Rozdział 2
William obudził się nie w swoim pokoju. Ani nie
w łóżku Ryana. Zdezorientowany rozejrzał się i spostrzegł, że jest w domu Loli.
Jednak po żywej duszy nie było śladu. Słońce wpadało przez okno do pokoju, ale pora
musiała być już późna, gdyż nie dawało ono tyle światła, co w środku dnia.
William podniósł się powoli i wyszedł z sypialni. Skręcił do kuchni. Zobaczył
siedzącą na blacie Lolę i Ryana, który opierał się łokciem jednej ręki o
stolik. Kiedy tylko dostrzegł Willa, rzucił się w jego stronę i uścisnął mocno.
Gdy go puścił, złapał jego twarz w dłonie i spytał drżącym głosem, równocześnie
wpatrując się mu prosto w oczy:
- Jak się
czujesz? Wszystko dobrze? – Chłopak spiął się nieznacznie. Nie lubił zbędnych
czułości czy osobach trzecich. Złapał delikatnie, ale stanowczo dłonie Ryana i
odciągnął od siebie.
- W porządku,
dzięki – odpowiedział i przeczesał
dłonią włosy. – Ale o co chodzi? Co tu robimy? – Przespał cały ten czas, kiedy
Lola wyjaśniała Ryanowi co się dzieje. Wyglądał na zagubionego, jakby rzeczywistość
nie do końca do niego docierała. Zachwiał się nieco i złapał Ryana za ramię.
- Chodź,
usiądziesz. – Chłopak pociągnął go w stronę krzesła, a po chwili posadził na
nim. – Chcesz się czegoś napić? – Zapytał i automatycznie podszedł do szafki z
kubkami. Lola nastawiła wodę, aby się ponownie zagotowała.
- Chciałbym
herbatę, dobrze? – Przetarł twarz dłonią. Odchylił głowę do tyłu, opierając ją
jednocześnie o ścianę za sobą. Ryan zalał torebkę wrzątkiem i wsypał dwie
łyżeczki cukru. Zamieszał i postawił na stoliku obok Willa. Sam oparł się o
blat. Oczekiwał, że Lola zacznie tłumaczyć chłopakowi, lecz ona nawet o tym nie
myślała. Ryan miał tak namieszane w głowie, że nie zamierzał tego robić, bo jeszcze
coś by poknocił. Więc wydawało mu się oczywiste, że to dziewczyna streści wszystko
Williamowi, co zresztą powinien wiedzieć od dawna, ale jak widać, tylko on miał
takie wyobrażenie. Odchrząknął lekko i spojrzał wymownie na dziewczynę, żeby
jakoś ją poinstruować, kiedy cisza zaczęła robić się ciążąca. W końcu Lola
odezwała się:
- Więc Will…
Chciałabym ci wszystko wyjaśnić, ale naprawdę nie mam pojęcia od czego zacząć…
To co teraz usłyszysz, prawdopodobnie sprawi, że będziesz miał nas za
wariatów, ale no… Sam widzisz, co się dzieje. – Chłopak kiwnął głową, wpatrując
się nieustannie w przyjaciółkę. Lola odetchnęła lekko, a chwilę później wróciła
do dalszych wyjaśnień:
- Nie jesteś
zwyczajnym chłopakiem.
- Okej... To
już nie brzmi dobrze - zażartował, czując, że zaczyna wzbierać się w nim
niepokój. Lola aż zamrugała oczami, wiedząc, z czym lada moment będzie musiał
zmierzyć się Will. Czuła, jak łzy stają jej w oczach. Nie miała wyjścia,
musiała mu wszystko wyjaśnić.
- Gdy się
urodziłeś, twoja biologiczna mama opuściła swojego męża. Zrobiła to, ponieważ wisiał
nad wami wyrok śmierci. Twój ojciec, władca Sarihmas, krainy, w której się
urodziłeś, miał obsesje na punkcie mieszańców. Obrał sobie za cel wszystkich
ich wymordować. Twoja... mama, była jednym z nich. Kiedy twój ojciec się o tym
dowiedział, nie oszczędził nawet jej. – William zmarszczył brwi,
zastanawiając się, czy to nie jest jakiś żart. Kiedy Lola przerwała, zaczął
mówić Sean. Oparł się o futrynę drzwi z założonymi rękami.
- Teraz twój
wuj, twój przyrodni brat i jego doradcy chcą ciebie z powrotem odzyskać.
Dlatego podsyłają ci te okropne koszmary, by ich cholerne, zmutowane psy mogły
cię wytropić i zabrać siłą do królestwa. Jednak nikt nie jest do końca pewien,
w jakim celu. Ich rządy nie różnią się od tych, które sprawował twój ojciec.
Nowy król, Victor i jego doradcy nadal mordują mieszańców. A także tych,
którzy płodzą nieczyste dzieci –
skończył. William nabrał powietrza do ust i zamrugał gwałtownie oczami. Że co...? Nie zdążył nic
powiedzieć, bo Lola ponownie zaczęła:
- W dniu, w
którym twój ojciec, James, dowiedział się, że twoja mama jest półaniołem, z
ciężkim sercem skazał was na śmierć. Wówczas twoja mama zwróciła się do nas o
pomoc, za którą obiecała nam szczodrą nagrodę. Stworzyliśmy z Seanem dla was
portal… Niestety… – Głos jej się załamał. Spojrzała na swój
kubek i objęła nim drżące dłonie. Nabrała powietrza do płuc i powiedziała: –
Nie zdążyła uciec straży. Przekazała nam ciebie i worek złota… A sama… -
Ponownie wstrzymała powietrze w płucach. Moment później wypuściła je ciężko i
skończyła: – Została zamordowana. – Will wyszczerzył oczy. Otworzył usta jakby
chciał coś powiedzieć, ale nie mógł wydusić z siebie słowa. Zbierał się jeszcze
kilka sekund, po czym zwrócił się do przyjaciółki:
- O czym ty
mówisz? To z kim w takim razie mieszkałem przez całe siedemnaście lat? – Ryan
zerknął na niego nerwowo, przekonany, że Will lada moment naprawdę się załamie.
