niedziela, 12 października 2014

Od nienormalności do normalnej nienormalności


Rozdział 1 


Szedł szybko przez opustoszały korytarz szkolny. Dzisiejszej nocy znów miał okropne sny, przez co zasnął spokojnie dopiero nad ranem. Z tego wszystkiego nie obudził się na czas i był spóźniony na pierwszą lekcję, czyli historię. Odgarnął zabłąkane pasemka ciemnych włosów znad oczu, po czym poprawił plecak na ramieniu. Jerry Hanson był surowym mężczyzną, a zwłaszcza ojcem. Dzisiaj miał miejsce sprawdzian z okresu wojny secesyjnej, na który Will pieczołowicie się przygotowywał. Niestety wyglądało na to, że nie będzie mu dane pochwalić się nabytą ostatnio wiedzą. Mimo to, wolał pokazać się w szkole. Nie chciał zostawać w domu, bo to z kolei mogłoby się skończyć kolejną kłótnią z mamą lub co gorsza, ojcem, którym był sam nauczyciel historii. Dotarł do klasy i zapukał niepewnie. Chwycił za klamkę spoconą dłonią i otworzył drzwi. Od razu napotkał srogie spojrzenie czarnych, jak węgiel oczu Jerrego.
– Dzień dobry.
– Hanson, kolejne spóźnienie w tym miesiącu. Usiądź na swoim miejscu i zajmij się sobą, potem porozmawiamy.
Will zrobił, jak mu kazano i wyjął szkicownik z plecaka. Uchwycił spojrzenie Loli, swojej przyjaciółki. Z pewnością chciała mu niewerbalnie przekazać, by się nie przejmował.  Zawsze się o wszystkich martwiła. Była jak taka starsza siostra. Uśmiechnął się do niej delikatnie i spojrzał na swój notes. Przeglądał kolejne strony zeszytu, zastanawiając się, czy nie stworzyć jakiegoś komiksu. Wyobraźnia, którą posiadał, zaskakiwała jego samego. Inspirował się zazwyczaj swoimi koszmarami. Jakkolwiek były one straszne w nocy, przeniesione na papier, przynajmniej dla niego, były już mniej przerażające.
Miał koszmary od dawna. Praktycznie odkąd skończył jakieś osiem, dziewięć lat, nawiedzały go w nocy, wraz z wiekiem z coraz większą częstotliwością. Patrzył właśnie na jeden ze swoich szkiców przedstawiających skrzydlatą kobietę z obnażonymi piersiami. Swoimi długimi pazurami rozcinała skórę jakiegoś przerażonego człowieka, tworząc krwawiące bruzdy. Wpatrywała się w Willa swoimi pustymi, pozbawionymi źrenic oczami. Miała trupi odcień skóry, lecz posiadała atrakcyjne kształty. Długie, sięgające prawdopodobnie ud włosy, opadały jej na duże piersi, a od pasa w dół sunęła się za nią czarna, poszarpana suknia. Na głowie widniał spory kamień, umiejscowiony w czarnej jak noc koronie. Nie spostrzegł się, kiedy nauczyciel podszedł do niego i zauważył rysunek, jakby na to nie patrząc, półnagiej kobiety. Gdy Jerry położył rękę na blacie ławki Willa, chłopak wzdrygnął się, po czym momentalnie zaczerwienił. Zrobiło mu się głupio, więc zamknął pośpiesznie zeszyt. Po krótkiej chwili, gdy nauczyciel nic nie mówił, lecz nadal stał w miejscu, chłopak zerknął na niego, nadal mocno speszony. Hanson z wymalowanym zaskoczeniem na nieco dotkniętej wiekiem twarzy wpatrywał się w zeszyt Willa. Przeniósł wzrok na równie zdezorientowanego chłopca, odchrząknął i jakby nigdy nic, odszedł w stronę biurka. Zaskoczony chłopak odprowadził go wzrokiem.
Pod koniec lekcji Jerry pośpiesznie zebrał sprawdziany,  zgarnął swoje rzeczy do teczki i opuścił klasę. Widząc, jak się sprawa jego spóźnienia na tę chwilę ma, William postanowił przygotować się mniej więcej na kolejną lekcję. Dokładniej mówiąc, dowiedzieć się przynajmniej, jaka będzie miała miejsce.


***


– Przyjdź do Ryana wieczorem! – wykrzyknęła Lola, stojąc w kolejce po drugie śniadanie. Zarzuciła długie włosy na plecy, po czym pochyliła się nad ladą z jedzeniem.
– Nie wiem, czy mama się zgodzi. – Ryan spojrzał na chłopaka czujnie, obawiając się odmowy z jego strony. Nigdy nie mógł nacieszyć nim oczu.  Byli trójką przyjaciół, jadali razem w szkole, czasem spotykali się po lekcjach lub razem odrabiali  prace domowe. Will dzielił się z nimi wieloma szczegółami ze swojego życia. Kiedy już każdy z nich nałożył sobie swoją porcję, zajęli jeden z wolnych stolików.
– Przekonaj ją. – Dziewczyna uśmiechnęła się do niego. - Rodziców Ryana nie będzie, napijemy się czegoś procentowego, potem sami będziecie mogli zaszaleć. – William zaczerwienił się lekko. Choć Lola wiedziała o jego kontaktach z Ryanem, które nie ograniczały się tylko do czysto koleżeńskich, nadal było mu nieco wstyd przed koleżanką. To była jedna z tych cech, których w sobie nie lubił. Jednak musiał się z nią pogodzić, a libido niejednokrotnie dawało mu o sobie znać. Mimo że sobą sypiali, nie byli parą. Ich wzajemne stosunki były trudne do jednoznacznego określenia, ale widocznie ciągnęło ich do siebie nawzajem.


