Szedł
szybko przez opustoszały korytarz szkolny. Dzisiejszej nocy znów miał okropne
sny, przez co zasnął spokojnie dopiero nad ranem. Z tego wszystkiego nie
obudził się na czas i był spóźniony na pierwszą lekcję, czyli historię.
Odgarnął zabłąkane pasemka ciemnych włosów znad oczu, po czym poprawił plecak
na ramieniu. Jerry Hanson był surowym mężczyzną, a zwłaszcza ojcem. Dzisiaj
miał miejsce sprawdzian z okresu wojny secesyjnej, na który Will pieczołowicie
się przygotowywał. Niestety wyglądało na to, że nie będzie mu dane pochwalić
się nabytą ostatnio wiedzą. Mimo to, wolał pokazać się w szkole. Nie chciał
zostawać w domu, bo to z kolei mogłoby się skończyć kolejną kłótnią z mamą lub
co gorsza, ojcem, którym był sam nauczyciel historii. Dotarł do klasy i zapukał
niepewnie. Chwycił za klamkę spoconą dłonią i otworzył drzwi. Od razu napotkał
srogie spojrzenie czarnych, jak węgiel oczu Jerrego.
–
Dzień dobry.
–
Hanson, kolejne spóźnienie w tym miesiącu. Usiądź na swoim miejscu i zajmij się
sobą, potem porozmawiamy.
Will
zrobił, jak mu kazano i wyjął szkicownik z plecaka. Uchwycił spojrzenie Loli,
swojej przyjaciółki. Z pewnością chciała mu niewerbalnie przekazać, by się nie
przejmował. Zawsze się o wszystkich martwiła. Była jak taka starsza
siostra. Uśmiechnął się do niej delikatnie i spojrzał na swój notes. Przeglądał
kolejne strony zeszytu, zastanawiając się, czy nie stworzyć jakiegoś komiksu.
Wyobraźnia, którą posiadał, zaskakiwała jego samego. Inspirował się zazwyczaj
swoimi koszmarami. Jakkolwiek były one straszne w nocy, przeniesione na papier,
przynajmniej dla niego, były już mniej przerażające.
Miał
koszmary od dawna. Praktycznie odkąd skończył jakieś osiem, dziewięć lat,
nawiedzały go w nocy, wraz z wiekiem z coraz większą częstotliwością. Patrzył
właśnie na jeden ze swoich szkiców przedstawiających skrzydlatą kobietę z
obnażonymi piersiami. Swoimi długimi pazurami rozcinała skórę jakiegoś
przerażonego człowieka, tworząc krwawiące bruzdy. Wpatrywała się w Willa swoimi
pustymi, pozbawionymi źrenic oczami. Miała trupi odcień skóry, lecz posiadała
atrakcyjne kształty. Długie, sięgające prawdopodobnie ud włosy, opadały jej na
duże piersi, a od pasa w dół sunęła się za nią czarna, poszarpana suknia. Na
głowie widniał spory kamień, umiejscowiony w czarnej jak noc koronie. Nie
spostrzegł się, kiedy nauczyciel podszedł do niego i zauważył rysunek, jakby na
to nie patrząc, półnagiej kobiety. Gdy Jerry położył rękę na blacie ławki
Willa, chłopak wzdrygnął się, po czym momentalnie zaczerwienił. Zrobiło mu się
głupio, więc zamknął pośpiesznie zeszyt. Po krótkiej chwili, gdy nauczyciel nic
nie mówił, lecz nadal stał w miejscu, chłopak zerknął na niego, nadal mocno
speszony. Hanson z wymalowanym zaskoczeniem na nieco dotkniętej wiekiem twarzy
wpatrywał się w zeszyt Willa. Przeniósł wzrok na równie zdezorientowanego
chłopca, odchrząknął i jakby nigdy nic, odszedł w stronę biurka. Zaskoczony
chłopak odprowadził go wzrokiem.
Pod
koniec lekcji Jerry pośpiesznie zebrał sprawdziany, zgarnął swoje rzeczy
do teczki i opuścił klasę. Widząc, jak się sprawa jego spóźnienia na tę chwilę
ma, William postanowił przygotować się mniej więcej na kolejną lekcję. Dokładniej
mówiąc, dowiedzieć się przynajmniej, jaka będzie miała miejsce.
***
–
Przyjdź do Ryana wieczorem! – wykrzyknęła Lola, stojąc w kolejce po drugie
śniadanie. Zarzuciła długie włosy na plecy, po czym pochyliła się nad ladą z
jedzeniem.
–
Nie wiem, czy mama się zgodzi. – Ryan spojrzał na chłopaka czujnie, obawiając
się odmowy z jego strony. Nigdy nie mógł nacieszyć nim oczu. Byli trójką
przyjaciół, jadali razem w szkole, czasem spotykali się po lekcjach lub razem
odrabiali prace domowe. Will dzielił się z nimi wieloma szczegółami ze
swojego życia. Kiedy już każdy z nich nałożył sobie swoją porcję, zajęli jeden
z wolnych stolików.
–
Przekonaj ją. – Dziewczyna uśmiechnęła się do niego. - Rodziców Ryana nie
będzie, napijemy się czegoś procentowego, potem sami będziecie mogli zaszaleć.
– William zaczerwienił się lekko. Choć Lola wiedziała o jego kontaktach z
Ryanem, które nie ograniczały się tylko do czysto koleżeńskich, nadal było mu
nieco wstyd przed koleżanką. To była jedna z tych cech, których w sobie nie
lubił. Jednak musiał się z nią pogodzić, a libido niejednokrotnie dawało mu o
sobie znać. Mimo że sobą sypiali, nie byli parą. Ich wzajemne stosunki były
trudne do jednoznacznego określenia, ale widocznie ciągnęło ich do siebie
nawzajem.
***
–
Wróciłem! – oznajmił krótko Will, ściągając w korytarzu buty, po czym odwiesił
kurtkę na wieszak. Był koniec października, nie padało, lecz silny wiatr
skutecznie wychładzał organizm. Duże, zielone oczy chłopaka rejestrowały
kolejno przestronny salon, skromną jadalnie, a na końcu kuchnię, w której znalazł
matkę siedzącą przy stole z jakąś gazetą. Rozwiązywała krzyżówkę. Pomieszczenie
było jasne, ale przytulne. Zawsze panował w nim drobny bałagan, choć nie było
brudno. Jasne blaty, duża, lodówka o metalicznym odcieniu i spore okno, które
nie wpuszczało wiele światła do środka z powodu niesprzyjającej pogody. Jane
rzuciła przelotne spojrzenie na syna. Wystawiła policzek, oczekując na
rytualnego buziaka. Z natury miała jasną cerę, kontrastującą się z czarnymi
włosami. Wąskie, niemal kocie oczy o zielonej barwie miała dodatkowo
przymrużone, prawdopodobnie przez rażące światło jarzeniówki, co powodowało, że
wydawały się dwukrotnie mniejsze. Była piękną kobietą, o egzotycznej urodzie,
nietypowej, zwracającej niemałą uwagę.
–
Jak ci minął dzień? – zapytała, gdy chłopak złożył na jej policzku delikatny
pocałunek. To pytanie również zaliczało się do ich codziennej rutyny, jaką były
niezobowiązujące rozmowy o spędzonym dniu i tym podobne.
–
W porządku – odpowiedział krótko. Po chwili, gdy otworzył drzwi lodówki, dodał:
– A tobie?
–
Też. – Krótko. Cóż, przyzwyczaił się. Było mu to nawet na rękę. Nigdy nie
byli przesadnie blisko, choć William uważał, że to z powodu ojca matka tak
często się z nim kłóciła.
–
Ugotowałam zupę. Powinna być jeszcze ciepła. Nałóż sobie. – Była chłodną
kobietą. Jednak synowi nie skąpiła miłości i troski, jeśli zachodziła taka
potrzeba.
William
nałożywszy sobie pełny talerz, usiadł naprzeciw matki i zaczął nieśpiesznie
jeść.
–
Słyszałam jak krzyczałeś w nocy. Powinniśmy porozmawiać, William. – Chłopak
spiął się nieznacznie, czując, że wkraczają na grząski grunt. Nie lubił o tym
rozmawiać. Zwłaszcza przy ojcu, który miał w zwyczaju rzucać złośliwe
komentarze na ten temat. Na szczęście w tym momencie tu go nie było. To, mimo
wszystko, nie odciągało Willa od zamiaru ucięcia tej niewygodnej rozmowy. Był
zbyt dumny na to, jak i zażenowany swoimi nocnymi koszmarami, by o nich
rozmawiać.
–
To nic takiego, mamo. Nie powinnaś się martwić – odpowiedział z nutą irytacji i
niezadowolenia w głosie.
– William,
naprawdę. Jestem zobowiązana pomóc ci, gdy… – Nie dokończyła. Oboje usłyszeli
szczęk otwieranych drzwi. Po chwili do kuchni wszedł Jerry, z reklamówką
zakupów. Miał na sobie koszulę, dżinsowe spodnie i czarną marynarkę.
Ciemne jak węgiel oczy spoczęły na Jane, a potem na chłopcu, po czym mężczyzna
odezwał się:
–
Will znów się spóźnił. Co jest na obiad? – Odłożywszy reklamówkę na blat,
podszedł do garnka, by zamieszać w nim chochlą.
–
Pomidorowa. Czemu mnie nie obudziłeś? – zapytał Will. Jerry uśmiechnął się
lekko.
–
To nie należy do moich obowiązków. Powinieneś się pilnować – powiedział i
wyszedł zapewne do łazienki, aby umyć dłonie. Jane natychmiast wstała z swojego
miejsca, by nałożyć mu obiad. Kiedy mężczyzna wrócił, usiadł przy stole i
zaczął jeść. Matka na nowo rozpoczęła temat.
– Więc…
Jak już mówiłam, słyszałam w nocy Willa. Znów miał koszmary, pewnie dlatego się
spóźnił. Powinnam mu z tym pomóc, ponieważ…
–
Mamo – przerwał jej gwałtownie i uniósł się z swojego miejsca. – Nie chcę o tym
rozmawiać. Poradzę sobie – powtórzył już niemal jak mantrę. Jane jednak nie
ustępowała.
–
Will, kochanie… Musisz mnie wysłuchać… – powiedziała, przybierając zatroskaną
minę, na co Will zareagował niemałym zdziwieniem.
–
Dokładnie młody. Tym razem nie brzmiałeś jak kojot, a raczej jak mordowana
orka. To zdecydowanie poważna sprawa. – Przybrał przesadnie zatroskaną minę,
jednak potem uśmiechnął się do niego i dodał: – Powinieneś posłuchać mamy,
Will. – Zaczerwieniony chłopak rzucił mu ostre spojrzenie, po czym nic nie
mówiąc, ruszył na górę, po drodze zabierając plecak. Zarzucił go na ramię,
wspinając się po schodach.