Dziewczyna niechętnie otworzyła usta, by ponownie zacząć swój tragicznie długi
monolog. Jednak zastąpił ją tym razem Ryan i powiedział:
- To twoi
rodzice zastępczy, tak jak moi. – Will spojrzał na chłopaka i siknął lekko
głową. Chwilę potem zapytał:
- Wiedzą kim
jestem? – Lola pokiwała twierdząco głową. Will zmarszczył brwi i skrzywił się
nieco. Po chwili prychnął pod nosem i dodał: – I nigdy nic mi nie powiedzieli!
Tyle kłamstw… Wierzyć mi się nie chce.
- Zrobili to,
by cię chronić. W grudniu skończysz siedemnaście lat, jest to wiek, kiedy
następca tronu może przejąć władzę. W normalnych okolicznościach podzieliłbyś
się z bratem królestwem i rządził. Z pewnością chcieli z tobą o tym porozmawiać
już wkrótce. – Dziewczyna zapewniała chłopaka. W zasadzie Will widział, że mama
(właściwie nie wiedział, czy powinien tak o niej mówić, teraz, kiedy wszystko
już wie) chce z nim porozmawiać, widocznie naciskała na rozmowę.
- Chodźmy do
salonu, co? – Zaproponował Sean i pierwszy ruszył w jego stronę. Will usiadł na
czerwonej, obitej skórą kanapie. Położył lekko drżące dłonie na kolanach. Lola
w tym czasie usiadła w stojącym obok fotelu, zdjęła swoje wysokie, sznurowane
buty, wcześniej mozolnie je rozsznurowując. Pod koniec lekko westchnęła i
ułożyła się wygodniej w miękkim, zapewne wygodnym meblu. Ryan oparł się o
futrynę i założył ręce.
- Co na to
twoja mama? – zapytał chłopak, wygładzając swoje nieco wytarte dżinsy. Lola
spojrzała na niego zaskoczona, po czym zaśmiała się dźwięcznie i odparła:
- Tak naprawdę
nie mam mamy. Umarła wiele lat temu, ponad 150. Byłam wtedy bobasem.
- To ile ty
masz lat? – zapytał Will z poważnym przejęciem w głosie.
- 156 skończę w
styczniu. – Uśmiechnęła się promiennie i wyłożyła bose stopy na oparcie.
Paznokcie miała pomalowane na delikatny róż. Posiadała niezwykłą, jasną cerę,
która kontrastowała się z ciemnymi, brązowymi włosami. Nie wyglądała na 150 lat,
bynajmniej, pomyślał Will. Nie wyglądała nawet na licealistkę. W istocie,
rumiane policzki i małe piersi nie pomagały. Wyciągnął rękę do napoju i chwycił
go między skostniałe dłonie.
- Więc… -
zaczął Sean. Lola poderwała zamyślony wzrok.
- Właśnie! Musimy
zacząć działać.
- Co mam robić?
– zapytał William. Lola wstała i przeszła się po pokoju.
- Na sam
początek musisz zostać wtajemniczony. Siedemnaście lat temu, gdy się urodziłeś,
pomagałam twoim zastępczym rodzicom dostać się do Denver. Kiedy wszystko się
udało, wróciliśmy do krainy, bogatsi i uspokojeni, naiwnie myśląc, że uszło to
nam na sucho. – Skrzywiła się wyraźnie i dokończyła: - Twój ojciec dowiedział
się o zdradzie i odebrał mi i mojemu bratu prawo do stałego powrotu, gdy tylko
wróciliśmy do Sarihmas. Uniknęliśmy całkowitej kary dzięki Feliksowi, który
potajemnie udzielił nam pomocy i stworzył dla nas przejście. Postanowiliśmy
również zamieszkać w Denver.
- Czemu
pomogłaś mojej mamie równocześnie tak się narażając?
- Zaproponowała
nam dobre wynagrodzenie – odpowiedział Sean.
- Tylko
dlatego? – zapytał z niedowierzaniem Will. – Nie mów, że nie
zdawaliście sobie sprawy z konsekwencji.
- Wiedziałam,
ile to nas może kosztować, ale uwierz, czasami było nam ciężko. Jako że oboje
jesteśmy młodzi, nie mamy takiego doświadczenia jak starsi od nas czarodzieje.
- Jak to starsi
od was?
- Czarodzieje
żyją bardzo długo, więc i próg dojrzałości jest nieco inny. Byłam dorosła, gdy
tylko stałam się fizycznie kobietą, ale żeby mieć powodzenie i autorytet w naszym
świecie, trzeba się czymś wykazać. I nie jest to łatwe, zwłaszcza, że
czarodzieje żyją wiele lat, więc wszyscy znani i szanowani magowie mają ten
przywilej, że to do nich ludzie chodzą z wszelką potrzebą.
- Teraz mówisz
jak jakaś staruszka – powiedział Will jakby pół żartem pół serio. – Musisz być
mądra, mając tyle lat… Po co poszłaś do liceum? – Chłopak uśmiechnął się do
niej delikatnie, na moment się rozluźniając.
- Nudziło mi
się. Poza tym chciałam poznać kogoś fajnego… – Podeszła do
przyjaciela i wyciągnęła do niego rękę. – A teraz wstawaj! Musisz się
ogarnąć do przybycia Feliksa i co nieco o nim posłuchać. Lepiej, żebyś przypadł
mu do gustu, co już niektórym się nie udało… - Tu spojrzała wymownie na Ryana -
…a uwierz mi, na swoje lata potrafi być naprawdę zgorzkniały i nieufny. –
William wstał i dał się zaprowadzić do łazienki. Ryan drgnął, jakby miał ochotę
pójść za nim, ale wiedział, że nie spotkałoby się z aprobatą z jego strony.
