuskrzydłowe drzwi. Po chwili rozwarły się przed nimi, a Gael dał im znać, by weszli do środka. Jak i w wszystkich poprzednich pomieszczeniach, tak i tu nie odznaczała się ta komnata niczym konkretnym.
- Pirstis zjawi się już niedługo. Może życzycie sobie czegoś do jedzenia bądź picia? – Feliks odmówił mu grzecznie. Razem z Williamem zbliżyli się nieco do legowiska tutejszego władcy, mającego prawdopodobnie charakter ludzkiego tronu. Will na samą myśl o rozmiarach gada dostawał dreszczy, bowiem jego legowisko było naprawdę gigantyczne. Ich kroki odbijały się echem po ogromnym pomieszczeniu, a w chwili, w której przystanęli, z wnęki obok wyleciała skrzydlata bestia, rozmiarem przewyższająca pozostałe smoki nawet trzykrotnie.
- Nareszcie Feliksie – oznajmił smok grubym, potężnym głosem. Ułożył się w swojej loży wygodnie i odsapnął ciężko. – Witaj książę. Jak ci się podoba w moim królestwie? – Will odetchnął cicho i odpowiedział:
- Szczerze mówiąc, nie miałem jeszcze okazji go zwiedzić. – Smok kiwnął głową w zrozumieniu, po czym spojrzał na Feliks i rzekł:
- Więc, kiedy już uporamy się z wszystkimi formalnościami, rozumiem, że Feliks będzie skory pokazać ci krainę Sanros od jak najlepszej strony. – Czarodziej otworzył usta, chcąc zaprotestować. Jednak Pirstis nie dał mu tej możliwości, kontynuując. – Książę, podejdź do mnie proszę. – William spojrzał pytająco na Feliksa, a ten kiwnął mu lekko głową, posyłając lekki uśmiech. – Rozepnij proszę koszulę. – Will zaczął rozpinać guziki, po czym słysząc kolejną prośbę smoka, zdjął ją z siebie. Kiedy Pirstis zobaczył naszyjnik, poruszył nieco głową, jakby w zamyśleniu, po czym zwrócił się do Feliksa:
- Nie sądzisz Feliksie… - Czarodziej przerwał mu, mówiąc:
- Zastanawiałem się nad tym i przyznaję, że nie jestem pewien, czy nie zdejmując uprzednio medalionu osiągniemy pożądane skutki. – William odwrócił się do Feliksa, po czym po chwili wahania zapytał nieco drżącym głosem. Było mu zimno i miał gęsią skórkę.
- Rosa mówiła, żebym… – Feliks uspokoił go, unosząc lekko rękę. Podszedł do chłopaka i rozpiął mu zapięcie, dotykając przy tym chłodnymi palcami wrażliwej skóry Williama. Czarodziej wypuścił ciepłe powietrze przez usta wprost na jego kark, przez co William lekko zadrżał. Nie uszło to uwadze Feliksa. Całej sytuacji spokojnie się przyglądał Pirstis, wyciągając dość jednoznaczne wnioski. Uśmiechnął się jedną stroną swojej smoczej twarzy, co dodało mu groźniejszego wyglądu.
- Jestem tu z tobą. Możesz być spokojny. – William zaczerwienił się lekko, słysząc słowa mężczyzny. Kiwnął głową i rzucił mu zakłopotany uśmiech. Smok nakazał Williamowi zbliżyć się i dotknąć dłonią miejsca, w którym znajdowało się serce gada. Nagle William poczuł, jakby przez całe jego ciało przeszedł prąd. Słyszał, widział, czuł. Przeraziła go intensywność tego wszystkiego. Obrazy, jakie przelatywały mu przed oczami; momentami przedstawiające piękne równiny i wzgórza, lasy, polany, różne nieśmiałe stworzenia, które spłoszone postanowiły mu umknąć; ale też pełne zgrozy, ilustrujące okrucieństwo wojny, tortury i inne przerażające sceny. Słyszał różne imiona, a wraz z nimi przedstawiały mu się związane z nimi osoby ukazane w różnych momentach, jedne uśmiechnięte, pogodne, inne zaś widocznie wrogo nastawione, zezłoszczone. Czuł, jak wszystko mu się układa w jedną całość, poznawał słowa, których wcześniej nie znał, widział przeróżne stworzenia i od razu miał pojęcie czym one są. Zaczynał wszystko rozumieć. Widział Sarihmas. I wiedział, jakie ono jest.
Otworzył oczy. Zakręciło mu się w głowie, jednak udało mu się utrzymać równowagę, bo wciąż trzymał przytkniętą rękę do łuskowatej skóry smoka.