–
Jerry, nie pomagasz… – Usłyszał jeszcze stłumiony głos, po czym wołanie mamy z
dołu – Will! Zaczekaj, to naprawdę ważne. – Chłopak rzucił plecakiem o
ścianę. Podszedł do drzwi i zamknął się od środka. Przeszedł do łazienki obok,
zdjął z siebie ubrania, wszedł pod prysznic i włączył ciepłą wodę. Nie chciał
się z nimi kłócić, ale nie potrafił dłużej słuchać zatroskanej matki i kpiącego
sobie z niego ojca. Oni nigdy nie traktują go poważnie. Jakby miał pięć lat i
nie dawał sobie rady w życiu. Nie jest, kurwa, dzieckiem. Nie potrzebuje opieki
dwadzieścia cztery godziny na dobę. Stwierdził, że pójdzie do Ryana, musiał
odreagować. Myjąc się pośpiesznie, był nadal nieco wzburzony. Pomyślał o tym,
co powie matce, kiedy wyjdzie na jaw, co od czasu do czasu robią z Ryanem.
Kobieta żyła w słodkiej nieświadomości co do jego preferencji seksualnych. Nie
chciał jej mówić prawdy i z tego powodu niejednokrotnie doskwierały mu wyrzuty
sumienia. Ale nie ukrywał, że było mu to po części na rękę. Z Ryanem nie
chodził, tylko się pieprzył. Poza tym, przyjaźnili się. Taki układ mu
odpowiadał. Często po wszystkim czuł do siebie obrzydzenie, nie umiał pogodzić
się z swoimi upodobaniami do penisów. Nie było to dla niego do końca normalne.
Jednak hipokryzją byłoby nie przyznanie przed samym sobą, jak bardzo lubił
mężczyzn. Lola kryła go przed mamą, choć nieraz próbowała go przekonać, by
powiedział jej prawdę. Nieskutecznie.
Wyszedł
z kabiny i stanął przed sporym lustrem. Mokre, nieco kręcone włosy przyklejały
mu się do czoła i karku. Odgarnął je, po czym wytarł się ręcznikiem. Założył na
siebie bokserki, przylegający do ciała t-shirt i czarne dżinsy. Rozczesał włosy
palcami. Wrócił do pokoju, by zgarnąć z biurka portfel, telefon i klucze.
Zarzucił jeszcze bluzę i zasunął ją pod samą szyję. Otworzył drzwi i ruszył
schodami na dół. Od razu natknął się na rodziców w korytarzu. Nie zaszczyciwszy
ich nawet spojrzeniem, założył buty i podszedł do drzwi z zamiarem wyjścia.
–
Mieliśmy porozmawiać – odezwała się Jane. – Dokąd idziesz?
–
Do Ryana – odpowiedział krótko. Otworzył drzwi i powiedział: – Nie wrócę na
noc. – Ojciec chwycił go za ramię i odwrócił w swoją stronę.
–
Masz siedemnaście lat. Ile razy mamy ci to przypominać? – zapytał.
–
Sam powinienem was o to zapytać. Nie jestem dzieckiem, do cholery – warknął i
wyrwał mu się. Wyszedł na zewnątrz. Ściemniało się, padał deszcz. Will jednak
nie zważał na to. Ruszył biegiem w stronę domu przyjaciela.
***
Jane
westchnęła. Siedzieli w salonie, a poza światłem, które dawał telewizor, w
pomieszczeniu było zupełnie ciemno. Jerry obejmował ją ramieniem i patrzył w
ekran nieobecnym wzrokiem.
–
Nie mam pojęcia co się dzieje w Sarihmas. Will jest coraz straszy… Oni w końcu
do niego dotrą. Victor dopadnie go, prędzej czy później. Musimy mu o tym
powiedzieć. Nie możemy nadal zwlekać – powiedziała, na koniec wciągając
ciężko powietrze.
–
Wiem, skarbie. Gdy tylko wróci, porozmawiamy z nim na spokojnie – odpowiedział,
dotykając jej ramienia ustami.
–
Niepotrzebnie rzuciłeś tym złośliwym komentarzem – stwierdziła, odsuwając się i
zakładając ręce na piersi. Jerry zrobił niezadowoloną minę.
–
Nie moja wina, że zawsze tak reaguje. Chciałem rozładować napięcie! Nie
widziałaś swojej i jego miny.
–
Owszem, za to widziałam twoją. Mógłbyś być dla niego milszy. – Zdenerwowana
uniosła się i wyszła do sypialni. Jerry również podniósł się z miejsca i
podążył za nią.
–
Dałabyś mi spokój, wiesz? Nic nie poradzę na to, że za każdym razem, gdy na
niego patrzę, widzę Jamesa. Wiesz, że go nienawidzę.
–
Był jego ojcem, czy tego chcesz, czy nie – odpowiedziała, po czym zdjęła z
siebie ubranie i weszła do łazienki. Mężczyzna nie odstępował jej na krok.
–
Nie masz pojęcia, ile bym dał, by był moim synem. Nie widzisz, jaki jest do
niego podobny? Jaki dumny, wyniosły? Nie można mu zwrócić uwagi, zanegować jego
decyzji! Myślisz, że uwierzy, gdy mu teraz o tym powiesz? Stwierdzi, że
oszalałaś. Następca tronu Sarihmas, Midis i Oisin, książę William! Jak na niego
patrzę, nawet mnie to bawi. - Dostał w twarz. Zszokowany spojrzał
z niedowierzaniem na Jane. Kobieta, zwykle o chłodnej
postawie, patrzyła na niego wzburzona.
–
Jak możesz tak mówić? Jesteś dla niego teraz ojcem! – Jak wcześniej mocno
zdezorientowany Jerry wpatrywał się w nią z niedowierzaniem, tak teraz był
porządnie wkurzony.
–
Ojcem?! Chyba kpisz! Nigdy mnie nie słucha, zawsze robi wszystko co chce! –
wykrzyknął, wymachując nerwowo rękami. – Jesteś ślepa, Jane?! Nie widzisz, jaki
on jest?! Dokładnie taki, jak ten pieprzony król Jamie.
–
Wynoś się! Nie będę tego słuchać, rozumiesz?! Wiem, jak go wychowałam! Nigdy
taki nie będzie, nigdy! – Miała łzy w oczach i zarumienione policzki. Jerry
wyprostował się, przestąpił z nogi na nogę. Zmrużył oczy i powiedział:
–
Z całego serca mu tego nie życzę – powiedział, po czym wyszedł wściekły z domu.
***
–
Do dna! – krzyknęła nieco pijana Lola, kończąc swoją porcję alkoholu w szklance
i wieszając się na ramieniu Ryana. Pili od dobrych kilku godzin, tematy do
rozmowy nie miały końca. Na tę chwilę bawili się w „Nigdy” – Teraz twoja kolej,
Ryan!
–
Nigdy w życiu nie spałem z nauczycielem. – Wszyscy oczekiwali w napięciu. Po
chwili Ryan nachylił do ust szklankę z whisky i napił się trochę.
-Hahaha!
Nie gadaj! Poważnie?! – Lola wydawała się być wniebowzięta nową informacją.
Will spojrzał na niego z niedowierzaniem. Zawsze po pijaku była za bardzo
ciekawska.
–
Kiedy? – zapytał.
–
Z miesiąc temu. Z Curterem, uczy WF drugie i trzecie klasy. – Lola odgarnęła
zbłąkane pasemko włosów z czoła.
–
Jaki był? – ciągnęła swoje, dla Willa przynajmniej, zbyt intymne pytania. Za
każdym razem, gdy próbowała wyciągnąć od chłopaków jakieś pikantne szczegóły z
ich pożycia seksualnego, zbywał ją chłodnym spojrzeniem lub skutecznie zmieniał
temat, ściągając rozmowę na inne tory.
–
Był w porządku. – Ryan odchrząknął. Zerknął ukradkiem na Willa, ale ten nic nie
powiedział. Nawet na niego nie patrzył.
–
No daj spokój, podziel się jakimiś szczegółami, cooo? – Nie dawała za wygraną.
Ryan zaczerwienił się jeszcze mocniej i potarł kark z konsternacją. Błagał
Williama w myślach, by ten zrobił cokolwiek, żeby zakończyć ten niewygodny
temat. Odkąd znał Willa, chciał się do niego zbliżyć i udało mu się to, owszem,
ale nie do końca na takiej zasadzie, jak sobie na początku wyobrażał. Tym
bardziej nie chciał swoimi słowami utrzymać Willa w przekonaniu, że zależy mu
tylko na seksie, bo tak nie było. Chociaż, jak to mówią, jak się nie ma co się
lubi, to się lubi co się ma. A on, lubiąc Willa bardziej niż to było konieczne,
miał przynajmniej jego ciało. I nadal starał się o jego serce. Jednak nie
otrzymując od niego miłości, szukał jej gdzie indziej. A zakochany w nim
nauczyciel był całkiem dobrą alternatywą, by poczuć się chcianym i kochanym.
–
Lola, daj mu już spokój. Nie widzisz, że nie chce o tym rozmawiać? Teraz moja
kolej – powiedział Will, po czym chwycił za swoją szklankę. – Nigdy nie kłócę
się z rodzicami. – Niemal wykrzyknął, po czym wypił pół szklanki na raz. Oboje
spojrzeli na niego zmartwieni.
–
O co tym razem? – zapytał Ryan.
–
Znowu chcieli gadać o moich koszmarach. – Nachylił się nad stolikiem i już
chciał sobie dolać, ale powstrzymał go przed tym Ryan, zabierając mu butelkę
sprzed nosa. Will wykrzywił usta z niezadowoleniem. – Oddaj Ryan – powiedział i
wyciągnął ku niemu rękę.
–
Nie ma mowy. Wystarczy ci już. – Podniósł butelkę wyżej, by Will po nią nie
sięgnął. Zezłoszczony chłopak fuknął pod nosem.
–
Będę się już zbierać – powiedziała Lola, przeciągając się.
–
Odprowadzę cię – zaoferował się Ryan.
–
Nie trzeba, Sean po mnie przyjedzie. – Sean był bratem Loli. Często robił za
jej szofera, jednak nie przeszkadzało mu to, przynajmniej nie do momentu, póki
siostra nie niweczyła jego planów.
–
Oh… W porządku. A ty Will? Zostajesz, co nie? – spytał z ledwo ukrytą nadzieją
w głosie, kiedy odkładał butelkę do barku. Nie była jeszcze zupełnie pusta.
–
Mógłbym? – zapytał, rumieniąc na twarzy. Nie lubił sprawiać kłopotów.
Ani też prosić o cokolwiek. Jednak do domu nie chciał wracać.
–
Jasne – ucieszył się jego przyjaciel i uśmiechnął szeroko. Lola już stała
gotowa do wyjścia. Ryan odprowadził ją do drzwi i pożegnał się z przyjaciółką.
