czwartek, 16 sierpnia 2018

Bitwa Pięciu Królestw - XVII

XVII



                Parę kolejnych dni minęło wszystkim stosunkowo spokojnie. Przynajmniej na pozór, bo właściwie Tom unikał obu mężczyzn, by tylko nie doszło do kolejnej kłótni. Nie wiedział, co robi Samuel, natknął się na niego tylko dwa razy, w łaźniach. Potem korzystał już tylko z własnej łazienki, choć w jego mniemaniu nie była tak funkcjonalna, jak pomieszczenia na parterze. Alexander zaś, jak na gospodarza domu przystało, częściej wchodził czarodziejowi w drogę, ale zwykle wymieniał z nim tylko kilka zdań, widocznie samemu nie chcąc konfliktów. Cała ta sytuacja była dla Toma abstrakcyjna i zwyczajnie głupia. Żadnemu z mężczyzn niczego nie obiecywał. I wydawało mu się, że ani jeden, ani drugi tego nie oczekiwał. Dlatego ich obecne zachowanie, a właściwie to sprzed kilku dni, gdy mieli do niego niejasne pretensje, było dla Toma niezrozumiałe i naprawdę chciał, żeby wszystko wróciło do normy.
                Była może jedenasta przez południem, kiedy usłyszał pukanie do drzwi. Zdziwiony, wyprostował się w fotelu, na którym siedział i zamknął czytaną przez siebie księgę.
– Proszę – zawołał. Po chwili drzwi otworzyły się i stanął w nich Demetriusz. Wyglądał na trochę niepewnego i zagubionego.
– Mogę? – Tom pokiwał głową i uśmiechnął się do niego lekko. Dawno ze sobą nie rozmawiali. Cóż, okoliczności nie sprzyjały. Ośmielony zgodą czarodzieja, wszedł do środka i zajął miejsce w sąsiednim fotelu. Miał na sobie błękitną tunikę i w podobnym odcieniu togę, sięgającą do ziemi. Pewnie było mu chłodno, bo przecież nie było wiele innych czynników, jakie skłoniłyby Demetriusza do zwiększenia warstw odzienia. Ale Tomowi to nie przeszkadzało, chłopak był ładny i bardzo zgrabny, więc sam nieraz zawieszał na nim oko.
– O co chodził? – zapytał Tom, widząc, że milczenie blondyna się przedłuża. Miał przecież świadomość, że jeśli ten już tutaj przyszedł, to na pewno miał jakieś pytania. Ostatnie wydarzenia go tylko w tym utwierdzały.
– Wiesz… jeśli nie chcesz o tym rozmawiać, to w porządku, naprawdę. Po prostu martwię się o Alexandra. Jest milczący, ponury, kompletnie mnie ignoruje. I… chciałbym wiedzieć, co między wami zaszło – powiedział w końcu, patrząc na Toma zupełnie inaczej, niż dotąd. Trochę wyniośle, co nieco dziwiło czarodzieja. Nigdy wcześniej się tak nie zachowywał. Przynajmniej nie wobec niego. Zastanawiał się jak ubrać w słowa wszystko to, co chciał powiedzieć. Co zaszło między nim, a Alexandrem? Cóż, według niego genialny seks. Choć i z tego niewiele pamiętał. Wiedział, że dużo się przytulali, całowali i Tom był świadkiem, jak Antoniusz brał wampira. Zresztą nie tylko on, wszyscy goście przy tym byli… Pamiętał ich spacer po ogrodzie, ale jak przez mgłę. Obraz rozjaśnił mu się trochę na wspomnienie teatru cieni. Później chyba trafili do sypialni wampira i… no wiadomo, co było dalej. Chyba. Nie no, może nie pamiętał szczegółów, ale na Stwórcę, najważniejszym elementem tego wszystkiego był seks, więc chyba nie było sensu się nad tym zastanawiać. A co miał powiedzieć Demetriuszowi? Zdał sobie sprawę, że milczy zbyt długo, więc w końcu odchrząknął, po czym odparł:
– Robiliśmy to. Poza tym chyba nic istotnego. – Demetriusz nie wyglądał na ucieszonego słowami czarodzieja. Wręcz przeciwnie  – nabrał powietrza do płuc i wypuścił je ze świstem. Wygładził materiał odzienia na kolanach, a moment później spojrzał na Toma.