***


– Wróciłem! – oznajmił krótko Will, ściągając w korytarzu buty, po czym odwiesił kurtkę na wieszak. Był koniec października, nie padało, lecz silny wiatr skutecznie wychładzał organizm. Duże, zielone oczy chłopaka rejestrowały kolejno przestronny salon, skromną jadalnie, a na końcu kuchnię, w której znalazł matkę siedzącą przy stole z jakąś gazetą. Rozwiązywała krzyżówkę. Pomieszczenie było jasne, ale przytulne. Zawsze panował w nim drobny bałagan, choć nie było brudno. Jasne blaty, duża, lodówka o metalicznym odcieniu i spore okno, które nie wpuszczało wiele światła do środka z powodu niesprzyjającej pogody. Jane rzuciła przelotne spojrzenie na syna. Wystawiła policzek, oczekując na rytualnego buziaka. Z natury miała jasną cerę, kontrastującą się z czarnymi włosami. Wąskie, niemal kocie oczy o zielonej barwie miała dodatkowo przymrużone, prawdopodobnie przez rażące światło jarzeniówki, co powodowało, że wydawały się dwukrotnie mniejsze. Była piękną kobietą, o egzotycznej urodzie, nietypowej, zwracającej niemałą uwagę.
– Jak ci minął dzień? – zapytała, gdy chłopak złożył na jej policzku delikatny pocałunek. To pytanie również zaliczało się do ich codziennej rutyny, jaką były niezobowiązujące rozmowy o spędzonym dniu i tym podobne.
– W porządku –  odpowiedział krótko. Po chwili, gdy otworzył drzwi lodówki, dodał:  – A tobie?
– Też.  – Krótko. Cóż, przyzwyczaił się. Było mu to nawet na rękę. Nigdy nie byli przesadnie blisko, choć William uważał, że to z powodu ojca matka tak często się z nim kłóciła.
 – Ugotowałam zupę. Powinna być jeszcze ciepła. Nałóż sobie. – Była chłodną kobietą. Jednak synowi nie skąpiła miłości i troski, jeśli zachodziła taka potrzeba.
William nałożywszy sobie pełny talerz, usiadł naprzeciw matki i zaczął nieśpiesznie jeść.
 – Słyszałam jak krzyczałeś w nocy. Powinniśmy porozmawiać, William. – Chłopak spiął się nieznacznie, czując, że wkraczają na grząski grunt. Nie lubił o tym rozmawiać. Zwłaszcza przy ojcu, który miał w zwyczaju rzucać złośliwe komentarze na ten temat. Na szczęście w tym momencie tu go nie było. To, mimo wszystko, nie odciągało Willa od zamiaru ucięcia tej niewygodnej rozmowy. Był zbyt dumny na to, jak i zażenowany swoimi nocnymi koszmarami, by o nich rozmawiać.
– To nic takiego, mamo. Nie powinnaś się martwić – odpowiedział z nutą irytacji i niezadowolenia w głosie.
– William, naprawdę. Jestem zobowiązana pomóc ci, gdy… – Nie dokończyła. Oboje usłyszeli szczęk otwieranych drzwi. Po chwili do kuchni wszedł Jerry, z reklamówką zakupów.  Miał na sobie koszulę, dżinsowe spodnie i czarną marynarkę. Ciemne jak węgiel oczy spoczęły na Jane, a potem na chłopcu, po czym mężczyzna odezwał się:
– Will znów się spóźnił. Co jest na obiad? – Odłożywszy reklamówkę na blat, podszedł do garnka, by zamieszać w nim chochlą.
– Pomidorowa. Czemu mnie nie obudziłeś? – zapytał Will. Jerry uśmiechnął się lekko.
– To nie należy do moich obowiązków. Powinieneś się pilnować – powiedział i wyszedł zapewne do łazienki, aby umyć dłonie. Jane natychmiast wstała z swojego miejsca, by nałożyć mu obiad. Kiedy mężczyzna wrócił, usiadł przy stole i zaczął jeść. Matka na nowo rozpoczęła temat.
– Więc… Jak już mówiłam, słyszałam w nocy Willa. Znów miał koszmary, pewnie dlatego się spóźnił. Powinnam mu z tym pomóc, ponieważ…
– Mamo – przerwał jej gwałtownie i uniósł się z swojego miejsca. – Nie chcę o tym rozmawiać. Poradzę sobie – powtórzył już niemal jak mantrę. Jane jednak nie ustępowała.
– Will, kochanie… Musisz mnie wysłuchać… – powiedziała, przybierając zatroskaną minę, na co Will zareagował niemałym zdziwieniem.
– Dokładnie młody. Tym razem nie brzmiałeś jak kojot, a raczej jak mordowana orka. To zdecydowanie poważna sprawa. – Przybrał przesadnie zatroskaną minę, jednak potem uśmiechnął się do niego i dodał: – Powinieneś posłuchać mamy, Will. – Zaczerwieniony chłopak rzucił mu ostre spojrzenie, po czym nic nie mówiąc, ruszył na górę, po drodze zabierając plecak. Zarzucił go na ramię, wspinając się po schodach.
– Jerry, nie pomagasz… – Usłyszał jeszcze stłumiony głos, po czym wołanie mamy z dołu – Will! Zaczekaj, to naprawdę ważne.  – Chłopak rzucił plecakiem o ścianę. Podszedł do drzwi i zamknął się od środka. Przeszedł do łazienki obok, zdjął z siebie ubrania, wszedł pod prysznic i włączył ciepłą wodę. Nie chciał się z nimi kłócić, ale nie potrafił dłużej słuchać zatroskanej matki i kpiącego sobie z niego ojca. Oni nigdy nie traktują go poważnie. Jakby miał pięć lat i nie dawał sobie rady w życiu. Nie jest, kurwa, dzieckiem. Nie potrzebuje opieki dwadzieścia cztery godziny na dobę. Stwierdził, że pójdzie do Ryana, musiał odreagować. Myjąc się pośpiesznie, był nadal nieco wzburzony. Pomyślał o tym, co powie matce, kiedy wyjdzie na jaw, co od czasu do czasu robią z Ryanem. Kobieta żyła w słodkiej nieświadomości co do jego preferencji seksualnych. Nie chciał jej mówić prawdy i z tego powodu niejednokrotnie doskwierały mu wyrzuty sumienia. Ale nie ukrywał, że było mu to po części na rękę. Z Ryanem nie chodził, tylko się pieprzył. Poza tym, przyjaźnili się. Taki układ mu odpowiadał. Często po wszystkim czuł do siebie obrzydzenie, nie umiał pogodzić się z swoimi upodobaniami do penisów. Nie było to dla niego do końca normalne. Jednak hipokryzją byłoby nie przyznanie przed samym sobą, jak bardzo lubił mężczyzn. Lola kryła go przed mamą, choć nieraz próbowała go przekonać, by powiedział jej prawdę. Nieskutecznie.
Wyszedł z kabiny i stanął przed sporym lustrem. Mokre, nieco kręcone włosy przyklejały mu się do czoła i karku. Odgarnął je, po czym wytarł się ręcznikiem. Założył na siebie bokserki, przylegający do ciała t-shirt i czarne dżinsy. Rozczesał włosy palcami. Wrócił do pokoju, by zgarnąć z biurka portfel, telefon i klucze. Zarzucił jeszcze bluzę i zasunął ją pod samą szyję. Otworzył drzwi i ruszył schodami na dół. Od razu natknął się na rodziców w korytarzu. Nie zaszczyciwszy ich nawet spojrzeniem, założył buty i podszedł do drzwi z zamiarem wyjścia.
– Mieliśmy porozmawiać – odezwała się Jane. – Dokąd idziesz?
– Do Ryana – odpowiedział krótko. Otworzył drzwi i powiedział: – Nie wrócę na noc. – Ojciec chwycił go za ramię i odwrócił w swoją stronę.
– Masz siedemnaście lat. Ile razy mamy ci to przypominać? – zapytał.
– Sam powinienem was o to zapytać. Nie jestem dzieckiem, do cholery – warknął i wyrwał mu się. Wyszedł na zewnątrz. Ściemniało się, padał deszcz. Will jednak nie zważał na to. Ruszył biegiem w stronę domu przyjaciela.