– Rozścielę łóżko. – Oznajmił, gdy wrócił do salonu. Ruszył po schodach na górę
do swojego pokoju, a za nim poszedł William. Chłopak przyglądał się wąskim
biodrom Ryana, zgrabnym pośladkom, wyrobionym od jazdy konnej, jaką ten
uprawiaj od wczesnego dzieciństwa. Na samą myśl o pieprzeniu się z nim, lekko
sztywniał i nabierał koloru na jasnych policzkach. Ryan podszedł do szafy i
wyjął prześcieradło. Kiedy uporał się z pościelą, oznajmił, że idzie do
łazienki. Will w tym czasie zdjął z siebie ubranie i został tylko w bokserkach.
Wydawało mu się, że w pokoju przyjaciela jest mu bardzo gorąco. Położył się na
posłaniu i przymknął na moment oczy. Był naprawdę zmęczony i cieszył się, że
jutro sobota. Było mu źle z myślą, że wyszedł tak z domu. Nie chciał sprawiać
przykrości mamie, ale czasami po prostu miał ich dość. Pokój wypełniało słabe
światło lampy stojącej w kącie. Chłopak odpoczywając i oddychając spokojnie z
przymkniętymi oczami, nawet się nie spostrzegł, kiedy zasnął.
Ryan
wyszedł nago spod prysznica i już sobie wyobrażał jęczącego pod nim Williama.
Jak wielkie było jego zaskoczenie, gdy zobaczył śpiącego chłopaka w swoim łóżku
w samych bokserkach, wie tylko on sam. Był trochę zawiedziony, lecz
jednocześnie coś załaskotało go w okolicy serca na ten widok. Wciągnął na
siebie slipki i położył się obok chłopaka i okrył ich obu cienką kołdrą, na
którą wcześniej nałożył aksamitną pościel. Przyglądał się spokojnej twarzy
Willa i ucałował delikatnie jego usta. Potem, policzek, powiekę, czoło…
Otoczywszy go jednym ramieniem, położył się na boku, by leżeć do niego przodem
i wpatrywać się w niego, póki znużony po całym dniu, sam nie zaśnie. Cieszył
się jak głupi, że ma Williama obok siebie.
***
Obudziły go ciche jęki i
dźwięki szeleszczącej kołdry. Otworzył oczy i chwilę zajęło mu, by przyzwyczaić
się do panujących ciemności. Spojrzał na Willa, który miał ściągniętą w
grymasie strachu i bólu twarz, a czoło i skronie wyraźnie zroszone potem. Potrząsnął
go za ramię, niestety nic nie dało. Will rzucał się coraz bardziej po łóżku,
nagle zaczął krzyczeć. Przestraszony Ryan złapał go mocno za ramiona i uniósł
do góry, tak, by usiadł. William otworzył oczy i rozglądnął się z przerażeniem.
–
Gdzie on jest?! – krzyknął, i spojrzał krótko na Ryana, po czy znowu rozejrzał
się spanikowanym wzrokiem. – Ryan, gdzie jest ten potwór?! – Chłopak
odgarnął mu spocone kosmyki z czoła i pogłaskał po plecach.
–
Will, już dobrze, to tylko zły sen.
–
Widziałem jak mi cię wyrywa! Wszedł przez okno! Zamknij je Ryan, zamknij! – krzyczał
przerażony i trząsł się, połykając kolejne łzy. Ryan przyciągnął go do siebie i
zaczął nim kołysać, trzymając go na kolanach. – Ryan, bła-błagam… Zamknij je… –
Złapał go za szyję i szeptał mu do ucha, nadal płacząc.
–
Will, już wszystko dobrze, nikogo tu nie ma, jesteśmy sami. – Z okna naprzeciw
chłopców zawiał srogi, zimny wiatr, niosąc ze sobą jesienne, suche liście. Coś
zawyło przerażająco.
–
Ryan! On tu idzie, słyszę jak wyje… – szeptał, wbijając palce w kark Ryana.
Szatyna przeszedł zimny dreszcz. Zerknął w stronę okna, po czym odsunął od
siebie Willa. Chciał szybko je zamknąć, byle tylko nie słyszeć tego okropnego
dźwięku. Podbiegł do okna i w tej samej chwili pojawiła się w nim przerażająca
postać. Ogromny, uskrzydlony stwór, kłapiąc zębami wyciągnął swoje szpony w
stronę zastygłego z szoku chłopaka. Will siedząc na łóżku krzyczał tak
przeraźliwie głośno, że Ryan nie słyszał własnych myśli. Pociągnął na dół
kwaterę i z wrażenia przewrócił się na ziemię.
–
Ryan! – Podbiegł do niego i złapał go za rękę, ciągnąc jak najdalej od okna.
Chłopak w końcu się pozbierał i szybko wybiegli z pomieszczenia na korytarz.
Przeraźliwe wycie urosło nagle tak bardzo, jakby wydawało je dziesiątki takich
przerażających stworzeń. Chłopcy wtuleni w siebie, opierali się skuleni o
ścianę, a każda kolejna sekunda zdawała się trwać niemal wieki. Okropne odgłosy
nasilały się, w dodatku usłyszeli na dole hałas tłukącej się szyby. Niewiele
myśląc wparowali do łazienki, a tam Ryan zamknął drzwi na klucz. Weszli do
kabiny prysznicowej i zatrzasnęli się w niej, nasłuchując. Rumor w mieszkaniu
trwał nadal, a William zaczął jeszcze bardziej krzyczeć. Czuł przeraźliwy
strach. Słyszał, jak te stwory go nawoływały. Mówiły potworne rzeczy.
–
Nasz pan cię dosięgnie.
–
Nie uciekniesz przed nim.
–
Rozszarpiemy każdego, kto stanie nam na drodze do ciebie.
–
Książę, oddaj się nam, a nikomu nie stanie krzywda.
William
zasłonił sobie uszy dłońmi, choć to nic nie dało. Te okropne stwory zdawały się
wnikać mu do wnętrza głowy, ich słowa rozbrzmiewały mu w uszach, jak
gdyby wrzeszczały mu prosto w twarz.
–
Nie! Nie, błagam – powtarzał jak mantrę, kiwając się w przód i tył, mając
zaciśnięte powieki i podkulone pod siebie nogi. Nadal zaciskał dłońmi uszy,
choć to nic nie dawało. – Odejdźcie, zostawicie mnie w spokoju.
Ryan
próbował do niego jakoś dotrzeć, choć wydawało się, że nie dociera do niego nic
innego poza przeraźliwym jazgotem potworów. Chwycił chłopaka za ramię i
przyciągnął do siebie. Przytulił się do niego ściskając mocno za szyję. Nagle
wszystko ucichło. Zniknęło. Obaj mieli wrażenie, jakby zostali niespodziewanie
wydarci z koszmaru. Nie znajdowali się jednak w łóżku. Byli w łazience. W
kabinie prysznicowej, co tylko potwierdzało wszystko, co przed chwilą się
działo. Ryan siedział obok Willa w zastygniętej pozycji, bez przerwy
nasłuchując, czy aby na pewno wszystko się skończyło. Rozejrzał się po łazience
i zwrócił uwagę na okno. Dostrzegł, że na zewnątrz świtało. Słońce wyłaniało
się zza ściany jednego z sąsiednich budynków. Spojrzał ponownie na Willa i
zobaczył dwa wlepione w niego zielone krążki, wilgotne i definitywnie
zlęknione. Chłopak cały się trząsł. Ryan podał mu rękę i wstał, pociągając go
za sobą delikatnie. Otworzył wolną ręką drzwi kabiny i wyszedł na płytki.
Poczuł na skórze stóp przejmujący chłód, co dodatkowo go oprzytomniło. Otworzył
ostrożnie drzwi łazienki i wychylił nieco głowę. Było przeraźliwie chicho.
Słyszał swój ciężki oddech i dudniące w piersi serce. Poczuł silniejszy ucisk
dłoni Willa na swojej, więc odwrócił do niego głowę.
–
Chyba zniknęły. – Ponownie wystawił głowę za drzwi, a po chwili wyszedł na
korytarz. Przeszli bardzo powoli na dół, schodząc po schodach w ciszy. Kiedy
minęli ostatnie stopnie, Ryan jęknął zdumiony, widząc zniszczenia panujące w
salonie. Przeszli ostrożnie dalej. W jadalni nie było lepiej. Jednak kuchnia
była w najgorszym stanie. Wszystkie naczynia, sztućce i wszelkiego rodzaju
przedmioty były rozrzucone w totalnym chaosie, większość kompletnie
zniszczonych. Szyba od piekarnika była roztrzaskana, podobnie jak mikrofala.
Drzwi lodówki zostały zerwane, a jej zawartość leżała pod nią na podłodze. Obaj
mieli bose stopy, więc starali się omijać wszelkie niebezpieczne i ostre,
zalegające ziemię rzeczy. Wrócili do salonu. Ryan pociągnął Willa na kanapę.
Spojrzał na niego. Miał w głowie tyle sprzeczności, pytań… Wszystkiego! Jednak
po minie Willa, jaką zobaczył, postanowił się powstrzymać. Zapytał tylko:
–
Wszystko okej? Nic ci nie jest? – Dotknął dłonią jego bladej twarzy. – Jak to
możliwe? Bo to się zdarzyło, prawda? Wcale nie oszalałem, też to widziałeś, nie?
–
Widziałem. – Will przymknął na moment oczy z bólem wymalowanym na twarzy. – To
było... – Nagle usłyszeli z góry wibrujący telefon Ryana, z włączoną na
maksimum głośnością. Aż podskoczyli. Ryan wstał, by go poszukać. Wbiegł szybko
po schodach, po czym skręcił do swojego pokoju. Telefon leżał na szafce nocnej.
Chłopak wziął go do ręki i na wyświetlaczu zobaczył, że dzwoni Lola. Nieco
zdziwiony, ponieważ udało mu się moment wcześniej zarejestrować godzinę siódmą
dwadzieścia, odebrał telefon i pośpiesznie ruszył na dół.
–
Lola? – zapytał do słuchawki.
–
Ryan?! Nic wam nie jest?!
***
William
leżał w sypialni Ryana i drzemał. Lola zapewniła ich, że teraz nic im nie
grozi, więc kompletnie wyczerpany położył się do łóżka i niespokojnie oddychał.
Przyjaciel martwił się o niego, miał spocone czoło, dodatkowo wyraźnie rozpalone.
Dziewczyna razem z bratem była już w drodze. Powtarzała przez telefon, by nie
wychodzili z domu, przeklinała co zdanie, wyrazie zdenerwowana. Ryan nie mógł
pojąć, co się tak właściwie dzieje. Jednak jego uwagę William na tyle
absorbował, że siedział obok niego, myśląc, jak może mu pomóc, bo z chłopakiem
było widocznie coraz gorzej. Mijały kolejne minuty. W końcu usłyszał dźwięk
otwieranych drzwi. Automatycznie poderwał się do góry i sięgnął po kij
bejsbolowy. Wyszedł na korytarz i stanął u szczytu schodów. Po chwili usłyszał:
–
Ryan? Ryan!