Lola podała mu ręcznik i świeże ubrania. Chłopak przyjął od niej równo złożone
rzeczy i spojrzał na przyjaciółkę niepewnie.
- To ile ma
lat?
- Jakieś
siedemset.
***
- Mówił, że będzie przed zmierzchem, a nadal go nie ma – powiedział z napięciem
w głosie Sean. – Już się zdrowo ściemnia. – Ryan krążył po pokoju od okna do
okna. Siedzieli w salonie, Lola obok Willa na kanapie, a Sean w fotelu. Na
stoliku leżały wyczarowane przez Seana kanapki, ale jak na razie tylko on jadł.
- Jak możesz
jeść, kiedy nie wiadomo co dalej, hm? – Zapytała go siostra z wyraźną irytacją
w głosie. Sean spojrzał na nią gniewnie, przełknął kęs, a potem odpowiedział:
- Dobrze wiesz,
że zwykle zajadam stres. Nie wiem, czemu się czepiasz. – Ponownie ugryzł
kanapkę i rozparł się wygodniej w fotelu. Dziewczyna w końcu westchnęła.
- Wybacz, po
prostu jestem zdenerwowana. – Do głowy przychodziły jej najgorsze myśli.
Wiedziała, że jeśli Feliks się nie zjawi, będzie musiała powstrzymywać Willa
przed snem, co byłoby wyczerpujące nie tylko dla niego, ale także i dla niej.
Być może udałoby się na jedną noc, czy dwie, ale na dłuższą metę było to raczej
niemożliwe.
- Ryan,
zabrałeś mój telefon? – Spytał Will po chwili ciszy jaka nastała po
przeprosinach Loli. Chłopak już widział ciąg nieodebranych połączeń od mamy, a
także dziesiątki wiadomości tekstowych. Powinien się z nią skontaktować i
przynajmniej zapewnić ją, że wszystko w porządku. Na poważniejszą rozmowę,
podczas której planował jej wygarnąć każde kłamstwo, jak i to, że przez tyle
lat mu nie powiedziała jakie źródło mają jego cholerne koszmary, postanowił
poczekać, aż się spotkają.
- Nie, sorry
nie pomyślałem o tym. A co? – zapytał chłopak, na moment zwracając twarz w jego
stronę. Posłał mu delikatny uśmiech i ponownie zwrócił twarz w stronę okna,
wypatrując spóźniającego się grubo ponad dwie godziny Feliksa.
- Chciałem
zadzwonić do mamy i… no wiecie. Skoro już wiem, to chyba nieprędko wrócę do
domu, będzie się martwić… Wolałbym jej tego oszczędzić, mimo wszystko. – Lola
szybko odparła, że pożyczy mu telefon i wyszła z salonu, żeby przynieść chłopakowi
obiecaną rzecz.
- Niepotrzebnie
stoisz przy tym oknie. Jeśli się zjawi, to na pewno nie wejdzie przez drzwi
–powiedział Sean, zwracając się do Ryana. Chłopak odchrząknął i usiadł w rogu
kanapy, dziwnie daleko od Willa.
- A co jeśli
się nie zjawi? – Zapytał.
- Jeśli się nie
zjawi, to mamy naprawdę przejebane. – Lola weszła do salonu z komórką w ręce,
którą podała Willowi. Chłopak poinformował resztę, że idzie do kuchni. Usiadł
na krześle przy stole, po czym wybił numer mamy. Przyłożył telefon do ucha. Kobieta
odebrała po jednym sygnale.
- Halo?
- Mamo? To ja,
Will. Chciałem ci przekazać, że jestem bezpieczny u Loli.
- William! Dzwoniłam do ciebie tysiące razy! Dlaczego
nie odebrałeś?! – Krzyczała skrajnie wzburzona. Chłopak odetchnął,
choć mu to nie pomogło. Niewiele myśląc odpowiedział nieco ostro:
- Bo w nocy
napadły nas potwory! Dzięki, że mnie ostrzegłaś. Gdybym wiedział, nigdy nie
naraziłbym przyjaciela na takie niebezpieczeństwo!
- Nie wiem, co powiedzieć.
- Nie musicie się martwić. Przyjadę jutro po rzeczy. Na
razie.
- Dobrze. Do zobaczenia. – Chłopak się
rozłączył. Odłożył aparat na blat za sobą, podkulił pod siebie nogi, a głowę
oparł o kolana. Chciałby się rozpłakać. Kłębiło się w nim tyle emocji, że
pragnął to wszystko wyrzucić z siebie wraz z łzami. Poczuł, jak oczy mu
wilgotnieją. Naprawdę niewiele brakowało żeby pozbyć się tego zasranego balastu
z serca. Zacisnął dłonie w pięści, którymi obejmował podkulone nogi, aż nagle
usłyszał podniesione głosy dobiegające z salonu. Podniósł się z krzesła i
ruszył powoli w stronę drzwi. Ujrzał stojącego do niego tyłem mężczyznę,
odzianego w poszarpany płaszcz, który dosłownie ociekał wodą.
- Will! Chodź
tu… O, tu jesteś – powiedziała Lola. – To właśnie jest Feliks. –Mężczyzna
powoli odwrócił się w jego stronę, a William zapatrzył się na niego zbyt długo,
niż to było w założeniu konieczne. Myślał, że facet będzie staruszkiem. A on,
cóż... Był młody. I cholernie przystojny. Tak przystojny, że Ryan miał ochotę
podejść do Willa i zgarnąć jego szczękę z podłogi. Poza tym Feliks stał z
wyciągniętą ręką w jego stronę, a Will ani drgnął. Po chwili czarodziej
odchrząknął, a chłopak jakby się ocknął i uścisnął mu rękę. Kiedy dotknął jego
skóry miał wrażenie, że skóra mężczyzny go parzy. Wyciągnął dłoń z uścisku i uśmiechnął
się nieco wymuszenie do czarodzieja. Po chwilowym otępieniu wszystko zaczęło do
niego ponownie powracać.