– Nie wydaje mi się. Pił twoją krew, prawda? – Po raz kolejny jego ton ociekał czymś naprawdę nieprzyjemnym, więc Tom poczuł się odrobinę niekomfortowo.
– Tak – odparł krótko. Nie było sensu ściemniać, w dodatku sam nie widział w tym niczego złego! Poszedł tam w zastępstwie za chłopaka, więc miał pełnić powierzoną mu rolę. Demetriusz, mimo, że zadał pytanie z przekonaniem w głosie o jego zbędności, po odpowiedzi Toma, nagle zasmucił się i milczał. Czarodzieja po raz kolejny dopadła niezręczność sytuacji. Nie wiedział co ze sobą zrobić. Demetriusz siedział pochyloną głową i bawił się zmarszczonym materiałem togi, przesuwając go między palcami. Minęło kilka minut, które dla Toma ciągnęły się w nieskończoność. W końcu młodzieniec podniósł na niego wzrok.
– Kim jest dla ciebie Samuel? – rzucił pytanie bez żadnych oporów, które miał jeszcze chwilę temu. Widocznie magicznie wyparowały, choć Tom zaczynał podejrzewać, co było tego przyczyną. Demetriusz był zazdrosny.
– Nie wiem… – odparł w końcu, bo przecież nie wiedział. Nie znali się aż tak dobrze, spali ze sobą raptem kilka razy. Lubił go i szanował, może chciałby być dla niego kimś więcej (na Boga, totalnie i kompletnie by chciał!) ale przecież Samuel miał inne plany na przyszłość i nie miały one nic wspólnego z jego skromną osobną. Póki co byli razem i Tom naprawdę się cieszył, ale nie zamierzał się łudzić, że tak będzie zawsze.
– Kochasz go? – zapytał blondyn, na co Tom wytrzeszczył na niego oczy w zdumieniu.
– Co? Nie! – zaprotestował, kręcąc głową na boki. Demetriusz przyglądał mu się badawczo, ale w końcu skinął głowa, jakby na znak niemej zgody.
– W porządku. Mam nadzieję, że wkrótce wszystko wróci do normy, bo nie mam już ochoty dłużej znosić tej nadętej atmosfery – fuknął pod nosem i wstał z miejsca. Zaraz potem podał rękę Tomowi i z nieznoszącym sprzeciwu tonem oznajmił: – Zbieraj się, idziemy na spacer. Całą czwórką, a może jeszcze jacyś inni zainteresowani pójdą z nami. – Tom z tego całego zdziwienia dał się podźwignąć do góry, ale gdy odzyskał mowę, zaprotestował:
– Przecież pada – Demetriusz zrobił mię pod tytułem „no i co z tego?”, i pociągnął za sobą Toma do drzwi.  
                Poszli do sypialni młodzieńca, gdzie ten wynalazł dla niego SPODNIE I KOSZULĘ, A NAWET PŁASZCZ Z KAPTUREM! Tom był w niepodważalnym szoku. Zdawało mu się, że Demetriusz nie miał zbytniego pojęcia o normalnych ubraniach. A jeszcze bardziej był przekonany o tym, że nigdy takowych nie nosił. W sumie ta część kufra, wypełniona koszulami, spodniami i normalnymi butami, nie była tak okazała, jak cała reszta. Ale i tak się zdziwił.