- W porządku? – usłyszał nieco stłumione słowa Feliksa. Nadal szumiało mu w głowie, ciągle słyszał teraz lepiące się ze sobą słowa. Zabolała go głowa, więc skrzywił się mocno i pochylił do przodu, przyciskając dłoń do czoła. Czuł, jakby głowa miała mu pęknąć od nadmiaru informacji. Zachwiał się niebezpiecznie, jednak dzięki pomocy Feliksa, który przytrzymał go w pionie, nie wylądował na ziemi.
- Dziwnie się czuję  – odpowiedział. Po chwili puścił swoją głowę i wyprostował się lekko. Nadal miał nieco bolesny wyraz twarzy.
- Powinien się przewietrzyć, a potem koniecznie położyć. Rozumiem, że tego dopilnujesz, Feliksie? – Czarodziej gorliwie pokiwał głową i chwycił chłopaka pod ramię. Pomógł chłopakowi założyć koszulę. Pirstis powiedział im, żeby wrócili do domu Feliksa z pomocą Zonriego. Polecił swojemu poddanemu, by poleciał wraz z czarodziejem i księciem, tłumacząc, że ten niezbyt dobrze się czuje. Pożegnał się z Feliksem i księciem, życząc na koniec temu drugiemu powodzenia i polecając siebie i swoich poddanych w razie jakiejkolwiek potrzeby. Will podziękował mu uprzejmie za wszystko i z niemałym trudem wspiął się na grzbiet smoka. Tuż za nim usiadł Feliks, oplatając go w pasie asekuracyjnie jedną ręką. William czuł ciepło jego ciała, uspokajało go to nieco. Był naprawdę oszołomiony informacjami i obrazami, jakie nagle znalazły miejsce w jego głowie. Ciężko mu było skupić się nad odpowiedziami na pytania mężczyzny. Kiedy już wydostali się z jaskini i uderzyły w nich promienie zachodzącego słońca, Will nabrał w płuca świeżego powietrza. Wznieśli się w powietrze, a on mógł oczyścić choć odrobinę swój umysł. Adrenalina, która skoczyła mu do żył odpowiednio go rozbudziła, dodatkowo widoki były naprawdę zdumiewające. Na horyzoncie widniały pokryte u szczytów śniegiem góry, a zza nich wyłaniały się ostatnie promienie zachodzącego słońca. Oświetlały rozchodzące się pasma łąk i lasów, a w ogromnej rzece odbijał się ten zniewalający krajobraz. Przymknął oczy, opierając się bardziej o Feliksa. Czarodziej dyskrenie zanurzył nos w jego włosach i wciągnął zapach chłopaka, uśmiechając się lekko.
- Lepiej ci? – William drgnął na dźwięk jego głosu, po czym odpowiedział z uśmiechem na ustach.
- Lepiej. Długo to trwało? – Feliks poprawił dłoń na jego talii, pocierając przy tym skórę brzucha Willa przez materiał koszuli.  William zaczerwienił się lekko, czując to przyjemne tarcie. Przyprawiło go o dreszcz. Przyjemny, trzeba zaznaczyć.
- Ponad cztery godziny – oznajmił Feliks.
- Oh… - Tyle był w stanie z siebie wykrzesać. Jemu w życiu nie wydawało się, by trwało to tak długo. Gdyby nie fakt, że dzień się już kończył, a oni w sumie byli na miejscu około trzeciej, nie wpadłby, że tyle trwał cały ten proces. Zastanawiał się, co też Feliks robił w tym czasie… - Co ty robiłeś w tym czasie? – Czarodziej parsknął cichym śmiechem, po czym odpowiedział:
- Nie miałem za wiele do roboty. Siedziałem i patrzyłem. Wolałem czuwać, tym bardziej, że nie miałeś naszyjnika. – William w tej chwili właśnie sobie o nim przypomniał. Od razu zapytał mężczyznę o medalion. Feliks oznajmił, że założy mu go w chwili, gdy tylko wylądują na ziemi. Rozmawiali jeszcze chwilę, Feliks powiedział mu, że następnym razem (nie określił się bynajmniej jakoś konkretnie) pokaże mu królestwo Pirstisa, gdyż teraz Will powinien odpocząć i nazbierać sił na jutro.
Wkrótce Zonri wylądował przed domem Feliksa, który znajdował się na niewielkim wzniesieniu. Wokół drewnianego domu rosły wysokie sosny, rzucając długie cienie na mahoniowe ściany. Pożegnali się ze smokiem i weszli do środka.