–
Lola! Tutaj, na górze! – zawołał. Po chwili rozległ się stukot jej obcasów. Za
nią zobaczył dwóch mężczyzn, jednego z nich poznał. Był to Sean. Ten drugi miał
na sobie ciemny płaszcz i zarzucony na głowę kaptur. Dziewczyna objęła mocno
przyjaciela i aż jęknęła, gdy zobaczyła zniszczenia panujące na korytarzu.
–
Gdzie Will? Wszystko z nim dobrze? – Zapytała odsuwając się od niego na
odległość ramion. Obok niej stanął Sean, a moment później wyszedł naprzeciw
Ryanowi tajemniczy gość. Zdjął kaptur, po czym wyciągnął rękę do chłopaka.
– Jestem
Feliks. – A Ryanowi szczęka opadła.
***
Wszyscy
stali w sypialni Ryana. Tajemniczy mężczyzna pochylał się nad Willem i dotykał
mu dłonią czoła. Skrzywił się, widocznie niezadowolony. Mruczał coś pod nosem,
przesuwał dłońmi nad ciałem chłopaka. Ryan przyglądał mu się podejrzliwie. Lola
chwyciła go za rękę i uśmiechnęła się do niego pokrzepiająco.
–
Nie martw się. Wie, co robi. – Ryan odpowiedział jej nikłym uśmiechem i
ponownie zwrócił głowę w stronę przyjaciela. Feliks podniósł się i wyprostował.
Rozejrzał po pokoju, po czym odchrząknął i powiedział:
– To
głównie przez stres, ale też nadużycie magii. I to dosyć spore. Z tego, co
pamiętam, mówiłaś, że nie jest świadomy swoich zdolności – zwrócił się do Loli
z pytającym i równocześnie wyczekującym spojrzeniem. Dziewczyna nieco zdziwiona
zwróciła się do Ryana:
–
Mówił coś dziwnego, powtarzał jakieś nieznane, pokręcone słowa? – Ryan spojrzał
na nią kompletnie oszołomiony. Magia? Co tu się do cholery działo? Nadal w
sporym szoku nie potrafił się przemóc i w końcu zapytał:
–
Czy ktoś mi powie, co tu się, do kurwy nędzy, dzieje? – Głos mu się wyraźnie
załamał, po chwili chwycił włosy między palce i mocno je zmierzwił. Miał nieco
rozszerzone oczy i ciężko oddychał wyczekując od kogokolwiek odpowiedzi.
–
Byłoby lepiej, gdybyś odpowiedział na pytanie Loli – powiedział czarodziej.
–
Feliks ma rację, Ryan. To ważne. Więc, czy William mówił coś dziwnego?
Powtarzał jakieś skomplikowane wyrazy? – Panowała ciężka atmosfera. Ryan
wyglądał, jakby miał lada moment wybuchnąć. Dziewczyna była coraz bardziej
zdenerwowana, nie miała pojęcia, co jeszcze powiedzieć, żeby uspokoić
przyjaciela. Nawet Sean wydawał się nieco skołowany. Feliks za to był zupełnie
spokojny. Po kilku kolejnych trudnych sekundach Ryan w końcu warknął pod nosem
i odpowiedział:
–
Nie przypominam sobie. – Klapnął ciężko na fotel stojący w rogu obok
łóżka. Potarł twarz dłońmi, po czym zwrócił się do Feliksa – Nic mu nie będzie?
– Czarodziej spojrzał na niego przenikliwym wzrokiem, jakby przeszywał na wylot
jego umysł i dusze. Miał przystojną twarz. Ciemne oczy, brwi, prosty nos i
kształtne, jasnoróżowe usta. Delikatny zarost podkreślał jego kwadratową
szczękę. Włosy miał zaczesane do góry, przy końcach nieco podkręcone. Miały
kolor głębokiej czerni, jak gdyby były osmolone. Nie wyglądał na więcej niż
dwadzieścia parę lat.
–
Sądzę, że nie. Musi się tylko porządnie wyspać. Lola wspominała, że miewa
koszmary. Więc rzucę czar blokujący. W porządku? – dopytał, patrząc po
wszystkich obecnych w pokoju.
–
Tak, bylibyśmy bardzo wdzięczni. – Lola uśmiechnęła się do niego niemal z czcią
w oczach. To podsunęło Ryanowi pomysł, że może dziewczyna jest nim
zainteresowana. Postanowił ją później wypytać.
–
Nie bądź taka oficjalna Lola, wiesz, że jestem dla was przychylny. – Uśmiechnął
się do dziewczyny. – Może wypadałoby tu trochę posprzątać. Widzę, że Perrosom
udało się dostać do środka.
–
Ledwo uciekliśmy. Jeden chciał mnie wyrwać przez okno. William upierał się i
krzyczał, żebym je zamknął. Był strasznie roztrzęsiony. Wydaje mi się, że
przewidział to całe zdarzenie. Jak to wszystko jest w ogóle możliwe?
–
Powinniśmy porozmawiać. Ale najpierw musimy uporać się z tym bałaganem.
Wieczorem wracają twoi rodzice, tak mówiłeś.
–
Tak, wracają. Ale to niemożliwe, żebyśmy zdążyli zrobić wszystko przed ich
powrotem. Nie widzieliście kuchni. Jest w okropnym stanie!
–
Więc chodźmy się przekonać – oznajmił pogodnie Feliks i dodał, zwróciwszy się w
stronę Ryana. – Prowadź.
***
Nigdy
w życiu nie widział czegoś podobnego. Wszystko fruwało. Każdy drobny przedmiot,
nawet potłuczone kawałki szklanek i talerzy łączyły się w całe naczynia i
lądowały na półce. Cała trójka, Lola, Sean i ten cały Feliks sprzątali w jego
domu, używając… magii! To było nieprawdopodobne. Ryan w ogóle czuł się, jakby
śnił. Spojrzał na zegarek i dostrzegł, że dochodziła dopiero dziewiąta. Usiadł
przy stole w przywróconym do porządku salonie, który sprzątała i reperowała
Lola. Czuł się wykończony. I na dodatek, to wszystko… jakby nagle miał wodę
zamiast mózgu. Dziewczyna zeszła na dół po schodach i usiadła obok przyjaciela.
–
Jak się czujesz? – zapytała z wyraźną troską w głosie i dotknęła delikatnie
jego ramienia. Chłopak milczał przez chwilę, miał ściągniętą twarz, w
grymasie złości wymieszanej z bezradnością. Oparł łokcie o blat stołu, a głowę
wsparł na dłoniach. W końcu z trudem wydusił z siebie:
–
Co się dzieje, Lola? – Dziewczyna przysunęła się do niego i zaczęła go
uspokajająco głaskać po plecach.
–
Cii… Wszystko ci wyjaśnię. Musimy tylko… – Nie zdążyła dokończyć.
–
Hej! Chodźcie tu! – Przeszli do kuchni i zobaczyli zdziwione miny Seana i
Feliksa.
–
O co chodzi? – zapytała Lola i zbliżyła się do mężczyzn. Feliks odwrócił się w
stronę Ryana.
–
Czy wiesz, co to takiego? – zapytał, wskazując na leżącą na podłodze potłuczoną
wazę w niebieskie, kwiatowe wzory.
–
To waza – odparł boleśnie oczywistym tonem. Feliksowi aż brew podjechała w
górę. Szybko się opanował, odgarnął ciemne kosmyki znad oczu i odchrząknął
delikatnie. Ponownie zwrócił się do ciemnowłosego młodzieńca.
–
Dzieciaku, wiem, co to jest. Miałem na myśli, czy masz pojęcie, skąd to się
wzięło w twoim szipurowskim domu. – Ryan spojrzał na niego buńczuczno.
Dzieciaku, też coś. Facet nie wyglądał na więcej, niż jakieś dwadzieścia parę
lat. Przychodzi sobie nagle do jego domu, jeździ dłońmi nad Williamem,
wprowadza chaos do jego głowy, czarując i teraz jeszcze mówił do niego:
„Dzieciaku”. Napotkał proszące spojrzenie Loli i Seana, więc wziął się w garść
i opanował. Odetchnął cicho i odpowiedział:
–
Moja matka ma ją odkąd pamiętam. Zawsze bardzo o nią dbała, jest dla niej
cenna. Nie da się jej… naprawić? – zapytał. Feliks skrzywił się nieco i
odpowiedział:
–
Ja nie potrafię tego zrobić. Nie wiem dokładnie, co to takiego, ale wygląda mi
na dzieło wróżek. Na pewno nie wiesz, skąd to macie? – Dopytał z nutką nadziei
w głosie. Ryan pokręcił przecząco głową. – Cóż, i tak nic nie da się z tym
zrobić, więc myślę, że nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli pożyczę ją i
spróbuję się dowiedzieć skąd pochodzi, hm?
–
Nie, oczywiście, że nie – odparł Ryan. Zaczesał dłonią włosy do tyłu, po czym
podrapał się po karku. Feliks natychmiast odpowiedział:
–
Świetnie! Więc, wypadałoby się przenieść, żeby nałożyć bariery. Jeśli znów uda
im się zlokalizować księcia, prawdopodobne, że niezwłocznie wyślą posiłki i
wtedy może zrobić się naprawdę niebezpiecznie. – Księcia? Ryan czuł się coraz
bardziej jak idiota. – Co proponujecie?
–
Może u mnie i Seana? – zaproponowała Lola.
–
A co z twoją mamą? – zapytał Ryan, nieco zbity z tropu.
–
To nie moja mama. Chciałam ci wszystko powoli wyjaśnić, ale… – Feliks jej
przerwał.
–
Ktoś mieszka z wami?
–
Tak. Właściwie mieszkamy w niewielkiej kamienicy, obok mieszka kilka innych
rodzin. To kłopot? – dopytał Sean. Feliks kiwnął głową, po czym odpowiedział:
–
Nie powinniśmy narażać innych. Nie posiadacie bardziej odosobnionego miejsca? –
Pytanie spotkało się z złowróżbną ciszą. Westchnął cicho, po czym powiedział: –
W porządku, ja się za czymś szybko rozejrzę, a wy zabierzcie stąd chłopaka, na
początek najlepiej do was, Sean – polecił chłopakowi. – Wrócę przed zmierzchem.
– To powiedziawszy, pstryknął palcami i tyle go było widać. A Ryan miał minę
jak głupek.
Szedł
szybko przez opustoszały korytarz szkolny. Dzisiejszej nocy znów miał okropne
sny, przez co zasnął spokojnie dopiero nad ranem. Z tego wszystkiego nie
obudził się na czas i był spóźniony na pierwszą lekcję, czyli historię.
Odgarnął zabłąkane pasemka ciemnych włosów znad oczu, po czym poprawił plecak
na ramieniu. Jerry Hanson był surowym mężczyzną, a zwłaszcza ojcem. Dzisiaj
miał miejsce sprawdzian z okresu wojny secesyjnej, na który Will pieczołowicie
się przygotowywał. Niestety wyglądało na to, że nie będzie mu dane pochwalić
się nabytą ostatnio wiedzą. Mimo to, wolał pokazać się w szkole. Nie chciał
zostawać w domu, bo to z kolei mogłoby się skończyć kolejną kłótnią z mamą lub
co gorsza, ojcem, którym był sam nauczyciel historii. Dotarł do klasy i zapukał
niepewnie. Chwycił za klamkę spoconą dłonią i otworzył drzwi. Od razu napotkał
srogie spojrzenie czarnych, jak węgiel oczu Jerrego.