***

Jane westchnęła. Siedzieli w salonie, a poza światłem, które dawał telewizor, w pomieszczeniu było zupełnie ciemno. Jerry obejmował ją ramieniem i patrzył w ekran nieobecnym wzrokiem.
– Nie mam pojęcia co się dzieje w Sarihmas. Will jest coraz straszy… Oni w końcu do niego dotrą. Victor dopadnie go, prędzej czy później. Musimy mu o tym powiedzieć. Nie możemy nadal zwlekać  – powiedziała, na koniec wciągając ciężko powietrze.
– Wiem, skarbie. Gdy tylko wróci, porozmawiamy z nim na spokojnie – odpowiedział, dotykając jej ramienia ustami.
– Niepotrzebnie rzuciłeś tym złośliwym komentarzem – stwierdziła, odsuwając się i zakładając ręce na piersi. Jerry zrobił niezadowoloną minę.
– Nie moja wina, że zawsze tak reaguje. Chciałem rozładować napięcie! Nie widziałaś swojej i jego miny.
– Owszem, za to widziałam twoją. Mógłbyś być dla niego milszy. – Zdenerwowana uniosła się i wyszła do sypialni. Jerry również podniósł się z miejsca i podążył za nią.
– Dałabyś mi spokój, wiesz? Nic nie poradzę na to, że za każdym razem, gdy na niego patrzę, widzę Jamesa. Wiesz, że go nienawidzę.
– Był jego ojcem, czy tego chcesz, czy nie – odpowiedziała, po czym zdjęła z siebie ubranie i weszła do łazienki. Mężczyzna nie odstępował jej na krok.
– Nie masz pojęcia, ile bym dał, by był moim synem. Nie widzisz, jaki jest do niego podobny? Jaki dumny, wyniosły? Nie można mu zwrócić uwagi, zanegować jego decyzji! Myślisz, że uwierzy, gdy mu teraz o tym powiesz? Stwierdzi, że oszalałaś. Następca tronu Sarihmas, Midis i Oisin, książę William! Jak na niego patrzę, nawet mnie to bawi. - Dostał w twarz. Zszokowany spojrzał z niedowierzaniem na Jane. Kobieta, zwykle o chłodnej postawie, patrzyła na niego wzburzona.
– Jak możesz tak mówić? Jesteś dla niego teraz ojcem! – Jak wcześniej mocno zdezorientowany Jerry wpatrywał się w nią z niedowierzaniem, tak teraz był porządnie wkurzony.
– Ojcem?! Chyba kpisz! Nigdy mnie nie słucha, zawsze robi wszystko co chce! – wykrzyknął, wymachując nerwowo rękami. – Jesteś ślepa, Jane?! Nie widzisz, jaki on jest?! Dokładnie taki, jak ten pieprzony król Jamie.
– Wynoś się! Nie będę tego słuchać, rozumiesz?! Wiem, jak go wychowałam! Nigdy taki nie będzie, nigdy! – Miała łzy w oczach i zarumienione policzki. Jerry wyprostował się, przestąpił z nogi na nogę. Zmrużył oczy i powiedział:
– Z całego serca mu tego nie życzę – powiedział, po czym wyszedł wściekły z domu.