***


William wziął prysznic i wykończony marzył tylko o tym, by położyć się do łóżka. Feliks przygotował mu kolację, ale zdołał zjeść tylko jedną kanapkę. Całe szczęście wypił kubek ciepłej herbaty. Poczuł się odrobinę lepiej, mimo to nadal był wyczerpany, o czym powiedział czarodziejowi. Feliks wówczas kazał mu się położyć. Zajrzał do niego po jakiejś godzinie i dostrzegł, że Will leżał zupełnie odkryty. Dodatkowo jego koszula była podwinięta. Bardzo, należy zaznaczyć, ujawniając blade i krągłe pośladki księcia. Arystokratyczny w każdym calu przebiegło Feliksowi przez myśl. Mimo jego ironicznego ja, nieporuszony przyjaciel znajdujący się między nogami czarodzieja poruszył się, miał zupełnie inne zdanie, bowiem zareagował dość jednoznacznie, rosnąc nieco i drgając niespokojnie. Przykrył chłopaka pośpiesznie, klnąc na siebie w duchu. On, stary czarodziej, Feliks, czuł się zakłopotany. Był zawstydzony przez jakiegoś dzieciaka. Co najlepsze, sam William nie miał pojęcia, że Feliksowi właśnie przez niego stoi. Więc czym on się właściwie przejmował?
Ostatecznie poszedł się umyć, a kiedy już ulżył sobie i pozbył się wszelkich śladów dnia, ruszył do łóżka. Przez długi czas wpatrywał się w plecy Williama, a kiedy ten się odwrócił przez sen, na jego piękną twarz. Zachwycał się urodą chłopaka, aż w końcu nie oddał się objęciom Morfeusza, by śnić o tym, co było, a może o tym, co będzie.

Przebudził się, czując ruch obok siebie. Nie zdążył uchylić powiek, a poczuł jak ciało obok wtula się w niego, mrucząc sennie. To William przywarł do Feliksa całym ciałem, kładąc mu przy tym głowę na nagiej piersi. Zaskoczony czarodziej rozwarł  powieki i zerknął w dół. Jedynym, co zdołał zobaczyć, były zmierzwione snem włosy chłopaka. Zadrżał, kiedy poczuł przesuwającą się po jego brzuchu dłoń Willa. W miejscu serca zalała go fala ciepła. Odniósł wrażenie dziwnej przyjemności. Pamiętał to uczucie, choć było tak odległe, że w tym momencie odczuł to tak intensywnie, że aż musiał odsapnąć. Ostatecznie objął ręką ciało chłopaka, drugą zaś przykrył ich obu dokładniej, po czym na powrót oddalał się w krainę snów.

William przebudził się, czując na powiekach rozgrzewające promienie słońca. Otworzył powoli oczy i dostrzegł brązowy sutek. Zdezorientowany zaczął coraz bardziej ogarniać sytuacje. W końcu zrozumiał, że leży na Feliksie, a sam czarodziej przytula go do siebie. Zaczerwienił się gwałtownie i w chwili, gdy chciał się odsunąć coś trzasnęło. Przed łóżkiem stanęło kilka osób. Michael z zdziwionym wyrazem twarzy, Lola z rozdziawionymi ustami, Sean z lekkim uśmiechem na twarzy, a także Ryan. Zaskoczony. Zły. Zraniony.