–
Dzień dobry.
–
Hanson, kolejne spóźnienie w tym miesiącu. Usiądź na swoim miejscu i zajmij się
sobą, potem porozmawiamy.
Will
zrobił, jak mu kazano i wyjął szkicownik z plecaka. Uchwycił spojrzenie Loli,
swojej przyjaciółki. Z pewnością chciała mu niewerbalnie przekazać, by się nie
przejmował. Zawsze się o wszystkich martwiła. Była jak taka starsza
siostra. Uśmiechnął się do niej delikatnie i spojrzał na swój notes. Przeglądał
kolejne strony zeszytu, zastanawiając się, czy nie stworzyć jakiegoś komiksu.
Wyobraźnia, którą posiadał, zaskakiwała jego samego. Inspirował się zazwyczaj
swoimi koszmarami. Jakkolwiek były one straszne w nocy, przeniesione na papier,
przynajmniej dla niego, były już mniej przerażające.
Miał
koszmary od dawna. Praktycznie odkąd skończył jakieś osiem, dziewięć lat,
nawiedzały go w nocy, wraz z wiekiem z coraz większą częstotliwością. Patrzył
właśnie na jeden ze swoich szkiców przedstawiających skrzydlatą kobietę z
obnażonymi piersiami. Swoimi długimi pazurami rozcinała skórę jakiegoś
przerażonego człowieka, tworząc krwawiące bruzdy. Wpatrywała się w Willa swoimi
pustymi, pozbawionymi źrenic oczami. Miała trupi odcień skóry, lecz posiadała
atrakcyjne kształty. Długie, sięgające prawdopodobnie ud włosy, opadały jej na
duże piersi, a od pasa w dół sunęła się za nią czarna, poszarpana suknia. Na
głowie widniał spory kamień, umiejscowiony w czarnej jak noc koronie. Nie
spostrzegł się, kiedy nauczyciel podszedł do niego i zauważył rysunek, jakby na
to nie patrząc, półnagiej kobiety. Gdy Jerry położył rękę na blacie ławki
Willa, chłopak wzdrygnął się, po czym momentalnie zaczerwienił. Zrobiło mu się
głupio, więc zamknął pośpiesznie zeszyt. Po krótkiej chwili, gdy nauczyciel nic
nie mówił, lecz nadal stał w miejscu, chłopak zerknął na niego, nadal mocno
speszony. Hanson z wymalowanym zaskoczeniem na nieco dotkniętej wiekiem twarzy
wpatrywał się w zeszyt Willa. Przeniósł wzrok na równie zdezorientowanego
chłopca, odchrząknął i jakby nigdy nic, odszedł w stronę biurka. Zaskoczony
chłopak odprowadził go wzrokiem.
Pod
koniec lekcji Jerry pośpiesznie zebrał sprawdziany, zgarnął swoje rzeczy
do teczki i opuścił klasę. Widząc, jak się sprawa jego spóźnienia na tę chwilę
ma, William postanowił przygotować się mniej więcej na kolejną lekcję. Dokładniej
mówiąc, dowiedzieć się przynajmniej, jaka będzie miała miejsce.
***
–
Przyjdź do Ryana wieczorem! – wykrzyknęła Lola, stojąc w kolejce po drugie
śniadanie. Zarzuciła długie włosy na plecy, po czym pochyliła się nad ladą z
jedzeniem.
–
Nie wiem, czy mama się zgodzi. – Ryan spojrzał na chłopaka czujnie, obawiając
się odmowy z jego strony. Nigdy nie mógł nacieszyć nim oczu. Byli trójką
przyjaciół, jadali razem w szkole, czasem spotykali się po lekcjach lub razem
odrabiali prace domowe. Will dzielił się z nimi wieloma szczegółami ze
swojego życia. Kiedy już każdy z nich nałożył sobie swoją porcję, zajęli jeden
z wolnych stolików.
–
Przekonaj ją. – Dziewczyna uśmiechnęła się do niego. - Rodziców Ryana nie
będzie, napijemy się czegoś procentowego, potem sami będziecie mogli zaszaleć.
– William zaczerwienił się lekko. Choć Lola wiedziała o jego kontaktach z
Ryanem, które nie ograniczały się tylko do czysto koleżeńskich, nadal było mu
nieco wstyd przed koleżanką. To była jedna z tych cech, których w sobie nie
lubił. Jednak musiał się z nią pogodzić, a libido niejednokrotnie dawało mu o
sobie znać. Mimo że sobą sypiali, nie byli parą. Ich wzajemne stosunki były
trudne do jednoznacznego określenia, ale widocznie ciągnęło ich do siebie
nawzajem.
***
–
Wróciłem! – oznajmił krótko Will, ściągając w korytarzu buty, po czym odwiesił
kurtkę na wieszak. Był koniec października, nie padało, lecz silny wiatr
skutecznie wychładzał organizm. Duże, zielone oczy chłopaka rejestrowały
kolejno przestronny salon, skromną jadalnie, a na końcu kuchnię, w której znalazł
matkę siedzącą przy stole z jakąś gazetą. Rozwiązywała krzyżówkę. Pomieszczenie
było jasne, ale przytulne. Zawsze panował w nim drobny bałagan, choć nie było
brudno. Jasne blaty, duża, lodówka o metalicznym odcieniu i spore okno, które
nie wpuszczało wiele światła do środka z powodu niesprzyjającej pogody. Jane
rzuciła przelotne spojrzenie na syna. Wystawiła policzek, oczekując na
rytualnego buziaka. Z natury miała jasną cerę, kontrastującą się z czarnymi
włosami. Wąskie, niemal kocie oczy o zielonej barwie miała dodatkowo
przymrużone, prawdopodobnie przez rażące światło jarzeniówki, co powodowało, że
wydawały się dwukrotnie mniejsze. Była piękną kobietą, o egzotycznej urodzie,
nietypowej, zwracającej niemałą uwagę.
–
Jak ci minął dzień? – zapytała, gdy chłopak złożył na jej policzku delikatny
pocałunek. To pytanie również zaliczało się do ich codziennej rutyny, jaką były
niezobowiązujące rozmowy o spędzonym dniu i tym podobne.
–
W porządku – odpowiedział krótko. Po chwili, gdy otworzył drzwi lodówki, dodał:
– A tobie?
–
Też. – Krótko. Cóż, przyzwyczaił się. Było mu to nawet na rękę. Nigdy nie
byli przesadnie blisko, choć William uważał, że to z powodu ojca matka tak
często się z nim kłóciła.
–
Ugotowałam zupę. Powinna być jeszcze ciepła. Nałóż sobie. – Była chłodną
kobietą. Jednak synowi nie skąpiła miłości i troski, jeśli zachodziła taka
potrzeba.
William
nałożywszy sobie pełny talerz, usiadł naprzeciw matki i zaczął nieśpiesznie
jeść.
–
Słyszałam jak krzyczałeś w nocy. Powinniśmy porozmawiać, William. – Chłopak
spiął się nieznacznie, czując, że wkraczają na grząski grunt. Nie lubił o tym
rozmawiać. Zwłaszcza przy ojcu, który miał w zwyczaju rzucać złośliwe
komentarze na ten temat. Na szczęście w tym momencie tu go nie było. To, mimo
wszystko, nie odciągało Willa od zamiaru ucięcia tej niewygodnej rozmowy. Był
zbyt dumny na to, jak i zażenowany swoimi nocnymi koszmarami, by o nich
rozmawiać.
–
To nic takiego, mamo. Nie powinnaś się martwić – odpowiedział z nutą irytacji i
niezadowolenia w głosie.
– William,
naprawdę. Jestem zobowiązana pomóc ci, gdy… – Nie dokończyła. Oboje usłyszeli
szczęk otwieranych drzwi. Po chwili do kuchni wszedł Jerry, z reklamówką
zakupów. Miał na sobie koszulę, dżinsowe spodnie i czarną marynarkę.
Ciemne jak węgiel oczy spoczęły na Jane, a potem na chłopcu, po czym mężczyzna
odezwał się:
–
Will znów się spóźnił. Co jest na obiad? – Odłożywszy reklamówkę na blat,
podszedł do garnka, by zamieszać w nim chochlą.
–
Pomidorowa. Czemu mnie nie obudziłeś? – zapytał Will. Jerry uśmiechnął się
lekko.
–
To nie należy do moich obowiązków. Powinieneś się pilnować – powiedział i
wyszedł zapewne do łazienki, aby umyć dłonie. Jane natychmiast wstała z swojego
miejsca, by nałożyć mu obiad. Kiedy mężczyzna wrócił, usiadł przy stole i
zaczął jeść. Matka na nowo rozpoczęła temat.
– Więc…
Jak już mówiłam, słyszałam w nocy Willa. Znów miał koszmary, pewnie dlatego się
spóźnił. Powinnam mu z tym pomóc, ponieważ…
–
Mamo – przerwał jej gwałtownie i uniósł się z swojego miejsca. – Nie chcę o tym
rozmawiać. Poradzę sobie – powtórzył już niemal jak mantrę. Jane jednak nie
ustępowała.
–
Will, kochanie… Musisz mnie wysłuchać… – powiedziała, przybierając zatroskaną
minę, na co Will zareagował niemałym zdziwieniem.
–
Dokładnie młody. Tym razem nie brzmiałeś jak kojot, a raczej jak mordowana
orka. To zdecydowanie poważna sprawa. – Przybrał przesadnie zatroskaną minę,
jednak potem uśmiechnął się do niego i dodał: – Powinieneś posłuchać mamy,
Will. – Zaczerwieniony chłopak rzucił mu ostre spojrzenie, po czym nic nie
mówiąc, ruszył na górę, po drodze zabierając plecak. Zarzucił go na ramię,
wspinając się po schodach.
–
Jerry, nie pomagasz… – Usłyszał jeszcze stłumiony głos, po czym wołanie mamy z
dołu – Will! Zaczekaj, to naprawdę ważne. – Chłopak rzucił plecakiem o
ścianę. Podszedł do drzwi i zamknął się od środka. Przeszedł do łazienki obok,
zdjął z siebie ubrania, wszedł pod prysznic i włączył ciepłą wodę. Nie chciał
się z nimi kłócić, ale nie potrafił dłużej słuchać zatroskanej matki i kpiącego
sobie z niego ojca. Oni nigdy nie traktują go poważnie. Jakby miał pięć lat i
nie dawał sobie rady w życiu. Nie jest, kurwa, dzieckiem. Nie potrzebuje opieki
dwadzieścia cztery godziny na dobę. Stwierdził, że pójdzie do Ryana, musiał
odreagować. Myjąc się pośpiesznie, był nadal nieco wzburzony. Pomyślał o tym,
co powie matce, kiedy wyjdzie na jaw, co od czasu do czasu robią z Ryanem.