***


– Do dna! – krzyknęła nieco pijana Lola, kończąc swoją porcję alkoholu w szklance i wieszając się na ramieniu Ryana. Pili od dobrych kilku godzin, tematy do rozmowy nie miały końca. Na tę chwilę bawili się w „Nigdy” – Teraz twoja kolej, Ryan!
– Nigdy w życiu nie spałem z nauczycielem. – Wszyscy oczekiwali w napięciu. Po chwili Ryan nachylił do ust szklankę z whisky i napił się trochę.
-Hahaha! Nie gadaj! Poważnie?! – Lola wydawała się być wniebowzięta nową informacją. Will spojrzał na niego z niedowierzaniem. Zawsze po pijaku była za bardzo ciekawska.
– Kiedy? – zapytał.
– Z miesiąc temu. Z Curterem, uczy WF drugie i trzecie klasy. – Lola odgarnęła zbłąkane pasemko włosów z czoła.
– Jaki był? – ciągnęła swoje, dla Willa przynajmniej, zbyt intymne pytania. Za każdym razem, gdy próbowała wyciągnąć od chłopaków jakieś pikantne szczegóły z ich pożycia seksualnego, zbywał ją chłodnym spojrzeniem lub skutecznie zmieniał temat, ściągając rozmowę na inne tory.
– Był w porządku. – Ryan odchrząknął. Zerknął ukradkiem na Willa, ale ten nic nie powiedział. Nawet na niego nie patrzył.
– No daj spokój, podziel się jakimiś szczegółami, cooo? – Nie dawała za wygraną. Ryan zaczerwienił się jeszcze mocniej i potarł kark z konsternacją. Błagał Williama w myślach, by ten zrobił cokolwiek, żeby zakończyć ten niewygodny temat. Odkąd znał Willa, chciał się do niego zbliżyć i udało mu się to, owszem, ale nie do końca na takiej zasadzie, jak sobie na początku wyobrażał. Tym bardziej nie chciał swoimi słowami utrzymać Willa w przekonaniu, że zależy mu tylko na seksie, bo tak nie było. Chociaż, jak to mówią, jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. A on, lubiąc Willa bardziej niż to było konieczne, miał przynajmniej jego ciało. I nadal starał się o jego serce. Jednak nie otrzymując od niego miłości, szukał jej gdzie indziej. A zakochany w nim nauczyciel był całkiem dobrą alternatywą, by poczuć się chcianym i kochanym.
– Lola, daj mu już spokój. Nie widzisz, że nie chce o tym rozmawiać? Teraz moja kolej – powiedział Will, po czym chwycił za swoją szklankę. – Nigdy nie kłócę się z rodzicami. – Niemal wykrzyknął, po czym wypił pół szklanki na raz. Oboje spojrzeli na niego zmartwieni.
– O co tym razem? – zapytał Ryan.
– Znowu chcieli gadać o moich koszmarach. – Nachylił się nad stolikiem i już chciał sobie dolać, ale powstrzymał go przed tym Ryan, zabierając mu butelkę sprzed nosa. Will wykrzywił usta z niezadowoleniem. – Oddaj Ryan – powiedział i wyciągnął ku niemu rękę.
– Nie ma mowy. Wystarczy ci już. – Podniósł butelkę wyżej, by Will po nią nie sięgnął. Zezłoszczony chłopak fuknął pod nosem.
– Będę się już zbierać – powiedziała Lola, przeciągając się.
– Odprowadzę cię – zaoferował się Ryan.
– Nie trzeba, Sean po mnie przyjedzie. – Sean był bratem Loli. Często robił za jej szofera, jednak nie przeszkadzało mu to, przynajmniej nie do momentu, póki siostra nie niweczyła jego planów.
– Oh… W porządku. A ty Will? Zostajesz, co nie? – spytał z ledwo ukrytą nadzieją w głosie, kiedy odkładał butelkę do barku. Nie była jeszcze zupełnie pusta.
– Mógłbym? – zapytał, rumieniąc na twarzy. Nie lubił sprawiać kłopotów. Ani też prosić o cokolwiek. Jednak do domu nie chciał wracać.
– Jasne – ucieszył się jego przyjaciel i uśmiechnął szeroko. Lola już stała gotowa do wyjścia. Ryan odprowadził ją do drzwi i pożegnał się z przyjaciółką. – Rozścielę łóżko. – Oznajmił, gdy wrócił do salonu. Ruszył po schodach na górę do swojego pokoju, a za nim poszedł William. Chłopak przyglądał się wąskim biodrom Ryana, zgrabnym pośladkom, wyrobionym od jazdy konnej, jaką ten uprawiaj od wczesnego dzieciństwa. Na samą myśl o pieprzeniu się z nim, lekko sztywniał i nabierał koloru na jasnych policzkach. Ryan podszedł do szafy i wyjął prześcieradło. Kiedy uporał się z pościelą, oznajmił, że idzie do łazienki. Will w tym czasie zdjął z siebie ubranie i został tylko w bokserkach. Wydawało mu się, że w pokoju przyjaciela jest mu bardzo gorąco. Położył się na posłaniu i przymknął na moment oczy. Był naprawdę zmęczony i cieszył się, że jutro sobota. Było mu źle z myślą, że wyszedł tak z domu. Nie chciał sprawiać przykrości mamie, ale czasami po prostu miał ich dość. Pokój wypełniało słabe światło lampy stojącej w kącie. Chłopak odpoczywając i oddychając spokojnie z przymkniętymi oczami, nawet się nie spostrzegł, kiedy zasnął.
Ryan wyszedł nago spod prysznica i już sobie wyobrażał jęczącego pod nim Williama. Jak wielkie było jego zaskoczenie, gdy zobaczył śpiącego chłopaka w swoim łóżku w samych bokserkach, wie tylko on sam. Był trochę zawiedziony, lecz jednocześnie coś załaskotało go w okolicy serca na ten widok. Wciągnął na siebie slipki i położył się obok chłopaka i okrył ich obu cienką kołdrą, na którą wcześniej nałożył aksamitną pościel. Przyglądał się spokojnej twarzy Willa i ucałował delikatnie jego usta. Potem, policzek, powiekę, czoło… Otoczywszy go jednym ramieniem, położył się na boku, by leżeć do niego przodem i wpatrywać się w niego, póki znużony po całym dniu, sam nie zaśnie. Cieszył się jak głupi, że ma Williama obok siebie.