Feliks obudził się moment po tym, jak William odsunął się od niego, brutalnie odpychając jego rękę. Dostrzegłszy nowoprzybyłych prawie spadł z łóżka. I jak przez pierwsze chwile niezręcznej sytuacji był widocznie spięty, tak później rozluźnił się, jakby okoliczności z rana w ogóle nie miała miejsca. William wprost przeciwnie, był zdenerwowany. Ciągle. Bez przerwy. Dodatkowo, choć minęła już dobra godzina od niespodziewanej wizyty, Ryan nie zamienił z nim ani słowa. Unikał jego spojrzenia, za to Feliksa piorunował wzrokiem prawie na każdy kroku. Czarodziej to ignorował, przynajmniej zazwyczaj. Czasem ukradkiem posyłał Ryanowi zawadiackie uśmiechy, co wprowadzało chłopaka w niemałą złość. Miał ochotę przywalić cholernemu magowi. Powstrzymywał się jednak ostatkami woli. William chciał złapać jego spojrzenie, jednak Ryan skutecznie go olewał.
Michael oświadczył Feliksowi, że są potrzebni w obozie niemal natychmiast. Dlatego też Feliks biegał jak szalony po całym domu i pakował jakieś zwinięte zwoje, mapy i różne inne przedmioty do swojej niezwykle pojemnościowej torby. W międzyczasie omawiali z Michaelem sytuację, jaka obecnie panowała między rebeliantami. Z słów Michaela wynikało, że byli gotowi do ataku i zamachu stanu już w ciągu najbliższych paru dni.
Dotarli do Sarihmas, kiedy zmierzchało. William na wiadomość, że tutaj minęły niemal dwa tygodnie od jego zniknięcia aż zaniemówił z wrażenia. Przecież był w Sanros niespełna 5 dni. Jako że Ryan nadal z nim nie rozmawiał, ba, nie kwapił się nawet, by nawiązać z nim kontakt wzrokowy, wypytał Lolę o to, co robili podczas jego nieobecności. Dziewczyna też zachowywała się wobec niego chłodniej, niż kiedykolwiek dotąd. Mimo to, opowiedziała mu w skrócie czym się zajmowali. Nie zapomniała napomknąć o zalotnikach Ryana. Podkreśliła, że byli to również mężczyźni. William poczuł małe ukłucie zazdrości i krzywił się nieco, słuchając Loli. Potem udał się do namiotu, chcąc się przygotować do snu. Teoretycznie, w praktyce pewnie przeleży całą noc w łóżku, gdyż nie czuł się śpiący. Odchylił materiał kotary, by wsunąć się do środka. Zobaczył Ryana, który stał bez koszuli, pakując jakieś rzeczy do swojej torby. William odchrząknął cicho, na co chłopak odwrócił się gwałtownie.
- Co robisz? – zapytał Will. Ryan widocznie skonsternowany sam też odchrząknął, po czym powiedział:
- Pakuję swoje rzeczy. – William postanowił podejść do niego. Szedł powoli, zatrzymał się przy chłopaku, po czym rzucił kolejnym pytaniem
- Czemu? Zostań. – Ryan zerknął w stronę przyjaciela.
- Zostałem, kiedy cię nie było. Teraz jesteś, więc pójdę do swojego namiotu. – William sapnął cicho. To było tak niezręczne…
- Posłuchaj, to z Feliksem… To totalne nieporozumienie. Ja… – Ryan jednak mu przerwał:
- Jasne. – Odwrócił się do niego przodem. Uniósł jedną brew, patrząc na niego z politowaniem.  –To że na nim leżałeś, to pewnie mi się przewidziało i w ogóle. – William zaczerwienił się gwałtownie. W końcu z trudem z siebie wydusił:
- Nie pieprzyłem się z nim, jeśli o to ci chodzi. – Ryan odsapnął zaskoczony, mrugając kilkakrotnie. Rozchylił lekko usta, po czym zapytał, chyba sam niedowierzając.
- Nie…? – William widząc jego reakcję, uśmiechnął się niepewnie i pokręcił przecząco głową. Ryan westchnął ciężko i usiadł na posłaniu, które dwa tygodnie temu dzielił z Williamem. Właściwie, te dwa tygodnie były dość względne, bo każdy z nich inaczej odczuł upływający czas. William usiadł obok niego, dosyć blisko, bo stykał się z nim ramieniem i udem.
- Zostań. – Nie słysząc odpowiedzi, oparł głowę na ramieniu Ryana. Chłopak zadrżał na to lekko. Serce przez tego chłopaka miał już naprawdę pokancerowane.