Kobieta żyła w słodkiej nieświadomości co do jego preferencji seksualnych. Nie
chciał jej mówić prawdy i z tego powodu niejednokrotnie doskwierały mu wyrzuty
sumienia. Ale nie ukrywał, że było mu to po części na rękę. Z Ryanem nie
chodził, tylko się pieprzył. Poza tym, przyjaźnili się. Taki układ mu
odpowiadał. Często po wszystkim czuł do siebie obrzydzenie, nie umiał pogodzić
się z swoimi upodobaniami do penisów. Nie było to dla niego do końca normalne.
Jednak hipokryzją byłoby nie przyznanie przed samym sobą, jak bardzo lubił
mężczyzn. Lola kryła go przed mamą, choć nieraz próbowała go przekonać, by
powiedział jej prawdę. Nieskutecznie.
Wyszedł
z kabiny i stanął przed sporym lustrem. Mokre, nieco kręcone włosy przyklejały
mu się do czoła i karku. Odgarnął je, po czym wytarł się ręcznikiem. Założył na
siebie bokserki, przylegający do ciała t-shirt i czarne dżinsy. Rozczesał włosy
palcami. Wrócił do pokoju, by zgarnąć z biurka portfel, telefon i klucze.
Zarzucił jeszcze bluzę i zasunął ją pod samą szyję. Otworzył drzwi i ruszył
schodami na dół. Od razu natknął się na rodziców w korytarzu. Nie zaszczyciwszy
ich nawet spojrzeniem, założył buty i podszedł do drzwi z zamiarem wyjścia.
–
Mieliśmy porozmawiać – odezwała się Jane. – Dokąd idziesz?
–
Do Ryana – odpowiedział krótko. Otworzył drzwi i powiedział: – Nie wrócę na
noc. – Ojciec chwycił go za ramię i odwrócił w swoją stronę.
–
Masz siedemnaście lat. Ile razy mamy ci to przypominać? – zapytał.
–
Sam powinienem was o to zapytać. Nie jestem dzieckiem, do cholery – warknął i
wyrwał mu się. Wyszedł na zewnątrz. Ściemniało się, padał deszcz. Will jednak
nie zważał na to. Ruszył biegiem w stronę domu przyjaciela.
***
Jane
westchnęła. Siedzieli w salonie, a poza światłem, które dawał telewizor, w
pomieszczeniu było zupełnie ciemno. Jerry obejmował ją ramieniem i patrzył w
ekran nieobecnym wzrokiem.
–
Nie mam pojęcia co się dzieje w Sarihmas. Will jest coraz straszy… Oni w końcu
do niego dotrą. Victor dopadnie go, prędzej czy później. Musimy mu o tym
powiedzieć. Nie możemy nadal zwlekać – powiedziała, na koniec wciągając
ciężko powietrze.
–
Wiem, skarbie. Gdy tylko wróci, porozmawiamy z nim na spokojnie – odpowiedział,
dotykając jej ramienia ustami.
–
Niepotrzebnie rzuciłeś tym złośliwym komentarzem – stwierdziła, odsuwając się i
zakładając ręce na piersi. Jerry zrobił niezadowoloną minę.
–
Nie moja wina, że zawsze tak reaguje. Chciałem rozładować napięcie! Nie
widziałaś swojej i jego miny.
–
Owszem, za to widziałam twoją. Mógłbyś być dla niego milszy. – Zdenerwowana
uniosła się i wyszła do sypialni. Jerry również podniósł się z miejsca i
podążył za nią.
–
Dałabyś mi spokój, wiesz? Nic nie poradzę na to, że za każdym razem, gdy na
niego patrzę, widzę Jamesa. Wiesz, że go nienawidzę.
–
Był jego ojcem, czy tego chcesz, czy nie – odpowiedziała, po czym zdjęła z
siebie ubranie i weszła do łazienki. Mężczyzna nie odstępował jej na krok.
–
Nie masz pojęcia, ile bym dał, by był moim synem. Nie widzisz, jaki jest do
niego podobny? Jaki dumny, wyniosły? Nie można mu zwrócić uwagi, zanegować jego
decyzji! Myślisz, że uwierzy, gdy mu teraz o tym powiesz? Stwierdzi, że
oszalałaś. Następca tronu Sarihmas, Midis i Oisin, książę William! Jak na niego
patrzę, nawet mnie to bawi. - Dostał w twarz. Zszokowany spojrzał
z niedowierzaniem na Jane. Kobieta, zwykle o chłodnej
postawie, patrzyła na niego wzburzona.
–
Jak możesz tak mówić? Jesteś dla niego teraz ojcem! – Jak wcześniej mocno
zdezorientowany Jerry wpatrywał się w nią z niedowierzaniem, tak teraz był
porządnie wkurzony.
–
Ojcem?! Chyba kpisz! Nigdy mnie nie słucha, zawsze robi wszystko co chce! –
wykrzyknął, wymachując nerwowo rękami. – Jesteś ślepa, Jane?! Nie widzisz, jaki
on jest?! Dokładnie taki, jak ten pieprzony król Jamie.
–
Wynoś się! Nie będę tego słuchać, rozumiesz?! Wiem, jak go wychowałam! Nigdy
taki nie będzie, nigdy! – Miała łzy w oczach i zarumienione policzki. Jerry
wyprostował się, przestąpił z nogi na nogę. Zmrużył oczy i powiedział:
–
Z całego serca mu tego nie życzę – powiedział, po czym wyszedł wściekły z domu.
***
–
Do dna! – krzyknęła nieco pijana Lola, kończąc swoją porcję alkoholu w szklance
i wieszając się na ramieniu Ryana. Pili od dobrych kilku godzin, tematy do
rozmowy nie miały końca. Na tę chwilę bawili się w „Nigdy” – Teraz twoja kolej,
Ryan!
–
Nigdy w życiu nie spałem z nauczycielem. – Wszyscy oczekiwali w napięciu. Po
chwili Ryan nachylił do ust szklankę z whisky i napił się trochę.
-Hahaha!
Nie gadaj! Poważnie?! – Lola wydawała się być wniebowzięta nową informacją.
Will spojrzał na niego z niedowierzaniem. Zawsze po pijaku była za bardzo
ciekawska.
–
Kiedy? – zapytał.
–
Z miesiąc temu. Z Curterem, uczy WF drugie i trzecie klasy. – Lola odgarnęła
zbłąkane pasemko włosów z czoła.
–
Jaki był? – ciągnęła swoje, dla Willa przynajmniej, zbyt intymne pytania. Za
każdym razem, gdy próbowała wyciągnąć od chłopaków jakieś pikantne szczegóły z
ich pożycia seksualnego, zbywał ją chłodnym spojrzeniem lub skutecznie zmieniał
temat, ściągając rozmowę na inne tory.
–
Był w porządku. – Ryan odchrząknął. Zerknął ukradkiem na Willa, ale ten nic nie
powiedział. Nawet na niego nie patrzył.
–
No daj spokój, podziel się jakimiś szczegółami, cooo? – Nie dawała za wygraną.
Ryan zaczerwienił się jeszcze mocniej i potarł kark z konsternacją. Błagał
Williama w myślach, by ten zrobił cokolwiek, żeby zakończyć ten niewygodny
temat. Odkąd znał Willa, chciał się do niego zbliżyć i udało mu się to, owszem,
ale nie do końca na takiej zasadzie, jak sobie na początku wyobrażał. Tym
bardziej nie chciał swoimi słowami utrzymać Willa w przekonaniu, że zależy mu
tylko na seksie, bo tak nie było. Chociaż, jak to mówią, jak się nie ma co się
lubi, to się lubi co się ma. A on, lubiąc Willa bardziej niż to było konieczne,
miał przynajmniej jego ciało. I nadal starał się o jego serce. Jednak nie
otrzymując od niego miłości, szukał jej gdzie indziej. A zakochany w nim
nauczyciel był całkiem dobrą alternatywą, by poczuć się chcianym i kochanym.
–
Lola, daj mu już spokój. Nie widzisz, że nie chce o tym rozmawiać? Teraz moja
kolej – powiedział Will, po czym chwycił za swoją szklankę. – Nigdy nie kłócę
się z rodzicami. – Niemal wykrzyknął, po czym wypił pół szklanki na raz. Oboje
spojrzeli na niego zmartwieni.
–
O co tym razem? – zapytał Ryan.
–
Znowu chcieli gadać o moich koszmarach. – Nachylił się nad stolikiem i już
chciał sobie dolać, ale powstrzymał go przed tym Ryan, zabierając mu butelkę
sprzed nosa. Will wykrzywił usta z niezadowoleniem. – Oddaj Ryan – powiedział i
wyciągnął ku niemu rękę.
–
Nie ma mowy. Wystarczy ci już. – Podniósł butelkę wyżej, by Will po nią nie
sięgnął. Zezłoszczony chłopak fuknął pod nosem.
–
Będę się już zbierać – powiedziała Lola, przeciągając się.
–
Odprowadzę cię – zaoferował się Ryan.
–
Nie trzeba, Sean po mnie przyjedzie. – Sean był bratem Loli. Często robił za
jej szofera, jednak nie przeszkadzało mu to, przynajmniej nie do momentu, póki
siostra nie niweczyła jego planów.
–
Oh… W porządku. A ty Will? Zostajesz, co nie? – spytał z ledwo ukrytą nadzieją
w głosie, kiedy odkładał butelkę do barku. Nie była jeszcze zupełnie pusta.
–
Mógłbym? – zapytał, rumieniąc na twarzy. Nie lubił sprawiać kłopotów.
Ani też prosić o cokolwiek. Jednak do domu nie chciał wracać.
–
Jasne – ucieszył się jego przyjaciel i uśmiechnął szeroko. Lola już stała
gotowa do wyjścia. Ryan odprowadził ją do drzwi i pożegnał się z przyjaciółką.
– Rozścielę łóżko. – Oznajmił, gdy wrócił do salonu. Ruszył po schodach na górę
do swojego pokoju, a za nim poszedł William. Chłopak przyglądał się wąskim
biodrom Ryana, zgrabnym pośladkom, wyrobionym od jazdy konnej, jaką ten
uprawiaj od wczesnego dzieciństwa. Na samą myśl o pieprzeniu się z nim, lekko
sztywniał i nabierał koloru na jasnych policzkach. Ryan podszedł do szafy i
wyjął prześcieradło. Kiedy uporał się z pościelą, oznajmił, że idzie do
łazienki. Will w tym czasie zdjął z siebie ubranie i został tylko w bokserkach.