***


Obudziły go ciche jęki i dźwięki szeleszczącej kołdry. Otworzył oczy i chwilę zajęło mu, by przyzwyczaić się do panujących ciemności. Spojrzał na Willa, który miał ściągniętą w grymasie strachu i bólu twarz, a czoło i skronie wyraźnie zroszone potem. Potrząsnął go za ramię, niestety nic nie dało. Will rzucał się coraz bardziej po łóżku, nagle zaczął krzyczeć. Przestraszony Ryan złapał go mocno za ramiona i uniósł do góry, tak, by usiadł. William otworzył oczy i rozglądnął się z przerażeniem.
– Gdzie on jest?! – krzyknął, i spojrzał krótko na Ryana, po czy znowu rozejrzał się spanikowanym wzrokiem.  – Ryan, gdzie jest ten potwór?! – Chłopak odgarnął mu spocone kosmyki z czoła i pogłaskał po plecach.
– Will, już dobrze, to tylko zły sen.
– Widziałem jak mi cię wyrywa! Wszedł przez okno! Zamknij je Ryan, zamknij! – krzyczał przerażony i trząsł się, połykając kolejne łzy. Ryan przyciągnął go do siebie i zaczął nim kołysać, trzymając go na kolanach. – Ryan, bła-błagam… Zamknij je… – Złapał go za szyję i szeptał mu do ucha, nadal płacząc.
– Will, już wszystko dobrze, nikogo tu nie ma, jesteśmy sami. – Z okna naprzeciw chłopców zawiał srogi, zimny wiatr, niosąc ze sobą jesienne, suche liście. Coś zawyło przerażająco.
– Ryan! On tu idzie, słyszę jak wyje… – szeptał, wbijając palce w kark Ryana. Szatyna przeszedł zimny dreszcz. Zerknął w stronę okna, po czym odsunął od siebie Willa. Chciał szybko je zamknąć, byle tylko nie słyszeć tego okropnego dźwięku. Podbiegł do okna i w tej samej chwili pojawiła się w nim przerażająca postać. Ogromny, uskrzydlony stwór, kłapiąc zębami wyciągnął swoje szpony w stronę zastygłego z szoku chłopaka. Will siedząc na łóżku krzyczał tak przeraźliwie głośno, że Ryan nie słyszał własnych myśli. Pociągnął na dół kwaterę i z wrażenia przewrócił się na ziemię.
– Ryan! – Podbiegł do niego i złapał go za rękę, ciągnąc jak najdalej od okna. Chłopak w końcu się pozbierał i szybko wybiegli z pomieszczenia na korytarz. Przeraźliwe wycie urosło nagle tak bardzo, jakby wydawało je dziesiątki takich przerażających stworzeń. Chłopcy wtuleni w siebie, opierali się skuleni o ścianę, a każda kolejna sekunda zdawała się trwać niemal wieki. Okropne odgłosy nasilały się, w dodatku usłyszeli na dole hałas tłukącej się szyby. Niewiele myśląc wparowali do łazienki, a tam Ryan zamknął drzwi na klucz. Weszli do kabiny prysznicowej i zatrzasnęli się w niej, nasłuchując. Rumor w mieszkaniu trwał nadal, a William zaczął jeszcze bardziej krzyczeć. Czuł przeraźliwy strach. Słyszał, jak te stwory go nawoływały. Mówiły potworne rzeczy.
– Nasz pan cię dosięgnie.
– Nie uciekniesz przed nim.
– Rozszarpiemy każdego, kto stanie nam na drodze do ciebie.
– Książę, oddaj się nam, a nikomu nie stanie krzywda.
William zasłonił sobie uszy dłońmi, choć to nic nie dało. Te okropne stwory zdawały się wnikać mu do wnętrza głowy, ich  słowa rozbrzmiewały mu w uszach, jak gdyby wrzeszczały mu prosto w twarz.
– Nie! Nie, błagam – powtarzał jak mantrę, kiwając się w przód i tył, mając zaciśnięte powieki i podkulone pod siebie nogi. Nadal zaciskał dłońmi uszy, choć to nic nie dawało. – Odejdźcie, zostawicie mnie w spokoju.
Ryan próbował do niego jakoś dotrzeć, choć wydawało się, że nie dociera do niego nic innego poza przeraźliwym jazgotem potworów. Chwycił chłopaka za ramię i przyciągnął do siebie. Przytulił się do niego ściskając mocno za szyję. Nagle wszystko ucichło. Zniknęło. Obaj mieli wrażenie, jakby zostali niespodziewanie wydarci z koszmaru. Nie znajdowali się jednak w łóżku. Byli w łazience. W kabinie prysznicowej, co tylko potwierdzało wszystko, co przed chwilą się działo. Ryan siedział obok Willa w zastygniętej pozycji, bez przerwy nasłuchując, czy aby na pewno wszystko się skończyło. Rozejrzał się po łazience i zwrócił uwagę na okno. Dostrzegł, że na zewnątrz świtało. Słońce wyłaniało się zza ściany jednego z sąsiednich budynków. Spojrzał ponownie na Willa i zobaczył dwa wlepione w niego zielone krążki, wilgotne i definitywnie zlęknione. Chłopak cały się trząsł. Ryan podał mu rękę i wstał, pociągając go za sobą delikatnie. Otworzył wolną ręką drzwi kabiny i wyszedł na płytki. Poczuł na skórze stóp przejmujący chłód, co dodatkowo go oprzytomniło. Otworzył ostrożnie drzwi łazienki i wychylił nieco głowę. Było przeraźliwie chicho. Słyszał swój ciężki oddech i dudniące w piersi serce. Poczuł silniejszy ucisk dłoni Willa na swojej, więc odwrócił do niego głowę.
– Chyba zniknęły. – Ponownie wystawił głowę za drzwi, a po chwili wyszedł na korytarz. Przeszli bardzo powoli na dół, schodząc po schodach w ciszy. Kiedy minęli ostatnie stopnie, Ryan jęknął zdumiony, widząc zniszczenia panujące w salonie. Przeszli ostrożnie dalej. W jadalni nie było lepiej. Jednak kuchnia była w najgorszym stanie. Wszystkie naczynia, sztućce i wszelkiego rodzaju przedmioty były rozrzucone w totalnym chaosie, większość kompletnie zniszczonych. Szyba od piekarnika była roztrzaskana, podobnie jak mikrofala. Drzwi lodówki zostały zerwane, a jej zawartość leżała pod nią na podłodze. Obaj mieli bose stopy, więc starali się omijać wszelkie niebezpieczne i ostre, zalegające ziemię rzeczy. Wrócili do salonu. Ryan pociągnął Willa na kanapę. Spojrzał na niego. Miał w głowie tyle sprzeczności, pytań… Wszystkiego! Jednak po minie Willa, jaką zobaczył, postanowił się powstrzymać. Zapytał tylko:
– Wszystko okej? Nic ci nie jest? – Dotknął dłonią jego bladej twarzy. – Jak to możliwe? Bo to się zdarzyło, prawda? Wcale nie oszalałem, też to widziałeś, nie?
– Widziałem. – Will przymknął na moment oczy z bólem wymalowanym na twarzy. – To było... – Nagle usłyszeli z góry wibrujący telefon Ryana, z włączoną na maksimum głośnością. Aż podskoczyli. Ryan wstał, by go poszukać. Wbiegł szybko po schodach, po czym skręcił do swojego pokoju. Telefon leżał na szafce nocnej. Chłopak wziął go do ręki i na wyświetlaczu zobaczył, że dzwoni Lola. Nieco zdziwiony, ponieważ udało mu się moment wcześniej zarejestrować godzinę siódmą dwadzieścia, odebrał telefon i pośpiesznie ruszył na dół.
– Lola? – zapytał do słuchawki.
– Ryan?! Nic wam nie jest?!