- Zabierzcie
najpotrzebniejsze rzeczy. Znalazłem dla nas miejsce na jakiś czas. Myślę, że
będzie w porządku, chociaż jest nieco ciasne. – Zwrócił się do wszystkich. –
Jak będziecie gotowi, aportujemy się. Ktoś ma coś przeciwko? – Cisza. – No, to
do roboty! – Lola wyjęła z kieszeni różdżkę i oznajmiła, że idzie się spakować.
Kiedy Ryan zapytał o rzeczy dla siebie i Willa, Sean zapewnił ich, że zabierze
dla nich jakieś bety. Tak więc cała trójka została sama w salonie.
Zapadła cisza. Tak ciężka i przytłaczająca cisza, że zaczynało się
robić nieprzyjemnie. William w końcu wyszedł z propozycją.
- Może
przyniosę coś do picia? – Feliks spojrzał na niego i z przyjaznym uśmiechem
oznajmił, że z przyjemnością napiłby się czegoś ciepłego. Najlepiej herbaty.
Owocowej herbaty. Kiedy tylko Will z wyraźną ulgą się ulotnił, Ryan postanowił
usiąść na kanapie i zachęcić do tego także Feliksa. Mężczyzna usiadł, uprzednio
zdejmując płaszcz i w magiczny, a do tego totalnie ekspresowy sposób susząc go
i reperując. Odłożył odzienie na oparcie fotela, a sam na nim zasiadł i odezwał
się:
- Masz na
imię…? – Wolał się upewnić. Nie miał zbyt dobrej pamięci do imion.
- Ryan – odparł
chłopak.
- Oh, dobre,
szinpurowskie imię. – Ryan zastanowił się przez moment, czy aby dobrze
zrozumiał, po czym z wyraźną konsternacją wymalowaną na twarzy zapytał:
- Przepraszam,
jakie? – Feliks spojrzał na niego i odpowiedział:
- Zwyczajne.
– Chłopakowi żuchwa napięła się pod wpływem tonu, jakim wypowiedział to
czarodziej. Cóż, za to jego imię brzmiało aż nadto finezyjnie. Powstrzymał się
jednak od odpowiedzi, choć wyglądało na to, że czarodziej chciał coś jeszcze
powiedzieć, ale do salonu wkroczył Will z kubkiem gorącej herbaty. Mężczyzna
zawiesił na nim wzrok, oglądając go od góry do dołu. Jakby tego jeszcze było
mało, Will pod wpływem jego spojrzenia zarumienił się lekko i prawie potknął o
dywan. Ryan prychnął w duchu, mając nadzieje, że Lola nie będzie pakowała
całego pokoju.
***
Około godziny dwudziestej pierwszej zjedli kolacje wyczarowaną przez Lolę.
Właściwie wyczarowała tylko danie, w wszystkie składniki zaopatrzyła się
jeszcze w domu. Byli na miejscu od jakichś trzech godzin. Droga była
niesamowicie krótka. Feliks oznajmił, żeby wszyscy złapali się za ręce, na
dodatek plus dziesięć punktów do irytacji Ryana, właśnie on, pieprzony
czarodziej chwycił dłoń Willa. Przed tym, jak Feliks wypowiedział apparitione, Lola mrugnęła do niego
i posłała mu zawadiacki uśmiech, a
dosłownie sekundę później Ryan znalazł się w zupełnie innym miejscu. Szok, jaki
przeżył, był nawet większy od tego, kiedy spostrzegł w oknie swojej sypialni
wielkiego, spasionego i uskrzydlonego psa. Może niewiele większy, ale i tak.
Miejsce, które
wybrał Feliks, okazało się być małym, drewnianym domkiem w środku lasu.
Wyglądał na nieco zaniedbany, ale trzy pary różdżek w miarę szybko przywołały
go do jako takiego porządku. William siedział na szczycie schodów i sznurował
buty.
- Wybierasz się
gdzieś? – zapytał go Sean, który właśnie dopiero co wrócił do środka.
- Chciałem
posiedzieć na zewnątrz – odparł chłopak, podnosząc się na równe nogi.
- Załóż coś
ciepłego, zrobiło się nieco chłodniej – poradził mu chłopak i na moment zniknął
za ścianą. William posłuchał go, zgarnął sweter z torby i zszedł na dół. Kiedy
wyszedł na taras, zobaczył śpiącego w wiklinowym fotelu Ryana. Już miał wrócić
do środka, żeby przynieść mu jakiś koc, ale kiedy tylko się odwrócił zobaczył
Seana, który niósł w rękach puchatą narzutę. Podszedł do śpiącego chłopaka i
okrył go szczelnie, sam usiadł na długiej huśtawce. Poklepał miejsce obok
siebie i rzucił Willowi przyjazny uśmiech. Chłopak usiadł obok niego. Nie znali
się za dobrze, ale wyglądało na to, że w najbliższym czasie mieli spędzić ze
sobą więcej czasu, niż sobie to wyobrażali.
- Musiał być
zdrowo zmęczony – rzucił luźno Sean. Will westchnął cicho i odpowiedział:
- Nie dziwię mu
się. Ja przespałem większość dnia, on nie. W dodatku miał dziś za dużą dawkę
emocji. – Sean zerknął na chłopaka.
- Masz zamiar
zabrać go ze sobą? Gdziekolwiek będziesz musiał pójść? Wiesz, o ile my jesteśmy
magami, on jest zwykłym człowiekiem. Nie to, żebym starał się przekonać cię do
czegokolwiek! Po prostu sądzę, że powinieneś być świadomy niebezpieczeństwa,
jakie może go dosięgnąć.