Wydawało mu się, że w pokoju przyjaciela jest mu bardzo gorąco. Położył się na
posłaniu i przymknął na moment oczy. Był naprawdę zmęczony i cieszył się, że
jutro sobota. Było mu źle z myślą, że wyszedł tak z domu. Nie chciał sprawiać
przykrości mamie, ale czasami po prostu miał ich dość. Pokój wypełniało słabe
światło lampy stojącej w kącie. Chłopak odpoczywając i oddychając spokojnie z
przymkniętymi oczami, nawet się nie spostrzegł, kiedy zasnął.
Ryan
wyszedł nago spod prysznica i już sobie wyobrażał jęczącego pod nim Williama.
Jak wielkie było jego zaskoczenie, gdy zobaczył śpiącego chłopaka w swoim łóżku
w samych bokserkach, wie tylko on sam. Był trochę zawiedziony, lecz
jednocześnie coś załaskotało go w okolicy serca na ten widok. Wciągnął na
siebie slipki i położył się obok chłopaka i okrył ich obu cienką kołdrą, na
którą wcześniej nałożył aksamitną pościel. Przyglądał się spokojnej twarzy
Willa i ucałował delikatnie jego usta. Potem, policzek, powiekę, czoło…
Otoczywszy go jednym ramieniem, położył się na boku, by leżeć do niego przodem
i wpatrywać się w niego, póki znużony po całym dniu, sam nie zaśnie. Cieszył
się jak głupi, że ma Williama obok siebie.
***
Obudziły go ciche jęki i
dźwięki szeleszczącej kołdry. Otworzył oczy i chwilę zajęło mu, by przyzwyczaić
się do panujących ciemności. Spojrzał na Willa, który miał ściągniętą w
grymasie strachu i bólu twarz, a czoło i skronie wyraźnie zroszone potem. Potrząsnął
go za ramię, niestety nic nie dało. Will rzucał się coraz bardziej po łóżku,
nagle zaczął krzyczeć. Przestraszony Ryan złapał go mocno za ramiona i uniósł
do góry, tak, by usiadł. William otworzył oczy i rozglądnął się z przerażeniem.
–
Gdzie on jest?! – krzyknął, i spojrzał krótko na Ryana, po czy znowu rozejrzał
się spanikowanym wzrokiem. – Ryan, gdzie jest ten potwór?! – Chłopak
odgarnął mu spocone kosmyki z czoła i pogłaskał po plecach.
–
Will, już dobrze, to tylko zły sen.
–
Widziałem jak mi cię wyrywa! Wszedł przez okno! Zamknij je Ryan, zamknij! – krzyczał
przerażony i trząsł się, połykając kolejne łzy. Ryan przyciągnął go do siebie i
zaczął nim kołysać, trzymając go na kolanach. – Ryan, bła-błagam… Zamknij je… –
Złapał go za szyję i szeptał mu do ucha, nadal płacząc.
–
Will, już wszystko dobrze, nikogo tu nie ma, jesteśmy sami. – Z okna naprzeciw
chłopców zawiał srogi, zimny wiatr, niosąc ze sobą jesienne, suche liście. Coś
zawyło przerażająco.
–
Ryan! On tu idzie, słyszę jak wyje… – szeptał, wbijając palce w kark Ryana.
Szatyna przeszedł zimny dreszcz. Zerknął w stronę okna, po czym odsunął od
siebie Willa. Chciał szybko je zamknąć, byle tylko nie słyszeć tego okropnego
dźwięku. Podbiegł do okna i w tej samej chwili pojawiła się w nim przerażająca
postać. Ogromny, uskrzydlony stwór, kłapiąc zębami wyciągnął swoje szpony w
stronę zastygłego z szoku chłopaka. Will siedząc na łóżku krzyczał tak
przeraźliwie głośno, że Ryan nie słyszał własnych myśli. Pociągnął na dół
kwaterę i z wrażenia przewrócił się na ziemię.
–
Ryan! – Podbiegł do niego i złapał go za rękę, ciągnąc jak najdalej od okna.
Chłopak w końcu się pozbierał i szybko wybiegli z pomieszczenia na korytarz.
Przeraźliwe wycie urosło nagle tak bardzo, jakby wydawało je dziesiątki takich
przerażających stworzeń. Chłopcy wtuleni w siebie, opierali się skuleni o
ścianę, a każda kolejna sekunda zdawała się trwać niemal wieki. Okropne odgłosy
nasilały się, w dodatku usłyszeli na dole hałas tłukącej się szyby. Niewiele
myśląc wparowali do łazienki, a tam Ryan zamknął drzwi na klucz. Weszli do
kabiny prysznicowej i zatrzasnęli się w niej, nasłuchując. Rumor w mieszkaniu
trwał nadal, a William zaczął jeszcze bardziej krzyczeć. Czuł przeraźliwy
strach. Słyszał, jak te stwory go nawoływały. Mówiły potworne rzeczy.
–
Nasz pan cię dosięgnie.
–
Nie uciekniesz przed nim.
–
Rozszarpiemy każdego, kto stanie nam na drodze do ciebie.
–
Książę, oddaj się nam, a nikomu nie stanie krzywda.
William
zasłonił sobie uszy dłońmi, choć to nic nie dało. Te okropne stwory zdawały się
wnikać mu do wnętrza głowy, ich słowa rozbrzmiewały mu w uszach, jak
gdyby wrzeszczały mu prosto w twarz.
–
Nie! Nie, błagam – powtarzał jak mantrę, kiwając się w przód i tył, mając
zaciśnięte powieki i podkulone pod siebie nogi. Nadal zaciskał dłońmi uszy,
choć to nic nie dawało. – Odejdźcie, zostawicie mnie w spokoju.
Ryan
próbował do niego jakoś dotrzeć, choć wydawało się, że nie dociera do niego nic
innego poza przeraźliwym jazgotem potworów. Chwycił chłopaka za ramię i
przyciągnął do siebie. Przytulił się do niego ściskając mocno za szyję. Nagle
wszystko ucichło. Zniknęło. Obaj mieli wrażenie, jakby zostali niespodziewanie
wydarci z koszmaru. Nie znajdowali się jednak w łóżku. Byli w łazience. W
kabinie prysznicowej, co tylko potwierdzało wszystko, co przed chwilą się
działo. Ryan siedział obok Willa w zastygniętej pozycji, bez przerwy
nasłuchując, czy aby na pewno wszystko się skończyło. Rozejrzał się po łazience
i zwrócił uwagę na okno. Dostrzegł, że na zewnątrz świtało. Słońce wyłaniało
się zza ściany jednego z sąsiednich budynków. Spojrzał ponownie na Willa i
zobaczył dwa wlepione w niego zielone krążki, wilgotne i definitywnie
zlęknione. Chłopak cały się trząsł. Ryan podał mu rękę i wstał, pociągając go
za sobą delikatnie. Otworzył wolną ręką drzwi kabiny i wyszedł na płytki.
Poczuł na skórze stóp przejmujący chłód, co dodatkowo go oprzytomniło. Otworzył
ostrożnie drzwi łazienki i wychylił nieco głowę. Było przeraźliwie chicho.
Słyszał swój ciężki oddech i dudniące w piersi serce. Poczuł silniejszy ucisk
dłoni Willa na swojej, więc odwrócił do niego głowę.
–
Chyba zniknęły. – Ponownie wystawił głowę za drzwi, a po chwili wyszedł na
korytarz. Przeszli bardzo powoli na dół, schodząc po schodach w ciszy. Kiedy
minęli ostatnie stopnie, Ryan jęknął zdumiony, widząc zniszczenia panujące w
salonie. Przeszli ostrożnie dalej. W jadalni nie było lepiej. Jednak kuchnia
była w najgorszym stanie. Wszystkie naczynia, sztućce i wszelkiego rodzaju
przedmioty były rozrzucone w totalnym chaosie, większość kompletnie
zniszczonych. Szyba od piekarnika była roztrzaskana, podobnie jak mikrofala.
Drzwi lodówki zostały zerwane, a jej zawartość leżała pod nią na podłodze. Obaj
mieli bose stopy, więc starali się omijać wszelkie niebezpieczne i ostre,
zalegające ziemię rzeczy. Wrócili do salonu. Ryan pociągnął Willa na kanapę.
Spojrzał na niego. Miał w głowie tyle sprzeczności, pytań… Wszystkiego! Jednak
po minie Willa, jaką zobaczył, postanowił się powstrzymać. Zapytał tylko:
–
Wszystko okej? Nic ci nie jest? – Dotknął dłonią jego bladej twarzy. – Jak to
możliwe? Bo to się zdarzyło, prawda? Wcale nie oszalałem, też to widziałeś, nie?
–
Widziałem. – Will przymknął na moment oczy z bólem wymalowanym na twarzy. – To
było... – Nagle usłyszeli z góry wibrujący telefon Ryana, z włączoną na
maksimum głośnością. Aż podskoczyli. Ryan wstał, by go poszukać. Wbiegł szybko
po schodach, po czym skręcił do swojego pokoju. Telefon leżał na szafce nocnej.
Chłopak wziął go do ręki i na wyświetlaczu zobaczył, że dzwoni Lola. Nieco
zdziwiony, ponieważ udało mu się moment wcześniej zarejestrować godzinę siódmą
dwadzieścia, odebrał telefon i pośpiesznie ruszył na dół.
–
Lola? – zapytał do słuchawki.
–
Ryan?! Nic wam nie jest?!
***
William
leżał w sypialni Ryana i drzemał. Lola zapewniła ich, że teraz nic im nie
grozi, więc kompletnie wyczerpany położył się do łóżka i niespokojnie oddychał.
Przyjaciel martwił się o niego, miał spocone czoło, dodatkowo wyraźnie rozpalone.
Dziewczyna razem z bratem była już w drodze. Powtarzała przez telefon, by nie
wychodzili z domu, przeklinała co zdanie, wyrazie zdenerwowana. Ryan nie mógł
pojąć, co się tak właściwie dzieje. Jednak jego uwagę William na tyle
absorbował, że siedział obok niego, myśląc, jak może mu pomóc, bo z chłopakiem
było widocznie coraz gorzej. Mijały kolejne minuty. W końcu usłyszał dźwięk
otwieranych drzwi. Automatycznie poderwał się do góry i sięgnął po kij
bejsbolowy. Wyszedł na korytarz i stanął u szczytu schodów. Po chwili usłyszał:
–
Ryan? Ryan!
–
Lola! Tutaj, na górze! – zawołał. Po chwili rozległ się stukot jej obcasów. Za
nią zobaczył dwóch mężczyzn, jednego z nich poznał. Był to Sean. Ten drugi miał
na sobie ciemny płaszcz i zarzucony na głowę kaptur. Dziewczyna objęła mocno
przyjaciela i aż jęknęła, gdy zobaczyła zniszczenia panujące na korytarzu.
–
Gdzie Will? Wszystko z nim dobrze? – Zapytała odsuwając się od niego na
odległość ramion. Obok niej stanął Sean, a moment później wyszedł naprzeciw
Ryanowi tajemniczy gość. Zdjął kaptur, po czym wyciągnął rękę do chłopaka.
– Jestem
Feliks. – A Ryanowi szczęka opadła.