                Przebrali się i Tom wrócił do siebie po szalik, bo jego płaszcz miał trochę krótki kołnierz. Kiedy obaj byli gotowi, wyszli z pokoju Demetriusza. Tom nadal nie był przekonany co do tego pomysłu. Zeszli na dół po schodach, gdzie stała już grupka zgromadzonych i gotowych do wyjścia osób. Tom najpierw dostrzegł Samuela, który nie wyglądał zbytnio inaczej, niż zwykle. Miał na sobie płaszcz i proste spodnie, których nogawki wcisnął w wysokie buty. Mężczyzna po chwili spojrzał na niego i uśmiechnął się niepewnie, jak na siebie. Tom odpowiedział skinięciem głowy i odwrócił spojrzenie. Usłyszał kroki za sobą, więc odwrócił się i… zaniemówił. To był… Alexander. Chyba, on, bo cóż… wyglądał zupełnie inaczej. Nie miał na sobie swoich wzorzystych szat, tylko spodnie. Bardzo eleganckie, ale i tak, spodnie, do diabła! I miał też długi, czarny płaszcz. Po prostu wyglądał inaczej, więc Tom się zagapił, a wampir, widząc jego minę, uśmiechnął się bezczelnie i chwycił Demetriusza pod ramię. Razem z nim pokierował się do drzwi. Tom automatycznie poszedł za resztą, aż nagle poczuł, że ktoś łapie go za ramię. Spojrzał w lewo i zobaczył Samuela, który tym razem uśmiechał się do niego bardziej w swoim stylu. Tak trochę szarmancko, ale też niegrzecznie. Tom nie mógł tego zignorować. Patrzył na niego wyczekująco, ale mężczyzna nie zwlekał długo z wyjaśnieniami.
– Mogę ci towarzyszyć? – zapytał. Tom pokiwał głową. Bo niby czemu miał się nie zgodzić? Przekonał się jakiś czas później…


~∞~

                Cały czas padało, było zimno i mokro, ale całkiem… zabawnie. Opuścili posiadłość i długo przedzierali się przez puste pastwiska porośnięte niską, starą trawą. Przestało tak mocno padać, ale nadal wiał zimny wiatr. Tom opatulił się szczelniej szalikiem, który Samuel od razu zauważył, ale nie zdążył jeszcze znaleźć odpowiedniej chwili, by o tym wspomnieć. Okazja nadarzyła się dopiero przy granicy lasu. Tom, mijając pierwsze drzewa, zahaczył czerwony materiał o jedną z gałęzi, przez co omal nie upadł.
– Czekaj, pomogę ci – zaoferował się wilkołak, wyplątując frędzelki pośpiesznie.
– Dzięki – odparł Tom, uwolniony. Spojrzał na mężczyznę przez ramię i uśmiechnął się lekko. Nadal był bardzo ostrożny. Niczego sobie nie postanawiał, ale dobrze by było, gdyby zaczął nakreślać granice między nimi. No bo ile miał jeszcze świadomie pozwalać Samuelowi zdradzać swoją narzeczoną? I to jeszcze z nim samym!
– Już ci to pewnie mówiłem, ale wiesz, że do twarzy ci w nim, nie? – powiedział mężczyzna. Wcześniej też rozmawiali i to zwykle Samuel rozpoczynał jakiś temat. To go trochę frustrowało, ale i tak się cieszył, że Tom z nim w ogóle rozmawia.
– Mówiłeś – zaśmiał się chłopak i znowu obejrzał na niego. Przez to ślizgnął się na mokrej ściółce. Poleciałby na tyłek, gdyby nie Sam, który złapał go w porę i pomógł odzyskać pion. Niektórzy obejrzeli się za nim, a jednym z nich był Alexander. Przyglądał im się uważnie, ale z trudną do odczytania miną. Tom zdążył się przekonać, że wampir umie zachować dla siebie własne emocje, jeśli tego chce. Zazdrościł mu tego, on sam tak nie umiał.
– Ostrożnie – szepnął mu do ucha, zanim go puścił. Tom poczuł dreszcze przebiegające wzdłuż karku i oblizał usta. Gdyby nie miał na sobie kaptura, to pewnie poczułby to wyraźniej.