- Sam sobie
ledwo zdaję sprawę z tego, co się dzieje. Ale porozmawiam z nim. Nakłonię go,
żeby wrócił do domu. Tak będzie bezpieczniej. – Trwali chwilę w ciszy, kiedy
Will postanowił zapytać, gdzie podziała się Lola i Feliks.
- Dyskutują.
Sarihmiańscy rebelianci chcą wszcząć bunt, więc Feliks obmyślił plan
jak dostać się do królestwa. Ludzie nadal mają nadzieje, że następca tronu
przybędzie i pozbędą się tyranów, którzy okrutnie rządzą krainą. Kiedy usłyszą
o tobie, dołożą wszelkich starań, by zapewnić nam bezpieczne przejście do
Sarihmas. – Will słuchał go uważnie i kiedy myślał, że Sean skończył mówić,
chłopak ponownie się odezwał: – Twój wuj jest teraz królem i w dodatku takim
samym skurwielem, co poprzedni. Musisz wiedzieć, że twój ojciec nie był dobrym
człowiekiem. I nie mam pojęcia skąd u niego taka nienawiść do mieszańców. Dawno
temu, jakieś dobre ponad siedemset lat wstecz od teraz, pewna kobieta, będąca w
połowie czarownicą, a w połowie wróżką, zakochała się w jednym z królewskich
synów, Corneliuszu. Były to czasy, w których nie przejmowano się tak bardzo
czymś takim, jak czystość krwi i tym podobne. Ojciec chłopca jednak nie był
tolerancyjny na wszystkie sprawy, jak na tę jedną akurat. Rozkazał synowi pojąć
ją za żonę, lecz Corneliusz nie zgodził się i odmówił ojcu, oznajmiając, że
kocha innego mężczyznę. W dodatku z wzajemnością. Został banitą już w chwili,
gdy miał niespełna siedemnaście lat. Pewnie jesteś ciekawy, kim był jego luby.
– Will nie był specjalnie spragniony tej wiedzy. Nie miał zbytniego pojęcia o
mieszkańcach swojej ojczyzny. Cóż, poza rodzeństwem i Feliksem. – Ha! Tu cię
zaskoczę – szeptał konspiracyjnie. – To był Feliks. – William rozszerzył w
zdziwieniu oczy, po czym szepnął do siebie: „kurde”. – Nikt nie wie, co się
stało z nim stało po wygnaniu, ale wrócił po śmierci ojca i zajął jego miejsce.
Sam Feliks nie chce o tym mówić, z resztą to miało miejsce prawie siedemset lat
temu, myślę, że dawno zdążył się odkochać. W każdym razie lepiej nie wspominaj
o tym w jego obecności. Do tej pory został mu uraz do rodziny królewskiej i nie
był specjalnie zadowolony, kiedy prosząc go o pomoc tłumaczyłem, komu jest ona
potrzebna. Ale nie martw się. Przypadłeś mu do gustu, więc nie musisz się
przejmować. – Will słysząc ostatnie słowa zastanowił się, w jakim sensie przypadł do gustu Feliksowi.
– Poza tym wszyscy pokładają w tobie nadzieje. Jednak wracając do
czarownicy - rzuciła na królewską rodzinę urok, który mówił, że żaden męski
potomek rodu nie zazna kobiecej miłości. Gdyby już wtedy nie wolno było wiązać
się dwóm różnym rasom, zapewne klątwa nie miałaby miejsca. I myślę, że z
takiego założenia wychodził twój ojciec. Jednakże, nikt nie wie do końca, czy
to prawda. A i nie usprawiedliwia postępowania ostatnich władców. – Tu przerwał
na moment i wypuścił ze świstem powietrze. - Jestem już tym zmęczony… - Will
spojrzał na niego i zapytał towarzysza chłodnej, jesiennej nocy:
- Tęsknisz za
ojczyzną? – Sean spojrzał na niego, a po chwili uśmiechnął się smutno.
- Tak. –
Podrapał się po karku. – Czasem marzy mi się, że chodzę uliczkami miasteczka,
albo okradam magiczne sady. Eh! – poklepał Willa po ramieniu. – Chyba już czas
się położyć. Tobie też to radzę. Ale najpierw musimy tego tu przelewitować do
łóżka. - Wyciągnął różdżkę i poradził Willowi, żeby ściągnął z chłopaka koc.
Kiedy uporał się z ciężkim materiałem, Sean uniósł różdżkę, machnął nią w
powietrzu i powiedział:
- Leviate – Ryan uniósł się w
powietrzu, omijał nieświadomie wszystkie przeszkody. Kiedy był w drzwiach, Sean
ruszył za nim i odprowadził go na górę, aż do samego łóżka. Will podążał za
nimi. Gdy Ryan leżał bezpiecznie, okrył go kołdrą. Mieli dzielić jedną
sypialnie, tak jak Sean i Feliks. Lola, jako dziewczyna miała przywilej
własnego pokoju i łóżka.
Poszedł do
łazienki i przyszykował się do spania. Nie miał siły zrobić niczego więcej, jak
załatwić się i umyć zęby, więc na tym poprzestał i poszedł do łóżka w
bokserkach i koszulce. Uprzednio zgasił światło, więc zrobiło się zupełnie
ciemno. I cicho. Zakładał, że wszyscy musieli już się położyć. I on sam miał
taki zamiar. Leżał na łóżku i kręcił się z boku na bok. Nie mógł zasnąć. Gdy
tylko zamykał oczy, wracał do niego przerażający obraz skrzydlatego potwora.
Żałował, że nie miał przy sobie swojego szkicownika. Być może wtedy by mu
przeszło.