***


William leżał w sypialni Ryana i drzemał. Lola zapewniła ich, że teraz nic im nie grozi, więc kompletnie wyczerpany położył się do łóżka i niespokojnie oddychał. Przyjaciel martwił się o niego, miał spocone czoło, dodatkowo wyraźnie rozpalone. Dziewczyna razem z bratem była już w drodze. Powtarzała przez telefon, by nie wychodzili z domu, przeklinała co zdanie, wyrazie zdenerwowana. Ryan nie mógł pojąć, co się tak właściwie dzieje. Jednak jego uwagę William na tyle absorbował, że siedział obok niego, myśląc, jak może mu pomóc, bo z chłopakiem było widocznie coraz gorzej. Mijały kolejne minuty. W końcu usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. Automatycznie poderwał się do góry i sięgnął po kij bejsbolowy. Wyszedł na korytarz i stanął u szczytu schodów. Po chwili usłyszał:
– Ryan? Ryan! 
– Lola! Tutaj, na górze! – zawołał. Po chwili rozległ się stukot jej obcasów. Za nią zobaczył dwóch mężczyzn, jednego z nich poznał. Był to Sean. Ten drugi miał na sobie ciemny płaszcz i zarzucony na głowę kaptur. Dziewczyna objęła mocno przyjaciela i aż jęknęła, gdy zobaczyła zniszczenia panujące na korytarzu.
– Gdzie Will? Wszystko z nim dobrze? – Zapytała odsuwając się od niego na odległość ramion. Obok niej stanął Sean, a moment później wyszedł naprzeciw Ryanowi tajemniczy gość. Zdjął kaptur, po czym wyciągnął rękę do chłopaka.
– Jestem Feliks. – A Ryanowi szczęka opadła.