– Uhm – bąknął jedynie i wymknął się z ramion mężczyzny. Skrzyżował swoje spojrzenie z Alexandrem, który przystanął w miejscu, podobnie jak pozostali członkowie ich małej wyprawy. Jednak nic z niego nie wyczytał, więc odwrócił wzrok i rozejrzał się po lesie. Był gęsto zarośnięty, ale całe szczęście ścieżka, którą szli, była dość szeroka. Gdyby tylko pogoda dopisywała, pewnie wszystko wypadłoby jeszcze lepiej.
– Skoro już tu jesteśmy, możemy poszukać grzybów. Życzę powodzenia – oznajmił Alexander, po czym podszedł do Toma i Samuela. – Dołączcie, proszę, do nas. Będzie nam raźniej. – Jego głos daleki był od szczerości i sympatii, ale z jakiegoś powodu im to zaproponował, więc Tom nie zamierzał odmawiać. Skinął głową z lekkim uśmiechem i ruszył w stronę Demetriusza. Jeśli Samuel chciał protestować, to na pewno nie zdążył. Ostatecznie Tom poczuł jego dłoń na plecach, więc przekonał się, że mężczyzna poszedł za nimi.
Na początku wszyscy milczeli. Słychać było tylko szum drzew i uderzające o ziemię krople deszczu. W końcu Demetriusz odezwał się jako pierwszy.
– Podobno z tym lasem wiąże się jakaś opowieść. – Tom i Samuel spojrzeli w jego stronę, tylko Alexander pozostał niewzruszony.
– Jak niemal z każdym miejscem we wszechświecie – powiedział nieco suchym tonem. Entuzjazm Demetriusza widocznie przygasł, czego młodzieniec nawet nie zdołał ukryć. Wampir zerknął na niego i zreflektował się. Pochylił głowę i cmoknął blondyna w skroń. – Wybacz, słońce, nie chciałem być szorstki – szepnął i złapał jego dłoń w uścisku. Demetriusz trochę się rozchmurzył i sam ścisnął dłoń mężczyzny.
– Co to za opowieść? – zapytał Tom, zaciekawiony. Alexander zerknął na niego krótko, odnotowując w głowie, że ręka wilkołaka przeniosła się z pleców na ramiona. Szedł obok też dużo bliżej, niż wcześniej. Obrzucił mężczyznę średnio przychylnym spojrzeniem, po czym zaczął opowiadać.
– Jakieś dwa wieki temu na tych ziemiach znajdowała się wioska. Jej właścicielem był zamożny szaleniec, który chciał się wzbogacić jeszcze bardziej. Oczywiście to nic złego, jednak sposób, w jaki chciał owe bogactwo spotęgować, był zdecydowanie niemoralny i zły. Postanowił sprzedawać młode i atrakcyjne osoby z wioski do pewnego burdelu w Złotym Mieście. W końcu mieszkańcy się zbuntowali. Na ich czele stanął, cytuję: ”piękny i atletyczny młodzieniec o włosach tak czarnych, jak pochmurna noc w gęstym lesie, a oczach jasnych i błyszczących, niczym wzburzona tafla jeziora podczas pełni. A imię jego brzmiało Erazm. Nikt nie znał piękniejszego młodzieńca na tamte czasy.” Nie mogło być przecież inaczej, bo i on był kandydatem na prostytutkę, a to mu się z pewnością nie podobało. Walczył najdzielniej ze wszystkich i przykuł uwagę pana. W końcu stłumiono bunt, a Erazm został aresztowany i zaciągnięty siłą do posiadłości możnego. Mężczyzna wykorzystywał go i ogłosił swoim niewolnikiem. Erazm jako dzielny i wytrwały wojownik został ugodzony prosto w dumę, jednak nie poddał się. Odciął kutasa draniowi, za co on sam i cała wieś zostali skazani na powieszenie. Niedługo potem zmarł właściciel wioski, nie pozostawiając po sobie żadnego potomka, to i nie znalazł się właściciel tych ziem, oczywiście aż do mojego przybycia – dokończył Alexander z uśmiechem wyrażającym bezgraniczne samouwielbienie.