Nadal nie mógł przyswoić tego wszystkiego. Czuł się,
jakby wydarzenia z wczorajszego wieczoru miały miejsce kilka dni temu. Sam nie
wiedział, co czuje teraz do mamy, kiedy dowiedział się, że przez tyle lat go
okłamywała. Ale musiał sobie z tym jakoś poradzić. Obawiał się także Feliksa,
który mając siedemset lat, był zapewne bardzo mądrym człowiekiem. Will szanował
sędziwe osoby, którą ze względu na wiek powinien być Feliks (i to
niejednokrotnie sędziwy), ale zawsze wzbudzały w nim dziwny lęk, niepokój. Nie
lubił być pouczany Czuł się głupszy przy starszych ludziach. Uważał się za
inteligentnego człowieka, radził sobie w szkole całkiem nieźle, ale zdawał
sobie sprawę, że nie wie tak dużo jak starsze od niego osoby. I chociaż był
pewny siebie i swoich umiejętności, wiedział, że są lepsi od niego i to go
często frustrowało. A zwłaszcza wtedy, gdy miał do czynienia lepszymi niż on.
Przewrócił się na lewy bok, przodem do ściany i przymknął oczy, wyobrażając
sobie, że jest z Ryanem bezpieczny w domu. Że leżą przy sobie, żartują. Że
chłopak wpatruje się w niego tymi swoimi czarnymi oczami. W końcu zasnął.
***
Nazajutrz pogoda okazała się być naprawdę sprzyjająca. William leżał jeszcze w
łóżku i spał twardo, za to Ryan leżący obok przyglądał mu się dobrą chwilę. Po
chwili jednka wstał i poszedł do łazienki. Kiedy tylko się wysikał, postanowił
wziąć prysznic. Zdjął ubrania i wszedł pod prowizoryczny natrysk, który nie
posiadał kabiny. Właściwie był to tylko kawałek lekko wgłębionej podłogi
wyłożonej płytkami z odpływem na środku. Do ściany była przymocowana słuchawka,
a na wysokości brzucha widniały dwa korki. Ryan chwycił ten z czerwonym
kółeczkiem na środku, po czym odchylił głowę do tyłu. Niewiele myśląc, odkręcił
szybko wodę. Lodowaty strumień uderzył w niego niczym bicz. Krzyknął
przeraźliwie, odskoczył do tyłu i poślizgnął się na mokrej powierzchni. Uderzył
o szafkę i upadł wraz z nią na ziemię. Woda nadal na niego pryskała, ale
oszołomiony z bólu nie mógł się pozbierać z ziemi. Po chwili usłyszał
zatroskany głos Willa, a za nim odgłosy szybko stawianych kroków.
- Co się
stało?! – Przyjaciel podszedł do niego i pomógł mu wstać, ale Ryan nie był w
stanie się samodzielnie utrzymać. Na szczęście zanim ktoś zdążył wejść do
łazienki, założył mu ręcznik na biodra.
- Potknąłem
się. I woda okazała się zimna. Kurwa… moje plecy – jęknął przez zaciśnięte zęby.
Po chwili do środka wparowała pozostała trójka.
- Ale nas
przestraszyliście! Wszystko okej? – zapytała Lola od razu podchodząc do
chłopaków i pomagając Willowi zaprowadzić Ryana do łóżka.
- Ryan chciał
wziąć prysznic… - Usłyszał ciche prychnięcie Feliksa, po czym posłał mu
ostrzegawcze spojrzenie. Ryan, widząc to, aż miał ochotę się uśmiechnąć, ale za
bardzo go bolało. Czarodziej, zdziwiony postawą Willa, od razu spoważniał i
spytał:
- Bardzo się
potłukłeś? Lepiej to sprawdzić. – Podszedł do łóżka, na którym leżał Ryan.
–Lola, odsłoń ręcznik. – Dziewczyna opuściła materiał, by odsłonić dół pleców.
Ryan krzyknął z bólu, kiedy Feliks dotknął go w mocno zaczerwienionym miejscu.
- Co robisz?! –
krzyknął na niego Will, a kiedy napotkał srogie spojrzenie brązowych oczu,
stracił połowę swojego animuszu, ale nadal na niego patrzył. Ryana wyraźnie
bolało, a on tak bestialsko się z nim obchodził. Feliks odwrócił się w jego
stronę i odpowiedział ostro:
- Pomagam mu.
Czy może wolisz, by dalej cierpiał? – Ostatnie słowa niemal wysyczał. Lola
poczuła, że musi się wtrącić.
- Spokojnie
Will, Feliks wie, co robi. Poza tym obieca być delikatny, prawda? – Rzuciła
czarodziejowi błagalne spojrzenie, na co ten skinął od niechcenia głową.
- William, tak?
– zwrócił się do chłopaka: – Chwyć go mocno za ramiona, tak, żeby się pod
żadnym pozorem nie wyrwał. A ty Sean mu pomóż. Lola, przygotuj ciepłej wody i
ze trzy ręczniki. Po wszystkim będzie spocony jak nigdy dotąd. – Ryan jęczał z
bólu, wyglądało na to, że naprawdę bardzo cierpi.
- Co mu jest? –
zapytał spanikowany William. Feliks odpowiedział mu
- Ma pęknięty
kręg lędźwiowy. Musiał ostro przywalić w tę szafkę. – Wyciągnął różdżkę i
skierował ją w stronę pleców chłopaka. – Słuchaj, nie ważne jak bardzo będzie
krzyczał, nie możesz go puścić, bo wtedy mogę go uszkodzić bardziej, niż jest
teraz poturbowany, a nawet nieodwracalnie. Rozumiesz?
- Tak. –
William czuł, jak zimny pot spływa mu po plecach. Złapał przyjaciela i mocno
przycisnął do łóżka. Ryan wyglądał na sparaliżowanego od pasa w dół, w ogóle
nie ruszał nogami, podczas gdy ręce zaciskał na pościeli i szarpał ją co
moment.