***


Wszyscy stali w sypialni Ryana. Tajemniczy mężczyzna pochylał się nad Willem i dotykał mu dłonią czoła. Skrzywił się, widocznie niezadowolony. Mruczał coś pod nosem, przesuwał dłońmi nad ciałem chłopaka. Ryan przyglądał mu się podejrzliwie. Lola chwyciła go za rękę i uśmiechnęła się do niego pokrzepiająco.
– Nie martw się. Wie, co robi. – Ryan odpowiedział jej nikłym uśmiechem i ponownie zwrócił głowę w stronę przyjaciela. Feliks podniósł się i wyprostował. Rozejrzał po pokoju, po czym odchrząknął i powiedział:
– To głównie przez stres, ale też nadużycie magii. I to dosyć spore. Z tego, co pamiętam, mówiłaś, że nie jest świadomy swoich zdolności – zwrócił się do Loli z pytającym i równocześnie wyczekującym spojrzeniem. Dziewczyna nieco zdziwiona zwróciła się do Ryana:
– Mówił coś dziwnego, powtarzał jakieś nieznane, pokręcone słowa? – Ryan spojrzał na nią kompletnie oszołomiony. Magia? Co tu się do cholery działo? Nadal w sporym szoku nie potrafił się przemóc i w końcu zapytał:
– Czy ktoś mi powie, co tu się, do kurwy nędzy, dzieje? – Głos mu się wyraźnie załamał, po chwili chwycił włosy między palce i mocno je zmierzwił. Miał nieco rozszerzone oczy i ciężko oddychał wyczekując od kogokolwiek odpowiedzi.
– Byłoby lepiej, gdybyś odpowiedział na pytanie Loli – powiedział czarodziej.
– Feliks ma rację, Ryan. To ważne. Więc, czy William mówił coś dziwnego? Powtarzał jakieś skomplikowane wyrazy? – Panowała ciężka atmosfera. Ryan wyglądał, jakby miał lada moment wybuchnąć. Dziewczyna była coraz bardziej zdenerwowana, nie miała pojęcia, co jeszcze powiedzieć, żeby uspokoić przyjaciela. Nawet Sean wydawał się nieco skołowany. Feliks za to był zupełnie spokojny. Po kilku kolejnych trudnych sekundach Ryan w końcu warknął pod nosem i odpowiedział:
– Nie przypominam sobie. –  Klapnął ciężko na fotel stojący w rogu obok łóżka. Potarł twarz dłońmi, po czym zwrócił się do Feliksa – Nic mu nie będzie? – Czarodziej spojrzał na niego przenikliwym wzrokiem, jakby przeszywał na wylot jego umysł i dusze. Miał przystojną twarz. Ciemne oczy, brwi, prosty nos i kształtne, jasnoróżowe usta. Delikatny zarost podkreślał jego kwadratową szczękę. Włosy miał zaczesane do góry, przy końcach nieco podkręcone. Miały kolor głębokiej czerni, jak gdyby były osmolone. Nie wyglądał na więcej niż dwadzieścia parę lat.
– Sądzę, że nie. Musi się tylko porządnie wyspać. Lola wspominała, że miewa koszmary. Więc rzucę czar blokujący. W porządku? – dopytał, patrząc po wszystkich obecnych w pokoju.
– Tak, bylibyśmy bardzo wdzięczni. – Lola uśmiechnęła się do niego niemal z czcią w oczach. To podsunęło Ryanowi pomysł, że może dziewczyna jest nim zainteresowana. Postanowił ją później wypytać.
– Nie bądź taka oficjalna Lola, wiesz, że jestem dla was przychylny. – Uśmiechnął się do dziewczyny. – Może wypadałoby tu trochę posprzątać. Widzę, że Perrosom udało się dostać do środka.
– Ledwo uciekliśmy. Jeden chciał mnie wyrwać przez okno. William upierał się i krzyczał, żebym je zamknął. Był strasznie roztrzęsiony. Wydaje mi się, że przewidział to całe zdarzenie. Jak to wszystko jest w ogóle możliwe?
– Powinniśmy porozmawiać. Ale najpierw musimy uporać się z tym bałaganem. Wieczorem wracają twoi rodzice, tak mówiłeś.
– Tak, wracają. Ale to niemożliwe, żebyśmy zdążyli zrobić wszystko przed ich powrotem. Nie widzieliście kuchni. Jest w okropnym stanie!
– Więc chodźmy się przekonać – oznajmił pogodnie Feliks i dodał, zwróciwszy się w stronę Ryana. – Prowadź.