– Alexander! Pominąłeś najciekawszą część! – krzyknął Demetriusz, ciągnąc go za ramię drugą dłonią. Wampir pokiwał głową teatralnie, jakby nagle doznał olśnienia. Zaśmiał się przebiegle i spojrzał na towarzyszy idących obok niego. Tom wpatrywał się w niego z napięciem. Widać było, że nawet Samuel się przysłuchiwał, choć próbował udawać, że nic go nie obchodzi, co mówi Alexander. W każdym razie było inaczej – słuchał i wciągnęła go ta opowieść.
– Egzekucji dokonano w tym lesie, prawdopodobnie na drzewach, które właśnie mijamy. Jak się dobrze przyjrzeć, to jeszcze gdzieniegdzie wiszą sznury po wisielcach – powiedział grobowym tonem, w tamtej chwili pasującym idealnie. Oczywiście w duchu śmiał się z min młodzieńca i wilkołaka, który się chyba zapomniał, bo rozejrzał się po lesie z napiętą miną i nawet przełknął ślinę. Serce ich obu biło wyraźnie szybciej, co udało mu się wyczuć dzięki wyraźniejszym zmysłom. Nagle Demetriusz zawołał, że znalazł grzyby. Podeszli tam w czwórkę, ale zbierali je tylko Demetriusz i Alexander. Tom i Samuel stracili ochotę na dotykanie czegokolwiek, co znajdowało się w tym miejscu. Tom rozglądał się ukradkiem, szukając sznurów, o których wspomniał wampir. Żadnego nie znalazł, ale go to nie uspokoiło. Podobnie wilkołak wydawał się być poruszony tą historią. To trochę dziwiło Toma, nie przypuszczał, że mężczyzna może bać się martwych. No ale przecież każdy się czegoś boi, nie?
                W końcu wszyscy się zeszli w jednym miejscu i postanowili wrócić do domu. Tom czuł, że trochę zmarzł, dlatego w drodze powrotnej poczarował trochę, żeby uczynić wędrówkę znośniejszą. Rozpadało się też na dobre, a w dodatku zaczął wiać silny wiatr. Demetriusz wpakował się Alexandrowi na plecy i schował twarz w jego szyi. Ubrania wszystkich kompletnie przemokły i prawda była taka, że na tamtą chwilę jedynym ciężarem był Tom. Gdyby nie on, wszyscy użyliby swoich nadzwyczajnych umiejętności, by szybciej dostać się do domu. Każdy o tym myślał, nawet Tom, ale nikt nie odważył się odezwać. Dopiero Samuel pochylił się nad nim i szepnął, i tak wiedząc, że większość to usłyszy.
– Wezmę cię na ręce, inaczej Demetriusz się pochoruje. – Tomowi nie podobał mu się ten pomysł. Ani jego sumienie, które podpowiadało mu, że to rozsądny pomysł. Zacisnął zęby i zatrzymał się. Przez to Sam stał kawałek przed nim, a wtedy Tom wskoczył mu na plecy i chwycił się go mocno. – Trochę inaczej to sobie wyobrażałem – parsknął śmiechem, ale posłusznie chwycił czarodzieja pod kolanami i podrzucił nim trochę.
– Ej! Bez takich, co? – zażądał Tom, zawstydzony. Samuel zaśmiał się. Już po chwili ruszyli do domu znacznie szybciej, niż Tom czy Demetriusz byliby w stanie.
                Gdy dotarli do domu, służba pomogła im się uporać z przemoczonym odzieniem. Niestety wszyscy przemokli do suchej nitki, więc każdy musiał zmienić nawet cholerną bieliznę. Tom ruszył na górę i był prawie u szczytów schodów, kiedy poczuł silne dłonie na swoich drżących ramionach. Odwrócił się i zobaczył Samuela, który po chwili przygarnął go do siebie i potarł jego chłodne ramię.