- Reparo nunc – wymruczał pod nosem
czarodziej i machnął różdżką. Ryan zawył tak przejmująco, że coś ścisnęło się w
żołądku Williama. Nawet nie chciał wyobrażać sobie tego bólu.
- Będzie
dobrze, Ryan... – mówił do niego i przytulił twarz do jego włosów. Po chwili
Feliks powtórzył zaklęcie, a Ryan zawył jeszcze głośniej niż poprzednio.
Williamowi zbierały się łzy pod powiekami na widok cierpiącego chłopaka. Po
chwili, brunet wydawał się ledwo przytomny.
- Sean,
zaklęcie trzeźwiące! – Sean wyciągnął różdżkę i powiedział
- Facite Sobrium – ranny chłopak krzyknął
jeszcze głośniej i poderwał się do góry. Gdyby nie szybka interwencja Seana,
wyrwałby się Willowi.
- William! –
warknął Feliks.
- Przepraszam!
– Najstarszy czarodziej odetchnął ciężko, po czym uprzedził, żeby teraz
trzymali go mocno. Zwłaszcza, że chłopak na nowo był zupełnie przytomny.
- Reparo nunc omnes – Ryan wydzierał
się w niebogłosy. Kiedy przestał się już wyrywać i leżał spokojnie, Feliks
powiedział, że mogą go puścić. Williamowi tak trzęsły się nogi, że niemal od
razu przysiadł na łóżku, żeby się nie przewrócić. Sean w tym czasie odwrócił
Ryana na plecy, a Lola zaczęła go obmywać ręcznikiem zamoczonym uprzednio w
wodzie.
- Will… –
stękał chłopak, a przyjaciel przysunął się do niego i przeczesał mu włosy
palcami.
- Jestem tu…
Już po wszystkim, Ryan – szeptał mu do ucha. Po chwili pogłaskał go po twarzy.
– Ale z ciebie gapa… Nastraszyłeś mnie, kretynie. – Głos mu się załamał. Ryan
uśmiechnął się do niego słabo i otworzył usta jakby chciał mu coś jeszcze
powiedzieć, ale przerwał mu stanowczy ton Feliksa.
- William! Za
mną – zwrócił się do chłopaka i ruszył przodem do drzwi. Will wstał posłusznie
i ruszył za nim, nie do końca wiedząc, czego się spodziewać. Chociaż po tonie
mężczyzny mógł tylko przeczuwać, że nie będzie to nic miłego.
- Feliks,
prosiłam cię… – zaczęła Lola, ale nie dane było jej skończyć, kiedy drzwi
zamknęły się za Williamem. I mogła być pewna, że to nie chłopak to zrobił. W
powietrzu wyczuła magię. I to wkurzoną magię.
***
Feliks usiadł na krześle przy stole w salonie i wskazał Willowi miejsce
naprzeciw siebie. Kiedy chłopak zrobił, jak mu polecono, wyczuł na sobie spojrzenie
mężczyzny. Próbował ignorować spojrzenie mężczyzny, wpatrując się w obrus, ale
w końcu nie wytrzymał i uniósł spojrzenie na mężczyznę. Na przystojnej twarzy
czarodzieja malowało się skupienie i ilość takiego animuszu, jaka nie mogłaby
się nawet przyśnić Williamowi. Ponownie odwrócił wzrok. Czuł się skrępowany. A
mimo to korciło go, by przyglądnąć się mężczyźnie dłużej, niż to byłoby
konieczne. Naprawdę mu się podobał. I imponował mu. Jego aparycja, pewność siebie,
lekki enigmatyzm, ale też dziwnie proste obejście z ludźmi. Wyglądało to tak,
jakby wcale nie starał się tworzyć pozorów. Być może nawet tego nie
potrzebował, ze swoją siłą przebicia. William cenił takie cechy.
- Nie wiem, czy
zdajesz sobie sprawę z powagi sytuacji, ale wygląda to tak, jakbyś kompletnie
nie wiedział w czym siedzisz. – Cedził kolejne słowa, nie zważając na to, że
chłopak przed nim nieco się skulił. – Ktoś ci tłumaczył co się wokół ciebie
dzieje? – William rejestrując, że nie było to pytanie retoryczne, uniósł powoli
wzrok i spojrzał w oczy mężczyźnie.
- Sean mi
trochę opowiadał… ale, właściwie to ja... – Nabrał powietrza w płuca. Zbierało
mu się na płacz. Ale nie chciał się przy nim rozklejać, mężczyzna już i tak
miał o nim wystarczająco negatywne wrażenie po dzisiejszej wpadce. Feliks
ponownie zabrał głos, ale tym razem znacznie łagodniej.
- Słuchaj,
zdaję sobie sprawę, z czym musisz się teraz zmierzyć. Nie mam zamiaru głaskać
cię po główce i prosić, żebyś wstawił się w obronie Sarihmańczyków. Daje ci
słowo, że obronię cię przed wujem, a ty w zamian ocalisz moich braci przed
cierpieniem i śmiercią. Oczywiście, mógłbyś odmówić. Ale uwierz, kwestia
jednego koszmaru, a oni cię dopadną. Według prawa możesz przejąć tron i musisz
to zrobić, by powstrzymać wuja. Cała kraina cię wzywa i szuka. Prędzej czy
później cię znajdzie. – Will zaciskał dłonie na materiale spodni. Myślał, że
mężczyzna nie skończył jeszcze swojego monologu, ale kiedy zorientował się, że
raczej tak się stało, odważył się zapytać:
-Więc ja…
Jestem magiem, jak wy? – Feliks spojrzał na niego zdziwiony, po czym zaśmiał
się krótko. William widząc, że widocznie powiedział coś kompletnie głupiego,
spłonił się wyraźnie. Widząc jego reakcje Feliks odchrząknął i odparł:
- Wybacz, po
prostu… nie sądziłem, że wpadniesz na taki pomysł. Nie jesteś magiem. Jesteś
mieszańcem. Półwróżem, półaniołem. No, w zasadzie nie tak dokładnie po pół.