***
Wszyscy
stali w sypialni Ryana. Tajemniczy mężczyzna pochylał się nad Willem i dotykał
mu dłonią czoła. Skrzywił się, widocznie niezadowolony. Mruczał coś pod nosem,
przesuwał dłońmi nad ciałem chłopaka. Ryan przyglądał mu się podejrzliwie. Lola
chwyciła go za rękę i uśmiechnęła się do niego pokrzepiająco.
–
Nie martw się. Wie, co robi. – Ryan odpowiedział jej nikłym uśmiechem i
ponownie zwrócił głowę w stronę przyjaciela. Feliks podniósł się i wyprostował.
Rozejrzał po pokoju, po czym odchrząknął i powiedział:
– To
głównie przez stres, ale też nadużycie magii. I to dosyć spore. Z tego, co
pamiętam, mówiłaś, że nie jest świadomy swoich zdolności – zwrócił się do Loli
z pytającym i równocześnie wyczekującym spojrzeniem. Dziewczyna nieco zdziwiona
zwróciła się do Ryana:
–
Mówił coś dziwnego, powtarzał jakieś nieznane, pokręcone słowa? – Ryan spojrzał
na nią kompletnie oszołomiony. Magia? Co tu się do cholery działo? Nadal w
sporym szoku nie potrafił się przemóc i w końcu zapytał:
–
Czy ktoś mi powie, co tu się, do kurwy nędzy, dzieje? – Głos mu się wyraźnie
załamał, po chwili chwycił włosy między palce i mocno je zmierzwił. Miał nieco
rozszerzone oczy i ciężko oddychał wyczekując od kogokolwiek odpowiedzi.
–
Byłoby lepiej, gdybyś odpowiedział na pytanie Loli – powiedział czarodziej.
–
Feliks ma rację, Ryan. To ważne. Więc, czy William mówił coś dziwnego?
Powtarzał jakieś skomplikowane wyrazy? – Panowała ciężka atmosfera. Ryan
wyglądał, jakby miał lada moment wybuchnąć. Dziewczyna była coraz bardziej
zdenerwowana, nie miała pojęcia, co jeszcze powiedzieć, żeby uspokoić
przyjaciela. Nawet Sean wydawał się nieco skołowany. Feliks za to był zupełnie
spokojny. Po kilku kolejnych trudnych sekundach Ryan w końcu warknął pod nosem
i odpowiedział:
–
Nie przypominam sobie. – Klapnął ciężko na fotel stojący w rogu obok
łóżka. Potarł twarz dłońmi, po czym zwrócił się do Feliksa – Nic mu nie będzie?
– Czarodziej spojrzał na niego przenikliwym wzrokiem, jakby przeszywał na wylot
jego umysł i dusze. Miał przystojną twarz. Ciemne oczy, brwi, prosty nos i
kształtne, jasnoróżowe usta. Delikatny zarost podkreślał jego kwadratową
szczękę. Włosy miał zaczesane do góry, przy końcach nieco podkręcone. Miały
kolor głębokiej czerni, jak gdyby były osmolone. Nie wyglądał na więcej niż
dwadzieścia parę lat.
–
Sądzę, że nie. Musi się tylko porządnie wyspać. Lola wspominała, że miewa
koszmary. Więc rzucę czar blokujący. W porządku? – dopytał, patrząc po
wszystkich obecnych w pokoju.
–
Tak, bylibyśmy bardzo wdzięczni. – Lola uśmiechnęła się do niego niemal z czcią
w oczach. To podsunęło Ryanowi pomysł, że może dziewczyna jest nim
zainteresowana. Postanowił ją później wypytać.
–
Nie bądź taka oficjalna Lola, wiesz, że jestem dla was przychylny. – Uśmiechnął
się do dziewczyny. – Może wypadałoby tu trochę posprzątać. Widzę, że Perrosom
udało się dostać do środka.
–
Ledwo uciekliśmy. Jeden chciał mnie wyrwać przez okno. William upierał się i
krzyczał, żebym je zamknął. Był strasznie roztrzęsiony. Wydaje mi się, że
przewidział to całe zdarzenie. Jak to wszystko jest w ogóle możliwe?
–
Powinniśmy porozmawiać. Ale najpierw musimy uporać się z tym bałaganem.
Wieczorem wracają twoi rodzice, tak mówiłeś.
–
Tak, wracają. Ale to niemożliwe, żebyśmy zdążyli zrobić wszystko przed ich
powrotem. Nie widzieliście kuchni. Jest w okropnym stanie!
–
Więc chodźmy się przekonać – oznajmił pogodnie Feliks i dodał, zwróciwszy się w
stronę Ryana. – Prowadź.
***
Nigdy
w życiu nie widział czegoś podobnego. Wszystko fruwało. Każdy drobny przedmiot,
nawet potłuczone kawałki szklanek i talerzy łączyły się w całe naczynia i
lądowały na półce. Cała trójka, Lola, Sean i ten cały Feliks sprzątali w jego
domu, używając… magii! To było nieprawdopodobne. Ryan w ogóle czuł się, jakby
śnił. Spojrzał na zegarek i dostrzegł, że dochodziła dopiero dziewiąta. Usiadł
przy stole w przywróconym do porządku salonie, który sprzątała i reperowała
Lola. Czuł się wykończony. I na dodatek, to wszystko… jakby nagle miał wodę
zamiast mózgu. Dziewczyna zeszła na dół po schodach i usiadła obok przyjaciela.
–
Jak się czujesz? – zapytała z wyraźną troską w głosie i dotknęła delikatnie
jego ramienia. Chłopak milczał przez chwilę, miał ściągniętą twarz, w
grymasie złości wymieszanej z bezradnością. Oparł łokcie o blat stołu, a głowę
wsparł na dłoniach. W końcu z trudem wydusił z siebie:
–
Co się dzieje, Lola? – Dziewczyna przysunęła się do niego i zaczęła go
uspokajająco głaskać po plecach.
–
Cii… Wszystko ci wyjaśnię. Musimy tylko… – Nie zdążyła dokończyć.
–
Hej! Chodźcie tu! – Przeszli do kuchni i zobaczyli zdziwione miny Seana i
Feliksa.
–
O co chodzi? – zapytała Lola i zbliżyła się do mężczyzn. Feliks odwrócił się w
stronę Ryana.
–
Czy wiesz, co to takiego? – zapytał, wskazując na leżącą na podłodze potłuczoną
wazę w niebieskie, kwiatowe wzory.
–
To waza – odparł boleśnie oczywistym tonem. Feliksowi aż brew podjechała w
górę. Szybko się opanował, odgarnął ciemne kosmyki znad oczu i odchrząknął
delikatnie. Ponownie zwrócił się do ciemnowłosego młodzieńca.
–
Dzieciaku, wiem, co to jest. Miałem na myśli, czy masz pojęcie, skąd to się
wzięło w twoim szipurowskim domu. – Ryan spojrzał na niego buńczuczno.
Dzieciaku, też coś. Facet nie wyglądał na więcej, niż jakieś dwadzieścia parę
lat. Przychodzi sobie nagle do jego domu, jeździ dłońmi nad Williamem,
wprowadza chaos do jego głowy, czarując i teraz jeszcze mówił do niego:
„Dzieciaku”. Napotkał proszące spojrzenie Loli i Seana, więc wziął się w garść
i opanował. Odetchnął cicho i odpowiedział:
–
Moja matka ma ją odkąd pamiętam. Zawsze bardzo o nią dbała, jest dla niej
cenna. Nie da się jej… naprawić? – zapytał. Feliks skrzywił się nieco i
odpowiedział:
–
Ja nie potrafię tego zrobić. Nie wiem dokładnie, co to takiego, ale wygląda mi
na dzieło wróżek. Na pewno nie wiesz, skąd to macie? – Dopytał z nutką nadziei
w głosie. Ryan pokręcił przecząco głową. – Cóż, i tak nic nie da się z tym
zrobić, więc myślę, że nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli pożyczę ją i
spróbuję się dowiedzieć skąd pochodzi, hm?
–
Nie, oczywiście, że nie – odparł Ryan. Zaczesał dłonią włosy do tyłu, po czym
podrapał się po karku. Feliks natychmiast odpowiedział:
–
Świetnie! Więc, wypadałoby się przenieść, żeby nałożyć bariery. Jeśli znów uda
im się zlokalizować księcia, prawdopodobne, że niezwłocznie wyślą posiłki i
wtedy może zrobić się naprawdę niebezpiecznie. – Księcia? Ryan czuł się coraz
bardziej jak idiota. – Co proponujecie?
–
Może u mnie i Seana? – zaproponowała Lola.
–
A co z twoją mamą? – zapytał Ryan, nieco zbity z tropu.
–
To nie moja mama. Chciałam ci wszystko powoli wyjaśnić, ale… – Feliks jej
przerwał.
–
Ktoś mieszka z wami?
–
Tak. Właściwie mieszkamy w niewielkiej kamienicy, obok mieszka kilka innych
rodzin. To kłopot? – dopytał Sean. Feliks kiwnął głową, po czym odpowiedział:
–
Nie powinniśmy narażać innych. Nie posiadacie bardziej odosobnionego miejsca? –
Pytanie spotkało się z złowróżbną ciszą. Westchnął cicho, po czym powiedział: –
W porządku, ja się za czymś szybko rozejrzę, a wy zabierzcie stąd chłopaka, na
początek najlepiej do was, Sean – polecił chłopakowi. – Wrócę przed zmierzchem.
– To powiedziawszy, pstryknął palcami i tyle go było widać. A Ryan miał minę
jak głupek.
Powiem że zapowiada się bardzo ciekawie. Czekam na kolejne rozdziały
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę! ^^ Drugi rozdział powinien pojawić się w ciągu paru najbliższych dni :)
UsuńCZEKAM NA KOLEJNY ROZDZIAŁ <3333
OdpowiedzUsuńwkrótce się doczekasz :D
UsuńRozdział I już za mną. Szło mi trochę wolno, ale to nie jest wina opowiadania, a mojego totalnego braku czasu.
OdpowiedzUsuńSzykuje się ciekawie, dużo bohaterów, rozwinięta akcja, dużo akcji i jeszcze raz akcja <3 To jest to, co Orghlaith na zajęciach lubi czytać najbardziej. Ryan taki biedny, nic nie ogarnia :c
I rozdział faktycznie jest napompowany akcją :D Hahah, Ryan rzeczywiście taki zagubiony, kiedy Will sobie śpi i nie wie co się wokół niego dzieje xd Miło mi, że Ci się spodobało! Mam nadzieję, że znajdziesz trochę czasu na kolejne rozdziały. <3
UsuńOpowiadanie zapowiada się bardzo interesująco. Padłam jak ojczym Williama porównał go do mordowanej orki he :p no nic idę czytać dalej :D
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ci przypadło do gustu :D Miłego czytania! :D
UsuńHistoria naprawdę ciekawa. Wciągający pierwszy rozdział. Wygląda, że są dwa tomy. Będzie co robić wieczorami.:>
OdpowiedzUsuń