- Okej – odparł. William uniósł na niego spojrzenie. Uśmiechnął się szeroko, odczuwając niewypowiedzianą ulgę. Nie chciał sprawić chłopakowi przykrości. Nie mógł go stracić. Wstał w miejsca, po czym usiadł Ryanowi na kolanach okrakiem. Objął go za szyję i pocałował delikatnie. Ryan rozchmurzył się nieco i posłał Williamowi oszczędny, ale jednak uśmiech. William pocałował go ponownie, tym razem w policzek. Potem w szczękę, brodę, a na końcu w szyję, wywołując u przyjaciela przyjemny dreszcz.
- Dalej się gniewam – szepnął Williamowi do ucha, kiedy ten z niemałym zapałem zajmował się jego szyją. Słysząc te słowa, Will przesunął jedną dłonią po jego piersi, zatrzymując ją na wypukłości w dżinsach Ryana. Ucisnął krocze, pomasował, a po namiocie rozległ się jęk Ryana.
Zaczęli się całować jak opętani. William wsunął język między usta chłopaka, a Ryan przycisnął go do siebie mocniej łapiąc za plecy. Chciał zerwać z chłopaka wszystkie ubrania i wziąć go mocno, szybko, od razu. Pragnął tego tak mocno, jak niewielu rzeczy na świecie. William też się podniecił. Czuł jak jego penis wypycha my przód spodni. Przesunął dłońmi po karku chłopaka, po czym przesunął palcami po  jego kasztanowych włosach. Zanurzył je między jedwabne kosmyki, masując delikatnie skórę głowy. Ryan mruknął mu w usta na znak aprobaty. Wsunął jedną dłoń za krawędź spodni Willa, po czym przesunął ją pod koszulę chłopaka. Jedną dłonią masował prawą brodawkę przyjaciela pod koszulą. Chwilę później wyciągnął dłonie spod materiału ubrań, chcąc pozbawić chłopaka koszuli.
Wtedy usłyszeli głośne kaszlnięcie. Oderwali się od siebie momentalnie, tak gwałtownie, że William zleciał na ziemię z łoskotem. Chłopak, kiedy tylko się podniósł i zobaczył Feliksa, zaczerwienił się gwałtownie. Ryan piorunował mężczyznę wzrokiem, marząc o tym, by mu przywalić, że już po raz kolejny przeszkodził jemu i Willowi w takim momencie. Jasna cholera. Warczał na niego w myślach, wyobrażając sobie, że gdyby miał laserowe spojrzenie, właśnie wypalałby te kurewsko rozbawione oczy Feliksa.
- William, podejdź tu. Muszę rzucić zaklęcie zdejmujące energię, żebyś się wyspał na jutro. – Chłopak podszedł na chwiejących się nogach w stronę czarodzieja. Czuł, że płonie. Na twarzy, ale jego penis niemal wił się w bokserkach, doprowadzając Williama na skraj wytrzymałości. Feliks przytknął dłoń do czoła Williama, mrucząc jakieś tajemnicze słowa pod nosem. Po chwili, gdyby mag nie stał przy nim, William runąłby jak długi na ziemię. Na szczęście Feliks w porę go złapał.
- Nie przesadziłeś? – warknął zirytowany Ryan. Podszedł do czarodzieja, mając na celu sam wziąć chłopaka na ręce i położyć do łóżka. Feliks jednak go wyminął trzymając Willa na rękach. Jak pieprzony książę. Pomyślał dodatkowo zły.
- Trochę – odpowiedział z złośliwym uśmiechem na ustach. – Musi się wyspać. – rzucił jeszcze jakby na usprawiedliwienie. Kiedy Will leżał już na łóżku, Feliks zaczął ściągać mu buty. Ryan już chciał mu powiedzieć, że lepiej sam się tym zajmie, kiedy obaj usłyszeli jedno, ciche słowo:
- Ryan… - Chłopak uśmiechnął się z satysfakcją patrząc na Feliksa. Czarodziej jednak zachował klasę. Odsunął się życząc cicho dobranoc i ruszył do wyjścia z namiotu. Ryan w tym czasie zrzucił z nóg buty i położył się w ubraniach obok chłopaka. Ten automatycznie się w niego wtulił. Feliks, gdy tylko już miał opuścić ich miejsce spania, odwrócił się jeszcze przez ramię i dostrzegł uroczy obrazek. Wszystko byłoby świetnie, gdyby nie kiełkujące w nim uczucie zazdrości. To wprawiało go w mały niepokój. Nieco rozdrażniony ruszył do swojego namiotu, by choć trochę się wyspać. Trochę, bo w łóżku czekała na niego Nemezja.