Potrafisz czarować, ale jak twierdzą niektórzy, twoja magia jest bardziej
wyrafinowana i nie możesz nią dowolnie dysponować. Poza tym musisz się dopiero
wszystkiego nauczyć. Zanim w ogóle wybierzemy się do Sarihmas, powinieneś
podjąć szkolenie, bo nie sądzę, żebyś wcześniej uczył się czarować czy walczyć,
mam rację? – Will skinął głową. Feliks doradził mu, żeby lepiej poszedł na górę
i sprawdził co z Ryanem. Chłopak posłuchał go, poszedł do przyjaciela, a
później wspólnie zjedli przyszykowane przez Lolę śniadanie. Na górze, bo Ryan
nie mógł jeszcze wstawać z łóżka. Feliks wyjaśnił, że dostał sporą dawkę magii
naraz, jeszcze przy sporym uszkodzeniu i osłabieniu organizmu, co dla człowieka
rasy szinpuru nie jest zbyt zdrowe.
Po śniadaniu,
kiedy Ryan oznajmił, że czuje się już dobrze, Will postanowił zabrać
przyjaciela na spacer. Lola i Sean oznajmili, że chcą się przyłączyć, a Feliks
powiedział im, że ma kilka spraw do załatwienia, i że wróci wieczorem. Ruszyli
w las na początku rozmawiając spokojnie. Lola narzuciła temat opowiadając o
filmie, który niedawno oglądała. Grał w nim Jim Carrey. Wdali się w dyskusje,
czy jest on lepszym aktorem komediowym od Stevena Carella. Spór nie został do
końca rozstrzygnięty, gdyż Lola zobaczyła niewielki staw, a w nim kaczki i
zaciągnęła Seana w jego stronę. Chłopcy raczej średnio zainteresowani ptakami,
nie poszli za nimi. Will odszedł kawałek, po czym usiadł pod drzewem na suchych
liściach. Wyprostował nogi, odchylił głowę i nabrał powietrza głęboko w płuca.
Przymknął oczy i z błogim wyrazem twarzy wsłuchał się w odgłosy lasu. Ryan
przyglądał się mu z głupim uśmiechem na ustach. Po chwili usiadł obok niego
stykając się z nim ramieniem.
- O czym
gadałeś z Feliksem? – Spytał pozornie obojętnym tonem, choć przed samym sobą
musiał przyznać, że ciekawość go zżerała od środka.
- Zwrócił mi
uwagę, że powinienem wziąć się w garść. Trochę spanikowałem, kiedy miałeś
rozpieprzone plecy – przyznał nieco zawstydzony.
- Ale się
wygłupiłem, tragedia. Jaki kretyn wpadłby na pomysł, że w małym, drewnianym
domku bez centralnego ogrzewania będzie leciała gorąca woda? – Zaśmiał się i
szturchnął lekko Williama łokciem. Chłopak oddał mu, po czym powiedział
zaczepnie z zawadiackim uśmiechem:
- Może taki
kretyn, jak ty? – Roześmiał się, a kiedy Ryan zmarszczył nos i wyciągnął do
niego ręce, żeby się zemścić za złośliwą uwagę, chłopak przeturlał się na bok,
tarzając w liściach. Ryan na kolanach ruszył za nim i okraczył go nogami.
William śmiał się w głos, a przyjaciel nadal teatralnie zezłoszczony szczypał
go i łaskotał. W chwili, gdy Will zaczął bronić się rękami, złapał go za nie i
zupełnie unieruchomił. Chłopak przestał na moment się śmiać, chociaż na jego
twarzy nadal gościł promienny uśmiech. Dawno nie był tak radosny, pomyślał Ryan i pochylił się
nad nim. Z spokojnym wyrazem twarzy, niemal poważnym, wpatrywał mu się w oczy.
Moment później Will też spoważniał. Zaczął studiować twarz przyjaciela, od oczu,
do nosa, aż po ładnie wykrojone, blade usta. Znał wszystkie jego pieprzyki,
które Ryan niespecjalnie lubił, choć Will osobiście uważał, że dodają mu urody.
Czego nigdy wprost nie przyznał.
Ryan nagle
jeszcze bardziej się nad nim pochylił, jakby chciał go pocałować. William
zapatrzył się na jego usta, chwilę później przymknął oczy. I kiedy wyczekiwał
pocałunku, Ryan liznął go w wargi, po czym zaśmiał się głośno. Zaskoczony
chłopak poderwał się i zepchnął go z siebie, śmiejąc się i zaczynając uciekać.
Wkrótce wrócili
do domku, a w środku znaleźli krótką wiadomość.
Daniels&Fisher Tower o 17;30. Spakujcie to co
konieczne.
Spotkamy się na miejscu.
Feliks
Rozdział 2 również za mną. Lola, jako jedna z nielicznych postaci damskich, budzi moją sympatię. Taka kochana i troszcząca się o przyjaciół dziewczyna. Feliks jest bardzo interesującą postacią, mam nadzieję, że znajdzie sobie cudownego chłopaka i nie będzie to Will (on musi być z Ryanem :c).
OdpowiedzUsuńKolejne rozdziały pokażą jak to się wszystko potoczy. Sama jeszcze wszystkiego nie wiem, dużo zmieniam, wymyślam itp :D Poczekaj na inne, damskie postacie xD
UsuńJa tam Williama widzę z Feliksem:p i mam nadzieje że i tak będzie.
OdpowiedzUsuńŻeby się przekonać, trzeba przeczytać! :D (albo zapytać kogoś, kto już przeczytał, ale ciiii to wcale nie pomaga w nabijaniu wyświetleń XD)
Usuń