***


Nigdy w życiu nie widział czegoś podobnego. Wszystko fruwało. Każdy drobny przedmiot, nawet potłuczone kawałki szklanek i talerzy łączyły się w całe naczynia i lądowały na półce. Cała trójka, Lola, Sean i ten cały Feliks sprzątali w jego domu, używając… magii! To było nieprawdopodobne. Ryan w ogóle czuł się, jakby śnił. Spojrzał na zegarek i dostrzegł, że dochodziła dopiero dziewiąta. Usiadł przy stole w przywróconym do porządku salonie, który sprzątała i reperowała Lola. Czuł się wykończony. I na dodatek, to wszystko… jakby nagle miał wodę zamiast mózgu. Dziewczyna zeszła na dół po schodach i usiadła obok przyjaciela.
– Jak się czujesz? – zapytała z wyraźną troską w głosie i dotknęła delikatnie jego ramienia.  Chłopak milczał przez chwilę, miał ściągniętą twarz, w grymasie złości wymieszanej z bezradnością. Oparł łokcie o blat stołu, a głowę wsparł na dłoniach. W końcu z trudem wydusił z siebie:
– Co się dzieje, Lola? – Dziewczyna przysunęła się do niego i zaczęła go uspokajająco głaskać po plecach.
– Cii… Wszystko ci wyjaśnię. Musimy tylko… – Nie zdążyła dokończyć.
– Hej! Chodźcie tu! – Przeszli do kuchni i zobaczyli zdziwione miny Seana i Feliksa.
– O co chodzi? – zapytała Lola i zbliżyła się do mężczyzn. Feliks odwrócił się w stronę Ryana.
– Czy wiesz, co to takiego? – zapytał, wskazując na leżącą na podłodze potłuczoną wazę w niebieskie, kwiatowe wzory.
– To waza – odparł boleśnie oczywistym tonem. Feliksowi aż brew podjechała w górę. Szybko się opanował, odgarnął ciemne kosmyki znad oczu i odchrząknął delikatnie. Ponownie zwrócił się do ciemnowłosego młodzieńca.
– Dzieciaku, wiem, co to jest. Miałem na myśli, czy masz pojęcie, skąd to się wzięło w twoim szipurowskim domu. – Ryan spojrzał na niego buńczuczno. Dzieciaku, też coś. Facet nie wyglądał na więcej, niż jakieś dwadzieścia parę lat. Przychodzi sobie nagle do jego domu, jeździ dłońmi nad Williamem, wprowadza chaos do jego głowy, czarując i teraz jeszcze mówił do niego: „Dzieciaku”. Napotkał proszące spojrzenie Loli i Seana, więc wziął się w garść i opanował. Odetchnął cicho i odpowiedział:
– Moja matka ma ją odkąd pamiętam. Zawsze bardzo o nią dbała, jest dla niej cenna. Nie da się jej… naprawić? – zapytał. Feliks skrzywił się nieco i odpowiedział:
– Ja nie potrafię tego zrobić. Nie wiem dokładnie, co to takiego, ale wygląda mi na dzieło wróżek. Na pewno nie wiesz, skąd to macie? – Dopytał z nutką nadziei w głosie. Ryan pokręcił przecząco głową. – Cóż, i tak nic nie da się z tym zrobić, więc myślę, że nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli pożyczę ją i spróbuję się dowiedzieć skąd pochodzi, hm?
– Nie, oczywiście, że nie – odparł Ryan. Zaczesał dłonią włosy do tyłu, po czym podrapał się po karku. Feliks natychmiast odpowiedział:
– Świetnie! Więc, wypadałoby się przenieść, żeby nałożyć bariery. Jeśli znów uda im się zlokalizować księcia, prawdopodobne, że niezwłocznie wyślą posiłki i wtedy może zrobić się naprawdę niebezpiecznie. – Księcia? Ryan czuł się coraz bardziej jak idiota. – Co proponujecie?
– Może u mnie i Seana? – zaproponowała Lola.
– A co z twoją mamą? – zapytał Ryan, nieco zbity z tropu.
– To nie moja mama. Chciałam ci wszystko powoli wyjaśnić, ale… – Feliks jej przerwał.
– Ktoś mieszka z wami?
– Tak. Właściwie mieszkamy w niewielkiej kamienicy, obok mieszka kilka innych rodzin. To kłopot? – dopytał Sean. Feliks kiwnął głową, po czym odpowiedział:
– Nie powinniśmy narażać innych. Nie posiadacie bardziej odosobnionego miejsca? – Pytanie spotkało się z złowróżbną ciszą. Westchnął cicho, po czym powiedział: – W porządku, ja się za czymś szybko rozejrzę, a wy zabierzcie stąd chłopaka, na początek najlepiej do was, Sean – polecił chłopakowi. – Wrócę przed zmierzchem. – To powiedziawszy, pstryknął palcami i tyle go było widać. A Ryan miał minę jak głupek. 


9 komentarzy:

  1. Powiem że zapowiada się bardzo ciekawie. Czekam na kolejne rozdziały

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę! ^^ Drugi rozdział powinien pojawić się w ciągu paru najbliższych dni :)

      Usuń
  2. CZEKAM NA KOLEJNY ROZDZIAŁ <3333

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział I już za mną. Szło mi trochę wolno, ale to nie jest wina opowiadania, a mojego totalnego braku czasu.
    Szykuje się ciekawie, dużo bohaterów, rozwinięta akcja, dużo akcji i jeszcze raz akcja <3 To jest to, co Orghlaith na zajęciach lubi czytać najbardziej. Ryan taki biedny, nic nie ogarnia :c

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I rozdział faktycznie jest napompowany akcją :D Hahah, Ryan rzeczywiście taki zagubiony, kiedy Will sobie śpi i nie wie co się wokół niego dzieje xd Miło mi, że Ci się spodobało! Mam nadzieję, że znajdziesz trochę czasu na kolejne rozdziały. <3

      Usuń
  4. Opowiadanie zapowiada się bardzo interesująco. Padłam jak ojczym Williama porównał go do mordowanej orki he :p no nic idę czytać dalej :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci przypadło do gustu :D Miłego czytania! :D

      Usuń
  5. Historia naprawdę ciekawa. Wciągający pierwszy rozdział. Wygląda, że są dwa tomy. Będzie co robić wieczorami.:>

    OdpowiedzUsuń