***


Lola siedziała na zewnątrz, wpatrywała się w gwiazdy i trzymała maleńki kamień w dłoni, który zmieniał co raz swoją barwę, kształt… Był przepiękny. Nosiła go przy sobie od czasu, kiedy Elaren go jej podarował. Poznali się jeszcze, gdy mieszkała w Sarihmas, kilka lat przed wejściem w życie okrutnych rządów ojca Willa. Elaren był wtedy jeszcze młodszy, właściwie dopiero co wchodził w wiek dojrzałości. Lola mu się podobała, więc okazywał jej swoje zainteresowanie. Pewnego razu dostrzegł ją, gdy siedziała samotnie na pomoście, trochę dalej za centrum miasta, wpatrując się w nocne niebo. Podszedł wtedy do niej i dosiadł się, zaczynając miłą rozmowę. Było naprawdę romantycznie. Wtedy też Elaren podarował Loli kamień, maleńki kruszeń, który zachowała do dziś. Po tym wieczorze na pomoście myślała, że Elaren zacznie na poważnie zabiegać o jej względy. Być może i tak by się stało, jednak dziewczyna wraz z bratem podjęli się ryzykownego zadania, które w skutkach rozdzieliło tą dwójkę na spory kawał czasu.
Usłyszała powolne kroki, które z każdą chwilą były coraz głośniejsze. Nie zwróciła jednak na to większej uwagi, nadal wypatrywała kolejnych konstelacji, opierając się o drewniany słup bramy obozu. Obok pala stał drugi, równie duży. Po krótkiej chwili ktoś przy nim usiadł. Lola momentalnie zwróciła swoje spojrzenie w kierunku przybysza i powiedziała:
- Elaren. – uśmiechnęła się lekko, zawstydzona i uciekła spojrzeniem w stronę oświetlonych pochodniami namiotów.
- Witaj. – Elf dostrzegł błyszczący przedmiot w dłoniach dziewczyny. Był mile zaskoczony.
- Nie spodziewałam się ciebie tutaj o tej porze. – Elaren przysunął się do niej, jednak ostrożnie, zachowując niewielką odległość. Dziewczyna spojrzała mu w twarz, a on z pytającym o pozwolenie wyrazem twarzy ujął jej dłonie. Przyjrzał się maleńkiemu kamykowi, będąc już w zupełności pewnym, że to jego dzieło, które kilkanaście lat temu podarował Loli.
-Ja nie spodziewałem się, że go zachowasz. – Patrzyli sobie w oczy z bliska. W ich oczach odbijał się błyszczący w świetle księżyca kryształ. Lola bardzo pragnęła go pocałować. Dotknąć. Choć musnąć palcami. Nie miała jednak świadomości, że on marzył o tym samym. Nachylił się nad nią niemal opierając swoje czoło o jej, wywołując tym spore napięcie całej sytuacji. Było naprawdę intymnie.
- Elaren, ja… – Lola chciała mu tyle powiedzieć, wyrzucić, obiecać, wyznać… Jednak on powiedział tylko jedno słowo.
- Lolita. – Czarownica zadrżała. Miała wilgotne oczy i on to dostrzegł. Chwycił ją za dłoń, po czym podciągnął za sobą do góry. – Gdy książę zasiądzie na tronie, ja… Chcę być twój, Lola. A ty chcesz być moja? – zapytał z nadzieją w głosie. Dziewczyna uśmiechnęła się, próbując ukryć lekkie rozbawienie na skojarzenie z wszystkimi filmami, jakie obejrzała na Ziemi. Wiedziała, że Elaren jest szczery, mówi to, co czuje. Dlatego opanowała się, spojrzała na niego poważniej i odpowiedziała:
- Chcę. – Po tych słowach Elaren podszedł do niej i łapiąc w ramiona, złożył na jej ustach słodki pocałunek. Gdyby jej nie przytrzymał, prawdopodobnie runęłaby na ziemię, nogi miała jak z waty. Odsunął się i z rumieńcami na policzkach odprowadził ją do jej namiotu, po czym sam udał się do siebie.