– Pożyczysz mi jakieś swoje szaty? – Tom zaśmiał się, a moment później odpowiedział, patrząc na mężczyznę:
– Raczej się nie zmieścisz, wiesz? – Samuel mu zawtórował i bez pytania wszedł za nim do jego komnaty. Tom tego nie skomentował. Gdy był już w środku, chwycił za przylepioną do ciała koszulę. Nagle poczuł za sobą ciało wilkołaka. Nie zdążył nic zrobić, a dłonie mężczyzny powstrzymały go przed rozebraniem się.
– Dobrze wyglądasz w mokrych ubraniach – powiedział zachrypniętym głosem. Tom zdjął już zaklęcia i właśnie zaczął odczuwać chłód. Choć miał wrażenie, że w willi było cieplej, niż z samego rana. Chwycił ręce wilkołaka i spróbował je odciągnąć od siebie, niestety na próżno. Zaśmiał się i wymówił jego imię niby ostrzegawczym tonem.
– Sam… Nie uważasz, że bez nich będę wyglądać lepiej? – A miał z nim nie flirtować. Cóż, to chyba było niewykonalne. Poza tym kompletnie sprzeczne z jego naturą.
– Wiesz, jak mało kiedy, teraz nie jestem pewien – odparł wilkołak, udając zmartwienie. Tom odwrócił głowę i spojrzał na niego ze zdziwieniem, w dodatku w bardzo niewielkiej odległości od jego twarzy.
– Dlaczego? – zapytał, nadal nie rozumiejąc. Samuel przesunął dłońmi po jego przedramionach, które nadal obejmował. Nosem musnął jego wciąż wilgotny od deszczu policzek, aż w końcu odparł:
– Zsiniałeś od tego zimna pewnie. Możliwe też, że masz gęsią skórkę. Zbytnio byś mi oskubanego kurczaka przypominał. Nie, nie, to mnie ani trochę nie podnieca… – Tom parsknął śmiechem, po chwili roześmiał się też Samuel.
– Spadaj! – krzyknął, jednak nadal z uśmiechem na twarzy. Odepchnął jego dłonie, tym razem z pozytywnym skutkiem. Odwrócił się do niego przodem i pokręcił głową, nadal rozbawiony. Bez słowa sięgnął po brzeg przemoczonej koszuli i zdjął ją z siebie jednym ruchem. Opadła na podłogę z charakterystycznym dźwiękiem.
– No dobra przyznaję. Trochę mnie podnieca – Tom znowu się zaśmiał i dźgnął mężczyznę łokciem. Zaraz potem rozejrzał się za jakąś tuniką, ale nim jakąkolwiek wypatrzył, mężczyzna złapał go w pasie i przycisnął do siebie mocno.
– Uch, Sam… – sapnął czarodziej i chwycił jego ramię, nie czując się zbyt stabilnie. Widział, że usta wilkołaka zbliżają się do jego ust, więc przymknął powieki, ale w tym samym momencie drzwi otworzyły się. Obaj wytrąceni z chwili zapomnienia spojrzeli w tamtym kierunku, odrywając się od siebie. Dostrzegli Alexandra z zaciętą miną.
– Och, przepraszam, że przeszkodziłem – powiedział z udawaną skruchą i wszedł do pomieszczenia. – Chciałem was tylko poinformować, że wszyscy czekamy na dole. Służba podała obiad – wyjaśnił, nadal stojąc w pomieszczeniu jakieś dwa metry od nich.
– Dziękujemy niezmiernie – syknął Samuel, patrząc na niego wyczekująco. Miał nadzieję, że ten się zaraz wyniesie. Niestety nic na to nie wskazywało.
– Na co jeszcze czekacie? – zapytał Alexander, gestykulując dłonią w swoim stylu.
– Mogę ci zadać to samo pytanie? – Samuel założył ramiona na piersi i nawet nie udawał, że nie jest wkurzony.
– Chcę dopilnować, by mój gość i Tom zeszli na czas na obiad – odpowiedział bez ogródek wampir i przestąpił z nogi na nogę. Samuel uniósł brew z wyrazem twarzy pełnym politowania i zapytał:
– A Tom niby nie jest twoim gościem?