***


- Podciągnij się do góry. – Ryan złapał Willa za biodra i ponownie wziął go w usta. Chłopak jęknął gwałtownie i zaraz potem przycisnął rękę do ust, chcąc się uciszyć. Podniósł się, jak mu przyjaciel zasugerował, tak, że opadł plecami na miękką poduszkę. Ryan poruszał głową szybko, czuł, jak członek przesuwa mu się po tylniej ścianie gardła. Dawniej prawdopodobnie by się zakrztusił, ale teraz miał wprawę. Po chwili William doszedł, wyginając się na łóżku. Bokiem twarzy był wtulony w poduszkę. Oddychał jeszcze niespokojnie po przebytym orgazmie. Miał ściągnięte brwi, a powieki zaciskał podobnie jak pięści. Ryan bynajmniej nie przestawał miętosić jego penisa, dodatkowo teraz bawił się jego jądrami. W końcu Will zerknął na dół. Przymrużył przy tym powieki, rzucając na policzki cień swoich długich rzęs. Słońce właśnie wschodziło.
- A ty? – Ryan podniósł się, po czym położył obok chłopaka.
- Strzep mi. – William uśmiechnął się do niego rozbawiony.
- Bezpośrednio jak zawsze. Tak bardzo Ryan… - Chwycił jego penisa w dłoń i zaczął go masować. Przysunął się do niego bliżej, po czym pocałował w policzek. Sunął nosem  po linii szczęki. Ryan zwrócił twarz ku niemu i złapał jego usta w pocałunku.
Kiedy skończyli, leżeli jeszcze z godzinę, rozmawiając, żartując, jak za starych czasów. Wspominali różne sytuacje z podstawówki, żartowali z znajomych i ogólnie dużo się śmiali. William opowiadał jedną z historyjek o tym jak Ryan udawał, że posuwa profesorkę (stał za nią, wykonując ruchy frykcyjne), dopingował mu, a za nimi stał Jerry, ojciec Willa. Teraz się z tego śmiali. To było w podstawówce, a wtedy nie było im po wszystkich do śmiechu. William dostał reprymendę, choć obyło się na tym, że tylko Jerry ostatecznie poza nimi o tym wiedział, nie licząc dzieciaków, które miały ubaw razem z nimi. Ryan popłakał się ze śmiechu, mówiąc, że rok później udawał, że posuwa pana profesora. Wtedy nikt ich nie przyłapał. Oficjalnie przynajmniej. Śmiali się w głos, gdy William opowiadał, jak jedna dziewczyna chciała mu obciągnąć za narysowanie pracy na zajęcia artystyczne. Kiedy powiedział jej, że zrobi to za mleczną czekoladę, wyznała, że to był tylko pretekst i że po prostu chce się z nim przespać. William miał wtedy 14 lat. Ona miała 16. Dlaczego? Tego Will nie wie do dziś.
- Kijem bym jej nie tknął – powiedział Will, kładąc głowę na nagiej piersi przyjaciela. Ryan dalej cicho chichotał.
- Ja ją bzykałem. Dziwnie jęczy. – William spojrzał na niego za oburzeniem i uszczypnął go w ramię. – Ał! No co?! – Ryan pomasował bolące miejsce i zaśmiał się w stronę chłopaka, gubiąc w drodze do jego zniesmaczonej twarzy złość do chłopaka.
- Weź… Fuj. – Ryan znowu zaczął się śmiać jak szalony, potrząsając ramionami.
- Lubię cipki. – William wlazł na niego siadając mu na udach okrakiem i położył się na nim cały. Zasłonił mu dłonią usta, po czym powiedział:
-Wolisz kutasy. I nie mów o cipkach, bo mój mi więdnie. – Ryan polizał jego dłoń, na co zaskoczony William porwał rękę z dziewczęcym piskiem. Ryan przewrócił go na plecy i pochylił się nad nim mrucząc mu prosto w twarz:
- Mokra cipka, śliska pipeczka, lubię lizać cipeczki. No Will, nie zatykaj uszu. – William kręcił głową, śmiejąc się w głos.
- Przestań, naprawdę mi odpadnie. Nie wytrzyma tego! – Ryan znów się zaśmiał, po czym pocałował go lekko. Ostatecznie zszedł z niego i położył się na powrót obok. Przykryli się, po czym wtuleni w siebie ponownie zasnęli. 


Witam! Kolejny rozdział, po kolejnej sporej przerwie. Jednak mam już całkiem spory zapas, więc mam nadzieję, że takie okropne odległości między rozdziałami trochę się zmniejszą :)
Pozdrawiam gorąco! :3



4 komentarze:

  1. Ryan umie wszystko zepsuć :'/ ALE MAM NA DZIEJE ŻE FELIKS Z WILIAMEM BEDZIE RUCHABLE( ͡° ͜ʖ ͡°)

    OdpowiedzUsuń
  2. no trochę to dziwnie wygląda ale dobra, Rayan jest trochę wkurw....

    OdpowiedzUsuń