– A jest? – zapytał ze zdziwieniem Alexander.
– A nie jest? – warknął niemal Sam.
– Niech sam to oceni. Tom, czujesz się gościem w moim domu? – Czarodziej przełknął ślinę i patrzył to na jednego, to na drugiego z mężczyzn. Co miał niby powiedzieć?
– Zmarzłem trochę, więc… poszukam czegoś i zaraz zejdziemy, dobrze? – zaczął łagodnie, nie chcąc kolejnej kłótni. Ruszył w stronę kufra, gdzie trzymał ubrania, jakie dał mu Alexander. Cóż warunki, jakie ten mu tutaj zapewnił, odbiegały raczej od wygód, których dostępuje zwykły gość. Ale jeśli nie był gościem, to kim, na Stwórcę? Ach, no tak… uczniem, kochankiem i obiadem. Tym ostatnim na szczęście tylko raz. Tym drugim niby też, ale… patrząc na wampira chyba nie miałby nic przeciwko, by…
– Przebrałbyś się. Wyglądasz jak barbarzyńca – powiedział z obrzydzeniem wampir.
– A co? Nie lubisz takich? Co innego słyszałem – zakpił Sam z bezczelnym uśmiechem. Tom tylko odliczał sekundy do kolejnej słownej potyczki. Cóż, właściwie to ona już trwała.
– Nie tknąłbym cię nawet palcem, piesku – powiedział ze sztucznym uśmiechem Alexander i przeczesał palcami włosy.
– I dobrze. Krążą plotki, że nie umiesz zadowalać kochanków – powiedział z przesadzonym współczuciem Sam. Oczywiście owy żal nie miał wiele wspólnego z prawdą. Właściwie nic.
– Popytaj lepiej ludzi, których znasz. Tom na pewno może ci dużo opowiedzieć o swoich odczuciach. Przyznaję, że wyjątkowo się wtedy starałem – powiedział Alexander z wrednym uśmiechem. Czuł, że tym ostatecznie wygrał ich słowną potyczkę. Wilkołak skrzywił się i gwałtownie zbliżył do niego. Tom, widząc to, znieruchomiał ze spodniami w kolanach.
– Pierdol się – powiedziawszy to, wyminął mężczyznę i wyszedł, trzaskając drzwiami. Czarodziej zdjął do końca mokre spodnie, po czym wciągnął na siebie tunikę. Niestety ta miała rzemienie, a dłonie mu trochę drżały z nerwów, więc sobie nie radził. Przestraszył się, że zaczną się bić. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca.
– Pomogę ci – zaoferował się wampir, w jednej sekundzie będąc tuż przy nim. Tom wciągnął powietrze do płuc, zaskoczony, ale zaraz odetchnął.
– Musiałeś, Alex? Serio? – zapytał z nieciekawą miną. Wampir chwycił za rzemienie i zaczął je sprawnie sznurować.
– Sam się prosił – odparł jedynie, nadal widocznie z siebie zadowolony. Tom prychnął, ale nic już nie powiedział. Bo co miał powiedzieć? Zachowywali się jak dzieci. W końcu zszedł na dół z mężczyzną, ale nigdzie nie widział Samuela. Podobnie Demetriusz, bo nawet zapytał:
– Gdzie pan wilkołak? – W jego głosie nie było słychać żadnej kpiny czy ironii. Za to w tonie Alexandra wręcz przeciwnie. Jego głos ociekał sarkazmem.
– Stracił apetyt. – Tom rzucił mu ostre spojrzenie, ale wampir je zignorował. Był zadowolony, że dopiekł temu kundlowi. I póki co nic nie mogło mu popsuć znakomitego humoru.  

1 komentarz:

  1. Mogłabyś sprawdzić linki do rozdziałów 12-14 w spisie? Nie wyświetlają mi się odnośniki, a muszę zacząć od początku ;)

    Pzdr

    OdpowiedzUsuń